czwartek, 25 października 2012

rozdział *9



Jessie patrzyła przez okno podpierając się na dłoni. Ludzie spieszyli się robiąc ostatnie zakupy, ostatnie przed kolacją. Dziwiła się temu trochę. Pamiętała że gdy była mała już dzień przed świętami w domu wszystko było przygotowane, pachnące, pełne radości. A później z każdym rokiem było coraz gorzej. Doszło do tego że od pięciu lat nie obchodziła w ogóle żadnych świąt, żadnych przyjęć czy urodzin. Bo po co, dla kogo? Na początku było ciężko jej to zrozumieć, potem przyszło przyzwyczajenie. Usłyszała telefon i nawet nie sprawdzając kto, odebrała.
-Cześć Jessie jak przygotowania?
-Dobrze – skłamała odrywając się od rozmyślań – a ty jak?
-Jest tu tyle żarcia, że zaczynam się obawiać.
-Tylko nie przesadź bo fanki nie będą szaleć za tobą jak będzie wystawać ci brzuszek. Wtedy stracisz swój urok – zaśmiała się cicho słysząc jego śmiech.
-Chyba się skuszę, będę mieć święty spokój. Myślisz że to dobry pomysł?
-Warto spróbować.
Tuż przy stoliku dziewczyny pojawiła się kelnerka.
-Twoja pizza.
Skinęła głową odwzajemniając uśmiech.
-Jessie gdzie ty jesteś?
-Ja.. mam chwilę.. musiałam złapać oddech.. i przyszłam..
-Jessie!
-No co?
-Gdzie jesteś?
-W ‘Sorrino’. Mówię przecież że musiałam..
-Dlaczego nie w domu? – przeczesał dłonią włosy, przerywając jej w połowie zdania.
Ewidentnie kłamała. Coś było nie tak, przecież miała być z rodziną, przecież są święta, a ona tymczasem siedziała w pizzerii. To się nie trzymało kupy. W dodatku milczała.
-Dlaczego? – powtórzył.
-Przecież mówię..
-Kłamiesz. Dlaczego jesteś w pizzerii?
-Co mam ci do cholery odpowiedzieć? – była zdenerwowana.
-Najlepiej prawdę?
-Nie chcę.
-Jadę po ciebie.
-Co?
-To co słyszałaś. Jadę po ciebie.
-Nie.
-Jessie przestań, nie będziesz siedzieć w święta przy kawałku pizzy.
-Daj mi spokój.
-Wiesz że tego nie zrobię. Kumplujemy się i przynajmniej pomożesz mi nie przytyć.
-Taylor..
-Jessie proszę, ten jeden jedyny raz przestań stwarzać problemy tam gdzie ich nie ma i zgódź się.
Skubała papierową chusteczkę zastanawiając się co zrobić. Nie chciała być dla kogoś ciężarem, nie chciała robić problemów, ale też nie chciała być sama. Chociaż odkąd zmarł jej ojciec ciągle była sama. Już się do tego przyzwyczaiła. Tylko że była człowiekiem, z krwi i kości, który potrzebował czegoś więcej, czegoś co utraciła dawno temu.
-Za jakąś godzinę będę u ciebie pod domem tylko powiedz mi gdzie.. – wyrwał ją z zamyślenia głos chłopaka i wzdrygnęła się.
-Nie!
-Jess..
-Będę w pizzerii..
-No – odetchnął z ulgą – to rozumiem. Za półtorej godziny będę. Do zobaczenia.
-Cześć.
Rozłączył się i wszedł pospiesznie do domu. Po kuchni krzątała się jego matka.
-Mamo jadę po koleżankę, mam nadzieję że ci to nie przeszkadza?
-Koleżankę? – uśmiechnęła się tajemniczo – oczywiście że mi nie przeszkadza.
-Ty też zaczynasz? Ehh zresztą nieważne. Będę do trzech godzin.
-Uważaj na siebie.
Z jej ust nie schodził uśmiech nawet wtedy gdy za chłopakiem zamknęły się drzwi.
        
Jessica weszła do domu starając się zrobić to jak najciszej. Miała nadzieję że nie natknie się na matkę.
-To ty?
Westchnęła głośno i skrzywiła się. Mówią że nadzieja matką głupich i w tym przypadku się nie pomylili. Zajrzała do zadymionego salonu. Matka siedziała na fotelu w rozciągniętym, starym dresie. Wszędzie dało się wyczuć odór alkoholu i tytoniu. Poczuła mdłości ale zdusiła je w sobie.
-Ja.
-Wychodzisz?
-Tak.
-Znowu wrócisz w nocy? – starała się podnieść jednak nie udało jej się, druga próba przyniosła pożądane efekty.
-Nie wiem.
-Gdy cię pytam masz odpowiedzieć.
-Odpowiedziałam że nie wiem.
Uniosła głowę wysoko. Miała dość chowania jej w piasek. Miała dość strachu. I wtedy poczuła pieczenie na policzku i napotkała spojrzenie kobiety, która to niby była jej matką. Spojrzenie pełne pogardy, obrzydzenia.
-Ty dziwko! – warknęła.
Nie odpowiedziała tylko odwróciła się na pięcie i skierowała do swojego pokoju. Zamknęła się na klucz. Słyszała jak matka się dobija, ale wiedziała że zaraz przypomni sobie o wódce i zapomni o niej. Delikatnie potarła policzek czując pod opuszkami coś mokrego. Łzy które powolnie spływały po jej twarzy. Szybko otarła je wierzchem dłoni i wyciągnęła spod łóżka niewielką torbę. Spakowała kilka rzeczy, wzięła gotówkę i wyskoczyła przez okno. W tej chwili była to najbezpieczniejsza droga ucieczki.
        
Zauważył ją siedzącą na schodach pizzerii. Nie podniosła głowy nawet gdy wysiadł z samochodu. Wyglądała na zamyśloną. Dopiero gdy dotknął jej ramienia ocknęła się wystraszona.
-Boże nie strasz mnie tak.
-Od kiedy ty taka strachliwa jesteś? Chodź. – podniósł z ziemi jej torbę.
Niecałe dwie godziny później wchodzili do domu. Pachniało ciastem i indykiem. Jednym słowem czuć było święta. Zaraz potem w drzwiach pojawiła się czarnowłosa kobieta z szerokim uśmiechem.
-Nareszcie jesteście, już miałam dzwonić.
-Mamo to Jessie, a to moja mama – chłopak przedstawił je sobie.
-Mów mi Lora – przytuliła ją do siebie co wywołało zmieszanie na twarzy dziewczyny – cieszę się że tu jesteś.
-Yyy.. to ja dziękuję..
-Taylor pokaż Jessie jej pokój i zejdźcie. Wujek już przyjechał.
Gdy weszli do pokoju dziewczyna rozejrzała się. Wielkie wychodzące na taras szklane drzwi rozjaśniały ciemne drewniane ściany tworząc niesamowitą atmosferę. Do tego do prawie królewskie łoże. Odwróciła się w stronę przyjaciela.
-Masz cudowną mamę.
-To fakt, jest wspaniała, ale chyba tak jak każda matka.
Zobaczył na jej twarzy niezrozumiały smutek. Coś ją gryzło. Tego był pewien. Już chciał coś powiedzieć gdy w drzwiach stanął czarnowłosy mężczyzna.
-No, no braciszku.
Uśmiechał się szeroko, taksując wzrokiem Jessie od stóp do głów.
-Przestań idioto. Wybacz Jessie to mój brat Tony. Gdyby przesadził z podrywem możesz go uszkodzić.
Tony podszedł bliżej nie spuszczając z dziewczyny wzroku. Widać było że o czymś intensywnie myśli. I wtedy go olśniło.
-Czy to nie ty..
-Tak to ja – przerwała mu – to ja tańczę w Billy’m
Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, ale nie było jak się wycofać. Wolała żeby rodzina Taylora nie uważała jej za jakąś dziwkę.
-Kobieto oszalałem na punkcie twojego tańca!
-Mam uznać to za komplement?
-Jak najbardziej. Wiesz dlaczego uwielbiam ten lokal?
Spojrzała na niego zaciekawiona.
-Bo dziewczyny się nie rozbierają, nie to żebym miał ku temu jakieś „ale”, jednak tam wyobraźnia działa na wysokich obrotach..
-Przestań ją straszyć.
-Braciszku ja tylko mówię że jestem oczarowany jej tańcem. Chyba nic w tym złego?
-Dzięki – uśmiechnęła się
-Dobra koniec rozmowy na temat tańców, barów i twoich fantazji – Taylor wskazał palcem na Tony’ego – Rodzice nas zabiją jak zaraz nie zejdziemy.
Ze śmiechem zeszli na dół i stanęła jak wryta.
-Witam Jessie.
-D-dyrektor Moore.
-Błagam tylko nie mów mi dyrektorze, jestem Stan – wyciągnął w jej kierunku rękę.
-Ale..
-Jessie to mój wujek – do rozmowy wtrącił się Taylor kładąc dłoń na jej ramieniu i dodając tym samym dziewczynie otuchy.
Uścisnęła dłoń siwowłosego mężczyzny nadal nie mogąc otrząsnąć się z zaskoczenia.
W końcu usiedli przy stole. Każdy podawał sobie jakąś miskę z jedzeniem, a ona wpatrywała się w nich nie wiedząc jak ma się zachować. Zapomniała już jak to jest mieć rodzinę, jak to jest spędzać święta z bliskimi, dzielić się jedzeniem, śmiać się, rozmawiać o przyziemnych rzeczach. Starała się odzywać jak najmniej, raz po raz wyłapując zatroskane spojrzenie Taylora. Posyłał jej wtedy ciepły uśmiech rozwiewając za każdym razem wątpliwości, które ją nachodziły. Była mu wdzięczna za to że mogła tu być. Za to że mogła słuchać opowieści typu „a pamiętasz jak Taylor zrobił to, a pamiętasz jak Tony zrobił tamto”. Powoli zaczynała czuć się swobodnie, z każdą minutą była mniej skrępowana.
         Gdy po kolacji pomagała mamie Taylora zmywać uśmiech nie schodził jej z twarzy. Brakowało jej tego w codziennym życiu, od momentu śmierci ojca. Brakowało jej zwykłych czynności, które każda córka powinna robić z matką. W końcu wróciły do salonu, gdzie siedziała już reszta domowników. Usłyszeli telefon Tony’ego i chłopak wyszedł. Wtedy też Taylor dał jej znak żeby się zmyć. Wstał od stołu i wziąwszy dwie butelki piwa wyszli na ogród.
Stan uśmiechnął się widząc wychodzącą parę. To samo zrobili Richard i Lora.
-Wspaniała dziewczyna. Szkoda że życie jej nie oszczędziło.
-To znaczy? – Lora wstała dolewając mężczyznom kawy.
-Ehh, pamiętam jej ojca..

9 komentarzy:

  1. Jeee, jak fajnie. Razem w święta ^.^ No i to mi się podoba :)
    Ciekawa jestem, co będzie dalej z tym wszystkim
    Pisz szybciutko
    Pozdrawiam i buziam
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak Jessie jest szczęśliwa to i ja jestem szczęśliwa ;3 To miło ze strony Taylora, że zaprosił ją na święta chłopak zawsze wie co robić ^^. Za każdym razem gdy czytam twoje opowiadania jestem pod wrażeniem, że piszesz tak krótko po prostu naturalny talent moja droga ;* Czekam na dziewiąty i pozdrawiam ;******

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeejciuu! Rozdział cudeńko, normalnie perełka :D Czytałam go z pozytywnymi uczuciami jednak nie zabrakło głębokiego wyrazu współczucia dla Jessie.
    Ty nawet nie wiesz jak ja teraz lubie dzięki Tobie czwartki ^^ ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. CUDOWNE!
    dlaczego tak krótko? Ja chcę więcej i więcej i więcej! proszę nie każ długo czekać bo zaraz oszaleje:)
    strasznie mi przykro Jessie :( święta bez rodziny? nie ja bym tak nie mogła

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadal szaleje za bratem Taylora ;D
    Ale, że szlaja się po barach ze striptizem? Zboczuszek ;> i fakt, święta bez rodziny muszą być naprawdę smutne. Niestety Jessie nie jest na razie w stanie dotrzeć do swojej matki, a ona nie chce żadnej pomocy. Ehhh...Mam nadzieję, że jakoś wszystko się ułoży, i następne święta Jessie też spędzi z rodziną ;) Trzymam za to kciuki.
    Buziolki, i do następnej:*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nowy rozdział i już mam banana na twarzy :D Nie no, Jessie jest biedna :( Nic przyjemnego mieć taką matkę, a święta w samotności to najgorsze co może być, coś czego nie życzę swoim wrogom choćby nie wiem jacy byli ;[ Taylor zachował się wprost cudownie, moja sympatia do niego jeszcze tylko bardziej wzrosła :)
    Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie biało za oknem xD Śnieg padał całą noc i pada nawet teraz ;/ Dzisiejsze pójście do szkoły było dla mnie koszmarem x_x ale co ja tam będę narzekać, chce cię tylko poinformować, że czytając twój rozdział jak zawsze poprawił mi się humor :) Ja chce święta xD Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. dziękuję dziewczyny za miłe słowa, które dużo dla mnie znaczą :* mam nadzieję, że opowiadanie Wam się nie znudzi i wytrwacie do końca :*
    Jeszcze raz dziękuję :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Po pierwsze - Znowu będziesz musiała mi wybaczyć, że nie skomentowałam zaraz po opublikowaniu notki xD
    Jak czytałam zastanawiałam się nad jednym - dlaczego rodzice widząc przy swoim dziecku koleżankę/kolegę już traktują go jak rodzinę i myślą, że ta osoba wyjdzie za mąż/ożeni się z tą osobą.
    Brawa dla Taylera, że potrafił wyciągnąć Jessi do siebie, ma rodzinne i ciepłe święta ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. CUDNE! dlaczego ja tu tak rzadko zaglądam? ;D

    OdpowiedzUsuń