piątek, 16 listopada 2012

rozdział *12



***

         Jessie trzymała w dłoniach kubek z gorącą herbatą nie odsuwając go od ust. Zapatrzyła się na okno, na widok znajdujący się tuż za szybą. Parapet okupowały dwa szarobiałe ptaki zażarcie walczące o kawałek skórki od chleba. Wyglądało to dość komicznie, jakby się kłóciły. Szczebiotały napuszając swoje jasne piórka i najwidoczniej żaden nie miał zamiaru odpuścić. Przyjemny widok. W przeciwieństwie do panującego w domu bałaganu. Jeszcze wczoraj kuchnia błyszczała czystością, a dzisiaj? Westchnęła. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi i odwróciła głowę od okna. Nie miała ochoty spotykać się z matką, ale teraz już przed tym nie ucieknie. Serce waliło jej jak oszalałe, zastanawiając się czy matka obudziła się w dobrym humorze. Zanim kobieta weszła do pomieszczenia Jessie usłyszała głośne przeklnięcie i zobaczyła turlającą się po podłodze pustą butelkę. Widocznie matka nie zauważyła jej tuż pod drzwiami swojej sypialni. W końcu zobaczyła kobietę.
-Dzień dobry – Jessie siliła się na normalny ton, mimo że nerwy miała napięte do granic możliwości.
Usłyszała tylko prychnięcie pod nosem. Matka przeszła przez całą kuchnię i zatrzymała się przy lodówce. Otworzyła ją po czym zamknęła z niezadowoleniem.
-Miałaś zrobić zakupy.
-Dopiję herbatę i..
-Trzeba było wstać wcześniej – warknęła przerywając jej zdanie – nawet do tego się nie nadajesz..
Zabolało ją, chyba bardziej niż każdy cios, który matka niejednokrotnie na niej wypróbowywała. Wolała się nie odzywać. Kobieta mówiła coś ale Jessie przez tyle lat wyuczyła się zamykania na raniące ją słowa. To tak jakby w chwili padania słów z ust matki, mózg Jessie się wyłączał. Chyba tak mogła to określić. Nieraz było ciężko ot tak się wyłączyć, ale już niewiele jej zostało do perfekcji. Zastanawiała się czy można było nazwać perfekcją cokolwiek w tak chorych uczuciach jakie okazywała jej matka, no ale lepsze słowo nie przyszło jej do głowy.
-..jak tak dalej pójdzie, będę utrzymywać cię do śmierci.
Dotarło do niej kilka słów i wstała.
-Pójdę na zakupy.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję skierowała się wprost do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie z głuchym westchnięciem. Nie było tak źle. Przebrała się najszybciej jak tylko umiała i po chwili zaciągnęła się świeżym powietrzem. Gdyby mogła nie wracałaby już do tego miejsca. Gdyby mogła, gdyby chciała. Sama nie wiedziała jakie określenie najlepiej pasowałoby do sytuacji, w której była. Nie ważne jaka była matka, to wciąż była jej jedyna rodzina. A z drugiej strony powinna w końcu się jej postawić, powiedzieć dość, ale nie potrafiła.
Rozejrzała się. Postanowiła odizolować się od myśli o matce. Chciała cieszyć się tym dniem. Chłodnym ale przyjemnym.

         Znajdowała się w jednym z marketów w centrum miasta. Niewielki, jasny i duszny jak na ten dzień, ale innego wyboru zbytnio nie miała. Tylko tutaj mogła kupić wszystko czego jej było potrzeba, żeby matka dała jej choć na chwilę spokój. Stała przy ścianie gdzie na całej długości mieniły się najróżniejszymi kolorami dorodne owoce i warzywa, wybierając właśnie pomiędzy dwoma odmianami pomidorów gdy poczuła czyjeś dłonie zasłaniające jej oczy i oddech tuż przy uchu.
-Zbyt duża ilość perfum – zaśmiała się.
Odsłonił jej oczy i powoli odwróciła się w stronę zaskoczonego chłopaka. Wąchał swoją bluzę niezrażony przechodzącymi obok ludźmi, którzy przyglądali mu się z nieskrywanym politowaniem i zdziwieniem. Facet obwąchujący się w towarzystwie dziewczyny to dość niecodzienny widok nawet jak dla nich.
-Naprawdę aż tak czuć?
-Żartuję sobie – poklepała go po ramieniu.
-Hawks, przez ciebie robię z siebie idiotę.
-Powstrzymam się od jakiejś celnej uwagi.
-Skąd wiedziałaś że to ja.
-No wiesz – wsadziła w końcu do koszyka czerwieńszą odmianę pomidora – mam w mieście tylu przyjaciół i kolegów, że ciężko było nie zgadnąć.
-Mama kazała cię ucałować..
-Chyba tego nie zrobisz – spojrzała na niego ze zmarszczonym czołem robiąc krok do tyłu.
-Wręcz się do tego palę, nie widać? Chociaż..
-Higgins!
-Masz plany na popołudnie?
-Tak. Naukę.
-Może wpadniesz na obiad, pouczymy się razem.
-Podziękuj mamie za ucałowania i pozdrów ją serdecznie – zignorowała jego ofertę próbując go wyminąć.
-Więc jak?
-Co?
-Dobrze wiesz co. Przyjedź.
Usłyszeli telefon chłopaka i Taylor spojrzał na wyświetlacz.
-Tony.
-Pozdrów go.
Odebrał nie spuszczając z dziewczyny wzroku. Wybierała pieczywo nie zainteresowana tym co się działo naokoło.
-No co tam?
-Jesteś w domu?
-Nie, jestem z Jessie w sklepie.
-Wpadnę za godzinę, może spotkamy się w trójkę?
-Zobaczymy. Narazie.
Rozłączył się i uśmiechnął do Jessie.
-Zawieź zakupy, zrób to co masz zrobić i przyjedź do mnie. Tony wpadnie za jakąś godzinę, dwie. No nie daj się prosić. Potem się pouczymy.
-Czy jak obiecam się postarać to dasz mi wreszcie święty spokój? – uśmiechnęła się delikatnie.
-Myślę że tak.
-To mi nie wystarczy, potrzebuję twojego słowa.
-Ufasz mi aż tak? Moje słowo ci wystarczy?
-Zaufałam ci ale naprawdę zastanawiam się czy nie zrezygnować z tego postanowienia, bo doprowadzasz mnie do furii.
-Nie będę, jeżeli przyjedziesz.
Wyminęła go ostentacyjnie, uśmiechając się do siebie. Obejrzał się za nią.
-Będziesz?
W odpowiedzi pomachała mu tylko dłonią, nawet na niego nie patrząc. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie miało to najmniejszego sensu, bo i tak zrobi to na co będzie miała ochotę. Pokręcił głową i skierował swoje kroki na półki ze słodyczami.

***

         Siedziała na sofie ramię w ramię z Tony’m oglądając zdjęcia ze świąt. Pierwsze zdjęcia od dawien dawna, na których była ona sama w towarzystwie cudownych ludzi. Ludzi, którzy sprawili że cała gorycz, a przynajmniej jej większa część wyparowała. Spojrzała na chłopaka, nie mogącego przestać się śmiać ze zdjęcia Taylora. Nadal było to dla niej dziwne uczucie, że nie tylko Taylor wtargnął w jej życie jak burza, ale pociągnął za sobą rodzinę. Swoją rodzinę.  
-Może namówisz Taylora żeby pojechał ze mną posurfować? Mogłabyś wybrać się z nami?
-Taylor pływa na desce? – spojrzała na niego zaskoczona nawet tego nie ukrywając.
-Nie wiedziałaś? Myślałem, że ci powiedział albo chociaż widziałaś puchary..
-Puchary widziałam, ale jakoś nie weszliśmy na ten temat.
-Od dobrych sześciu lat nie pływa. Odkąd.. – urwał nagle.
-Chodzi o Annie?
-To ty wiesz? Skąd..? Powiedział ci??
Skinęła głową widząc zdziwienie na twarzy chłopaka.
-Naprawdę ci powiedział? Jesteś jedyną dziewczyną, której o tym wie, w sumie to jesteś jedną z niewielu wiedzących o całej tej sprawie. Może chociaż ty go namówisz do surfowania, był w tym dobry i..
Nie dokończył bo usłyszeli jak drzwi do mieszkania się otworzyły i stanął w nich zmachany Taylor. W ręku trzymał butelkę czerwonego wina uśmiechając się przy tym zwycięsko, jakby co najmniej stoczył o nią niezłą wojnę.
-Teraz możemy zacząć robić obiad.
Przeszedł przez salon kierując się do kuchni. Dwie godziny później siedzieli w jadalni zajadając się potrawką z wołowiny i Jessie musiała przyznać, że z Taylora był niezły kucharz.
-Lecisz ze mną na Kauai?
-Nie – chłopak spojrzał na brata i dopiero wtedy dostrzegł, że to nie do niego skierowane było pytanie.
-Kiedy?
On chyba śnił. Tony proponował przyjaciółce wyjazd na Hawaje a ona pytała się kiedy? Żadnego zacięcia na twarzy? Żadnych obelg, że co on to sobie wyobraża? To było dziwne.
-Za dwa tygodnie z tego co wiem macie długi weekend, może wtedy?
-Jessie poleciałabyś? – Taylor dopiero teraz się wtrącił.
-Czemu nie, szkoda że ciebie nie będzie, no ale myślę że poradzimy sobie bez..
-A kto powiedział że mnie tam nie będzie?
-Ty, przed momentem.. naprawdę polecisz? Może uda mi się namówić Tony’ego żeby nauczył mnie surfować. O ile znajdzie czas – spojrzała znacząco na starszego z braci.
-Znajdę, znajdę. Dla ciebie zawsze.
-Mówiłem? – Taylor zaśmiał się głośno – już zaczyna roztaczać nad tobą swoje uroki, myśląc że jego czar zadziała.
-Przekona się po czasie, że wasze vo-do na mnie nie działa.
-Żartujesz. Nasz urok osobisty słabnie?
-Tony, nie, nie. Jessie po prostu nie jest normalna, dlatego.. auć.
Dostał w ramię od dziewczyny i cała trójka zaśmiała się głośno. Chwilę potem zaczęli omawiać szczegóły wyjazdu.


***

         Wylądowali na Kauai Island Airport i od razu uderzyła w nią ta różnobarwność otoczenia. Zielono brązowe góry, błękitne przejrzyste niebo, piękna paleta soczystych kolorów dookoła, gwar rozmów i śmiechów. Taylor patrzył na Jessie uśmiechając się pod nosem. Musiał przyznać, że cieszył się z tego iż dziewczyna jest tu z nimi, że chociaż w tym przypadku nie była uparta. Przeszli przez halę i skierowali się do niewielkiej wypożyczalni samochodów, a po chwili mknęli drogą mając po jednej stronie pięknie błyszczący ocean, z wielkimi falami. Mijali wysokie palmy, ludzi niosących pod pachami i kolorowe deski surfingowe. Przez całą drogę milczała zafascynowana wyspą.
Tony zaparkował przed piętrowym jasnokremowym domkiem z brązową dachówką, otoczonym zewsząd bujnie rosnącą pomarańczowym hibiskusem. Do domu prowadził żwirowy podjazd na którym właśnie się zatrzymali. Wysiedli. Od razu usłyszała szum fal, rozejrzała się by je zlokalizować ale na nic jej się to zdało. Poprzez kwiaty i całą tą szatę roślinną niewiele widziała. Wreszcie weszli do środka, tutaj ściany także były kremowe tak jak i podłoga i wtedy jej wzrok powędrował w stronę szklanej ściany z wielkimi przesuwanymi drzwiami, ukazujące coś czego się nawet nie spodziewała. Prawie białą plażę i tak niebieską wodę, że zastanawiała się czy w ogóle jest wynaleziona nazwa na taki kolor. Szczerze w to wątpiła.
-Zamknij buzię – usłyszała głos z prawej strony i dopiero teraz uświadomiła sobie, że ma otwarte usta. Musiała przekomicznie wyglądać, ale w tym momencie w ogóle się to nie liczyło, za to liczył się ten widok.
-Jestem w raju..
-Dopiero pokażę ci co znaczy raj.
-Odczep się.
Taylor zaśmiał się kładąc torbę na podłogę i rzucając biegiem w stronę plaży, wykrzykując przy tym jakieś dzikie okrzyki. Po drodze ściągnął koszulkę i nie odwracając się za siebie zanurkował.
Przeszła przez cały salon z uśmiechem na twarzy i znalazła się na zewnątrz. Poczuła zapach oceanu tak intensywny, że zaciągnęła się nim głęboko. Kto by pomyślał, że znajdzie się w takim miejscu, w dodatku z tą dwójką.
-Chodźcie! Woda jest super!
Spojrzała w stronę z której darł się Taylor machając do nich zawzięcie.
-Idziesz?
Obejrzała się za siebie. Tony już stał bez koszulki, z pomarańczowo-białych spodenkach.
-Muszę się przebrać.
-Chodź, pokażę ci pokój.
Chwycił jej torbę i skierowali się w głąb domu. Na samym końcu korytarza otworzył szeroko drzwi i puścił przodem dziewczynę. Pokój, tak jak i reszta domu utrzymany był w tej samej kolorystyce, z podwójnym łóżkiem i długą komodą z jakimś sprzętem grającym na niej. Ona także posiadała drzwi na plażę, które od razu otworzyła.
-Będę na plaży księżniczko..
-Ja ci zaraz..
Nie dokończyła, bo Tony ze śmiechem dołączył do szalejącego w wodzie brata. Zmarszczyła brwi, ale już pod sekundzie uśmiechnęła się. Nie zastanawiając się długo wskoczyła w żółte bikini i skierowała się powoli w stronę zachowujących się jak dzieci, dwóch mężczyzn.

Siedzieli na plaży spoglądając na pomarańcze i czerwienie zachodzącego słońca, wyglądało to tak jakby wielka, ognista kula starała się ukryć za horyzontem nadając wodzie kolor szkarłatu. Jakby chciała się schować przed wszystkimi, by dać szansę swojemu odwiecznemu kochankowi - księżycowi zasiąść na niebie. Woda delikatnie obmywała ich stopy, wygładzając na swojej drodze drobinki piasku. Powietrze wokół nich było ciepłe, tak różne od tego w Waco. Spojrzała w punkt gdzieś za Taylorem i on również powiódł wzrokiem w tamtym kierunku. Oboje uśmiechnęli się na widok jaki mieli szansę oglądać. Tony uczył pływania na desce jakąś blond piękność w skąpym bikini.
-Dobrze, że jednak jestem tu z tobą.
-A to niby dlaczego?
-Kto by się tobą zajmował? – uniósł jedną brew wywołując u dziewczyny cichy śmiech.
-Cholera a myślałam że mając dwadzieścia lat nie będę potrzebować niańki, no ale jak widać się pomyliłam. Ale jedno muszę przyznać, jesteś niezły. To jak idealnie znajdywałeś fale, to jak utrzymywałeś się na desce.
-Komplement z twoich ust – zaśmiał się – coś niespotykanego. Jednak to dzięki tobie tu jestem i to dzięki tobie znowu czułem się wolny, tam w wodzie. Dziękuję.
-Nie ma za co.
Spojrzała z powrotem na ocean. Przybrał jeszcze czerwieńszą barwę niż przed kilkoma minutami i była niemal pewna że gdyby weszła do wody to poparzyłaby się. Ocean dosłownie płonął.
-W całym swoim życiu czegoś podobnego nie widziałam – wyszeptała.
-Musimy częściej tu przyjeżdżać.
-Nigdy nie mówiłeś że masz dom w takim miejscu.
-A zmieniłoby to coś? O domu na Hawajach mógłbym się szczycić gdybym chciał poderwać jakąś tanią panienkę. Gdybym wyjechał ci z tekstem na początku naszej znajomości że mam chatę na Hawajach dostałbym w pysk, bo pewnie dla ciebie oznaczałoby to podrzędny podryw..
-Pewnie tak – uśmiechnęła się – teraz jest trochę inaczej..
-Trochę? Ja bym śmiał powiedzieć, że jest zupełnie inaczej, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
-Myślisz, że tak łatwo nam poszło? – spojrzała na niego.
-Chodzi ci o krótki czas?
Skinęła głową nie spuszczając z niego wzroku.
-Czas tu nie gra roli, to pojęcie względne, które nijak ma się do naszej sytuacji. Na dzień dzisiejszy śmiało mogę powiedzieć, że jesteś moją przyjaciółką a ja twoim przyjacielem i wierzę w to, że będziemy nimi do końca.
-Zobaczymy..
Znów zapatrzyła się na ostatnie promienie znikającego słońca. Chciała zachłysnąć się tym widokiem, zatrzymać go, bo jutro ten widok zastąpi obraz jej matki.





Bardzo przepraszam za opóźnienie, ale Edward nie mógł czekać :D .. dzisiaj nadrobię wszelkie zaległości :) buziaaaaaa

9 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza O.o Jupiiii ^.^ Rozdział znów mnie przygniótł, kobieto ja chce na Hawaje!!! Rozmarzyłam się ... i przyznam że przez moment przeszła mi myśl że Tony będzie podrywać Jessie :O Ale minęło mi to, jestem ciekawa co dalej ale nie moge się wystarczająco nacieszyć tym rozdziałem, jest cudowny :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, chcę tam być *.* Ej, oddaj mi Taylora i uciekam z nim, oke ? :3
    Rozdział cudny, słodki, wspaniały ~ !
    Aż chcę więcej ~ !
    Pisz szybciutko ~ !
    Pozdrawiam i buziam
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeeeej noooo, to nie fair! ;> Ja też chcę na Hawaję! :D
    Rozdział super.. :P
    pozdrawiam Cię gorąco ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zabiję Edwarda! Kazał nam czekać xd Chciałabym być tam z Taylorem mmm albo Tonym *.* Homo nie jestem więc Jessie odpuszczę xd Jak zwykle jesteś niesamowita podobnie jak rozdział :)pozdrawiam skarbie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. cóż za wspaniały rozdział <33 zakochałam się :) ciesze się że tony znalazł sobie jakoś dziewczynę bo to Taylory ma być z Jessy a nie on! ;p
    Serdecznie pozdrawiam czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rewelacja!
    Sytuacja w markecie - padłam xD
    Czekam na więcej ^^
    Buźka kochana :*:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde, jak skończyłam czytać rozdział to pierwsze co pomyślałam, to że chcę jechać na Hawaje xD Poważnie! Kto by nie chciał? Popływać wśród tych fal, opalać się na plaży, być otoczoną przez opalonych przystojniaków, zabawiać się wieczorami w dyskotekach... Huhu, mogłabym wymieniać ile wlezie xD Uwielbiam Taylera, polubiłam też Tonego :D
    Świetnie to opisałaś, rozdział był wart czekania ^o^
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Waaaaa...! Tony! boże i Taylor. Nie wiem o którym marzyć O.o wprowadź jakiś męski, zły charakter bo od tych idealnych ciach mi się w dupie poprzewraca. I oczywiście też lecę na Hawaje. Nie ma co. Dziewczyny, zbieramy kasę i lecimy!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Nihaha. Miałam powiadamiać, więc powiadamiam :D
    http://leave-yourself-behind-you.blogspot.com/
    Rozdział pierwszy. Uwaga, uwaga. Miłego czytania.
    : D

    OdpowiedzUsuń