czwartek, 27 grudnia 2012

rozdział *17



***

         Stała pod drzwiami Taylora z iście szatańskim uśmiechem. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że go obudzi, ale jakoś mało się tym przejmowała. Zapukała jeszcze raz, ale tym razem zza drzwi usłyszała jakiś ruch. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i do środka wpadła trójka psiaków, całych w śniegu, przewracając zdezorientowanego chłopaka.
-Cholera, złaźcie ze mnie – próbował wyswobodzić się z ich uścisków, jednak na próżno – Jessie! Oberwiesz!
Dziewczyna wpatrywała się w najcudowniejszy obrazek jaki kiedykolwiek dane jej było oglądać. Taylor leżał na podłodze w samych spodenkach, a na nim leżały Skip i Sky, merdając ogonami tak mocno, że całe ich ciała chodziły. Skipper stał nad chłopakiem liżąc go po twarzy, nie przejmując się tym, że on ciągle zasłaniał się i odganiał go od siebie.
Jessie po krótkiej chwili śmiania się, gwizdnęła i psy momentalnie znalazły się przy jej nodze. Przyjaciel podniósł się niezgrabnie, piorunując ją wzrokiem. Po jego ciele spływały resztki śniegu, który w styczności z jego gorącym ciałem stały się niczym innym jak brudną mazią.
-Do reszty ci odbiło?
-Tak moje kochane wygląda gbur o poranku – pochyliła się ku psom, po czym wyprostowała się i potrząsnęła torbą trzymaną w dłoni – to na poprawę nastroju.
Uśmiechnął się sztucznie, wycierając jakąś szmatką.
-Patrz, już jestem szczęśliwy.
-Idź się ubrać, wszystko przygotuję i uciekam.
-Gdzie? – spojrzał na nią zaskoczony.
-Na spacer, potem zakupy, muszę jeszcze jechać do ‘Billy’ego’ przymierzyć strój na sobotę. W końcu to mój ostatni występ.
-Daj mi chwilę, doprowadzę się do porządku.
         Kilka minut później usiadł obok Jessie, na stole znajdowało się świeże pieczywo, kilka rodzajów sera, czerwone plastry pomidora kontrastujące z zielenią ogórka, jakaś wędlina. Wszystko przystrojone tak, że ślinka napłynęła mu do ust.
-Hawks, mogłabyś robić mi codziennie takie śniadania.
-Zapomnij.
-Pojadę z tobą do klubu. I tak nie mam co robić.
-Jak chcesz..
Spojrzał na nią, wydawała się zamyślona, jakby czymś się martwiła.
-Będzie ci brakować tańca?
-Hmm.. w jakimś stopniu na pewno, wiesz, praca marzeń to nie była, ale występowałam tam w każdy weekend od ponad dwóch lat. Jakoś tak dziwnie..
-Przecież nie musisz rezygnować.
-Taylor, wypadałoby dorosnąć. Pracą w takim miejscu nie bardzo da się szczycić, w cv nie powinno się umieszczać takich informacji, teraz mam staż, dzięki tobie..
-.. dzięki sobie..
-..chcę skupić się na tym – upiła łyk herbaty – pracowałam tam, żeby uzbierać kasę na mieszkanie, gdy skończę studia, a nie ukrywam to były dobre pieniądze. Jednak przyzwyczaiłam się.
-Muszę przyznać że będzie brakować mi tych twoich występów.. no chyba, że będę mógł liczyć na prywatny pokaz?
Pochyliła się nieznacznie w jego stronę i zmrużyła oczy. Znów wyglądała jak kotka gotowa zaatakować, ten wyraz twarzy u niej lubił, była dzika i nieprzewidywalna.
-Jeden jedyny raz przed tobą zatańczę.. na twoim kawalerskim.
-Wiedziałem, że nie mogło być pięknie – westchnął kręcąc głową.
-Marudzisz Higgins.
-Tak już mam gdy ktoś mnie brutalnie obudzi. Byłaś już z nimi na spacerze?
Spojrzał na leżące obok sofy psy i parsknął śmiechem, dwójka z nich leżała na plecach z wywieszonymi jęzorami, które teraz znaczyły mokry ślad na ciemnej podłodze.
-Tak, ale krótko, więc teraz muszę wykorzystać ostatki śniegu i zabrać je na dłużej.
-Przyda mi się świeże powietrze.
-Pod warunkiem, że nie będziesz marudzić.
-Przecież mnie znasz, jestem oazą spokoju.
-Ta.. jasne – prychnęła pod nosem – ale ok. Możesz nam potowarzyszyć.
-O dzięki ma pani.
Zniknął za drzwiami tak szybko, że nie było sensu by cokolwiek jeszcze dopowiadać. Przeniosła wzrok na psiaki.
-Będziemy mieć towarzystwo tego gbura.
-Słyszałem!

***

         Ciemnowłosa wpatrywała się w zdjęcie ojca, stojąc przy ścianie pamięci. Tak nazywała ścianę w swoim pokoju, którą pokrywała masa zdjęć, jej wspomnień. Powiodła palcem po sylwetce mężczyzny, wyczuwając pod palcami gładkość fotografii. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Właśnie była w trakcie spełniania swojego marzenia i przepełniała ją tak wielka radość, że miała ochotę piszczeć i skakać ze szczęścia. Nie była tą samą dziewczyną co kilka miesięcy temu, potrafiła szczerze się uśmiechać, cieszyć życiem, mimo złośliwości losu.
-Tato jadę tam..

-Tatusiu! Wiem kim zostanę jak urosnę.
Dziewczynka z długim warkoczem wpadła do pokoju jak burza, prawie wykładając się na podłodze tuż przed nogami mężczyzny.
-Promyczku masz dopiero dziewięć lat, już to wiesz? – mężczyzna spojrzał na nią z uśmiechem odkładając czytaną gazetę.
W odpowiedzi usłyszał obruszony głos córki i zobaczył jej zmarszczone czoło.
-Nie dopiero.. już mam dziewięć lat, jestem duża.
-No dobrze, już dobrze. Powiedz mi kim zostaniesz.
-Księżniczką na zamku w Anglii.
Z ledwością pohamował by nie wybuchnąć śmiechem, stłumił to jednak w sobie i posadził ją sobie na kolanach.
-W Anglii? A wiesz, że to bardzo daleko? Będę za tobą tęsknić.
-No przecież pojedziesz tam ze mną i mamusia też, pani w szkole mówiła że tam mają królową.. to ja będę następną..
-Tak promyczku, pojedziesz do Anglii i zostaniesz królową..
-Nie królową, księżniczką – poprawiła go.
-Przepraszam, księżniczką.
Wtuliła się w jego sweter, pachnący nutką tytoniu i sosny.

Uśmiechnęła się na wspomnienie, tak żywe, które pojawiło się  w myślach. Wciąż czuła ten zapach.
-.. ale nici z bycia księżniczką.
Podeszła do łóżka i wsadziła do torby jeansy. Spieszyła się jak mogła, bo właśnie dzisiaj dostała kolejną porcję jej ulubionego serialu. Wzrok zatrzymał się na opakowanych czternastu płytach, z okładek których uśmiechał się najsexowniejszy mężczyzna. To ciało, te oczy, ten uśmiech.
-Wariatka.
Zaśmiała się, podsumowując swój zachwyt. W tym samym momencie usłyszała dzwonek swojego telefonu.
-Tak?
-Cześć Jessie.
-Część Taylor.
-Uwielbiam te nasze powitania.
-Po to właśnie dzwonisz? Żeby mi to powiedzieć?
-Spakuj się i przyjeżdżaj.
-Przecież wylatujemy rano – zdziwiła się wkładając do torby ostatni ciuch i zasuwając ją powoli.
-Śpisz u mnie, a rano pojedziemy prosto na lotnisko. Co powiedziałaś matce?
-Zostawię jej kartkę na lodówce, że mam wycieczkę z grupą. Poza tym wątpię, żeby była tym jakoś szczególnie zainteresowana.
-W takim razie czekam na ciebie, wypijemy po piwie i rano na spokojnie wyjedziemy ode mnie.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Hawks co jest?
-Oj no po prostu, chciałam sobie coś w spokoju obejrzeć i..
-No to obejrzymy razem.
-Taylor ja nie chcę oglądać tych produkcji w których przez większość czasu aktorzy, tak jak ich bóg stworzył, stękają do kamery – zaśmiała się – no proszę cię.
-Wypraszam sobie, to że ty często takie oglądasz dla samego komentowania i wytykania błędów, nie oznacza że ja też będę podzielał twoje zainteresowania tą jakże pradawną sztuką filmową.
Nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, na co on nie pozostał dłużny.
-Dawaj do mnie, zniosę wszystko.
-Sam się o to prosiłeś.
         Trzy kwadranse później wnosił jej torbę do mieszkania nie przestając się śmiać. Patrzyła na niego jakby zaraz go miała zabić, tak prawdę powiedziawszy gdyby wzrok mógł zabijać on już w momencie gdy się zaśmiał, byłby martwy. Ale najwidoczniej nic sobie z tego nie robił. W końcu wycierając łzy, które pociekły z jego oczu, wyciągnął chipsy i piwo i zajął miejsce na sofie. Spojrzał na stojącą nadal w progu przyjaciółkę.
-Masz zamiar oglądać stamtąd?
-Mam ochotę wracać do domu, albo przynajmniej coś ci zrobić.
-Mówiłem ci Hawks, że takie słowa z twoich ust tylko mnie nakręcają.
-Idiota – warknęła rzucając kurtkę na oparcie fotela.
-To co oglądamy?
-Ja oglądam – wyciągnęła z torby kilka płyt – nie mam zamiaru wysłuchiwać od ciebie komentarzy typu ’hiszpańskie telenowele’ .. chcę obejrzeć w spokoju.
-Hiszpańskie telenowele? Ty masz zamiar oglądać hiszpańskie telenowele?
Zignorowała jego zaskoczone a zarazem i rozbawione spojrzenie, którym w tym momencie ją obdarowywał. Wsadziła płytę do odtwarzacza i włączając telewizor usiadła na sofie.
-Co cię podkusiło do oglądania tego czegoś?
-Mario Casas.
-Kto?
-Do cholery Higgins! – warknęła – ostatni raz oglądam z tobą coś co chciałabym obejrzeć w spokoju.
-No dobra, już dobra – podniósł ręce w geście obrony i spojrzał na ekran.
        
Przez większość czasu oglądał i musiał przyznać że serial nie był zły, ale żeby zachwycać się jakimś tam aktorem? No to już chyba lekka przesada. Co jakiś czas spoglądał na Jessie. Gdyby teraz wybuchła wojna, był pewien że nie usłyszałaby nawet tego. Była całkowicie pochłonięta filmem. Próbował przypomnieć sobie czy kiedykolwiek widział ją w takim stanie, coś na wzór rozanielenia, bo inaczej nie mógł tego nazwać. W jednym z takich momentów, gdy na ekranie pojawiał się, jak go już zdążył nazwać Taylor, jej Mario, dziewczyna przyłożyła sobie dłonie do ust, uśmiechając się tak szeroko, że nie mógł tego zignorować i nie spojrzeć w ekran.
-Obiecaj mi coś..
-Co?
-Że nie będziesz z nikim innym. Nigdy.
-Co?
-Widziałaś falę.
Skinęła głową.
-Dwa razy bardziej przeraża mnie to, że obudzę się pewnego dnia i ciebie nie będzie. I jedyne rozwiązanie jakie widzę to to żebyś mi przysięgła.. przyrzeknij mi to.. że nie spojrzysz na nikogo innego, że nie podasz namiarów swojej komórki, tak, tak – uśmiechnął się widząc jej rozbawienie na twarzy – ani Twittera, ani Facebooka, ani nie będziesz grała z nikim obcym na pianinku, ani nie będziesz rozmawiała z żadnym innym chłopakiem..
Na ich twarzach z każdym wymawianym przez mężczyznę słowem pojawiały się szerokie uśmiechy.
-..jeżeli chcesz, możesz rozmawiać z dziećmi, gejami.. – zastanowił się chwilkę – wystarczy. Przysięgnij mi to.
-Tak, dobrze.
-Przysięgnij mi to.
-Dobrze, tak.
-Jak to tylko tak? Trzeba przyrzec..
-Ale co ty gadasz, przecież mówię że tak.
-Masz powiedzieć, tak chcę.
-No tak przyrzekam ci to.
-Musisz powiedzieć, tak chcę.
-Przecież ci przysięgam.
-Musisz powiedzieć, tak, chcę.
-Koleś, tak chcę, no tak chcę. TAK CHCĘ!
Taylor przysłuchiwał się tej wymianie zdań i o mały włos nie parsknął śmiechem, za to Jessie miała łzy w oczach i ten szeroki uśmiech, który starała się zakryć swoimi dłońmi. Tak prawdę powiedziawszy, to nie widział jej nawet z takim uśmiechem, nie wspominając już o tym jej wzroku, gdy tylko na ekranie pojawiał się ON, ale podobała mu się teraz. Bez maski, nie kryjąca się w żaden sposób. Po prostu naturalna.
Spojrzał na zegarek i ze zdumienia przetarł oczy.
-Rany boskie, za godzinę wyjeżdżamy na lotnisko.
-C-co?
Dziewczyna rozejrzała się nie bardzo kontaktując ze światem rzeczywistym.
-Idź weź prysznic, koniec oglądania – wstał z sofy przeciągając się – zrobię śniadanie.
-Dzięki.
Widział jak ziewa i uśmiechnął się pobłażliwie. W końcu zajął się śniadaniem.

***

         Przywitała ich mglista pogoda, jak przystało na Londyn. Ciemne chmury zbierały się nad ich głowami, raz na jakiś czas groźnie warcząc, jakby ostrzegały ludzi przed tym co miało nastąpić. Mocniej naciągnęła kaptur na głowę i złapała za swoją torbę podróżną. Przez pół drogi spała a przez drugie pół wysłuchiwała od Taylora o tym jak to możliwe że dwudziestoletnia dziewczyna może mieć torbę w motyle. Teraz też widziała jego minę i posłała mu gniewne spojrzenie.
-Przestań już. Ostatni raz gdzieś się z tobą wybieram, gdybym wiedziała, że będziesz wyśmiewał moją torbę zostałabym w domu.
-Nadal łatwo jest wyprowadzić cię z równowagi – uśmiechnął się obejmując ją ramieniem, jednak ona zaraz je strąciła – skarbie..
-Nie mów do mnie skarbie – syknęła wściekle.
Chciał jej coś odpowiedzieć, ale przeszkodziła mu w tym dziewczyna o marchewkowych włosach i jasnej cerze, uwieszając mu się na szyi.
-Taylor! – pisnęła.
-Danielle, udusisz mnie..
Próbował ją zrzucić z siebie ale przykleiła się do niego mocno. Jessie obserwowała tą scenkę z niemałym rozbawieniem i obserwowałaby jeszcze dłuższą chwilę gdyby nie dłoń na jej ramieniu. Odwróciła się gwałtownie. Przed nią stał wysoki blondyn z zadziornym uśmiechem na twarzy.
-Jessie?
-Tak.
-Thomas, przyjaciel Taylora i brat tej wariatki – wskazał dłonią na dziewczynę nadal uczepioną czarnowłosego.
-Miło mi.
-Mnie również.
Uścisnęli sobie dłonie i chłopak chwycił jej torbę kierując się w stronę wyjścia.
-A oni?
-Ona tak zawsze, wiec Taylor jest do tego przyzwyczajony, poza tym to duży facet poradzi sobie – zaśmiał się szczerze nie zrażony charczeniem jaki wydobywał się z gardła przyjaciela – chodź.
Podeszli do czarnej taksówki i wsiedli, po czym chłopak przechylił się do przodu.
-Carl musimy poczekać, bo Danielle dorwała Taylora. To jest ta sławna Jessie, a to Carl nasz kolega.
Znowu się witała. Miała dosłownie burzę mózgów. Tyle nowych twarzy, nowych ludzi, zapachów, dźwięków. To wszystko takie niewiarygodne. Marzyła o tym miejscu, marzyła by je zobaczyć, a Taylor spełnił jej marzenie. No właśnie Taylor. Przypomniała sobie o chłopaku i w tym samym momencie zobaczyła go biegnącego a tuż za nim biegła Danielle. Otworzyła szeroko oczy, widząc jak zmachany wpada do auta i zatrzaskuje za sobą drzwi.
-Dzięki, to są właśnie prawdziwi przyjaciele – uśmiechnął się złośliwie w stronę siedzącej obok siebie pary, po czym uściskali się mocno z Thomasem i Carlem. Danielle wciąż stała na zewnątrz i wyglądało na to, że żaden z nich nie miał nawet zamiaru jej wpuścić.
-Otworzycie jej w końcu? – Jessie nie wytrzymała.
-A musimy? – Thomas spojrzał z uśmiechem na dziewczynę.
-To twoja siostra. A ty idioto – wskazała palcem na swojego przyjaciela – otwieraj.
-Już cię lubię.
Taylor spojrzał na kumpla groźnie, jednak kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Odblokował drzwi i rudowłosa wparowała do środka szczękając zębami i drżąc z zimna. Po przestawieniu się nowej koleżance wtuliła się w siedzącego obok chłopaka.
-Danielle przestań – próbował się odsunąć jednak ta kurczowo trzymała się jego bluzy – daj mi chociaż parę minut wytchnienia.
-Rok się nie widzieliśmy..
-Wiesz jaki to był cudowny rok?
-Dupek.
-A co to za słownictwo, młoda damo?
Usłyszał parsknięcie ze strony Jessie i spojrzał na nią. Wyglądała tak jakby powstrzymywała się od zaśmiania w głos, jakby zaraz miała pęknąć. Thomas nie wyglądał lepiej, gdyby mogli pewnie tarzaliby się po całym samochodzie.
-Taylor mam siedemnaście lat.
-Ile? – Jessie nie kryła zdziwienia – dałabym ci co najmniej dwadzieścia.
-Dzięki. Widzisz? – znowu spojrzała na Taylora – tylko ty uważasz mnie za gówniarę.
-Bo znam cię od pieluchy, nawet pamiętam jak Thomas musiał przy mnie..
-Dobra nie kończ – odwróciła się do niego plecami, wyraźnie nie zadowolona z obrotu sytuacji.
-Chwila spokoju – westchnął opierając głowę o zagłówek i przymykając oczy.
-Zmęczeni? – blondyn pochylił się w stronę siedzącej obok dziewczyny.
-Trochę, zarwałam wczorajszą noc i dzisiaj wszystko wychodzi.
-Zachciało jej się jakiś romansów oglądać do rana.
-Odczep się ode mnie Higgins, dobrze że ciebie one nie interesowały.
-A co miałem innego robić?
-Taylor i romanse, no proszę.
-Thomas zamknij się – chłopak pogroził mu palcem i zaśmiali się wszyscy.
Droga dłużyła im się niemiłosiernie, a wszystko przez korki w samym centrum i warunki pogodowe. Jessie spojrzała w niebo, było już granatowe, strużki deszczu rozmazywały całkowicie obraz za szybą. Nie widziała kompletnie nic, nic prócz wielkiej, ciemnej plamy. Chciała coś dostrzec, oszukać deszcz ale na nic jej się to zdało. Zrezygnowana spojrzała na towarzyszące jej osoby. Taylor miał przymknięte oczy, udawał przed zerkającą na niego Danielle, która raz po raz posyłała mu to spojrzenie, które zauważała u wielu dziewczyn rozmawiających bądź przebywających w jego towarzystwie. Carl skupiał się na prowadzeniu auta, chociaż przy takiej ulewie graniczyło to z cudem a Thomas grzebał coś w telefonie. Czterdzieści minut później wreszcie zatrzymali się pod trzypiętrową kamienicą w centrum miasta. Taylor jak na zawołanie obudził się i po chwili cała czwórka pakowała się do środka. Miejsce to zaskoczyło Jessie do tego stopnia, że nie potrafiła wypowiedzieć słowa. Mieszkanie z wielkimi, wysokimi oknami, okazało się niczym innym jak pracownią Thomasa. Jasną, przestronną z masą obrazów, które przykuwały uwagę. Dziewczyna podeszła do jednego z nich i delikatnie jakby bojąc się go dotknąć przejechała palcem po chropowatej nawierzchni. Obraz przedstawiał kobietę? Tak, musiała to być starsza kobieta z leżącym tuż przy jej nogach biało-czarnym czworonogiem. Nie mogła się nadziwić. Ta kolorystyka, to serce tchnięte z kobietę, dosłownie jakby żyła, oddychała.
Taylor spojrzał na Jessie, miała zachwyt wypisany na twarzy i szturchnął kolegę w ramię. Teraz obydwaj uśmiechali się szeroko, nie przerywając dziewczynie słowem. Czarnowłosy w końcu przeciągnął się i rozejrzał. Nic się tu nie zmieniło. Wielki salon podzielony na dwie części pracowniczą i towarzyską, jak to zwykł mówić o swoim mieszkaniu Thomas. W głębi mieszkania niewielka kuchnia i dwie sypialnie z łazienkami.
-To twoje? – wreszcie Jessie odezwała się odwracając głowę w stronę Thomasa.
-Tak..
-Przepiękne, jestem pod ogromnym wrażenie. Wybacz ale nie sądziłam, że ten głupek ma takich przyjaciół.
-Wypraszam sobie – bąknął niezrażony Taylor nawet na nią nie patrząc.
-Rozgośćcie się, Danielle zrobi wam po herbacie i usiądziemy sobie na spokojnie, a później wyskoczymy na miasto.

***

Taylor uśmiechnął się do Thomasa unosząc w górę szklankę z bursztynowym alkoholem. Znajdowali się w jednym z londyńskich klubów, gdzie na każdym kroku mieszały się narodowości, języki, kolory skóry. Było głośno i tłoczno, co osobiście nie przeszkadzało Jessie, która tańczyła z jakimś chłopakiem i flirtowała w najlepsze.
-Fajna laska z tej twojej Jessie.
-Radzę ci nie mówić tego przy niej.
-Dziwi mnie że jeszcze jej nie poderwałeś.
-Jest dla mnie ważniejsza niż dziewczyna, to się nazywa przyjaźń.
-To się nazywa debilizm.
-Jakbym rozmawiał z Tony’m, czy wy za każdym razem będziecie się tak zachowywać? Zresztą nie odpowiadaj. Napij się lepiej i powiedz co u rodziców.
-Dobrze, w sumie przez te dwa lata nic się nie zmieniło, no może przybyło im więcej siwych włosów ale nic poza tym. Nadal prowadzą sklep muzyczny i nie narzekają.
-Kiedy odwiedzisz stare śmieci?
-A przenocujesz mnie?
-Ta.. mam wolną piwnicę, może być?
-Jasne, uwielbiam ciemne pomieszczenia – zaśmiał się po czym poklepał przyjaciela po ramieniu – cieszę się że przyjechałeś, no i że nie przyjechałeś sam. Szczerze to gdy dowiedziałem się że masz przyjaciółkę, zatkało mnie.
-Jest cudowna – skinął głową w stronę parkietu – nie szaleje na moim punkcie, mogę spokojnie i o wszystkim z nią porozmawiać i czuję się przy niej swobodnie. Wiadomo ma swoje jakieś tam minusy, ale kto ich nie ma. No a przede wszystkim mogę na nią liczyć, znam ją krótko jednak ufam jak żadnej do tej pory.
Przechylił szklankę do końca i postawił na barze dając znak barmanowi by dolał. Po chwili już miał kolejną szklankę whisky przed nosem.
-A powiedz mi co tam u Julii?
-Nic.. – zwiesił głos – nie wiem..
-Co się stało?
-Długa historia, a może i nie ale..
-.. słuchaj jak nie chcesz o tym mówić zrozumiem..
-To nie tak, zrobiłem błąd i przyszło mi za to zapłacić – wlał całą zawartość kieliszka do gardła i skrzywił się – zdradziłem ją.
Taylor zachłysnął się śliną. Był święcie przekonany, że się przesłyszał, jednak wyraz twarzy chłopaka uświadomił mu, że to prawda. Nie mógł uwierzyć, kochali się, byli szczęśliwi.
-Że co??
-Głupi błąd, którego nie cofnę, a uwierz mi że niczego bardziej nie pragnę. Zacząć ten dzień od początku, wtedy wypiłbym o jednego drinka mniej, jednego pieprzonego drinka mniej – westchnął – obudziłem się nad ranem z laską w łóżku. Nie wiem jakim cudem, ale w moim łóżku. Weszła Julia i.. chyba nie muszę reszty dopowiadać.. nigdy nie zapomnę jej twarzy, oczu gdy wybiegała z sypialni.
-Przykro mi.
-Było minęło, od roku nie wiem co się z nią dzieje, ale tak jest lepiej. Dla niej – machnął ręką uśmiechając się – koniec narzekania i wywodów. Przyszliśmy się tu bawią a nie dołować, jesteście tu tylko na tydzień więc zaszalejmy.
Stuknęli się szkłem uśmiechając szczerze, po czym odwrócili się w stronę parkietu. Jessie nie zmieniła partnera, za to obok niej pojawiła się Danielle.
-Muszę przyznać, że przez te dwa lata zmieniła się.
-Wybij to sobie z głowy..
Taylor zaśmiał się głośno posyłając z kierunku przyjaciela spojrzenie pełne politowania.
-Czy ty myślisz, że ja mógłbym? Chyba sobie jaja ze mnie robisz..
-Cholera wie co ci do łba strzeli.
-Traktuję Danielle jak dzieciaka, a nie jak kobietę. Poza tym jest twoją siostrą, to całkowicie wpływa na jej niekorzyść, co nadal nie zmienia faktu że się zmieniła.
Jakby czytając im w myślach rudowłosa odwróciła się i uśmiechnęła się szeroko do Taylora, zaraz też szła w ich stronę.
-Ja zrozumiałem, że mam się do niej nie zbliżać. Teraz wytłumacz to jej..
W odpowiedzi usłyszał tylko ciche prychnięcie.


***

Jessie bezwładnie opadła na łóżko z głuchym jęknięciem. Nie było chyba części ciała, która jej nie bolała, a przynajmniej nie dała jej o sobie znać. Jednego była pewna, mogłaby tu zamieszkać. Zwiedzając dzisiaj miasto była tak zachwycona tą różnością, że nie potrafiła wyjść z zachwytu. Tower Bridge czy Big Bena widziała tylko w telewizji albo w Internecie, a teraz widziała to wszystko z bliska, mogła dotknąć, wyczuć materiały z których były zrobione. Mogła podziwiać widoki z London Eye, no i przejechała się londyńskim autobusem o którym marzyła. Ta cała architektura, te budynki, ci ludzie. To było cudowne przeżycie, ale wykończyło ją do tego stopnia, że nie była w stanie się ruszyć.
-Wstawaj Hawks!
Głos, a w zasadzie wrzask Taylora, w ułamku sekundy dotarł do jej umysłu. To było niespodziewane więc i jej reakcja nie była czymś dziwnym, wyskoczyła jak oparzona i znalazła się na podłodze, obijając tyłek, który do tej pory najmniej bolał.
Za to przyjaciel nie mógł się powstrzymać. Śmiał się głośno trzymając za brzuch i zupełnie nie przejmując się jej wyrazem twarzy, morderczym w każdym calu.
-Kretyn!
-Prze.. – zgiął się w pół, próbując złapać oddech – wybacz.. uwielbiam to..
Wciąż się śmiał.
-Zamknij się idioto!
Rozmasowywała pośladek, nadal gniewnie na niego patrząc. Chwilę zajęło mu uspokojenie się, gdy wreszcie to zrobił zauważył że Jessie ciągle siedzi na podłodze.
Wyciągnął dłoń w jej kierunku, jednak ona odtrąciła ją jakby była czymś niepożądanym.
-No dawaj – uśmiechnął się – kocham to robić.
-Dobrze wiedzieć – warknęła.
Tym razem ujęła jego rękę, podniosła się.
-Czego ode mnie chcesz?
-Wychodzimy.
-Co? Gdzie? – jęknęła.
-Hawks nie sądziłem, że twoja kondycja jest równa zeru. Widząc twoje występy śmiało mógłbym powiedzieć, że przebijesz nawet mnie, no ale..
-Za jakie grzechy – wzniosła dłonie ku górze i wyminęła Taylora, podchodząc do niewielkiej komody – za jakie grzechy zesłano mi ciebie?
-A to dopiero początek.
-Nie mówię do ciebie, więc się nie odzywaj.
-Bo posłucham.
-No tak, nawet na to nie liczyłam.
Uśmiechnęła się pod nosem, wyciągając sweter i legginsy.
-Gdzie idziemy?
-Zabawić się, może mi się poszczęści.
-Jesteś za bardzo wybredny, wątpię czy kiedykolwiek znajdziesz sobie dziewczynę na stałe.
-Poczekam, aż wpuścisz mnie do łóżka.
-Już dawno to zrobiłam – puściła mu oczko, uśmiechając się przy tym złośliwie.
-Jesteś okropna.
Wstał z łóżka, widząc przechodzącego obok pokoju Thomasa. Najwidoczniej słyszał rozmowę, bo uśmiechał się od ucha do ucha, Taylor pomyślał nawet że wygląda jak jakiś idiota z tym chorym uśmieszkiem. Obrócił się jeszcze w drzwiach.
-Zawołaj gdybyś potrzebowała pomocy, z chęcią umyję ci ple..
Nie dokończył bo w jego stronę poleciała poduszka, zaśmiał się głośno łapiąc ją tuż gdy znajdowała się przy jego twarzy.
-Wynocha Higgins!
Śmiejąc się głośno, usiadł obok Thomasa w jadalni. Jego mina zdradzała wszystko, teraz można było czytać z niej jak z otwartej talii kart, musiał resztkami sił powstrzymywać się przed wybuchem głośnego śmiechu i Taylor zdawał sobie z tego sprawę.
-Co cię tak bawi, co?
-Ty i ona, jak stare, dobre małżeństwo.
-Normalka – bąknął pod nosem – i od razu ostrzegam, wiem do czego dążysz, więc daruj sobie.
-Co ja takiego powiedziałem?
-Znam cię, lubisz bawić się w swatkę, tak jak ostatnio gdy u was byłem. Pamiętasz Rachel?
-Jak mógłbym zapomnieć – zaśmiał się cicho – mieliście się ku sobie..
-Mieliśmy? – posłał mu spojrzenie pełne niedowierzania – To ty tak sobie ubzdurałeś, a ona to wykorzystywała, czułem się jak idiota i miałem ochotę cię zabić. Dlatego teraz cię ostrzegam, nie próbuj bo tym razem się nie powstrzymam.
-Jak tam chcesz – Thomas wyglądał na niezrażonego posępnym wyrazem twarzy przyjaciela.
-Mam nadzieję, że dotarło.
Blondyn wzruszył tylko ramionami. Siedzieli tak kwadrans rozmawiając o jakiś przyziemnych sprawach nie zagłębiając się zbytnio w żaden z tematów na dłużej, nie mieli takiej potrzeby.
-Jestem gotowa – usłyszeli za sobą, ale tylko Thomas się obrócił.
Jessie związywała włosy w wysoki kucyk, uśmiechając się do chłopaka przyjaźnie, na co ten nie pozostał dłużny. Teraz też Taylor zaszczycił ją swoim spojrzeniem.
-Co tak długo?
-Jestem kobietą i wolno mi.
-Z babami to same problemy – zaśmiał się pod nosem, za co dostał po głowie.
Więcej się nie odezwał, wolał nie mieć ran na ciele. Spoglądając teraz na uśmiechniętych Thomasa i Jessie, stojących tuż przy drzwiach i dyskutujących o czymś zawzięcie, utwierdził się w przekonaniu że ten wyjazd był najlepszym pomysłem jaki wpadł mu do głowy. Wiedział też że nie ostatnim. 



No dobra.. ten rozdział musicie mi wybaczyć.. zero weny, motywacji, śniegu i z jakieś dziesięć kilo więcej po świętach przyczyniły się właśnie do tego rozdziału.. muszę przyznać że jestem nim cholernie rozczarowana, no cóż mam nadzieję że z nowym rokiem wena powróci tak jak i dobry nastrój, bo kiepsko. Ok, to tyle. 
BAWCIE SIĘ DOBRZE I NIE PIJCIE ZA DUŻO NA SYLWESTRA, BO W KOŃCU TRZEBA PAMIĘTAĆ JAK SIĘ GO SPĘDZAŁO :D buziaaaa :*

8 komentarzy:

  1. MARIOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!! xD Dzięki Bogu że przez niego nie spóźnili się na samolot ;p. No i są w Londynie, Thomasa uwielbiam, niech bawi się w swatke ma ode mnie na to przyzwolenie ^^ Za to Danielle... taka młoda siksa mi się wydaję :P Mam nadzieje że jeszcze rozwiniesz ten wątek z Londynem bo jest bosko!
    Że wyjeżdżam i nie wiem na 100% czy wrócę w tym roku do siebie życzę Ci dużo szczęścia, weny, zdrówka, pieniędzy i oczywiście Maria w 2013roku :D :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Bickslow : Reneé złapała doła więc dzisiaj ja komentuję. Rozdział był bardzo zabawny, wesoły, luźny. Mam wrażenie, że gdzieś tam znalazłem parę literówek, ale teraz już nie umiem sobie przypomnieć, gdzie... Cholera...
    Dzieciaczki : Cholera, cholera ~ !
    Bickslow : Swatka... Zeswata ich razem? Niee, całe opowiadanie straciłoby wtedy swój urok. Tak, jak są tylko przyjaciółmi, jest dobrze.
    Pozdrawiam.
    A Reneé tam spod poduszki posyła buziaki.
    ~Bickslow

    OdpowiedzUsuń
  3. wspaniały ! jestem wniebowzięta tym rozdziałem i jeżeli to jest brak weny to ja poproszę o wenę dla ciebie bo tedy zrobisz z rozdziału arcydzieło :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.Y.
    Ty to nazywasz brakiem weny??????????????????????????
    CHYBA CIĘ POGIĘŁO! :D To jest cudne! iiii Thomas i Jessie mają być piękną parką! Ja ci rozkazuję jeśli nie wiesz :D:D:D No więc tego to życzę ci ciągle takiego braku weny bo ten rozdział był cudowny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! <3<3<3<3<3 No to Wesołego Alllelujoooosylwestra ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Sorka, że tak długo, ale jestem! :3 Rozdział jest boski, a co do Thomasa hmm niby spoko, ale jak się mi będzie kręcił obok Jessie to dodam go na moją listę obok sama wiesz kogo xd Ta lista robi się długa :D A i moja droga ty chyba nawet nie wiesz co to jest brak weny? xd Wesołego sylwka i żebyś mi się tak nie spiła xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Ufff... Chwilka czasu na świętach i wszystkie 17 rozdzialików przeczytane! Czas na komplementy dla ciebie moja prześwietna, kochana upiorko! Wypiszę je w postaci serduszek, żeby si tu nie zaśmiecać komentarzy:♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ dobra wystarczy, bo się jeszcze mi tu pogorszysz w pisaniu i co wtedy?! A i zapraszam do mnie, bo coś mi się wydaje, że zapomniałaś do mnie wpaść po świętach... I NIE MIEJ KACA PO SYLWKU, BO CO JA ZROBIĘ JAK NIE BĘDZIE NOWEGO ROZDZIALIKU!!! http://zakazana-tozsamosc.blogspot.com/

    PS:Jak ci się podoba mój szablonik? proszę o zdanie w komencie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz...chciałabym,aby mój brak weny tak wyglądał o.O Notka wyszła Ci zarąbista!
    to jak ją obudził. Biedna ;D HAHAHA. Jeszcze tyłek Sobie obiła.;p
    i prawda, prawda. Z babami to same problemy^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i jeszcze zapomniałam dodać, że kurde cieszę się, że u Jessie powoli zaczyna się jakoś układać ;D Powoli marzenia się spełniają;)
      A no i nie przejmuj się świątecznym tłuszczykiem. Napiszesz kilkadziesiąt rozdziałów, biegając naokoło domu, to zrzucisz je w mgnieniu oka ;D

      Usuń