czwartek, 21 marca 2013

rozdział *26



Dzisiaj króciutko, musicie mi wybaczyć, mam nawał roboty i po prostu nie wyrabiam się z niczym. Jeszcze tydzień i zwolnię tempo, wtedy też będę nadrabiać zaległości na Waszych blogach :* przepraszam!

Ten rozdział dedykuję mojej kochanej Yashy, która ostatnio choruje. Kochanie, wracaj szybciutko do zdrowia, żebyś mogła znowu zadowalać nas swoim pisaniem i humorem. Ogromniasta buzia dla Ciebie :*







***


-Jessie otwórz oczy, obudź się..
Usłyszała jego szept jakby z oddali.
-Jessie obudź się – powtórzył.
Dopiero wtedy powoli otworzyła oczy. Stał tuż przy jej łóżku. Bez koszulki. Nie musiała zapalić lampki żeby go widzieć. Delikatne światło księżyca oświetlało jego nienaturalnie blade ciało, jakby był przeźroczysty. I te usta. Nie były czerwone, tylko blade. Drżące.
-Co się dzieje..
-Jessie odchodzę.
Jej źrenice rozszerzyły się za sprawą tych dwóch słów.
-Ale gdzie, Taylor co się dzieje.
Położył się obok.
-Nie będzie mnie przy tobie, przepraszam.
Przytuliła się do niego. Nie chciała żeby odchodził. Chciała żeby był przy niej już na zawsze. Jej opuszki ostrożnie przesunęły się po ranie którą codziennie smarowała mu maścią i poczuła coś ciepłego i lepkiego. Uniosła głowę zaniepokojona. To było jak najgorszy koszmar. Z każdej rany sączyła się krew, dużo krwi, lepkiej, słodkawo mdlącej krwi. Całe łóżko przesiąknięte było karmazynową cieczą, tak jak jej pidżama i ręce. Spojrzała w jego oczy. Nie było ich tam. Były tam tylko czarne ziejące pustką dziury. Wrzasnęła.

Krzyk. Tak, usłyszał krzyk i wyskoczył z łóżka. Nie zważał na ból w nodze, czy żebrach. Słyszał krzyczącą Jessie i to w tym momencie było najważniejsze. Wtargnął do jej pokoju nawet nie pukając, dosłownie doskoczył do łóżka. Leżała skulona, płacząc głośno. Przytulił ją mocno do siebie.
-Jessie no już, Jessie..
Nie potrafił jej uspokoić. Odwrócił się trzymając ją blisko siebie. Starając nie myśleć o każdym rozrywającym go bólu zapalił światło, rozpraszając tym samym ciemność jaka panowała w pokoju.
Znów ją przytulił. Dygotała na całym ciele, do tego stopnia że zaczęła szczękać zębami. Odsunął ją od siebie mocno trzymając za ramiona, miała zaciśnięte powieki spod których ciurkiem wypływały łzy.
-Jessie otwórz oczy, obudź się..
Wrzasnęła jeszcze głośniej starając mu się wyrwać. Nie rozumiał co ją tak wystraszyło.
-Jessie to ja, miałaś zły sen. Proszę spójrz na mnie.
-Nie.. odejdź.. chcę się… obudzić..
-Jessie otwórz oczy, spójrz na mnie.
Pokręciła energicznie głową nadal nie otwierając oczu.
-Hawks! – wrzasnął – Otwórz te cholerne oczy!
Poczuł jak się wzdrygnęła. Pluł sobie w twarz że przesadził. Naprawdę przesadził. Ale wtedy zobaczył że Jessie nadal płacząc rozluźnia powieki. Po chwili zobaczył jej szmaragdowe tęczówki. Rozpłakała się na dobre, obejmując go mocno, miał ochotę jęknąć z bólu, ale stłumił to w sobie. Potrzebowała tego a on nie zamierzał jej tej chwili zabierać. Czuł jak jego koszulka na piersi robi się cała mokra. I przytulił ją bardziej do siebie. Po chwili osunął się na poduszkę razem z nią, nie przestawała płakać, ani wtulać się w jego ramiona. Sam nie wiedział ile czasu tak leżeli, ale w końcu uspokoiła się na tyle by przestać płakać.
-Obie.. obiecaj mi.. że zawsze.. że zawsze będziesz.. i że nie ode.. nie odejdziesz – wychlipała.
Pocałował ją w czubek głowy.
-Obiecuję, zawsze będę przy tobie. Śpij Jessie..
-Nie chcę.. nie mogę..
-Proszę..
-Taylor ja.. ja nie mogę.. jesteś.. jesteś moim je.. jedynym przyjacielem.. ja nie mogę.. cię stracić..
-Co też ci przyszło do głowy? Nigdy mnie nie stracisz. Nie wiem co ci się śniło ale to był tylko zły sen, a ja tu będę zawsze. Spróbuj zasnąć..
Nie odpowiedziała tylko kurczowo załapała się jego koszulki. Nakrył ich kołdrą. Nie miał zamiaru jej dzisiaj zostawiać samej, a gdyby to od niego zależało nie zostawiałby już jej ani na sekundę. Zbyt dużo dla niego znaczyła, zbyt mocno się zakochał. Tak długo głaskał ją po głowie aż usłyszał jej spokojniejszy oddech raz za razem przerywany spazmatycznym westchnięciem.
        
Obudził się i dopiero po chwili do tego umysłu dotarły obrazy z ubiegłej nocy. Jessie nadal spała z głową na jego piersi. Chciał się poruszyć żeby zobaczyć jej twarz, ale bał się że ją obudzi. Było mu tak cholernie dobrze, że wolał czuć jej bijące serce tuż przy sobie niż widzieć jak się budzi. Zanurzył się w jej włosach. Naprawdę, brakowało tylko jakiejś romantycznej muzyczki, a nie powstrzymałby się przed zatraceniem w jej ustach. Zastanawiał się co takiego strasznego mogło jej się przyśnić, z czym przyszło jej w nocy walczyć, i wtedy poczuł jej dłonie mocniej zaciskające się na koszulce. Pogładził ją po ramieniu, dając tym samym znać że nie śpi. Nie poruszyła się i już myślał że zrobiła to przez sen gdy nagle usłyszał jej cichy głos.
-Przepraszam za tą całą aferę..
-Chyba zwariowałaś, nie masz za co przepraszać. Powiesz mi co ci się śniło?
Pokręciła głową.
-To było zbyt okropne, i takie realne, nie, nie – starała się odgonić myśli od koszmaru który ją nawiedził.
-Jak chcesz, ale pamiętasz co ci obiecałem?
-Że zawsze będziesz.
-Dokładnie. Zawsze będę przy tobie i słowa dotrzymam.
-Dziękuję.
Leżała tak chwile nie poruszając się, nie mówiąc nic po czym wstała i nie patrząc na chłopaka skierowała się w stronę łazienki.
-Jessie..
Dała mu znać ręką że potrzebuje chwili dla siebie. Nie naciskał. Jednak chciałby wiedzieć co tak na nią wpłynęło. Chciałby móc czytać w jej myślach, chciałby jej pomóc. Z ciężkim sercem podszedł do drzwi i delikatnie oparł się o nie czołem, jego dłoń zatrzymała się w połowie z zamiarem zapukania. Wahał się ale tylko kilka sekund.
-Jessie idę zrobić śniadanie.
        
Stała wpatrując się w swoje odbicie. Znowu płakała rozmazując tym samym obraz przed oczami. Pochyliła się nad umywalką w bezsilności. Starała się narobić jak najmniej hałasu, nie chciała żeby Taylor wiedział że ciągle płacze. Włosy przyklejały jej się do mokrej twarzy. Pragnęła zapomnieć o koszmarze ale powracał do niej jakby już nigdy nie miała się od niego uwolnić, wciąż widziała puste oczodoły ziejące pustką.
Nie! Dość! Wynocha z mojej głowy! Wrzeszczała na siebie w myślach kręcąc energicznie głową.
         Zrobił śniadanie jednak nadal nie zjawiła się w kuchni. Zastał ją w pokoju. Leżała na łóżku zwinięta prawie w kłębek. Podszedł i przykucnął przy niej, dopiero wtedy zobaczył jej twarz. Nie widział jej tak prawdę powiedziawszy odkąd usnęli, ale wiedział że płakała. Oczy miała czerwone, opuchnięte i nadal zamknięte.
Pogładził ją delikatnie po policzku, widząc jak powoli unosi na niego swój wzrok.
-Widzisz? Jestem tutaj.
Uśmiechnęła się blado.
-Tak zdecydowanie lepiej. Przesuń się.
Zrobiła mu miejsce obok siebie i położył się. Znów poczuł jej głowę na swoim ramieniu.
         Tak przeleżeli do południa. Odzywała się mało, prawie wcale. To nie była ta jego Jessie, wkurzająca ale pogodna. Nawet jak wracała z cmentarza nie wyglądała tak jak dzisiaj. Snuła się po mieszkaniu jak cień, unikała jego spojrzeń, zresztą unikała jego osoby. Wieczorem miał dość. Nie mogła tak się zadręczać, nie mógł po prostu na to pozwolić. Siedziała wciśnięta w fotel w swoim pokoju z paczką chusteczek w dłoni wpatrując się w punkt za oknem. Podszedł szybkim krokiem i przykucnął przed nią.
-Co ci się śniło?
-Nic..
-Jessie do cholery, tak nie możesz. Masz zamiar zadręczać się tak ile? Dzień, dwa, miesiąc, rok, ile Jessie? Przez jeden sen?
Mówił podniesionym głosem i zdawał sobie sprawę, ale nie mógł się z nią cackać.
-Ty nie wiesz co w nim było – warknęła łamiącym się głosem.
-Domyślam się że chodzi o mnie. Więc mi powiedz co cię tak przestraszyło?
-Twoja śmierć, twoje zwłoki!
Wypaliła tak szybko że zdębiał. Przysłonił dłonią usta nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili pokręcił głową i uniósł jej podbródek.
-Nie mam zamiaru się stąd ruszać – powiedział łagodnie – tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Jesteśmy przyjaciółmi, a ja nie mam w zwyczaju opuszczać przyjaciół. Zaufaj mi.
-Wiesz doskonale że ci ufam, ale to było takie realne, takie prawdziwe..
-Nie, Jessie. Ja jestem prawdziwy. Mam się rozebrać do naga i pokazać ci że to ja?
Parsknęła śmiechem przez łzy, pierwszy raz od wczoraj zaśmiała się szczerze. Uśmiechnął się.
-Nie sądziłem że widok mnie rozebranego wywołuje taki śmiech.
-Taylor przepraszam za dzisiaj.
-Nie musisz mnie przepraszać, tylko nie rób tak więcej.
-To błagam nie przychodź do mnie we śnie.
-Ja to mam pomysły, zamiast doprowadzić do tego żeby sen był erotyczny, to ja cię straszę. Ze mną jest coś nie tak.
Zaśmiali się tym razem oboje.
-Tobie naprawdę przydałaby się dziewczyna.
-Znowu zaczynasz?
Wstała z fotela i objęła go za szyję. Nie czekała długo aż poczuła jego ręce na jej talii.
-Dziękuję..
Odsunęła się spoglądając na niego jednak nie zwalniali swoich uścisków. Wpatrywali się w siebie, w swoje oczy. Widziała czarne jak węgiel tęczówki ale nie przypominały tych z koszmaru. Powietrze wokół nich było jakby namagnesowane, wręcz się do siebie przyciągali. Rozum podsuwał najwspanialsze obrazy, jego usta delikatnie dotykające jej ust, jego dotyk na policzku, jego palce w jej włosach. Obraz znikł a oni nadal się w siebie wpatrywali. Zsunęła dłonie z jego szyi i odsunęła się tym samym wyzwalając z jego uścisku.
-Chodź. Od rana nic nie jadłaś – odchrząknął.
-Nie jestem głodna.
-Nie chcę tego słuchać. Albo zrobisz to po dobroci, albo zmuszę cię siłą. Wybieraj.
-To podchodzi pod molestowanie.
-Nazywaj to jak chcesz – uśmiechnął się – możesz rozpowiadać na prawo i lewo że cię molestuję.
-Fan Club byłby zawiedziony.
-Wiesz jak mnie to interesuje. Chodź.
Westchnęła zrezygnowana. Ale prawda była taka że zaczynała odczuwać głód i była wdzięczna Taylorowi za opiekę jaką nad nią roztoczył. Znowu. Teraz już była w stu procentach pewna że nie będzie w stanie odwdzięczyć mu się do końca życia.
        

***

         Taylor od dobrych kilku minut obserwował ją jak wkładała ostatnie ciuchy do torby. Był przygnębiony czego nawet nie starał się ukryć. Jakoś Jessie też nie tryskała optymizmem. Wiedziała że chłopak stoi w drzwiach ale bała się spojrzeć w jego stronę by nie dostrzegł uczuć jakie miała wypisane na twarzy. Z nadal opuszczoną głową zasunęła zamek i wyprostowała się. Przeczesała dłonią włosy rozglądając się i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na niego. Stał z rękoma w kieszeniach nie spuszczając z niej wzroku.
-No. Chyba wszystko mam.
-Moja oferta jest nadal aktualna.
-Wiem Taylor, ale zrozum mnie. Zostały nam cztery miesiące, to tylko cztery miesiące, zaraz kończymy szkołę..
-Strasznie będzie tu cicho bez ciebie.
-Odpoczniesz ode mnie.
-Wiesz że nie muszę tego robić.
-Przecież od jutra znowu będziemy widywać się na zajęciach, o co ci chodzi?
-O nic.
-Taylor proszę nie zachowuj się tak jakbyśmy mieli się już nie zobaczyć.
-Podrzucić cię do domu?
-Nie trzeba. Poradzę sobie.
Cmoknęła go w policzek i wyszła. Został sam. Czuł się tak jakby cisza która go ogarnęła, chciała go rozgnieść, jak się rozgniata robactwo. Zaczynał się dusić. Ściany nagle stały się za ciasne. Usłyszał dźwięk swojego telefonu i szurając nogami poszedł do swojego pokoju. Odebrał niechętnie.
-Halo?
-Jessie już pojechała?
-Przed chwilą.
-Za pół godziny będę.
Rozłączył się nie zadając sobie trudu by cokolwiek odpowiedzieć.
Gdy Tony przyjechał, siedział na kanapie z głową odchyloną do tyłu. Nawet nie podniósł na niego wzroku, bez energii, bez życia.
-Wyglądasz jakby cię rzuciła.
-Tak się czuję.
-Przecież jutro znowu się zobaczycie.
-Wiem, ale nic nie poradzę na to że tak się czuję, to jest silniejsze ode mnie.
-Na twoim miejscu zaryzykowałbym.
-Ale nie jesteś na moim miejscu, Tony przestańmy już o tym gadać. Błagam.
-Dobra stary, oglądamy mecz.
        
Jessica weszła do domu i prawie potknęła się o pustą butelkę. Już zapomniała jak mieszkało się u niej. Skierowała się prosto do swojego pokoju, jednak mijając salon coś przykuło jej uwagę. Jej matka spała na fotelu, jej facet na kanapie a w około kilka pustych butelek. Oboje byli zalani w trupa i chrapali głośno. Patrząc na nich ze wstrętem zastanawiała się jak mogła zrezygnować z propozycji Taylora. Wchodząc do swojego pokoju uśmiechnęła się na myśl o przyjacielu. Już zaczynało jej go brakować, a to dopiero godzina odkąd zamknęła za sobą drzwi jego mieszkania. Rzuciła torbę na łóżko i usiadła obok, czuła się tak jakby czegoś jej zabrakło, albo zabrano, taka dziwna pustka tląca się w jej sercu. Musiała wyjść by nie zwariować. Przebrała się szybko i już pół godziny później łaziła bez celu po centrum handlowym. Mijała kolorowe wystawy, roześmianych, szczęśliwych ludzi i już wiedziała gdzie powinna być.

Taylor zwlekł się z sofy zmarnowany, widząc że brat nie miał nawet zamiaru się ruszyć i otworzył drzwi. Na jego twarzy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się szeroki uśmiech.
-Ktoś się za mną stęsknił?
-Chyba jednak zmienię zdanie.
-Wchodź i nie marudź.
-Cześć Tony, ale mam do ciebie szczęście – przywitała się z siedzącym na sofie Tony’m – nie przeszkadzam?
-Nie, właśnie miałem jechać po jakieś piwo. Za kwadrans jestem.
Zniknął tak szybko że nie zdążyła zareagować. Spojrzała na Taylora. Uśmiechał się. Wróciła mu ochota do życia, wrócił mu zapał, jej widok był jak działka najlepszej jakości heroiny, pobudzający.
-Stało się coś czy po prostu brakowało ci mnie?
-Jesteś niemożliwy. Wolałam wyjść zanim się obudzą.
-Oboje są w domu?
Skinęła głową.
-Mam ponowić swoją ofertę?
-Nie trzeba. Znam ją na pamięć – zaśmiała się cicho – przecież wytrzymam.
-Tu nie chodzi o wytrzymywanie Jessie, tu chodzi o ciebie, ale ok, miałem cię nie namawiać. To może zostaniesz chociaż do jutra?
-Co?
-Nie ma sensu żebyś wracała dzisiaj już do domu, po zajęciach wrócisz.
-No nie wiem.
-Jessie co ci zależy.
-Już i tak długo siedziałam ci na głowie…
-Zwariowałaś? – przerwał jej – nigdy bym tak nawet nie pomyślał.
-Ale taka jest prawda.
-Nie Jessie, to nie jest prawda, tylko ty sobie coś wmawiasz. Masz na coś ochotę?
-Piwo.
Podał jej butelkę piwa i usiadł obok. Wpatrywał się w nią dopóki nie poczuła na sobie jego wzroku i nie odwróciła się.
-Higgins znowu się gapisz.
-Jak ja tu bez ciebie wytrzymam co?
-Jakoś będziesz musiał. Jak sobie znajdziesz dziewczynę to skończysz tak marudzić.
-Ja mam sobie znaleźć dziewczynę? – powtórzył ze śmiechem wskazując na siebie palcem – żeby mi zabraniała przyłażenie do ciebie w nocy, żeby zabraniała mi spania z tobą i przytulania kiedy mam ochotę?
Chciała coś odpowiedzieć ale usłyszeli wchodzącego do domu Tony’ego.
-Mam zapas by przetrwać noc, mam nadzieję że zostaniesz – chłopak spojrzał na Jessie wkładając kilka piw do lodówki.
To samo tyczyło się jego brata. Wpatrywał się w nią wyczekująco.
-Niech wam będzie, zostanę na noc.
Przez chwilę zastanawiała się czy dobrze robi, czując się ostatnio dziwnie w towarzystwie przyjaciela, ale jego uśmiech rozwiał wszelkie wątpliwości.  


5 komentarzy:

  1. Jak przeczytałam dedykacje to poczułam ciepło rozlewające się na moim sercu. Zrobiło mi się tak cholernie miło, że przez dobrą chwilę nie mogłam czytać dalej. Tylko czytałam twoje na prawdę miłe słowa i cieszyłam się :D Jesteś kochana, dziękuje Ci :***
    A co do rozdziału,jak na Ciebie to rzeczywiście krótko, ale normalnie to nie aż tak ^^ Poza tym nadrabiasz treścią, oj nadrabiasz kochana ! Przez caly czas czułam motylki w brzuchu i przyspieszone tętno, rany boskie jacy oni są zajebiście słodcy!xD Sen z początku mnie przeraził, ale szczerze wiem jak to jest. Wrednych koszmarów nocnych czasem ciężko się wyzbyć, straszne uczucie choć wiesz, że to tylko sen...
    No nic moje ty słońce ^.^ Wspaniały rozdział (masz szczęście, że zdążyłaś go dodac w czwartek, bo już chciałam pisać maila ze skargą ! :P), już nie mogę się doczekać dalszych przygód naszych gołąbeczków :D I jeszcze raz dziękuje :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten sen! Brrr...aż mi ciarki przeszły. Uf... Ale się ucieszyłam, że to tylko koszmar. Matko! Myślałam, że zaraz się popłaczę, kiedy oni tak leżeli w tym łóżku, a ona taka smutna. To było taaakie rrrrrrromantyczne! <3
    Cieszę się, że jednak Jessy będzie u niego jeszcze ;p Może wreszcie coś zaiskrzy ^^
    Szkoda, że takie krótkie ( jak na ciebie, bo dla mnie to ty piszesz zawsze mega duże rozdziały xd), ale rozumiem cię ;p
    Pozdrawiam i życzę weny i czasu do napisania ;*

    PS. Jakby co to u mnie nowa notka już jest ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że jeszcze żadne opowiadanie, które kiedykolwiek czytałam tak mnie nie pochłonęło. Dosłownie zakochałam się w Taylorze i nie mogę przestać marzyć o tym by mieć kogoś takiego w swoim życiu ;) Piszesz po prostu fantastycznie nic dodać nic ując nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i tego by w końcu wyznali sobie uczucie, chociaż mam nadzieję, że potrwają jeszcze trochę w tej niepewności to takie urocze ^^ trzymaj się cieplutko i pisz duuuuuużo dużo dużo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. I Jessie i tak wylądowała u Taylora xD A czego ja się spodziewałam ? xD
    Ach, i to bardzo dobrze, tylko mogliby sobie już wyznać miłość xD Skoro oboje się kochają i w ogóle... xD Jak sobie tak w oczęta paczyli mogli się...
    Bickslow : NOW KISS!
    No właśnie o tym mówię, dziękuję... :3
    Buziam kochanie moje ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana! Rozdział jak zawsze mnie urzekł! Naprawdę! Ta chwila, kiedy patrzyli sobie w oczy... zgadzam się z moją przedmówczynią:D Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału:) Taylor jest boski *.* takiego to ja bym chciała w domu mieć :D
    Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg losów naszej dwójki ulubionych bohaterów! buziaczki:*

    OdpowiedzUsuń