***
Taylor przejechał przez bramę, spoglądając ukradkiem w
stronę dziewczyny. Nie odzywała się od jakiegoś kwadransa, wbijając paznokcie w
wewnętrzną stronę swojej dłoni tak mocno, że widział jej pobielałe kłykcie. Ewidentnie
się denerwowała, chociaż tyle razy zapewniał ją, że niepotrzebnie.
-Wszystko w porządku?
Odwróciła się gwałtownie.
-Jesteś powiem, że rodzice
wiedzą?
-Znowu zaczynasz? –
westchnął.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale.. zaraz
sama się przekonasz co rodzice o tym myślą.
Wskazał głową na stojącą w
drzwiach uśmiechniętą kobietę, która dreptała w miejscu najwidoczniej marznąc.
Wzięła głęboki wdech, potem kolejny i wysiadła.
-Jessie kochanie, tak się
cieszę że przyjechałaś – przytuliła ją do siebie, po czym pociągnęła za rękę –
chodź bo zimno.
Zostawiły chłopaka samego,
co osobiście nie przeszkadzało mu. Cieszył się, że rodzice polubili Jessie, że
w pewnym sensie dali to ciepło, którego jej brakowało. Gdy wszedł do domu,
kobiety w najlepsze rozmawiały przy filiżance, zapewne herbaty. Prychnął pod
nosem, tak by go usłyszały i rzuciwszy ostentacyjnie torby znalazł się obok
nich.
-Tak to się zostawia syna –
spojrzał na matkę, po czym przeniósł wzrok na dziewczynę – i przyjaciela?
-Kochanie, Jessie jest
naszym gościem. Zachowuj się.
-Mamo..
-No właśnie.. zachowuj się
– przyjaciółka z ledwością powstrzymywała się przed parsknięciem i gdyby nie
obecność jego rodzicielki pewnie by to zrobiła.
Czarnowłosa kobieta odwróciła
się do kuchenki, co Taylor od razu wykorzystał, pochylając się nad Jessie.
Czuła jego oddech tuż przy uchu.
-Jeszcze kwadrans temu nie
byłaś taka odważna, jak tchórzliwy kociak – wyszeptał.
Miała ochotę mu przywalić,
wiedział to doskonale, ale jego charakter wręcz walczył ze sobą by nie dogryzać
jej na każdym kroku, droczyć się by doprowadzać do czystego szaleństwa, tak
jak i ona jego w większości czasu doprowadzała.
Nie czekając na jej
odpowiedź, ulotnił się z kuchni w trybie natychmiastowym, zderzając się prawie z
ojcem.
-Dobrze, że już jesteście,
mogę z wami porozmawiać?
-Ze mną i z Jessie?
Dziewczyna słysząc swoje
imię odwróciła się. W progu stał Richard, ubrany z czarne spodnie i niebieski
sweter, spod którego wystawał kołnierzyk jasnej koszuli. Widząc go, po raz
kolejny stwierdziła, że Tony i Taylor zdecydowanie po nim odziedziczyli oczy i
tą wyrazistość twarzy.
-Mam dla was propozycję –
ojciec uśmiechnął się tajemniczo do matki i wskazał na gestem dłoni na drzwi
jego gabinetu.
-Dla nas?
-Tak synu, dla ciebie i dla
Jessie – powtórzył – czy ja niewyraźnie mówię?
-Zaczynam się obawiać.
-Przestań tyle gadać –
uśmiechnął się do Taylora.
Weszli do gabinetu i do
nozdrzy dostał się zapach drewna i dymu. Dziewczyna rozejrzała się. Ciemne
drewniane ściany, kolorem przypominające dojrzałą czereśnię i wielkie, prawie
czarne biurko nadawały temu miejscu dostojeństwa. Niewiele brakowało a
ukłoniłaby się wchodząc do pomieszczenia. Na dwóch ścianach wisiały projekty w
złotych ramach, a przy biurku znajdował się jeden skórzany fotel właściciela i
dwa niewielkie po drugiej stronie. Tam też wskazał ojciec. Zajęli posłusznie
miejsca, spoglądając na niego jakby zaraz miał wydać na nich jakiś wyrok, jakby
mieli zostać skazani. Mężczyzna podszedł do barku, odwracając się do nich.
-Czego się napijecie?
-Zaczyna mnie to przerażać?
-Jessie jestem aż tak
straszny? – zaśmiał się pod nosem wyciągając szkocką i trzy szklanki.
-Nie, ale ta cała
tajemniczość.
-Bo utrudniacie mi na
każdym kroku, najpierw przed drzwiami teraz z wyborem alkoholu.
Usiadł wygodnie na fotelu
rozpinając guziki swojej marynarki.
-Przejdźmy do rzeczy –
zaczął nalewając alkohol i przesuwając szklanki w stronę siedzącej po
przeciwnej stronie biurka, pary – mam dla was propozycję pracy, a w zasadzie
stażu.
Taylor uśmiechnął się
usadawiając wygodniej w fotelu. Widział delikatne skinienie głowy ojca, czego
Jessie nie zauważyła.
-To znaczy?
-Ty wiesz co robimy i jak
funkcjonuje firma – przeniósł teraz wzrok na dziewczynę, która nadal się nie
odezwała – ale ty Jessie jeszcze nie wiesz. Zapoznałabyś się ze wszystkim na
miejscu, widziałem twoje prace i chciałbym żebyś do nas dołączyła. Potrzebuję
ludzi. Firma dostała kontrakt na zrobienie osiedla. Ja będę mieć ludzi, wy
praktykę. Więc co o tym myślicie?
Jessie spojrzała wreszcie
na Taylora, wpatrywał się w nią wyczekująco, stukając palcami o kant fotela.
Wyglądał tak jakby propozycja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia, ale czemu
ona się dziwiła. Dla niego było to coś naturalnego, a dla niej szansa na lepszą przyszłość.
-Chciałabyś?
-Czy bym chciała? –
uśmiechnęła się do przyjaciela, po czym odwróciła się w stronę mężczyzny –
kiedy zaczynamy?
-Myślę, że o tym
porozmawiamy po świętach. Bardzo się cieszę, że do nas dołączysz, a teraz
kochani chodźmy już bo mama zaraz sama zacznie wszystko przygotowywać.
***
Wcisnęła
się głębiej w ciepły koc, który przyniosła dla niej Lora, wpatrując się jak
urzeczona w wielką tarczę księżyca. Co jakiś czas jakaś chmura na krótką chwilę
przysłaniała go, zagarniając jego światło i po chwili znikała w ciemności.
Sięgnęła dłonią po stojący na stoliku kubek czekolady z kilkoma piankami.
Usłyszała za sobą skrzypienie na śniegu i odwróciła głowę. Taylor niósł kolejne
koce w jednej ręce i kubek z drugiej, próbując nie uronić z niego ani kropelki.
-Cholerna zimnica,
zobaczysz że się pochorujemy – wymamrotał niezbyt zadowolony.
-Przecież cię nie zmuszam,
chcesz to idź. Mnie jest dobrze.
-A potem będziesz narzekać,
że z tobą nie zostałem.
Rzucił koce na jeden z
foteli i chuchnął w dłonie. Z jego ust wydostała się delikatna mgiełka po czym
szybko zniknęła.
-Wynocha stąd jak masz tak
marudzić.
-I myślisz że cię
posłucham? – usiadł obok nakrywając ich kocem.
-Już dawno co do tego straciłam
nadzieję.
-No widzisz? Jak ty mnie
dobrze znasz. Aha, zapomniałbym, jedziemy razem na imprezę do Nate’a, w końcu jakoś trzeba pożegnać stary rok?
-Nie – posłała mu
spojrzenie pełne zaskoczenia.
-Ale jak to?
-Normalnie.
Taylor wpatrywał się w
dziewczynę jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
-Dlaczego?
-Rany Taylor, po prostu nie
mam ochoty na imprezę z ludźmi ze szkoły.
-To możemy wymyślić coś
innego.
-Nie. Potrzebuje
odpoczynku. Proszę.
-Jesteś pewna? Nie zmienisz
zdania? Zostały dwa dni..
-Jestem pewna że nie
zmienię zdania, odpocznę, poczytam, wynudzę się. To jest mi teraz potrzebne, a
ty masz się dobrze bawić. Może Amber uda się w końcu cię poderwać – poruszyła
śmiesznie brwiami.
-Po moim trupie.
-Możesz się upić.
-Hawks daj mi spokój,
między mną a Amber nic nigdy nie będzie i doskonale o tym wiesz, więc nie wiem
po co poruszasz ten temat.
-Żeby cię wkurzyć –
uśmiechnęła się szeroko upijając łyk już nie tak gorącego napoju, jakim był
jeszcze przed kilkoma minutami.
-Bierzesz ze mnie przykład?
-Uczę się od najlepszych.
-Wiesz co? Cieszę się że
byłaś tu przez święta. Cudownie widzieć mamę taką szczęśliwą..
-Sam to sprawiłeś.
-Ty też, polubili cię oboje
i wszystko byłoby świetnie gdyby nie to całe swatanie.
-Tak – zaśmiała się – to
jest zabawne, zobaczysz przekona się że nie ma sensu łączenie nas.
-To na pewno.
-Dlaczego padło na mnie a
nie na Tony’ego. Czym zawiniłem?
Zaśmiał się głośno po czym
jęknął uderzony w ramię przez przyjaciółkę.
-Idiota.
Widząc uśmiech na twarzy
dziewczyny, uśmiechnął się.
-Mimo wszystko dziękuję.
-To nie ty powinieneś mi
dziękować, tylko ja tobie. Nadal nie mogę uwierzyć że za miesiąc zaczynam normalną pracę.
Oparła głowę o jego ramię i
zapatrzyła się na czarne jak smoła nocne niebo. Ten gest stał się dla niej
czymś naturalnym, czymś związanym z Taylorem.
***
Taylor
stał z kieliszkiem szampana w jednej dłoni i telefonem w drugiej. Miał zamiar
zadzwonić, ale w ostatnim momencie zrezygnował, wysyłając przyjaciółce sms-a z
życzeniami noworocznymi. W pewnym sensie żałował że jej tu nie było, ale zdawał
sobie sprawę z tego, że dla niej wszystko za szybko się działo. Dosłownie
wpakował się buciorami w jej życie.
-Tu jesteś – usłyszał
piskliwy głosik i westchnął zrezygnowany – za chwilę odliczanie.
-Stąd też je usłyszę.
-Masz ochotę zatańczyć?
-Nie bardzo, może później.
-No tak przecież nie ma z
tobą tej twojej Jessie – warknęła.
-Co ci do tego?
-Zmieniłeś się Taylor.
Byłeś inny, a teraz..
-Amber ty nie wiesz jaki
byłem, więc nie mów mi że się zmieniłem..
-Zmieniłeś się – pokręciła
głową ze smutkiem.
Dziwnie się poczuł widząc
jej zaszklone oczy, jakby historia się powtarzała. Nie chciał tego, chciał mieć
czyste sumienie. Odstawił kieliszek na parapet i spojrzał na Amber zaciskając
szczękę.
-Zatańczysz?
-Naprawdę?
-Chodź.
Pociągnął szczęśliwą
dziewczynę w stronę kilku tańczących par i przytulił ją do siebie. Przylgnęła
do niego całym ciałem nawet się nie zastanawiając. Poczuł jej intensywne
perfumy i zrobiło mi się niedobrze, gdyby tylko mógł znalazłby się daleko stąd,
daleko od niej, ale nie chciał robić jej przykrości, chociaż tego jednego dnia.
W myślach wytłumaczył swoją wielkoduszność, dużą ilością alkoholu. W końcu
utwór się skończył, a ona nadal trwała w uścisku, nawet go nie poluźniając.
-Amber..
-Jeszcze jeden..
-Nic z tego, została
minuta.
Odsunęła się niechętnie po
czym została zawołana przez jakąś dziewczynę. Wykorzystał sytuację i niezauważony
wymknął się na zewnątrz. W oddali widział już piękne wulkany opadających na
ziemię drobnych gwiazdeczek, spirale, pióropusze. Magiczna noc, przerywana
głośnymi okrzykami, śpiewem i muzyką. Huki wystrzałów i znów rozsypujące się na
wszystkie strony małe iskierki. Oparł się o maskę jakiegoś samochodu i
zapatrzył w niebo. Miał nadzieję, że kolejny rok przyniesie więcej dobrego niż
złego, chociaż jak się tak głębiej zastanowił to nie mógł narzekać. Dodatkowo w
jego życiu pojawiła się dziewczyna, nie jako obiekt westchnień ale jako
prawdziwa przyjaciółka. Dziwne, że potrzebował właśnie kogoś takiego. Chciał
jej pomóc, w pewien sposób może ochronić przed złem jakiego doświadczała. W
końcu przyjaciele tak postępują. Znów spojrzał w rozjaśnione milionami iskier niebo
i delikatnie uniósł kieliszek.
-Szczęśliwego nowego roku –
powiedział do siebie opróżniając jednym haustem zawartość szkła.