czwartek, 14 marca 2013

rozdział *25





Witam :) wybaczcie błędy jakie się pojawią, ale sprawdzałam to tyle razy, że zaczynają oczy mnie boleć :D 
Nie przedłużam, zapraszam do czytania i komentowania. 
Buziaczki moje słoneczka :*






***

Weszła do domu dosłownie ociekając wodą i w tym momencie zazdrościła tym którzy siedzieli w ciepłych, a przede wszystkim suchych domach, tak jak Taylor. Rzuciła kluczyki do koszyka, wiedząc że matki nie ma i po raz kolejny wyciągnęła z mokrej torby telefon. Po drodze do swojego pokoju wstukiwała numer. Znowu cisza. Siedząc w pizzerii z Jasonem też próbowała, jednak bezskutecznie. Złapała się na tym, że chciała by zadzwonił, by dowiedział się jak jej poszło, by mogła mu się pochwalić. Potrząsnęła głową, przerażona własnymi myślami. Zrezygnowana rzuciła komórkę na łóżko i przebrała się. Nalewając sobie soku, wreszcie usłyszała zbawienny dźwięk dzwonka.
-Halo?
-Jessie?
-Tony?
-Jessie – wychrypiał – jestem w szpitalu.. Taylor..
Poczuła jak nogi się pod nią uginają.
-.. Taylor miał wypadek.. operują go..
-Zaraz tam będę.
I nie czekając na nic złapała za kluczyki. Czuła łzy spływające po jej policzkach, nie zwracała na nie najmniejszej uwagi. Przez całą drogę starała się uspokoić, jednak nie potrafiła, obraz przed oczami raz po raz stawał się niewyraźny, utrudniając jazdę. Nawet pogoda nie była po jej stronie, deszcz nieprzerwanie napierał na szybę. Wreszcie dotarła do szpitala. Wpadła tam jak burza i już na wejściu zobaczyła zmartwionego Tony’ego, po chwili była w jego ramionach.
-Hej.. no już Jessie, wszystko będzie dobrze. Przecież go znasz.
Starał się ją pocieszyć, ukoić w jakiś sposób przerażenie które wypisane miała na twarzy.
-Co z nim?
-Tuż przed twoim wejściem rozmawiałem z lekarzem. Poskładali go do kupy – uśmiechnął się nerwowo – teraz najważniejsze będą dwadzieścia cztery godziny.
-A rodzice?
-Nie mogę się do nich dodzwonić, będę próbować.
Odsunęła się powoli od niego grzebiąc w torebce. W końcu znalazła w niej upragnioną chusteczkę. Wydmuchała nos i spojrzała na niego zaszklonymi oczami.
-Można do niego wejść?
-Jeszcze nie, dopiero rano, więc jedź do domu ja..
-Nie! Zostaję.
Usiadła na niewielkiej sofie w poczekalni i po chwili Tony przyniósł puszkę coli, podał dziewczynie. Przez kilka sekund przyglądał jej się w skupieniu, jakby chciał wyczytać jakieś informacje z jej twarzy.
-Zależy ci na nim, prawda?
-Jest moim przyjacielem i zawsze będzie mi zależeć, tak jak i na tobie.
-Naprawdę zależy ci i na mnie? To może się umówimy?
-Nie zaczynaj, nie teraz.
-Przecież muszę jakoś cię oderwać od tych myśli.
-Nie dasz rady.
-Jessie spałaś coś wczoraj?
Pokiwała niepewnie głową.
-Pisałam dzisiaj test, wczoraj się do niego uczyliśmy.. – na dłoń spadła jej kropla łzy.
Wpatrywała się w nią uparcie, tak jak i w kolejne. Poczuła ramiona mężczyzny obejmujące ją i poddała się, wtuliła się w nie kurczowo trzymając jego koszulkę, nie hamowała się już, szlochała cicho a następne łzy wsiąkały w materiał na torsie Tony’ego.
        
Obudziła się nad ranem. Spała na czyichś kolanach i ufając swej pamięci wiedziała że kolana należą do Tony’ego. Przetarła oczy i wstała, każdy ruch był dla niej niewyobrażalnym bólem spowodowanym miejscem w którym spędziła tą noc, ale miała to gdzieś. Najważniejszy był Taylor, najważniejszy był jej przyjaciel. I nagle poczuła tak jakby coś w nią uderzyło. Jakby nagle wszystko stało się takie oczywiste. Takie proste. Ta myśl była przerażająca i zupełnie nieprawdopodobna. Krew w jej żyłach krążyła teraz z zawrotną prędkością, wytwarzając nadmiar adrenaliny. Zaczęła się trząść. To niemożliwe, to przecież nie mogło przytrafić się jej, a jednak coś się działo.
-Jessie wszystko w porządku?
Podskoczyła jak oparzona słysząc słowa skierowane wprost do niej. Musiała wziąć się w garść, musiała zepchnąć tą niedorzeczną myśl w najdalszy zakamarek swojego umysłu.
-Tak, tak.. Tony, dowiedz się czy możemy wejść do Taylora.
Ziewnął przeciągle i zniknął za rogiem, zaraz też pojawił się z pielęgniarką. Kierowali się za nią w całkowitym milczeniu. Zdawało się jakby korytarz nie miał końca. Wtedy przystanęła, przy jednej z sal, uśmiechnęła się pokrzepiająco i wróciła do swoich obowiązków. Powoli otwierali drzwi, jakby bojąc się co za nimi zastaną. Wreszcie znaleźli się w środku i widok chłopaka wydobył cichy jęk z gardła Jessie. Był podrapany i posiniaczony. Ledwo znaleźli się przy łóżku zabrzęczał telefon Tony’ego.
-Jessie to rodzice, wyjdę na zewnątrz, zadzwonię do nich i przy okazji zapalę sobie. Dam ci chwilę z nim.
-Dzięki – odpowiedziała nawet się nie zastanawiając.
Gdy została sama przysiadła przy łóżku ocierając kapiące łzy. Uniosła do swoich ust jego dłoń i ucałowała ją delikatnie. Była zimna jak nigdy. Zawsze były ciepłe. Delikatne. Takie czułe. A teraz odstraszały swoją temperaturą. Przeniosła wzrok na jego twarz, bladą i w niektórych miejscach podrapaną, a zarazem spokojną.
-Taylor obudź się proszę – wyszeptała – Obiecałeś że będziesz na siebie uważać i do cholery nie dotrzymałeś słowa, więc obudź się żebym mogła cię opieprzyć.
Wtuliła twarz w jego dłoń i rozpłakała się.
        
Tony nerwowo odpalił papierosa i wyciągnął z kieszeni telefon. Sam nie wiedział jak najdelikatniej przekazać rodzicom wiadomość, najchętniej by im nie mówił, bo wiedział że matka, gdy tylko Taylor się obudzi da mu popalić za motor. Ale przecież musiał im powiedzieć. Wziął głęboki wdech wsłuchując się w jeden sygnał, potem drugi..
-Cześć kochanie.
-Mamo.. Taylor miał wypadek.
-Jezus Maria, co z nim jak się czuje?
-Jeszcze się nie obudził i prawdę powiedziawszy lekarz nie jest w stanie.. nie wie kiedy to nastąpi..
-Wsiadamy w pierwszy lepszy samolot – powiedziała to tak cicho że ledwo ją usłyszał, po czym rozłączył się i spojrzał w stronę szpitala. Jak powiedzieć Jessie, że ją okłamał, że z jego bratem nie jest tak kolorowo jak jej to przedstawił?
        
Minęły trzy tygodnie odkąd Taylor trafił do szpitala. Wciąż był w śpiączce i Jessie coraz bardziej się denerwowała, zresztą jak każdy. Rodzice dotarli zaraz następnego dnia. Czuwali przy nim, opiekowali się. Gdy tylko Jessie przychodziła usuwali się dając im odrobinę prywatności, za co była im wdzięczna. Siadała wtedy przy łóżku i modliła się. Modliła się o uratowanie mężczyzny do którego najprawdopodobniej czuła coś więcej niż przyjaźń? Tak, najprawdopodobniej, bo sama nie była w stanie określić co się z nią działo przez te dni. Najważniejsze że były oznaki poprawy, przynajmniej nie potrzebował już rurki do oddychania. Robił to samodzielnie i za to dziękowała Bogu.
Tego dnia dotarła do szpitala późno, wiedziała że się wybudził ale jeszcze nie miała okazji by to zobaczyć. Była absurdalnie szczęśliwa, gdyby umiała latać, robiłaby to. Teraz wszystko musiało się udać. Spojrzała w okno, niebo już dawno zasnuły czarne chmury, przyozdobione teraz białą tarczą księżyca. Była wykończona tymi ostatnimi tygodniami i nie wiedząc kiedy zasnęła.
Taylor otworzył oczy i rozejrzał się po sali. Nagle jego wzrok padł na śpiącą Jessie. Głowę miała położoną na jego łóżku. Jej dłoń trzymała jego dłoń tuż przy swoim policzku, wręcz czuł ciepło jej oddechu na swojej skórze i po ciele przeszły go miliony ciarek, gorących, rozpalających od środka. Uśmiechnął się na ten widok. Jego palec mimowolnie dotknął policzka dziewczyny. Drgnęła, gwałtownie otwierając oczy i podnosząc głowę. Wzrok dziewczyny przeniósł się na twarz Taylora, w tym momencie uśmiechniętą na jej widok. Dostrzegł w oczach lśniące łzy.
-Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
-Nie rób mi tak więcej – przytuliła się delikatnie do niego – rozumiesz?
-Martwiłaś się?
-Szkoda że z tym uderzeniem nie przybyło ci więcej rozumu. Masz twój cholerny motor.
Usiadła z powrotem na swoje miejsce nadal ściskając go za rękę.
-Przecież nic mi nie jest ale fajnie wiedzieć że się o mnie martwisz.
-Jesteś kretynem, największym idiotą jakiego w całym swoim życiu znam..
Zaśmiał się i jęknął z bólu. W ułamku sekundy zjawiła się tuż przy nim.
-Taylor przepraszam..
-Hej, Jessie, nic się nie stało. Czekałem wczoraj na ciebie ale musiałem najwidoczniej zasnąć zanim przyszłaś – wypuścił głośno powietrze, ostrożnie próbując się podnieść – jeszcze tylko dwa dni i nareszcie do domu.
-Do domu?
-Tony ci nie mówił?
-Nie widziałam się z nim ostatnio.
-Pojutrze wychodzę. Wszystkie badania mam dobre.
Uśmiechnęła się szeroko ale zaraz spoważniała.
-Ale jak ty sobie dasz radę, przecież ledwo co się ruszasz.
-Poradzę sobie. To tylko noga w gipsie i kilka szwów.
-Nie, nie – pokręciła głową – chyba do reszty straciłeś rozum. Będę ci pomagać.
-Dopiero zaczną się afery w domu, dziękuję Jessie ale nie chcę żebyś przeze mnie miała kłopoty z matką.
-Już i bez tego mam. Poza tym moja matka od tygodnia jest u swojego gacha i mam nadzieję że już tam zostanie. Będę rano przyjeżdżać, potem na zajęcia i wieczorem będę wracać.
-Naprawdę chcesz mi pomóc? – zobaczył jak energicznie kiwa głową – to wprowadź się na ten czas do mnie.
Poczuła przyspieszone bicie swojego serca i zastanawiała się czy tylko ona je słyszy. Była niemal pewna że słychać je było w całym pokoju. Co się z nią działo?
-To nie będzie potrzebne.
-Jessie a jakbym zasłabł w nocy?
-Uwielbiam gdy grasz moimi uczuciami – jęknęła cicho – mam za dobre serce.
-Jesteś kochana.
-Nie podlizuj się Higgins.
-No patrz jak mnie rozszyfrowałaś.
Uśmiechnęła się przyjaźnie poprawiając mu poduszkę. Tego ranka rozmawiali długo. Opowiadała mu co robiła przez te tygodnie gdy on był w śpiączce, a on opowiedział jej to co pamiętał z wypadku. Wyszła od niego dopiero gdy nastał wieczór, bo dopiero wtedy poczuł się zmęczony, a ona wiedziała że teraz najważniejszy dla niego jest odpoczynek.

***

Postawiła torbę na ziemi i wzięła głęboki oddech. Dziwnie się czuła przeprowadzając się do Taylora ale nie było odwrotu, poza tym Taylor był jej jedynym przyjacielem, pomagał jej, troszczył się o nią. Teraz będzie mogła mu w jakiś sposób podziękować. Zajrzała do kuchni jednak tam go nie zobaczyła, za to doszedł do jej uszu szmer lejącej się wody. W myśli pojawiła się wizja Taylora pod prysznicem i mimowolnie na jej policzkach wykwitł szkarłatny rumieniec. Długą chwilę stałą bezruchu zastanawiając się co się z nią ostatnio działo. Odkąd dostała telefon od Tony’ego czuła się dziwnie niespokojna. Jakby coś miało się wydarzyć, a może już się wydarzyło.
-Jesteś już, no wchodź dalej – wyrwało ją z zamyślenia i spojrzała w miejsce skąd dochodził głos.
Chłopak stał w samych spodenkach. Włosy miał wilgotne, zmierzwione. Na jego ciele widniały delikatne kropelki, które leniwie spływały w dół. Uśmiechał się do niej w taki sposób, że nie potrafiła się odezwać.
-Jessie czy to są rumieńce?
Zaśmiał się głośno i jęknął z bólu.
-Odwal się, i dla twojej wiadomości jest mi gorąco – skłamała – prawie biegłam myśląc że będę ci potrzebna, no ale widzę że świetnie sobie radzisz.
-Szkoda, myślałem że się zawstydziłaś..
-Moi? Nigdy.. Taylor?
Spojrzał na nią wyczekująco.
-Mam wolne do przerwy wiosennej.
-To fantastycznie.
-Dostałam dzisiaj telefon od dyrektora Moore’a..
-.. i? – uśmiechnął się tajemniczo.
-Maczałeś w tym palce? Twój wujek na pewno wie że się tobą opiekuję i dlatego dał mi wolne, prawda?
-O niczym nie wiem.
-Cholerny kłamca!
-Przestań marudzić i chodź się rozpakować.
Ostrożnie pokuśtykał do pokoju który przez ten czas miał być pokojem Jessie.
-Wiesz, że laski oddałyby wszystko za to żeby się tobą opiekować? – uśmiechnęła się pod nosem kładąc torbę obok łóżka.
-Z tym że ja nie chcę innych lasek.. – urwał uświadamiając sobie że za dużo powiedział – w końcu.. to ty jesteś.. moją przyjaciółką..
Miał nadzieję że wybrnął.
-To fakt. Napijemy się czegoś?
-Zrobię nam po herbacie.
I nie czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony przyjaciółki z niewielkim utrudnieniem doszedł do kuchni.

***

Wyszła spod prysznica przebrana w długie, czarne, bawełniane spodnie od pidżamy i w koszulkę na grubych ramiączkach. Nie zauważyła Taylora w salonie więc od razu skierowała się do jego pokoju.
-Co robisz? – spytała opierając się o framugę.
Odwrócił się w jej stronę zaskoczony. Znowu był bez koszulki, z tym jego idealnym ciałem. Poczuła się speszona ale nie dawała tego po sobie poznać.
-Muszę posmarować rany.
-Dlaczego nic nie mówisz?
-Nie chciałem ci zawracać głowy.
-Taylor – podeszła do niego bliżej i przejęła od niego maść – jutro wracam do domu..
-Co?? Ale jak, dlaczego?
Zrobił gwałtowny ruch i jęknął z bólu. To było nieprzemyślane z jego strony, tylko że Jessie go zaskoczyła. Oddychał szybko, próbując przezwyciężyć cierpienie, z jakim przyszło mu się teraz zmierzyć. Spoglądał w jej zmartwione oczy.
-Nie potrzebujesz mnie przecież.
-To nie tak..
Poczuł delikatny i jednocześnie chłodny dotyk tuż przy łopatce. Uśmiechnął się pod nosem.
-Zostań, zwariuję tu bez towarzystwa..
-Pod warunkiem że pozwolisz mi się tobą zaopiekować, ale nie tak jak dzisiaj. Dzisiaj to ty się mną zajmowałeś, brakowało żebyś pomagał mi jeszcze pod prysznicem.
-Nie odmówiłbym – zaśmiał się szczerze.
-Tobie naprawdę przydałaby się dziewczyna.
-Tak, tak powtarzasz się..
-Chodź zrobię ci herbaty – pomogła mu wstać czując swoje płonące policzki – ja muszę napić się czegoś mocniejszego.
-Chcesz opić się w moim towarzystwie?
-Przecież ciebie nie muszę się obawiać.
-Obiecać ci tylko mogę jedno, że jak po pijaku będziesz się do mnie dobierać to długo opierać się nie będę.
-Zawsze to jakaś obietnica – zaśmiała się – poza tym z tą nogą musiałbyś się nieźle namęczyć a w twoim stanie to niewskazane, pamiętaj że lekarz zabronił ci wysiłku.
-Jesteś okropna. Napij się lepiej.
Po chwili znaleźli się w salonie, przyćmione światło dodawało intymności temu miejscu. Przecież tyle razy tu przesiadywali, tyle nocy tu spędziła, tylko że teraz coś się zmieniło. Nigdy nie reagowała na Taylora tak jak w tym momencie, przyglądając mu się ukradkiem miała ochotę rzucić się na niego jak wygłodniałe zwierzę na swoją ofiarę a jednocześnie przeklinała go za to że paradował bez koszulki, chociaż z takim ciałem.. Przyglądał się jej, czuła to, jakby wiedział o czym myśli. Musiała jakoś zacząć rozmowę, bo zapewne jej policzki przypominały dorodnego pomidora.
-Słyszałam przez przypadek, że rozmawiałeś z mamą..
-Znowu to samo, każdy jej telefon kończy się opieprzaniem mnie.
-Nie dziw się jej, to twoja mama, martwi się. Wiesz jaka była wystraszona gdy dotarli do szpitala?
-No wiem, wiem, popełniłem błąd wyjeżdżając w taką pogodę. Cholera, stało się, ale żyję, a ona wciąż to roztrząsa.
-Daj jej trochę czasu.
-Tobie szybko przeszło.
Spojrzała na niego znad kieliszka z grymasem niezadowolenia na twarzy.
-Chyba sobie jaja robisz, nie przeszło mi i nie wiem kiedy mi przejdzie, ale wystarczająco ci mama suszy o to głowę.
-Przepraszam Jessie, przepraszam cię jeszcze raz..
-Jasne, spoko.
Położył głowę na jej kolanach i zaczął jej się przyglądać.
-To powinno być karalne.
-Ale co? – uśmiechnął się nie spuszczając z niej wzroku.
-Gapienie się.
-Wkurzam cię?
-No.
-Kocham cię denerwować.
-Dobrze wiedzieć, ale z tym to akurat się nie zmieniłeś. Zawsze potrafiłeś wyprowadzić mnie z równowagi.
-Może dlatego tak się dogadujemy.
-Pamiętasz jak miałam tylko przygotować cię do testu?
-Cieszę się że zostałaś przy mnie.
-Nie da się ukryć że jesteś fantastycznym facetem i dziewczyna z którą się zwiążesz będzie wielką szczęściarą.
-Tak uważasz?
-No pewnie, jestem twoją przyjaciółką i trochę cię znam.
Przymknął oczy czując dziwne ukłucie w sercu. No tak przyjaciółką, przecież nie mógł liczyć na więcej.
Jessie obserwowała go ukradkiem. W końcu znajdzie się ta jedna szczęściara, która zabierze jej Taylora. Przygryzła wargę by się nie rozbeczeć, alkohol plus wyobraźnia równa się katastrofa. Przez chwilę wahała się po czym delikatnie pogładziła go po policzku.
Wzdrygnął się czując jej dotyk i otworzył oczy. Wpatrywała się w niego para szmaragdowych tęczówek.
-Kładziemy się spać. Powinieneś wypoczywać.
-Uwierz że jest mi dobrze.
-W to nie wątpię, ale i tak powinieneś.
-Dziękuję, że mi pomagasz. Naprawdę dziękuję.
-Taylor, tylko w taki sposób mogę się odwdzięczyć za to że pomogłeś mi odzyskać wiarę w ludzi.
-Jessie ty ją już miałaś, w momencie gdy się poznaliśmy. Gdybyś nie miała wiary w ludzi nie dopuściłabyś mnie do siebie. Miałaś ją..
Uśmiechnęła się pomagając mu powoli wstać, szczerze powiedziawszy to nie chciał, mógłby tak leżeć na jej kolanach do rana, ale niewiele miał tu do gadania. Pozwolił się jej podprowadzić do łóżka i odprowadzając ją wzrokiem, życzył dobrej nocy.

Obudził go jakiś dziwny dźwięk, jakby skwierczenie czegoś na patelni i przeciągnął się. Zaraz potem poczuł zapach czarnej, mocnej kawy. Wstał i z niemałym utrudnieniem założył na siebie spodnie, rozejrzał się za koszulką ale nigdzie jej nie zauważył. Wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju. Im bliżej był kuchni tym więcej dźwięków i zapachów dochodziło do jego zmysłów. Usłyszał też jej głos, najwidoczniej z kimś rozmawiała. Wszedł do kuchni i oparł się o drzwi, stała tyłem do niego obracając skwierczący bekon.
-Jestem na kursach. To trzytygodniowe kursy. Nie będzie..
Głos miała zdenerwowany i domyślał się z kim mogła rozmawiać.
-Tak wiem.. – rozłączyła się i rzuciła telefon na blat.
Odbił się i spadł na podłogę robiąc duży hałas. Szybkim ruchem odwróciła się w stronę drzwi, miała nadzieję że nie obudziła tym Taylora. I wtedy ich spojrzenia spotkały się.
-Długo tu stoisz? – westchnęła odwracając się od niego.
Poczuła jego dłonie obejmujące ją i to przyjemne ciepło towarzyszące temu dotykowi.
-Przepraszam za kłopot, który ci stworzyłem.
-Hej – uśmiechnęła się starając uspokoić drżenie swojego ciała – dałeś mi chwilę wytchnienia od matki..
-Mogę ci wynająć ten pokój do końca szkoły. Zostało kilka miesięcy a potem wynajmiemy coś w Austin.
-Nie, nie, wytrzymam ale dzięki. I odsuń się bo przypalę bekon.
-Aż tak ci mój urok przeszkadza? – uśmiechnął się tuż przy jej uchu.
-Wiesz doskonale że twój czar na mnie nie działa. Tyle razy ci powtarzałam a ty dalej  swoje.
Pomachała mu drewnianą łyżką przed nosem z przyklejonym do twarzy sztucznym uśmiechem, widząc to absurdalnie ideale ciało. Odsunął się od niej, wtedy też dostrzegł koszulkę, którą ostrożnie założył i pokuśtykał do stołu. Stał na nim już talerz ze świeżym pieczywem i dwa kubki z parującymi napojami, zaraz przed nim pojawiła się jajecznica i bekon. Wręcz czuł napływającą do ust ślinę. W końcu usiadła obok.
-Wow udało ci się nie przypalić jedzenia, ani nie spalić mieszkania.
-Wypchaj się Higgins.
-Uwielbiam gdy jesteś dla mnie taka miła. Matka już wróciła?
-Niby na tydzień, zabrakło czegoś w lodówce..
-Masz ochotę na spacer?
Podniosła na niego zaskoczony wzrok.
-Przecież nie możesz się przemęczać.
-Nie dajmy się zwariować – wpakował cały kawałek bekonu do buzi – to tyłko kłótki spaceł..
-Zjedz a potem pogadamy. Nie ma nic bardziej wkurzającego niż facet gadający z pełną gębą.
Skinął głową i skupił się na swoim talerzu. Po chwili był pusty. Przyglądał się jak widelcem grzebała w jajecznicy, najwidoczniej nie miała zamiaru jeść. I doskonale wiedział czym to było spowodowane, a w zasadzie nie czym tylko kim. Zawsze markotniała gdy tylko rozmawiała z matką, albo o niej.
-Jesz to?
Podsunęła mu talerz.
-Zobaczysz, przytyjesz i nikt cię nie zechce.
-Ałe ty przy mnie zostłaniesz..
-Co ja ci mówiłam o pełnej gębie.
W odpowiedzi tylko uśmiechnął się. Resztę śniadania spędzili w milczeniu, które w żaden sposób im nie przeszkadzało. A ściślej mówiąc resztę śniadania, chodziło bardziej o dwie minuty. Tyle czasu zajęło Taylorowi pochłonięcie zawartości drugiego talerza. Gdy znaleźli się w jego pokoju Taylor przypomniał sobie o pomyśle, jaki jeszcze gościł w jego głowie tuż przed kwadransem.
-Wychodzimy za pół godziny? Pojedziemy do parku.
Pokręciła głową.
-Ale dlaczego?
-Bo masz jeszcze szwy i nie ma mowy. Jutro pojedziemy je ściągnąć i wtedy porozmawiam z lekarzem..
-Chyba zamienię cię na Amber. Przynajmniej robiłaby to co bym chciał.
-To tak się odwdzięczasz za pomoc? – uśmiechnęła się – posmaruję rany i dzwonię do niej.
Nie odpowiedział czując jej delikatne ruchy gdy ostrożnie ściągała mu koszulkę. Ich spojrzenia w pewnym momencie spotkały się. Wpatrywali się w siebie nie mogąc w żaden sposób tego przerwać, to tak jakby nagle byli tylko oni i nic naokoło. Powoli zanurzała się w czarnej czeluści jego tęczówek. Emanowało od nich bezpieczeństwo, którego tak uparcie szukała, którego potrzebowała. Sekundy zamieniały się w minuty. Nagle dotarł do nich dźwięk dzwonka do drzwi i gwałtownie odsunęła się od niego. Czuła pewnego rodzaju zażenowanie i dziękowała w duchu za to że ktoś przerwał tą krępującą ją w tej chwili sytuację. Co się z nią ostatnio działo? Co takiego się zmieniło? Dlaczego się zmieniło? Przecież on nie mógł dowiedzieć się że w środku niej toczyła się istna batalia. Z tymi myślami podeszła do drzwi i z rozmachem jej otworzyła. Na jej twarzy wymalował się cień zaskoczenia.
-Cześć..
        
Taylor siedział na tym samym miejscu, w tej samej pozycji w jakiej zostawiła go przyjaciółka. Wciąż próbował sobie wytłumaczyć co się stało? Nigdy nie było między nimi bardziej intymnej bliskości, jak przed minutą. Te jej oczy. Mógłby wpatrywać się w nie dniami i nocami, do końca swojego życia. Mógłby całować te jej czerwone usta bez żadnej przerwy. Mógłby dotykać tej cudownie miękkiej skóry którą była obdarzona. Wzdrygnął się. Znowu to samo pragnienie. O czym on do cholery myślał! Przecież do tego nie mogło dojść! Nie mógł zepsuć tej przyjaźni. Nie chciał. Opuścił głowę zrezygnowany. Czarna grzywka przysłoniła mu na chwilę widok. Wtedy doszły go czyjeś głosy, jeden to Jessie a drugi..
-Amber – w momencie gdy wypowiedział to słowo, to imię, w drzwiach pojawiła się Jessie.
-Masz gościa. Chcesz może żebym wprowadziła ją tutaj? – na twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
-Chyba sobie jaja ze mnie robisz. Szkoda że nie udawaliśmy że nie ma nas w domu.
Podeszła do niego i pomogła założyć mu koszulkę.
-Posmarujemy to jak pójdzie. Nie będę wam przeszkadzać, pojadę do biblioteki.
-Ale dlaczego? – spojrzał na nią zaskoczony – nie zostawiaj mnie samego.
-Twardzielu poradzisz sobie. Wypożyczę książki i coś do oglądania na wieczór ok?
-Wieczór z winem?
-Pff znowu mnie upijesz bo oczywiście ty nie możesz pić – przymrużyła złowieszczo oczy – idź już do Amber.
Westchnął głośno i z miną męczennika, podpierając się na kulach pokuśtykał za przyjaciółką. Chwilę później odprowadzał ją wzrokiem, aż do momentu gdy za Jessie nie zamknęły się drzwi.
        
Wychodziła z biblioteki gdy na miasto spadły pierwsze krople deszczu. Drobne. Orzeźwiające. Jej myśli nieustannie zajmowała postać przyjaciela. Chciała ochłonąć po tym co wydarzyło się godzinę temu. Ta chwila była inna, inna od wszystkich do tej pory. Bardziej intymna o ile można ją było tak nazwać. Czuła że od natłoku myśli zwariuje. Deszcz nasilił się. Ludzie biegli, starali się schować, ukryć, jakby te krople miały zrobić im jakąś krzywdę, a przecież to jeden z najcudowniejszych darów jakim obdarzała nas matka natura. To przecież deszcz ukrywał jej łzy, ukrywał jej smutek. Pchnęła drzwi od kafejki i wpadła w kogoś.
-Prze…
Spojrzała w czarne oczy i uśmiechnęła się.
-Ależ ja uwielbiam na ciebie wpadać.
-Czarujący jak zwykle – cmoknęła go w policzek – jedziesz do Taylora?
-Właśnie miałem zamiar wam po przeszkadzać. 
-Nie mnie będziesz przeszkadzać, twój brat ma teraz gościa – uśmiechnęła się delikatnie.
-Kogo?
-Jedź to zobaczysz. Nie pożałujesz.
-A ty?
-Muszę jeszcze coś załatwić.
-Pamiętaj że będę na ciebie czekać.
-Zrób mi lepiej kolację.
-Mogę kolację ze śniadaniem.
-Wypchaj się.
-Uwielbiam cię taką cudownie miłą.
Zaśmiał się i po chwili została sama. Zamówiła czekoladę i usiadła przy jednym ze stolików. Drżącą dłonią wyciągnęła kopertę, sama nie wiedziała czy dobrze zrobiła zabierając list ze sobą, czy dobrze robiła chcąc go przeczytać. Ale z natury była ciekawską osobą, więc z góry się usprawiedliwiła. Wyciągnęła pożółkły papier i zaczęła czytać.

Droga Emily.

Jeżeli czytasz ten list to znaczy, że już mnie nie ma przy Tobie i przy Jessie. Wiedz że kocham Was najmocniej na świecie. Dziękuję że mimo wszystko zostałaś przy mnie nie patrząc na moją przeszłość i to co się wydarzyło. Przepraszałem Cię każdego dnia ale to i tak za mało by wyrazić wdzięczność. Wiem, że nie zawsze się zgadzaliśmy i wiem że wiele wycierpiałaś przeze mnie, ale od zawsze podziwiałem w Tobie tą siłę, tą waleczność, która tak mnie urzekła.
Pamiętam dzień w którym musieliśmy opuścić Afton. Byłaś smutna, widziałem to w Twoich oczach. Wiedziałem że złamałem Ci serce, ale pamiętam że wtedy uśmiechnęłaś się i powiedziałaś.. „Będzie dobrze kochanie” .. wtedy przyrzekłem że już nigdy Cię nie zranię i słowa dotrzymam.
I jeszcze o jedno muszę Cię prosić, opiekuj się moim Promyczkiem.

                                      Twój na zawsze John.
        
        

Wpatrywała się w list czując napływające do oczu łzy. Co takiego ukrywał jej ojciec, za to przepraszał matkę, i o co chodziło z tym całym Afton? Przecież tata mówił że mieszkał tutaj od urodzenia, matka niby też. To wszystko nie trzymało się kupy, ale starała się nie zaprzątać tym głowy. Było błędem czytając to i gdyby mogła cofnęłaby czas. Starała się zepchnąć wszystkie kłębiące się myśli o ojcu, matce, domu, ich przeszłości. Zepchnąć je w najdalszą cześć umysłu, tak jak niedawno myśli o Taylorze. Taylor. No tak, musiała już wracać. Zajęło jej to więcej czasu niż przypuszczała. Uśmiechnęła się pod nosem dopijając resztki czekolady. W końcu wstała. 

Taylor siedział zmarnowany tym ciągłym świergotaniem Amber. Głowa mu już pękała od nadmiaru informacji. Zastanawiał się czy ta dziewczyna kiedykolwiek milczała. A już od zarania dziejów mówili że „mowa jest srebrem, a milczenie złotem” widocznie Amber nie lubiła złota. I gdzie tak długo podziewała się Jessie, miała przecież wrócić za chwilę. Jego wzrok wciąż kierował się na drzwi, jakby tym mógł przyspieszyć jej powrót.
-A jak się czujesz? – Amber nie dawała za wygraną próbując poprawić poduszkę pod jego usztywnioną nogą.
-Już mnie o to pytałaś. Dzięki za troskę.
-Wiesz że zawsze będę się o ciebie martwić, a powiedz mi długo Jessica będzie jeszcze tu mieszkać?
-A co ci do tego? Jessie jest moją przyjaciółką, zresztą nie muszę ci się z tego tłumaczyć..
-Tak.. wiem, nie denerwuj się. Mogę jej pomóc w opiece nad tobą – uśmiechała się promiennie, nie zrażona nastrojem w jakim był mężczyzna.
-Jessie świetnie sobie radzi sama.
Usłyszeli głośne pukanie do drzwi i zdziwił się. Przecież Jessie brała klucze. Chciał wstać, jednak Amber go powstrzymała.
-Ja otworzę.
Nie sprzeciwiał się. Dziewczyna otworzyła drzwi i skrzywiła się widząc kto stał przed nią.
-Tony, ty tutaj?
-Też okropnie się cieszę, że cię widzę.
-W takim razie przyjdę kiedy indziej – odwróciła się w stronę Taylora – tu jest zdecydowanie za mało miejsca dla naszej dwójki.
Wyminęła ostentacyjnie Tony’ego, na co ten z perfidnym uśmieszkiem zatrzasnął z hukiem za nią drzwi. Widać było, że nie darzą się szczególną sympatią.
-Uratowałeś mi dupę.
-Stary nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Jak się trzymasz? – podszedł do brata i uścisnął mu dłoń.
-Po tej godzinie jak strawiony i wypluty jednocześnie. Jak można tyle gadać.
-Jessie mówiła że masz gościa ale nie wspominała że to ta żmija..
-Jessie? Widziałeś się z nią?
-Tak, przed kwadransem.. miała jeszcze coś do załatwienia.
Przyjrzał mu się uważnie i parsknął śmiechem.
-Strasznie wyglądasz gdy nie masz jej przy sobie wiesz?
-Rany daj mi spokój! – przejechał dłonią po włosach.
-Nie dam, dopóki nie zrozumiesz że masz skarb tak blisko siebie..
-Myślisz że o tym nie wiem? Wiem i to za dobrze, ale bardziej się boję stracić ją jeżeli coś nie wyjdzie. A na to nie mogę pozwolić.
-Ty ją kochasz..
-To raczej nie powinno być dla ciebie zdziwieniem?
-Nie jest, dziwię się że nie dałeś mi jeszcze po gębie za to że ją podrywam.
-Jesteś moim bratem – westchnął – jeżeli zechce się z tobą umawiać to w porządku, najważniejsze żeby była szczęśliwa.
-Wiesz doskonale, że droczę się tylko z Jessie. Poza tym chcesz żeby była szczęśliwa przy innym? To tak nie działa. Powiedz jej.
-Nie! Nie stracę jej przez moje uczucia i ty też nie waż się nic jej mówić. Masz zachowywać się w stosunku do niej tak jak do tej pory.
-Ja chcesz.
Zgrzytnął klucz w drzwiach i oboje spojrzeli w tym samym kierunku. Do domu weszła uśmiechnięta dziewczyna. Włosy z których skapywały maleńkie kropelki, poprzyklejały jej się do twarzy i wraz z zaczerwienionymi policzkami, tworzyły niesamowity obraz. 
-Dwóch największych przystojniaków w jednym pomieszczeniu – zaśmiała się rzucając klucze do koszyka – jak ja to wytrzymam?
-Będę cię reanimować.
-Daj jej spokój kretynie, lepiej pomóż z tymi torbami.
-Poradzę sobie – uśmiechnęła się delikatnie do Taylora – jak się czujesz?
-W porządku.
-Tony – spojrzała na mężczyznę – zaparzysz herbatę? Ja tylko posmaruje go maścią i zajmiemy się kolacją, bo zostajesz prawda?
-Pewnie księżniczko.
Westchnęła głośno.
-Ile razy..
-Wiesz że jestem uparty.
Nie skomentowała wypowiedzi tylko pomogła wstać Taylorowi i po chwili byli u niego w pokoju. Pomogła mu z koszulką i sięgnęła po maść. Starała się jak najmniej patrzeć w jego oczy, domyślając się że jej policzki przybrały barwę najdorodniejszej czerwieni.
-Dawno Amber poszła?
-Wyszła jak tylko pojawił się Tony. Uratował mnie, w przeciwieństwie do ciebie.
-Sam chciałeś mnie wymienić na nią – zaśmiała się – więc ciesz się że nie wróciłam wcześniej, bo zaproponowałabym jej to.
-Żart ci się wyostrzył.
Poczuła gęsią skórkę pod palcami i spojrzała na niego zdziwiona.
-Zimno ci?
-Trochę – skłamał.
Co miał powiedzieć, że tak reaguje na jej dotyk? Że tak reaguje na jej oddech gdy tylko zetknie się z jego skórą? Albo gdy czuje jej włosy łaskoczące jego twarz, ciało? Musiał kłamać. To było łatwiejsze niż prawda.
-Postaram się zrobić to szybciej..
-Nie musisz, przecież jestem twardzielem.
Przyglądał jej się a ona wciąż unikała jego wzroku. Po krótkiej chwili, gdy skóra była już sucha, pomogła mu się ubrać.
-No gotowe – spojrzała w końcu na niego – jakieś życzenia co do kolacji?
-Będziesz gotować?
-Zwariowałeś? Nie podejmę się tego wezwania bez ciebie, a że ty nie bardzo możesz się przemęczać, cała robota spadnie na Tony’ego.
-Myślisz że będzie zadowolony?
-Proponował kolację ze śniadaniem, więc trzeba skorzystać.
-On jest niemożliwy. Tylko jedno mu w głowie.
-Daj spokój, oboje wiemy że twój brat nie traktuje mnie jak obiektu do podrywu.
-Co?
Wmurowało go. Zaczął nawet zastanawiać się czy Jessie nie słyszała ich rozmowy. Miał szczerą nadzieję że nie, bo wtedy..
-Kiedyś Tony powiedział że traktuje mnie jak siostrę, jakby na to nie patrząc nie można umawiać się z siostrami. To wręcz nieprzyzwoite.
-Może zmienił nastawienie..
-Jest jeszcze druga kwestia – przerwała – ja nie jestem nim zainteresowana.
Podeszła do szafy i wyciągnęła czysty, suchy ręcznik. Delikatnie zaczęła wycierać nim swoje włosy. Przyglądał się temu widokowi jak zauroczony. Uśmiechnął się.
-Coś z nami jest nie tak, nasz czar nie działa już na dziewczyny. Chyba się starzejemy.
-Nie działa na mnie, a to kolosalna różnica. Gdybyś tylko chciał mógłbyś umawiać się z każdą.
Pomyślał że jasne, mógłby, tylko że on chciał się umawiać z tą jedną, na którą jego czar nie działał. To był jego największy problem, a zarazem marzenie, które nigdy miało się nie spełnić.

6 komentarzy:

  1. Masz szczęście, że Taylor żyje! :D
    Ale akcja z Amber najlepsza, choć muszę przyznać że w drugiej połowie rozdziału to już mnie nawet Tony denerwował, zostawiłby ich samych... Tym bardziej, że do Jessie w końcu dotarło to co powinno dotrzeć już dawno ;P Oczarowałaś mnie tym rozdziałem, ale cholera mnie bierze że na następny będę musiała czekać tydzień :( Lovciam i ślę buziaki xD :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Cię!<3
    Rozdział wspaniały :) I Jessy już zaczyna coś czuć więc niedługo ( mam nadzieję ) będzie buzi buzi ;*
    Amber kompletnie mnie zaskoczyła. W ogóle co ona tam robiła?! Nie cierpię babska! Zepsuła tak wspaniałą chwilę! Ni na nie mogę. A tak mało brakowało. eh... jestem nie pocieszona ;p
    Czekam na kolejny rozdział z utęsknieniem :)) życzę dużo dużo weny i czasu aby napisać kolejny rozdział ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki Bogu Taylor żyje.
    Rozdział świetny, jak zwykle.
    Ciekawa jestem o co chodzi z tym ojcem Jessie... hmm... znając Cb to bd coś ciekawego.
    Jessie nareszcie zaczyna czuć coś do Taylora, ale pewnie to trochę potrwa, zanim coś się zacznie dziać, bo pewnie żadne z nich nie bd chciało zniszczyć ich przyjaźni... bd się ciągnęło... ehhh...
    Ale nie zadręczaj nas za długo i weź ich kiedyś tam w końcu spiknij, co? ;)
    No cóż, pozostało mi czekać a nexta i weny życzyć.
    Pozdrowionka!

    ~Victress

    OdpowiedzUsuń
  4. TAYLOR ~ ! Kochanie ty moje biedne, żyjesz ~ ! *Tuli tuli*
    Bickslow : Ej... A... A ja...? *Mhroczna aura*
    Cichaj, przeszkadzasz mi -.-
    Rozdział cudo ~ ! I Taylor żyje ~ ! I Jessie się w nim kocha ~ ! I oboje się w sobie kochają, ale boją się do tego przyznać ~ ! Ach, jakie to romantyczne ~ !
    Amber.... *Tru mhroczna aura* Zabiję... Ma ktoś siekierę ? SKRÓCIĆ O GŁOWĘ ~ !
    Ach, co by tu jeszcze... Chcę więcej >.<
    Buzia ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest , jest , jest <3 ! Taylor żyje :D ! Jestem prze szczęśliwa ;3 No i Jessie chyba się zakochała , coś tak przeczuwałam. W końcu w prawdziwym życiu też zdarza się , że uświadamiamy sobie ile ktoś dla nas znaczy kiedy możemy tę osobę stracić :) Mam nadzieję, że w końcu się zejdą i będzie jakaś pikantna scena :> ... hah :D
    Nie wiem jak ty to robisz , że każdy rozdział wychodzi Ci długi i ciekawy, ale podoba mi się to. Nie moge się doczekać kolejnego :*

    OdpowiedzUsuń
  6. O jejku o jejku o jejku!
    Aaaaa! No cóż to się dzieje z naszą Jessie?
    No zaprzecza sama sobie!
    Dobra z niej aktorka, nie ma co xD
    Yaay!
    Rozdział świetny ^^
    Taylor też w nie najgorszym stanie, więc można odetchnąć z ulgą ^^
    Czekam na więcej!
    Inspiracji Mordeczko :*
    <3

    OdpowiedzUsuń