***
-Gdzie byliście?
Tony spoglądał to na brata
to na dziewczynę stojącą obok niego. Poruszał przy tym śmiesznie brwiami co
wywołało nikły uśmiech na twarzy ich rodzicielki.
-A co cię to interesuje?
-Jestem tylko ciekaw.
-To nie twój biznes.
-Jessie skarbie jak się
spało? – matka postanowiła przerwać rozmowę synów, uśmiechając się ciepło do
zaczerwienionej dziewczyny.
Postawiła przed nią kubek z
czarną parującą cieczą.
-Ta kawa jest dla mnie –
Taylor przystanął przy matce uśmiechając się zadziornie – Jessie nie pije
czarnej, nie wie co traci.
-Wybacz skarbie nie
wiedziałam.
Posłała dziewczynie
przepraszające spojrzenie i przesunęła kubek na miejsce obok. Nalała do
czerwonej filiżanki herbaty, podsuwając ją pod samą dziewczynę.
-Nic się nie stało.
-Zjesz naleśniki?
-Z przyjemnością.
-Jessie nadal nie
odpowiedziałaś mamie jak się spało – Tony stał w progu szczerząc zęby w
uśmiechu.
Znowu poczuła jak policzki
zaczynając ją piec i dałaby sobie uciąć głowę że wyglądem w tej chwili przypominała
pomidora. I wtedy mignęła jej postać Taylora biegnącego z dzikim okrzykiem w
stronę uciekającego brata. Odwróciła się za siebie. Teraz miejsce, gdzie przed
chwilą stał Tony było puste, a po całym domu roznosiły się najróżniejsze
krzyki. Od ‘ty idioto’ po ‘tato, mamo pomocy!’. Pierwszy raz była świadkiem
czegoś takiego.
-To u nich normalne, o ile
można takie zachowanie zaliczyć do normalności – głos matki obu mężczyzn
sprawił że zwróciła głowę w jej kierunku.
-Powiedzmy że można to
zaliczyć – uśmiechnęła się – jeszcze raz dziękuję że mogłam spędzić tutaj
święta.
-Och skarbie, nie masz za
co dziękować. Poza tym jeszcze nas nie opuszczasz więc..
-.. właśnie za niedługo
chciałabym się zbierać.
-Jessie nie ma mowy, jest
jeszcze dużo do zjedzenia. Możesz przecież za trzy dni wrócić z Taylorem.
-Dziękuję ale nie.
Chciała, bardzo tego
chciała. Ale nie mogła siedzieć im na głowie. Gdyby tylko mogła zamieszkałaby z
nimi. Byli cudowni. W ciągu jednego wieczoru nabrała do tych ludzi takiego
zaufania, jakiego nie nabrała do żadnego człowieka.
-Czy mam się posunąć do
drastycznych środków?
Otworzyła szeroko oczy nie
bardzo wiedząc co odpowiedzieć, bo kompletnie nie wiedziała co Lora miała na
myśli. Przeszło jej nawet przez myśl, że ją porwą, zakneblują albo zabiją? Śmieszne.
Dosłownie wyśmiała siebie za takie brednie.
-Richard! Taylor! Chodźcie
do kuchni – krzyknęła tak głośno że Jessie podskoczyła na krzesełku.
Zaraz w drzwiach pojawiła
się dwójka mężczyzn, a tuż za nimi wychylał się Tony.
-Jessie chce wracać do domu.
-Już? – Richard podszedł do
żony patrząc ze zdziwieniem na dziewczynę.
-Ja.. no..
-Wrócisz ze mną. Przecież
nic się nie stanie jak trochę odpoczniesz.
-To samo mówiłam.
-Jest jeszcze bardziej
uparta niż ja – Taylor wskazał palcem na koleżankę, która nadal wodziła
wzrokiem po wszystkich zebranych.
-To są te pani drastyczne
środki? – zapytała w końcu.
-Tak i proszę nie mów do
mnie pani. Chcesz żebym czuła się staro?
-Nie, nie – przełknęła
głośno ślinę.
-Zostaniesz?
Taylor usiadł obok
wpatrując się w nią. Czuła się jak pod ostrzałem. Każdy patrzył na nią
wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Trzy dni z matką czy trzy dni z tą
rodziną. Odpowiedź była prosta.
-Niech wam będzie.
Była pewna że odetchnęli z
ulgą. Na ich twarzach widziała uśmiechy, a jej nie pozostało nic innego jak
tylko też się uśmiechnąć.
***
Dojeżdżali do mieszkania Taylora. Nie sądziła że te dni
zlecą aż tak szybko. Dawno nie czuła się tak jak przy tych ludziach.
Zazdrościła mu tego co posiadał. Brata, z którym ciągle się spierał i wygłupiał.
Ojca, z którym pochylał się nad przeróżnymi projektami. A przede wszystkim
zazdrościła mu matki, która swoje ciepło roztoczyła nawet nad nią. Osobą,
której tak naprawdę nie znała. Teraz czekał ją powrót do rzeczywistości. Do jej
rzeczywistości.
-Masz ochotę na piwo i
pizzę?
-Nie, dzięki.
-Na pewno?
-Dzięki za te święta.
-Nie masz za co mi
dziękować. Przyjemnie jak na mnie nie wrzeszczysz i nie wyzywasz mnie.
-Higgins nie przyzwyczajaj
się.
-No i czar prysł. Mam
wyczucie czasu, nie powiem.
Zaśmiali się i chłopak
zatrzymał samochód.
-Może jednak podrzucę cię
do domu?
-Nie, nie. Poradzę sobie.
Wysiadła z auta i owiało ją
zimne powietrze. Mocniej naciągnęła na głowę czapkę, po czym chuchnęła w
dłonie. Na ułamek sekundy dotarło do nich delikatne ciepło. Przyjęła od Taylora
torbę i uśmiechnęła się szeroko.
-Widzimy się pojutrze na
zajęciach.
-Jesteś pewna że sobie
poradzisz?
-Rany, mam dwadzieścia lat
a nie pięć. Na razie.
Machnęła dłonią śmiejąc się
pod nosem i po chwili zniknęła w parku. Wiedziała że droga zajmie jej co
najmniej godzinę, ale musiała się przejść, trochę pomyśleć. Dwa miesiące
wystarczyły by spotkała rodzinę, która znaczyła dla niej naprawdę dużo. Dwa
miesiące wystarczyły by znalazła przyjaciela. Zrzuciła na jego barki sekret,
który zżerał ją od środka przez dziesięć lat. Dziesięć długich lat, a
wystarczył wieczór by poczuć ulgę. Przypomniała sobie poranek nad jeziorem. Usnęła,
sama nie wiedziała kiedy, ale obudziła się z głową na jego kolanach. Dodatkowo
była przykryta jego kurtką. Kto by pomyślał że ten, którego uważała za nadętego
dupka okaże się wspaniałą osobą, że okaże się kimś komu zaufa.
Nim się spostrzegła była już pod domem. Wyglądał naprawdę
ponuro w szarościach zmroku. Zielona farba częściowo odchodziła, ukazując
poprzedni kolor. Niebieski? A może biały? Nigdy nie potrafiła tego
rozszyfrować. W jednym miejscu, tuż pod oknem farba zeszła całkowicie
odsłaniając tylko brudne drewno. Takie same z jakiego były zrobione okiennice,
których notabene nie oliwiono od dobrych kilku lat. Wydawały tak przeraźliwe
dźwięki przy każdym ruchu, że w ogóle zrezygnowały z zamykania ich. Matka nie
przejmowała się nawet tym że w jej sypialni zamiast szyby w jednym oknie była stara,
napęczniała i zagrzybiała dykta. O ile dobrze pamiętała miała może dwa lata?
Jakieś dwa lata temu, matka w złości rzuciła butelką rozbijając szkło. Pamiętała
też że wtedy chciała kupić nową, ale matka kazała się Jessie nie wtrącać do jej
spraw, więc dziewczyna więcej nie proponowała. Otwarła ostrożnie metalową,
pokrytą grubą warstwą rdzy, furtkę. Zaskrzypiała wywołując u niej ciarki na
całym ciele. Nienawidziła tej skrzekliwej melodii, tak samo jak drzwi
wejściowych. Siatka na nic była dziurawa, pokryta po części jakimś smarem i bóg
raczył wiedzieć czym jeszcze.
Weszła wreszcie do domu.
Ten sam zapach stęchlizny, alkoholu, tytoniu. Tak odmienny od.. nie! Musiała
przestać porównywać. To był jej dom. Dom jej ojca. Gdyby żył wyglądałby
zupełnie inaczej, ale nadal był to jej rodzinny dom. W kuchni paliło się
światło, więc była pewna że rozmowa jej nie ominie. Powoli ściągała buty, jakby
chcąc odwlec to co nieuniknione. I wtedy w drzwiach stanęła matka z papierosem
w ustach i szklanką z bursztynowym trunkiem w dłoni. Szlafrok niedbale miała
zawiązany, tak jak i włosy.
-Gdzie byłaś?
-Mam pracę domową odnośnie Main Street Garden w Dallas. Byłam tam
bo chcę utrzymać stypendium.
-Skąd ty masz na to
pieniądze? – spojrzała na nią podejrzliwie.
-Mówiłam ci że wyprowadzam
psy pani Evans – chciała za wszelką cenę zmienić temat – masz ochotę coś zjeść?
Ale matka już otwierała
drzwi do swojej sypialni, zaraz po tym usłyszała ich głośny trzask. Odetchnęła
z ulgą. Widocznie dzisiaj miała dobry humor, bo rozmowa nie skończyła się
awanturą. Chwyciła butelkę wody i wreszcie znalazła się w swoim pokoju. Zamknęła
je na klucz w razie gdyby matka zmieniła zdanie i wszczęła piekło. Rzuciła
torbę na ziemię, jednak po chwili schyliła się wyciągając z niej paczkę
skittlesów. Była tak wymęczona, że wrzuciła sobie wszystkie naraz do buzi i
prawie natychmiast ułożyła się na łóżku, odpływając w kojący, przyjemny sen.
***
Taylor usłyszał po raz kolejny dźwięk telefonu i wybiegł na
golasa spod prysznica. Jak na złość nigdzie nie mógł znaleźć ręcznika. Prychnął
pod nosem kilka obelg w stylu „łazienka
bez ręcznika”, używając w jednym zdaniu niezliczonej masy niecenzuralnych
słów. Na drewnianej podłodze z każdym krokiem pojawiały się mokre ślady. Dopiero
w salonie zobaczył złożony w kostkę upragniony ręcznik. No tak pomyślał że
przecież to odpowiednie miejsce dla takich rzeczy, i przewiązując go sobie w
pasie zobaczył kto dzwoni. Uśmiechnął się pod nosem.
-Cześć mamo. Coś się stało?
-A czy musi się coś dziać,
żebym mogła do ciebie zadzwonić?
-Przy czwartym twoim
telefonie, zacząłem się niepokoić.
-Nie, nie. Nic się nie
stało. Co tam u ciebie?
-Mamo.. tydzień temu byłem
w domu. Od tego czasu nic się nie wydarzyło – westchnął głośno – no zadaj to
pytanie, bo wiem że cię to gryzie.
-Co??.. ja tylko..
-U Jessie wszystko w
porządku, znając życie dzwonisz właśnie żeby się o nią zapytać.
-Stan opowiadał mi o jej
tacie..
-To już wiesz?
-Tak.
-Jessie nie ma łatwo, ale
się nie poddaje.
-Taylor, to cudowna
dziewczyna.
-Mamo mówiłem ci.
Przyjaźnię się z nią i nie licz na więcej. Nie ma mowy. Ani ja się nią nie
interesuję, ani ona mną.
-Uparty jak ojciec.
Zaśmiał się. Wyobraził
sobie właśnie zmarszczone czoło matki i tą minę, którą miała gdy coś nie szło
po jej myśli. Po tonie jej głosu domyślał się że właśnie teraz tak musiała
wyglądać. Współczuł w tym momencie ojcu. Do wieczora będzie zamęczać go
wywodami na temat Jessie.
-Obiecuję że jeszcze kiedyś
ją przywiozę.
-Na boże narodzenie,
chociaż na jeden dzień, bo pewnie święta będzie chciała spędzić z matką.
No tak. Przecież ona nie
miała o niczym pojęcia, a on nie zamierzał zdradzać sekretu Jessie. Dał jej słowo.
Nie miał zamiaru go łamać, chociaż chciał coś z tym zrobić. Chciał przerwać jej
cierpienie.
-Przywiozę Jessie jeżeli
tylko będzie miała na to ochotę. Dobrze?
-Cieszę się. Kochanie,
kończę już, bo z ojcem jedziemy do agencji. Ucałuj serdecznie Jessie od nas.
-Jezu sama ją ucałujesz – parsknął
śmiechem.
-Uparty osioł.
-Kocham cię. Pa.
Pożegnał się i wrócił do
łazienki. Wszedł od razu pod lejący się strumień gorącej wody. Poczuł przyjemne
ciepło rozluźniające jego napięte mięśnie. Wszędzie wokoło unosiła się para,
osiadająca na płytkach, na każdej rzeczy znajdującej się w łazience. Oparł się
dłonią o ścianę. Czuł się źle wiedząc o matce Jessie. O tym co z nią robi. I
nie mogąc nic zrobić, nic powiedzieć, chociaż miał ochotę potraktować tą
kobietę tak samo jak ona traktowała córkę. Własną córkę. Dlaczego najbliższe
osoby, które powinny kochać cię bezgranicznie, chronić, wspierać po prostu
krzywdzą. Tego nie potrafił zrozumieć.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytają, a także tym którzy komentują moje wypociny :).
To dzięki Wam nadal chce mi się pisać i dokończyć to co zaczęłam. Jesteście kochani :**
PIERWSZA! ^^
OdpowiedzUsuńłał jak zawsze wspaniały rozdział...tak mi strasznie przykro z powodu Jessy. Miło że przynajmniej ktoś się o nią troszczy. Heh... Taylor o tym nie wie ale ja wiem że ty wiesz ze będą razem :D
znaczy ja mam taką nadzieję że ty wiesz bo jak nie.... tak potrafię być ostra więc radzę ci abyś pisała szybko i jak najwięcej ! ;]
pozdrawiam i całuję ;***
mrrrryyy ^^
OdpowiedzUsuńRozdział - oh i ah!
Cóż mogę więcej napisać?
Jak zobaczyłam, że masz nowy rozdział to aż podskoczyłam z radości na krześle :D
Ucieszyłam się jak dziecko ^^
Uwielbiam!
Czekam na więcej! Buuuzia :*
Uwielbiam<3! Po prostu cudeńko :D No i dobrze pisz pisz ;) I ani mi się waż przerywać to co zaczęłaś, ok? Buziaki ;*
OdpowiedzUsuńMasz pisać, pisać i jeszcze raz pisać bo kocham to co robisz :D Kocham te twoje wypociny i ciebie za to że je tu nam udostępniasz xD Rozdział jak zwykle cudowny...Taylor biega po chacie - mokry - na golasa ... i jak tu Cię nie kochać jeszcze bardziej? :D No ale z każdym rozdziałem coraz bardziej martwie się sytuacją rodzinną Jessie, z każdą notką współczuje jej co raz mocniej..biedactwo. A teraz kolejny tydzień czekania na następny rozdział. Czemu...CZEMU! :...( Ja chce już następny czwartek ^^
OdpowiedzUsuńKurde tak przyjemnie to się czyta,że z niecierpliwością będę czekać do następnego czwartku ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
Alice: no kochana zaplątałaś tak bardzo że sama nie wiem czy oni wiedzą, że ja też nie wiem o tym co Ty wiesz :D :*:*
OdpowiedzUsuńAnimka-chan: strasznie się cieszę że tak zareagowałaś, ale mam teraz banana na twarzy.. dziękuję :***
Oluś: kochana mam nadzieję, że pomysłów mi nie zabraknie, ale dam radę :***** pozdrawiam i całuje :)
Yasha: kochana, no cieszę się że z całego rozdziału widziałaś tylko mokrego Taylora hahaha wszystko jasne :D no ale czego się spodziewać po takim zboku :D buziaaa :**
Anonimowy/a: dziękuję za miłe słowa i musisz mi wybaczyć, że dopiero w czwartek dodam kolejny rozdział, ale nie chcę za szybko tego skończyć :D .. jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :*
Ej! To nie prawda, cały rozdział mi się podobał!!! Tylko że mokry golas to taki extra dodatek, co poradzić - masz racje, taki ze mnie zbok że mam radoche na samą myśl o biegającym Taylorze bez gaci xDDD ;*
UsuńOho juz wyobrazam sobie wyraz Twojej twarzy :D
UsuńTaaa sory za moją głupotę i za to, że nie przeczytałam wcześniej nie wiem co mi odbiło xd Jesteś wspaniała i przecież o tym wiesz:D Pff może przestanę cię podbudowywać bo jeszcze w samouwielbienie popadniesz :D Nie no jesteś świetna bez dwóch zdań jakbym kiedyś usłyszała od cb że masz zamiar skończyć z pisaniem to biorę najbliższy samolot i "ładnie" przywitam się kopniakiem ;*
OdpowiedzUsuńMama Taylora nigdy nie da Jessie spokoju. Ubzdurała sobie, że Jessie zostanie jej synową i koniec xD Poza tym miło, w pewnym momencie dziewczyna postawiła się Taylorowi, nie musiał jej odprowadzać do domu ;3
OdpowiedzUsuńps: u mnie szablon nie jest mojej roboty, ale dzięki za słowa krytki xD czyjaś praca nie poszła na marne ^^
I znowu to samo -.- Komentarz powyższy jest ode mnie, byłam na innym koncie z którego właściwie nie korzystam i utworzył się, bo jest połączone google z YT =.=
OdpowiedzUsuńTakże wybacz podwójny i pozdrawiam ciepło xD
Nova: Wiki w takim razie rzucam pisanie!!! To kiedy przylatujesz?? ;D dzieki za takie slowa kochana, sama dobrze wiesz ile dla mnie znacza ;* dziekuje ;*
OdpowiedzUsuńHeladas: Jessie pewnie jeszcze nie raz i nie dwa mu sie postawi, co doprowadzi do spiec, przepychanek. Dwa uparte osly ;D buziaki ;**
Hahaahah xD Nie no, rozdział the best :D Uwielbiam te ich rozmowy, ale to już pisałam wiele razy :) I miałam podobnie jak Yasha, czy ja już pisałam, że uwielbiam Taylora? :> Pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuń„łazienka bez ręcznika”
OdpowiedzUsuńi Taylor na golasa ;> mrauuu...
Jestem albo dziwna, albo nad wyraz zboczona bo muszę takie smaczki wyłapywać ;D
Rozdział oczywiście mega, mam takie zaległości więc się cieszę ;D Mam co czytać. Dobra, lecę do następnego rozdziału.