środa, 27 marca 2013

przepraszam

Wybaczcie ale jutrzejszy rozdział sie nie pojawi. Brak czasu, brak weny i grypa, która mnie dopadła zrobiły swoje. Nawet wieczorami mając chwilę odpalałam kompa i wpatrywałam się w białą kartkę próbując sklecić kilka słów. Na próżno :/ mam pustkę. 
Przepraszam jeżeli tym Was zawiodłam, ale jestem tylko człowiekiem i sami wiecie, że czasami nic nie idzie po naszej myśli. 
Obiecuję wynagrodzić to jakoś za tydzień (mam nadzieję że dotrzymam słowa).
Wasze blogi nadrabiam z czytaniem, z komentowaniem jeszcze nie, ale dam radę. Pierwszy wolny dzień przeznaczę na skomentowanie Waszych opowiadań. 
Całuje bardzo mocno i jeszcze raz przepraszam :***

czwartek, 21 marca 2013

rozdział *26



Dzisiaj króciutko, musicie mi wybaczyć, mam nawał roboty i po prostu nie wyrabiam się z niczym. Jeszcze tydzień i zwolnię tempo, wtedy też będę nadrabiać zaległości na Waszych blogach :* przepraszam!

Ten rozdział dedykuję mojej kochanej Yashy, która ostatnio choruje. Kochanie, wracaj szybciutko do zdrowia, żebyś mogła znowu zadowalać nas swoim pisaniem i humorem. Ogromniasta buzia dla Ciebie :*







***


-Jessie otwórz oczy, obudź się..
Usłyszała jego szept jakby z oddali.
-Jessie obudź się – powtórzył.
Dopiero wtedy powoli otworzyła oczy. Stał tuż przy jej łóżku. Bez koszulki. Nie musiała zapalić lampki żeby go widzieć. Delikatne światło księżyca oświetlało jego nienaturalnie blade ciało, jakby był przeźroczysty. I te usta. Nie były czerwone, tylko blade. Drżące.
-Co się dzieje..
-Jessie odchodzę.
Jej źrenice rozszerzyły się za sprawą tych dwóch słów.
-Ale gdzie, Taylor co się dzieje.
Położył się obok.
-Nie będzie mnie przy tobie, przepraszam.
Przytuliła się do niego. Nie chciała żeby odchodził. Chciała żeby był przy niej już na zawsze. Jej opuszki ostrożnie przesunęły się po ranie którą codziennie smarowała mu maścią i poczuła coś ciepłego i lepkiego. Uniosła głowę zaniepokojona. To było jak najgorszy koszmar. Z każdej rany sączyła się krew, dużo krwi, lepkiej, słodkawo mdlącej krwi. Całe łóżko przesiąknięte było karmazynową cieczą, tak jak jej pidżama i ręce. Spojrzała w jego oczy. Nie było ich tam. Były tam tylko czarne ziejące pustką dziury. Wrzasnęła.

Krzyk. Tak, usłyszał krzyk i wyskoczył z łóżka. Nie zważał na ból w nodze, czy żebrach. Słyszał krzyczącą Jessie i to w tym momencie było najważniejsze. Wtargnął do jej pokoju nawet nie pukając, dosłownie doskoczył do łóżka. Leżała skulona, płacząc głośno. Przytulił ją mocno do siebie.
-Jessie no już, Jessie..
Nie potrafił jej uspokoić. Odwrócił się trzymając ją blisko siebie. Starając nie myśleć o każdym rozrywającym go bólu zapalił światło, rozpraszając tym samym ciemność jaka panowała w pokoju.
Znów ją przytulił. Dygotała na całym ciele, do tego stopnia że zaczęła szczękać zębami. Odsunął ją od siebie mocno trzymając za ramiona, miała zaciśnięte powieki spod których ciurkiem wypływały łzy.
-Jessie otwórz oczy, obudź się..
Wrzasnęła jeszcze głośniej starając mu się wyrwać. Nie rozumiał co ją tak wystraszyło.
-Jessie to ja, miałaś zły sen. Proszę spójrz na mnie.
-Nie.. odejdź.. chcę się… obudzić..
-Jessie otwórz oczy, spójrz na mnie.
Pokręciła energicznie głową nadal nie otwierając oczu.
-Hawks! – wrzasnął – Otwórz te cholerne oczy!
Poczuł jak się wzdrygnęła. Pluł sobie w twarz że przesadził. Naprawdę przesadził. Ale wtedy zobaczył że Jessie nadal płacząc rozluźnia powieki. Po chwili zobaczył jej szmaragdowe tęczówki. Rozpłakała się na dobre, obejmując go mocno, miał ochotę jęknąć z bólu, ale stłumił to w sobie. Potrzebowała tego a on nie zamierzał jej tej chwili zabierać. Czuł jak jego koszulka na piersi robi się cała mokra. I przytulił ją bardziej do siebie. Po chwili osunął się na poduszkę razem z nią, nie przestawała płakać, ani wtulać się w jego ramiona. Sam nie wiedział ile czasu tak leżeli, ale w końcu uspokoiła się na tyle by przestać płakać.
-Obie.. obiecaj mi.. że zawsze.. że zawsze będziesz.. i że nie ode.. nie odejdziesz – wychlipała.
Pocałował ją w czubek głowy.
-Obiecuję, zawsze będę przy tobie. Śpij Jessie..
-Nie chcę.. nie mogę..
-Proszę..
-Taylor ja.. ja nie mogę.. jesteś.. jesteś moim je.. jedynym przyjacielem.. ja nie mogę.. cię stracić..
-Co też ci przyszło do głowy? Nigdy mnie nie stracisz. Nie wiem co ci się śniło ale to był tylko zły sen, a ja tu będę zawsze. Spróbuj zasnąć..
Nie odpowiedziała tylko kurczowo załapała się jego koszulki. Nakrył ich kołdrą. Nie miał zamiaru jej dzisiaj zostawiać samej, a gdyby to od niego zależało nie zostawiałby już jej ani na sekundę. Zbyt dużo dla niego znaczyła, zbyt mocno się zakochał. Tak długo głaskał ją po głowie aż usłyszał jej spokojniejszy oddech raz za razem przerywany spazmatycznym westchnięciem.
        
Obudził się i dopiero po chwili do tego umysłu dotarły obrazy z ubiegłej nocy. Jessie nadal spała z głową na jego piersi. Chciał się poruszyć żeby zobaczyć jej twarz, ale bał się że ją obudzi. Było mu tak cholernie dobrze, że wolał czuć jej bijące serce tuż przy sobie niż widzieć jak się budzi. Zanurzył się w jej włosach. Naprawdę, brakowało tylko jakiejś romantycznej muzyczki, a nie powstrzymałby się przed zatraceniem w jej ustach. Zastanawiał się co takiego strasznego mogło jej się przyśnić, z czym przyszło jej w nocy walczyć, i wtedy poczuł jej dłonie mocniej zaciskające się na koszulce. Pogładził ją po ramieniu, dając tym samym znać że nie śpi. Nie poruszyła się i już myślał że zrobiła to przez sen gdy nagle usłyszał jej cichy głos.
-Przepraszam za tą całą aferę..
-Chyba zwariowałaś, nie masz za co przepraszać. Powiesz mi co ci się śniło?
Pokręciła głową.
-To było zbyt okropne, i takie realne, nie, nie – starała się odgonić myśli od koszmaru który ją nawiedził.
-Jak chcesz, ale pamiętasz co ci obiecałem?
-Że zawsze będziesz.
-Dokładnie. Zawsze będę przy tobie i słowa dotrzymam.
-Dziękuję.
Leżała tak chwile nie poruszając się, nie mówiąc nic po czym wstała i nie patrząc na chłopaka skierowała się w stronę łazienki.
-Jessie..
Dała mu znać ręką że potrzebuje chwili dla siebie. Nie naciskał. Jednak chciałby wiedzieć co tak na nią wpłynęło. Chciałby móc czytać w jej myślach, chciałby jej pomóc. Z ciężkim sercem podszedł do drzwi i delikatnie oparł się o nie czołem, jego dłoń zatrzymała się w połowie z zamiarem zapukania. Wahał się ale tylko kilka sekund.
-Jessie idę zrobić śniadanie.
        
Stała wpatrując się w swoje odbicie. Znowu płakała rozmazując tym samym obraz przed oczami. Pochyliła się nad umywalką w bezsilności. Starała się narobić jak najmniej hałasu, nie chciała żeby Taylor wiedział że ciągle płacze. Włosy przyklejały jej się do mokrej twarzy. Pragnęła zapomnieć o koszmarze ale powracał do niej jakby już nigdy nie miała się od niego uwolnić, wciąż widziała puste oczodoły ziejące pustką.
Nie! Dość! Wynocha z mojej głowy! Wrzeszczała na siebie w myślach kręcąc energicznie głową.
         Zrobił śniadanie jednak nadal nie zjawiła się w kuchni. Zastał ją w pokoju. Leżała na łóżku zwinięta prawie w kłębek. Podszedł i przykucnął przy niej, dopiero wtedy zobaczył jej twarz. Nie widział jej tak prawdę powiedziawszy odkąd usnęli, ale wiedział że płakała. Oczy miała czerwone, opuchnięte i nadal zamknięte.
Pogładził ją delikatnie po policzku, widząc jak powoli unosi na niego swój wzrok.
-Widzisz? Jestem tutaj.
Uśmiechnęła się blado.
-Tak zdecydowanie lepiej. Przesuń się.
Zrobiła mu miejsce obok siebie i położył się. Znów poczuł jej głowę na swoim ramieniu.
         Tak przeleżeli do południa. Odzywała się mało, prawie wcale. To nie była ta jego Jessie, wkurzająca ale pogodna. Nawet jak wracała z cmentarza nie wyglądała tak jak dzisiaj. Snuła się po mieszkaniu jak cień, unikała jego spojrzeń, zresztą unikała jego osoby. Wieczorem miał dość. Nie mogła tak się zadręczać, nie mógł po prostu na to pozwolić. Siedziała wciśnięta w fotel w swoim pokoju z paczką chusteczek w dłoni wpatrując się w punkt za oknem. Podszedł szybkim krokiem i przykucnął przed nią.
-Co ci się śniło?
-Nic..
-Jessie do cholery, tak nie możesz. Masz zamiar zadręczać się tak ile? Dzień, dwa, miesiąc, rok, ile Jessie? Przez jeden sen?
Mówił podniesionym głosem i zdawał sobie sprawę, ale nie mógł się z nią cackać.
-Ty nie wiesz co w nim było – warknęła łamiącym się głosem.
-Domyślam się że chodzi o mnie. Więc mi powiedz co cię tak przestraszyło?
-Twoja śmierć, twoje zwłoki!
Wypaliła tak szybko że zdębiał. Przysłonił dłonią usta nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili pokręcił głową i uniósł jej podbródek.
-Nie mam zamiaru się stąd ruszać – powiedział łagodnie – tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Jesteśmy przyjaciółmi, a ja nie mam w zwyczaju opuszczać przyjaciół. Zaufaj mi.
-Wiesz doskonale że ci ufam, ale to było takie realne, takie prawdziwe..
-Nie, Jessie. Ja jestem prawdziwy. Mam się rozebrać do naga i pokazać ci że to ja?
Parsknęła śmiechem przez łzy, pierwszy raz od wczoraj zaśmiała się szczerze. Uśmiechnął się.
-Nie sądziłem że widok mnie rozebranego wywołuje taki śmiech.
-Taylor przepraszam za dzisiaj.
-Nie musisz mnie przepraszać, tylko nie rób tak więcej.
-To błagam nie przychodź do mnie we śnie.
-Ja to mam pomysły, zamiast doprowadzić do tego żeby sen był erotyczny, to ja cię straszę. Ze mną jest coś nie tak.
Zaśmiali się tym razem oboje.
-Tobie naprawdę przydałaby się dziewczyna.
-Znowu zaczynasz?
Wstała z fotela i objęła go za szyję. Nie czekała długo aż poczuła jego ręce na jej talii.
-Dziękuję..
Odsunęła się spoglądając na niego jednak nie zwalniali swoich uścisków. Wpatrywali się w siebie, w swoje oczy. Widziała czarne jak węgiel tęczówki ale nie przypominały tych z koszmaru. Powietrze wokół nich było jakby namagnesowane, wręcz się do siebie przyciągali. Rozum podsuwał najwspanialsze obrazy, jego usta delikatnie dotykające jej ust, jego dotyk na policzku, jego palce w jej włosach. Obraz znikł a oni nadal się w siebie wpatrywali. Zsunęła dłonie z jego szyi i odsunęła się tym samym wyzwalając z jego uścisku.
-Chodź. Od rana nic nie jadłaś – odchrząknął.
-Nie jestem głodna.
-Nie chcę tego słuchać. Albo zrobisz to po dobroci, albo zmuszę cię siłą. Wybieraj.
-To podchodzi pod molestowanie.
-Nazywaj to jak chcesz – uśmiechnął się – możesz rozpowiadać na prawo i lewo że cię molestuję.
-Fan Club byłby zawiedziony.
-Wiesz jak mnie to interesuje. Chodź.
Westchnęła zrezygnowana. Ale prawda była taka że zaczynała odczuwać głód i była wdzięczna Taylorowi za opiekę jaką nad nią roztoczył. Znowu. Teraz już była w stu procentach pewna że nie będzie w stanie odwdzięczyć mu się do końca życia.
        

***

         Taylor od dobrych kilku minut obserwował ją jak wkładała ostatnie ciuchy do torby. Był przygnębiony czego nawet nie starał się ukryć. Jakoś Jessie też nie tryskała optymizmem. Wiedziała że chłopak stoi w drzwiach ale bała się spojrzeć w jego stronę by nie dostrzegł uczuć jakie miała wypisane na twarzy. Z nadal opuszczoną głową zasunęła zamek i wyprostowała się. Przeczesała dłonią włosy rozglądając się i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na niego. Stał z rękoma w kieszeniach nie spuszczając z niej wzroku.
-No. Chyba wszystko mam.
-Moja oferta jest nadal aktualna.
-Wiem Taylor, ale zrozum mnie. Zostały nam cztery miesiące, to tylko cztery miesiące, zaraz kończymy szkołę..
-Strasznie będzie tu cicho bez ciebie.
-Odpoczniesz ode mnie.
-Wiesz że nie muszę tego robić.
-Przecież od jutra znowu będziemy widywać się na zajęciach, o co ci chodzi?
-O nic.
-Taylor proszę nie zachowuj się tak jakbyśmy mieli się już nie zobaczyć.
-Podrzucić cię do domu?
-Nie trzeba. Poradzę sobie.
Cmoknęła go w policzek i wyszła. Został sam. Czuł się tak jakby cisza która go ogarnęła, chciała go rozgnieść, jak się rozgniata robactwo. Zaczynał się dusić. Ściany nagle stały się za ciasne. Usłyszał dźwięk swojego telefonu i szurając nogami poszedł do swojego pokoju. Odebrał niechętnie.
-Halo?
-Jessie już pojechała?
-Przed chwilą.
-Za pół godziny będę.
Rozłączył się nie zadając sobie trudu by cokolwiek odpowiedzieć.
Gdy Tony przyjechał, siedział na kanapie z głową odchyloną do tyłu. Nawet nie podniósł na niego wzroku, bez energii, bez życia.
-Wyglądasz jakby cię rzuciła.
-Tak się czuję.
-Przecież jutro znowu się zobaczycie.
-Wiem, ale nic nie poradzę na to że tak się czuję, to jest silniejsze ode mnie.
-Na twoim miejscu zaryzykowałbym.
-Ale nie jesteś na moim miejscu, Tony przestańmy już o tym gadać. Błagam.
-Dobra stary, oglądamy mecz.
        
Jessica weszła do domu i prawie potknęła się o pustą butelkę. Już zapomniała jak mieszkało się u niej. Skierowała się prosto do swojego pokoju, jednak mijając salon coś przykuło jej uwagę. Jej matka spała na fotelu, jej facet na kanapie a w około kilka pustych butelek. Oboje byli zalani w trupa i chrapali głośno. Patrząc na nich ze wstrętem zastanawiała się jak mogła zrezygnować z propozycji Taylora. Wchodząc do swojego pokoju uśmiechnęła się na myśl o przyjacielu. Już zaczynało jej go brakować, a to dopiero godzina odkąd zamknęła za sobą drzwi jego mieszkania. Rzuciła torbę na łóżko i usiadła obok, czuła się tak jakby czegoś jej zabrakło, albo zabrano, taka dziwna pustka tląca się w jej sercu. Musiała wyjść by nie zwariować. Przebrała się szybko i już pół godziny później łaziła bez celu po centrum handlowym. Mijała kolorowe wystawy, roześmianych, szczęśliwych ludzi i już wiedziała gdzie powinna być.

Taylor zwlekł się z sofy zmarnowany, widząc że brat nie miał nawet zamiaru się ruszyć i otworzył drzwi. Na jego twarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się szeroki uśmiech.
-Ktoś się za mną stęsknił?
-Chyba jednak zmienię zdanie.
-Wchodź i nie marudź.
-Cześć Tony, ale mam do ciebie szczęście – przywitała się z siedzącym na sofie Tony’m – nie przeszkadzam?
-Nie, właśnie miałem jechać po jakieś piwo. Za kwadrans jestem.
Zniknął tak szybko że nie zdążyła zareagować. Spojrzała na Taylora. Uśmiechał się. Wróciła mu ochota do życia, wrócił mu zapał, jej widok był jak działka najlepszej jakości heroiny, pobudzający.
-Stało się coś czy po prostu brakowało ci mnie?
-Jesteś niemożliwy. Wolałam wyjść zanim się obudzą.
-Oboje są w domu?
Skinęła głową.
-Mam ponowić swoją ofertę?
-Nie trzeba. Znam ją na pamięć – zaśmiała się cicho – przecież wytrzymam.
-Tu nie chodzi o wytrzymywanie Jessie, tu chodzi o ciebie, ale ok, miałem cię nie namawiać. To może zostaniesz chociaż do jutra?
-Co?
-Nie ma sensu żebyś wracała dzisiaj już do domu, po zajęciach wrócisz.
-No nie wiem.
-Jessie co ci zależy.
-Już i tak długo siedziałam ci na głowie…
-Zwariowałaś? – przerwał jej – nigdy bym tak nawet nie pomyślał.
-Ale taka jest prawda.
-Nie Jessie, to nie jest prawda, tylko ty sobie coś wmawiasz. Masz na coś ochotę?
-Piwo.
Podał jej butelkę piwa i usiadł obok. Wpatrywał się w nią dopóki nie poczuła na sobie jego wzroku i nie odwróciła się.
-Higgins znowu się gapisz.
-Jak ja tu bez ciebie wytrzymam co?
-Jakoś będziesz musiał. Jak sobie znajdziesz dziewczynę to skończysz tak marudzić.
-Ja mam sobie znaleźć dziewczynę? – powtórzył ze śmiechem wskazując na siebie palcem – żeby mi zabraniała przyłażenie do ciebie w nocy, żeby zabraniała mi spania z tobą i przytulania kiedy mam ochotę?
Chciała coś odpowiedzieć ale usłyszeli wchodzącego do domu Tony’ego.
-Mam zapas by przetrwać noc, mam nadzieję że zostaniesz – chłopak spojrzał na Jessie wkładając kilka piw do lodówki.
To samo tyczyło się jego brata. Wpatrywał się w nią wyczekująco.
-Niech wam będzie, zostanę na noc.
Przez chwilę zastanawiała się czy dobrze robi, czując się ostatnio dziwnie w towarzystwie przyjaciela, ale jego uśmiech rozwiał wszelkie wątpliwości.  


czwartek, 14 marca 2013

rozdział *25





Witam :) wybaczcie błędy jakie się pojawią, ale sprawdzałam to tyle razy, że zaczynają oczy mnie boleć :D 
Nie przedłużam, zapraszam do czytania i komentowania. 
Buziaczki moje słoneczka :*






***

Weszła do domu dosłownie ociekając wodą i w tym momencie zazdrościła tym którzy siedzieli w ciepłych, a przede wszystkim suchych domach, tak jak Taylor. Rzuciła kluczyki do koszyka, wiedząc że matki nie ma i po raz kolejny wyciągnęła z mokrej torby telefon. Po drodze do swojego pokoju wstukiwała numer. Znowu cisza. Siedząc w pizzerii z Jasonem też próbowała, jednak bezskutecznie. Złapała się na tym, że chciała by zadzwonił, by dowiedział się jak jej poszło, by mogła mu się pochwalić. Potrząsnęła głową, przerażona własnymi myślami. Zrezygnowana rzuciła komórkę na łóżko i przebrała się. Nalewając sobie soku, wreszcie usłyszała zbawienny dźwięk dzwonka.
-Halo?
-Jessie?
-Tony?
-Jessie – wychrypiał – jestem w szpitalu.. Taylor..
Poczuła jak nogi się pod nią uginają.
-.. Taylor miał wypadek.. operują go..
-Zaraz tam będę.
I nie czekając na nic złapała za kluczyki. Czuła łzy spływające po jej policzkach, nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. Przez całą drogę starała się uspokoić, jednak nie potrafiła, obraz przed oczami raz po raz stawał się niewyraźny, utrudniając jazdę. Nawet pogoda nie była po jej stronie, deszcz nieprzerwanie napierał na szybę. Wreszcie dotarła do szpitala. Wpadła tam jak burza i już na wejściu zobaczyła zmartwionego Tony’ego, po chwili była w jego ramionach.
-Hej.. no już Jessie, wszystko będzie dobrze. Przecież go znasz.
Starał się ją pocieszyć, ukoić w jakiś sposób przerażenie które wypisane miała na twarzy.
-Co z nim?
-Tuż przed twoim wejściem rozmawiałem z lekarzem. Poskładali go do kupy – uśmiechnął się nerwowo – teraz najważniejsze będą dwadzieścia cztery godziny.
-A rodzice?
-Nie mogę się do nich dodzwonić, będę próbować.
Odsunęła się powoli od niego grzebiąc w torebce. W końcu znalazła w niej upragnioną chusteczkę. Wydmuchała nos i spojrzała na niego zaszklonymi oczami.
-Można do niego wejść?
-Jeszcze nie, dopiero rano, więc jedź do domu ja..
-Nie! Zostaję.
Usiadła na niewielkiej sofie w poczekalni i po chwili Tony przyniósł puszkę coli, podał dziewczynie. Przez kilka sekund przyglądał jej się w skupieniu, jakby chciał wyczytać jakieś informacje z jej twarzy.
-Zależy ci na nim, prawda?
-Jest moim przyjacielem i zawsze będzie mi zależeć, tak jak i na tobie.
-Naprawdę zależy ci i na mnie? To może się umówimy?
-Nie zaczynaj, nie teraz.
-Przecież muszę jakoś cię oderwać od tych myśli.
-Nie dasz rady.
-Jessie spałaś coś wczoraj?
Pokiwała niepewnie głową.
-Pisałam dzisiaj test, wczoraj się do niego uczyliśmy.. – na dłoń spadła jej kropla łzy.
Wpatrywała się w nią uparcie, tak jak i w kolejne. Poczuła ramiona mężczyzny obejmujące ją i poddała się, wtuliła się w nie kurczowo trzymając jego koszulkę, nie hamowała się już, szlochała cicho a następne łzy wsiąkały w materiał na torsie Tony’ego.
        
Obudziła się nad ranem. Spała na czyichś kolanach i ufając swej pamięci wiedziała że kolana należą do Tony’ego. Przetarła oczy i wstała, każdy ruch był dla niej niewyobrażalnym bólem spowodowanym miejscem w którym spędziła tą noc, ale miała to gdzieś. Najważniejszy był Taylor, najważniejszy był jej przyjaciel. I nagle poczuła tak jakby coś w nią uderzyło. Jakby nagle wszystko stało się takie oczywiste. Takie proste. Ta myśl była przerażająca i zupełnie nieprawdopodobna. Krew w jej żyłach krążyła teraz z zawrotną prędkością, wytwarzając nadmiar adrenaliny. Zaczęła się trząść. To niemożliwe, to przecież nie mogło przytrafić się jej, a jednak coś się działo.
-Jessie wszystko w porządku?
Podskoczyła jak oparzona słysząc słowa skierowane wprost do niej. Musiała wziąć się w garść, musiała zepchnąć tą niedorzeczną myśl w najdalszy zakamarek swojego umysłu.
-Tak, tak.. Tony, dowiedz się czy możemy wejść do Taylora.
Ziewnął przeciągle i zniknął za rogiem, zaraz też pojawił się z pielęgniarką. Kierowali się za nią w całkowitym milczeniu. Zdawało się jakby korytarz nie miał końca. Wtedy przystanęła, przy jednej z sal, uśmiechnęła się pokrzepiająco i wróciła do swoich obowiązków. Powoli otwierali drzwi, jakby bojąc się co za nimi zastaną. Wreszcie znaleźli się w środku i widok chłopaka wydobył cichy jęk z gardła Jessie. Był podrapany i posiniaczony. Ledwo znaleźli się przy łóżku zabrzęczał telefon Tony’ego.
-Jessie to rodzice, wyjdę na zewnątrz, zadzwonię do nich i przy okazji zapalę sobie. Dam ci chwilę z nim.
-Dzięki – odpowiedziała nawet się nie zastanawiając.
Gdy została sama przysiadła przy łóżku ocierając kapiące łzy. Uniosła do swoich ust jego dłoń i ucałowała ją delikatnie. Była zimna jak nigdy. Zawsze były ciepłe. Delikatne. Takie czułe. A teraz odstraszały swoją temperaturą. Przeniosła wzrok na jego twarz, bladą i w niektórych miejscach podrapaną, a zarazem spokojną.
-Taylor obudź się proszę – wyszeptała – Obiecałeś że będziesz na siebie uważać i do cholery nie dotrzymałeś słowa, więc obudź się żebym mogła cię opieprzyć.
Wtuliła twarz w jego dłoń i rozpłakała się.
        
Tony nerwowo odpalił papierosa i wyciągnął z kieszeni telefon. Sam nie wiedział jak najdelikatniej przekazać rodzicom wiadomość, najchętniej by im nie mówił, bo wiedział że matka, gdy tylko Taylor się obudzi da mu popalić za motor. Ale przecież musiał im powiedzieć. Wziął głęboki wdech wsłuchując się w jeden sygnał, potem drugi..
-Cześć kochanie.
-Mamo.. Taylor miał wypadek.
-Jezus Maria, co z nim jak się czuje?
-Jeszcze się nie obudził i prawdę powiedziawszy lekarz nie jest w stanie.. nie wie kiedy to nastąpi..
-Wsiadamy w pierwszy lepszy samolot – powiedziała to tak cicho że ledwo ją usłyszał, po czym rozłączył się i spojrzał w stronę szpitala. Jak powiedzieć Jessie, że ją okłamał, że z jego bratem nie jest tak kolorowo jak jej to przedstawił?
        
Minęły trzy tygodnie odkąd Taylor trafił do szpitala. Wciąż był w śpiączce i Jessie coraz bardziej się denerwowała, zresztą jak każdy. Rodzice dotarli zaraz następnego dnia. Czuwali przy nim, opiekowali się. Gdy tylko Jessie przychodziła usuwali się dając im odrobinę prywatności, za co była im wdzięczna. Siadała wtedy przy łóżku i modliła się. Modliła się o uratowanie mężczyzny do którego najprawdopodobniej czuła coś więcej niż przyjaźń? Tak, najprawdopodobniej, bo sama nie była w stanie określić co się z nią działo przez te dni. Najważniejsze że były oznaki poprawy, przynajmniej nie potrzebował już rurki do oddychania. Robił to samodzielnie i za to dziękowała Bogu.
Tego dnia dotarła do szpitala późno, wiedziała że się wybudził ale jeszcze nie miała okazji by to zobaczyć. Była absurdalnie szczęśliwa, gdyby umiała latać, robiłaby to. Teraz wszystko musiało się udać. Spojrzała w okno, niebo już dawno zasnuły czarne chmury, przyozdobione teraz białą tarczą księżyca. Była wykończona tymi ostatnimi tygodniami i nie wiedząc kiedy zasnęła.
Taylor otworzył oczy i rozejrzał się po sali. Nagle jego wzrok padł na śpiącą Jessie. Głowę miała położoną na jego łóżku. Jej dłoń trzymała jego dłoń tuż przy swoim policzku, wręcz czuł ciepło jej oddechu na swojej skórze i po ciele przeszły go miliony ciarek, gorących, rozpalających od środka. Uśmiechnął się na ten widok. Jego palec mimowolnie dotknął policzka dziewczyny. Drgnęła, gwałtownie otwierając oczy i podnosząc głowę. Wzrok dziewczyny przeniósł się na twarz Taylora, w tym momencie uśmiechniętą na jej widok. Dostrzegł w oczach lśniące łzy.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
-Nie rób mi tak więcej – przytuliła się delikatnie do niego – rozumiesz?
-Martwiłaś się?
-Szkoda że z tym uderzeniem nie przybyło ci więcej rozumu. Masz twój cholerny motor.
Usiadła z powrotem na swoje miejsce nadal ściskając go za rękę.
-Przecież nic mi nie jest ale fajnie wiedzieć że się o mnie martwisz.
-Jesteś kretynem, największym idiotą jakiego w całym swoim życiu znam..
Zaśmiał się i jęknął z bólu. W ułamku sekundy zjawiła się tuż przy nim.
-Taylor przepraszam..
-Hej, Jessie, nic się nie stało. Czekałem wczoraj na ciebie ale musiałem najwidoczniej zasnąć zanim przyszłaś – wypuścił głośno powietrze, ostrożnie próbując się podnieść – jeszcze tylko dwa dni i nareszcie do domu.
-Do domu?
-Tony ci nie mówił?
-Nie widziałam się z nim ostatnio.
-Pojutrze wychodzę. Wszystkie badania mam dobre.
Uśmiechnęła się szeroko ale zaraz spoważniała.
-Ale jak ty sobie dasz radę, przecież ledwo co się ruszasz.
-Poradzę sobie. To tylko noga w gipsie i kilka szwów.
-Nie, nie – pokręciła głową – chyba do reszty straciłeś rozum. Będę ci pomagać.
-Dopiero zaczną się afery w domu, dziękuję Jessie ale nie chcę żebyś przeze mnie miała kłopoty z matką.
-Już i bez tego mam. Poza tym moja matka od tygodnia jest u swojego gacha i mam nadzieję że już tam zostanie. Będę rano przyjeżdżać, potem na zajęcia i wieczorem będę wracać.
-Naprawdę chcesz mi pomóc? – zobaczył jak energicznie kiwa głową – to wprowadź się na ten czas do mnie.
Poczuła przyspieszone bicie swojego serca i zastanawiała się czy tylko ona je słyszy. Była niemal pewna że słychać je było w całym pokoju. Co się z nią działo?
-To nie będzie potrzebne.
-Jessie a jakbym zasłabł w nocy?
-Uwielbiam gdy grasz moimi uczuciami – jęknęła cicho – mam za dobre serce.
-Jesteś kochana.
-Nie podlizuj się Higgins.
-No patrz jak mnie rozszyfrowałaś.
Uśmiechnęła się przyjaźnie poprawiając mu poduszkę. Tego ranka rozmawiali długo. Opowiadała mu co robiła przez te tygodnie gdy on był w śpiączce, a on opowiedział jej to co pamiętał z wypadku. Wyszła od niego dopiero gdy nastał wieczór, bo dopiero wtedy poczuł się zmęczony, a ona wiedziała że teraz najważniejszy dla niego jest odpoczynek.

***

Postawiła torbę na ziemi i wzięła głęboki oddech. Dziwnie się czuła przeprowadzając się do Taylora ale nie było odwrotu, poza tym Taylor był jej jedynym przyjacielem, pomagał jej, troszczył się o nią. Teraz będzie mogła mu w jakiś sposób podziękować. Zajrzała do kuchni jednak tam go nie zobaczyła, za to doszedł do jej uszu szmer lejącej się wody. W myśli pojawiła się wizja Taylora pod prysznicem i mimowolnie na jej policzkach wykwitł szkarłatny rumieniec. Długą chwilę stałą bezruchu zastanawiając się co się z nią ostatnio działo. Odkąd dostała telefon od Tony’ego czuła się dziwnie niespokojna. Jakby coś miało się wydarzyć, a może już się wydarzyło.
-Jesteś już, no wchodź dalej – wyrwało ją z zamyślenia i spojrzała w miejsce skąd dochodził głos.
Chłopak stał w samych spodenkach. Włosy miał wilgotne, zmierzwione. Na jego ciele widniały delikatne kropelki, które leniwie spływały w dół. Uśmiechał się do niej w taki sposób, że nie potrafiła się odezwać.
-Jessie czy to są rumieńce?
Zaśmiał się głośno i jęknął z bólu.
-Odwal się, i dla twojej wiadomości jest mi gorąco – skłamała – prawie biegłam myśląc że będę ci potrzebna, no ale widzę że świetnie sobie radzisz.
-Szkoda, myślałem że się zawstydziłaś..
-Moi? Nigdy.. Taylor?
Spojrzał na nią wyczekująco.
-Mam wolne do przerwy wiosennej.
-To fantastycznie.
-Dostałam dzisiaj telefon od dyrektora Moore’a..
-.. i? – uśmiechnął się tajemniczo.
-Maczałeś w tym palce? Twój wujek na pewno wie że się tobą opiekuję i dlatego dał mi wolne, prawda?
-O niczym nie wiem.
-Cholerny kłamca!
-Przestań marudzić i chodź się rozpakować.
Ostrożnie pokuśtykał do pokoju który przez ten czas miał być pokojem Jessie.
-Wiesz, że laski oddałyby wszystko za to żeby się tobą opiekować? – uśmiechnęła się pod nosem kładąc torbę obok łóżka.
-Z tym że ja nie chcę innych lasek.. – urwał uświadamiając sobie że za dużo powiedział – w końcu.. to ty jesteś.. moją przyjaciółką..
Miał nadzieję że wybrnął.
-To fakt. Napijemy się czegoś?
-Zrobię nam po herbacie.
I nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciółki z niewielkim utrudnieniem doszedł do kuchni.

***

Wyszła spod prysznica przebrana w długie, czarne, bawełniane spodnie od pidżamy i w koszulkę na grubych ramiączkach. Nie zauważyła Taylora w salonie więc od razu skierowała się do jego pokoju.
-Co robisz? – spytała opierając się o framugę.
Odwrócił się w jej stronę zaskoczony. Znowu był bez koszulki, z tym jego idealnym ciałem. Poczuła się speszona ale nie dawała tego po sobie poznać.
-Muszę posmarować rany.
-Dlaczego nic nie mówisz?
-Nie chciałem ci zawracać głowy.
-Taylor – podeszła do niego bliżej i przejęła od niego maść – jutro wracam do domu..
-Co?? Ale jak, dlaczego?
Zrobił gwałtowny ruch i jęknął z bólu. To było nieprzemyślane z jego strony, tylko że Jessie go zaskoczyła. Oddychał szybko, próbując przezwyciężyć cierpienie, z jakim przyszło mu się teraz zmierzyć. Spoglądał w jej zmartwione oczy.
-Nie potrzebujesz mnie przecież.
-To nie tak..
Poczuł delikatny i jednocześnie chłodny dotyk tuż przy łopatce. Uśmiechnął się pod nosem.
-Zostań, zwariuję tu bez towarzystwa..
-Pod warunkiem że pozwolisz mi się tobą zaopiekować, ale nie tak jak dzisiaj. Dzisiaj to ty się mną zajmowałeś, brakowało żebyś pomagał mi jeszcze pod prysznicem.
-Nie odmówiłbym – zaśmiał się szczerze.
-Tobie naprawdę przydałaby się dziewczyna.
-Tak, tak powtarzasz się..
-Chodź zrobię ci herbaty – pomogła mu wstać czując swoje płonące policzki – ja muszę napić się czegoś mocniejszego.
-Chcesz opić się w moim towarzystwie?
-Przecież ciebie nie muszę się obawiać.
-Obiecać ci tylko mogę jedno, że jak po pijaku będziesz się do mnie dobierać to długo opierać się nie będę.
-Zawsze to jakaś obietnica – zaśmiała się – poza tym z tą nogą musiałbyś się nieźle namęczyć a w twoim stanie to niewskazane, pamiętaj że lekarz zabronił ci wysiłku.
-Jesteś okropna. Napij się lepiej.
Po chwili znaleźli się w salonie, przyćmione światło dodawało intymności temu miejscu. Przecież tyle razy tu przesiadywali, tyle nocy tu spędziła, tylko że teraz coś się zmieniło. Nigdy nie reagowała na Taylora tak jak w tym momencie, przyglądając mu się ukradkiem miała ochotę rzucić się na niego jak wygłodniałe zwierzę na swoją ofiarę a jednocześnie przeklinała go za to że paradował bez koszulki, chociaż z takim ciałem.. Przyglądał się jej, czuła to, jakby wiedział o czym myśli. Musiała jakoś zacząć rozmowę, bo zapewne jej policzki przypominały dorodnego pomidora.
-Słyszałam przez przypadek, że rozmawiałeś z mamą..
-Znowu to samo, każdy jej telefon kończy się opieprzaniem mnie.
-Nie dziw się jej, to twoja mama, martwi się. Wiesz jaka była wystraszona gdy dotarli do szpitala?
-No wiem, wiem, popełniłem błąd wyjeżdżając w taką pogodę. Cholera, stało się, ale żyję, a ona wciąż to roztrząsa.
-Daj jej trochę czasu.
-Tobie szybko przeszło.
Spojrzała na niego znad kieliszka z grymasem niezadowolenia na twarzy.
-Chyba sobie jaja robisz, nie przeszło mi i nie wiem kiedy mi przejdzie, ale wystarczająco ci mama suszy o to głowę.
-Przepraszam Jessie, przepraszam cię jeszcze raz..
-Jasne, spoko.
Położył głowę na jej kolanach i zaczął jej się przyglądać.
-To powinno być karalne.
-Ale co? – uśmiechnął się nie spuszczając z niej wzroku.
-Gapienie się.
-Wkurzam cię?
-No.
-Kocham cię denerwować.
-Dobrze wiedzieć, ale z tym to akurat się nie zmieniłeś. Zawsze potrafiłeś wyprowadzić mnie z równowagi.
-Może dlatego tak się dogadujemy.
-Pamiętasz jak miałam tylko przygotować cię do testu?
-Cieszę się że zostałaś przy mnie.
-Nie da się ukryć że jesteś fantastycznym facetem i dziewczyna z którą się zwiążesz będzie wielką szczęściarą.
-Tak uważasz?
-No pewnie, jestem twoją przyjaciółką i trochę cię znam.
Przymknął oczy czując dziwne ukłucie w sercu. No tak przyjaciółką, przecież nie mógł liczyć na więcej.
Jessie obserwowała go ukradkiem. W końcu znajdzie się ta jedna szczęściara, która zabierze jej Taylora. Przygryzła wargę by się nie rozbeczeć, alkohol plus wyobraźnia równa się katastrofa. Przez chwilę wahała się po czym delikatnie pogładziła go po policzku.
Wzdrygnął się czując jej dotyk i otworzył oczy. Wpatrywała się w niego para szmaragdowych tęczówek.
-Kładziemy się spać. Powinieneś wypoczywać.
-Uwierz że jest mi dobrze.
-W to nie wątpię, ale i tak powinieneś.
-Dziękuję, że mi pomagasz. Naprawdę dziękuję.
-Taylor, tylko w taki sposób mogę się odwdzięczyć za to że pomogłeś mi odzyskać wiarę w ludzi.
-Jessie ty ją już miałaś, w momencie gdy się poznaliśmy. Gdybyś nie miała wiary w ludzi nie dopuściłabyś mnie do siebie. Miałaś ją..
Uśmiechnęła się pomagając mu powoli wstać, szczerze powiedziawszy to nie chciał, mógłby tak leżeć na jej kolanach do rana, ale niewiele miał tu do gadania. Pozwolił się jej podprowadzić do łóżka i odprowadzając ją wzrokiem, życzył dobrej nocy.

Obudził go jakiś dziwny dźwięk, jakby skwierczenie czegoś na patelni i przeciągnął się. Zaraz potem poczuł zapach czarnej, mocnej kawy. Wstał i z niemałym utrudnieniem założył na siebie spodnie, rozejrzał się za koszulką ale nigdzie jej nie zauważył. Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Im bliżej był kuchni tym więcej dźwięków i zapachów dochodziło do jego zmysłów. Usłyszał też jej głos, najwidoczniej z kimś rozmawiała. Wszedł do kuchni i oparł się o drzwi, stała tyłem do niego obracając skwierczący bekon.
-Jestem na kursach. To trzytygodniowe kursy. Nie będzie..
Głos miała zdenerwowany i domyślał się z kim mogła rozmawiać.
-Tak wiem.. – rozłączyła się i rzuciła telefon na blat.
Odbił się i spadł na podłogę robiąc duży hałas. Szybkim ruchem odwróciła się w stronę drzwi, miała nadzieję że nie obudziła tym Taylora. I wtedy ich spojrzenia spotkały się.
-Długo tu stoisz? – westchnęła odwracając się od niego.
Poczuła jego dłonie obejmujące ją i to przyjemne ciepło towarzyszące temu dotykowi.
-Przepraszam za kłopot, który ci stworzyłem.
-Hej – uśmiechnęła się starając uspokoić drżenie swojego ciała – dałeś mi chwilę wytchnienia od matki..
-Mogę ci wynająć ten pokój do końca szkoły. Zostało kilka miesięcy a potem wynajmiemy coś w Austin.
-Nie, nie, wytrzymam ale dzięki. I odsuń się bo przypalę bekon.
-Aż tak ci mój urok przeszkadza? – uśmiechnął się tuż przy jej uchu.
-Wiesz doskonale że twój czar na mnie nie działa. Tyle razy ci powtarzałam a ty dalej  swoje.
Pomachała mu drewnianą łyżką przed nosem z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem, widząc to absurdalnie ideale ciało. Odsunął się od niej, wtedy też dostrzegł koszulkę, którą ostrożnie założył i pokuśtykał do stołu. Stał na nim już talerz ze świeżym pieczywem i dwa kubki z parującymi napojami, zaraz przed nim pojawiła się jajecznica i bekon. Wręcz czuł napływającą do ust ślinę. W końcu usiadła obok.
-Wow udało ci się nie przypalić jedzenia, ani nie spalić mieszkania.
-Wypchaj się Higgins.
-Uwielbiam gdy jesteś dla mnie taka miła. Matka już wróciła?
-Niby na tydzień, zabrakło czegoś w lodówce..
-Masz ochotę na spacer?
Podniosła na niego zaskoczony wzrok.
-Przecież nie możesz się przemęczać.
-Nie dajmy się zwariować – wpakował cały kawałek bekonu do buzi – to tyłko kłótki spaceł..
-Zjedz a potem pogadamy. Nie ma nic bardziej wkurzającego niż facet gadający z pełną gębą.
Skinął głową i skupił się na swoim talerzu. Po chwili był pusty. Przyglądał się jak widelcem grzebała w jajecznicy, najwidoczniej nie miała zamiaru jeść. I doskonale wiedział czym to było spowodowane, a w zasadzie nie czym tylko kim. Zawsze markotniała gdy tylko rozmawiała z matką, albo o niej.
-Jesz to?
Podsunęła mu talerz.
-Zobaczysz, przytyjesz i nikt cię nie zechce.
-Ałe ty przy mnie zostłaniesz..
-Co ja ci mówiłam o pełnej gębie.
W odpowiedzi tylko uśmiechnął się. Resztę śniadania spędzili w milczeniu, które w żaden sposób im nie przeszkadzało. A ściślej mówiąc resztę śniadania, chodziło bardziej o dwie minuty. Tyle czasu zajęło Taylorowi pochłonięcie zawartości drugiego talerza. Gdy znaleźli się w jego pokoju Taylor przypomniał sobie o pomyśle, jaki jeszcze gościł w jego głowie tuż przed kwadransem.
-Wychodzimy za pół godziny? Pojedziemy do parku.
Pokręciła głową.
-Ale dlaczego?
-Bo masz jeszcze szwy i nie ma mowy. Jutro pojedziemy je ściągnąć i wtedy porozmawiam z lekarzem..
-Chyba zamienię cię na Amber. Przynajmniej robiłaby to co bym chciał.
-To tak się odwdzięczasz za pomoc? – uśmiechnęła się – posmaruję rany i dzwonię do niej.
Nie odpowiedział czując jej delikatne ruchy gdy ostrożnie ściągała mu koszulkę. Ich spojrzenia w pewnym momencie spotkały się. Wpatrywali się w siebie nie mogąc w żaden sposób tego przerwać, to tak jakby nagle byli tylko oni i nic naokoło. Powoli zanurzała się w czarnej czeluści jego tęczówek. Emanowało od nich bezpieczeństwo, którego tak uparcie szukała, którego potrzebowała. Sekundy zamieniały się w minuty. Nagle dotarł do nich dźwięk dzwonka do drzwi i gwałtownie odsunęła się od niego. Czuła pewnego rodzaju zażenowanie i dziękowała w duchu za to że ktoś przerwał tą krępującą ją w tej chwili sytuację. Co się z nią ostatnio działo? Co takiego się zmieniło? Dlaczego się zmieniło? Przecież on nie mógł dowiedzieć się że w środku niej toczyła się istna batalia. Z tymi myślami podeszła do drzwi i z rozmachem jej otworzyła. Na jej twarzy wymalował się cień zaskoczenia.
-Cześć..
        
Taylor siedział na tym samym miejscu, w tej samej pozycji w jakiej zostawiła go przyjaciółka. Wciąż próbował sobie wytłumaczyć co się stało? Nigdy nie było między nimi bardziej intymnej bliskości, jak przed minutą. Te jej oczy. Mógłby wpatrywać się w nie dniami i nocami, do końca swojego życia. Mógłby całować te jej czerwone usta bez żadnej przerwy. Mógłby dotykać tej cudownie miękkiej skóry którą była obdarzona. Wzdrygnął się. Znowu to samo pragnienie. O czym on do cholery myślał! Przecież do tego nie mogło dojść! Nie mógł zepsuć tej przyjaźni. Nie chciał. Opuścił głowę zrezygnowany. Czarna grzywka przysłoniła mu na chwilę widok. Wtedy doszły go czyjeś głosy, jeden to Jessie a drugi..
-Amber – w momencie gdy wypowiedział to słowo, to imię, w drzwiach pojawiła się Jessie.
-Masz gościa. Chcesz może żebym wprowadziła ją tutaj? – na twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-Chyba sobie jaja ze mnie robisz. Szkoda że nie udawaliśmy że nie ma nas w domu.
Podeszła do niego i pomogła założyć mu koszulkę.
-Posmarujemy to jak pójdzie. Nie będę wam przeszkadzać, pojadę do biblioteki.
-Ale dlaczego? – spojrzał na nią zaskoczony – nie zostawiaj mnie samego.
-Twardzielu poradzisz sobie. Wypożyczę książki i coś do oglądania na wieczór ok?
-Wieczór z winem?
-Pff znowu mnie upijesz bo oczywiście ty nie możesz pić – przymrużyła złowieszczo oczy – idź już do Amber.
Westchnął głośno i z miną męczennika, podpierając się na kulach pokuśtykał za przyjaciółką. Chwilę później odprowadzał ją wzrokiem, aż do momentu gdy za Jessie nie zamknęły się drzwi.
        
Wychodziła z biblioteki gdy na miasto spadły pierwsze krople deszczu. Drobne. Orzeźwiające. Jej myśli nieustannie zajmowała postać przyjaciela. Chciała ochłonąć po tym co wydarzyło się godzinę temu. Ta chwila była inna, inna od wszystkich do tej pory. Bardziej intymna o ile można ją było tak nazwać. Czuła że od natłoku myśli zwariuje. Deszcz nasilił się. Ludzie biegli, starali się schować, ukryć, jakby te krople miały zrobić im jakąś krzywdę, a przecież to jeden z najcudowniejszych darów jakim obdarzała nas matka natura. To przecież deszcz ukrywał jej łzy, ukrywał jej smutek. Pchnęła drzwi od kafejki i wpadła w kogoś.
-Prze…
Spojrzała w czarne oczy i uśmiechnęła się.
-Ależ ja uwielbiam na ciebie wpadać.
-Czarujący jak zwykle – cmoknęła go w policzek – jedziesz do Taylora?
-Właśnie miałem zamiar wam po przeszkadzać. 
-Nie mnie będziesz przeszkadzać, twój brat ma teraz gościa – uśmiechnęła się delikatnie.
-Kogo?
-Jedź to zobaczysz. Nie pożałujesz.
-A ty?
-Muszę jeszcze coś załatwić.
-Pamiętaj że będę na ciebie czekać.
-Zrób mi lepiej kolację.
-Mogę kolację ze śniadaniem.
-Wypchaj się.
-Uwielbiam cię taką cudownie miłą.
Zaśmiał się i po chwili została sama. Zamówiła czekoladę i usiadła przy jednym ze stolików. Drżącą dłonią wyciągnęła kopertę, sama nie wiedziała czy dobrze zrobiła zabierając list ze sobą, czy dobrze robiła chcąc go przeczytać. Ale z natury była ciekawską osobą, więc z góry się usprawiedliwiła. Wyciągnęła pożółkły papier i zaczęła czytać.

Droga Emily.

Jeżeli czytasz ten list to znaczy, że już mnie nie ma przy Tobie i przy Jessie. Wiedz że kocham Was najmocniej na świecie. Dziękuję że mimo wszystko zostałaś przy mnie nie patrząc na moją przeszłość i to co się wydarzyło. Przepraszałem Cię każdego dnia ale to i tak za mało by wyrazić wdzięczność. Wiem, że nie zawsze się zgadzaliśmy i wiem że wiele wycierpiałaś przeze mnie, ale od zawsze podziwiałem w Tobie tą siłę, tą waleczność, która tak mnie urzekła.
Pamiętam dzień w którym musieliśmy opuścić Afton. Byłaś smutna, widziałem to w Twoich oczach. Wiedziałem że złamałem Ci serce, ale pamiętam że wtedy uśmiechnęłaś się i powiedziałaś.. „Będzie dobrze kochanie” .. wtedy przyrzekłem że już nigdy Cię nie zranię i słowa dotrzymam.
I jeszcze o jedno muszę Cię prosić, opiekuj się moim Promyczkiem.

                                      Twój na zawsze John.
        
        

Wpatrywała się w list czując napływające do oczu łzy. Co takiego ukrywał jej ojciec, za to przepraszał matkę, i o co chodziło z tym całym Afton? Przecież tata mówił że mieszkał tutaj od urodzenia, matka niby też. To wszystko nie trzymało się kupy, ale starała się nie zaprzątać tym głowy. Było błędem czytając to i gdyby mogła cofnęłaby czas. Starała się zepchnąć wszystkie kłębiące się myśli o ojcu, matce, domu, ich przeszłości. Zepchnąć je w najdalszą cześć umysłu, tak jak niedawno myśli o Taylorze. Taylor. No tak, musiała już wracać. Zajęło jej to więcej czasu niż przypuszczała. Uśmiechnęła się pod nosem dopijając resztki czekolady. W końcu wstała. 

Taylor siedział zmarnowany tym ciągłym świergotaniem Amber. Głowa mu już pękała od nadmiaru informacji. Zastanawiał się czy ta dziewczyna kiedykolwiek milczała. A już od zarania dziejów mówili że „mowa jest srebrem, a milczenie złotem” widocznie Amber nie lubiła złota. I gdzie tak długo podziewała się Jessie, miała przecież wrócić za chwilę. Jego wzrok wciąż kierował się na drzwi, jakby tym mógł przyspieszyć jej powrót.
-A jak się czujesz? – Amber nie dawała za wygraną próbując poprawić poduszkę pod jego usztywnioną nogą.
-Już mnie o to pytałaś. Dzięki za troskę.
-Wiesz że zawsze będę się o ciebie martwić, a powiedz mi długo Jessica będzie jeszcze tu mieszkać?
-A co ci do tego? Jessie jest moją przyjaciółką, zresztą nie muszę ci się z tego tłumaczyć..
-Tak.. wiem, nie denerwuj się. Mogę jej pomóc w opiece nad tobą – uśmiechała się promiennie, nie zrażona nastrojem w jakim był mężczyzna.
-Jessie świetnie sobie radzi sama.
Usłyszeli głośne pukanie do drzwi i zdziwił się. Przecież Jessie brała klucze. Chciał wstać, jednak Amber go powstrzymała.
-Ja otworzę.
Nie sprzeciwiał się. Dziewczyna otworzyła drzwi i skrzywiła się widząc kto stał przed nią.
-Tony, ty tutaj?
-Też okropnie się cieszę, że cię widzę.
-W takim razie przyjdę kiedy indziej – odwróciła się w stronę Taylora – tu jest zdecydowanie za mało miejsca dla naszej dwójki.
Wyminęła ostentacyjnie Tony’ego, na co ten z perfidnym uśmieszkiem zatrzasnął z hukiem za nią drzwi. Widać było, że nie darzą się szczególną sympatią.
-Uratowałeś mi dupę.
-Stary nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Jak się trzymasz? – podszedł do brata i uścisnął mu dłoń.
-Po tej godzinie jak strawiony i wypluty jednocześnie. Jak można tyle gadać.
-Jessie mówiła że masz gościa ale nie wspominała że to ta żmija..
-Jessie? Widziałeś się z nią?
-Tak, przed kwadransem.. miała jeszcze coś do załatwienia.
Przyjrzał mu się uważnie i parsknął śmiechem.
-Strasznie wyglądasz gdy nie masz jej przy sobie wiesz?
-Rany daj mi spokój! – przejechał dłonią po włosach.
-Nie dam, dopóki nie zrozumiesz że masz skarb tak blisko siebie..
-Myślisz że o tym nie wiem? Wiem i to za dobrze, ale bardziej się boję stracić ją jeżeli coś nie wyjdzie. A na to nie mogę pozwolić.
-Ty ją kochasz..
-To raczej nie powinno być dla ciebie zdziwieniem?
-Nie jest, dziwię się że nie dałeś mi jeszcze po gębie za to że ją podrywam.
-Jesteś moim bratem – westchnął – jeżeli zechce się z tobą umawiać to w porządku, najważniejsze żeby była szczęśliwa.
-Wiesz doskonale, że droczę się tylko z Jessie. Poza tym chcesz żeby była szczęśliwa przy innym? To tak nie działa. Powiedz jej.
-Nie! Nie stracę jej przez moje uczucia i ty też nie waż się nic jej mówić. Masz zachowywać się w stosunku do niej tak jak do tej pory.
-Ja chcesz.
Zgrzytnął klucz w drzwiach i oboje spojrzeli w tym samym kierunku. Do domu weszła uśmiechnięta dziewczyna. Włosy z których skapywały maleńkie kropelki, poprzyklejały jej się do twarzy i wraz z zaczerwienionymi policzkami, tworzyły niesamowity obraz. 
-Dwóch największych przystojniaków w jednym pomieszczeniu – zaśmiała się rzucając klucze do koszyka – jak ja to wytrzymam?
-Będę cię reanimować.
-Daj jej spokój kretynie, lepiej pomóż z tymi torbami.
-Poradzę sobie – uśmiechnęła się delikatnie do Taylora – jak się czujesz?
-W porządku.
-Tony – spojrzała na mężczyznę – zaparzysz herbatę? Ja tylko posmaruje go maścią i zajmiemy się kolacją, bo zostajesz prawda?
-Pewnie księżniczko.
Westchnęła głośno.
-Ile razy..
-Wiesz że jestem uparty.
Nie skomentowała wypowiedzi tylko pomogła wstać Taylorowi i po chwili byli u niego w pokoju. Pomogła mu z koszulką i sięgnęła po maść. Starała się jak najmniej patrzeć w jego oczy, domyślając się że jej policzki przybrały barwę najdorodniejszej czerwieni.
-Dawno Amber poszła?
-Wyszła jak tylko pojawił się Tony. Uratował mnie, w przeciwieństwie do ciebie.
-Sam chciałeś mnie wymienić na nią – zaśmiała się – więc ciesz się że nie wróciłam wcześniej, bo zaproponowałabym jej to.
-Żart ci się wyostrzył.
Poczuła gęsią skórkę pod palcami i spojrzała na niego zdziwiona.
-Zimno ci?
-Trochę – skłamał.
Co miał powiedzieć, że tak reaguje na jej dotyk? Że tak reaguje na jej oddech gdy tylko zetknie się z jego skórą? Albo gdy czuje jej włosy łaskoczące jego twarz, ciało? Musiał kłamać. To było łatwiejsze niż prawda.
-Postaram się zrobić to szybciej..
-Nie musisz, przecież jestem twardzielem.
Przyglądał jej się a ona wciąż unikała jego wzroku. Po krótkiej chwili, gdy skóra była już sucha, pomogła mu się ubrać.
-No gotowe – spojrzała w końcu na niego – jakieś życzenia co do kolacji?
-Będziesz gotować?
-Zwariowałeś? Nie podejmę się tego wezwania bez ciebie, a że ty nie bardzo możesz się przemęczać, cała robota spadnie na Tony’ego.
-Myślisz że będzie zadowolony?
-Proponował kolację ze śniadaniem, więc trzeba skorzystać.
-On jest niemożliwy. Tylko jedno mu w głowie.
-Daj spokój, oboje wiemy że twój brat nie traktuje mnie jak obiektu do podrywu.
-Co?
Wmurowało go. Zaczął nawet zastanawiać się czy Jessie nie słyszała ich rozmowy. Miał szczerą nadzieję że nie, bo wtedy..
-Kiedyś Tony powiedział że traktuje mnie jak siostrę, jakby na to nie patrząc nie można umawiać się z siostrami. To wręcz nieprzyzwoite.
-Może zmienił nastawienie..
-Jest jeszcze druga kwestia – przerwała – ja nie jestem nim zainteresowana.
Podeszła do szafy i wyciągnęła czysty, suchy ręcznik. Delikatnie zaczęła wycierać nim swoje włosy. Przyglądał się temu widokowi jak zauroczony. Uśmiechnął się.
-Coś z nami jest nie tak, nasz czar nie działa już na dziewczyny. Chyba się starzejemy.
-Nie działa na mnie, a to kolosalna różnica. Gdybyś tylko chciał mógłbyś umawiać się z każdą.
Pomyślał że jasne, mógłby, tylko że on chciał się umawiać z tą jedną, na którą jego czar nie działał. To był jego największy problem, a zarazem marzenie, które nigdy miało się nie spełnić.

czwartek, 7 marca 2013

rozdział *24

Udało się! Nie wiem która z Was oddała mi ciut weny, ale udało się. Mam nadzieję, że nie zlinczujecie mnie :D 
No nic zapraszam do czytania i komentowania :) buzioleee :*






***


Leżała w łóżku próbując w jakiś magiczny sposób zasnąć, chociaż po przeżyciach jakie zgotowała jej matka, graniczyło to z cudem. Głowa ją bolała, zresztą policzek też. Taylor dzwonił, a ona znowu go unikała, nie chcąc pokazywać mu się w takim stanie. Usłyszała pukanie do okna i podskoczyła wystraszona. Nie zapalając światła podeszła bliżej, tuż za szybą majaczyła czyjaś postać i już wiedziała do kogo należy. Westchnęła zrezygnowana z niechęcią otwierając okno.
-Taylor, co ty tu robisz?
-Nie odbierałaś telefonów, więc chciałem sprawdzić co z tobą.
-Możesz przestać mnie nachodzić? Dostanę zawału.
Pakował się do jej pokoju, nawet nie pytając o pozwolenie.
-Zaświeć cokolwiek, ciemno tu jak w grobie.
-Idę spać. Jakbyś nie zauważył jest późno.
Podszedł do stolika, próbując nie przewrócić się o nic i wreszcie pomieszczenie wypełniło się bladym światłem. Odwrócił się w jej kierunku z uśmiechem na twarzy i zamarł. W mgnieniu oka znalazł się tuż przy niej, unosząc delikatnie jej podbródek.
-Zostaw – prawie mu się wyrwała.
Wpatrywał się to w nią to w drzwi, zaciskając coraz bardziej pięści. To się musiało skończyć. W jednej chwili postanowił. Ruszył w stronę drzwi, co nie uszło uwadze Jessie, stanęła tuż przed nim zagradzając mu drogę.
-Przestań.
-Ja mam przestać? Ja? Spójrz co ona z tobą wyprawia – warknął. – Mam ochotę ją zabić.
Złapała go za ramiona.
-Zamknij się, nie masz prawa tak mówić! To moja matka.
-Matka? Wybacz, ale która matka tak traktuje swoje dziecko?
-Moja..
Puściła go i wyminęła, wolno podchodząc do łóżka.
-.. i tak jej nie ma.
Spojrzał jeszcze raz na drzwi, po czym przeniósł wzrok na dziewczynę. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła na nich swoją głowę. Stąd widział tylko jej przygarbione plecy. Serce mu się krajało widząc ją w takim stanie, widząc jej smutek na twarzy. Pokręcił głową i po chwili siedział już przy niej. Przytulił ją. Nie oponowała, wręcz mocniej się w niego wtuliła. Trwali tak jakiś czas nie odzywając się ani słowem, nie potrzebowali ich.
-Wynajmę ci pokój.
-Co? – odsunęła się gwałtownie.
-Mam wolny pokój, który zazwyczaj zajmował Tony gdy do mnie przyjeżdżał. Równie dobrze może spać na kanapie. Jessie rozmawialiśmy już na temat kursów i wynajęcia razem mieszkania, więc dlaczego nie zrobić tego wcześniej?
-Nie..
-Dlaczego?
-Bo mam dom, mam gdzie mieszkać.
-Jessie nie chciałbym odwiedzać cię w szpitalu, a jeżeli nadal będzie traktować cię tak jak do tej pory, to w końcu tam wylądujesz.
-Nie martw się o mnie..
-Jak mam się do cholery nie martwić – delikatnie dotknął jej policzka. – Jesteś moją jedyną przyjaciółką, więc jak mam się nie martwić?
Milczała. No bo co miała mu odpowiedzieć. Miał przecież rację.
-No powiedz mi jak?
-Nie wiem..
-Właśnie. Nie wiesz.
-Masz ochotę napić się czegoś?
-Nie zmieniaj tematu.
-Nie ma sensu dalej go ciągnąć..
-Jak nie..
-Taylor dość! Chcesz czegoś czy nie? Jak nie to proszę idź już, chcę spać.
Westchnął.
-Mogę tu spać?
-Jeżeli nie poruszysz więcej tego tematu, to możesz zostać, a jeżeli masz zamiar dalej go ciągnąć to wybacz, ale nie mam siły – wstała z łóżka i skrzyżowała dłonie na piersiach, patrząc na niego wyczekująco.
-Masz piwo?
Skinęła głową i zniknęła za drzwiami. Przejechał dłonią po włosach i ściągnął kurtkę, zaraz potem rzucił buty w kąt. Chwilę później Jessie wróciła do pokoju z kilkoma butelkami piwa, zamykając za sobą drzwi na klucz. Spojrzał na nią zaskoczony. Widząc to dziewczyna uśmiechnęła się blado.
-Kwestia przyzwyczajenia. Było coś ciekawego na zajęciach?
-Bez ciebie nuda.
-No popatrz, popatrz. Pan Higgins się stęsknił.
-I to jak – uśmiechnął się szeroko przejmując od niej piwo. – Zwariować można było bez ciebie. Może przejedziemy się gdzieś jutro?
-Gdzie?
-Coś wymyślę, zrobimy sobie małą wycieczkę. Co ty na to?
-Ty widzisz jak ja wyglądam? – wskazała na twarz.
-Nie chcę ci prawić komplementów, ale i tak wyglądasz cudownie.
-Higgins uspokój się.
Pokój wypełnił jej cichy, dźwięczny śmiech i mimowolnie się uśmiechnął. Wpatrywał się w nią dłuższy czas, wyłapując najdrobniejsze szczegóły, takie jej przyzwyczajenia. Jak na przykład zdrapywanie powoli etykiety z butelki. Zawsze zaczynała od szyjki, po czym następna w kolejności była ta z przodu. To było nieodzownym elementem związanym z jej osobą, gdzie nie byli, ciągle to robiła. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Od tego niesfornego kosmyku włosów, który raz po raz ona poprawiała, zakładając go za ucho, a on wciąż się wymykał, jakby chciał żyć własnym życiem i robić to na co miał ochotę. Jego wzrok zatrzymał się na ciemnym śladzie na policzku i zacisnął szczękę. Miał ją chronić, nie dopuszczać by działa jej się krzywda, a tymczasem ona cierpiała. Po chwili rozmowy poszła w jego ślady i oparła się o zagłówek, przymykając powieki. Wciąż nie potrafił odwrócić od niej wzroku. Wtedy też zrobił coś niekontrolowanego, ujął jej dłoń i splótł ich palce. Otworzyła natychmiast oczy, nie pozostało mu nic innego jak uśmiechnąć się, ale zamiast szczerego uśmiechu, wyszedł mu jakiś skrzywiony.
-Zastanów się nad moją propozycją – mocniej ścisnął jej dłoń, której ona o dziwo nadal nie skomentowała. – Tak samo jak ty o mnie, tak ja o ciebie się martwię.
-Wiem Taylor, wiem o tym doskonale. Mogę się przytulić?
Nie odpowiedział tylko przyciągnął ją do siebie. Jej dłoń kurczowo trzymała jego bluzę. Przejechał dłonią po włosach, czując między palcami gładkie kosmyki. Uwielbiał ich dotykać. Usłyszał jej ciche westchnięcie i przytulił ją mocniej do siebie, nie przeszkadzał jej w tym. Po prostu był.


***

         Stała z dłońmi rozłożonymi na boki, delektując się chłodną morską bryzą. Wiatr pieścił przyjemnie jej skórę, bawiąc się zarazem jej włosami. Taylor był tuż za nią z rękami w kieszeni i wpatrywał w jej sylwetkę. Odwróciła się powoli.
-Możemy znaleźć jakiś hotel? Do jutra?
-Jasne, możemy zostać dłużej jeżeli masz na to ochotę.
-Wystarczy do jutra – uśmiechnęła się delikatnie.
-Chodź, przejdziemy się najpierw, potem czegoś poszukamy.
Wyciągnął w jej stronę dłoń i chwyciła ją bez żadnego zastanowienia.
         Gdy znaleźli się w przydrożnym motelu, Jessie od razu opadła na łóżko, wypuszczając powietrze. Wpatrywała się w drewniane belki na suficie, jakby co najmniej były czymś interesującym, najlepszym okazem na wystawie. Obserwował ją przez krótką chwilę. Była przygaszona, niepodobna do tej którą znał. Usiadł obok, odwracając w jej kierunku głowę.
-Dobrze się czujesz?
-No pewnie.
-Jessie..
-Proszę cię – spojrzała na niego błagalnie, podnosząc się do pozycji siedzącej – proszę..
Objął ją ramieniem, czochrając przy tym włosy dziewczyny. Na głowie powstało coś w kształcie niewielkiego, ptasiego gniazda, co skwitował cichym śmiechem. Odwróciła się w jego stronę uśmiechając, jednocześnie próbując zmarszczyć nos, jakby chcąc dać mu do zrozumienia, że nie życzy sobie strojenia z niej żadnych żartów. Połączenie tych dwóch min nie wyszło tak jak zamierzała, na co Taylor wybuchł tym razem głośnym śmiechem.
-Przestań już się ze mnie nabijać – szturchnęła go w bok.
-Nie potrafię się powstrzymać.
Chwilę zajęło im uspokojenie się, jednak nadal siedzieli blisko siebie. W pewnym momencie poczuła jego palce, delikatnie zaznaczające ciemniejszy ślad tuż przy kości policzkowej, wzdrygnęła się. Dotyk był miły, ciepły i nagle tak cholernie nieznany, że ze zdenerwowania odwróciła twarz.
-Nie uciekaj ode mnie..
-Nie uciekam – odpowiedziała hardo – ale wiesz, że tego nie lubię.. nie lubię litowania się nade mną..
-Myślisz, że to właśnie robię? Lituję się nad tobą?
Nie odpowiedziała, dłonią mocniej ściskając swoje ramię. Nie widział jej twarzy, chociaż tak bardzo chciał, włosy całkowicie mu to utrudniły.
-Mylisz się jeżeli właśnie tak to odbierasz, doskonale wiesz, że jesteś dla mnie ważna..
Że cię kocham..
-.. martwię się o ciebie Jessie, a to nie jest litość, to jest przyjaźń..
To miłość..
Gdyby tylko miał odwagę powiedzieć jej co tak naprawdę do niej czuł, gdyby tylko tymi dwoma słowami nie zniszczył ich więzi. Westchnął bezgłośnie.
-Wolałabym żebyś nie oglądał mnie w takim wydaniu.
-Uwierz mi, że ja też. Tylko, że oboje myślimy o czymś innym. Ty zapewne o tym, bym nie oglądał cię z kolejnym siniakiem na twarzy, mnie chodzi o twoje bezpieczeństwo..
-Wiem.
Zaległa cisza, przerywana od czasu do czasu dźwiękami z zewnątrz. Taylor wstał, wyciągając do niej dłoń.
-Chodź, pora zjeść jakiegoś skorupiaka.
-Fuj – zaśmiała się – w życiu tego nie tknę.
Chwyciła dłoń uśmiechającego się zadziornie Taylora i podniosła się z łóżka. Wiedziała, że ta jego mina wróży tylko jedno. Będzie ze wszystkich sił starać się przekonać ją do zjedzenia kraba, ośmiornicy czy innego cholerstwa, którego ona w żaden sposób nie chciała tknąć. Uczepiła się swojego postanowienia i z tym postanowieniem wyszła z pokoju, będąc ciągniętą przez chłopaka.


***

         Księżyc był już wysoko na niebie, oświetlając delikatnie dwie postacie siedzące na plaży, jakby nie chciał dać im nawet odrobiny prywatności. Dziewczyna mocniej wcisnęła się w materiał kurtki. Jak na koniec marca było wyjątkowo ciepło, ale nie na tyle, by siedzieć tutaj w nocy. Taylor spojrzał na Jessie z wyraźnym zmartwieniem na twarzy.
-Proszę cię..
-Nie jest mi aż tak zimno.
-Nie aż tak, ale jest.
-Przestań traktować mnie jak dziecko.
-To przestań się tak zachowywać. Daj mi do cholery na spokojnie, bez zbędnego gadania, użyczyć ci kurtki.
-Pff – prychnęła pod nosem – taki z ciebie gorący facet?
-Chcesz się o tym przekonać?
-Od urodzenia nie pragnę czegoś równie mocno.
Usłyszał w jej głosie nutę ironii i nie mógł się nie zaśmiać. Dopiero po chwili się uspokoił i znowu spojrzał na nią.
-Nie rozumiem dlaczego na to pozwalasz..
-Nie twój interes.
-Boję się o ciebie – złapał w dłoń garść piasku.
Przez palce przesypywały mu się drobne ziarenka, gdy starał się dobrać odpowiednio słowa, tak, by nie wybuchła, jak to miała w zwyczaju.
-Boję się, że przyjdzie kiedyś taki dzień, w którym nie skończy się na siniaku.
-Taylor, jestem twarda – uśmiechnęła się szeroko.
Kłamała, znowu kłamała. Wiedział jaka była prawda, starała się być twardą, a przynajmniej chciała, by naokoło wszyscy tak ją postrzegali. W rzeczywistości jednak była krucha, każde raniące słowa wypowiedziane w jej stronę, odznaczały się na niej. Widział każdy jej smutek gdy dochodziło do awantur, który ukrywała pod maską obojętności, widział to, a jednak nie potrafił nic zrobić. Nic, na co Jessie by mu pozwoliła.
-Proszę, wyprowadź się i wynajmij pokój u mnie.
-Nie, za kilka miesięcy wynajmiemy coś w Austin, a do tego czasu zostanę u siebie.
-Dlaczego ty jesteś taka uparta?
-A dlaczego ty ciągle suszysz mi o to głowę?
-Bo.. – wypalił tak szybko, czując szybciej przepływającą krew w jego żyłach, po czym zamilkł – do ciebie nic nie dociera, wciąż ci powtarzam o co mi chodzi, ale..
Poczuł dłoń na swoim ramieniu i podniósł głowę.
-Taylor, ja wiem, ale proszę uszanuj moją decyzję. Im częściej będziesz mnie namawiać, tym bardziej będę zawzięta. Nie chcę teraz zmian. Nie, gdy jestem przed końcem szkoły. Poza tym matki coraz częściej nie ma, przestań widzieć wszystko w czarnych barwach.. tak prawdę powiedziawszy – zmarszczyła czoło, jakby nad czymś intensywnie myślała – kiedyś byłeś bardziej optymistyczny.. przed poznaniem.. mnie..
-Czy ty sugerujesz, że tak się stało, bo poznałem ciebie? No chyba się przesłyszałem. Hawks, to była najgłupsza rzecz jaką do tej pory wymyśliłaś.
-Tak mi jakoś przeszło to przez myśl.
-A to mnie nazywasz idiotą.
Cofnęła dłoń nie komentując usłyszanych słów. Wpatrywali się w spienione, groźnie wyglądające fale obijające się o brzeg. Wydawały przy tym tak donośny dźwięk, jakby niezadowolone z tego, że ktoś ośmielał się na nie patrzeć. Taylor wstał i usiadł za dziewczyną. Miał w nosie czy jej będzie odpowiadać to, co miał zamiar zrobić. Miał nieodpartą pokusę przytulenia Jessie, a przez to, że siedział w samej bluzie tylko sprzyjało sytuacji. Objął ją szczelnie ramionami.
-Higgins, czy ty się przystawiasz?
-Za dużo sobie wyobrażasz.
Jego śmiech tuż przy jej prawym policzku wywołał dziwny dreszcz, wstrzymała na chwilę oddech, nie wiedząc za bardzo co to było. W tym momencie dla innych wyglądali zapewne jak para zakochanych, ale nigdy się tym nie przejmowała, więc dlaczego właśnie teraz o tym pomyślała? Nagle jej umysł wypełniły myśli. Jak by było, gdyby w jej życiu nie pojawił się Taylor, chłopak, który na dzień dzisiejszy znał ją lepiej niż ktokolwiek, który nie oceniał jej, który potrafił rozmawiać z nią o wszystkim. Przyjaciel, na którym w stu procentach mogła polegać.
-Jessie..
Usłyszała jego głos i wzdrygnęła się, nie sądziła, że praktycznie wyłączyła się na świat zewnętrzny.
-Mówię do ciebie.. pytałem czy idziemy bo drżysz..
-Jasne, już..
Powoli podniosła się z piasku wyplątując z jego objęć i otrzepała spodnie, czując pod opuszkami palców drobinki piasku. Taylor poszedł w jej ślady.
-W pokoju napijemy się jakiegoś drinka i kładziemy się spać..
Nie odpowiedziała tylko wcisnęła dłoń pod jego ramię i z uśmiechem skierowali się w stronę szeregu pokoi, w których mięli spędzić dzisiejszą noc.


***

         Taylor ukradkiem spoglądał na masującą sobie kark przyjaciółkę. Mógłby zaproponować jej masaż, ale ten uparty osioł odmówiłby z miejsca. Cała Jessie. Zaproponuj pomoc, a odmówi zanim skończysz zdanie. Teraz przyglądał się nieświadomej niczego dziewczynie. Jej palce sprawnie przesuwały się z prawej strony na lewą, delikatnie ugniatając sztywne mięśnie. Kręciła przy tym powoli głową to w prawo, to w lewo, tak by dłonie miały lepszy dostęp do szyi. Z przymkniętymi powiekami i delikatnym uśmiechem wyglądała uroczo. Tak, to słowo cisnęło mu się na usta. Była po prostu urocza. Oblizał swoje spierzchnięte wargi i starał się przełknąć ślinę. Kto by pomyślał, że taki widok spowoduje suchość zarówno na ustach jak i w ustach. W dodatku miała na sobie bluzkę, która odsłaniała całe jej ramię, na myśl przyszedł mu pewien cytat Setki razy miałam przemożną ochotę, by dotknąć jego dłoni i setki razy zabrakło mi śmiałości. Byłam zakłopotana. Pragnęłam powiedzieć mu, że go kocham, ale nie miałam pojęcia, od czego zacząć.”
Właśnie w takiej sytuacji się znajdował, setki razy pragnął poczuć to ciało swoimi ustami i tyle samo razy zabrakło mu śmiałości. Pacnął się otwartą dłonią w czoło, chcąc wybić sobie te fantazje z głowy. Dźwięk, jaki rozszedł się po pokoju, wywołany zderzeniem dłoni z czołem, sprawił, że ujrzał zielone tęczówki wpatrujące się w niego z wyraźnym zaskoczeniem.
-A tobie co? To jakaś metoda na naukę? – uśmiechnęła się przerywając czynność.
-Warto spróbować wszystkiego.
-Test masz dopiero po przerwie wiosennej, więc będziesz mieć trochę czasu by wytrenować tą metodę.
-Uwierzysz, że to już koniec? Dwa miesiące i koniec studiów? – pokręcił głową.
-A później Austin..
Jeszcze raz ucisnęła palcami miejsce na karku, po czym na jej twarzy pojawił się taki wyraz, jakby nagle o czymś sobie przypomniała.
-Może masz ochotę wyskoczyć jutro z nami na pizzę?
-Z nami?
-Jason przyleciał dzisiaj, nie mówiłam ci?
Pokręcił głową, starając się wyglądać na wyluzowanego, jednak w środku był naelektryzowany złą aurą, jak to zwykła mówić jego świętej pamięci babcia, gdy ktoś się denerwował. Jason. Tak prawdę powiedziawszy nigdy dłużej z nim nie rozmawiał, nie palił się do tego, wręcz starał się unikać go jak ognia. Szczęściem było to, że chłopak nie mieszkał tutaj, tylko od czasu do czasu wpadał do babci, co dla Taylora było za często.
-Myślałam, że ci powiedziałam, no ale nic. Idziemy jutro na pizzę, mogę liczyć też na twoje towarzystwo?
-Nie wiem..
-Ale dlaczego?
-Bo nie wiem co będę jutro robić – jego ton zabrzmiał trochę ostrzej niż powinien.
-Nie wiem dlaczego go nie lubisz?
-To nie tak, że go nie lubię, czasami tak masz, że ktoś nie przypada ci do gustu i tyle – wstał z podłogi i poszedł do kuchni.
-No ale jakiś powód musi być.
Tak, ty!
-Nie.
-Nie?
-Nie.
-Ale jak to nie?
-Muszę przyznać, że inteligentna ta rozmowa.
-Zresztą nie ważne, jak chcesz. Gdybyś jednak zmienił zdanie to wiesz gdzie nas szukać.
-Jasne.
-Będę uciekać, muszę jeszcze ogarnąć swój pokój, bo niczego odnaleźć nie mogę w tym bałaganie – uśmiechnęła się zakłopotana – chyba nigdy tak w pokoju nie miałam.
-Jesteś gotowa?
Wiedziała, że mówił o teście i zasalutowała nie przestając się uśmiechać.
-Jessica Hawks zgłasza swoją gotowość do sprawdzianu i obiecuje nie przynieść wstydu, sir.
-Wariatka.
Oboje zaśmiali się i po chwili został sam ze swoimi chorymi myślami, chorymi, bo inaczej nie potrafił ich nazwać.

***


Od rana nie mógł znaleźć sobie miejsca by zaznać choć odrobiny spokoju. Był zły na siebie, że aż tak reaguje na Jasona, ale nic nie mógł na to poradzić, po prostu tak czuł. Spojrzał w okno, czarne chmury przysłoniły jasne niebo, by zaraz rozdarła je błyskawica. Huk rozniósł się po mieszkaniu tak głośno, jakby to właśnie tu znajdowało się epicentrum. I w tym samym momencie zaczęło lać.
-No świetnie.. – wymamrotał pod nosem.
Myśli znów pognały do Jessie i Jasona, jęknął. Były dni kiedy myślał, że jest na skraju szaleństwa, bo przecież nikt przy zdrowych myślach tak się nie zachowuje, więc zostało mu tylko takie wyjaśnienie. Kolejna błyskawica i kolejny grzmot. Mimo, że pogoda była zła, wręcz by powiedział, że bardzo zła, nie mógł usiedzieć ani chwili dłużej. Musiał wyjść. Odświeżyć umysł, oderwać się od chorych, prześladowczych myśli. Skierował się do sypialni i wyciągnął z szafy skórzane spodnie. W pośpiechu zakładał koszulkę i buty, chwycił tylko kurtkę i znalazł się na parkingu, powoli wsiadł na motor. Obserwując strugi deszczu na bocznej szklanej szybie, zastanawiał się czy to dobry pomysł.
Jessie i Jason.
-Cholera..
Przecież sam zrezygnował z ich towarzystwa, a teraz klął na czym świat stoi. Był idiotą, kompletnym idiotą. Wyjechał na główną drogę, zostawiając za sobą tylko rozpryskujący się na boki ślad.
Nawet nie wiedział jak poszło dziewczynie na teście, a ponoć śmiał nazywać siebie jej przyjacielem. Wszystko przez informacje, że Jason przylatuje, że..
Poczuł ból, obraz zlał się w jeden brudny kolor. Ciemność.



-Epinefryna!

Pik. Pik. Pik.


-Źrenice nie reagują.

Pik. Pik.

-Podajcie tlen! Szybko!

Pik. Pik.
Piiii……


-Cholera, zatrzymał się..!