czwartek, 6 września 2012

rozdział *2


      Jessica ostrożnie otworzyła drzwi i dosłownie wślizgnęła się do środka. Odetchnęła z ulgą gdy nie zauważyła nigdzie matki. Musiała być tu do niedawna, bo w salonie unosił się jeszcze szary dymek świadczący o tym, że ktoś palił. Przynajmniej jak na razie ten jeden problem miała z głowy. Pozostawał jeszcze jeden. Taylor Higgins. Cały tydzień za wszelką cenę starała się go unikać. Ona. Dziewczyna, która stawiała czoła przeciwnościom losu, która nigdy się nie poddawała, twarda i zacięta. Ona najzupełniej w świecie go unikała. Nie chciała mieć z nim do czynienia. Doprowadzał ją do czystego szaleństwa. Doszło do tego, że jako ostatnia wchodziła na zajęcia a wychodziła pierwsza, tak by nie mógł się do niej zbliżać. Dosłownie paranoja. Popadała w pieprzoną paranoję przez jednego faceta. Położyła się na łóżku i westchnęła. Chciała tylko przetrwać te dwa lata w spokoju. Spojrzała na zegarek. Miała z jakieś trzy godziny zanim wyjedzie. Wzięła prysznic, zapakowała rzeczy i prawie wybiegła z domu mając nadzieję, że nigdzie nie spotka matki. Po drodze nazbierała polnych kwiatów i pojechała tam, gdzie mogła być sama ze swoimi wspomnieniami. Pojechała tam gdzie do tej pory czuła się bezpieczna. Gdzie problemy znikały a ona cofała się dziesięć lat wstecz.

Taylor zobaczył ogromny, białym dom otoczony soczystą zielenią. Cztery kolumny dumnie stały ukazując gościom okazałe, masywne drzwi. Prawie jak wrota. Miał wrażenie, że wszystko było tu przesadzone, zbyt duże. Już na wjeździe dało się słyszeć głośną muzykę i śmiechy. Znalazł miejsce gdzieś między zaparkowanymi tam autami. W końcu wysiadł. Sam przed sobą zastanawiał się co tu robił. Nie stronił od imprez, ale od Amber i jej podobnych.
-Taylor łap – usłyszał i odwrócił się.
W ostatniej chwili złapał piłkę do rugby. Za nim, z szerokim uśmiechem, stał blond włosy chłopak w żółtych spodenkach i zielonej koszulce. Barwy drużyny.
-Chciałeś mnie zabić Nate?
Odrzucił piłkę i powoli podszedł do niego. Uścisnęli sobie dłonie.
-Co ty robisz u Amber? Przecież jej nie znosisz.
-Obiecała dać mi spokój.
-I ty w to wierzysz?
-Jak widać jestem naiwny.
Zaśmiali się i weszli do środka. Tu muzyka była dużo głośniejsza. Każdy chodził z butelką piwa lub czegoś mocniejszego. Sam chwycił butelkę wody i wszedł głębiej do salonu. Większość dostosowała się do wytycznych Amber odnośnie stroju, ale było też sporo osób, w tym Taylor, które takie wytyczne mieli gdzieś. Jak do tej pory było dobrze, bo nigdzie nie spotkał Amber. Widział spojrzenia dziewczyn posyłane w jego kierunku, ale nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Po drodze witał się z kolejnymi kumplami, gratulując wygranego meczu, aż dotarł do niego piskliwy głosik, którego szczerze powiedziawszy miał nadzieję nie usłyszeć. Zastanawiał się przez chwilę jak chciał to zrobić, skoro zjawił się na imprezie u niej. Prawdziwy kretyn z niego.
-Skarbie, przyszedłeś – rzuciła mu się na szyję, jednak w miarę delikatnie odsunął ją od siebie. – Chodź nad basen.
-Może później.
Spojrzał błagalnie na Seth’a. Wiedział doskonale, że Amber wpadła mu w oko i postanowił wykorzystać tą sytuację.
-Księżniczko chodź, popływamy – pociągnął ją za rękę nie zważając na jej kwaśną minę i sprzeciwy.
-Seth zostaw mnie, puszczaj.. Seth!
Ten jednak nie słuchał, co jak najbardziej odpowiadało Taylorowi. Miał Amber na jakiś czas z głowy. Wiedział jednak, że to dopiero początek i już wyglądał na zrezygnowanego.
-Wyglądasz tak, jak ja pod koniec imprezy.
-Po kilku minutach z tą dziewczyną tak właśnie się czuję.
-Amber nie jest taka zła.
-No proszę, proszę – spojrzał na Nate’a z uśmiechem. – Jeszcze miesiąc temu chciałeś ją zabić. 
-Teraz staram się ją omijać.
-Gdybym tylko mógł tak zrobić. Ok stary, ja się zmywam.
-Już?
-Zanim ona wróci.
-Wpadasz jutro na mecz do Sama?
-Będzie Amber i jej podobne?
-Męskie spotkanie.
-To do jutra. Baw się dobrze.
Zanim wyszedł słyszał jeszcze wrzeszczącą na Seth’a Amber. Wsiadł do auta i ruszył. Nie ujechał nawet pół godziny, gdy na poboczu zobaczył znajomy samochód. Uśmiechnął się i zatrzymał tuż za nim.

Jessica spojrzała w lusterko i westchnęła. Gorzej być nie mogło. Widziała jak chłopak wysiada i idzie w jej kierunku. Otworzyła drzwi.
-Znowu cię zawiódł?
-Ma już swoje lata.
-Podrzucić cię gdzieś?
-Nie, dzięki.
-Jedziesz do pracy?
Skrzywiła się.
-A co ci do tego?
-Rany Jessie, wsiadaj. Zawiozę cię.
-O co ci chodzi? – spojrzała na niego poirytowana.
-Czy muszę się tłumaczyć z tego, że chcę cię podwieźć? Przecież nie ma w tym nic złego?
Nie przychodziło jej nic do głowy czym mogłaby mu się odgryźć, więc nie odpowiedziała.
-No chodź, bo się spóźnisz.
-Przecież to dwie godziny drogi..
-Więc się pospiesz – uśmiechnął się przyjaźnie.
Prawie przez całą drogę milczała. Od czasu do czasu odpowiadała tylko zdawkowo na jakieś pytania. Gdy zajechali pod bar wysiadła.
-Dzięki za podwiezienie, jestem twoim dłużnikiem.
-Nic nie jesteś mi dłużna.
-Cześć – zatrzasnęła drzwi, zanim zdążył się pożegnać i zniknęła w barze.
Uśmiechnął się pod nosem. Chwilę później był już w środku, czekając na jej występ.  
Nie minęła godzina a ona już wyszła z garderoby. Zmarszczyła brwi, gdy tylko go zobaczyła.
-Miałem cię zostawić tutaj bez auta? – wyglądało to tak, jakby starał się wytłumaczyć jej swoją obecność tutaj.
-Poradziłabym sobie.
-W to nie wątpię, ale może dasz się zaprosić na kawę?
-Nie piję kawy – odburknęła.
-Ty zawsze jesteś taka miła?
Spojrzała na niego zakłopotana. W sumie nie zrobił niczego, przez co mogłaby go tak traktować, a jednak nie potrafiła normalnie z nim rozmawiać.
-Przepraszam – skapitulowała.
-Cola?
-Dasz mi spokój jak wypiję z tobą cokolwiek?
-Hmm.. tego nie mogę obiecać. Jedyne co mogę obiecać to że nie będę cię dotykać, nie będę starał się pocałować cię, ani nie będę cię podrywać – zaczął wyliczać na palcach.
Zaśmiała się cicho.
-No popatrz, popatrz. Umiesz się uśmiechać.
-Zamknij się, bo nigdzie z tobą nie pójdę.
Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wsiedli do auta. Po kilku minutach siedzieli przy średniej wielkości pizzy, posypanej obficie parmezanem.
-Dlaczego taka dziewczyna jak ty pracuje w takim miejscu?
-Taka jak ja? – prychnęła – Nic o mnie nie wiesz, więc nie wyjeżdżaj mi z takim tekstem.
-Mówił ci ktoś że strasznie zadziorna jesteś?
-Zadziorna nie ale wredna tak – przerwała jedzenie i spojrzała na niego krzywo – czego ty tak naprawdę chcesz? Nie mógłbyś się tak na przykład odczepić?
-Raczej nie. Po prostu miło spędzam czas.
-Ludzie tacy jak ty..
-.. wybacz że ci przerwę, ale też mnie nie znasz.
-I nie zależy mi na tym.
-Szczera do bólu?
-Nie jestem i nie będę członkiem twojego fan clubu.
Skrzywił się.
-Mam przepraszać za to że jakieś laski nie miały nic lepszego do roboty? Uwierz nie prosiłem się o to.
Przyjrzała mu się uważnie. Siedział z pochyloną głową. Czarna grzywka na moment zasłoniła jeszcze czarniejsze oczy. Było w nim coś tajemniczego, coś innego, coś czego wcześniej nie dostrzegła. Tak naprawdę nigdy nie miała przyjaciół, no może tylko wtedy gdy była mała. Stroniła od ludzi jak tylko się dało i nie narzekała. Nauczyła się walczyć o swoje i nie poddawać się, nauczyła sobie radzić sama, z czego była cholernie dumna. Więc nie potrzebowała nikogo, zwłaszcza jego.
-Co chcesz robić w przyszłości? – z zamyślenia wyrwało ją pytanie chłopaka.
-Jezu Taylor, teraz będziesz wypytywać się o moje plany życiowe?
Westchnął zrezygnowany. To był niesamowicie ciężki orzech do zgryzienia.
-Czy tak ciężko być miłym chociaż przez chwilę? Czy rozmowa ze mną jest aż tak denerwująca i nie do zniesienia?
Spojrzała na niego zaskoczona po czym uśmiechnęła się ironicznie klaszcząc w dłonie.
-Wow jaka przemowa, prawie mnie przekonałeś – wypuściła powoli powietrze – tylko że ja jestem dziwakiem, nie potrzebuje kumpli.
-Każdy ich potrzebuje. Na przykład do pomocy z biologii.
-Że co??
-Potrzebujesz pomocy z biologii do stypendium, prawda?
-No i?
-Mogę pomóc, a ty pomożesz mi przygotować się do testu z historii sztuki. Tylko miesiąc douczania i jeżeli nadal będziesz na mnie cięta dam ci spokój.
Tym razem na jej twarzy pojawił się szczery, delikatny uśmiech.
-Jest cała szkoła dziewczyn, które zabiłyby się za naukę z tobą.
-Domyślam się, ale po pierwsze, ty z historii masz najlepsze oceny a po drugie myślisz że byłyby w stanie mnie nauczyć? Bo ja nie sądzę. Więc jak? Umowa stoi?
-Tylko do testu?
-A potem przestanę cię męczyć, no chyba że zaczniesz mnie błagać o towarzystwo – zaśmiał się cicho.
-Wyluzuj Higgins.
-Ok, ok, tylko do testu.
-To kiedy zaczynamy? – upiła łyk coli i wbiła w niego swój wzrok.
Chyba nigdy nie widział takiego koloru oczu, szmaragdowe. Musiał przyznać że była piękna, taka egzotyczna a przede wszystkim cholernie niedostępna i wkurzająca. Ale to go właśnie w niej zafascynowało.
-Taylor!
-C-co?
-Umowa obejmuje także gapienie się, jeżeli nie przestaniesz tego robić to rezygnuje – warknęła.
-Ej, to co mam w ogóle na ciebie nie patrzeć?
-Domyślam się że aż tak dobrze mieć nie będę, więc przystopuj. Mogę zadać ci pytanie?
-Jasne.
-Dlaczego nie rozpowiedziałeś wszystkim co robię?
-Bo to jest tylko i wyłącznie twoja sprawa. Moim zdaniem nie ma w tym nic złego, tańczysz rewelacyjnie, ale to nadal twoja sprawa.
-Dzięki.
-Nie ma za co. Więc od kiedy zaczynamy?
-Od kiedy ci pasuje. Ja w weekendy pracuje, ale to już wiesz.
-Możemy uczyć się po wykładach..
-Od poniedziałku?
Skinął głową pochłaniając kolejny kawałek pizzy.

5 komentarzy:

  1. *(^.^)*
    Nie masz pojęcia, jakiego banana mam na twarzy jak zobaczyłam drugi rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie się zaczyna :)
    Trzymaj tak dalej ;)



    KiK77

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Mam nadzieję że ciekawie będzie do końca :D

      Usuń
  3. cudowne... ah.. mimo tego że Jessika jest taka myśle że coś ona czuje do Taylera..l lece przeczytać następny rozdział<333

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakochałam się w tym opowiadaniu*.*

    OdpowiedzUsuń