***
Stała pod drzwiami Taylora z iście szatańskim
uśmiechem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że go obudzi, ale jakoś mało
się tym przejmowała. Zapukała jeszcze raz, ale tym razem zza drzwi usłyszała
jakiś ruch. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i do środka wpadła trójka
psiaków, całych w śniegu, przewracając zdezorientowanego chłopaka.
-Cholera, złaźcie ze mnie –
próbował wyswobodzić się z ich uścisków, jednak na próżno – Jessie! Oberwiesz!
Dziewczyna wpatrywała się w
najcudowniejszy obrazek jaki kiedykolwiek dane jej było oglądać. Taylor leżał
na podłodze w samych spodenkach, a na nim leżały Skip i Sky, merdając ogonami
tak mocno, że całe ich ciała chodziły. Skipper stał nad chłopakiem liżąc go po
twarzy, nie przejmując się tym, że on ciągle zasłaniał się i odganiał go od
siebie.
Jessie po krótkiej chwili
śmiania się, gwizdnęła i psy momentalnie znalazły się przy jej nodze.
Przyjaciel podniósł się niezgrabnie, piorunując ją wzrokiem. Po jego ciele
spływały resztki śniegu, który w styczności z jego gorącym ciałem stały się
niczym innym jak brudną mazią.
-Do reszty ci odbiło?
-Tak moje kochane wygląda
gbur o poranku – pochyliła się ku psom, po czym wyprostowała się i potrząsnęła
torbą trzymaną w dłoni – to na poprawę nastroju.
Uśmiechnął się sztucznie,
wycierając jakąś szmatką.
-Patrz, już jestem
szczęśliwy.
-Idź się ubrać, wszystko
przygotuję i uciekam.
-Gdzie? – spojrzał na nią
zaskoczony.
-Na spacer, potem zakupy,
muszę jeszcze jechać do ‘Billy’ego’ przymierzyć
strój na sobotę. W końcu to mój ostatni występ.
-Daj mi chwilę, doprowadzę
się do porządku.
Kilka minut później usiadł obok Jessie, na stole znajdowało
się świeże pieczywo, kilka rodzajów sera, czerwone plastry pomidora
kontrastujące z zielenią ogórka, jakaś wędlina. Wszystko przystrojone tak, że
ślinka napłynęła mu do ust.
-Hawks, mogłabyś robić mi
codziennie takie śniadania.
-Zapomnij.
-Pojadę z tobą do klubu. I
tak nie mam co robić.
-Jak chcesz..
Spojrzał na nią, wydawała
się zamyślona, jakby czymś się martwiła.
-Będzie ci brakować tańca?
-Hmm.. w jakimś stopniu na
pewno, wiesz, praca marzeń to nie była, ale występowałam tam w każdy weekend od
ponad dwóch lat. Jakoś tak dziwnie..
-Przecież nie musisz
rezygnować.
-Taylor, wypadałoby
dorosnąć. Pracą w takim miejscu nie bardzo da się szczycić, w cv nie powinno
się umieszczać takich informacji, teraz mam staż, dzięki tobie..
-.. dzięki sobie..
-..chcę skupić się na tym –
upiła łyk herbaty – pracowałam tam, żeby uzbierać kasę na mieszkanie, gdy
skończę studia, a nie ukrywam to były dobre pieniądze. Jednak przyzwyczaiłam
się.
-Muszę przyznać że będzie
brakować mi tych twoich występów.. no chyba, że będę mógł liczyć na prywatny
pokaz?
Pochyliła się nieznacznie w
jego stronę i zmrużyła oczy. Znów wyglądała jak kotka gotowa zaatakować, ten
wyraz twarzy u niej lubił, była dzika i nieprzewidywalna.
-Jeden jedyny raz przed
tobą zatańczę.. na twoim kawalerskim.
-Wiedziałem, że nie mogło
być pięknie – westchnął kręcąc głową.
-Marudzisz Higgins.
-Tak już mam gdy ktoś mnie
brutalnie obudzi. Byłaś już z nimi na spacerze?
Spojrzał na leżące obok
sofy psy i parsknął śmiechem, dwójka z nich leżała na plecach z wywieszonymi
jęzorami, które teraz znaczyły mokry ślad na ciemnej podłodze.
-Tak, ale krótko, więc
teraz muszę wykorzystać ostatki śniegu i zabrać je na dłużej.
-Przyda mi się świeże
powietrze.
-Pod warunkiem, że nie
będziesz marudzić.
-Przecież mnie znasz,
jestem oazą spokoju.
-Ta.. jasne – prychnęła pod
nosem – ale ok. Możesz nam potowarzyszyć.
-O dzięki ma pani.
Zniknął za drzwiami tak
szybko, że nie było sensu by cokolwiek jeszcze dopowiadać. Przeniosła wzrok na
psiaki.
-Będziemy mieć towarzystwo
tego gbura.
-Słyszałem!
***
Ciemnowłosa wpatrywała się w zdjęcie ojca, stojąc przy
ścianie pamięci. Tak nazywała ścianę w swoim pokoju, którą pokrywała masa
zdjęć, jej wspomnień. Powiodła palcem po sylwetce mężczyzny, wyczuwając pod
palcami gładkość fotografii. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Właśnie była w
trakcie spełniania swojego marzenia i przepełniała ją tak wielka radość, że
miała ochotę piszczeć i skakać ze szczęścia. Nie była tą samą dziewczyną co
kilka miesięcy temu, potrafiła szczerze się uśmiechać, cieszyć życiem, mimo
złośliwości losu.
-Tato jadę tam..
-Tatusiu! Wiem kim zostanę jak urosnę.
Dziewczynka z długim warkoczem wpadła do pokoju jak
burza, prawie wykładając się na podłodze tuż przed nogami mężczyzny.
-Promyczku masz dopiero dziewięć lat, już to wiesz?
– mężczyzna spojrzał na nią z uśmiechem odkładając czytaną gazetę.
W odpowiedzi usłyszał obruszony głos córki i
zobaczył jej zmarszczone czoło.
-Nie dopiero.. już mam dziewięć lat, jestem duża.
-No dobrze, już dobrze. Powiedz mi kim zostaniesz.
-Księżniczką na zamku w Anglii.
Z ledwością pohamował by nie wybuchnąć śmiechem,
stłumił to jednak w sobie i posadził ją sobie na kolanach.
-W Anglii? A wiesz, że to bardzo daleko? Będę za
tobą tęsknić.
-No przecież pojedziesz tam ze mną i mamusia też,
pani w szkole mówiła że tam mają królową.. to ja będę następną..
-Tak promyczku, pojedziesz do Anglii i zostaniesz
królową..
-Nie królową, księżniczką – poprawiła go.
-Przepraszam, księżniczką.
Wtuliła się w jego sweter, pachnący nutką tytoniu i
sosny.
Uśmiechnęła się na
wspomnienie, tak żywe, które pojawiło się
w myślach. Wciąż czuła ten zapach.
-.. ale nici z bycia
księżniczką.
Podeszła do łóżka i
wsadziła do torby jeansy. Spieszyła się jak mogła, bo właśnie dzisiaj dostała
kolejną porcję jej ulubionego serialu. Wzrok zatrzymał się na opakowanych
czternastu płytach, z okładek których uśmiechał się najsexowniejszy mężczyzna.
To ciało, te oczy, ten uśmiech.
-Wariatka.
Zaśmiała się, podsumowując
swój zachwyt. W tym samym momencie usłyszała dzwonek swojego telefonu.
-Tak?
-Cześć Jessie.
-Część Taylor.
-Uwielbiam te nasze
powitania.
-Po to właśnie dzwonisz?
Żeby mi to powiedzieć?
-Spakuj się i przyjeżdżaj.
-Przecież wylatujemy rano –
zdziwiła się wkładając do torby ostatni ciuch i zasuwając ją powoli.
-Śpisz u mnie, a rano
pojedziemy prosto na lotnisko. Co powiedziałaś matce?
-Zostawię jej kartkę na
lodówce, że mam wycieczkę z grupą. Poza tym wątpię, żeby była tym jakoś
szczególnie zainteresowana.
-W takim razie czekam na
ciebie, wypijemy po piwie i rano na spokojnie wyjedziemy ode mnie.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Hawks co jest?
-Oj no po prostu, chciałam
sobie coś w spokoju obejrzeć i..
-No to obejrzymy razem.
-Taylor ja nie chcę oglądać
tych produkcji w których przez większość czasu aktorzy, tak jak ich bóg
stworzył, stękają do kamery – zaśmiała się – no proszę cię.
-Wypraszam sobie, to że ty
często takie oglądasz dla samego komentowania i wytykania błędów, nie oznacza
że ja też będę podzielał twoje zainteresowania tą jakże pradawną sztuką
filmową.
Nie wytrzymała i parsknęła
śmiechem, na co on nie pozostał dłużny.
-Dawaj do mnie, zniosę
wszystko.
-Sam się o to prosiłeś.
Trzy kwadranse później wnosił jej torbę do mieszkania nie
przestając się śmiać. Patrzyła na niego jakby zaraz go miała zabić, tak prawdę
powiedziawszy gdyby wzrok mógł zabijać on już w momencie gdy się zaśmiał, byłby
martwy. Ale najwidoczniej nic sobie z tego nie robił. W końcu wycierając łzy,
które pociekły z jego oczu, wyciągnął chipsy i piwo i zajął miejsce na sofie.
Spojrzał na stojącą nadal w progu przyjaciółkę.
-Masz zamiar oglądać
stamtąd?
-Mam ochotę wracać do domu,
albo przynajmniej coś ci zrobić.
-Mówiłem ci Hawks, że takie
słowa z twoich ust tylko mnie nakręcają.
-Idiota – warknęła rzucając
kurtkę na oparcie fotela.
-To co oglądamy?
-Ja oglądam – wyciągnęła z
torby kilka płyt – nie mam zamiaru wysłuchiwać od ciebie komentarzy typu ’hiszpańskie telenowele’ .. chcę
obejrzeć w spokoju.
-Hiszpańskie telenowele? Ty
masz zamiar oglądać hiszpańskie telenowele?
Zignorowała jego zaskoczone
a zarazem i rozbawione spojrzenie, którym w tym momencie ją obdarowywał.
Wsadziła płytę do odtwarzacza i włączając telewizor usiadła na sofie.
-Co cię podkusiło do oglądania
tego czegoś?
-Mario Casas.
-Kto?
-Do cholery Higgins! –
warknęła – ostatni raz oglądam z tobą coś co chciałabym obejrzeć w spokoju.
-No dobra, już dobra –
podniósł ręce w geście obrony i spojrzał na ekran.
Przez
większość czasu oglądał i musiał przyznać że serial nie był zły, ale żeby
zachwycać się jakimś tam aktorem? No to już chyba lekka przesada. Co jakiś czas
spoglądał na Jessie. Gdyby teraz wybuchła wojna, był pewien że nie usłyszałaby
nawet tego. Była całkowicie pochłonięta filmem. Próbował przypomnieć sobie czy
kiedykolwiek widział ją w takim stanie, coś na wzór rozanielenia, bo inaczej
nie mógł tego nazwać. W jednym z takich momentów, gdy na ekranie pojawiał się,
jak go już zdążył nazwać Taylor, jej Mario, dziewczyna przyłożyła sobie dłonie
do ust, uśmiechając się tak szeroko, że nie mógł tego zignorować i nie spojrzeć
w ekran.
-Obiecaj mi coś..
-Co?
-Że nie będziesz z nikim innym. Nigdy.
-Co?
-Widziałaś falę.
Skinęła głową.
-Dwa razy bardziej przeraża mnie to, że obudzę się
pewnego dnia i ciebie nie będzie. I jedyne rozwiązanie jakie widzę to to żebyś
mi przysięgła.. przyrzeknij mi to.. że nie spojrzysz na nikogo innego, że nie
podasz namiarów swojej komórki, tak, tak – uśmiechnął się widząc jej
rozbawienie na twarzy – ani Twittera, ani Facebooka, ani nie będziesz grała z
nikim obcym na pianinku, ani nie będziesz rozmawiała z żadnym innym
chłopakiem..
Na ich twarzach z każdym wymawianym przez mężczyznę
słowem pojawiały się szerokie uśmiechy.
-..jeżeli chcesz, możesz rozmawiać z dziećmi,
gejami.. – zastanowił się chwilkę – wystarczy. Przysięgnij mi to.
-Tak, dobrze.
-Przysięgnij mi to.
-Dobrze, tak.
-Jak to tylko tak? Trzeba przyrzec..
-Ale co ty gadasz, przecież mówię że tak.
-Masz powiedzieć, tak chcę.
-No tak przyrzekam ci to.
-Musisz powiedzieć, tak chcę.
-Przecież ci przysięgam.
-Musisz powiedzieć, tak, chcę.
-Koleś, tak chcę, no tak chcę. TAK CHCĘ!
Taylor przysłuchiwał się
tej wymianie zdań i o mały włos nie parsknął śmiechem, za to Jessie miała łzy w
oczach i ten szeroki uśmiech, który starała się zakryć swoimi dłońmi. Tak
prawdę powiedziawszy, to nie widział jej nawet z takim uśmiechem, nie
wspominając już o tym jej wzroku, gdy tylko na ekranie pojawiał się ON, ale
podobała mu się teraz. Bez maski, nie kryjąca się w żaden sposób. Po prostu
naturalna.
Spojrzał na zegarek i ze
zdumienia przetarł oczy.
-Rany boskie, za godzinę
wyjeżdżamy na lotnisko.
-C-co?
Dziewczyna rozejrzała się
nie bardzo kontaktując ze światem rzeczywistym.
-Idź weź prysznic, koniec
oglądania – wstał z sofy przeciągając się – zrobię śniadanie.
-Dzięki.
Widział jak ziewa i
uśmiechnął się pobłażliwie. W końcu zajął się śniadaniem.
***
Przywitała ich mglista pogoda, jak przystało na
Londyn. Ciemne chmury zbierały się nad ich głowami, raz na jakiś czas groźnie
warcząc, jakby ostrzegały ludzi przed tym co miało nastąpić. Mocniej naciągnęła
kaptur na głowę i złapała za swoją torbę podróżną. Przez pół drogi spała a
przez drugie pół wysłuchiwała od Taylora o tym jak to możliwe że dwudziestoletnia
dziewczyna może mieć torbę w motyle. Teraz też widziała jego minę i posłała mu
gniewne spojrzenie.
-Przestań już. Ostatni raz
gdzieś się z tobą wybieram, gdybym wiedziała, że będziesz wyśmiewał moją torbę
zostałabym w domu.
-Nadal łatwo jest
wyprowadzić cię z równowagi – uśmiechnął się obejmując ją ramieniem, jednak ona
zaraz je strąciła – skarbie..
-Nie mów do mnie skarbie –
syknęła wściekle.
Chciał jej coś
odpowiedzieć, ale przeszkodziła mu w tym dziewczyna o marchewkowych włosach i
jasnej cerze, uwieszając mu się na szyi.
-Taylor! – pisnęła.
-Danielle, udusisz mnie..
Próbował ją zrzucić z
siebie ale przykleiła się do niego mocno. Jessie obserwowała tą scenkę z
niemałym rozbawieniem i obserwowałaby jeszcze dłuższą chwilę gdyby nie dłoń na
jej ramieniu. Odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał wysoki blondyn z
zadziornym uśmiechem na twarzy.
-Jessie?
-Tak.
-Thomas, przyjaciel Taylora
i brat tej wariatki – wskazał dłonią na dziewczynę nadal uczepioną
czarnowłosego.
-Miło mi.
-Mnie również.
Uścisnęli sobie dłonie i
chłopak chwycił jej torbę kierując się w stronę wyjścia.
-A oni?
-Ona tak zawsze, wiec
Taylor jest do tego przyzwyczajony, poza tym to duży facet poradzi sobie –
zaśmiał się szczerze nie zrażony charczeniem jaki wydobywał się z gardła
przyjaciela – chodź.
Podeszli do czarnej
taksówki i wsiedli, po czym chłopak przechylił się do przodu.
-Carl musimy poczekać, bo
Danielle dorwała Taylora. To jest ta sławna Jessie, a to Carl nasz kolega.
Znowu się witała. Miała
dosłownie burzę mózgów. Tyle nowych twarzy, nowych ludzi, zapachów, dźwięków.
To wszystko takie niewiarygodne. Marzyła o tym miejscu, marzyła by je zobaczyć,
a Taylor spełnił jej marzenie. No właśnie Taylor. Przypomniała sobie o chłopaku
i w tym samym momencie zobaczyła go biegnącego a tuż za nim biegła Danielle.
Otworzyła szeroko oczy, widząc jak zmachany wpada do auta i zatrzaskuje za sobą
drzwi.
-Dzięki, to są właśnie
prawdziwi przyjaciele – uśmiechnął się złośliwie w stronę siedzącej obok siebie
pary, po czym uściskali się mocno z Thomasem i Carlem. Danielle wciąż stała na
zewnątrz i wyglądało na to, że żaden z nich nie miał nawet zamiaru jej wpuścić.
-Otworzycie jej w końcu? –
Jessie nie wytrzymała.
-A musimy? – Thomas
spojrzał z uśmiechem na dziewczynę.
-To twoja siostra. A ty
idioto – wskazała palcem na swojego przyjaciela – otwieraj.
-Już cię lubię.
Taylor spojrzał na kumpla
groźnie, jednak kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Odblokował drzwi i
rudowłosa wparowała do środka szczękając zębami i drżąc z zimna. Po
przestawieniu się nowej koleżance wtuliła się w siedzącego obok chłopaka.
-Danielle przestań –
próbował się odsunąć jednak ta kurczowo trzymała się jego bluzy – daj mi
chociaż parę minut wytchnienia.
-Rok się nie widzieliśmy..
-Wiesz jaki to był cudowny
rok?
-Dupek.
-A co to za słownictwo,
młoda damo?
Usłyszał parsknięcie ze
strony Jessie i spojrzał na nią. Wyglądała tak jakby powstrzymywała się od
zaśmiania w głos, jakby zaraz miała pęknąć. Thomas nie wyglądał lepiej, gdyby
mogli pewnie tarzaliby się po całym samochodzie.
-Taylor mam siedemnaście
lat.
-Ile? – Jessie nie kryła
zdziwienia – dałabym ci co najmniej dwadzieścia.
-Dzięki. Widzisz? – znowu
spojrzała na Taylora – tylko ty uważasz mnie za gówniarę.
-Bo znam cię od pieluchy,
nawet pamiętam jak Thomas musiał przy mnie..
-Dobra nie kończ –
odwróciła się do niego plecami, wyraźnie nie zadowolona z obrotu sytuacji.
-Chwila spokoju – westchnął
opierając głowę o zagłówek i przymykając oczy.
-Zmęczeni? – blondyn
pochylił się w stronę siedzącej obok dziewczyny.
-Trochę, zarwałam wczorajszą
noc i dzisiaj wszystko wychodzi.
-Zachciało jej się jakiś
romansów oglądać do rana.
-Odczep się ode mnie
Higgins, dobrze że ciebie one nie interesowały.
-A co miałem innego robić?
-Taylor i romanse, no
proszę.
-Thomas zamknij się –
chłopak pogroził mu palcem i zaśmiali się wszyscy.
Droga dłużyła im się
niemiłosiernie, a wszystko przez korki w samym centrum i warunki pogodowe.
Jessie spojrzała w niebo, było już granatowe, strużki deszczu rozmazywały
całkowicie obraz za szybą. Nie widziała kompletnie nic, nic prócz wielkiej,
ciemnej plamy. Chciała coś dostrzec, oszukać deszcz ale na nic jej się to
zdało. Zrezygnowana spojrzała na towarzyszące jej osoby. Taylor miał
przymknięte oczy, udawał przed zerkającą na niego Danielle, która raz po raz
posyłała mu to spojrzenie, które zauważała u wielu dziewczyn rozmawiających
bądź przebywających w jego towarzystwie. Carl skupiał się na prowadzeniu auta,
chociaż przy takiej ulewie graniczyło to z cudem a Thomas grzebał coś w
telefonie. Czterdzieści minut później wreszcie zatrzymali się pod trzypiętrową
kamienicą w centrum miasta. Taylor jak na zawołanie obudził się i po chwili
cała czwórka pakowała się do środka. Miejsce to zaskoczyło Jessie do tego
stopnia, że nie potrafiła wypowiedzieć słowa. Mieszkanie z wielkimi, wysokimi
oknami, okazało się niczym innym jak pracownią Thomasa. Jasną, przestronną z
masą obrazów, które przykuwały uwagę. Dziewczyna podeszła do jednego z nich i
delikatnie jakby bojąc się go dotknąć przejechała palcem po chropowatej
nawierzchni. Obraz przedstawiał kobietę? Tak, musiała to być starsza kobieta z
leżącym tuż przy jej nogach biało-czarnym czworonogiem. Nie mogła się nadziwić.
Ta kolorystyka, to serce tchnięte z kobietę, dosłownie jakby żyła, oddychała.
Taylor
spojrzał na Jessie, miała zachwyt wypisany na twarzy i szturchnął kolegę w
ramię. Teraz obydwaj uśmiechali się szeroko, nie przerywając dziewczynie słowem.
Czarnowłosy w końcu przeciągnął się i rozejrzał. Nic się tu nie zmieniło.
Wielki salon podzielony na dwie części pracowniczą i towarzyską, jak to zwykł
mówić o swoim mieszkaniu Thomas. W głębi mieszkania niewielka kuchnia i dwie
sypialnie z łazienkami.
-To twoje? – wreszcie
Jessie odezwała się odwracając głowę w stronę Thomasa.
-Tak..
-Przepiękne, jestem pod
ogromnym wrażenie. Wybacz ale nie sądziłam, że ten głupek ma takich przyjaciół.
-Wypraszam sobie – bąknął
niezrażony Taylor nawet na nią nie patrząc.
-Rozgośćcie się, Danielle
zrobi wam po herbacie i usiądziemy sobie na spokojnie, a później wyskoczymy na
miasto.
***
Taylor
uśmiechnął się do Thomasa unosząc w górę szklankę z bursztynowym alkoholem.
Znajdowali się w jednym z londyńskich klubów, gdzie na każdym kroku mieszały
się narodowości, języki, kolory skóry. Było głośno i tłoczno, co osobiście nie
przeszkadzało Jessie, która tańczyła z jakimś chłopakiem i flirtowała w
najlepsze.
-Fajna laska z tej twojej
Jessie.
-Radzę ci nie mówić tego
przy niej.
-Dziwi mnie że jeszcze jej
nie poderwałeś.
-Jest dla mnie ważniejsza
niż dziewczyna, to się nazywa przyjaźń.
-To się nazywa debilizm.
-Jakbym rozmawiał z Tony’m,
czy wy za każdym razem będziecie się tak zachowywać? Zresztą nie odpowiadaj. Napij
się lepiej i powiedz co u rodziców.
-Dobrze, w sumie przez te
dwa lata nic się nie zmieniło, no może przybyło im więcej siwych włosów ale nic
poza tym. Nadal prowadzą sklep muzyczny i nie narzekają.
-Kiedy odwiedzisz stare
śmieci?
-A przenocujesz mnie?
-Ta.. mam wolną piwnicę,
może być?
-Jasne, uwielbiam ciemne
pomieszczenia – zaśmiał się po czym poklepał przyjaciela po ramieniu – cieszę
się że przyjechałeś, no i że nie przyjechałeś sam. Szczerze to gdy dowiedziałem
się że masz przyjaciółkę, zatkało mnie.
-Jest cudowna – skinął
głową w stronę parkietu – nie szaleje na moim punkcie, mogę spokojnie i o
wszystkim z nią porozmawiać i czuję się przy niej swobodnie. Wiadomo ma swoje
jakieś tam minusy, ale kto ich nie ma. No a przede wszystkim mogę na nią
liczyć, znam ją krótko jednak ufam jak żadnej do tej pory.
Przechylił szklankę do
końca i postawił na barze dając znak barmanowi by dolał. Po chwili już miał
kolejną szklankę whisky przed nosem.
-A powiedz mi co tam u
Julii?
-Nic.. – zwiesił głos – nie
wiem..
-Co się stało?
-Długa historia, a może i
nie ale..
-.. słuchaj jak nie chcesz
o tym mówić zrozumiem..
-To nie tak, zrobiłem błąd
i przyszło mi za to zapłacić – wlał całą zawartość kieliszka do gardła i
skrzywił się – zdradziłem ją.
Taylor zachłysnął się
śliną. Był święcie przekonany, że się przesłyszał, jednak wyraz twarzy chłopaka
uświadomił mu, że to prawda. Nie mógł uwierzyć, kochali się, byli szczęśliwi.
-Że co??
-Głupi błąd, którego nie
cofnę, a uwierz mi że niczego bardziej nie pragnę. Zacząć ten dzień od
początku, wtedy wypiłbym o jednego drinka mniej, jednego pieprzonego drinka
mniej – westchnął – obudziłem się nad ranem z laską w łóżku. Nie wiem jakim
cudem, ale w moim łóżku. Weszła Julia i.. chyba nie muszę reszty dopowiadać..
nigdy nie zapomnę jej twarzy, oczu gdy wybiegała z sypialni.
-Przykro mi.
-Było minęło, od roku nie
wiem co się z nią dzieje, ale tak jest lepiej. Dla niej – machnął ręką
uśmiechając się – koniec narzekania i wywodów. Przyszliśmy się tu bawią a nie
dołować, jesteście tu tylko na tydzień więc zaszalejmy.
Stuknęli się szkłem
uśmiechając szczerze, po czym odwrócili się w stronę parkietu. Jessie nie
zmieniła partnera, za to obok niej pojawiła się Danielle.
-Muszę przyznać, że przez
te dwa lata zmieniła się.
-Wybij to sobie z głowy..
Taylor zaśmiał się głośno
posyłając z kierunku przyjaciela spojrzenie pełne politowania.
-Czy ty myślisz, że ja
mógłbym? Chyba sobie jaja ze mnie robisz..
-Cholera wie co ci do łba
strzeli.
-Traktuję Danielle jak
dzieciaka, a nie jak kobietę. Poza tym jest twoją siostrą, to całkowicie wpływa
na jej niekorzyść, co nadal nie zmienia faktu że się zmieniła.
Jakby czytając im w myślach
rudowłosa odwróciła się i uśmiechnęła się szeroko do Taylora, zaraz też szła w
ich stronę.
-Ja zrozumiałem, że mam się
do niej nie zbliżać. Teraz wytłumacz to jej..
W odpowiedzi usłyszał tylko
ciche prychnięcie.
***
Jessie
bezwładnie opadła na łóżko z głuchym jęknięciem. Nie było chyba części ciała,
która jej nie bolała, a przynajmniej nie dała jej o sobie znać. Jednego była
pewna, mogłaby tu zamieszkać. Zwiedzając dzisiaj miasto była tak zachwycona tą
różnością, że nie potrafiła wyjść z zachwytu. Tower Bridge czy Big Bena
widziała tylko w telewizji albo w Internecie, a teraz widziała to wszystko z
bliska, mogła dotknąć, wyczuć materiały z których były zrobione. Mogła
podziwiać widoki z London Eye, no i przejechała się londyńskim autobusem o
którym marzyła. Ta cała architektura, te budynki, ci ludzie. To było cudowne
przeżycie, ale wykończyło ją do tego stopnia, że nie była w stanie się ruszyć.
-Wstawaj Hawks!
Głos, a w zasadzie wrzask
Taylora, w ułamku sekundy dotarł do jej umysłu. To było niespodziewane więc i
jej reakcja nie była czymś dziwnym, wyskoczyła jak oparzona i znalazła się na
podłodze, obijając tyłek, który do tej pory najmniej bolał.
Za to przyjaciel nie mógł
się powstrzymać. Śmiał się głośno trzymając za brzuch i zupełnie nie przejmując
się jej wyrazem twarzy, morderczym w każdym calu.
-Kretyn!
-Prze.. – zgiął się w pół,
próbując złapać oddech – wybacz.. uwielbiam to..
Wciąż się śmiał.
-Zamknij się idioto!
Rozmasowywała pośladek,
nadal gniewnie na niego patrząc. Chwilę zajęło mu uspokojenie się, gdy wreszcie
to zrobił zauważył że Jessie ciągle siedzi na podłodze.
Wyciągnął dłoń w jej
kierunku, jednak ona odtrąciła ją jakby była czymś niepożądanym.
-No dawaj – uśmiechnął się
– kocham to robić.
-Dobrze wiedzieć –
warknęła.
Tym razem ujęła jego rękę,
podniosła się.
-Czego ode mnie chcesz?
-Wychodzimy.
-Co? Gdzie? – jęknęła.
-Hawks nie sądziłem, że
twoja kondycja jest równa zeru. Widząc twoje występy śmiało mógłbym powiedzieć,
że przebijesz nawet mnie, no ale..
-Za jakie grzechy –
wzniosła dłonie ku górze i wyminęła Taylora, podchodząc do niewielkiej komody –
za jakie grzechy zesłano mi ciebie?
-A to dopiero początek.
-Nie mówię do ciebie, więc
się nie odzywaj.
-Bo posłucham.
-No tak, nawet na to nie
liczyłam.
Uśmiechnęła się pod nosem,
wyciągając sweter i legginsy.
-Gdzie idziemy?
-Zabawić się, może mi się
poszczęści.
-Jesteś za bardzo wybredny,
wątpię czy kiedykolwiek znajdziesz sobie dziewczynę na stałe.
-Poczekam, aż wpuścisz mnie
do łóżka.
-Już dawno to zrobiłam –
puściła mu oczko, uśmiechając się przy tym złośliwie.
-Jesteś okropna.
Wstał z łóżka, widząc
przechodzącego obok pokoju Thomasa. Najwidoczniej słyszał rozmowę, bo uśmiechał
się od ucha do ucha, Taylor pomyślał nawet że wygląda jak jakiś idiota z tym
chorym uśmieszkiem. Obrócił się jeszcze w drzwiach.
-Zawołaj gdybyś
potrzebowała pomocy, z chęcią umyję ci ple..
Nie dokończył bo w jego
stronę poleciała poduszka, zaśmiał się głośno łapiąc ją tuż gdy znajdowała się
przy jego twarzy.
-Wynocha Higgins!
Śmiejąc się głośno, usiadł
obok Thomasa w jadalni. Jego mina zdradzała wszystko, teraz można było czytać z
niej jak z otwartej talii kart, musiał resztkami sił powstrzymywać się przed
wybuchem głośnego śmiechu i Taylor zdawał sobie z tego sprawę.
-Co cię tak bawi, co?
-Ty i ona, jak stare, dobre
małżeństwo.
-Normalka – bąknął pod
nosem – i od razu ostrzegam, wiem do czego dążysz, więc daruj sobie.
-Co ja takiego
powiedziałem?
-Znam cię, lubisz bawić się
w swatkę, tak jak ostatnio gdy u was byłem. Pamiętasz Rachel?
-Jak mógłbym zapomnieć –
zaśmiał się cicho – mieliście się ku sobie..
-Mieliśmy? – posłał mu
spojrzenie pełne niedowierzania – To ty tak sobie ubzdurałeś, a ona to
wykorzystywała, czułem się jak idiota i miałem ochotę cię zabić. Dlatego teraz
cię ostrzegam, nie próbuj bo tym razem się nie powstrzymam.
-Jak tam chcesz – Thomas wyglądał
na niezrażonego posępnym wyrazem twarzy przyjaciela.
-Mam nadzieję, że dotarło.
Blondyn wzruszył tylko
ramionami. Siedzieli tak kwadrans rozmawiając o jakiś przyziemnych sprawach nie
zagłębiając się zbytnio w żaden z tematów na dłużej, nie mieli takiej potrzeby.
-Jestem gotowa – usłyszeli
za sobą, ale tylko Thomas się obrócił.
Jessie związywała włosy w
wysoki kucyk, uśmiechając się do chłopaka przyjaźnie, na co ten nie pozostał
dłużny. Teraz też Taylor zaszczycił ją swoim spojrzeniem.
-Co tak długo?
-Jestem kobietą i wolno mi.
-Z babami to same problemy
– zaśmiał się pod nosem, za co dostał po głowie.
Więcej się nie odezwał,
wolał nie mieć ran na ciele. Spoglądając teraz na uśmiechniętych Thomasa i
Jessie, stojących tuż przy drzwiach i dyskutujących o czymś zawzięcie,
utwierdził się w przekonaniu że ten wyjazd był najlepszym pomysłem jaki wpadł
mu do głowy. Wiedział też że nie ostatnim.
No dobra.. ten rozdział musicie mi wybaczyć.. zero weny, motywacji, śniegu i z jakieś dziesięć kilo więcej po świętach przyczyniły się właśnie do tego rozdziału.. muszę przyznać że jestem nim cholernie rozczarowana, no cóż mam nadzieję że z nowym rokiem wena powróci tak jak i dobry nastrój, bo kiepsko. Ok, to tyle.
BAWCIE SIĘ DOBRZE I NIE PIJCIE ZA DUŻO NA SYLWESTRA, BO W KOŃCU TRZEBA PAMIĘTAĆ JAK SIĘ GO SPĘDZAŁO :D buziaaaa :*