Dedykuje go mojej Kuroineko (wielkiej zboczenicy :D), która niecierpliwie czekała na ten moment i której bloga w 1ooooo% mogę polecić :) To dzięki niej słowo "fujarka" ma jedno imię - Saske :D:D:D:D:D:D
No i bardzo dziękuję tym co czytają i komentują, wasze słowa sprawiają że latam i nie potrzebuje już magicznego pyłku wróżek :P:D:D .. nie będę przedłużać, życzę miłego czytania. Wracam za trzy tygodnie :*:*:*
***
Noga
jej drgała ze zdenerwowania, a może raczej z niecierpliwości. Raz po raz
spoglądała na wielki zegar zawieszony tuż obok tablicy, jakby tym miała
przyspieszyć czas. Tyk, tyk, tyk. Wskazówki poruszały się tak wolno, że w
pewnym momencie pomyślała iż niewiele brakuje im do cofnięcia się. Nie
potrafiła skupić się na tym co działo się dookoła niej, myślami będąc już w
Austin. Zastanawiała się jak ma się zachować, jak zachowa się Liam, czy ukryje
przed wszystkimi to co się wydarzyło wczoraj, czy wręcz przeciwnie. Tyk, tyk. W
umyśle kłębiła się masa obrazów, tych cudownych i tych, których by nie chciała.
-Jessie.. – szarpnięcie
przyjaciela sprowadziło ją na ziemie i napotkała pytający wzrok wykładowcy.
Wstała nie bardzo wiedząc o
co chodzi i znów poczuła delikatne szarpnięcie, jej wzrok zatrzymał się na
notatkach Taylora z zaznaczonym na czerwono pytaniem. Uśmiechnęła się.
-Kierunek w malarstwie
francuskim dążący do zreformowania impresjonizmu poprzez zastąpienie
lirycznej improwizacji ścisłą metodą budowania obrazu z wykorzystaniem naukowych zdobyczy optyki,
analizy światła i koloru, fizjologii i psychologii widzenia.
-Dokładnie tak, proszę
usiąść.
Jessie posłusznie wykonała
polecenie i odwróciła się w stronę Taylora.
-Dzięki.
-Ładnie cię wzięło, nie
poznaję cię.
-Przestań, to nie to o czym
myślisz – poczuła rumieńce i odwróciła głowę.
-Wciąż zerkasz na zegarek,
nie wiesz co się dzieje w tym momencie w dodatku jesteś czerwona – przysunął
się bliżej – za kwadrans kończymy i pojedziemy najszybciej jak się da.
Poczuła wibracje telefonu i
sięgnęła do kieszeni swoich spodni. Zerkając na wykładowcę przeczytała
wiadomość.
„Strasznie mi się dłuży ten czas, nie
mogę się na niczym skupić, a tu jeszcze została jakaś godzina bez Twojego
uśmiechu. Tęsknię piękna xxx”
Spojrzała na uśmiechającego
się przyjaciela, najwidoczniej już widział treść. Nawet jej to nie
przeszkadzało.
-Widzę, że oboje potraficie
się skupić.
-Na szczęście mam ciebie,
tego który w każdej chwili podsunie mi gotowe odpowiedzi.
-Ta.. – odwrócił się
mamrocząc coś pod nosem – tylko do tego zostałem.
Sięgnęła pod ławkę i
uścisnęła jego dłoń. W jej oczach zobaczył nieme dziękuję i odwzajemnił gest.
***
Ciemnowłosa
niepewnie weszła do sali konferencyjnej w której rozmawiając przez telefon,
siedział Liam. Gdy tylko ją zobaczył, zakończył rozmowę i z uśmiechem obszedł
stół, po czym przytulił ją do siebie delikatnie całując.
-Nareszcie – wyszeptał w
jej usta, jednak zaraz przerwał odsuwając się na kilka centymetrów od niej –
przepraszam, nie potrafiłem się powstrzymać.
-To dobrze.
-Jesteś pewna? – uniósł
jedną brew i znów przyciągnął ją do siebie.
Była ogarnięta pragnieniem
jego ust, jego dotyku, głosu. Jeden dzień wystarczył by tęskniła za nim. To nie
była miłość, bo przecież człowiek nie zakochiwał się z dnia na dzień, a
przynajmniej ona w to nie wierzyła. Tęsknota, tak mogła to określić. Tęsknota
za bliskością.
-Przestańmy – uśmiechnęła
się – bo nas wyrzucą.
-Za taki pocałunek mogą
mnie wyrzucić.
Pocałował ją jeszcze raz i
odsunął się, nadal jednak trzymał jej rękę, delikatnie ją głaszcząc.
Przypatrywał jej się przez chwilę, nie mówiąc dosłownie nic, tylko uśmiechając
się. Było to dla niej w pewien sposób krępujące, więc spuściła wzrok. Od kiedy
stała się takim tchórzem? Od kiedy pierwsza odpuszczała?
-Jesteś piękna – wyszeptał.
-Przestań – zaśmiała się
nerwowo – czuję się jak jakaś nastolatka na pierwszej randce.
Przyciągnął ją do siebie i
pocałował, przyjemne ciepło rozlało się po ciele, dając uczucia, których ona
sama nie rozumiała.
-Spotkaj się dzisiaj ze
mną..
Trzymał jej policzek, nie
przestając wwiercać się spojrzeniem w jej oczy, jakby tam chciał zobaczyć
odpowiedź.
Usłyszeli pukanie w szybę i
oboje odwrócili głowy w tamtym kierunku. Taylor stał w uśmiechem na twarzy,
wskazując zegarek na swojej dłoni, powiedli spojrzeniem na zegar stojący na
dębowej szafie.
-Cholera, zebranie.
-Prze..
Nie dokończyła czując usta
Liama na swoich, i bynajmniej nie był to delikatny pocałunek. Oderwał się od
niej niechętnie i zniknął na korytarzu. Musiała usiąść, inaczej przewróciłaby się.
Nie. Nie przewróciłaby się, ona runęłaby jak długa, nie wyciągając nawet rąk,
by zamortyzować upadek, jak worek ziemniaków.
-Hawks, wzięło cię..
Głos przyjaciela dotarł do
niej jakby zza szyby, jakby znajdowała się w szczelnie zamkniętym
pomieszczeniu, rozróżniała jakieś poszczególne słowa, ale nic nie chciało
złożyć się w logiczną całość.
-.. o matko, zaraz
zwymiotuję..
O dziwo to zdanie usłyszała
nader dokładnie i zmarszczyła czoło.
-..no proszę, wróciła do
świata żywych – zaśmiał się.
-Odczep się Higgins.
-Mamy prawie godzinną
przerwę, może..
-Teraz? – wcięła mu się w
słowo – przecież dopiero przyjechaliśmy.
-Omawiają kilka projektów,
ojciec wspominał coś o drobnych zmianach. Nie wiem o co chodzi, ale nie będę
narzekać. Skocze po jakieś żarcie, co ty na to?
Skinęła głową nadal się nie
poruszając, co wywołało tylko nikły uśmiech na twarzy chłopaka.
Taylor
stał w kolejce, która jak na złość nic się nie poruszała. Jakby nagle stanęła w
miejscu, przez nikogo nie obsługiwana. Przed nim majaczyło kilka postaci,
dreptających z niecierpliwością w miejscu. Po pomieszczeniu rozniósł się
echem stukot obcasów, ale był tak
sfrustrowany sytuacją w jakiej się znalazł, że nawet tego nie usłyszał. Za to
usłyszał głos.
-Jednak cię zostawiła..
Odwrócił się. W pierwszej
chwili nie wiedział o co jej chodzi, ale już po chwili dotarł do niego sens
wypowiedzianych przez Chameli słów.
-Bywa.
Nie chcąc dalej kontynuować
wątku, wrócił do poprzedniej pozycji. Czuł na swoich plecach jej wzrok i nie
podobało mu się to, ale matka zawsze powtarzała, że do kobiet trzeba zwracać
się z szacunkiem. Zdecydowanie postanowił, że przy najbliższej okazji zapyta
się jej „jak”.
-Wiedziałam, że tak cię
potraktuje.
-Co w tym złego, nie wyszło
i tyle. Po co to analizujesz?
Nie usłyszał odpowiedzi, co
odebrał za dobry znak. Oboje stali w ciszy, jeszcze przez jakieś dziesięć
minut, nie czuł się w żaden sposób skrępowany, czy zażenowany sytuacją w jakiej
się znalazł. Bardziej wkurzało go to, że kobiety nie potrafiły podchodzić do
pewnych spraw jak mężczyźni, najwidoczniej sex bez zobowiązań miał kilka
znaczeń, chociaż był święcie przekonany że miał jedno przesłanie. Zrozumiałe.
Gdy wreszcie dotarł do mężczyzny za kontuarem, niewiele brakowało by go
uścisnął, ze szczęścia. Zamówił kanapki z indykiem i gdy tylko je odebrał,
ruszył do firmy.
Po chwili wszedł do
pomieszczenia, gdzie siedziała Jessie, w takiej samej pozycji w jakiej zostawił
ją niecałe pół godziny wcześniej.
-Twój związek z Liam’em rozszedł
się lotem błyskawicy – uśmiechnął się podając jej kanapkę.
-C-co?
-Chameli już wyrobiła sobie
o tobie zdanie, najpierw ja teraz Liam.
-Wiesz, że mam w dupie to
co ona sobie myśli, ale kto rozpuszcza takie plotki?
-O tobie i twoim chłopaku?
-Liam nie jest moim
chłopakiem.
-Wiesz, trochę inaczej to
wyglądało – zaśmiał się głośno, widząc jak z każdą sekundą jej twarz przybiera
ciemniejszy kolor – a z tego co wiem, to nie całujesz tak każdego, bo chyba bym
się załapał.
-Odczep się!
-No przestań się już tak
dąsać.
-Jak przestaniesz mi dogryzać.
-Staram się jak mogę –
ugryzł kęsa i oparł się wygodnie, uśmiechając pod nosem.
***
Taylor siedział przed telewizorem, bezsensownie przeskakując
z programu na program i jakoś nic go nie zainteresowało. Sobota. Wieczór. A on
siedział jak jakaś łajza w domu. Skrzywił się na te myśli i westchnął
zrezygnowany. Poderwał się z miejsca i chwilę później zamykał za sobą drzwi
mieszkania.
Niewiele czasu zajęło mu
dotarcie do Angel’s Night. Domyślał
się, że spotka tam Nate’a i chłopaków i nie pomylił się. Siedzieli w piątkę
przy jednym ze stolików głośno się śmiejąc, widząc podchodzącego do nich
Taylora wydali z siebie dziki okrzyk, jakim zagrzewali się do walki. Na ich
twarzach widniały tak wielkie uśmiechy, że nie potrafił się nie uśmiechnąć.
-Gdybym wiedział, że tak
mnie przywitacie wpadłbym wcześniej – usiadł na krześle obok Seth’a i skinął na
barmankę.
-Stary, gdzieś ty się
podziewał.
-Zaginął chłopak na dobre.
-I gdzie zgubiłeś
dziewczynę.
Poszczególne głosy
docierały do niego w takim tempie, że nie zdążał odpowiadać, a już zadawano mu
kolejne pytania. W końcu pojawiła się barmanka niosąc na tacy kufel piwa. Miała
na sobie krótkie szorty co Rob z Davidem przyjęli z aprobatą, gwiżdżąc pod
nosem. Uśmiechnęła się tylko w ich kierunku i odeszła, nie minęła chwila jak
chłopcy znaleźli się przy barze, próbując do niej zagadać.
-Jak praca u ojca?
-Nie jest źle..
-Może wreszcie
przyprowadziłbyś tą swoją Jessie na jakąś imprezę, co?
-Co za idiota – pokręcił
głową ze śmiechem – Nate czy ty masz problemy ze słuchem?
-Z tego co mi wiadomo to
nie.
-Najwidoczniej jednak masz.
Ile razy mówiłem ci że ona nie jest moja.
-Kilka razy ale wygląda
inaczej. Więc dobrze, kiedy przyprowadzisz Jessie na jakąś imprezę? Z chęcią
poznałbym ją bliżej skoro jest wolna.
-Stary nie interesowała się
tobą do tej pory i myślisz że coś się zmieniło? Poza tym spóźniłeś się.
-Ma kogoś?
Taylor skinął głową
przechylając kufel z piwem. Ta myśl, ta wiedza była dziwnie przyjemna. Cieszył
się, że Jessie była z kimś, że była szczęśliwa, ale nie był pewien czy akurat
Liam był odpowiednią osobą u jej boku. Pomyślał nawet, że zachowuje się jak jej
ojciec, oceniając dla córki kandydata, ale usprawiedliwił się że przecież ktoś
musiał to robić, i tym kimś okazał się właśnie on. Z drugiej strony, gdyby Jessie
dowiedziała się, że przyjął rolę obrońcy przed wszystkimi złymi facetami tego
świata, wkurzyłaby się. Śmiał nawet stwierdził, że dostałby po głowie. W końcu
przestał rozmyślać o przyjaciółce a skupił się na rozmowie z kumplami.
***
Jessie
przyjęła od Liama kieliszek czerwonego wina i uśmiechnęła się czując jego usta
przy uchu. Podobało jej się to, to podniecenie towarzyszące każdemu spotkaniu z
chłopakiem, ta jego nieprzewidywalność. Opuszkami palców przejechał po
odsłoniętej, gładkiej szyi, którą odchyliła tak by miał jak najlepszy dostęp.
Czuła na sobie jego palący wzrok, ale nie otwierała oczu delektując się
cudownością chwili.
-Pojedziemy za tydzień w
góry?
-W góry? – powtórzyła
spoglądając na niego.
-Mamy fantastyczną pogodę i
przyda nam się oderwanie od miasta. No chyba, że nie masz ochoty..
-Nie, nie.. pomysł mi się
podoba. Naprawdę. Muszę tylko wiedzieć co jest mi potrzebne.
-Niczym się skarbie nie
przejmuj, o wszystko zadbam.
-W to nie wątpię, zrobimy
coś do jedzenia?
Wstała podając mu dłoń,
przyjął ją ochoczo i już chwilę później stała przy blacie siekając warzywa.
Poczuła delikatny dotyk odgarniający włosy z jej karku i wilgotność ust na
skórze, zadrżała. Niewiele brakowało a straciłaby palce, jednak nie przerwała
mu w pieszczotach. Przymknęła oczy, oddech przyspieszył, ręce drżały na tyle że
nie mogła utrzymać noża, a w brzuchu miała płomienie pożerające ją od środka.
Była tylko kobietą i pragnęła go, pragnęła tej bliskości. Mimo że miała na
niego ochotę po porostu nie była gotowa, to dopiero trzy tygodnie, a może aż
trzy tygodnie od kiedy się spotykali. Chyba jak każda dziewczyna chciała trafić
na tego jedynego księcia na białym koniu, wiernego, oddanego, chciała czuć się
piękną i kochaną każdego dnia. Wiedziała jednak, że ideałów nie ma, każdy miał
jakieś wady, jedni mniej inni więcej. Liam jak na razie był bez wad, a przecież
ideały nie istnieją.
Poczuła dłonie chłopaka na
biodrach i ocknęła się z rozmyślań. Odsunęła się delikatnie. Oboje dyszeli
jakby przebiegli maraton.
-Miałabyś ochotę zostać na
noc?
Spojrzała na niego
zaskoczona, wiedziała czym ta noc by się skończyła i mimo że na jego twarzy
gościł uśmiech a usta raz po raz muskały jej usta, nie potrafiła się zgodzić.
-Obiecałam mamie, że wrócę
na noc – skłamała, bez mrugnięcia okiem.
Myślała, że tym go
rozczaruje, ale Liam przyciągnął ją tylko do siebie po czym pocałował
namiętnie.
-To w takim razie zjemy.. i
odwiozę cię do domu..
Nie odpowiedziała już, w
tym momencie ważniejsze były jego usta.
***
Dziewczyna
wygodnie rozsiadła się na sofie przyjmując szklankę z zimną colą w której
pływało kilka kostek lodu, wydając przy tym przyjemny dla ucha dźwięk. Lubiła
ten dźwięk, taki magiczny i za każdym razem inaczej brzmiał, a może tak jej się
wydawało.
-Już trzeci tydzień mnie
olewasz.
-To nie tak..
-Jessie żartuję –
szturchnął ją ramieniem uśmiechając się szeroko – cieszę się że jesteś
szczęśliwa, chociaż Liam jakoś mi do ciebie nie pasuje.
Spojrzała na niego
zaskoczona.
-Co przez to mam rozumieć?
-Nic szczególnego, uważam
że zasługujesz na kogoś lepszego.. może dlatego, że znam Liama tylko z firmy, a
ty jesteś moją przyjaciółką, która zasługuje na gwiazdkę z nieba.
-Higgins bo się zawstydzę i
pomyślę że się podkochujesz we mnie – zaśmiała się rozluźniając mięśnie, które
przed chwilą miała napięte do granic wytrzymałości, tak jakby nagle miała
dowiedzieć się czegoś strasznego związanego z Liam’em.
-Zapomnij Hawks, nie
pociągasz mnie.
-Bo jeszcze nie zaczęłam
cię uwodzić.
-A masz zamiar to robić?
Może się skuszę.
-Nic z tego.
-A odbiegając od tematu
uwodzenia to masz jakieś plany na weekend? Może poświęcisz mi chociaż jeden
weekend, dawno nigdzie nie wyskakiwaliśmy.
-W ten weekend jedziemy w
góry, ale obiecuję ci że następny będzie cały dla ciebie. Taylor znajdź sobie
kogoś, bo zaczyna być mi przykro że cię tak zostawiam.
-Cwaniara, bo ma chłopaka.
Nie mam zamiaru nikogo sobie znajdywać, przyjdzie czas to sama się znajdzie,
nic na siłę – spojrzał na nią uważnie – Liam wie o matce?
Pokręciła głową.
-Jeżeli myślisz o nim
poważnie, to powinnaś mu powiedzieć.
-Wiem, ale to nie takie
łatwe. Nie, nie, jeszcze nie teraz. Nie ufam mu na tyle by opowiadać o swoim
życiu.
-To tylko i wyłącznie twoja
decyzja.
-Wiem.. zmieńmy temat.. co
w ogóle porabiałeś beze mnie?
Uśmiechnął się szeroko,
opowiadając to wszystko co ją ominęło.
***
Wreszcie
dotarli na szczyt wzgórza, skąd mieli widok na miasto, które teraz wyglądało
jakby poustawiano tam pudełka po zapałkach w różnych kolorach, widać było
samochody gnające jak małe robaczki, a dalej tylko góry i doliny.
-Nie sądziłam że będzie aż
tak gorąco – przetarła dłonią spocone czoło i rozejrzała się – widok jest
niesamowity.
-Prawda?
Przytuliła się do niego
podziwiając krajobraz. Wszędzie jak okiem sięgnąć rozpościerała się soczyście
zielona dolina przecięta w połowie wijącą się rzeką. Wyglądała jak błyszcząca,
niebieska wstążka, którą opakowuje się najpiękniejszy z prezentów na urodziny
czy święta.
-Wracamy?
Liam przyciągnął ją do
siebie i pocałował. Jego usta napierały na jej usta z zachłannością. Dominował
w tym pocałunku, ale w żadnym wypadku jej to nie przeszkadzało, wręcz mogła
powiedzieć że ta jego dominacja była podniecająca.
Znaleźli
się w pokoju i od razu poczuła jego dłonie na swoich biodrach. Delikatnie
palcem przejechał wzdłuż jej odsłoniętych ramion, doprowadzając do tego że
zadrżała. Była niemal pewna tego co się wydarzy, ale chciała by się wydarzyło.
Poczuła usta Liama tuż przy swoich uchu.
-Uwielbiam twój zapach.
Znów dreszcz. Mogłaby
udawać, że takie teksty ją nie ruszają, tylko że jej ciało ją zdradzało.
Zdradzało jej pragnienia z każdym dotykiem jego dłoni, z każdym szeptem
wypowiadanych słów. Jego usta wędrowały po rozpalonym ciele Jessie nie mogąc
dostatecznie się zaspokoić. Chciał więcej i to w tej chwili. Czuł jej dłonie
gładzące jego tors tuż pod koszulką i jedną ręką uwolnił się od zbytecznego
materiału. Przycisnął ją do ściany, nie pozostawiając żadnej wolnej szczeliny
między nimi. Ich ciała idealnie do siebie przylegały. Rozbierali się w
pośpiechu, jakby gonił ich czas, jakby zaraz miał nastąpić jakiś Armagedon
uniemożliwiający im zbliżenie do siebie. Jednak żaden Armagedon nie nastąpił a
oni w końcu odpłynęli w ekstazie jaka ogarnęła ich ciało.
Wracali
do rzeczywistości. Czy była to zła rzeczywistość? Dla niej już chyba nie, bo przepełniała
ją radość. Miała Taylora, najlepszego przyjaciela pod słońcem a teraz też miała
Liama z którym miała nadzieję że może zbuduje jakąś przyszłość. Był cudowny.
Wspomnienie wczorajszego dnia powróciło wywołując delikatny uśmiech na twarzy
dziewczyny. Spojrzała na mężczyznę prowadzącego auto, miał skupiony wyraz
twarzy, co ją trochę zdziwiło, jednak te myśli odsunęła w głąb umysłu nie chcąc
zakłócać sobie wspaniałych chwil. Przeniosła wzrok na ciągnące się w
nieskończoność pasmo soczystej zieleni i to na niej się skoncentrowała. Odezwał
się dopiero gdy zaparkowali pod wieżowcem w którym mieszkał Liam.
-Jesteś pewna że nie chcesz
żebym zawiózł cię do domu?
-Nie – przybliżyła się do
niego z zadziornym uśmiechem na twarzy – ale może mogłabym u ciebie zostać.
-Jessie jest już późno..
-O co chodzi? – odsunęła
się przyglądając mu uważnie.
-O nic, po prostu jest
późno.
-Kłamiesz. Chyba zasługuję
na odrobinę szczerości?
-Jessie – wreszcie uraczył
ją spojrzeniem, zimnym spojrzeniem – nic z tego nie będzie, pomyliłem się..
-Pomyliłeś się?
-Zabrakło mi tego czegoś..
-Słucham?
Poczuła ucisk w żołądku tak
silny, że miała ochotę zwymiotować. Czuła się tak jakby to wszystko czego była
świadkiem, było kiepskim odcinkiem jakiejś brazylijskiej telenoweli, jakby nie
dotyczyło jej samej.
-Ty zasługujesz na kogoś
lepszego.
Nagle to wszystko o czym
myślała, o czym marzyła zawaliło się jak domek z kart. Miała ochotę uderzyć go
w twarz jednak tylko mocniej zacisnęła pięści.
-To w końcu nie mam tego
czegoś czy jestem tak wspaniała że potrzebuje kogoś lepszego? – warknęła – Masz
świetne wyczucie czasu, dlaczego wy faceci takie rzeczy musicie załatwiać już
po? – i w momencie wszystko stało się dla niej jasne, otworzyła szeroko oczy –
ja jestem tylko kolejną naiwną, to wszystko było po to by zaciągnąć mnie do
łóżka..
-Jessie..
-Pieprz się Liam.
Zatrzasnęła za sobą tak
mocno drzwi, że niewiele brakło by rozbiła szybę. Nie odwracała się. Była tak
wściekła, że miała ochotę go zabić, więc wolała już go nie oglądać. Zrobił z
niej idiotkę. Nie, nie on zrobił. Ona sama była największą idiotką jaką znała.
Szła ulicą resztkami sił powstrzymując się od rozpłakania. Jak mogła dać się
tak podejść, jak mogła wierzyć, że to coś poważniejszego. Przeklinała na siebie
w duchu i w tej samej chwili usłyszała dźwięk swojego telefonu. Odebrała nawet
nie sprawdzając kto dzwonił.
-Co? – warknęła.
-Chyba przeszkadzam.
-Nie – przystanęła i
rozejrzała się próbując zorientować gdzie jest – przepraszam nie mam nastroju.
-Gdzie jesteś? Wróciliście
już?
-Jestem gdzieś w Austin,
nie bardzo wiem gdzie, ale zaraz się odnajdę.
-To gdzie jest Liam – był
zaskoczony.
-U siebie, nie chce mi się
o nim gadać. Taylor muszę kończyć bo..
-Jessie jestem u rodziców.
Podaj mi ulicę i przyjadę po ciebie.
-Nie musisz, poradzę sobie.
-Wiem, bo duża z ciebie
dziewczynka, ale chcę po ciebie przyjechać. Powiedzmy, że dawno cię nie
widziałem.
-Jestem gdzieś w Downtown –
przeczytała ulice na tabliczce – Rio Grande Street, będę w Gatti’s Pizza.
-Wiem gdzie to, za kilka
minut będę.
Rozłączyła się. Skoro miało
zająć mu to kilka minut nie było sensu wchodzić do środka. Przysiadła na murku
tuż przy budynku i spuściła głowę. Znowu w myślach pojawiały się obrazy sprzed
pół godziny i słowa, że nie miała tego czegoś. Pieprzenie. Chciał jednego i
dostał, a ona naiwna wierzyła w jego słowa, gdy mówił jaka jest cudowna i
piękna. Pieprzenie. Wszystko składało się do tego jednego jedynego słowa.
Zaczęło robić się chłodniej, więc objęła się ciaśniej ramionami, nie mając
nawet zamiaru wyciągnąć jakiejś ciepłej bluzy z torby. Zobaczyła światła
samochodu wjeżdżającego na parking i uniosła wzrok. To był on. Przyjaciel,
który od samego początku jej nie zawiódł, który był z nią szczery. Wstała,
widząc jak wysiada.
-Co się stało?
-Możemy o tym nie
rozmawiać?
Przytulił ją, przejmując
jednocześnie od niej torbę, po czym odsunął się i przyjrzał jej uważnie.
Ewidentnie coś było nie tak, była jakby smutna.
-Czy on cię skrzywdził?
-Nie – odpowiedziała
zgodnie z prawdą.
Bo przecież sama tego
chciała, więc nie było mowy o zranieniu jej. Sama też była na tyle głupia by zaufać
i wskoczyć mu do łóżka, nie przeczuwając że wszystko jest ułudą, grą w której
była marnym pionkiem, grą którą stworzył Liam.
-Chodź – otworzył przed nią
drzwi i zaraz siedział już obok – masz ochotę gdzieś pojechać?
-Możemy do ciebie?
-Jasne – uśmiechnął się –
już się robi.
Gdy
znaleźli się w mieszkaniu chłopaka, ten wyciągnął z lodówki dwie butelki piwa i
rozsiadł się wygodnie na sofie tuż obok wciąż milczącej przyjaciółki. Wpatrywał
się w nią przez dłuższą chwilę jednak ona wyglądała tak jakby była zupełnie w
innym świecie. W końcu nie wytrzymał.
-Mów.
-C-co? – otrząsnęła się z
letargu w jakim przed chwilą się znajdowała.
-Powiesz mi wreszcie co się
stało? Dlaczego Liam cię nie odwiózł?
Na dźwięk tego imienia
mocniej zacisnęła palce na szyjce butelki, mimowolnie marszcząc brwi co nie
uszło uwadze Taylora.
-Nic takiego, rozeszliśmy
się.. to znaczy nie spotykamy się, bo nawet nie byliśmy razem więc..
-O czym ty do cholery
mówisz? Jak to nie byliście razem, przecież..
-Taylor, nie chce mi się
teraz o tym rozmawiać – uśmiechnęła się delikatnie – masz coś w lodówce? Oprócz
piwa? Jestem strasznie głodna.
-Szczerze powiedziawszy
cały weekend byłem u rodziców i mam tylko makaron i ser, nie zdążyłem zrobić
żadnych zakupów – zaczął się tłumaczyć, drapiąc przy tym z zakłopotaniem po
głowie.
-Makaron z serem, bomba…
Taylor? – spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa.
-Pewnie, że możesz tu spać.
-Dzięki.
-Jessie na pewno wszystko
jest dobrze? Gdybyś chciała pogadać..
-Taylor, jesteś cudowny,
ale wszystko jest tak jak powinno być. Nie chcę więcej wchodzić na temat Liama,
dla mnie temat jest zakończony – westchnęła podchodząc do lodówki i wyciągając
z niej ser – będę musiała porozmawiać z twoim ojcem..
-To znaczy?
Sięgnął dłonią do szafki po
makaron nie spuszczając z przyjaciółki wzroku.
-Muszę zrezygnować z
projektów, jakoś nie mam ochoty oglądać..
-Nie będziesz musiała –
przerwał jej – będąc tam przez weekend doszliśmy do wniosku, że bezsensowne
jest jeżdżenie ciągle do biura, za dużo czasu na to tracimy. Tak więc,
dostaniemy mniejsze zlecenia a co za tym idzie, będziesz spędzać ze mną więcej
czasu. Z czarującym, przystojnym i wspaniałym mężczyzną.
Zaśmiała się głośno.
-Urzeka mnie twoja wrodzona
skromność.
-Więc jak? Pasuje ci takie
wyjście?
-Dziękuję.. nie wiem co bym
teraz robiła gdyby nie ty.. gdybyś wtedy nie łaził za mną – uśmiechnęła się na
samo wspomnienie tych pierwszych dni kiedy się poznali.
-Mówiłem ci, że zostaniemy
przyjaciółmi i nie myliłem się.
Skrzyżował dłonie na piersi
i uśmiechnął się tym uśmiechem, który niejedną przyprawiał o szybsze bicie
serca. Jednak na Jessie ten uśmiech nigdy nie działał. Jak na przyjaciółkę to i
owszem, ale nie jak na kobietę. Nigdy nie patrzyła na Taylora w takich
kategoriach, on zawsze będzie tylko i wyłącznie przyjacielem.
-Nie myliłeś się.
***
Jessie
tępo wpatrywała się w krajobraz za oknem. Drzewa ozdobione soczystą zielenią
tworzyły niesamowite tło, krzaki zazielenione czekały na rozkwitnięcie
kolorowych pąków, by chociaż w taki sposób mogły wyglądać na piękniejsze niż w
rzeczywistości były. Był piękny majowy dzień, ludzie korzystali jak mogli z
ciepłych promieni, wychodząc na ulicę, do parków całymi rodzinami. Nie dziwiła
im się. To naturalne że człowiek łaknie ciepła, bliskich, wszystkiego co miłe i
przyjemne. Te myśli sprawiły, że zacisnęła mocniej dłonie na kancie stołu,
chciała być twarda, taka jak kiedyś. Jej usta zacisnęły się w wąską linię gdy
rozejrzała się po kuchni, jakby coś mogło się zmienić od wczorajszego dnia. Ten
sam stół, te same meble, kuchenka, wszystko takie same, więc dlaczego czuła się
obco? Pytania na które nie była w stanie odpowiedzieć doprowadzały ją do
szaleństwa. Miała ochotę krzyczeć, wyć, rozbić coś by tylko poczuć się lepiej,
ale po pierwsze nie wiedziała czy to przyniesie jakąś ulgę a po drugie nie
wiedziała gdzie jest matka. Fakt znikała ostatnio coraz częściej i na coraz
dłużej, ale nigdy nie wiedziała kiedy wróci. Wolała by nie zastała jej ryczącej
rzucającej talerzami, bo nie potrzebowała więcej zmartwień. Powolnym krokiem
skierowała się do swojego pokoju a po chwili zanurzona po samą szyję leżała w
wannie.
Nadzieją było myślenie, że
może woda zmyje nastrój.
Zanurzyła się głębiej, woda
dotykała jej ust, a ona zastanawiała się jakby to było gdyby mogła zobaczyć się
z ojcem.
Coraz głębiej.
Zero zmartwień, zero bólu,
zero czucia.
Głębiej.
Woda obmywała jej twarz.
Minuta, dwie.
Wynurzyła się gwałtownie,
łapiąc oddech i patrząc z przerażeniem przed siebie.
Co ty wyprawiasz! Głos w głowie gdyby tylko mógł rzuciłby się na nią z pazurami jak
wygłodniałe zwierzę, rozszarpując ją na strzępy. Dygotała na całym ciele tak
mocno, że objęła się ramionami. Była głupia, była idiotką, myśląc o
najłatwiejszym wyjściu. Ukryła głowę między kolanami i poczuła łzy, pierwsze
łzy od tygodnia.
Taylor
przetarł oczy i westchnął zrezygnowany spoglądając na zegarek. Dochodziła
dziewiąta, więc z powrotem opadł na poduszki. Pogoda, sądząc po promieniach,
które wdzierały się do pokoju, nie zrażone miną chłopaka, była piękna. Powinien
wstać z uśmiechem na twarzy, a miał ochotę komuś przyłożyć. Doskonale wiedział
komu. Sięgnął dłonią po telefon leżący na podłodze i wystukał numer. Przez cały
tydzień spędzali możliwie jak najwięcej czasu ze sobą, chciał ją jakoś oderwać
od myślenia, a przez to że musieli wykonać dość trudny projekt miał ku temu
pretekst. Jednak teraz słyszał już szósty sygnał a ona wciąż nie odbierała,
podniósł się do pozycji siedzącej i jeszcze raz wykonał połączenie. Znowu to
samo. Sam nie wiedział dlaczego, ale zaczynał się denerwować. Siedzieli wczoraj
do późna oglądając filmy i myślał że zostanie na noc, nie chciała. Uparcie
chciała wrócić do domu. Jeszcze raz odwrócił się by zobaczyć która godzina i
znowu zadzwonił. Szczerze to miał w dupie czy ją obudzi, musiał po prostu
wiedzieć że nic jej nie jest. Głupia myśl a przejęła kontrolę nad jego rozumem.
Ubierając się pospiesznie wstukiwał literki.
Jadę do Ciebie x.
Gdy był już przy drzwiach
usłyszał dźwięk swojego telefonu i z prędkością godną mistrza wyciągnął go z
kieszeni. Na wyświetlaczu pojawiło się jej zdjęcie. Odebrał.
Wciąż leżała w wannie licząc w myślach wykonywane telefony,
którymi w tym momencie zadręczał ją przyjaciel. Tak, zadręczał. Czuła się w
pewien sposób osaczona, jakby co najmniej mogła sobie coś zrobić. Westchnęła.
Za piątym razem usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości, przeczytała i nie
czekając ani chwili oddzwoniła.
-Kąpię się. Chociaż to
chciałabym zrobić w spokoju – warknęła – żyję, nic sobie nie zrobiłam, nie
podcięłam żył, nie wzięłam tabletek..
-Przestań, nie o tym
myślałem. Chciałem tylko zaprosić cię na śniadanie..
Poczuła się głupio,
potraktowała go jak jakiegoś natręta a w rzeczywistości był, gdy tylko go
potrzebowała.
-Przepraszam Taylor, ja..
-Nic nie szkodzi.. jeżeli
nie masz ochoty..
-Będę gotowa za pół godziny
– nagle wpadł jej do głowy pomysł i aż się podniosła, czując jak chłodna już
woda spływa strużkami po jej ciele – spotkajmy się za czterdzieści minut w Speegleville, tylko na wysepce,
dotrzesz?
-Pff, kochana jestem
Taylor, zapamiętałem drogę. Ale bardziej ciekawi mnie dlaczego tam?
-Zobaczysz.
Pożegnała się szybko i
wyskoczyła z wanny, mając już tylko jedno w głowie. Przebierała się w
pośpiechu, chcąc zdążyć przed przyjacielem, chciała mu się w jakiś sposób
zrewanżować, w pewien sposób odwdzięczyć, podziękować, a pomysł, który tak
niespodziewanie zrodził się w jej głowie idealnie pasował do panującej wokoło
świeżości. Otworzyła okno i przymykając oczy, zaczerpnęła głęboko powietrza.
Uśmiechnęła się. Zadzwoniła jeszcze tylko w jedno miejsce i stanęła przed
lustrem. Ubrana z czarne rurki i fioletową bluzkę odsłaniającą jedno ramię
prezentowała się świetnie, tylko ta cera, blada, z sińcami pod oczami dosłownie
ją odpychała, brzydziła się odbiciem. Przymknęła oczy, oddychając głęboko.
Dzisiaj nie było dobrym momentem na rozklejanie się. złapała kluczyki i
przygotowaną torbę i wybiegła z domu.
Siedziała na brzegu, jej wzrok wodził po lśniących piórach
białego ptaka brodzącego w pobliżu, czapli najprawdopodobniej, ale pewna nie
była. Nie znała się na ptakach więc nawet nie próbowała wymyślać co to.
Usłyszała nagle dźwięk kół na żwirowej drodze, ptak się spłoszył i poszybował
dalej, w bardziej spokojne miejsce. Odwróciła głowę w stronę zbliżającego się
dźwięku i uśmiechnęła się, widząc wjeżdżające na polanę auto Taylora.
Taylor spojrzał przed siebie i dosłownie oniemiał. Może nie
miał bóg wie jak dobrego widoku, ale dostrzegał ogromny koc, na którym
siedziała uśmiechnięta przyjaciółka, obok niej stał otwarty kosz piknikowy a na
kocu śniadanie. Z każdym krokiem dostrzegał więcej, pancakes’y, miseczki ze
świeżymi owocami, truskawki, borówki, maliny, jeżyny, dwie białe buteleczki,
papierowe kubki, termos. A wszystko wyglądające tak, że nie wiedział co ma
powiedzieć. Dodatkowo uśmiech na twarzy Jessie, to było jak spełnienie marzeń.
-Wyciągnęłam najlepszą
zastawę, a ty stoisz i nic?
-Zatkało mnie.. – zaśmiał
się z zakłopotaniem drapiąc się po głowie – nigdy nikt czegoś takiego dla mnie
nie zrobił..
-To tylko zwykły piknik.
-No właśnie tego było mi
trzeba. Wyjdź za mnie, błagam.
-Dzisiaj jestem trochę
zajęta.
-No to jak tak się sprawy
mają to może zaczniemy jeść?
-Jasne.. wolisz syrop
klonowy? Czy sos truskawkowy?
-Rozpieszczasz mnie.
Zaśmiali się oboje i zajęli
jedzeniem. Rozmawiali o błahych sprawach ciesząc się dniem i pogodą. Jessie
była uśmiechnięta, tylko to się dla niego liczyło.
***
Jessie
leżała na puszystym dywanie kreśląc coś na kartce, raz po raz marszczyła czoło
jakby coś nie szło po jej myśli. Co jakiś czas słyszała dziwne jęki z miejsca
gdzie na podłodze, oparty o sofę siedział Taylor. Spojrzała na niego. Na uszach
słuchawki, w ręku trzymał pada, skręcając nim to w prawo to w lewo,
zaciekawiona przeniosła wzrok na telewizor. No tak czego mogła się spodziewać, wyścigi
samochodowe. Pokręciła głową z dezaprobatą co przykuło uwagę chłopaka. Zsunął
słuchawki i zatrzymał grę.
-Hawks opanuj się i
przestań z tą nauką.
-No co? Nie każdy jest tak
uzdolniony jak ty.
-Miałabyś ochotę pojechać z
nami nad morze? – zignorował jej wypowiedź – Jedziemy do Matagordy, dzika plaża,
namioty..
-Mówiąc z nami masz na
myśli.. ?
-Będzie na pewno Katie,
Linda z Samem, Tony i kilku jego znajomych. Tak dokładnie to sam nie wiem kto
jeszcze ale będzie fajnie.
-Raczej sobie odpuszczę.
Mam jeszcze projekt do dokończenia.
-Nie używaj go jako
wymówki.
-To, że projekt jest tylko
i wyłącznie na dodatkowe zajęcia nie oznacza, że go oleję ot tak.
-Zaczęły się wakacje.
-Wiem ale to nie zmienia..
-Pomogę ci z nim, no nie
daj się prosić – zmierzwił jej włosy śmiejąc się przy tym głośno.
-Hej. Wiesz ile ja
układałam tą fryzurę?
-No doprawdy brzmisz jak
Amber, i ta tonacja.
-Właśnie to chciałam
osiągnąć. A dlaczego jej nie zaprosisz?
-Że co?? – prawie
zakrztusił się napojem.
-Wiesz jaka byłaby
szczęśliwa?
-Nawet sobie nie żartuj,
już wystarczająco dużo mam jej osoby na co dzień. Ja chcę jechać tam w celach
rekreacyjnych.. więc co? Pojedziesz?
-Nie..
W jej głosie wychwycił
nutkę wahania i to była jego szansa. Lubił spędzać z nią czas, lubił przebywać
w jej towarzystwie i tak naprawdę mimo że znali się od roku to dni w których
nie mógł się z nią spotkać, nie mógł jej usłyszeć były dniami gdzie czegoś mu
brakowało. Były nudne, bez wyrazu.
-Jessie..
-Taylor. Jak widać znamy
swoje imiona.
-Obiecuje pomóc w projekcie,
a wiesz że jestem dobry w te klocki.
-No wiem, wiem – westchnęła
– ale na pewno pomożesz mi przy projekcie?
-Jasne. To jedziesz?
-Mogę pojechać.
-Nie można było tak od
razu? – przytulił ją ramieniem.
-Higgins odczep się,
naruszasz moją prywatność.
-I myślisz że się tym
przejmuję?
-Domyślam się że ani
trochę. Zawsze byłeś irytującym facetem.
-I to cię do mnie
przyciągnęło.
-Za dużo sobie skarbie
wyobrażasz.
-Możliwe, ale to nie
zmienia faktu, że szalejesz na moim punkcie.
-Tak, tak. Masz stuprocentową
rację.
-No widzisz? A ty się tak
wzbraniałaś. No ale wróćmy do tematu, wyjeżdżamy w środę, wracamy w
poniedziałek albo we wtorek. Nie bierz namiotu, mam jeden a i na miejscu będzie
wystarczająca ich ilość. Nie ma sensu jechać dwoma autami, chociaż twoje i tak
jest u mechanika..
-Odbieram je za tydzień
dopiero..
-.. no właśnie..
-Widzę że szykuje się nam spora
impreza.
Uśmiechnął się do siebie,
była tak skupiona na odpowiadaniu i słuchaniu, że nie zauważyła nawet jak się
zgodziła, zastanawiając się co ma kupić i co jeszcze ze sobą wziąć. Gdyby mógł
wyszczerzyłby teraz zęby w uśmiechu i przybił sobie piątkę, ale równie dobrze
mógł wtedy przegrać sprawę. Była uparta, niesamowicie uparta, więc wolał nie
ryzykować.
-Już nie mogę się
doczekać..
***
Spoglądał
na nią jak ściągała szorty i koszulkę i uśmiechnął się. Słońce delikatnie
skrzyło się na jej ciele tworząc niesamowity obraz. Tyle razy widział ją jak
tańczy w skąpych strojach, a jednak ten widok nigdy mu się nie nudził, i wątpił
w to czy kiedykolwiek by mu się znudził. W tym samym momencie ich oczy spotkały
się.
-No i co się tak gapisz? –
zaśmiała się cicho siadając obok.
-Ameryka jest..
-.. wolnym krajem i póki
mnie nie dotykasz.. tak, tak wiem – idealnie naśladowała ton z jakim mówił jej
przyjaciel – gdzieś to już słyszałam.
-A ja wtedy usłyszałem że
pożałuje jak cię dotknę.
-To teraz masz okazję –
uśmiechnęła się kładąc na brzuchu – możesz mnie nasmarować.
-No ja nie wiem..
-Okazja może się już nie
powtórzyć – pomachała mu olejkiem do opalania przed nosem.
Przyjął od niej buteleczkę
i wylał sobie niewielką ilość na dłonie. Po chwili poczuł jej delikatną skórę
pod opuszkami palców.
-Wiedziałam że nie
przepuścisz szansy.
-Jakżebym śmiał.
Chwilę później leżał obok
przyglądając się jej ciału. Najchętniej jeszcze raz przejechałby palcem po jej
skórze, ocknął się nagle, zastanawiając o czym on myślał. Fakt, miała
najcudowniejsze ciało jakie widział ale to była Jessie, jego przyjaciółka. Z
mieszanymi uczuciami odwrócił głowę w drugą stronę i zaczął delektować się
przyjemnym ciepłem, które go otaczało. Wieczorem czekało ich ognisko, więc w
taki sposób chciał spożytkować czas, oddając się błogiemu lenistwu.
Od
dłuższego czasu wpatrywał się w uśmiechniętą Jessie rozmawiającą z kolesiem,
którego imienia nawet nie pamiętał. Opierał się jedną dłonią o skałę,
praktycznie przyciskając do niej dziewczynę, co najwidoczniej jej nie
przeszkadzało. Dłonie Taylora same zaciskały się na szklanej butelce
wypełnionej do połowy piwem. Dlaczego tak się wściekał, dlaczego widok przyjaciółki
z innym był aż tak irytującym widokiem. Chciał odwrócić wzrok, ale nie mógł. To
tak jakby jakaś magiczna siła nie pozwalała mu ani na chwilę odwrócić głowy,
ani na chwilę nie spuścić z niej oczu. Dziewczyna zaśmiała się dźwięcznie i w
tym samym momencie poczuł ukłucie w sercu. Wzdrygnął się. Co do … ? Na jego
twarzy wymalował się szok. Serce waliło mu jak młot, dłonie zrobiły się
wilgotne. Oddychał szybko. Nawet nie zauważył gdy koło niego przysiadł Tony.
-Przestań się tak na nich
gapić, bo wyglądasz żałośnie.
-Co? Nie, nie ja nie..
-Jesteś idiotą. Masz ją
koło siebie a nic nie robisz.
-Sam jesteś idiotą, Jessie
jest moją przyjaciółką.
-Ta jasne..
-Naprawdę.
-No skoro tak uważasz to ja
spróbuję się z nią umówić.
-Droga wolna – odpowiedział
starając się by jego głos brzmiał normalnie.
Taylor zobaczył jak
dziewczyna wolnym krokiem podchodzi do nich.
-No panowie, rozsunąć się.
-Jessie – Tony spojrzał na
nią jednocześnie się przesuwając robiąc jej miejsce obok Taylora – kiedy w
końcu umówisz się ze mną na kawę?
-Dobrze wiesz że nie piję
kawy – uśmiechnęła się szeroko.
-Czepiasz się szczegółów.
-Jakbyś mnie nie znał.
-No to umów się ze mną na
drinka.
-Wybacz mu. Ten kretyn nie
wie co to znaczy spływaj – wtrącił się Taylor z głośnym śmiechem.
-Kiedyś się z tobą umówię a
teraz spadaj, Katie cię szukała.
Jak na zawołanie tuż przed
nimi wyrosła drobna czerwono włosa dziewczyna i po chwili już ich nie było.
Jessie obróciła się w
stronę Taylora pocierając swoje ramiona.
-Czy wy kiedyś
przestaniecie?
-Chłodno ci? – zignorował
jej pytanie.
-Trochę.
Zobaczyła jak przyjaciel
wstaje i ściąga bluzę. Podał ją dziewczynie.
-Dzięki, nie trzeba było.
-Nie ma problemu.
Usiadł z powrotem i
spojrzał w ognisko. Jessie przyglądała mu się przez chwilę zakładając bluzę.
Była przesiąknięta jego zapachem. Uwielbiała go. Tak niesamowicie męski.
Jeszcze raz ukradkiem na niego spojrzała. Lekki wietrzyk delikatnie poruszał
jego czarnymi włosami, które teraz pokrywała pomarańczowa poświata. W oczach
miał te radosne iskierki, towarzyszące mu odkąd tylko go poznała. Dlaczego
wcześniej ich nie zauważała? Odpowiedź była prosta. Wcześniej uważała go za
nadętego playboya myślącego tylko o sobie, był po prostu z innego świata a
teraz? Teraz byli przyjaciółmi. Był przyjacielem, który odgrywał najważniejsze rolę
w jej życiu. Siedzieli w sporej odległości od wszystkich, z dala od wścibskich
spojrzeń. Poczuł nagle jak głowa Jessie opada na jego ramię i wstrzymał oddech.
Serce waliło mu jak oszalałe nigdy wcześniej nie doznając takiego uczucia jak w
tym momencie. Co się do cholery z nim działo? Dlaczego tak się zachowywał?
Starał się zignorować to uczucie, ale w momencie go dotarł do niego zapach jej
włosów poddał się. Przysunął głowę bliżej, tak by móc bez problemu zaciągać się
owocową rozkoszą. Przymknął oczy.
-Jesteś zmęczona?
-Trochę – wyszeptała –
gdybym zasnęła obudzisz mnie?
-W którym namiocie śpisz?
-Miałam spać z Katie ale
teraz pewnie w tym samym co ty, wątpię żeby Tony nie skorzystał – wskazała
głową na parę leżącą koło skał i całującą się zawzięcie.
-A z takim oddaniem
próbował się z tobą umówić.
Uśmiechnęła się.
-Dlatego będę go spławiać,
mimo że to twój brat. Więc obudzisz mnie jak zasnę?
-Jasne.. masz ochotę
jeszcze na piwo?
Odsunęła się i wstała
otrzepując z piasku. Spojrzał na nią zaskoczony.
-No co – uśmiechnęła się –
użyczasz mi ramienia więc to ja przyniosę nam piwo.
Zanim odeszła widziała jak
kręci głową z rezygnacją. Po chwili wróciła z dwoma butelkami. Podała jedną
przyjacielowi.
-Taylor mogę cię o coś
zapytać?
-Tak?
-Dlaczego nie dasz szansy
Sam?
-Sam? – powtórzył
zaskoczony.
-Samantha sprawia wrażenie
osoby miłej..
-.. tylko że ja taki nie
jestem.
-Miły? Nie jesteś miły?
-Nie jestem miły dla lasek,
które dostają na moim punkcie szału. Odkąd dotarło do mnie co mój wygląd robi z
dziewczynami to działa na ich niekorzyść. Poza tym Sam nie ma tego czegoś –
westchnął – Jessie możemy porozmawiać o czymś innym?
-Jak chcesz..
Poczuła się dziwnie,
słysząc z ust Taylora słowa, którymi uraczył ją Liam gdy kończył z nią.
-Wow, to coś nowego. Przecież
ty nigdy nie odpuszczasz.
Oparła się o niego.
-Jestem wykończona, więc
dam ci dzisiaj trochę luzu.
-Chcesz wracać do namiotu?
-Jeszcze nie.
Wzrok Taylora zatrzymał się
na chłopaku, bezustannie wpatrującego się w przyjaciółkę.
-No no Jessie – uśmiechnął
się nerwowo – twój kolega nie spuszcza z ciebie wzroku.
-Chciał się umówić ale
powiedziałam że kręcę z tobą i to nie jest mój kolega.
-Ze mną?
Skinęła głową śmiejąc się
cicho.
-Dopóki nie znajdziesz
sobie dziewczyny, będę cię wykorzystywać do moich niecnych planów.
-Po co mi dziewczyna jak
mam ciebie – uśmiechnął się obejmując ją i przytulając do siebie.
-To się nigdy ode mnie nie
uwolnisz.
Pochylił się nad nią i
poczuła jego oddech tuż przy uchu.
-A kto powiedział że chcę
się uwolnić.
-Wiesz że na mnie twój urok
nie działa?
-Nie możesz mi się opierać
w końcu masz na mnie ochotę.
Zaśmiali się cicho i
dziewczyna mocniej wtuliła się w jego ramiona.
-Cieszę się że cię mam.
-Zawsze będę przy tobie.
Do
jej świadomości dochodziły jakieś dźwięki, ale nie mogła ich rozróżnić, ani
nigdzie przypasować. Widocznie ta część mózgu jeszcze spała. Było jej ciepło,
miękko a przede wszystkich czuła jakiś zapach. Znajomy zapach. Spróbowała otworzyć
oczy, ale nie udało się. Powieki miała ciężkie, jakby były z ołowiu. Dopiero za
drugim podejściem się powiodło i zobaczyła śpiącego przyjaciela. Na jej twarzy
pojawił się nikły uśmiech. Nagle dotarło do niej że jest w koszulce i w
majtkach, a przecież pamiętała że miała na sobie jego bluzę. Wzięła głęboki
oddech i powoli odsłoniła śpiwór. Odetchnęła gdy zobaczyła że jest ubrany w
spodenki.
-Gdybym wiedział że
będziesz taka ciekawska spałbym nago.
Odsunęła się od niego
gwałtownie. Oczy nadal miał zamknięte ale usta wykrzywił perfidny uśmiech. W
tej samej chwili na jego głowie wylądowała poduszka.
-Sprawdzałam czy się do
mnie nie dobierałeś.
-Pochlebiasz sobie.
Zadowolona z tego co zobaczyłaś?
-Nic tam nie widziałam.
Zobaczył na jej twarzy
złośliwy uśmieszek i zaśmiał się. Ni stąd ni zowąd pochylił się nad nią. Był zaledwie o kilka
milimetrów od jej ust. Wpatrywał się w nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Mogę ci tu i teraz pokazać
że jednak czymś dysponuje.
-A czy mogę pozostać
nieuświadomiona?
Uśmiechnął się do niej po
czym cmoknął ją w policzek.
-Twoja strata.
-Przeżyję jakoś.
Położył się w końcu na
poduszce podkładając sobie ręce pod głowę.
-Zasnęłam?
-Tak – zaśmiał się – jesteś
taka spokojna i cudowna jak śpisz. Nie wrzeszczysz, nie bijesz.. anioł nie
kobieta. A teraz znowu się zaczęło.
-Życie jest brutalne.
Ciekawe jak zareagował Dylan gdy wczoraj targałeś mnie do namiotu.
-To ten koleś co cię
wyrywał? – dziwnie się poczuł wypowiadając te słowa.
Spojrzał na nią ukradkiem.
Leżała w tej samej pozycji co on, z oczami przymkniętymi, z delikatnym
uśmiechem na twarzy. Te usta. Domyślał się że musiały być cudowne.
Uspokój się! Usłyszał głos
w głowie. Jak mógł myśleć o Jessie jak o kimś więcej niż przyjaciółka. Nie mógł
do cholery. Po prostu nie mógł!
-Słuchasz mnie? – wyrwało
go z zamyślenia i otworzył szerzej oczy.
-Nie.
-Dzięki stary, przynajmniej
jesteś szczery.
-Wybaczysz mi?
-Hmm.. za śniadanie do
łóżka..
-O tak, jak najbardziej
możesz mi je przynieść. Tylko zaserwuj je w stroju pokojówki.
Znów na jego twarzy
wylądowała poduszka i zaśmiali się.
-Męska szowinistyczna
świnia.
-Przestań gadać tyle i
chodź na śniadanie.
Po chwili, już ubrani szli
w stronę baru. Po drodze minęli dwójkę znajomych, wyglądających jakby co
najmniej przejechał po nich walec. I to dwa razy. Doszli w końcu do baru i
weszli. Przy jednym ze stolików siedział zmarnowany Tony a zaraz obok niego z
głową położoną na stoliku Dylan. Taylor spojrzał na niego i skrzywił się, objął
Jessie ramieniem uśmiechając się delikatnie. Podeszli do stolika podprowadzeni
zaskoczonym wzrokiem przez Tony’ego. Jednak ten nigdy o nic nie wypytywał, więc
na szczęście nie musieli się martwić o wyjaśnienia.
-Cześć wam – Jessie odsunęła
krzesło tym samym budząc Dylana.
-Cześć – wymamrotał pod
nosem i wstał – idę się jeszcze położyć. Chyba nie dospałem.
Gdy zostali sami Tony
spojrzał na parę z udawanym wyrzutem.
-Złamaliście mu serce –
uśmiechnął się – nie ładnie tak kłamać.
-Czy ty wyobrażasz go sobie
z Jessie?
-Wiesz kogo sobie z nią
wyobrażam.
-Znowu zaczynasz?
-Będę zaczynał kiedy tylko
będzie nachodzić mnie ochota.
-Jesteś idiotą.
-A ty kretynem.
-Nie większym niż ty.
Dziewczyna z rozbawieniem
przyglądała się mężczyznom. Byli wspaniali. Potrafili ją niejednokrotnie
rozbawić do łez. Tak naprawdę byli jej jedyną rodziną i była im za to
wdzięczna.
-Przepraszam, ja tu jestem
– odezwała się w końcu – zjedzmy coś, bo burczy mi w brzuchu.
Jak na zawołanie z jej
żołądka wydobył się przeraźliwy bulgot.
-Rany, nie sądziłem że
można wydawać aż takie dźwięki.
-Tony – jej błagalny ton
wydobył tylko śmiech z ust obydwu mężczyzn.
Nie czekając dłużej
zamówili tosty, jajka, sery i najprawdopodobniej bekon, a przynajmniej tak to
wyglądało, bo w smaku było obrzydliwe. Zaspokoiła w końcu głód i jej żołądek
nie wydawał już takich dźwięków jakimi byli świadkami jeszcze przed kwadransem.
Dotarła do nich także Katie
która po krótkiej chwili, wyszła z baru ciągnąc za sobą zadowolonego Tony’ego.
Znowu zostali sami, co im osobiście nie przeszkadzało.
-Teraz za każdym razem gdy
zobaczymy Dylana będziesz udawać że coś nas łączy?
-Przecież nas łączy..
lecisz na mnie.
Parsknęła śmiechem.
-Znowu zaczynasz. Chciałbyś
żebym na ciebie leciała?
-Dlaczego nie..
-Z tego co pamiętam mówiłeś
że masz dość lasek uganiających się za tobą. Zmieniło się coś?
-Dla ciebie zrobiłbym
wyjątek.
-I co potem, przespalibyśmy
się, zaczęli kłócić, koniec z przyjaźnią. Tak wyglądałby nasz scenariusz –
uśmiechnęła się promiennie – poza tym kochanie nie kręcisz mnie.
-Bo nie rzuciłem jeszcze na
ciebie mojego uroku..
-.. błagam i nie rób tego
bo mogę stać się następną której na twój widok ślina cieknie.
-Zakończmy temat ślin,
sexu, kręcenia bo mnie na ciebie ochota nachodzi – zaśmiał się głośno.
-Wypchaj się Higgins.
-Dzisiaj też ze mną śpisz?
– poruszał śmiesznie brwiami, doprowadzając do tego że parsknęła śmiechem.
Zobaczył jak wstaje od stołu.
-Gdzie idziesz?
-Przejść się. Idź gdzieś,
poszukaj jakiejś laski, może odechce ci się nękania mnie.
-Spadaj Hawks – skrzyżował
dłonie na piersi, obserwując jak postać dziewczyny z każdą sekundą oddala się.
Dopiero gdy zniknęła z
zasięgu jego wzroku, wziął głęboki oddech i upił kawy. Zastanawiał się dlaczego
tak dziwnie się przy niej czuł. Dlaczego dopiero teraz dostrzegał pewne detale.
I dlaczego gdy Dylan flirtował z nią miał ochotę zetrzeć mu ten jego uśmiech z
twarzy. To wszystko było cholernie dziwne, takie nieznane. Nie miał pojęcia co
to znaczyło, ale też nie chciał się zastanawiać. Dopił kawę i zapłaciwszy
rachunek wyszedł z baru.
Siedziała
na plaży obserwując pluskające się przy brzegu dzieci. Czuła pod stopami
drobinki gorącego piasku. Było jej przyjemnie. Gdyby tylko mogła, zatrzymałaby
wskazówki zegara właśnie w tym miejscu. Całą swoją uwagę skupiła na dwójce
maluchów babrających się teraz w błocie. Jej wzrok wyłapywał najdrobniejsze
szczegóły. Uśmiechy na ich twarzach poprzedzane głośnym śmiechem, takim
radosnym, szczerym, po prostu dziecięcym. Przeniosła wzrok na kobietę, która
raz po raz posyłała w ich kierunku spojrzenia przeplatane jakimiś upomnieniami.
Spojrzała w lewo. W jej
stronę zmierzał Darryl. Jakoś od pierwszego ich spotkania nie przypadł jej do
gustu, wręcz mogła stwierdzić że go nie lubiła. Zarozumiały, uważający się za
pępek świata, dodatkowo najpiękniejszy pępek świata. Już za pierwszym razem
patrzył na nią tak jak faceci z „Billy’ego”, jak na towar. W sumie był jednym z
nich. Był z Taylorem i Tony’m tego wieczoru gdy Taylor dowiedział się gdzie
pracuje. Potem widywała go kilkakrotnie i zawsze miała to samo odczucie.
-Cześć mała.
-Mówiłam ci żebyś mnie tak
nie nazywał – warknęła spoglądając na niego.
Przyglądał jej się,
świdrując ją tymi małymi oczkami. Jego usta wykrzywił perfidny uśmiech.
-Laski to lubią.
-Pewnie miałeś ich tyle, że
możesz to śmiało stwierdzić.
-Mała, mała, mała – usiadł
obok niej – dobrze wiem czego laski takie jak ty potrzebują.
Gwałtownie się podniosła.
-Pieprz się.
Odeszła a on jeszcze przez
chwilę spoglądał na nią zaskoczony.
Szła w stronę namiotów
zaciskając mocno pięści. Żałowała, że mu nie przywaliła. Miałaby przynajmniej
satysfakcję, a tak pozostała jej tylko wściekłość. Teraz była pewna. Pałała do
niego jedynie nienawiścią i obrzydzeniem, żadnych pozytywnych uczuć. Chciała
znaleźć jak najdalej od tego faceta, byleby tylko nie oglądać już więcej jego
gęby. Zacisnęła tak mocno pięści że poczuła paznokcie wbijające się w jej
skórę. Była tak zafrasowana sobą że o mały włos nie wpadła na postać idącą w
jej stronę.
-Jessie stało się coś?
Dziewczyna spojrzała na
osobę strojącą teraz twarzą w twarz i uśmiechnęła się sztucznie.
-Przepraszam cię Linda,
zamyśliłam się.
-Widzę właśnie, gdzie tak
pędzisz?
-Przepraszam cię ale muszę
iść.. – odpowiedziała wymijając ją.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tak.
Wiedziała że Linda
odprowadza ją wzrokiem, ale chciała jak najszybciej znaleźć się daleko od tego
idioty. Wparowała do namiotu nawet się nie zastanawiając i natknęła się na
śpiącego Taylora.
Czując jakiś ruch w
namiocie otworzył oczy i zdziwił się widząc Jessie pakującą swoje ciuchy.
Podniósł się do pozycji siedzącej.
-Nie chciałam cię obudzić –
burknęła nie przerywając czynności.
-Co ty robisz?
-Pakuję się. Muszę wracać
do domu?
-Co? Ale dlaczego?
-Matka – skłamała – kazała
mi wracać, coś z papierami jest nie tak.. a wiesz, że wolę jej nie denerwować.
Przyglądał jej się przez
chwilę. Ewidentnie kłamała, ale postanowił nie naciskać. Wyciągnął z kieszeni
kluczyki i podał je dziewczynie. Patrzyła na niego zaskoczona.
-No co? Jak miałaś zamiar
dostać się do domu? Autostopem? Zaparkuj u mnie i tyle, za dwa dni wracamy to
się z kimś zabiorę.
-Dzięki. Kochany jesteś.
Poczuł przyspieszone bicie
własnego serca i to dziwne uczucie w brzuchu, które towarzyszyło mu od wczoraj,
nie dające spokoju, gdy tylko Jessie znajdowała się w zasięgu jego wzroku.
Przełknął ślinę. Opadł z powrotem na poduszki obserwując ją spod przymkniętych
powiek. Jej zacięty wyraz twarzy utwierdził go tylko w przekonaniu, że coś się
wydarzyło, ale znał ją na tyle że wiedział iż nie miało najmniejszego sensu
wypytywanie się o przyczynę zmiany humoru bo i tak będzie kłamać a na końcu
wyzwie go od najgorszych. Były sytuacje kiedy ich zasady w sprawie szczerości
nie sprawdzały się, prędzej czy później Jessie powie mu o co chodzi, tego był
pewien. Pozostało więc cierpliwie poczekać.
-Chcesz żebym pojechał z
tobą? – odezwał się w końcu.
-Nie ma potrzeby żebyś
rezygnował z zabawy – uśmiechnęła się delikatnie – no chyba że boisz się o
swoją perełkę.
Pomachała kluczykami do
samochodu przed jego nosem i zaśmiała się cicho.
-Wariatka.
-Czyli zaufanie jest –
skwitowała zasuwając torbę – jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia. Baw się
dobrze. Aha no i korzystaj póki jesteś przystojny.
-Spadaj Hawks.
Zaśmiali się oboje i
dziewczyna cmoknąwszy go w policzek wyszła z namiotu. Został sam z milionem
myśli kłębiących się w jego głowie. W żaden sposób nie mógł nad nimi zapanować,
zahamować biegu. Kompletnie nic. Wielki chaos, a w śród nich postać Jessie.
Z
każdym kilometrem, z każdą minutą gdy oddalała się od plaży, czuła się coraz
spokojniej, aż w końcu uśmiechała się do siebie, czerpiąc przyjemność z jazdy.
Uwielbiała zapach tego samochodu, czuło się w nim skórę, nowość i Taylora. Taylor.
No tak. Okłamała go, ale nie mogła powiedzieć mu prawdy, bo mogłoby się to źle
skończyć. Oczywiście dla Darylla, o przyjaciela się nie martwiła, był silny i
sprytny. Tego drugiego miał aż w nadmiarze. Zaśmiała się w duchu własnych przemyśleń. Czasami był niemożliwy z
ochroną jej, jednak on był dla niej jak brat. Gdyby miała takiego rodzonego,
tak właśnie by go sobie wyobrażała. Włączyła radio. Wnętrze wypełniło się
dźwiękami jakiegoś wolnego utworu. Jej myśli jakoś tak same powędrowały w
stronę Liama. Zacisnęła usta w wąską linię, by się nie rozpłakać. Minął prawie
miesiąc odkąd ostatni raz go widziała i mimo, że zranił ją ona nadal odczuwała
ten dziwny brak. Powinna być wściekła, ale tylko chciało jej się ryczeć.
Zamrugała oczami. Ostatnie tygodnie Taylor był ciągle przy niej, jakby bojąc
się czy nic sobie nie zrobi. Nie wytrzymała i zjechała na pobocze. Na
kierownicę spadła jedna kropla, rozpryskując się delikatnie. Potem pojawiła się
kolejna. Przy Taylorze musiała udawać, że wszystko jest ok, że spłynęło po niej
jak po przysłowiowej gęsi. Kap. Ale prawda była taka, że bolało. Nie
wspominając swojej głupoty, bo ta bolała najbardziej, dodatkowo fakt, że nie
jest dla kogoś wystarczająco dobra. Kap. Kap. Teraz mogła się rozkleić, dać
upust swoim emocjom. Kap, kap, kap. Łzy spływały po jej policzkach, dostawały
się do ust bądź też zaznaczały się mokrym śladem na całej długości szyi. Nie
hamowała się już, raz po raz czując spazmatyczny dreszcz wstrząsający całym jej
ciałem.
Potrzebowała
kwadransa na uspokojenie się, by mogła ruszyć w dalszą drogę. Tym razem
spokojną, bez rozmyślań, bez płaczu czy żalu. W końcu zaparkowała pod ciemnym
budynkiem w którym mieszkał Taylor i wysiadła. Wzdłuż ulicy rozświetliły się
pomarańczowym światłem lampy, rozjaśniając okolicę. Przesiadła się do swojego
auta i nie spiesząc się skierowała w stronę swojego domu.
***
Nie
mógł zasnąć. Ogarnięty jakimiś niedorzecznymi obrazami i rozmyślaniami umysł
męczył go niemiłosiernie. Chciał spokoju, wypoczynku a zaserwował sobie bałagan
w głowie. Obrócił się na drugi bok i westchnął. Jego wzrok padł na aparat
wystający z torby, podciągnął się i sięgnął po niego. Po chwili na wyświetlaczu
pojawiła się uśmiechnięta twarz Jessie i Tony’ego. Nie potrafił odpowiedzieć
sobie na pytanie co się z nim działo, dlaczego dopadały go dziwne myśli i
dlaczego wciąż o niej myślał. Odłożył aparat i ubrał się. Nie było sensu by
siedzieć w namiocie i tak by nie zasnął, więc musiał wyjść, odświeżyć. Wziął do
ręki bluzę i wyszedł. Księżyc w towarzystwie gwiazd stał już wysoko na niebie
oświetlając jasno całą, pustą plażę. Nigdzie żywego ducha, jedynie ciche
pochrapywanie w kilku namiotów i jakieś jęki i stęki z któregoś z nich
utwierdzały w przekonaniu, że plaża nie jest całkowicie pusta. Nawet nie chciał
sobie wyobrażać co się tam w namiocie działo i kto był uczestnikiem. Nie
zastanawiając się dłużej, skierował w miejsce za wielkimi skałami, tam gdzie
mógł spokojnie przysiąść. Chwilę później, oparty o wysuniętą półkę skalną
podziwiał rozbijające się przy brzegu fale. Przymknął oczy. Znowu to samo,
dziwne uczucie. Powiał chłodniejszy wiatr i założył bluzę. Wtedy dotarł do
niego znajomy zapach i zamarł. Dosłownie. Bluza przesiąknięta była zapachem
Jessie, jej delikatnymi perfumami, jej szamponem, jej żelem, którym pachniało
całe jej ciało. Te wszystkie zapachy zmieszały się dając mu obraz dziewczyny,
tak wyraźny jakby miał ją teraz w swoich ramionach. Westchnął zrezygnowany.
-Zwariuję za chwilę –
powiedział do siebie wyciągając telefon.
Wstukał kilka liter,
składający się na jeden wyraz.
Śpisz? xx
Nie minęło kilka minut jak
dostał odpowiedź. Zdziwił się. Był święcie przekonany, że dziewczyna śpi, w
końcu na zegarku było kilka minut po drugiej.
Jeżeli to coś ważnego to dzwoń, a
jeżeli to Twój kaprys to wypchaj się Higgins i daj mi spać:) x.
Zaśmiał się pod nosem i po
chwili już słyszał jej głos.
-Co się stało?
-Nie mogę spać..
-Ty sobie chyba ze mnie
kpisz. Dzwonisz o tej porze żeby mi to powiedzieć? Nie wiem, mam może zaśpiewać
ci kołysankę?
-Mogłabyś?
Tym razem zaśmiali się
oboje. Tego mu było trzeba, jej głosu, jej śmiechu. Potrząsnął mocno i
gwałtownie głową, jakby próbując wyrzucić z umysłu te niedorzeczne myśli.
-Nie, nie mogłabym, ale
mogę już w ostateczności z tobą pogadać.
-Jakaś ty wielkoduszna.
-Uspokój się, bo zakończę
naszą rozmowę. Czemu nie możesz spać?
-Nie wiem – skłamał –
cholernie tu cicho. Dotarłaś bez problemu?
-Boisz się o swoje cacko?
-Wiesz, że nie o to mi
chodzi – uśmiechnął delikatnie przeczesując dłonią włosy.
-Tak, dotarłam cała i
zdrowa. Autko odstawione, wszystko jest dobrze.
-Nie chodziło o matkę,
prawda?
-Słucham? – zamarła.
-Jessie, telefon zostawiłaś
w namiocie. Nie miałaś go wtedy przy sobie..
-To nie tak..
-Nie ma problemu – wciął
się jej w słowo – wiesz, że są sytuacje kiedy nie naciskam. Będziesz miała
ochotę mi powiedzieć, to po prostu powiesz i tyle.
-Dzięki..
Zaciągnął się zapachem
bluzy i przymknął oczy.
-Chciałbym być już w domu,
szczerze powiedziawszy nie chce mi się dłużej tu siedzieć. Ciągle natykam się
na twojego Dylana.
-To nie jest mój Dylan
głupku. Mam po ciebie przyjechać?
Adrenalina w jego ciele
podniosła go na równe nogi, w ułamku sekundy jednak opanował pragnienie powrotu
do Waco, po czym usiadł.
-Nie Jessie, dzięki. Wrócę
razem z chłopakami.
-Jak chcesz, ale jakby co
to dzwoń.
-Jasne, w takim razie idź
spać.
-Dobranoc Higgins –
zaśmiała się i rozłączyła.
Spojrzał przed siebie.
Chciał wrócić i to jak najszybciej, ale najgorsze było to, że uświadomił sobie
iż chce wrócić by zobaczyć Jessie. Musiał dowiedzieć się co tak naprawdę się z
nim działo, a przede wszystkim jak temu zaradzić.