Jessica ostrożnie otworzyła
drzwi i dosłownie wślizgnęła się do środka. Odetchnęła z ulgą gdy nie zauważyła
nigdzie matki. Musiała być tu do niedawna, bo w salonie unosił się jeszcze szary
dymek świadczący o tym, że ktoś palił. Przynajmniej jak na razie ten jeden
problem miała z głowy. Pozostawał jeszcze jeden. Taylor Higgins. Cały tydzień za
wszelką cenę starała się go unikać. Ona. Dziewczyna, która stawiała czoła
przeciwnościom losu, która nigdy się nie poddawała, twarda i zacięta. Ona najzupełniej
w świecie go unikała. Nie chciała mieć z nim do czynienia. Doprowadzał ją do
czystego szaleństwa. Doszło do tego, że jako ostatnia wchodziła na zajęcia a
wychodziła pierwsza, tak by nie mógł się do niej zbliżać. Dosłownie paranoja.
Popadała w pieprzoną paranoję przez jednego faceta. Położyła się na łóżku i
westchnęła. Chciała tylko przetrwać te dwa lata w spokoju. Spojrzała na
zegarek. Miała z jakieś trzy godziny zanim wyjedzie. Wzięła prysznic,
zapakowała rzeczy i prawie wybiegła z domu mając nadzieję, że nigdzie nie spotka
matki. Po drodze nazbierała polnych kwiatów i pojechała tam, gdzie mogła być
sama ze swoimi wspomnieniami. Pojechała tam gdzie do tej pory czuła się
bezpieczna. Gdzie problemy znikały a ona cofała się dziesięć lat wstecz.
Taylor
zobaczył ogromny, białym dom otoczony soczystą zielenią. Cztery kolumny dumnie
stały ukazując gościom okazałe, masywne drzwi. Prawie jak wrota. Miał wrażenie,
że wszystko było tu przesadzone, zbyt duże. Już na wjeździe dało się słyszeć
głośną muzykę i śmiechy. Znalazł miejsce gdzieś między zaparkowanymi tam
autami. W końcu wysiadł. Sam przed sobą zastanawiał się co tu robił. Nie stronił
od imprez, ale od Amber i jej podobnych.
-Taylor łap – usłyszał i
odwrócił się.
W ostatniej chwili złapał
piłkę do rugby. Za nim, z szerokim uśmiechem, stał blond włosy chłopak w żółtych
spodenkach i zielonej koszulce. Barwy drużyny.
-Chciałeś mnie zabić Nate?
Odrzucił piłkę i powoli
podszedł do niego. Uścisnęli sobie dłonie.
-Co ty robisz u Amber?
Przecież jej nie znosisz.
-Obiecała dać mi spokój.
-I ty w to wierzysz?
-Jak widać jestem naiwny.
Zaśmiali się i weszli do
środka. Tu muzyka była dużo głośniejsza. Każdy chodził z butelką piwa lub
czegoś mocniejszego. Sam chwycił butelkę wody i wszedł głębiej do salonu. Większość
dostosowała się do wytycznych Amber odnośnie stroju, ale było też sporo osób, w
tym Taylor, które takie wytyczne mieli gdzieś. Jak do tej pory było dobrze, bo
nigdzie nie spotkał Amber. Widział spojrzenia dziewczyn posyłane w jego
kierunku, ale nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Po drodze witał się z
kolejnymi kumplami, gratulując wygranego meczu, aż dotarł do niego piskliwy
głosik, którego szczerze powiedziawszy miał nadzieję nie usłyszeć. Zastanawiał
się przez chwilę jak chciał to zrobić, skoro zjawił się na imprezie u niej.
Prawdziwy kretyn z niego.
-Skarbie, przyszedłeś –
rzuciła mu się na szyję, jednak w miarę delikatnie odsunął ją od siebie. – Chodź nad basen.
-Może później.
Spojrzał błagalnie na
Seth’a. Wiedział doskonale, że Amber wpadła mu w oko i postanowił wykorzystać tą
sytuację.
-Księżniczko chodź,
popływamy – pociągnął ją za rękę nie zważając na jej kwaśną minę i sprzeciwy.
-Seth zostaw mnie,
puszczaj.. Seth!
Ten jednak nie słuchał, co
jak najbardziej odpowiadało Taylorowi. Miał Amber na jakiś czas z głowy.
Wiedział jednak, że to dopiero początek i już wyglądał na zrezygnowanego.
-Wyglądasz tak, jak ja pod
koniec imprezy.
-Po kilku minutach z tą
dziewczyną tak właśnie się czuję.
-Amber nie jest taka zła.
-No proszę, proszę –
spojrzał na Nate’a z uśmiechem. – Jeszcze miesiąc temu chciałeś ją zabić.
-Teraz staram się ją
omijać.
-Gdybym tylko mógł tak
zrobić. Ok stary, ja się zmywam.
-Już?
-Zanim ona wróci.
-Wpadasz jutro na mecz do
Sama?
-Będzie Amber i jej podobne?
-Męskie spotkanie.
-To do jutra. Baw się
dobrze.
Zanim wyszedł słyszał
jeszcze wrzeszczącą na Seth’a Amber. Wsiadł do auta i ruszył. Nie ujechał nawet
pół godziny, gdy na poboczu zobaczył znajomy samochód. Uśmiechnął się i
zatrzymał tuż za nim.
Jessica spojrzała w lusterko i westchnęła. Gorzej być nie mogło. Widziała jak chłopak wysiada i idzie w jej kierunku. Otworzyła drzwi.
-Znowu cię zawiódł?
-Ma już swoje lata.
-Podrzucić cię gdzieś?
-Nie, dzięki.
-Jedziesz do pracy?
Skrzywiła się.
-A co ci do tego?
-Rany Jessie, wsiadaj. Zawiozę cię.
-O co ci chodzi? –
spojrzała na niego poirytowana.
-Czy muszę się tłumaczyć z
tego, że chcę cię podwieźć? Przecież nie ma w tym nic złego?
Nie przychodziło jej nic do
głowy czym mogłaby mu się odgryźć, więc nie odpowiedziała.
-No chodź, bo się spóźnisz.
-Przecież to dwie godziny
drogi..
-Więc się pospiesz –
uśmiechnął się przyjaźnie.
Prawie przez całą drogę
milczała. Od czasu do czasu odpowiadała tylko zdawkowo na jakieś pytania. Gdy
zajechali pod bar wysiadła.
-Dzięki za podwiezienie,
jestem twoim dłużnikiem.
-Nic nie jesteś mi dłużna.
-Cześć – zatrzasnęła drzwi,
zanim zdążył się pożegnać i zniknęła w barze.
Uśmiechnął się pod nosem.
Chwilę później był już w środku, czekając na jej występ.
Nie minęła godzina a ona
już wyszła z garderoby. Zmarszczyła brwi, gdy tylko go zobaczyła.
-Miałem cię zostawić tutaj
bez auta? – wyglądało to tak, jakby starał się wytłumaczyć jej swoją obecność
tutaj.
-Poradziłabym sobie.
-W to nie wątpię, ale może dasz
się zaprosić na kawę?
-Nie piję kawy –
odburknęła.
-Ty zawsze jesteś taka miła?
Spojrzała na niego
zakłopotana. W sumie nie zrobił niczego, przez co mogłaby go tak traktować, a
jednak nie potrafiła normalnie z nim rozmawiać.
-Przepraszam –
skapitulowała.
-Cola?
-Dasz mi spokój jak wypiję
z tobą cokolwiek?
-Hmm.. tego nie mogę
obiecać. Jedyne co mogę obiecać to że nie będę cię dotykać, nie będę starał się
pocałować cię, ani nie będę cię podrywać – zaczął wyliczać na palcach.
Zaśmiała się cicho.
-No popatrz, popatrz. Umiesz
się uśmiechać.
-Zamknij się, bo nigdzie z
tobą nie pójdę.
Na jego twarzy pojawił się
szeroki uśmiech. Wsiedli do auta. Po kilku minutach siedzieli przy średniej
wielkości pizzy, posypanej obficie parmezanem.
-Dlaczego taka dziewczyna
jak ty pracuje w takim miejscu?
-Taka jak ja? – prychnęła – Nic o mnie nie wiesz, więc nie wyjeżdżaj mi z takim tekstem.
-Mówił ci ktoś że strasznie
zadziorna jesteś?
-Zadziorna nie ale wredna
tak – przerwała jedzenie i spojrzała na niego krzywo – czego ty tak naprawdę
chcesz? Nie mógłbyś się tak na przykład odczepić?
-Raczej nie. Po prostu miło
spędzam czas.
-Ludzie tacy jak ty..
-.. wybacz że ci przerwę,
ale też mnie nie znasz.
-I nie zależy mi na tym.
-Szczera do bólu?
-Nie jestem i nie będę
członkiem twojego fan clubu.
Skrzywił się.
-Mam przepraszać za to że
jakieś laski nie miały nic lepszego do roboty? Uwierz nie prosiłem się o to.
Przyjrzała mu się uważnie.
Siedział z pochyloną głową. Czarna grzywka na moment zasłoniła jeszcze
czarniejsze oczy. Było w nim coś tajemniczego, coś innego, coś czego wcześniej
nie dostrzegła. Tak naprawdę nigdy nie miała przyjaciół, no może tylko wtedy
gdy była mała. Stroniła od ludzi jak tylko się dało i nie narzekała. Nauczyła
się walczyć o swoje i nie poddawać się, nauczyła sobie radzić sama, z czego
była cholernie dumna. Więc nie potrzebowała nikogo, zwłaszcza jego.
-Co chcesz robić w
przyszłości? – z zamyślenia wyrwało ją pytanie chłopaka.
-Jezu Taylor, teraz będziesz
wypytywać się o moje plany życiowe?
Westchnął zrezygnowany. To
był niesamowicie ciężki orzech do zgryzienia.
-Czy tak ciężko być miłym
chociaż przez chwilę? Czy rozmowa ze mną jest aż tak denerwująca i nie do
zniesienia?
Spojrzała na niego
zaskoczona po czym uśmiechnęła się ironicznie klaszcząc w dłonie.
-Wow jaka przemowa, prawie
mnie przekonałeś – wypuściła powoli powietrze – tylko że ja jestem dziwakiem,
nie potrzebuje kumpli.
-Każdy ich potrzebuje. Na
przykład do pomocy z biologii.
-Że co??
-Potrzebujesz pomocy z biologii
do stypendium, prawda?
-No i?
-Mogę pomóc, a ty pomożesz
mi przygotować się do testu z historii sztuki. Tylko miesiąc douczania i jeżeli
nadal będziesz na mnie cięta dam ci spokój.
Tym razem na jej twarzy
pojawił się szczery, delikatny uśmiech.
-Jest cała szkoła
dziewczyn, które zabiłyby się za naukę z tobą.
-Domyślam się, ale po
pierwsze, ty z historii masz najlepsze oceny a po drugie myślisz że byłyby w
stanie mnie nauczyć? Bo ja nie sądzę. Więc jak? Umowa stoi?
-Tylko do testu?
-A potem przestanę cię
męczyć, no chyba że zaczniesz mnie błagać o towarzystwo – zaśmiał się cicho.
-Wyluzuj Higgins.
-Ok, ok, tylko do testu.
-To kiedy zaczynamy? –
upiła łyk coli i wbiła w niego swój wzrok.
Chyba nigdy nie widział
takiego koloru oczu, szmaragdowe. Musiał przyznać że była piękna, taka
egzotyczna a przede wszystkim cholernie niedostępna i wkurzająca. Ale to go
właśnie w niej zafascynowało.
-Taylor!
-C-co?
-Umowa obejmuje także
gapienie się, jeżeli nie przestaniesz tego robić to rezygnuje – warknęła.
-Ej, to co mam w ogóle na
ciebie nie patrzeć?
-Domyślam się że aż tak
dobrze mieć nie będę, więc przystopuj. Mogę zadać ci pytanie?
-Jasne.
-Dlaczego nie
rozpowiedziałeś wszystkim co robię?
-Bo to jest tylko i
wyłącznie twoja sprawa. Moim zdaniem nie ma w tym nic złego, tańczysz
rewelacyjnie, ale to nadal twoja sprawa.
-Dzięki.
-Nie ma za co. Więc od
kiedy zaczynamy?
-Od kiedy ci pasuje. Ja w
weekendy pracuje, ale to już wiesz.
-Możemy uczyć się po
wykładach..
-Od poniedziałku?
Skinął głową pochłaniając
kolejny kawałek pizzy.
*(^.^)*
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia, jakiego banana mam na twarzy jak zobaczyłam drugi rozdział ;D
Ciekawie się zaczyna :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj tak dalej ;)
KiK77
Dzięki. Mam nadzieję że ciekawie będzie do końca :D
Usuńcudowne... ah.. mimo tego że Jessika jest taka myśle że coś ona czuje do Taylera..l lece przeczytać następny rozdział<333
OdpowiedzUsuńZakochałam się w tym opowiadaniu*.*
OdpowiedzUsuń