Słońce
chyliło się ku zachodowi, dając ostatnim promykom szansę na zabawę tuż przed
końcem dnia. Otulały miasto czerwono złotymi ramionami, nie przejmując się tym,
że ludzie od kilku dobrych dni stronili od nich, uciekając w miejsca, gdzie
pojawiał się chłodny cień. Tego dnia, w tych ostatnich minutach, bawiły się we
włosach czarnookiego chłopaka, siedzącego w oknie swojego mieszkania. Wplatały
się w każdy jego kosmyk, oświetlały jego spokojną, przystojną twarz, igrały w
jego oczach, które w tym momencie rozglądały się za czymś leniwie. Zobaczył starszą
kobietę próbującą uporać się z siatkami, które przyszło jej nosić, zaraz jego spojrzenie przeniosło się na mężczyznę opartego o ścianę budynku po drugiej stronie
ulicy. Palił kolejnego papierosa, przy okazji taksując wzrokiem wszystkie kobiety
przechodzące obok niego, co wywołało nikły uśmiech na ustach czarnowłosego. Po
chwili do jego uszu dotarł dźwięk telefonu. Przeciągnął się i zeskoczył z
parapetu. Powoli przeszedł przez cały pokój. Najwidoczniej wiedział kto dzwonił.
Spojrzał na wyświetlacz i westchnął.
-Miałem nadzieję że nie
zadzwonisz.
-Chyba kpisz, nie
przepuściłbym takiej okazji. Spakowany?
-Tony, nie ma mowy, nigdzie
nie jadę.
-Stary, czy ja mam po ciebie
przyjechać?
Czarnowłosy chłopak
westchnął. Wiedział, że dalsza rozmowa nie miała sensu.
-Jesteś idiotą.
Po drugiej stronie telefonu
usłyszał głośny śmiech.
-Nie większym niż ty.
-Powiedz mi tak szczerze. Po
co ci to?
-Każdy lubi popatrzeć na
kobiety tańczące w skąpej bieliźnie.
-Ty w szczególności. Znajdź
sobie wreszcie dziewczynę, bo zwariuję przez ciebie.
-Marudzisz jak baba. Taylor,
za dwie godziny widzę cię u siebie i bez gadania. Przegrałeś zakład, mówi się
trudno.
I nie czekając na
jakikolwiek odzew, rozłączył się.
Taylor rzucił telefon na
łóżko, klnąc pod nosem. Przez jeden cholerny zakład przyjdzie mu teraz oglądać
jakieś laski tańczące na rurze. Dosłownie szczyt marzeń. Skrzywił się,
jednocześnie wkładając do torby ciuchy na zmianę. Problem polegał na tym, że nie
potrafił mu odmówić. Tony był jego jedynym bratem, a od jakiś siedmiu lat i
najlepszym przyjacielem. Westchnął i po chwili zamykał za sobą drzwi.
Ciemnowłosa
dziewczyna wysunęła spod łóżka niewielkie pudełko i położyła je na zielonej
pościeli. W pokoju panował bałagan. Nie miała dzisiaj czasu, żeby posprzątać. I
tak nie spodziewała się żadnych odwiedzin. Ściągnęła wieczko i wyciągnęła
srebrny, pokryty skrzącym się materiałem kostium. Buty już znalazły swoje
miejsce na dnie niewielkiej torby, leżącej tuż przy drzwiach. Po chwili
przysiadła przy swoim biurku i sięgnęła ręką do plakatu wiszącego na ścianie i
przedstawiającego jakiegoś sportowca w samych bokserkach. Wyglądał uroczo.
Uśmiechnęła się na dźwięk swoich myśli. Ściągnęła ostrożnie plakat i zwinnym
ruchem pozbyła się prostokątnego kawałka płyty. Dziwne miejsce na schowek, ale
dwa lata temu nie przyszło jej do głowy nic lepszego. Wewnątrz znajdowały się
słoiki z pieniędzmi. Musiało być tam już kilkanaście tysięcy, może i
kilkadziesiąt. Nie mogła trzymać ich na koncie, bo matka zaraz położyłaby na
nich swoje ręce, więc jedyną opcją i najbezpieczniejszą, było trzymanie ich w
tym miejscu. Jeszcze dwa lata i skończy szkołę, wyprowadzi się, wreszcie
odetchnie. Wyciągnęła z szuflady biurka plik banknotów, wsadziła je do słoika i
starannie zakleiła z powrotem plakat. Jej wzrok napotkał spojrzenie
uśmiechniętego mężczyzny, wpatrującego się w nią z niewielkiego zdjęcia w czarno
białej ramce. Spojrzenie pełne miłości, uczucia i radości. Oczy zaczynały ją
piec. Pokręciła głową. Nie mogła się rozpłakać. Spojrzała jeszcze raz na
zdjęcie i uśmiechnęła się.
-Kocham cię tatusiu.
Wyszła z pokoju, starając
się narobić jak najmniej hałasu. Minęła salon, nawet nie patrząc co się działo
w środku. Usłyszała zachrypnięty głos matki i zakładała buty jeszcze szybciej.
-A ty gdzie znowu się
wybierasz?
-Do koleżanki.
-Do koleżanki? – powtórzyła
z sarkazmem. – Przecież ty nie masz żadnych koleżanek.
Znowu poczuła dziwny skręt
w żołądku. Zaczynało ją mdlić. Od tych słów, które niejednokrotnie padały i
raniły ją głęboko, od odoru alkoholu, który dało się wyczuć w powietrzu, od
widoku pustych butelek po winie, wódce i innych alkoholach, którymi raczyła się
jej matka.
-Myśl sobie jak chcesz,
wrócę pojutrze – już trzymała rękę na klamce, wiedząc, że teraz się zacznie.
-Nie mów do mnie gówniaro
takim tonem..
Reszty już nie słyszała,
nie miała ochoty. Wiecznie kłótnie, dogryzania, obwiniania. Wsiadła do
samochodu, którego koloru nie dało się określić i odpaliła silnik. Zawył
przeraźliwie, po chwili zgasł.
-Błagam, wytrzymaj jeszcze –
powiedziała do siebie i spróbowała jeszcze raz.
Tym razem się udało.
Uśmiechnęła się.
-Dobra niunia, obiecuję, że
w końcu przejdziesz na emeryturę.
***
Światło
zwrócone zostało w jej kierunku, na chwilę ją oślepiając. Usłyszała głośne brawa
wraz z pierwszymi taktami muzyki. Wstała z krzesła i kręcąc biodrami
energicznie przeszła przez całą długość podestu. Zatrzymała się tuż przy rurze,
łączącej podest z sufitem. Odwróciła się tyłem do niej i do tych
wszystkich śliniących się facetów. Najgorsi byli ci już dobrze wstawieni,
nienawidziła ich z całego serca, ale też nauczyła się radzić sobie z nimi, ignorując zaczepki. Były
dwie rzeczy, które trzymały ją przy tym miejscu - dobra kasa i to, że na
występach zjawiały się kobiety. Wprawdzie nie w takiej liczbie jak mężczyźni, ale
to i tak lepsze niż nic. No i plusem było to, że nie musiała się rozbierać, na
to by się nie odważyła. Już po raz kolejny robiła obrót, skąpy kostium
błyszczał się srebrzyście kontrastując z jej opaloną skórą, a ona starała się
myśleć tylko i wyłącznie o tańcu. Pomagało jej to przetrwać.
Taylor patrzył na dziewczynę z niemałym zdziwieniem. Mało co potrafiło go zaskoczyć, a jednak to zdarzenie mógł w stu procentach zaliczyć do totalnego zaskoczenia. Nie zwracał nawet uwagi na brata, który raz po raz mu się przyglądał.
-Co braciszku? Podoba ci
się ta laleczka? – Tony poklepał go po ramieniu.
Nawet na niego nie
spojrzał. Nie spuszczał z niej oczu. Poruszała się i tańczyła tak ponętnie, tak
sexownie, a jednocześnie z taką delikatnością i lekkością. Utwór kończył się,
wygięła się po raz ostatni. Kosmyki jej włosów przykleiły się do delikatnie
spoconego czoła i wtedy ich spojrzenia spotkały się. Kąciki jego ust uniosły
się tworząc nikły uśmiech, za to jej twarz wyrażała jedno – przerażenie. Strach,
że ktoś poznał jej sekret. Ktoś, kto nie powinien. Zniknęła ze sceny szybko,
zastanawiając się co będzie dalej.
Znalazła się w swojej garderobie i spojrzała w lustro. Była
blada i roztrzęsiona. Usta delikatnie drżały. Chciało jej się wyć. Wszystko
szlag trafił. Teraz pewnie cała szkoła będzie o tym huczeć, plotkom nie będzie
końca. Chwyciła za swoje jeansy i po chwili była ubrana.
-Cholera – zaklęła pod
nosem. – Byleby tylko go nie spotkać.
Wzięła głęboki wdech i
wyszła. Na scenie swój popisowy numer pokazywała Nicole, która skupiła na sobie
wzrok wszystkich, znajdujących się w klubie. Spojrzała w stronę gdzie widziała
mężczyznę, jednak teraz to miejsce było puste. Miała szczęście.
Szczęście? Prychnęła w
duchu. Była pewna, że w poniedziałek dopiero się zacznie, gdy wszyscy dowiedzą się jak zarabia na
życie. Zjedzą ją żywcem. Gorzej być już nie mogło. Pchnęła wielkie metalowe
drzwi i uderzyła osobę stojącą za nimi.
-Przepraszam – spojrzała w górę i
ujrzała czarne oczy wpatrujące się w nią.
-Wyjście to ty masz niezłe.
Cześć Jessie.
-Cześć, przepraszam – burknęła,
chcąc go wyminąć.
-Daj się zaprosić na drinka
i będzie po sprawie.
Odwróciła się w jego
stronę. Stał kilka kroków od niej z rozbrajającym uśmiechem, za to ona, jakby
mogła, to zabiłaby wzrokiem.
-Chyba się przesłyszałam. Za kogo ty mnie uważasz, co?
I nie czekając na odpowiedź,
wsiadła do auta. Przekręciła kluczyk i nic. Zupełnie nic. Spróbowała jeszcze
raz. I kolejny. Nic. Trudno, musiała iść na piechotę. Wysiadła z samochodu.
Taylor nadal stał w tym samym miejscu co wcześniej, obserwując ją z wyraźnym
rozbawieniem na twarzy.
-Może jednak dasz się
zaprosić na drinka – zaśmiał się – a potem cię odwiozę?
-Wypchaj się.
Zatrzasnęła drzwi i
skierowała się w stronę centrum. Zdawał się być nie zrażonym jej wrednymi
odzywkami.
-Chcesz iść na piechotę?
-Nie twój biznes. Miłej
zabawy.
Machnęła ręką, nawet nie
zaszczycając go spojrzeniem.
-Do zobaczenia Jessie.
Zaśmiał się i wszedł do
pubu, jeszcze raz obracając się za dziewczyną. Po chwili przysiadł się do
stolika. Kumple nawet nie odwrócili na niego wzroku, za to cała ich uwaga
skupiona była na dziewczynach tańczących praktycznie tuż przed ich oczami.
Taylor oparł się wygodnie i obracając w dłoniach szklankę z napojem przypomniał
sobie Jessie, jeszcze pół godziny temu tańczącą na scenie. Był ciekaw co takiego
się stało, że zaczęła pracę w takim lokalu. Nawet przez dłuższy czas zastanawiał się
dlaczego chciał to wiedzieć. Dlaczego tak go to zaintrygowało. Przecież Jessie
była jedną z niewielu dziewczyn na uczelni, która nie szalała na jego punkcie,
która nie próbowała za wszelką cenę się z nim umówić, czy zdobyć. To była jakaś
nowość, jakaś odmiana. Nie interesowała go jako dziewczyna, tego był pewien,
miał po dziurki w nosie lasek. Ale coś podpowiadało mu, że poznając ją może być
ciekawie.
Jessica po trzech kwadransach doszła do motelu z wielkim
neonowym szyldem „Blue Lagoon” w którym spaliła się żarówka na literze L. Nie
pierwszy raz się tu zatrzymywała. Z zewnątrz swoim wyglądem nie kusił i
niewiele miał wspólnego z błękitną laguną, toteż zawsze były pokoje do
wynajęcia. Przynajmniej będzie mogła się odświeżyć. Skierowała się do recepcji.
Za kontuarem siedział jak zwykle spocony, gruby mężczyzna, oglądający jakiś
mecz.
-Cześć Luke.
-Cześć Jessie, maszyna
znowu cię zawiodła?
Podał jej klucze
uśmiechając się przyjaźnie.
-Czasami jej się zdarza.
-Już dawno powinnaś ją
zmienić.
-Jeszcze trochę pojeździ.
Dzięki.
Pożegnała się i wyszła.
Chwilę później weszła do swojego pokoju. Było jak zwykle jasno. Powinna się już
przyzwyczaić do tego jaskrawo niebieskiego neonu, a jednak wciąż ją irytował.
Zasłoniła rolety. Przynajmniej zrobiło się ciut ciemniej. Wzięła szybki prysznic i
po kwadransie leżała w łóżku, rozmyślając o tym co się dzisiaj wydarzyło.
Cholernie bała się poniedziałku. Dlaczego ze wszystkich osób musiała trafić na
niego i co do cholery robił w tym miejscu. Na tyle klubów musiał trafić właśnie
do „Billy’ego”. Zacisnęła zęby starając się uspokoić nerwy. Za wszelką cenę
chciała zasnąć i przestać się martwić. Wreszcie spokojna noc poza domem. No
może z małym wyjątkiem. Z tą myślą usnęła.
***
Taylor
spojrzał na zegarek. Dochodziła dziesiąta. Musiał się pospieszyć żeby zdążyć na
zajęcia. Wsadził notatki do torby i wskoczył do auta. Kilka minut później
parkował pod uczelnią. Już na parkingu stał „komitet powitalny” w postaci kilku
dziewczyn z roku. Westchnął. Miał już tego powyżej uszu, jednak musiał się
uczyć. Zanim wysiadł z samochodu, stały tuż przy nim. Ubrane w obcisłe ciuchy,
mające na sobie tyle kosmetyków że niejeden sklep by się powstydził. W dodatku
te wpatrzone w niego oczy.
-Cześć Taylor –
zaświergotała jedna z dziewczyn.
-Cześć Amber.
Chciał ją wyminąć jednak
zastąpiła mu drogę.
-W sobotę mam wolną chatę.
Zapraszam na imprezę w basenie.
Podała mu różowy gładki
papier na którym czarną czcionką były zawarte informacje dotyczące imprezy.
Data, godzina, wymagany strój. Spojrzał na trzymaną w swojej dłoni kartkę.
Mógłby przysiąc, że do jego nozdrzy dochodził mdlący zapach perfum. Tylko
ciekawe czy od Amber czy to ten papier. Przeniósł wzrok na stojącą przed nim
dziewczynę.
-Nie mam czasu.
-Skarbie, proszę, proszę,
proszę..
-Nie mów do mnie skarbie –
odszedł parę kroków i zatrzymał się, tak jakby coś nagle wpadło mu do głowy. –
Amber czy jak postaram się przyjść dasz mi spokój?
Uśmiechnęła się promiennie, kiwając
głową i odszedł.
-Pokaże ci na co mnie stać,
to jeszcze nie koniec – powiedziała cicho i zachichotała. A wraz z nią jej
elita.
Siedziała
w auli czekając na wykładowcę. Jak do tej pory nikt nie wytykał jej palcem,
nikt nie wyzwał. Możliwe że jeszcze o niczym nie wiedzieli. Tak prawdę
powiedziawszy miała głęboko co myśleli o niej inni. Jedyne czego się obawiała
to reakcji dyrektora Moore’a. Szanowała go i lubiła. Poza tym nie chciała mieć
z tego tytułu problemów. Reszta jej nie obchodziła. W szkole uchodziła za
dziwaka, było kilku próbujących się z nią umówić zwłaszcza z uniwersyteckiej
drużyny rugbistów, jednak spławiała ich jednego po drugim. Z czasem zapracowała
na to miano. Była tak pochłonięta swoimi wywodami nad jej życiem w szkole, że
dopiero po chwili usłyszała przed sobą szmer i zerknęła na rzędy z przodu.
Część dziewczyn poprawiła włosy, makijaż i to co jeszcze było możliwe do
poprawienia. A część wpatrywała się w punkt za nią z uwielbieniem wypisanym na
twarzy. Nie musiała nawet sprawdzać co było powodem takiego zachowania, a w
zasadzie nie co tylko kto. Była pewna że to Taylor, najprzystojniejszy facet
jaki kiedykolwiek chyba chodził do tej szkoły o ile nie najprzystojniejszy
chodzący po ziemi. Taylor Higgins. Czarne włosy, czarne oczy i cudowny uśmiech.
Zawsze modnie ubrany, jeżdżący dobrej marki samochodem albo motorem. Obiekt
westchnień wszystkich dziewczyn. Błąd, prawie wszystkich. Jessica należała do jednego procenta dziewczyn, które na jego widok nie mdlały. Szmery nasiliły się gdy usłyszała
krzesło odsuwające się tuż obok niej i przekręciła głowę. Jej oczy napotkały
czarne radosne oczy chłopaka. Nie wierzyła w to co widziała, pewnie jak połowa
na sali. Zmarszczyła brwi.
-Dzień dobry Jessie.
-Wcale nie dobry –
odburknęła spoglądając przed siebie.
Teraz to dopiero zaskarbiła
sobie wzrok wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu. Świetnie. Czuła że
zaraz eksploduje. Co on sobie wyobrażał? Znów odwróciła głowę. Wpatrywał się w
nią z lekko uniesionymi kącikami ust. Musiała przyznać że był przystojny, ale
to nie zmieniało nic.
-Możesz przestać się na
mnie gapić?
-Ameryka jest wolnym
krajem, póki cię nie dotykam mogę wpatrywać się w ciebie nawet śliniąc na twój
widok i nic nie..
-Nie radzę ci mnie dotykać
– syknęła.
Miała chęć mordu wypisaną
na twarzy, co nie uszło jego uwadze.
-Będziesz musiała mnie
znosić..
-Nic nie muszę – wstała
chwytając za swoją torbę.
W tej samej chwili do sali
wszedł wykładowca.
-Witam drogich studentów,
panno Hawks proszę już usiąść i powiedzieć kim był Walter Gropius?
Usiadła niechętnie. Wciąż
czuła jego wzrok na sobie i z całej siły próbowała ignorować złość, która
kumulowała się w niej.
-Niemiecki architekt. Obok
Ludwika Mies van der Rohe i Le Corbusiera twórca stylu międzynarodowego w
architekturze. Założyciel Bauhausu – odpowiedziała tak lekko, jakby zamawiała
frytki i cole.
-Dziękuję. Dzisiaj omówimy
sobie właśnie ten styl. Panie Riley proszę zgasić światło – zwrócił się do
jednego z uczniów siedzącego na samej górze tuż przy włączniku światła, po czym
sam podszedł do projektora.
Po chwili na wielkiej
tablicy pojawiły się obrazy.
Taylor wciąż wpatrywał się
w Jessie, co sądząc po minie, nie bardzo jej odpowiadało. Spojrzała na niego
wściekła.
-Odczep się – szepnęła.
-Przecież nic nie robię.
Uśmiechnął się pod nosem,
widząc że tym doprowadza ją do białej gorączki.
Zajęcia ciągnęły się w
nieskończoność. Jakby nie trwały godzinę tylko z co najmniej dziesięć. Już po
kwadransie uodporniła się na uporczywe spojrzenia chłopaka. Zajęła się
szkicowaniem czegoś, co zobaczyła gdy była mała. O ile dobrze pamiętała, była to
stara pożółkła fotografia jakiegoś domu. Sama nie wiedziała dlaczego tak
utkwiła jej w pamięci. Dom, który naszkicowała, nie miał dla niej żadnego
znaczenia, nawet nie wiedziała gdzie jest. Po prostu ot tak znalazł się na
kartce. Dłoń sama się kierowała.
-Koniec zajęć śpiąca
królewno – usłyszała tuż nad sobą i podskoczyła.
Taylor stał obok, zbierając
swoje notatki. Zastanawiała się jak mogła nie usłyszeć dzwonka. Wtedy dotarły
do niej słowa, które wypowiedział chłopak.
-Królewno?
Pokiwał głową niewzruszony.
-Odwal się Higgins.
-Strasznie łatwo jest cię
zdenerwować.
-Wkurzają mnie nadęte dupki,
mające kupę mięśni i zero mózgu.
-Jakoś nie uważam się za
umięśnionego, ale skoro tak twierdzisz..
Wyminęła go mocniej
ściskając torbę.
-Hej poczekaj.
Wyszła z sali, prawie
wpadając na Amber. Rany, ale mam dzisiaj szczęście. Zironizowała w myślach i
wpadła na genialny pomysł.
-Amber, Taylor cię szuka.
Usłyszała cichy pisk i
dziewczyna zniknęła za drzwiami. Zdążyła zauważyć jeszcze nietęgą minę
chłopaka. No to miała go z głowy. Co się z tymi ludźmi działo? Przemknęło jej
nawet przez myśl czy nie ma czegoś naklejonego na plecach, czegoś w stylu
„ZAPRZYJAŹNIJ SIĘ ZE MNĄ”. Znalazła się na dziedzińcu, musiała przez niego
przejść żeby dostać się na boisko. Lubiła to miejsce. Tego dnia odbywał się
trening „Wild Dog’s”, uniwersyteckiej a zarazem i miejscowej drużyny rugbistów.
Biegali, przepychali się, wrzeszczeli i mimo że uważała ich za bandę idiotów to
przychodziła na każdy mecz. To była dla niej jakaś odskocznia od dnia codziennego.
Usiadła na samej górze i rozejrzała się. Grupa ubranych w kuse zielono żółte
stroje cheerleaderek zagrzewała chłopaków do większego eksponowania ich mięśni.
Jessie pokręciła głową. To było żenujące. Ale tak zachowywali się
najpopularniejsi w szkole. Musiała wytrzymać jeszcze dwa lata. Tylko dwa lata.
Skończy szkołę, wyprowadzi się, zacznie kursy. Uwolni się od toksycznych macek
jej życia. Wyciągnęła szkicownik i otworzyła na kartce gdzie przed kilkunastoma
minutami pojawił się ten sam dom. Miała cztery godziny do kolejnych wykładów,
więc założyła słuchawki włączając swoją ulubioną muzykę i znów zaczęła
szkicować zamykając się w swoim świecie.
No to pierwsza notka za mną. Nareszcie. Dedykuję ją dwóm dziołszkom, które kopały mnie w dupę i molestowały, żebym wreszcie wzięła się w garść. Sky i Kuroineko (moje muzy). Dziękuję Wam.
Mam nadzieję że znajdą się osoby, którym spasuje moje opowiadanie. Aha no i wybaczcie błędy i inne duperele.
łał super! wspaniała notka ;D oby tak dalej ;p;p już nie mogę się doczekać masz talent do pisania
OdpowiedzUsuńTy wiesz co ja myślę ;* Więc cieszę się, że kopnięcie w dupę pomogło i mam nadzieję, że nie będę musiała robić tego drugi raz ;D Czekam na dalsze rozdziały słońce. Pozdrawiam Sky ;*
OdpowiedzUsuńCholera jasna, w końcu! Doczekałam tej chwili . To takie wzruszające, że chyba Sobie tatoo zrobię z datą publikacji tej notki ;D Man nadzieje, że wena Cie złapie za nóżki i już nigdy nie puści. ;*
OdpowiedzUsuń