czwartek, 20 grudnia 2012

rozdział *16



***

         Jessie siedziała przy jednym ze stolików przeżuwając leniwie kanapkę z indykiem. Taylor gdzieś zniknął, więc jadła sama. Trafiła akurat na porę lunchu, było gwarno, wesoło, jak na te osiem osób znajdujących się w środku. Słyszała mężczyznę opowiadającego jakiś dowcip i bądź co bądź nie potrafiła się nie zaśmiać, zresztą to tyczyło się całej sali. Widziała ukradkowe spojrzenia posyłane w jej kierunku, ale przecież była tą nową w zespole. Uniosła głowę i napotkała wzrok jasnych oczu dziewczyny siedzącej przy najbliższym ze stolików, uśmiechała się niepewnie po czym wstała i przysiadła się do Jessie.
-Cześć, poznałyśmy się przed godziną.
-Emily tak?
-Mów mi Em, i jak wrażenia?
-Jak na razie oszołomiona – upiła łyk herbaty – długo tu pracujesz?
-Od dwóch lat, przez co rok na stażu. Ta firma to jedna wielka rodzina, ludzie są wspaniali, zobaczysz.
-Cieszę się. Dużo osób tu pracuje?
-To co widzisz to zaledwie połowa, kilka osób jest w drugiej filii w Nowym Jorku. Tam rozkręcają interes. O właśnie a może wybierzesz się z nami na drinka po pracy, oczywiście z Taylorem – zaśmiała się – wreszcie ktoś go usidlił..
-Zaraz, zaraz.. ty myślisz, że ja i Taylor?
Spojrzenie dziewczyny utwierdziło ją w przekonaniu iż jej przypuszczenia względem pytania okazały się słuszne.
-Nic z tego, nie wiem dlaczego każdy kto nas widzi pierwszy raz myśli, że jesteśmy parą. Przecież nie trzymamy się za ręce, nie całujemy, nie mówimy kochanie – uśmiechała się przyjaźnie – jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, i żeby było jasne również ze sobą nie sypiamy.
Emily nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
-Sama nie wiem dlaczego tak pomyślałam – odwróciła się w stronę blondynki stojącej przy maszynie z napojami – Brie dycha jest moja.
Blondynka w pierwszej chwili nie zrozumiała po czym na jej twarzy zagościł czerwony rumieniec.
-Czy wy obstawialiście? – Jessie była totalnie zaskoczona.
-Wybacz nam, przez ten projekt mamy tutaj niewiele rozrywki.
-Phi – prychnęła – za zrobienie ze mnie rozrywki stawiasz mi drinka.
Zaśmiały się obydwie i w tym samym czasie do pokoju wszedł Taylor, wpadając na wychodzącą Brie. W tej jednej chwili stała się tak czerwona, że niewiele brakło by zlała się z kolorem swojej bluzki. Za to Taylor uśmiechnął się przepraszająco, co jeszcze bardziej pogłębiło kolor twarzy, i przysiadł koło Jessie.
-Znikam, do później – Emily pożegnała się z nimi, odchodząc od stolika.
-Do później?
-Tak – ugryzła kolejny kęs – idę na drinka, jeżeli masz ochotę..
-Z tobą zawsze.
-Odczep się do cholery. Gdzieś ty był?
-Miałem.. sprawę do załatwienia.
Kątem oka zauważył w drzwiach postać Chameli. Lustrowała wszystkich spojrzeniem swoich brązowych oczu, zatrzymując się dłużej na jego postaci. Musiał przyznać że była gorąca, ale nic poza tym. Czysty sex, bez żadnych zobowiązań.

***

         Jessie w towarzystwie całej ich ósemki wychodziła z budynku, gdy dotarł do nich zmachany Taylor.
-Chcieliście iść beze mnie?
-Gdyby tylko się dało – odcięła się przyjaciółka zakładając rękawiczki i mocniej naciągając czapkę.
W odpowiedzi dostała w ramię i jęknęła cicho.
Po kilku minutach weszli do ciemnego pubu z okrągłymi stolikami, przy których siedzieli już spragnieni rozluźniającego drinka, pracownicy najróżniejszych branży, mieszczących się na tej ulicy. prawnicy, biznesmeni, architekci a nawet lekarze po całodniowych dyżurach. Przecisnęli się do jednego z wolnych stolików, dosuwając kilka krzeseł. Był tłok, zresztą oni też siedzieli ściśnięci, niewiele brakło by zaczęli siadać sobie na kolanach. Najważniejsze, że humory dopisywał, reszta nie miała znaczenia. Zamówili drinki i rozsiedli się w miarę wygodnie.
Po godzinie, Jessie piła już trzeciego drinka chichocząc wraz z Brie z kawału, który opowiedział Hose. Zresztą nie był to jego pierwszy dowcip, w ciągu godziny potrafiły dosłownie ocierać łzy, kapiące im z oczu, a on nadal nie miał dość.
-Dobra, przerwa na złapanie oddechu – Hose sapnął głośno wywołując kolejną salwę śmiechu – dziewczyny spokój.
-Widzieliście dzisiaj Chameli? Jaka była szczęśliwa? – jeden z mężczyzn siedzących przy stoliku uśmiechnął się, znacząco poruszając brwiami – ciekawe kogo to zasługa?
-Stawiam dychę że nie chodzi o jej narzeczonego – blondynka spojrzała w stronę Taylora, widząc jego pytający wzrok – wiadomo, że chodzi o ciebie.
-Em, uspokój się, jak już wspomniałaś Chameli ma narzeczonego..
-Jakby nikt jej nie znał, no proszę cię.. przebywałeś tu dosyć często, żeby poznać jej naturę.
Rozmowa urwała się, wtedy też odezwał się Hose ze świeżą porcją kawałów i zapomnieli o temacie wcześniejszej rozmowy.
         Gdy wracali do domu Taylor wydawał się zamyślony, co ją trochę zastanowiło.
-Wszystko w porządku?
-A tak.. jasne, jestem trochę zmęczony, tylko tyle.
-O czym mówiła Em? Odnośnie Chameli?
-W barze?
Skinęła głową.
-Niewiele jest osób, które przepadają za Chameli, w firmie ludzie czują się jakby byli rodziną, współpracują ze sobą, ufają sobie.. Chameli czasami zachowywała się jakby była tam szefem, będąc asystentką mojego taty, jest poniekąd nad nami wszystkimi z czego mój tata nie był zadowolony.. chodzi mi o to, że nie był zadowolony gdy widział jak się zachowywała w stosunku do pracowników, jedynie Liam i John, których jeszcze nie poznałaś..
-Chodzi o delegację?
-Tak, tylko oni byli przez nią normalnie traktowani no i ja.. odkąd miała rozmowę z ojcem jest spokój, ale dziewczyny pamiętają. Brzmi to jak jakaś wenezuelska telenowela – zaśmiał się pod nosem – może zakończymy temat pracy na dzisiaj? Jedziemy do mnie?
-Po urodzinach zostałam, ale nie oznacza, że to powtórzę.
-Cała ty – prychnął pod nosem, spoglądając w lusterko i zmieniając pas.
-Co to niby ma oznaczać? To, że nie chcę u ciebie spać daje ci prawo do prychania i sapania pod nosem? Chyba jaja sobie robisz..
Odwróciła głowę od niego i wpatrzyła się w migający krajobraz za oknem, prawie zaciskając pięści pod pachami. Widać było, że jest nastawiona bojowo, ale jakoś nie przeszkadzało mu to w dalszej rozmowie.
-A co w tym takiego złego? Ludzie tak robią..
-Ludzie skaczą z mostów, biorą narkotyki, znęcają się nad zwierzętami. Też mam tak robić?
-Popadasz w skrajności Jessie.
-To nie wyskakuj mi z takim argumentem – warknęła nadal skupiając wzrok na tym co znajdowało się za przejrzystą taflą szkła – to że ludzie coś robią nie oznacza, że będę brać z nich przykład.
-Mogłabyś brać przykład z tych, którzy są mili – zaśmiał się.
-Przykro mi, pomyliłeś adresy.
Tym razem zaśmiała się ona, ale każde jej słowo dosłownie ociekało ironią. Nie starała się jej ukryć, wręcz bardziej ją eksponowała. Pokręcił tylko głową, bo nic więcej mu nie pozostało. Gdy zatrzymał się pod sklepem, nie zastanawiając się wysiadła, mamrocząc pod nosem zdawkowe „cześć” i zatrzasnęła za sobą drzwi. Szyba od strony kierowcy gładko zsunęła się w dół i do środka dostało się mroźne powietrze, zadrżał z zimna.
-Przywiozę jutro ze sobą na zajęcia kwiaty na przeproszenie.
-Spadaj! – machnęła dłonią nie zaszczycając go swoją uwagą.
Poczekał chwilę i dopiero gdy zniknęła za wysoką siatką, zamknął okno i skierował się do centrum.

***

Leżała na łóżku wpatrując się w czarne niebo, z którego spadały delikatne płatki śniegu. Były ich miliony, miliardy. Miliardy białych, skrzących się gwiazdeczek. Lawirowały w dzikim tańcu, jakby goniły się nawzajem, jakby jedna przed drugą musiała z jakiś powodów uciec. Tworzyły przy tym niesamowity spektakl, który pochłonął dziewczynę do tego stopnia że nie usłyszała cichego uderzenia w szybę. Dopiero kolejne dźwięki wyrwały ją z zamyślenia. Zmarszczyła czoło i wyszła spod ciepłej kołdry. Zrobiło jej się zimno. Usłyszała kolejny stuk i otworzyła okno, teraz dopiero zrobiło jej się naprawdę zimno. Owiało ją mroźne powietrze i zaklęła pod nosem. Na śniegu tuż pod jej oknem stał uśmiechnięty Taylor przestępując z nogi na nogę i chuchając w dłonie. Z jego ust z każdym wydechem wydobywała się delikatna mgiełka.
-Higgins pogięło cię? Co ty tu robisz? – starała się mówić najciszej jak się dało.
-Chodź ulepimy bałwana.
-Sam jesteś bałwan idioto.
-Ubieraj się.
-Jest północ, ty nie masz co robić w nocy?
-Hawks, wskakuj w rajtuzy i wyłaź albo sam do ciebie wejdę, a znasz mnie na tyle, to wiesz że jestem do tego zdolny.
-Wypchaj się.
Zauważyła, że podchodzi pod murek. Najwidoczniej nie żartował. Tego już było za wiele. Brakowało, żeby obudził jej matkę.
-Stój i się nie ruszaj, zaraz wyjdę kretynie.
-Kocham cię.
-Wypchaj się do cholery.
Zamknęła za sobą okno, mamrocząc pod nosem i otworzyła szafę. Wyciągnęła z niej spodnie i najgrubszy golf jaki udało jej się znaleźć. Odetchnęła z ulgą gdy w szafie zobaczyła futrzane kozaki i kurtkę. No to Taylor będzie miał używanie. W tej chwili nie miało to znaczenia. W końcu ubrana odpowiednio na pogodę znalazła się na zewnątrz.
-Zawsze wychodzisz oknem?
-Tylko wtedy gdy nie chcę by matka wiedziała że wychodzę. I jak przyłażą do mnie najwięksi debile świata.
Taylor spojrzał w dół nie zrażony obelgami pod jego adresem i parsknął śmiechem.
-Co ty do cholery masz na nogach? Jakie zwierze straciło życie?
-Zamknij się Higgins – warknęła i dodała słodkim głosikiem – to ostatni hit sezonu.
Przechodzili przez ulicę.
-Gdzie idziemy?
-Pojedziemy koło lodowiska, tam dzieciaki urządziły sobie konkurs w lepieniu bałwanów.
-Świetnie byś się do nich nadawał.
-Razem z tobą – zaśmiał się.
Nie odpowiedziała tylko wsiadła do auta. Faktycznie, gdy dojechali na miejsce ich oczom ukazała się polana z kilkunastoma różnymi białymi ludkami. Małe, duże, grube, chude, w garnkach, w patelniach. Dzieciaki używały wszystkiego co najprawdopodobniej miały pod ręką. Otworzyła drzwi i zaciągnęła się rześkim powietrzem w chwili gdy usłyszeli telefon chłopaka. Spojrzał przelotnie na wyświetlacz i z powrotem schował go do kieszeni.
-Fanka? – uśmiechnęła się podchodząc bliżej.
-Tony – skłamał – chodź.
Pociągnął ją w stronę polany. Śnieg coraz gęściej padał, przysłaniając wszystko koronkową zasłoną. Pomyślała że to wymarzona sceneria na romantyczne spacery.
-Jesteś głupi.
-A to niby dlaczego panno mądralińska?
-Zacznij się z kimś umawiać. Nie mnie powinieneś zabierać na takie spacerki nocne.
-Właśnie że ciebie. Nie potrzebuje ukochanej żeby korzystać z takich chwil – schylił się formując kulę.
-Jak ty wytrzymujesz bez sexu?
-O to samo mógłbym zapytać ciebie – odwrócił głowę w jej kierunku uśmiechając się szelmowsko – jakoś wytrzymujesz.
Jak na zawołanie usłyszeli dzwonek z telefonu chłopaka i ze zmarszczonym czołem wyciągnął go nie zauważając zbliżającej się dziewczyny. Spojrzał na wyświetlacz i odrzucił rozmowę. Wtedy poczuł na swoim policzku włosy Jessie. Odwrócił się gwałtownie w jej stronę. Patrzyła na niego jakby z niedowierzaniem.
-Chameli?
-Mówił ci już ktoś że strasznie wścibska jesteś?
-Chameli? Ta Chameli? – powtórzyła – o tej porze?
-Nie twój interes Hawks.
Nagle wszystko jej się poskładało. Te spojrzenia, te uśmiechy, te gesty, ale przecież ona miała narzeczonego.
-Sypiasz z nią.
Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-No chyba ci odbiło – warknął.
-Spójrz mi w oczy i powiedz że nic cię z nią nie łączy. Znasz zasady.
-Cholera Jessie przestań.
-To proszę, skłam – skrzyżowała dłonie na piersi i spojrzała na niego wymownie.
-Jasne, wiem co grozi mi za złamanie zasad – skrzywił się – po co ci to wiedzieć?
-Jesteś idiotą, przecież ona ma narzeczonego.
-Jak widać jej to nie przeszkadza. Nie potrzebuje kazania na temat moralności.
-Teraz przynajmniej wiem jak wytrzymujesz bez sexu. Pomyślałeś o tym co będzie gdy wasz romans ujrzy światło dzienne? Pomyślałeś o twoim tacie?
-To nie romans, to sex bez zobowiązań.
-Właśnie widzę jaki – wskazała na znów dzwoniący telefon – masz swój sex bez zobowiązań.
-O co ci chodzi?
-O to jak poczuje się twój ojciec dowiadując się, że jego syn pieprzy jego sekretarkę. Nie chodzi mi o nią, dla mnie jest wyrachowaną suką, ale pomyśl czasami o innych. Nie mogłeś znaleźć sobie jakiejś w przydrożnym barze? Albo jechać do burdelu? Nie! Wielki pan Higgins musiał wyrwać coś w biurze ojca.
Słowa w pewnym sensie raniły go. Prawdą było, ze w ten sposób o tym nie myślał. Dla niego była to zwykła zabawa, ale im dłużej Jessie mówiła, tym coraz bardziej się zastanawiał co będzie gdy wszystko wyjdzie na jaw. Wystarczył jeden ich błąd, by ojciec inaczej na niego patrzył, by ojciec stracił zaufanie.
-Czy ty zawsze musisz wjechać mi na sumienie? – trzymał się za głowę. Wyglądało to tak jakby rwał sobie z niej włosy.
-Taka już jestem. Długo to trwa?
-To byłby trzeci raz, ale na dwóch razach zostanie.
Formował kolejną kulę nie patrząc w jej kierunku. Całkowicie skupił swoje zainteresowanie na czynności jaką było lepienie bałwana.
-O dwa za dużo.
-Nie cofnę czasu – warknął odwracając w jej stronę głowę, był zły – i nawet nie wiem czy bym chciał.
-Zacznij używać domów publicznych. Laski będą zachwycone.
Zobaczył na jej twarzy uśmiech i mimowolnie też się uśmiechnął. Podeszła bliżej i zaczęła mu pomagać.
-Wygrałam dzisiaj z Chameli, jestem pod wrażeniem.
-Bijesz ją na głowę, no ale z tobą przecież nie mogę sypiać. Zabroniłaś mi.
-Przestań traktować mnie jak coś do zaspakajania własnych zachcianek sexualnych – wysyczała z chęcią mordu w oczach.
-Powinnaś brać jakieś syropki na uspokojenie – westchnął z rezygnacją w głosie – wiesz, że tak cię nie traktuje, ale nie będę ukrywać, że potrafisz rozpalić faceta do..
Nie dokończył bo został powalony na ziemię. Nie wierzył, że ta dziewczyna potrafiła rzucić się na niego i na dodatek przewrócić go. Wpatrywał się w nią kompletnie zaskoczony.
-Higgins, wiesz że dostaje białej gorączki, gdy ktoś prawi mi komplementy. Gdyby nie fakt, że jesteś moim przyjacielem już dawno straciłbyś to co masz najcenniejszego.
Jakby na powagę sytuacji docisnęła kolanem jego krocze. Przełknął głośno ślinę. A ona leżała na nim uśmiechając się złośliwie.
-Zaczynasz mnie przerażać – wychrypiał.
-To widzę że się zrozumieliśmy..
-Nie do końca – zerwał się tak szybko, że nie zdążyła zareagować, tym razem to on przygniatał ją swoim ciałem – nie zamierzam rezygnować z mówienia o tobie tego co mi się podoba i radzę ci się do tego przyzwyczaić. Inaczej bardzo mi przykro, będziesz się wściekać.
Wstał podając jej rękę. Miała go po dziurki w nosie. Cyniczny, pewny siebie. Ale to Taylor, odkąd się poznali taki był. To dzięki niemu zaczęła wierzyć w ludzi, wierzyć w przyjaźń. Złapała jego dłoń i pomógł jej się podnieść.
-Jest mi zimno, wracajmy do domu – otrzepała się ze śniegu.
Skinął tylko głową i już po chwili pili gorącą herbatę podchodząc do murku przy oknie domu Jessie.
-Wejdziesz?
-Do ciebie? – spojrzał na nią zaskoczony – zapraszasz mnie do siebie? Do tego w środku nocy?
-Cofam propozycję.
-Za późno – i nie czekając na reakcję dziewczyny podsadził ją do okna.
-Poradzę sobie.
-Tak, wiem. Tobie ciężko przyjąć pomoc ode mnie.
Znalazł się w jej pokoju. Pierwszy raz odkąd się poznali. Pierwszy raz od pięciu miesięcy mógł zobaczyć jak wygląda jej dom, a przynajmniej jej pokój. Ściany w odcieniu błękitu ozdabiało kilka zdjęć najprawdopodobniej z dziecięcych lat, gdyż większość z nich przestawiała jej ojca. W rogu stała szafa z wielkim lustrem, odbijając przyćmione światło niewielkiej lampki, a zaraz obok niej tego samego koloru komoda, na której znalazło swoje miejsce kilka kosmetyków. Z jednej z szuflad wystawała długa zielono żółta skarpetka. Ten widok był dość specyficzny, wywołał nikły uśmiech na jego twarzy. Dalej były uchylone drzwi, musiała to być jej łazienka. Po drugiej stronie stało biurko i łóżko z soczyście zieloną pościelą. Całości dopełniała ogromna mapa, w którą powbijane były kolorowe pinezki.
Jessie ściągnęła kurtkę i buty i wrzuciła do szafy. Podeszła do mini wieży i włączyła radio. Z głośników poleciał jakiś spokojny utwór.
-Wreszcie zobaczyłem twoje królestwo – rozejrzał się rozbierając.
-Nie przyzwyczajaj się, będziesz tu bardzo rzadkim gościem.
-Ty to potrafisz spieprzyć taką piękną chwilę – zaśmiał się cicho rozkładając na łóżku obok przyjaciółki.
-Wiesz dlaczego.
-Dlatego też będziemy korzystać z uroków mojego mieszkania.
-Nie pozwalaj sobie, nie będę u ciebie nocować.
-Uparta jesteś, już kilka razy nocowałaś i zawsze to samo mówisz.
-Wiem, zaczynam robić się miękka. Dzięki, że mnie wyciągnąłeś na bałwany.
-Nie ma za co – odwrócił głowę posyłając w jej kierunku szczery uśmiech – mogę tu spać?
-Jasne, matka rano wychodzi, więc będziesz mógł wyjść przez okno.
-Widzę, że przy tobie adrenalina nie będzie mnie opuszczać.
-To moje popaprane życie. Chcesz spodnie i jakąś koszulkę? Ostatnio nie oddałam ci twoich dresów.
-No to pewnie. No chyba, że mogę spać nago?
-I tak na mnie nie działasz, więc droga wolna – rzuciła w niego ciuchami i zniknęła za drzwiami łazienki. Wróciła przebrana w spodenki i koszulkę.
Po chwili oboje leżeli w łóżku, zgasiła światło i szczelniej okryła się kołdrą.
-Amber gdyby dowiedziała się ,że sypiamy u siebie chyba by zawału dostała.
-To może jej powiem.
-Ani mi się waż, jest pusta, ale nic mi nie zrobiła.
-Jak to możliwe, że dla niej potrafisz być miła, a mnie wyzywasz od najgorszych.
-Bo ona ze mną nie gada, nie męczy mnie, nie wkurza, mam wymieniać dalej?
-Dobranoc Jessie – uśmiechnął się pod nosem i cmoknął ją w policzek.
-Dobranoc.
Odwrócił się do niej plecami i po chwili oboje usnęli zmęczeni nocną wyprawą.

***

-Mam dla ciebie propozycję.
Taylor stanął przed jej ławką uśmiechając się szeroko. Do rozpoczęcia zajęć mięli jeszcze trochę czasu, dlatego w auli znajdowała się dosłownie garstka uczniów, którzy w najmniejszym stopniu nie byli zainteresowani rozmową, jaka teraz toczyła się między dwójką przyjaciół. Taylor usiadł ławkę niżej, patrząc jak dziewczyna krzyżuje dłonie na piersiach z zainteresowaniem w oczach.
-Ale nie wiąże się to ze spaniem u ciebie, czy u mnie?
-To, że tydzień temu spałem u ciebie pierwszy raz – pochylił się w jej stronę także szepcząc – nie oznacza, że ostatni. Ale nie, nie o to chodzi, bardziej myślałem o biletach do Londynu, mówiłaś, że chcesz mnie zabrać. Nadal aktualne?
-Niech stracę, tak aktualne.
Wsadził ręce do kieszeni i uśmiechnął się szerzej.
-Za półtora tygodnia mamy wolne, może wybierzemy się na tydzień?
Spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, przez chwilę się zastanawiając. Jak tak o tym pomyślała, to nie był to zły pomysł. Zmiana otoczenia przyda jej się no i pozostała ta najważniejsza kwestia. To LONDYN. Jej marzenie. Jej sen. Klasnęła w dłonie jak mała dziewczynka czym zwróciła na siebie uwagę tych nielicznych osób.
-Hawks, zachowuj się.
-I tak mają mnie za dziwaka..
-Dzięki mnie już tak nie myślą – zrobił zwycięską minę – proszę o brawa.
-Głupek.
-Dobra – wstał z ławki poprawiając sweter – zbieram się na basen, Smith będzie próbować nas dzisiaj wykończyć.
-Nie zazdroszczę, ale wpadnę popatrzeć na wasze męskie ciałka po wykładach.
-Teraz przynajmniej wiem po co tam przychodzisz.
Uśmiechnął się delikatnie czochrając ją po włosach i znikając tak szybko, że nie zobaczył już jej wkurzonej miny jaką posłała za odchodzącym przyjacielem. Przeniosła wzrok przed siebie i przygryzła ołówek. Londyn, teraz to zajmowało jej myśli.
         Weszła do przeszklonego pomieszczenia, które tworzyło coś na kształt podkowy, skąd uczniowie mieli dobry widok na basen i tych, którzy się w nim znajdowali. „Podglądacz”, tak nazywali owo pomieszczenie, pewnie dlatego, że większość którą można było poobserwować a w zasadzie po podglądać była płci męskiej. Tak jak myślała, po prawej stronie swoje stałe miejsce zajmowała elita Amber, wśród nich była Thai Li, pochodząca z Chin, dziewczyna o ciemnych włosach tak prostych, że wydawało się iż skręcony, bądź nieznacznie odchylony włos nie miał u niej prawa bytu. Kolejną w hierarchii była Joanne, potrafiąca wkurzyć się gdy ktoś  ośmielał się skrócić jej imię do dwóch liter Jo, bo przecież Jo to bardziej męskie niż kobiece imię. W grupie znalazło się jeszcze kilka dziewczyn, większość były to szkolne cheerleaderki, dążące do bycia na szczycie jak Amber. Co jakiś czas chichotały, wskazując palcami na chłopców przygotowujących się do skoku, w tym także i Taylora.
         Jessie usiadła na ławce tuż przy szybie i przeleciała wzrokiem, wszystkich znajdujących się na dole. Słychać było tylko donośny głos trenera Smitha, z którym dziewczyna nie miała przyjemności współpracować, chociaż byłaby to zapewne wątpliwa przyjemność.
-..Johnson, czy ty masz kij zamiast nogi? Ugnij do cholery w kolanie...
-..Larry, na miłość boską co ja mówiłem??
Wciąż było go słychać, ale ci którzy mięli z nim zajęcia wiedzieli, że nieważne jakby się starali przez wszystkie te lata, gdy Smith zadecyduje że zaliczenie ma być z baletu, to musieliby skakać jak baletnice. Na szczęście dla grupy Taylora i chyba tych wszystkich, które trener Smith miał w całej swojej kadencji, nie wpadł na pomysł baletu. Szkoda, bo mogło być ciekawie. Ta myśl wywołała uśmiech na twarzy Jessie.
Grupa znalazła się w wodzie, mięśnie pracowały dając z siebie maksymalną ilość siły, napięte do granic możliwości. Odepchnięcie od ściany, kilka sekund pod wodą i znowu maksymalna praca ciał, na które miała teraz doskonały widok. W momencie, gdy Taylor z trzecim wynikiem wyskoczył z basenu, wyciągnęła książkę. Teraz zacznie się wytykanie ich błędów i inne duperele, nie miała zamiaru tego wysłuchiwać więc oddała się lekturze.
        
Poczuła coś mokrego na policzku i wzdrygnęła się, jej wzrok napotkał radosne spojrzenie czarnych oczu. Była tak pochłonięta fabułą, że nie zauważyła końca zajęć, nawet głupie komentarze, lecące zapewne w jej kierunku, nie były w stanie jej przeszkodzić. Taylor zaglądał przez jej ramię próbując dostrzec tytuł, ale dziewczyna jednym zgrabnym ruchem schowała książkę do torby leżącej tuż przy jej nogach.
-Czyżby znowu jakiś romans? – skwitował siadając obok i wycierając ręcznikiem włosy.
Układały się w nieładzie dając obraz prawdziwego piękna, tak, był absurdalnie przystojny.
-Dałbyś im żyć – uśmiechnęła się – przecież Amber tylko na to czeka, no może jeszcze jakbyś ściągnął przed nią koszulkę. Proszę, zrób to, proszę.
Potrząsnął energicznie głową, kilkadziesiąt, może kilkaset kropelek, w sumie liczba nie miała tu większego znaczenia, przylgnęło do jej ciuchów. Jęknęła z niezadowoleniem, na co on parsknął głośnym śmiechem.
-Musiałeś? Wiesz, że tego nienawidzę.
-A ty doskonale wiesz, że nienawidzę gdy łączysz w jakiś sposób mnie z Amber, a co to ja jestem manekin, który będzie pozował jak tylko jakieś puste laski będą tego chcieć?
-No, no jaka przemowa.
-Chodź.
Pociągnął ją za ramię tak niespodziewanie i szybko, że z ledwością zdążyła złapać swoją torbę. Szli teraz przez korytarz, ona ciągnięta przez niego, a on z szerokim uśmiechem na twarzy. Dopiero gdy znaleźli się na zewnątrz chłopak puścił jej ramię, narzucając na wilgotne włosy kaptur szarej bluzy.
-Nadal wykazujecie zachowania typowe dla neandertalczyka.
Poprawiła kurtkę, wyciągając kluczyki.
-Dasz się namówić na coś do żarcia?
-Byle nie pizza – sapnęła – na jakiś czas mam jej dość.
-Możemy pojechać do Austin, znam tam genialną tajską knajpkę, której jeszcze ci nie pokazywałem.
-Chce ci się jechać?
-A masz coś innego do roboty? – kierowali się w stronę parkingu na którym obok siebie stały ich zaparkowane auta – Poza tym mam chęć urwać się z jutrzejszej sztuki, swoją drogą to chore mieć w połowie dnia jeden wykład..
-Marudzisz jak zwykle.. przecież wiesz dlaczego mamy tylko ten wykład..
-No wiem.. wiem..
Taylor wyciągnął z kieszeni kluczyki, mignęły światła w jego aucie. Odwrócił się w stronę dziewczyny, nie przestając się uśmiechać.
-Dwie godziny wystarczą?
-Aż tyle? – zaśmiała się – jesteś doprawdy wielkoduszny.
Prychnął tylko pod nosem, machając w jej kierunku. Jessie z uśmiechem pokręciła głową i już chwilę później wnętrze auta wypełniło przyjemne, ciepłe powietrze.

***




Niech magia Świąt Bożego Narodzenia
wypełnia ciepłem wszystkie mroźne dni 
a blask gwiazdy przypomina, że czasem
wystarczy tylko wypowiedzieć życzenie..

Kochane moje z okazji Świąt życzę tego co najlepsze, żeby spełniły się Wasze najskrytsze marzenia i ogólnie wszystko.. nie jestem dobra w te klocki :) buziaaa :*

9 komentarzy:

  1. ahahahahaha xD
    ta akcja przed domem Jessie z lepieniem bałwana była boska ^^
    Ahh i jestem pierwsza! :*
    Genialne!
    Wszystko się wydało, aczkolwiek muszę przyznać, że myślałam, że Jessie ostro się zdenerwuje na Taylora, że będzie jakaś rzeźnia.. ehh no nic, ale i tak mi się podobało od początku do samego końca ^^
    Buziam, czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejj, ona w sumie mogła się bardziej wkurzyć na Taylora...
    Bickslow : Wiesz, nie wszystkie dziewczyny są takie jak ty.
    Wiem, wiem, tylko ja jestem taka wredna że mojemu chłopakowi za byle co robie rzeź ... xD
    Rozdział jak zwykle słodki, cudny i wspaniały ~ ! Higgins spał u Jessie ? >///<
    Bickslow : a ona już swoje grzeszne podteksty... Głodnemu chleb na myśli, nie?
    Ej >.< wcale że nie >.<
    Buziam
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak tylko słyszę to imię (wiesz, które) to robię się cała czerwona i mam nieodparte wrażenie, że zaraz coś rozwalę xd
    Chamelli też zresztą nie lepsza ... eh umiesz tworzyć bohaterów, którzy działają mi na nerwy =.=
    Rozdział jest jak wiesz meeega jak zwykle zresztą, zawsze szukam jakiejś głupiej literówki, żeby powiedzieć HA!, ale nigdy mi nie wychodzi xd w połowie już nie zwracam na to uwagi i po prostu czytam xd Tobie też życzę wesołych świąt kochana, szczęścia, zdrowia, pomyślności no i duużo weny! :****

    OdpowiedzUsuń
  4. OOOooo jaaaa <3<3 kocham ten rozdział! :D

    No to ja też ci życzę wszystkiego, wszystkiego naaaaj na te święta ;***

    Pozdrowioooonka ;x

    OdpowiedzUsuń
  5. Animka, Renee: no jak mogła się wkurzać, skoro są przyjaciółmi tylko i wyłącznie?:D gdyby zrobił jej coś takiego będąc z nią, dostałby eksmisje z tego opowiadania :D Pozdrawiam Was :*

    Nova: wiem kochana, wiem, tylko że nie chcę nic mówić ale oprócz L pojawi się jeszcze J i A hahahaha uuuuuu zagadka :D no znając życie to jeszcze Cię wkurzę :D i to nie raz :x

    Aleksandra: cieszę się, ale pamiętaj to nie koniec Chameli :D juhu :P

    OdpowiedzUsuń
  6. J dobrze zrobiła, powiedziała mu swoje ale praktycznie nie wtrąca się. Ale akcja z bałwanami i jej pokojem była ciekawa (biedne jaja Taylora xD). Rozdzialik chyba jeden z dłuższych, jak zwykle bardzo wciągający i rewelacyjny :* Może w końcu trafimy na siebie na poczcie lub gg ale jak nie to życzę Ci wesołych świąt spędzonych w rodzinnym gronie i z uśmiechem na twarzy :*

    OdpowiedzUsuń
  7. jak ja się cieszę, że Jessy przemówiła mu do rozumu. Jeszcze chwila a sama bym to zrobiła tylko, że w bardziej brutalny sposób. Rozdział oczywiście piękny...ahh.... i te bałwany^^ ciekawe jak to się stało, że nie pozabijali się w jednym łóżku u Jessy. Baaardzo się cieszę, że rozdział długi i oby były dłuższe ;D
    Na zakończenie:
    Zdrowych pogodnych i wesołych świąt. Zdorwia, szczęścia, radości, pomyślności, dużo prezentów, dużo weny, dużo miłości, pieniędzy od cholery, wszystkiego co tylko sobie życzysz oraz SZCZECIŃSKIEGO NOWEGO ROKU....
    PrZeŻyLiŚmY kOnIeC śWiAtA !!!! <3 cieszmy się i radujmy ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ Hoł, hoł hoł ~ !
    *Reneé w czapce Mikołaja, niesiona przez Bickslowa z doczepioną brodą, wyciąga z wielkiego wora prezent.*
    Wesołych Świąt ~ !
    *I zostawia paczkę żelków.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Akcja z lepieniem bałwana wyszła Ci super! ;D I rozwaliło mnie to, jak się przed Jessie tłumaczył;> Hahaha.
    i kurde, tak mnie nakręciłaś z tą sceną z łóżkiem, a tu taki zawód. Dobrze, że mam wybujałą wyobraźnie to Sobie sama dopowiedziałam ;D

    OdpowiedzUsuń