poniedziałek, 3 września 2012

rozdział *1


Słońce chyliło się ku zachodowi, dając ostatnim promykom szansę na zabawę tuż przed końcem dnia. Otulały miasto czerwono złotymi ramionami, nie przejmując się tym, że ludzie od kilku dobrych dni stronili od nich, uciekając w miejsca, gdzie pojawiał się chłodny cień. Tego dnia, w tych ostatnich minutach, bawiły się we włosach czarnookiego chłopaka, siedzącego w oknie swojego mieszkania. Wplatały się w każdy jego kosmyk, oświetlały jego spokojną, przystojną twarz, igrały w jego oczach, które w tym momencie rozglądały się za czymś leniwie. Zobaczył starszą kobietę próbującą uporać się z siatkami, które przyszło jej nosić, zaraz jego spojrzenie przeniosło się na mężczyznę opartego o ścianę budynku po drugiej stronie ulicy. Palił kolejnego papierosa, przy okazji taksując wzrokiem wszystkie kobiety przechodzące obok niego, co wywołało nikły uśmiech na ustach czarnowłosego. Po chwili do jego uszu dotarł dźwięk telefonu. Przeciągnął się i zeskoczył z parapetu. Powoli przeszedł przez cały pokój. Najwidoczniej wiedział kto dzwonił. Spojrzał na wyświetlacz i westchnął.
-Miałem nadzieję że nie zadzwonisz.
-Chyba kpisz, nie przepuściłbym takiej okazji. Spakowany?
-Tony, nie ma mowy, nigdzie nie jadę.
-Stary, czy ja mam po ciebie przyjechać?
Czarnowłosy chłopak westchnął. Wiedział, że dalsza rozmowa nie miała sensu.
-Jesteś idiotą.
Po drugiej stronie telefonu usłyszał głośny śmiech.
-Nie większym niż ty.
-Powiedz mi tak szczerze. Po co ci to?
-Każdy lubi popatrzeć na kobiety tańczące w skąpej bieliźnie.
-Ty w szczególności. Znajdź sobie wreszcie dziewczynę, bo zwariuję przez ciebie.
-Marudzisz jak baba. Taylor, za dwie godziny widzę cię u siebie i bez gadania. Przegrałeś zakład, mówi się trudno.
I nie czekając na jakikolwiek odzew, rozłączył się.
Taylor rzucił telefon na łóżko, klnąc pod nosem. Przez jeden cholerny zakład przyjdzie mu teraz oglądać jakieś laski tańczące na rurze. Dosłownie szczyt marzeń. Skrzywił się, jednocześnie wkładając do torby ciuchy na zmianę. Problem polegał na tym, że nie potrafił mu odmówić. Tony był jego jedynym bratem, a od jakiś siedmiu lat i najlepszym przyjacielem. Westchnął i po chwili zamykał za sobą drzwi.
        
Ciemnowłosa dziewczyna wysunęła spod łóżka niewielkie pudełko i położyła je na zielonej pościeli. W pokoju panował bałagan. Nie miała dzisiaj czasu, żeby posprzątać. I tak nie spodziewała się żadnych odwiedzin. Ściągnęła wieczko i wyciągnęła srebrny, pokryty skrzącym się materiałem kostium. Buty już znalazły swoje miejsce na dnie niewielkiej torby, leżącej tuż przy drzwiach. Po chwili przysiadła przy swoim biurku i sięgnęła ręką do plakatu wiszącego na ścianie i przedstawiającego jakiegoś sportowca w samych bokserkach. Wyglądał uroczo. Uśmiechnęła się na dźwięk swoich myśli. Ściągnęła ostrożnie plakat i zwinnym ruchem pozbyła się prostokątnego kawałka płyty. Dziwne miejsce na schowek, ale dwa lata temu nie przyszło jej do głowy nic lepszego. Wewnątrz znajdowały się słoiki z pieniędzmi. Musiało być tam już kilkanaście tysięcy, może i kilkadziesiąt. Nie mogła trzymać ich na koncie, bo matka zaraz położyłaby na nich swoje ręce, więc jedyną opcją i najbezpieczniejszą, było trzymanie ich w tym miejscu. Jeszcze dwa lata i skończy szkołę, wyprowadzi się, wreszcie odetchnie. Wyciągnęła z szuflady biurka plik banknotów, wsadziła je do słoika i starannie zakleiła z powrotem plakat. Jej wzrok napotkał spojrzenie uśmiechniętego mężczyzny, wpatrującego się w nią z niewielkiego zdjęcia w czarno białej ramce. Spojrzenie pełne miłości, uczucia i radości. Oczy zaczynały ją piec. Pokręciła głową. Nie mogła się rozpłakać. Spojrzała jeszcze raz na zdjęcie i uśmiechnęła się.
-Kocham cię tatusiu.
Wyszła z pokoju, starając się narobić jak najmniej hałasu. Minęła salon, nawet nie patrząc co się działo w środku. Usłyszała zachrypnięty głos matki i zakładała buty jeszcze szybciej.
-A ty gdzie znowu się wybierasz?
-Do koleżanki.
-Do koleżanki? – powtórzyła z sarkazmem. – Przecież ty nie masz żadnych koleżanek.
Znowu poczuła dziwny skręt w żołądku. Zaczynało ją mdlić. Od tych słów, które niejednokrotnie padały i raniły ją głęboko, od odoru alkoholu, który dało się wyczuć w powietrzu, od widoku pustych butelek po winie, wódce i innych alkoholach, którymi raczyła się jej matka.
-Myśl sobie jak chcesz, wrócę pojutrze – już trzymała rękę na klamce, wiedząc, że teraz się zacznie.
-Nie mów do mnie gówniaro takim tonem..
Reszty już nie słyszała, nie miała ochoty. Wiecznie kłótnie, dogryzania, obwiniania. Wsiadła do samochodu, którego koloru nie dało się określić i odpaliła silnik. Zawył przeraźliwie, po chwili zgasł.
-Błagam, wytrzymaj jeszcze – powiedziała do siebie i spróbowała jeszcze raz.
Tym razem się udało. Uśmiechnęła się.
-Dobra niunia, obiecuję, że w końcu przejdziesz na emeryturę.


***
Światło zwrócone zostało w jej kierunku, na chwilę ją oślepiając. Usłyszała głośne brawa wraz z pierwszymi taktami muzyki. Wstała z krzesła i kręcąc biodrami energicznie przeszła przez całą długość podestu. Zatrzymała się tuż przy rurze, łączącej podest z sufitem. Odwróciła się tyłem do niej i do tych wszystkich śliniących się facetów. Najgorsi byli ci już dobrze wstawieni, nienawidziła ich z całego serca, ale też nauczyła się radzić sobie z nimi, ignorując zaczepki. Były dwie rzeczy, które trzymały ją przy tym miejscu - dobra kasa i to, że na występach zjawiały się kobiety. Wprawdzie nie w takiej liczbie jak mężczyźni, ale to i tak lepsze niż nic. No i plusem było to, że nie musiała się rozbierać, na to by się nie odważyła. Już po raz kolejny robiła obrót, skąpy kostium błyszczał się srebrzyście kontrastując z jej opaloną skórą, a ona starała się myśleć tylko i wyłącznie o tańcu. Pomagało jej to przetrwać.
          
     Taylor patrzył na dziewczynę z niemałym zdziwieniem. Mało co potrafiło go zaskoczyć, a jednak to zdarzenie mógł w stu procentach zaliczyć do totalnego zaskoczenia. Nie zwracał nawet uwagi na brata, który raz po raz mu się przyglądał.
-Co braciszku? Podoba ci się ta laleczka? – Tony poklepał go po ramieniu.
Nawet na niego nie spojrzał. Nie spuszczał z niej oczu. Poruszała się i tańczyła tak ponętnie, tak sexownie, a jednocześnie z taką delikatnością i lekkością. Utwór kończył się, wygięła się po raz ostatni. Kosmyki jej włosów przykleiły się do delikatnie spoconego czoła i wtedy ich spojrzenia spotkały się. Kąciki jego ust uniosły się tworząc nikły uśmiech, za to jej twarz wyrażała jedno przerażenie. Strach, że ktoś poznał jej sekret. Ktoś, kto nie powinien. Zniknęła ze sceny szybko, zastanawiając się co będzie dalej.
          
     Znalazła się w swojej garderobie i spojrzała w lustro. Była blada i roztrzęsiona. Usta delikatnie drżały. Chciało jej się wyć. Wszystko szlag trafił. Teraz pewnie cała szkoła będzie o tym huczeć, plotkom nie będzie końca. Chwyciła za swoje jeansy i po chwili była ubrana.
-Cholera – zaklęła pod nosem. – Byleby tylko go nie spotkać.
Wzięła głęboki wdech i wyszła. Na scenie swój popisowy numer pokazywała Nicole, która skupiła na sobie wzrok wszystkich, znajdujących się w klubie. Spojrzała w stronę gdzie widziała mężczyznę, jednak teraz to miejsce było puste. Miała szczęście.
Szczęście? Prychnęła w duchu. Była pewna, że w poniedziałek dopiero się zacznie, gdy wszyscy dowiedzą się jak zarabia na życie. Zjedzą ją żywcem. Gorzej być już nie mogło. Pchnęła wielkie metalowe drzwi i uderzyła osobę stojącą za nimi.
-Przepraszam – spojrzała w górę i ujrzała czarne oczy wpatrujące się w nią.
-Wyjście to ty masz niezłe. Cześć Jessie.
-Cześć, przepraszam – burknęła, chcąc go wyminąć.
-Daj się zaprosić na drinka i będzie po sprawie.
Odwróciła się w jego stronę. Stał kilka kroków od niej z rozbrajającym uśmiechem, za to ona, jakby mogła, to zabiłaby wzrokiem.
-Chyba się przesłyszałam. Za kogo ty mnie uważasz, co?  
I nie czekając na odpowiedź, wsiadła do auta. Przekręciła kluczyk i nic. Zupełnie nic. Spróbowała jeszcze raz. I kolejny. Nic. Trudno, musiała iść na piechotę. Wysiadła z samochodu. Taylor nadal stał w tym samym miejscu co wcześniej, obserwując ją z wyraźnym rozbawieniem na twarzy.
-Może jednak dasz się zaprosić na drinka – zaśmiał się – a potem cię odwiozę?
-Wypchaj się.
Zatrzasnęła drzwi i skierowała się w stronę centrum. Zdawał się być nie zrażonym jej wrednymi odzywkami.
-Chcesz iść na piechotę?
-Nie twój biznes. Miłej zabawy.
Machnęła ręką, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
-Do zobaczenia Jessie.
Zaśmiał się i wszedł do pubu, jeszcze raz obracając się za dziewczyną. Po chwili przysiadł się do stolika. Kumple nawet nie odwrócili na niego wzroku, za to cała ich uwaga skupiona była na dziewczynach tańczących praktycznie tuż przed ich oczami. Taylor oparł się wygodnie i obracając w dłoniach szklankę z napojem przypomniał sobie Jessie, jeszcze pół godziny temu tańczącą na scenie. Był ciekaw co takiego się stało, że zaczęła pracę w takim lokalu. Nawet przez dłuższy czas zastanawiał się dlaczego chciał to wiedzieć. Dlaczego tak go to zaintrygowało. Przecież Jessie była jedną z niewielu dziewczyn na uczelni, która nie szalała na jego punkcie, która nie próbowała za wszelką cenę się z nim umówić, czy zdobyć. To była jakaś nowość, jakaś odmiana. Nie interesowała go jako dziewczyna, tego był pewien, miał po dziurki w nosie lasek. Ale coś podpowiadało mu, że poznając ją może być ciekawie.   

         Jessica po trzech kwadransach doszła do motelu z wielkim neonowym szyldem „Blue Lagoon” w którym spaliła się żarówka na literze L. Nie pierwszy raz się tu zatrzymywała. Z zewnątrz swoim wyglądem nie kusił i niewiele miał wspólnego z błękitną laguną, toteż zawsze były pokoje do wynajęcia. Przynajmniej będzie mogła się odświeżyć. Skierowała się do recepcji. Za kontuarem siedział jak zwykle spocony, gruby mężczyzna, oglądający jakiś mecz.
-Cześć Luke.
-Cześć Jessie, maszyna znowu cię zawiodła?
Podał jej klucze uśmiechając się przyjaźnie.
-Czasami jej się zdarza.
-Już dawno powinnaś ją zmienić.
-Jeszcze trochę pojeździ. Dzięki.
Pożegnała się i wyszła. Chwilę później weszła do swojego pokoju. Było jak zwykle jasno. Powinna się już przyzwyczaić do tego jaskrawo niebieskiego neonu, a jednak wciąż ją irytował. Zasłoniła rolety. Przynajmniej zrobiło się ciut ciemniej. Wzięła szybki prysznic i po kwadransie leżała w łóżku, rozmyślając o tym co się dzisiaj wydarzyło. Cholernie bała się poniedziałku. Dlaczego ze wszystkich osób musiała trafić na niego i co do cholery robił w tym miejscu. Na tyle klubów musiał trafić właśnie do „Billy’ego”. Zacisnęła zęby starając się uspokoić nerwy. Za wszelką cenę chciała zasnąć i przestać się martwić. Wreszcie spokojna noc poza domem. No może z małym wyjątkiem. Z tą myślą usnęła.
 
***

Taylor spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Musiał się pospieszyć żeby zdążyć na zajęcia. Wsadził notatki do torby i wskoczył do auta. Kilka minut później parkował pod uczelnią. Już na parkingu stał „komitet powitalny” w postaci kilku dziewczyn z roku. Westchnął. Miał już tego powyżej uszu, jednak musiał się uczyć. Zanim wysiadł z samochodu, stały tuż przy nim. Ubrane w obcisłe ciuchy, mające na sobie tyle kosmetyków że niejeden sklep by się powstydził. W dodatku te wpatrzone w niego oczy.
-Cześć Taylor – zaświergotała jedna z dziewczyn.
-Cześć Amber.
Chciał ją wyminąć jednak zastąpiła mu drogę.
-W sobotę mam wolną chatę. Zapraszam na imprezę w basenie.
Podała mu różowy gładki papier na którym czarną czcionką były zawarte informacje dotyczące imprezy. Data, godzina, wymagany strój. Spojrzał na trzymaną w swojej dłoni kartkę. Mógłby przysiąc, że do jego nozdrzy dochodził mdlący zapach perfum. Tylko ciekawe czy od Amber czy to ten papier. Przeniósł wzrok na stojącą przed nim dziewczynę.
-Nie mam czasu.
-Skarbie, proszę, proszę, proszę..
-Nie mów do mnie skarbie – odszedł parę kroków i zatrzymał się, tak jakby coś nagle wpadło mu do głowy. – Amber czy jak postaram się przyjść dasz mi spokój?
Uśmiechnęła się promiennie, kiwając głową i odszedł.
-Pokaże ci na co mnie stać, to jeszcze nie koniec – powiedziała cicho i zachichotała. A wraz z nią jej elita.
        
Siedziała w auli czekając na wykładowcę. Jak do tej pory nikt nie wytykał jej palcem, nikt nie wyzwał. Możliwe że jeszcze o niczym nie wiedzieli. Tak prawdę powiedziawszy miała głęboko co myśleli o niej inni. Jedyne czego się obawiała to reakcji dyrektora Moore’a. Szanowała go i lubiła. Poza tym nie chciała mieć z tego tytułu problemów. Reszta jej nie obchodziła. W szkole uchodziła za dziwaka, było kilku próbujących się z nią umówić zwłaszcza z uniwersyteckiej drużyny rugbistów, jednak spławiała ich jednego po drugim. Z czasem zapracowała na to miano. Była tak pochłonięta swoimi wywodami nad jej życiem w szkole, że dopiero po chwili usłyszała przed sobą szmer i zerknęła na rzędy z przodu. Część dziewczyn poprawiła włosy, makijaż i to co jeszcze było możliwe do poprawienia. A część wpatrywała się w punkt za nią z uwielbieniem wypisanym na twarzy. Nie musiała nawet sprawdzać co było powodem takiego zachowania, a w zasadzie nie co tylko kto. Była pewna że to Taylor, najprzystojniejszy facet jaki kiedykolwiek chyba chodził do tej szkoły o ile nie najprzystojniejszy chodzący po ziemi. Taylor Higgins. Czarne włosy, czarne oczy i cudowny uśmiech. Zawsze modnie ubrany, jeżdżący dobrej marki samochodem albo motorem. Obiekt westchnień wszystkich dziewczyn. Błąd, prawie wszystkich. Jessica należała do jednego procenta dziewczyn, które na jego widok nie mdlały. Szmery nasiliły się gdy usłyszała krzesło odsuwające się tuż obok niej i przekręciła głowę. Jej oczy napotkały czarne radosne oczy chłopaka. Nie wierzyła w to co widziała, pewnie jak połowa na sali. Zmarszczyła brwi.
-Dzień dobry Jessie.
-Wcale nie dobry – odburknęła spoglądając przed siebie.
Teraz to dopiero zaskarbiła sobie wzrok wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu. Świetnie. Czuła że zaraz eksploduje. Co on sobie wyobrażał? Znów odwróciła głowę. Wpatrywał się w nią z lekko uniesionymi kącikami ust. Musiała przyznać że był przystojny, ale to nie zmieniało nic.
-Możesz przestać się na mnie gapić?
-Ameryka jest wolnym krajem, póki cię nie dotykam mogę wpatrywać się w ciebie nawet śliniąc na twój widok i nic nie..
-Nie radzę ci mnie dotykać – syknęła.
Miała chęć mordu wypisaną na twarzy, co nie uszło jego uwadze.
-Będziesz musiała mnie znosić..
-Nic nie muszę – wstała chwytając za swoją torbę.
W tej samej chwili do sali wszedł wykładowca.
-Witam drogich studentów, panno Hawks proszę już usiąść i powiedzieć kim był Walter Gropius?
Usiadła niechętnie. Wciąż czuła jego wzrok na sobie i z całej siły próbowała ignorować złość, która kumulowała się w niej.
-Niemiecki architekt. Obok Ludwika Mies van der Rohe i Le Corbusiera twórca stylu międzynarodowego w architekturze. Założyciel Bauhausu – odpowiedziała tak lekko, jakby zamawiała frytki i cole.
-Dziękuję. Dzisiaj omówimy sobie właśnie ten styl. Panie Riley proszę zgasić światło – zwrócił się do jednego z uczniów siedzącego na samej górze tuż przy włączniku światła, po czym sam podszedł do projektora.
Po chwili na wielkiej tablicy pojawiły się obrazy.
Taylor wciąż wpatrywał się w Jessie, co sądząc po minie, nie bardzo jej odpowiadało. Spojrzała na niego wściekła.
-Odczep się – szepnęła.
-Przecież nic nie robię.
Uśmiechnął się pod nosem, widząc że tym doprowadza ją do białej gorączki.
Zajęcia ciągnęły się w nieskończoność. Jakby nie trwały godzinę tylko z co najmniej dziesięć. Już po kwadransie uodporniła się na uporczywe spojrzenia chłopaka. Zajęła się szkicowaniem czegoś, co zobaczyła gdy była mała. O ile dobrze pamiętała, była to stara pożółkła fotografia jakiegoś domu. Sama nie wiedziała dlaczego tak utkwiła jej w pamięci. Dom, który naszkicowała, nie miał dla niej żadnego znaczenia, nawet nie wiedziała gdzie jest. Po prostu ot tak znalazł się na kartce. Dłoń sama się kierowała.
-Koniec zajęć śpiąca królewno – usłyszała tuż nad sobą i podskoczyła.
Taylor stał obok, zbierając swoje notatki. Zastanawiała się jak mogła nie usłyszeć dzwonka. Wtedy dotarły do niej słowa, które wypowiedział chłopak.
-Królewno?
Pokiwał głową niewzruszony.
-Odwal się Higgins.
-Strasznie łatwo jest cię zdenerwować.
-Wkurzają mnie nadęte dupki, mające kupę mięśni i zero mózgu.
-Jakoś nie uważam się za umięśnionego, ale skoro tak twierdzisz..
Wyminęła go mocniej ściskając torbę.
-Hej poczekaj.
Wyszła z sali, prawie wpadając na Amber. Rany, ale mam dzisiaj szczęście. Zironizowała w myślach i wpadła na genialny pomysł.
-Amber, Taylor cię szuka.
Usłyszała cichy pisk i dziewczyna zniknęła za drzwiami. Zdążyła zauważyć jeszcze nietęgą minę chłopaka. No to miała go z głowy. Co się z tymi ludźmi działo? Przemknęło jej nawet przez myśl czy nie ma czegoś naklejonego na plecach, czegoś w stylu „ZAPRZYJAŹNIJ SIĘ ZE MNĄ”. Znalazła się na dziedzińcu, musiała przez niego przejść żeby dostać się na boisko. Lubiła to miejsce. Tego dnia odbywał się trening „Wild Dog’s”, uniwersyteckiej a zarazem i miejscowej drużyny rugbistów. Biegali, przepychali się, wrzeszczeli i mimo że uważała ich za bandę idiotów to przychodziła na każdy mecz. To była dla niej jakaś odskocznia od dnia codziennego. Usiadła na samej górze i rozejrzała się. Grupa ubranych w kuse zielono żółte stroje cheerleaderek zagrzewała chłopaków do większego eksponowania ich mięśni. Jessie pokręciła głową. To było żenujące. Ale tak zachowywali się najpopularniejsi w szkole. Musiała wytrzymać jeszcze dwa lata. Tylko dwa lata. Skończy szkołę, wyprowadzi się, zacznie kursy. Uwolni się od toksycznych macek jej życia. Wyciągnęła szkicownik i otworzyła na kartce gdzie przed kilkunastoma minutami pojawił się ten sam dom. Miała cztery godziny do kolejnych wykładów, więc założyła słuchawki włączając swoją ulubioną muzykę i znów zaczęła szkicować zamykając się w swoim świecie.





No to pierwsza notka za mną. Nareszcie. Dedykuję ją dwóm dziołszkom, które kopały mnie w dupę i molestowały, żebym wreszcie wzięła się w garść. Sky i Kuroineko (moje muzy). Dziękuję Wam.

Mam nadzieję że znajdą się osoby, którym spasuje moje opowiadanie. Aha no i wybaczcie błędy i inne duperele.

3 komentarze:

  1. łał super! wspaniała notka ;D oby tak dalej ;p;p już nie mogę się doczekać masz talent do pisania

    OdpowiedzUsuń
  2. Ty wiesz co ja myślę ;* Więc cieszę się, że kopnięcie w dupę pomogło i mam nadzieję, że nie będę musiała robić tego drugi raz ;D Czekam na dalsze rozdziały słońce. Pozdrawiam Sky ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholera jasna, w końcu! Doczekałam tej chwili . To takie wzruszające, że chyba Sobie tatoo zrobię z datą publikacji tej notki ;D Man nadzieje, że wena Cie złapie za nóżki i już nigdy nie puści. ;*

    OdpowiedzUsuń