czwartek, 8 listopada 2012

rozdział *11



***
        
-Gdzie byliście?
Tony spoglądał to na brata to na dziewczynę stojącą obok niego. Poruszał przy tym śmiesznie brwiami co wywołało nikły uśmiech na twarzy ich rodzicielki.
-A co cię to interesuje?
-Jestem tylko ciekaw.
-To nie twój biznes.
-Jessie skarbie jak się spało? – matka postanowiła przerwać rozmowę synów, uśmiechając się ciepło do zaczerwienionej dziewczyny.
Postawiła przed nią kubek z czarną parującą cieczą.
-Ta kawa jest dla mnie – Taylor przystanął przy matce uśmiechając się zadziornie – Jessie nie pije czarnej, nie wie co traci.
-Wybacz skarbie nie wiedziałam.
Posłała dziewczynie przepraszające spojrzenie i przesunęła kubek na miejsce obok. Nalała do czerwonej filiżanki herbaty, podsuwając ją pod samą dziewczynę.
-Nic się nie stało.
-Zjesz naleśniki?
-Z przyjemnością.
-Jessie nadal nie odpowiedziałaś mamie jak się spało – Tony stał w progu szczerząc zęby w uśmiechu.
Znowu poczuła jak policzki zaczynając ją piec i dałaby sobie uciąć głowę że wyglądem w tej chwili przypominała pomidora. I wtedy mignęła jej postać Taylora biegnącego z dzikim okrzykiem w stronę uciekającego brata. Odwróciła się za siebie. Teraz miejsce, gdzie przed chwilą stał Tony było puste, a po całym domu roznosiły się najróżniejsze krzyki. Od ‘ty idioto’ po ‘tato, mamo pomocy!’. Pierwszy raz była świadkiem czegoś takiego.
-To u nich normalne, o ile można takie zachowanie zaliczyć do normalności – głos matki obu mężczyzn sprawił że zwróciła głowę w jej kierunku.
-Powiedzmy że można to zaliczyć – uśmiechnęła się – jeszcze raz dziękuję że mogłam spędzić tutaj święta.
-Och skarbie, nie masz za co dziękować. Poza tym jeszcze nas nie opuszczasz więc..
-.. właśnie za niedługo chciałabym się zbierać.
-Jessie nie ma mowy, jest jeszcze dużo do zjedzenia. Możesz przecież za trzy dni wrócić z Taylorem.
-Dziękuję ale nie.
Chciała, bardzo tego chciała. Ale nie mogła siedzieć im na głowie. Gdyby tylko mogła zamieszkałaby z nimi. Byli cudowni. W ciągu jednego wieczoru nabrała do tych ludzi takiego zaufania, jakiego nie nabrała do żadnego człowieka.
-Czy mam się posunąć do drastycznych środków?
Otworzyła szeroko oczy nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć, bo kompletnie nie wiedziała co Lora miała na myśli. Przeszło jej nawet przez myśl, że ją porwą, zakneblują albo zabiją? Śmieszne. Dosłownie wyśmiała siebie za takie brednie.
-Richard! Taylor! Chodźcie do kuchni – krzyknęła tak głośno że Jessie podskoczyła na krzesełku.
Zaraz w drzwiach pojawiła się dwójka mężczyzn, a tuż za nimi wychylał się Tony.
-Jessie chce wracać do domu.
-Już? – Richard podszedł do żony patrząc ze zdziwieniem na dziewczynę.
-Ja.. no..
-Wrócisz ze mną. Przecież nic się nie stanie jak trochę odpoczniesz.
-To samo mówiłam.
-Jest jeszcze bardziej uparta niż ja – Taylor wskazał palcem na koleżankę, która nadal wodziła wzrokiem po wszystkich zebranych.
-To są te pani drastyczne środki? – zapytała w końcu.
-Tak i proszę nie mów do mnie pani. Chcesz żebym czuła się staro?
-Nie, nie – przełknęła głośno ślinę.
-Zostaniesz?
Taylor usiadł obok wpatrując się w nią. Czuła się jak pod ostrzałem. Każdy patrzył na nią wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Trzy dni z matką czy trzy dni z tą rodziną. Odpowiedź była prosta.
-Niech wam będzie.
Była pewna że odetchnęli z ulgą. Na ich twarzach widziała uśmiechy, a jej nie pozostało nic innego jak tylko też się uśmiechnąć.

***

         Dojeżdżali do mieszkania Taylora. Nie sądziła że te dni zlecą aż tak szybko. Dawno nie czuła się tak jak przy tych ludziach. Zazdrościła mu tego co posiadał. Brata, z którym ciągle się spierał i wygłupiał. Ojca, z którym pochylał się nad przeróżnymi projektami. A przede wszystkim zazdrościła mu matki, która swoje ciepło roztoczyła nawet nad nią. Osobą, której tak naprawdę nie znała. Teraz czekał ją powrót do rzeczywistości. Do jej rzeczywistości.
-Masz ochotę na piwo i pizzę?
-Nie, dzięki.
-Na pewno?
-Dzięki za te święta.
-Nie masz za co mi dziękować. Przyjemnie jak na mnie nie wrzeszczysz i nie wyzywasz mnie.
-Higgins nie przyzwyczajaj się.
-No i czar prysł. Mam wyczucie czasu, nie powiem.
Zaśmiali się i chłopak zatrzymał samochód.
-Może jednak podrzucę cię do domu?
-Nie, nie. Poradzę sobie.
Wysiadła z auta i owiało ją zimne powietrze. Mocniej naciągnęła na głowę czapkę, po czym chuchnęła w dłonie. Na ułamek sekundy dotarło do nich delikatne ciepło. Przyjęła od Taylora torbę i uśmiechnęła się szeroko.
-Widzimy się pojutrze na zajęciach.
-Jesteś pewna że sobie poradzisz?
-Rany, mam dwadzieścia lat a nie pięć. Na razie.
Machnęła dłonią śmiejąc się pod nosem i po chwili zniknęła w parku. Wiedziała że droga zajmie jej co najmniej godzinę, ale musiała się przejść, trochę pomyśleć. Dwa miesiące wystarczyły by spotkała rodzinę, która znaczyła dla niej naprawdę dużo. Dwa miesiące wystarczyły by znalazła przyjaciela. Zrzuciła na jego barki sekret, który zżerał ją od środka przez dziesięć lat. Dziesięć długich lat, a wystarczył wieczór by poczuć ulgę. Przypomniała sobie poranek nad jeziorem. Usnęła, sama nie wiedziała kiedy, ale obudziła się z głową na jego kolanach. Dodatkowo była przykryta jego kurtką. Kto by pomyślał że ten, którego uważała za nadętego dupka okaże się wspaniałą osobą, że okaże się kimś komu zaufa.
         Nim się spostrzegła była już pod domem. Wyglądał naprawdę ponuro w szarościach zmroku. Zielona farba częściowo odchodziła, ukazując poprzedni kolor. Niebieski? A może biały? Nigdy nie potrafiła tego rozszyfrować. W jednym miejscu, tuż pod oknem farba zeszła całkowicie odsłaniając tylko brudne drewno. Takie same z jakiego były zrobione okiennice, których notabene nie oliwiono od dobrych kilku lat. Wydawały tak przeraźliwe dźwięki przy każdym ruchu, że w ogóle zrezygnowały z zamykania ich. Matka nie przejmowała się nawet tym że w jej sypialni zamiast szyby w jednym oknie była stara, napęczniała i zagrzybiała dykta. O ile dobrze pamiętała miała może dwa lata? Jakieś dwa lata temu, matka w złości rzuciła butelką rozbijając szkło. Pamiętała też że wtedy chciała kupić nową, ale matka kazała się Jessie nie wtrącać do jej spraw, więc dziewczyna więcej nie proponowała. Otwarła ostrożnie metalową, pokrytą grubą warstwą rdzy, furtkę. Zaskrzypiała wywołując u niej ciarki na całym ciele. Nienawidziła tej skrzekliwej melodii, tak samo jak drzwi wejściowych. Siatka na nic była dziurawa, pokryta po części jakimś smarem i bóg raczył wiedzieć czym jeszcze. 
Weszła wreszcie do domu. Ten sam zapach stęchlizny, alkoholu, tytoniu. Tak odmienny od.. nie! Musiała przestać porównywać. To był jej dom. Dom jej ojca. Gdyby żył wyglądałby zupełnie inaczej, ale nadal był to jej rodzinny dom. W kuchni paliło się światło, więc była pewna że rozmowa jej nie ominie. Powoli ściągała buty, jakby chcąc odwlec to co nieuniknione. I wtedy w drzwiach stanęła matka z papierosem w ustach i szklanką z bursztynowym trunkiem w dłoni. Szlafrok niedbale miała zawiązany, tak jak i włosy.
-Gdzie byłaś?
-Mam pracę domową odnośnie Main Street Garden w Dallas. Byłam tam bo chcę utrzymać stypendium.
-Skąd ty masz na to pieniądze? – spojrzała na nią podejrzliwie.
-Mówiłam ci że wyprowadzam psy pani Evans – chciała za wszelką cenę zmienić temat – masz ochotę coś zjeść?
Ale matka już otwierała drzwi do swojej sypialni, zaraz po tym usłyszała ich głośny trzask. Odetchnęła z ulgą. Widocznie dzisiaj miała dobry humor, bo rozmowa nie skończyła się awanturą. Chwyciła butelkę wody i wreszcie znalazła się w swoim pokoju. Zamknęła je na klucz w razie gdyby matka zmieniła zdanie i wszczęła piekło. Rzuciła torbę na ziemię, jednak po chwili schyliła się wyciągając z niej paczkę skittlesów. Była tak wymęczona, że wrzuciła sobie wszystkie naraz do buzi i prawie natychmiast ułożyła się na łóżku, odpływając w kojący, przyjemny sen.



***

         Taylor usłyszał po raz kolejny dźwięk telefonu i wybiegł na golasa spod prysznica. Jak na złość nigdzie nie mógł znaleźć ręcznika. Prychnął pod nosem kilka obelg w stylu „łazienka bez ręcznika”, używając w jednym zdaniu niezliczonej masy niecenzuralnych słów. Na drewnianej podłodze z każdym krokiem pojawiały się mokre ślady. Dopiero w salonie zobaczył złożony w kostkę upragniony ręcznik. No tak pomyślał że przecież to odpowiednie miejsce dla takich rzeczy, i przewiązując go sobie w pasie zobaczył kto dzwoni. Uśmiechnął się pod nosem.
-Cześć mamo. Coś się stało?
-A czy musi się coś dziać, żebym mogła do ciebie zadzwonić?
-Przy czwartym twoim telefonie, zacząłem się niepokoić.
-Nie, nie. Nic się nie stało. Co tam u ciebie?
-Mamo.. tydzień temu byłem w domu. Od tego czasu nic się nie wydarzyło – westchnął głośno – no zadaj to pytanie, bo wiem że cię to gryzie.
-Co??.. ja tylko..
-U Jessie wszystko w porządku, znając życie dzwonisz właśnie żeby się o nią zapytać.
-Stan opowiadał mi o jej tacie..
-To już wiesz?
-Tak.
-Jessie nie ma łatwo, ale się nie poddaje.
-Taylor, to cudowna dziewczyna.
-Mamo mówiłem ci. Przyjaźnię się z nią i nie licz na więcej. Nie ma mowy. Ani ja się nią nie interesuję, ani ona mną.
-Uparty jak ojciec.
Zaśmiał się. Wyobraził sobie właśnie zmarszczone czoło matki i tą minę, którą miała gdy coś nie szło po jej myśli. Po tonie jej głosu domyślał się że właśnie teraz tak musiała wyglądać. Współczuł w tym momencie ojcu. Do wieczora będzie zamęczać go wywodami na temat Jessie.
-Obiecuję że jeszcze kiedyś ją przywiozę.
-Na boże narodzenie, chociaż na jeden dzień, bo pewnie święta będzie chciała spędzić z matką.
No tak. Przecież ona nie miała o niczym pojęcia, a on nie zamierzał zdradzać sekretu Jessie. Dał jej słowo. Nie miał zamiaru go łamać, chociaż chciał coś z tym zrobić. Chciał przerwać jej cierpienie.
-Przywiozę Jessie jeżeli tylko będzie miała na to ochotę. Dobrze?
-Cieszę się. Kochanie, kończę już, bo z ojcem jedziemy do agencji. Ucałuj serdecznie Jessie od nas.
-Jezu sama ją ucałujesz – parsknął śmiechem.
-Uparty osioł.
-Kocham cię. Pa.
Pożegnał się i wrócił do łazienki. Wszedł od razu pod lejący się strumień gorącej wody. Poczuł przyjemne ciepło rozluźniające jego napięte mięśnie. Wszędzie wokoło unosiła się para, osiadająca na płytkach, na każdej rzeczy znajdującej się w łazience. Oparł się dłonią o ścianę. Czuł się źle wiedząc o matce Jessie. O tym co z nią robi. I nie mogąc nic zrobić, nic powiedzieć, chociaż miał ochotę potraktować tą kobietę tak samo jak ona traktowała córkę. Własną córkę. Dlaczego najbliższe osoby, które powinny kochać cię bezgranicznie, chronić, wspierać po prostu krzywdzą. Tego nie potrafił zrozumieć.




Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytają, a także tym którzy komentują moje wypociny :). 
To dzięki Wam nadal chce mi się pisać i dokończyć to co zaczęłam. Jesteście kochani :** 

14 komentarzy:

  1. PIERWSZA! ^^
    łał jak zawsze wspaniały rozdział...tak mi strasznie przykro z powodu Jessy. Miło że przynajmniej ktoś się o nią troszczy. Heh... Taylor o tym nie wie ale ja wiem że ty wiesz ze będą razem :D
    znaczy ja mam taką nadzieję że ty wiesz bo jak nie.... tak potrafię być ostra więc radzę ci abyś pisała szybko i jak najwięcej ! ;]
    pozdrawiam i całuję ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. mrrrryyy ^^
    Rozdział - oh i ah!
    Cóż mogę więcej napisać?
    Jak zobaczyłam, że masz nowy rozdział to aż podskoczyłam z radości na krześle :D
    Ucieszyłam się jak dziecko ^^
    Uwielbiam!
    Czekam na więcej! Buuuzia :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam<3! Po prostu cudeńko :D No i dobrze pisz pisz ;) I ani mi się waż przerywać to co zaczęłaś, ok? Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz pisać, pisać i jeszcze raz pisać bo kocham to co robisz :D Kocham te twoje wypociny i ciebie za to że je tu nam udostępniasz xD Rozdział jak zwykle cudowny...Taylor biega po chacie - mokry - na golasa ... i jak tu Cię nie kochać jeszcze bardziej? :D No ale z każdym rozdziałem coraz bardziej martwie się sytuacją rodzinną Jessie, z każdą notką współczuje jej co raz mocniej..biedactwo. A teraz kolejny tydzień czekania na następny rozdział. Czemu...CZEMU! :...( Ja chce już następny czwartek ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde tak przyjemnie to się czyta,że z niecierpliwością będę czekać do następnego czwartku ;)
    Serdecznie pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Alice: no kochana zaplątałaś tak bardzo że sama nie wiem czy oni wiedzą, że ja też nie wiem o tym co Ty wiesz :D :*:*

    Animka-chan: strasznie się cieszę że tak zareagowałaś, ale mam teraz banana na twarzy.. dziękuję :***

    Oluś: kochana mam nadzieję, że pomysłów mi nie zabraknie, ale dam radę :***** pozdrawiam i całuje :)

    Yasha: kochana, no cieszę się że z całego rozdziału widziałaś tylko mokrego Taylora hahaha wszystko jasne :D no ale czego się spodziewać po takim zboku :D buziaaa :**

    Anonimowy/a: dziękuję za miłe słowa i musisz mi wybaczyć, że dopiero w czwartek dodam kolejny rozdział, ale nie chcę za szybko tego skończyć :D .. jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej! To nie prawda, cały rozdział mi się podobał!!! Tylko że mokry golas to taki extra dodatek, co poradzić - masz racje, taki ze mnie zbok że mam radoche na samą myśl o biegającym Taylorze bez gaci xDDD ;*

      Usuń
    2. Oho juz wyobrazam sobie wyraz Twojej twarzy :D

      Usuń
  7. Taaa sory za moją głupotę i za to, że nie przeczytałam wcześniej nie wiem co mi odbiło xd Jesteś wspaniała i przecież o tym wiesz:D Pff może przestanę cię podbudowywać bo jeszcze w samouwielbienie popadniesz :D Nie no jesteś świetna bez dwóch zdań jakbym kiedyś usłyszała od cb że masz zamiar skończyć z pisaniem to biorę najbliższy samolot i "ładnie" przywitam się kopniakiem ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Mama Taylora nigdy nie da Jessie spokoju. Ubzdurała sobie, że Jessie zostanie jej synową i koniec xD Poza tym miło, w pewnym momencie dziewczyna postawiła się Taylorowi, nie musiał jej odprowadzać do domu ;3
    ps: u mnie szablon nie jest mojej roboty, ale dzięki za słowa krytki xD czyjaś praca nie poszła na marne ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. I znowu to samo -.- Komentarz powyższy jest ode mnie, byłam na innym koncie z którego właściwie nie korzystam i utworzył się, bo jest połączone google z YT =.=
    Także wybacz podwójny i pozdrawiam ciepło xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Nova: Wiki w takim razie rzucam pisanie!!! To kiedy przylatujesz?? ;D dzieki za takie slowa kochana, sama dobrze wiesz ile dla mnie znacza ;* dziekuje ;*

    Heladas: Jessie pewnie jeszcze nie raz i nie dwa mu sie postawi, co doprowadzi do spiec, przepychanek. Dwa uparte osly ;D buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  11. Hahaahah xD Nie no, rozdział the best :D Uwielbiam te ich rozmowy, ale to już pisałam wiele razy :) I miałam podobnie jak Yasha, czy ja już pisałam, że uwielbiam Taylora? :> Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  12. „łazienka bez ręcznika”
    i Taylor na golasa ;> mrauuu...
    Jestem albo dziwna, albo nad wyraz zboczona bo muszę takie smaczki wyłapywać ;D
    Rozdział oczywiście mega, mam takie zaległości więc się cieszę ;D Mam co czytać. Dobra, lecę do następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń