Taylor
zrezygnowany odłożył telefon. To już chyba z dziesiąty raz jak do niej dzwonił.
Czuł się jak jakiś facet molestujący telefonicznie kobietę. Bo to już
podchodziło pod molestowanie. Nagle usłyszał głośne walenie do drzwi.
-Higgins otwierać policja!!
Cholera przez to wszystko
zapomniał. Podszedł do drzwi i otworzył je.
-Ostatnio byliście z NCIS,
zdegradowali was? – zaśmiał się.
Cała drużyna zaczęła
wchodzić do środka, niosąc ze sobą piwo, chipsy, orzeszki i resztę innego
świństwa. Razem było ich chyba ze dwudziestu. Jak nie więcej.
-Jakoś nie miałem głowy
żeby wymyślić coś bardziej spektakularnego – Nate klepnął go w ramię unosząc
głowę w geście wyższości i podał mu dwa czteropaki piwa.
Wszyscy rozsiedli się
wygodnie zajmując kanapę, fotele, krzesła, podłogę. W sumie co było pod ręką.
Gnietli się ale najważniejsze że zaczynał się już mecz. W kuchni został już
tylko Taylor i Nate rozsypujący orzeszki w wielkie misy.
-Mogę cię o coś zapytać?
Tak szczerze – Nate wrzucił sobie do ust orzeszka i spojrzał na przyjaciela.
-Wal.
-Co cię łączy z Jessie?
-Z Jessie? – spojrzał na
niego zaskoczony – to znaczy?
-Wiesz, ta wasza ostatnia
akcja, laski gadają..
-W dupie mam co gadają
laski.
-Hej spokojnie – chłopak
podniósł ręce w geście obrony – stary jestem po twojej stronie, dlatego się
pytam. Podoba ci się?
-Jessie jest piękna ale
jesteśmy tylko i wyłącznie kumplami. Poza tym dzięki tej jak to nazwałeś „naszej
akcji” pozbyłem się kilku osób z fan Clubu.
-Z żadną do tej pory się
nie kumplowałeś.
-Bo doskonale wiesz że z
nimi nie da się zakolegować, Jessie przynajmniej na mnie nie leci i to daje mi
dużo swobody.
-Może dlatego tak cię
interesuje bo należy to grona nie szalejących na twoim punkcie, zresztą nie
szaleje nawet na naszym punkcie – wskazał na chłopaków przez telewizorem.
-Zrozum ona nie interesuje
mnie jako dziewczyna, po prostu ją lubię. I nic więcej.
-Jesteś pewien że nic
więcej.
-Wyluzuj Nate, za dużo
kryminałów i romansów. Przejdź na filmy przyrodnicze. Powiedz lepiej jak ci
idzie z Xenią?
-Rany nie sądziłem że można
nie móc z kimś pogadać o czymkolwiek. Siedzieliśmy wczoraj z godzinę w
‘Sorrino’ i wynudziłem się jak na całodniowych zajęciach. No dosłownie o niczym
nie gadaliśmy. Nie przepraszam, trajkotała o zagrzewaniu do zwycięstwa. W kółko
jedno i to samo.
-Znajdź kogoś kto nie
szaleje na waszym punkcie. To dla ciebie najlepsze wyjście.
-Tak jak ty?
-Od dzisiaj mówię do ciebie
Harry.
Zaśmiali się głośno czym
zwrócili na siebie uwagę kilku chłopaków.
-Panienki dawajcie te
chipsy i orzeszki.
-Ty śmiesz mnie debilu
nazywać panienką? – Nate skoczył w kierunku Roba przewracając go na podłogę.
-No to się zaczęło.
Taylor zrezygnowany złapał
za jedną ze stojących na blacie butelek i rozsiadł się wygodnie na kanapie
zrzucając z niej przy okazji Davida. Wreszcie skupili się na oglądaniu meczu.
***
Nie odbierała telefonów, nie odpisywała na sms-y, chociaż
wysyłał jej po kilka dziennie. Nie zdziwiłby się gdyby któregoś dnia zapukała
do niego policja z nakazem wydanym przez samego gubernatora stanu Texas o
zakazie zbliżania się do Jessie. Czuł się jak maniak prześladujący swoją
ofiarę. Pewnie gdyby wiedział gdzie mieszka byłby tam częstym gościem. Już
sobie wyobrażał jej ojca mierzącego do niego z jakiejś strzelby żeby wreszcie
dał córce spokój. Tylko że ta niewiedza doprowadzała go do szaleństwa, jeszcze
w sobotę zaśmiewali się gdy opowiadali sobie najróżniejsze historyjki. A w
niedzielę cisza, jakby nagle zniknęła. Przez myśl nawet przemknęło mu że może
leży w szpitalu, że coś jej się stało ale szybko odegnał od siebie zbyt czarny
scenariusz zwalając winę na seriale kryminalne. Gdyby tylko dostał tego jednego
sms-a, jednego który potwierdziłby że nic jej nie jest. Już miał przygotowaną
wiązankę słów którymi ją powita gdy się tylko łaskawie zjawi. Starał się skupić
na temacie jaki przedstawiał profesor O’Brian, ale kompletnie nic nie było w
stanie zagłuszyć myśli o niej. Niech no się ona tylko pojawi.
Jessie przeciągnęła się i spojrzała w okno. Słońce starało
przebić się przez gęste chmury i sądząc po duchocie jaka panowała nawet przy
otwartym oknie domyślała się że w końcu mu się uda. Namacała dłonią telefon i
podniosła go z podłogi. Przetarła oczy, by lepiej widzieć. No tak, trzy
wiadomości, pięć nieodebranych połączeń. Taylor ją zabije. Powinna napisać mu
że wszystko ok, ale znała go na tyle że wiedziała iż jeden zdawkowy sms go nie
zaspokoi, będzie dzwonić, pisać. A przede wszystkim nie mogła dopuścić by
zobaczył jak wygląda. Wielki fioletowy krwiak. Tego się dorobiła. Odczytała
wiadomości i westchnęła. On się o nią najzupełniej w świecie martwił. To było dziwne
uczucie, nawet jak dla niej, gdy tak o tym pomyślała. Dziwne uczucie ale miłe. Wstała
z łóżka, już wczoraj wariowała nie mogąc wyjść. Wychodziła tylko po zmroku, jak
jakiś wampir. Tylko wtedy czuła się komfortowo. Bez tych litościwych spojrzeń.
Ale potrzebowała słońca, potrzebowała się wyrwać z tych czterech ścian choć na
chwilę. Jeszcze jeden dzień, powtarzała w myślach żeby nie zbzikować do reszty.
Wyszła z pokoju i skierowała się do kuchni. Po matce ani śladu, jeżeli dobrze
pójdzie wróci pod wieczór. Była na cotygodniowym spotkaniu z panią Walsh.
Szukała z nią pracy, jakby matkę w ogóle to interesowało. No ale musiała
zjawiać się o wyznaczonej porze chcąc pobierać jakieś zasiłki, o których Jessie
niewiele wiedziała. Prawdę powiedziawszy wolała nie wiedzieć. Rozejrzała się po
kuchni. Wyglądała jakby przed chwilą stoczono w niej bitwę secesyjną. Z
obrzydzeniem spojrzała na piętrzące się w zlewie brudne naczynia i sięgnęła po
płatki. Oczywiście w szafce nie znalazła żadnej czystej miski więc nasypała sobie
do ust czekoladowych kulek i popiła mlekiem. Zrobiła tak jeszcze kilkakrotnie i
schowała mleko z powrotem do lodówki. Omiotła raz jeszcze kuchnię spojrzeniem i
przeciągnęła się.
-No to czas doprowadzić ten
chlew do porządku. Ruszaj Hawks!
Zagrzała się do walki i
zabrała się za sprzątanie.
Kilka godzin później
pomieszczenie błyszczało czystością. Była z siebie dumna. Znowu usłyszała
dzwonek telefonu i westchnęła głośno.
-Taylor daj mi parę dni –
wyszeptała i usiadła na parapecie wpatrując się w ostatnie tego dnia promienie
słońca.
***
Wychodząc z domu, Jessie zastanawiała się o której wróciła
jej matka. Pamiętała jeszcze że koło dziesiątej dzwonił do niej Taylor, potem
zasnęła. Założyła okulary, chyba największe jakie tylko udało jej się znaleźć.
Musiała wyglądać komicznie, ale mało ją to obchodziło. Najważniejsze było że
wreszcie mogła poczuć przyjemne ciepło bawiących się na jej skórze promieni.
Potrzebowała tego. Wzięła głęboki wdech i wsiadła do auta. Droga do parku,
zajęła jej jakieś dwadzieścia minut. Niewiele osób kręciło się po drogach,
uliczkach czy alejkach. Większość była w pracy bądź na zajęciach. To jej dało w
pewnym sensie większej swobody. Usiadła na ławce i założyła słuchawki na uszy.
Powiał chłodniejszy wiatr doprowadzając do tego że Jessie zadrżała, jednak nie
miała zamiaru zakładać swetra. Zwisał łagodnie, przełożony przez ucho torby. Nareszcie
upragniona wolność, westchnęła przymykając oczy.
Taylor
zobaczył ją już z daleka. Pewnie miałby problem z tym gdyby nie jaskrawo
pomarańczowe słuchawki które były nieodzownym elementem jej ubioru. Siedziała
na ławce pod rozłożystym jaśminowym drzewem, na którym pozostało już niewiele
liści. Przeskoczył przez niewielki płotek prowadzący do parku i podbiegł do
niej. Dopiero teraz go dostrzegła i mógłby przysiąc że się skrzywiła na jego
widok. Usiadł obok.
-Dziewczyno gdzie ty się
podziewasz.
-Jak widzisz siedzę tutaj.
Przyglądał się jej uważnie.
Miała wielkie czarne okulary zasłaniające prawie połowę jej twarzy. Starała się
nie patrzeć w jego kierunku, co nie bardzo jej się udawało gdyż bezustannie
czuła na sobie jego spojrzenie.
-Co ci się do cholery
stało?
-Nic.
-Ściągnij okulary.
-Po co?
-Ściągnij.
-Nie będziesz mi rozkazywać
– warknęła jednak wzrok Taylora przeszywał ją na wylot, powodując niemiłe
uczucie w brzuchu.
Czuła się jakby nagle
została bez ubrania, jakby nagle jej skorupa pękła. Tylko że nie mogła. Nie
mogła się otworzyć przed nikim.
-Hawks, ściągaj te okulary.
W dupie mam co sobie o mnie myślisz. Zrób to.
Westchnęła i sięgnęła do
okularów. Patrzył na nią z szeroko otwartymi oczami. Chwycił jej podbródek i
przybliżył ku sobie. Tuż nad kością policzkową widniał wielki fioletowy krwiak,
który ona starała się zatuszować okularami i pudrem. Już wyobrażał sobie jak
musiałaby wyglądać gdyby nie duża ilość kosmetyków. W tym momencie nie myślał o
niczym innym jak tylko o tym kto ją skrzywdził. Dosłownie gotował się w środku.
-Boże, kto ci to zrobił?
Prychnęła. Gotowe
odpowiedzi ćwiczone bez przerwy.
-Dlatego nie chciałam tego
pokazywać całemu światu, bo pierwsza myśl każdego to, to że zostałam pobita
prze chłopaka kryminalistę, albo znęca się nade mną ojciec tyran – wypuściła ze
świstem powietrze – nic z tych rzeczy. Nie zauważyłam tego durnego rozlanego
płynu w łazience i ot cała sprawa.
-Chcesz mi wmówić że
poślizgnęłaś się na płynie?
-Niczego nie chcę ci
wmówić, mówię jak było, a to czy uwierzysz czy nie to już nie moja sprawa.
Znasz mnie, potrafię wywalić się na prostej drodze. Spadam z łóżka jak śpię.
Nawet jakby mnie skrępowali linami potrafiłabym sobie zrobić krzywdę. Cała ja.
Nawet mama mówi że kiedyś stracę głowę i nic w tym dziwnego.
Uśmiechnęła się delikatnie.
Kłamstwa miała opanowane do perfekcji. Kłamstwo doskonałe. Puścił w końcu jej
podbródek.
-Wystraszyłaś mnie.
-Aż tak źle to wygląda?
Założyła z powrotem okulary
na nos i przekrzywiła głowę patrząc na niego.
-Boli cię?
-Pierwszy dzień bolało,
teraz już jest lepiej. Co tam u ciebie?
-Martwiłem się o ciebie.
Nie dawałaś znaku życia od niedzieli i pewnie gdyby nie dzisiejsze przypadkowe
spotkanie jeszcze jakiś czas byś się nie odezwała.
-Nie chciałam żebyś sobie
wyobrażał jak to mnie ktoś pobił – zaśmiała się pod nosem – stęskniłeś się za
mną?
-Właściwie to.. tak. Nikt
mnie nie bił, nie ochrzaniał. Raj.
-To naciesz się, w
poniedziałek wracam.
-No i czar prysnął.
-Wypchaj się.
-Właśnie tego mi brakowało.
Co porabiasz na święta?
-Jak to na święta, rodzina,
jedzenie. Nic szczególnego – spojrzała na zegarek – Taylor muszę uciekać.
-Podwiozę cię.
-Nie dzięki, poradzę sobie.
Widzimy się na zajęciach.
-Może jutro będziesz miała
ochotę wyskoczyć gdzieś.
-Zobaczymy się w szkole,
daj mi dojść do normalności.
-Myślisz że to możliwe? –
zaśmiał się głośno za co uderzyła go w ramię.
-Jesteś największym idiotą
jakiego znam.
-Spadaj Hawks.
Machnęła mu ręką i po
chwili przechodziła przez ulicę.
Oni są strasznie fajni ^^
OdpowiedzUsuńUwielbiam ich ;D
Przyjaźń damsko-męska istnieje, to jest piękne!
Czekam na kolejny rozdział =]
Pozdrawiam :*:*:*
Oj m. jak mogłaś mnie nie powiadomić? Foch >,<! Nie no dobra jesteś boska kocham cię i twoje opowiadanie i ty dobrze o tym wiesz ;* Jak nie dostanę następnego rozdziału dokładnie za tydzień to chyba sfiksuje! P.S i tak foch xd
OdpowiedzUsuńKochana dawalam znac tylko przez moj zakrecony leb wyslalam tam gdzie nie trzeba ;/ najwazniejsze ze dotarlas ;D buziaaaa ;*
UsuńNo nareszcie !!!! Moje tygodniowe oczekiwanie zostało wynagrodzone mega dobrym rozdziałem! Ahh ta Jess, oby się kiedyś otworzyła na Taylora ;). Szczerze nie czuje niedosytu z tego względu że uważają się za "tylko przyjaciół", ich duet jest powalający :P
OdpowiedzUsuńZobaczymy co z tego wyniknie ;D sama chcialabym miec takiego przyjaciela :P
Usuńpozdrawiam :*:*
Zajebiście piszesz :*
OdpowiedzUsuńjuż myślałam ze się dowie ;] Ciekawe co by było jakby się dowiedział?? Hehe.... pewnie od razu by ją zamknął u siebie w domu i nie wypuszczał xd albo poszedł do jej domu i zabił jej matke ;p;p albo... albo już nic bo jeszcze dojdę do tego że ją zgwałci czy coś xdxd
OdpowiedzUsuńopowiadanie jak zawsze cudne <3
gwałt???? o tym nie myślałam :D:D:D
UsuńTaylor i Jessie... Uwielbiam ich ;3 Mam nadzieję, że nie zniszczysz ich przyjaźni i nie będzie z nich pary, chociaż do siebie bardzo pasują xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nową notkę ;3
postaram się nie zniszczyć :D:D buźka :*
UsuńJeeee, czekam na ciąg dalszy! Uwielbiam ich relacje między sobą *.*
OdpowiedzUsuń~Reneé
Czekam na ciąg dalszy ( a przez Ciebie Cholero, wiem co będzie;)), dlatego pisz i pisz.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału...
Jak zawsze ich relacje mnie rozwalają. Taki kumpel, to prawdziwy skarb. Mam tylko nadzieję, że Jessie się w końcu otworzy przed nim, a nie dusi wszystko w Sobie. W sumie ją rozumiem, czasami lepiej nie obarczać swoimi problemami innych, jednak mam nadzieję, że tutaj będzie inaczej ;D
A na koniec cytat: ,,Czuł się jak jakiś facet molestujący telefonicznie kobietę.'' -musi to być zarąbiste uczucie xD
Sama chciałaś a teraz mnie od cholery wyzywasz? :D no piszę piszę :D .. no tak Ty tylko wyłapałaś coś co podchodzi pod erotykę hahaha :D:x
Usuń:* czekam na rozdział u Ciebie.. wiesz który :*
No ba. Ja każde zboczenie wyłapie. Nie mogę się z moją naturą zboka kłócić ;p
UsuńI za to Cie uwielbiam ;D
UsuńCześć, jeszcze się nie znamy :>
OdpowiedzUsuńJestem Chan Lee ^^ Czytałam twoje komentarze pod postami koleżanek, postanowiłam przeczytać twojego bloga i twoją opowieść. Powiem jedno - nie żałuję! Rozdziały są odpowiedniej długości, nie wychaczyłam żadnych błędów, a same rozdziały czyta się tak lekko, jakbym czytała książkę :> Mogę ci tylko pozazdrościć, bo ja nie umiem pisać tak wciągająco :< Najbardziej uwielbiam rozmowy Taylor x Jessie :) Są takie, jakby to powiedzieć... - naturalne, prawdziwe? Czytając je mam wrażenie jakbym była świadkiem tej rozmowy (tak wiem dziwne, ale tak się czuję czytając twoje rozdziały)
Czekam na twój kolejny rozdział z niecierpliwością i informuję, że dodaje twojego bloga do linków :)
Dziękuję bardzo za tak miłe słowa, aż mi się gęba cieszy :D
Usuń