piątek, 14 czerwca 2013

Ważna informacja

Mam dla was bardzo złą i smutną wiadomość...
W nocy dostałam cynka od naszej kochanej *moments* (dzięki za pobudke, nic sie nie stało :D), że ma problemy z komputerem i nie ma jak napisać dla nas kolejnego, tak wyczekiwanego przez nas rozdziału :(.
Bardzo nas za to przeprasza. A nam pozostaje mieć nadzieję, że *moments* szybko do nas wróci !
Tajemnicza "Y"


Edit: Yasha, kochanie dziękuję :* wybacz że Cię obudziłam :D 
komputera nie udało mi się naprawić, więc trochę czasu zeszło mi odcięciu od świata. Gdy dzisiaj zobaczyłam ile mam do nadrobienia szczęka mi opadła, długo mi zejdzie (już zacieram rączki na Wasze blogi :D)
To na tyle. Wróciłam. Rozdział się pisze. Zabieram się za czytanie. :) 

czwartek, 23 maja 2013

rozdział *32


Dzisiaj krótko.. wręcz bym powiedziała, że bardzo krótko, ale moja wena wyparowała.. siadałam przed kompem i NIC.. pustka.. tłumaczę to kryzysem wieku średniego.

Yasha kochanie zdrowiej szybciutko :*







***

Jessie przejechała dłonią po spoconym czole oddychając ciężko. Zdołała powyciągać części z ogromnych pudeł a już jej ciało ogarniało zmęczenie. Była w trakcie skręcania łóżka gdy usłyszała ciche pukanie do drzwi. Z lekkim utrudnieniem przedostała się przez masę pudeł, kartonów i worków. Otworzyła i zastygła w bezruchu. Stał przed nią z poważnym wyrazem twarzy. Miała ochotę przytulić się do niego, pocałować, ale w ostatniej chwili stchórzyła. Spuściła wzrok i wtedy zauważyła jej walące w zawrotnym tempie serce, widziała jego wyraźny zarys tuż pod koszulką. Czuła je to fakt, ale nie sądziła że jego widok sprawi że będzie miała istną tachykardię.
-Cześć..
-Cześć..
Patrzyli na siebie w milczeniu, nie wiedząc jak się do siebie odezwać, jakby dopiero co się poznali, jakby nie łączyło ich zupełnie nic. Para obcych sobie ludzi.
-Mogę?
-A tak, jasne.. przepraszam – przesunęła się wpuszczając go do środka.
Poprowadziła go do kuchni, jedynego miejsca w całym mieszkaniu, które już było posprzątane i urządzone.
-Napijesz się czegoś?
-Piwa, jeżeli masz.. dzięki.
Podeszła do lodówki i wyciągnęła dwa piwa. Podała jedno chłopakowi. Między nimi dało się wyczuć jakieś dziwne napięcie, które pogłębiało się z każdą sekundą. Było tak gęsto, że niemal można było powiesić w powietrzu siekierę a i tak mało prawdopodobne byłoby to, że spadnie. Wpatrywał się w nią nie wiedząc co powiedzieć. Chciał wiedzieć co się stało? Chciał wiedzieć dlaczego? Więc musiał się odezwać.
-Jessie dlaczego uciekłaś?
Zobaczył że się wzdrygnęła. Widział jak dłonie jej drżą i żałował w tym momencie że zadał to pytanie. Mógł jeszcze poczekać, no ale palnął bez zastanowienia i teraz czekał na odpowiedź.
-Nie uciekłam..
-Przestań – warknął – list i szybki wyjazd to nie ucieczka? List to chyba za wielkie słowo..
-Ja..
Co miała mu odpowiedzieć? Jak sensownie wytłumaczyć? Milczała więc.
-Dobra nie ważne. Twoja sprawa..
Znów zaległa nieznośna cisza. Było tak cicho jakby nagle ktoś to wszystko wyłączył. Jakby za naciśnięciem jednego guzika można było wyłączyć wszystkie dźwięki świata. Spojrzał na stos pudeł.
-Pomogę ci z tym.. – jego głos brzmiał już nieco łagodniej, jednak nie patrzył na dziewczynę.
-Nie musisz..
-Chcę.
Zastanawiała się przez chwilę.
-Pod warunkiem że zostaniesz na kolacji.
Odwrócił się w jej stronę. Uśmiechnęła się nieśmiało. Przez ten czas gdy jej nie widział brakowało mu tej twarzy, tego uśmiechu. Brakowało mu przyjaciółki, o ile mógł chociaż na to liczyć, na przyjaźń z jej strony.
-Jeśli czegoś nie przypalisz to..
-A kto powiedział że będę gotować. Że też w ogóle przyszło ci to do głowy.
Oboje parsknęli śmiechem w tym samym momencie rozładowując napięcie. Weszli do pokoju dziewczyny i zabrali się wspólnie za skręcanie łóżka. Po niespełna godzinie jej sypialnia była gotowa. Uśmiechnęła się na ten widok. Przeszli do kuchni mijając po drodze pusty pokój.
-Będziesz chciała wynająć ten pokój?
Zawahała się.
-Raczej.. tak.
Stanęła przy blacie tyłem do niego. Nie mogła na niego spojrzeć. Nie mogła spojrzeć mu prosto w oczy. Nadal czuła wstyd a i cała swoboda, którą udało im się odbudować prysła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
-Jessie tęsknie za tobą..
Gwałtownie podniosła głowę jednak nadal się nie odwracała. Za to on podszedł do niej i stanął tuż za nią. Oparł się dłońmi o blat odcinając jej jakąkolwiek drogę ucieczki. Był tak blisko że bez problemu wyczuła jego zapach.
-Taylor..
-Kocham cię. Przepraszam ale stało się, nie potrafię dłużej już tego ukrywać.
-Coś ty powiedział?
Powoli odwróciła się. Był blisko. Bardzo blisko.
-Wiem że uważasz to co się wydarzyło za błąd ale ja tak nie myślę. Chciałbym cię przeprosić i jednocześnie prosić byś mi ...
Pocałowała go. To było spontaniczne, ale pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek na świecie. Poczuła dłonie Taylora wplatające się w jej włosy. Po chwili odsunął się od niej i uśmiechnął głaszcząc jej policzek. Zobaczył rumieńce, które uwielbiał.  Nie często miał okazję by je widzieć.
-Tęskniłam za tobą.
-Naprawdę?
Skinęła niepewnie głową.
-Jessie.. czy ty coś do mnie czujesz?
-Ja.. ja..
-Powiedz mi, proszę – musnął ustami jej usta.
-Zakochałam się do cholery, dlatego uciekłam.. myślałam że zniszczyliśmy to co między nami było.
Pocałował ją namiętnie i długo. Każdy pocałunek był przesiąknięty tęsknotą, pożądaniem. Gdy poczuł jej dłonie próbujące uporać się z guzikiem jego koszuli, wiedział że nie chce czekać ani minuty dłużej. Uśmiechnął się pod nosem i zaniósł ją do sypialni.
        

***


Taylor obudził się nad ranem i zobaczył Jessie nadal wtuloną w jego ramiona. Kąciki ust same uniosły się ku górze. Jak wtedy gdy pierwszy raz się kochali, z tym jednak że teraz nadal tu była. Pocałował jej cudownie pachnącą skórę na szyi i poczuł że drgnęła.
-Śpisz kochanie? – wyszeptał jej tuż do ucha.
-Mmm.. już nie.. nie sądziłam że kiedyś usłyszę takie słowa z twoich ust.
Odwróciła się w jego stronę.
-Często ci tak mówiłem zwłaszcza ostatnio.
-No tak, ale robiłeś to wtedy gdy się zgrywaliśmy.
-Bo jak miałem ci powiedzieć że się zakochałem, ty, która nogami i rękami zapierała się przed facetami – podparł się na łokciu przyglądając się jej – Jessie muszę ci coś powiedzieć, powinienem powiedzieć ci o tym wczoraj..
-Wiem o wszystkim..
Był zdezorientowany czego nie starał się nawet ukryć.
-Ale o czym?
-Wiem o Amber, bo chyba o tym chciałeś mi powiedzieć..
-Skąd?
-Zora zadzwoniła i powiedziała o całym zajściu.
-Przepraszam, byłem wściekły i..
-Nic się nie stało – przerwała mu – ale nie waż mi się nikogo więcej całować.
-Jesteś ideałem. Moim ideałem.
-Wiem o tym – uśmiechnęła się.
-Mogę wynająć ten drugi pokój?
-Skoro tak wolisz..
Wyślizgnęła się z jego ramion i wstała. Wpatrywał się w jej nagie ciało z niekłamanym zachwytem. Mógł śmiało powiedzieć, że był na nią napalony jak na żadną do tej pory i ta myśl wywołała nikły uśmiech na jego twarzy.
-.. ale nie próbuj nocować w moim łóżku..
-Czyli mam rozumieć że bardziej byłabyś skłonna do wynajęcia mi swojego łóżka? – poruszył zabawnie brwiami w górę i w dół. W górę i w dół.
-Pff.. schlebiasz sobie Higgins..
Była już ubrana, gdy wreszcie uraczyła go spojrzeniem. Leżał z założonymi za głowę rękoma, z lubieżnym uśmiechem na twarzy. Białe prześcieradło, którym był przykryty do pasa, idealnie kontrastowało z jego opalenizną. I ten jego uśmiech. Uśmiech który potrafił rozpromienić nawet najbardziej pochmurny dzień. Ten uśmiech skierowany wprost na nią. Serce nie potrafiło zignorować tego obrazu. Biło jak oszalałe.
Podeszła do łóżka i pochyliła się delikatnie muskając usta Taylora. Po chwili znowu wylądowała w pościeli wpatrując się w czarne jak noc oczy. Odgarnął kosmyk z jej czoła.
-Mogę zostać?
-Wynajmę ci pokój jak chcesz, ale..
-Jessie nie chodzi mi o pokój – pokręcił głową – czy mogę zostać z tobą.
-Taylor mam pokręcone życie.
Powiedziała to tak cicho że ledwo ją zrozumiał.
-Chcę w nim uczestniczyć.
-Jesteś pewien?
-Jak tego że cię kocham – pocałował ją.
Gdy się odsunął zobaczył w jej oczach łzy, które usilnie chciała zachować dla siebie. Ukryć je przed nim.
-Nie płacz Jessie.
-Dawno nie słyszałam tych słów..
-Teraz będę ci je powtarzać jak długo będę żyć.
Uśmiechnęła się czując jego usta na swoich. Przepełniała ją euforia. Dosłownie unosiła się w powietrzu. Kochała i była kochana. Nic więcej do szczęścia jej nie brakowało, niczego więcej nie potrzebowała.
        


***

         Minęło kilka dni odkąd Taylor wyznał Jessie miłość, a w zasadzie odkąd oboje wyznali sobie miłość. Większość czasu spędzali nie wychodząc z łóżka. Jak już wychodzili to tylko po to by coś zjeść, albo wziąć prysznic. Chcieli się sobą nacieszyć, tyle ile mogli, tak jakby miały być to ich ostatnie dni. Tego popołudnia leżeli wtuleni w siebie, nie mogąc przestać się uśmiechać.
Nie potrafiła nie wpatrywać się w jego oczy.
Nie potrafił nie wpatrywać się w jej twarz.
-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaką miałem na ciebie ochotę – wyszeptał przysuwając ją bliżej.
Poczuł jej piersi delikatnie ocierające się o jego nagi tors i dosłownie zapłonął. W dodatku posłała mu takie spojrzenie, że nie mógł się powstrzymać. Przygniótł ją mocniej, chcąc czuć Jessie każdym kawałkiem swojego ciała. 
-Opanuj się Higgins.
-Ja ci się zaraz opanuje – pochylił się nad nią i pocałował.
W tej samej chwili usłyszeli dzwonek do drzwi. Spojrzeli po sobie, jednak to zajęło tylko chwilę jak Taylor wrócił z powrotem do przerwanej czynności. Jego usta błądziły po jej szyi rozpalając ją od środka. Odchyliła głowę, by poczuć pieszczotę wyraźniej.
Dźwięk dzwonka powtórzył się.
-Nie otwierajmy – jęknął patrząc na nią z góry.
-Może to coś ważnego.
Westchnął odsuwając się od niej. Gdy zakładała swoją bieliznę widziała jego uśmiech. Cały czas ją obserwował, nawet na chwilę nie odpuszczając. Jakby w momencie, gdy tylko spuści z niej swój wzrok, ona miałaby się rozpłynąć. Rozejrzała się za bluzką ale nigdzie jej nie widziała.
-Mam to – uniósł rękę ze swoją koszulką uśmiechając się lubieżnie – ale nie za darmo.
-Ty podły..
-Dodaj że zakochany.
-Daj mi ją – spojrzała na niego błagalnie i po chwili uniosła jedną brew – obiecuję się zrewanżować.
Rzucił jej koszulkę ze śmiechem i pośpiesznie zaczęła ją zakładać. Po minucie już była pod drzwiami, zastanawiając się kto mógłby ją odwiedzać. Przeczesała włosy ręką, próbując jakoś je poskromić. Otworzyła drzwi i zaniemówiła.
-Witaj Jessie – kobieta uśmiechała się wesoło.
I wtedy usłyszała jak drzwi od sypialni się otwierają. Odwróciła głowę w tamtym kierunku.
-Kochanie kto.. – Taylor spojrzał na przybyłych gości i zaśmiał się – cześć mamo, cześć tato.
-Przeszkodziliśmy?
Lora przeniosła spojrzenie z syna na Jessie, która nadal stała kurczowo ściskając klamkę.
-Nie.. nie – Jessie wreszcie odzyskała głos i wpuściła ich do środka.
Musiała się jakoś wycofać, żeby coś na siebie ubrać. Nie mogła paradować pół naga przed jego rodzicami. Za to chłopak niczym się nie przejmował. Ubrany tylko w dresowe spodnie, ze zmierzwionymi włosami. Prezentował się zapewnie o wiele lepiej niż ona, poza tym miał prawo przed nimi tak wyglądać. Zniknęła za drzwiami sypialni i po chwili do nich dołączyła. Zaparzała kawę gdy poczuła jego dłonie obejmujące ją w talii i oddech tuż przy uchu.
-Kocham cię..
-Mmm, idź już do rodziców bo zaczynam znowu mieć na ciebie ochotę – wyszeptała.
Uśmiechnął się i odsunął od niej niechętnie. Parę minut zajęło jej przygotowanie wszystkiego dla gości. Gdy weszła do salonu, Taylor siedział rozłożony na sofie, rodzice zaś zajęli fotele. Patrzyli raz na Jessie, raz na syna chyba nadal nie dowierzając temu co widzieli ani słyszeli. Usiadła obok chłopaka.
-Przyjechałem gdy tylko zobaczyłem ta umowę – wskazał na papiery wyciągnięte z teczki uśmiechając się w stronę Jessie – Lora też się uparła żeby cię zobaczyć, tylko nie wiedziałem że ty tu jesteś..
Taylor oparł się wygodnie i upił trochę kawy. Na twarzy wypisane miał szczęście, co wywoływało szerokie uśmiechy na twarzach rodziców.
-A co jest nie tak.. w ogóle to skąd masz jej umowę najmu?
-To mój budynek.
-Co?? – oboje zareagowali.
-Pięć lat temu kupiłem ten budynek.
-Czyli na tak wielkie miasto ja wybrałam pana dom i dodatkowo agencję? – dziewczyna nie kryła zdziwienia.
-Mówiłem żebyś nie mówiła do mnie pan.
-Ja wiem ale..
-Mam pomysł – przerwała matka uśmiechając się znacząco – nie będziemy wam teraz przeszkadzać, przyjedźcie wieczorem na kolację..
-Mamo..
-Mama ma rację, dawno nas nie odwiedzaliście. Dajcie się jej wami nacieszyć.
Oboje wstali.
-Dobra, zadzwonię do Tony’ego – Taylor zrezygnował z dalszego spierania się, bo to i tak nie miało najmniejszego sensu.
-Cudownie, rodzina w komplecie.
Jessie uściskała mocno rodziców chłopaka i zamknęła za nimi drzwi. Oparła się o nie, patrząc na czarnowłosego. Zmierzał w jej kierunku. Gdy znalazł się przy niej uśmiechnął się.
-Kiedy się zrewanżujesz?
-Po kolacji?
-Myślisz że tak długo wytrzymam?
-No skoro nie wytrzymasz Higgins, to chodź ze mną pod prysznic..
Te ostatnie słowa wypowiedziała szeptem, tuż przy jego uchu. Przeszył go przyjemny dreszcz, który dotarł w sekundzie do każdego zakamarka jego ciała.


***

-Na pewno nie jesteś zła, że zostawiłem cię na pastwę moich rodziców?
Taylor przycisnął ją do swojego boku, nie zwalniając kroku. Szli w stronę jeziorka, które pokazał Jessie gdy pierwszy raz ją tu przywiózł. Była nim oczarowana, a teraz ta wycieczka miała swój cel. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie rozmowę z matką chłopaka.


-Dwa osły, no jak dwa osły.
Jessie zaśmiała się. Pomagając kobiecie nie przestawała się uśmiechać, widząc ją krzątającą się po kuchni i marudzącą, aczkolwiek szczęśliwą. Przyglądała jej się przez chwilę. Może głupim było myślenie, że chciała dawać Lorraine szczęście i uśmiech. Nie miała tego w swoim życiu, bała się że mogłaby nie być w stanie odwzajemniać uczuć, ale przy każdej wizycie tutaj utwierdzano ją w przekonaniu, iż ma wielkie serce. Ta myśl rozpierała ją dumą od środka.
-Tyle razy wam mówiłam, i nie tylko ja – pokiwała jej palcem.
-Musieliśmy sami zrozumieć.
-Tak, tak, w dodatku ślepi.
Tym razem obie parsknęły śmiechem.
-Nikt mi jeszcze nie powiedział, że zachowuję się jak niewidomy osioł. To miłe.
-Jessie – kobieta nagle spoważniała – dziękuję ci.. za pojawienie się w jego życiu.
Dziewczyna widząc łzy w oczach kobiety, podeszła i przytuliła ją. Bijące ciepło matki. Szkoda, że nie jej, ale teraz nie miała zamiaru nad tym się rozwodzić.


Kwadrans później siedzieli wpatrując się w ostatnie promienie zachodzącego słońca. Jego dłonie mocno ją obejmowały, wręcz czuła jego serce na swoich plecach, jego oddech tuż przy uchu. Nic więcej nie potrzebowała. To tak, jakby jedno uczucie zastąpiło wszelkie niedogodności losu, jakby nigdy nic złego się nie wydarzyło.
-Kocham to miejsce – wyszeptała wtulając się w niego jeszcze bardziej.
-Tak jak mnie?
-Wiesz że nie możesz się z nikim i niczym równać.
-Rozmawiałaś może z matką?
-Próbowałam, odłożyła słuchawkę.
-Przykro mi – pocałował ją w głowę.
-Powinnam przestać zabiegać o jej względy, ale to moja mama i jestem jej córką i .. – urwała cicho wzdychając.
Przez chwilę milczeli. Każde zatopione we własnych myślach.
-Masz ochotę zostać tu do jutra?
-Możemy?
-Jeżeli tylko chcesz..
Skinęła głową, uśmiechając się pod nosem gdy tylko wyczuła na skórze jego ciepłe usta. Była ich spragniona, tak jak i całego Taylora. Zastanawiała się, jak mogła wytrzymać tyle bez niego. I faktycznie, jak mogła być tak ślepa na to co do siebie czuli. Zawsze myślała, że takie rzeczy się wie.
-Jessie.. kocham cię..
Poczuła coś chłodnego tuż przy palcach, niewielka zmiana temperatury wraz z ciepłym dotykiem dłoni chłopaka. W pierwszej chwili nie wiedziała czym było to spowodowane, serdeczny palec został otoczony czymś czego się nie spodziewała. Zaraz potem jej dłoń uniosła się ku górze i przed oczami miała błyszczący kamień na srebrnej obrączce.
-Wyjdź za mnie..
Te słowa, ten pierścionek, serce walące w zawrotnym tempie i suchość w ustach. Wpatrywała się w swoją rękę, jakby nie była jej własnością, jakby należała do kogoś innego. Milczała. Milczała tak długo, że Taylor zaczął się zastanawiać, czy aby wybrał odpowiedni moment, czy nie było za szybko. Czuł jak dziewczyna powoli wyplątuje się z jego uścisku. Przykucnęła przy nim, nie przestając wpatrywać się w pierścionek. Niewiele brakowało, by ponaglił ją z odpowiedzią, ale w tym samym momencie co już miał otworzyć usta, Jessie przeniosła na niego swój wzrok.
-Jest przepiękny..
-Wiesz, że to żadna odpowiedź?
Uśmiech jaki w tym momencie jej posłał, sprawił, że na chwilę jej serce stanęło. Nie wytrzymała. Dosłownie powaliła go na piasek, śmiejąc się głośno. Ich usta spotkały się w pocałunku przepełnionym miłością i dzikim pożądaniem. I nagle przestała. Uniosła się delikatnie na łokciu.
-Taylor jesteś pewien?
-Kochanie powtarzasz się. możemy wziąć ślub choćby i jutro, jeżeli to miałoby cię przekonać.
-Jutro? Zwariowałeś?
-O tak Jessie, zwariowałem, na twoim punkcie.
Tym razem nie miał zamiaru nawet na chwilę pozwolić jej przerwać pocałunku, a ona nawet nie chciała tego robić.


czwartek, 9 maja 2013

rozdział *31








Dziękuję Ani (Yasha) za pomoc z szablonem i to jej dedykuję ten rozdział. Anus dziekuję :*
a także życzę powrotu do zdrowia Renee :**** 
Nie przedłużam, czytać :D buziole :**




***


        
Taylor obudził się czując łaskoczące go promienie słońca i przypomniał sobie wczorajszą noc. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Rozejrzał się ale nigdzie nie widział Jessie. Jego wzrok padł na kartkę papieru tuż przy nocnej lampce, wziął ją do ręki i zaczął czytać.

„Taylor,
Przepraszam za to co wydarzyło się wczoraj. To był błąd, którego żałuję i którego nie jestem w stanie naprawić. Ta wczorajsza noc nie powinna była się tak skończyć. Nie powinniśmy byli tego robić. Przepraszam.
                                                                                     Jessie

W momencie usiadł. Błąd? Jessie uważa wczorajszą noc za błąd którego żałuje? Te słowa odbijały się echem w jego głowie. Kilka chaotycznych zdań pisanych pospiesznie. Poczuł niewyobrażalny ból w sercu. To tak jakby ktoś je złapał w ręce i zgniatał z całej siły. Przyłożył dłoń do miejsca gdzie wyczuwał szaleńcze bicie serca, jednak to nie umniejszyło bólu, wręcz się nasilił. Zmiął papier i rzucił w kąt, był wściekły i zdruzgotany. Zniszczył ich przyjaźń. Zniszczył to co przez ostatnie dwa lata dawało mu radość, uszczęśliwiało. Stracił ją przez pożądanie, którego nie był w stanie pohamować. Wściekłość docierała do najdalszych zakamarków jego umysłu. Dlaczego nie pomyślał że tak może się to wszystko potoczyć? Wziął do ręki telefon i wykonał połączenie. Usłyszał miły, informujący go o tym że telefon jest wyłączony głos. Zaklął głośno pod nosem i wyskoczył z łóżka. Musiał ją odnaleźć. Wytłumaczyć. Błagać by mu wybaczyła.
Pół godziny później wpadł jak burza na werandę domu dziewczyny. Zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Zapukał kolejny raz. Ogarniała go coraz większa wściekłość pomieszana z paniką i wtedy drzwi się otworzyły. Pierwszy raz odkąd poznał Jessie widział jej matkę, pierwszy raz miał okazję ją zobaczyć i nijak miała się do obrazu jaki stworzył sobie w głowie. Jasne włosy, stalowe zimne oczy i ten grymas twarzy.
-Nie chcę niczego kupować – warknęła.
-Szukam Jessie.
Nawet nie silił się na uprzejmy ton, wiedząc co matka z nią wyprawiała. Ile cierpień i zmartwień jej przysporzyła.
-Nie ma jej, wyprowadziła się, pewnie do tego swojego.. – spojrzała na ulicę, gdzie stał jego zaparkowany samochód i przeniosła wzrok z powrotem na Taylora, zmarszczyła brwi – .. zaraz, zaraz to ty tu wczoraj byłeś. Ciebie też wykiwała?
Zaśmiała się cierpko widząc jego zaciskające się pięści po czym nie czekając na jakikolwiek odzew zatrzasnęła drzwi, tak mocno, że zawiasy jęknęły głośno, dając wyraz jakby swojego niezadowolenia. Stał jeszcze przez chwilę wpatrując się wściekle w drzwi, miał ochotę udusić ją gołymi rękoma, zabić ją. Przestraszył się własnych myśli więc obrócił się na pięcie i w pośpiechu zaczął schodzić ze schodków. Jak można być takim człowiekiem? Jak.. Nie. Nie mógł teraz o tym myśleć i zastanawiać się nad osobą kobiety, najważniejsze było odnalezienie Jessie i przeproszenie jej. Wsiadł do auta. Przez chwilę zastanawiał się gdzie mogłaby być. Kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy, a im bardziej myślał tym coraz mniej miejsc mu zostawało. Wyprowadziła się czyli miała ze sobą jakieś bagaże, musiała mieć jakąś alternatywę, czyli on nie miał nic. Walnął pięściami o kierownice i ruszył.


***

Zatrzymała się przed oszklonym piętrowym budynkiem w samym centrum. Kolejna agencja z mieszkaniami. Ostatnia tego dnia i przyjdzie jej spać w jakimś motelu. Zrezygnowana wysiadła i skierowała się do środka. Już na wstępie z uśmiechem przywitał ją młody mężczyzna.
-Witam panią w czym mogę służyć?
-Dzień dobry, szukam mieszkania do wynajęcia jak najbliżej uniwersytetu.
-Mamy kilka, proszę za mną – podprowadził ją do niewielkiego stolika i gestem dłoni nakazał by usiadła – co panią dokładnie interesuje.
-Dwa pokoje maksimum, salon, kuchnia.
-Obecnie mamy cztery mieszkania, które mogłyby panią zainteresować.
Sięgnął do teczek leżących na szafce tuż za nim i po chwili Jessie oglądała już zdjęcia. W szczególności jedno przypadło jej do gustu. Musiała je zobaczyć.
-To – wskazała na trzecią koszulkę, która się przed nią znajdowała.
-Możemy tam jechać od razu.
-Naprawdę?
-Jak najbardziej.
Dwa kwadranse później zobaczyła czteropiętrową kamienicę z czerwonej cegły w przyjemnej dla oka okolicy. Znaleźli się w środku.
Rozejrzała się po mieszkaniu. Salon, dwie sypialnie, łazienka i aneks kuchenny, więcej nie potrzebowała. Z czasem znajdzie jakąś współlokatorkę. Pomieszczenia były przestronne, ściany nieskazitelnie białe, a podłoga czarna jak smoła, czarna jak oczy Taylora. Zadrżała na myśl o nim. Nie teraz, jeszcze nie! Głos w głowie z całej siły starał się przyćmić obrazy jakie miała przed oczami. Odwróciła się w stronę mężczyzny.
-Biorę.
-W takim razie pojedziemy do biura. Tak jak już mówiłem, wpłaca pani zaliczkę teraz a za tydzień podpisujemy umowę. Ma pani tydzień czasu na rezygnację, ale wtedy..
-Tak, wiem, zaliczka przepada. Nie zrezygnuję. Podoba mi się tutaj i stąd jest blisko na uczelnię.
-Cieszę się, jedziemy?
Jessie mocniej chwyciła torbę i pozwoliła otworzyć przed sobą drzwi.
Godzinę później jej rzeczy leżały już na podłodze w salonie. Przyszedł czas na pozałatwianie najważniejszych spraw i zakupy. Wieczorem gdy siedziała nad pudełkiem z chińszczyzną nie miała siły nawet jej zacząć. Wpatrywała się w nie jakby było czymś dziwacznym, po czym ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się przypominając sobie ucieczkę, bo tego nie można było nazwać inaczej jak tylko ucieczką.  


Odczekała aż Taylor uśnie i dopiero wtedy ostrożnie wyślizgnęła się z jego objęć, łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po jej policzkach. Straciła przyjaciela, straciła go. Przeklinała siebie za to co zrobiła, za to że dała ponieść się emocjom. A teraz nie ma już nikogo. Ubierając się nie spuszczała wzroku z chłopaka i mogłaby przysiąc, że się uśmiechał. Wyciągnęła z torebki notes i naskrobała kilka słów starając się zapanować nad łzami, nad bólem który przeszywał każdy zakamarek jej ciała. Na palcach przeszła przez cały pokój i po cichu tak by go w żadnym wypadku nie obudzić położyła kartkę tuż koło lampki, spoglądając jeszcze na niego. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku ale zaraz ją cofnęła. Pośpiesznie wyszła z jego mieszkania, znalazła się na ulicy, spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta. Szła przez park nie zadając sobie nawet trudu by omijać kałuże, miała to gdzieś. Dochodziła właśnie do swojego domu, gdy na podjeździe zobaczyła stojącą taksówkę i czekającego przy niej George’a. Przystanęła chowając się za krzaki, które idealnie ją skryły. Zaraz potem usłyszała głos matki.
-..nie wiem czy ta gówniara jest w domu, mam jej serdecznie dość..
Dlaczego nie potrafiła ze sobą skończyć, odebrać sobie tego jej pieprzonego życia? Miałaby przynajmniej spokój, nikt już by jej nie ranił, nikt by nie wyzywał, nie bił i byłaby z ojcem. Paradoksalnie była za słaba by to zrobić albo też za twarda by to zrobić? Do jej uszu dotarł męski głos.
-..zostaw ją, koło południa wrócisz to pogadacie, a teraz nie mamy na to czasu..
-..masz rację..
Trzask zamykanych drzwi samochodu i jego dźwięk gdy odjeżdżał. Wcisnęła się bardziej w krzaki i dopiero gdy taksówka zniknęła jej z oczu, odetchnęła głęboko. Nie wierzyła w to, że trafiła jej się taka okazja. Wiedziała co chce zrobić i wyjazd matki był jak zrządzenie losu, jak wygrana na loterii. Jednak musiała się pospieszyć, nie miała ochoty natknąć się na Taylora, mógł przecież wcześniej się obudzić. Znów na myśl przyszła jej ostatnia noc i mimowolnie poczuła skurcz w brzuchu. Z nerwów chciało jej się wymiotować, jakby co najmniej to miało pomóc. Wbiegła po schodach do domu i skierowała się wprost do swojego pokoju. W pośpiechu wyciągnęła torby jakie miała i zaczęła się pakować. Nie zaprzątała sobie głowy by cokolwiek w nich układać, wrzucała ciuchy jedne na drugie. Znalazła także stare tekturowe pudła w których kładła książki, zeszyty i płyty. Biegała w tę i z powrotem, pakując wszystko do auta. Na końcu wcisnęła jeszcze na tylnie siedzenie swoją pościel. Jej wzrok powiódł w stronę zegara. Kilka minut po dziewiątej. Starała się za wiele nie myśleć, by nie odczuwać bólu, jednak na niewiele jej się to zdawało. Stanęła jeszcze raz w drzwiach swojej sypialni i westchnęła. Pokój świecił pustkami, łóżko, szafa, komoda, wszystko puste. Jedyną oznaką tego, że ktoś tu mieszkał były jaśniejsze ślady po zdjęciach na ścianie. Tylko to wskazywało na to, że pokój był kiedyś zamieszkalny, nic poza tym. Zostawiła matce krótką informację na lodówce, że znalazła sobie mieszkanie i zamknęła za sobą drzwi.
Jechała od godziny czując na policzkach delikatny powiew wiatru, który bawił się także w jej włosach, rozwiewając je na wszystkie strony. Raz po raz je poprawiała, ale nie zamknęła okna. Spojrzała we wsteczne lusterko. Nie widziała nic prócz sterty piętrzących się rzeczy z jej pokoju. Dwadzieścia dwa lata ściśnięte na tylnim siedzeniu jej starego mustanga. Oczy znowu zaszły jej mgłą i zamrugała gwałtownie. Będzie czas by sobie popłakać jak tylko znajdzie jakieś lokum, a potem już będzie z górki, do ich spotkania..


***


Bolało. Ból rozsadzał ją od środka czyniąc pustą. Kolejna noc, gdy budziła się z wrzaskiem. Przez swoją głupotę i uczucie straciła osobę, którą kochała ponad własne życie. Czuła się tak jakby spadała w otchłań, tylko ból i żal. Skuliła się chcąc to przeczekać. Mając nadzieję, że zdarzy się cud i przestanie cierpieć. Nie sądziła, że istnieje tak silne uczucie, uczucie które w tym momencie ją zabijało. Przez te trzy dni leżała na łóżku płacząc i śpiąc, jednak sen nie przynosił ukojenia, zadręczał ją jeszcze bardziej. Wiła się na łóżku, próbując schować w najciemniejszy zakamarek, tak by macki tego co zrobiła nie dosięgły jej, jednak one znajdywały ją wszędzie i oplatały jak bluszcz oplata ściany domów, szybko i gęsto. Zasłużyła sobie.
Palące łzy znów pociekły po policzkach i wsiąknęły w wilgotną już poduszkę. Próbowała znowu zasnąć, ale gdy tylko zamykała oczy widziała twarz Taylora. Uśmiechniętą. Pełną życia. Widziała jego oczy. Tajemnicze. Widziała jego ciało. Idealne. I tak niesamowicie pociągające, że mimowolnie przełknęła ślinę. Widziała obrazy z ich wspólnej nocy.
Kolejne łzy. Kolejny ból. Kolejny jęk.
Boże, proszę pomóż mi..
Te słowa wypowiedziane w myślach, nie zdołały zagłuszyć cierpienia, wypalającego jej wielką dziurę w sercu.
Zasnąć. Nie czuć. Nie żyć.
Przez moment, przez ułamek sekundy zastanawiała się czy tego chciała, ale odpowiedź była prosta. Nie. Nie chciała tego. Taylor był wart każdego bólu, z jakim przyjdzie jej się zmierzyć.


         Po raz kolejny wykonał połączenie. Bezskutecznie. Trzeci dzień próbował, jakby co najmniej miało to jakiś sens. Musiała zmienić numer, innego wyjścia nie widział.
Błąd.
To słowo zakorzeniło się w jego umyśle, sercu jak jakiś chwast. Zastanawiał się gdzie mogła teraz być, gdzie się znajdowała. Tak naprawdę mogła być wszędzie. Sięgnął dłonią po butelkę whisky leżącą na stole i nalał sobie do połowy szklanki. Koski lodu obiły się od ścianek wydając przyjemny dla ucha dźwięk, zapatrzył się w nie, jakby były czymś naprawdę interesującym. Do jego umysłu w zwolnionym tempie dotarł dzwonek telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i skrzywił się. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Zanim jego komórka przestała wibrować, usłyszał walenie do drzwi.
-Taylor otwieraj, wiem że tam jesteś. Nie odejdę dopóki mi nie otworzysz, a jak nie otworzysz to za dziesięć minut wyważę drzwi.
Z ledwością się podniósł i chwiejnym krokiem podszedł do drzwi. Otworzył je z rozmachem.
-Czy tobie ciężko zrozumieć? – warknął wściekły.
-Trzeba było rano mnie nie zbywać, że nie masz ochoty gadać.
Pakował się do mieszkania nawet nie pytając o pozwolenie.
-Co się z tobą do cholery dzieje? Próbowałem dzwonić nawet do Jessie ale telefon ma wyłączony.
-Od trzech dni – prychnął upijając siarczystego łyka.
Skrzywił się delikatnie, po czym znowu sobie dolał. Tony wpatrywał się w brata nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Musiał zapytać go wprost co było powodem picia, bo kombinowanie i domysły na nic mu się zdadzą.
-Co jest?
-Nic..
-Taylor!
-Daj mi spokój.
-Chyba sobie ze mnie kpisz. Nie zostawię cię w takim stanie.
-Nie jestem dzieckiem.
-To powiedz mi wreszcie co ci się stało?
-Jessie się wyprowadziła..
-Jezu to dlatego użalasz się nad sobą jak jakiś szczeniak?
-Wyprowadziła się – prychnął – uciekła ode mnie, nie wiem nawet gdzie jest. Uciekła bo nie mogłem pohamować swoich uczuć. Uciekła. Jak pieprzony tchórz!
Mówił chaotycznie, z ledwością składając sensowne zdania. Tony wpatrywał się w niego w osłupieniu. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał, to się nie trzymało kupy, nic z tego co powiedział brat nie trzymało się kupy.
-Jak to uciekła, o czym ty mówisz?
-Najnormalniej w świecie, spakowała się i uciekła. Zero wyjaśnień.. a nie – klepnął się otwartą dłonią w czoło i zaśmiał gorzko – przepraszam, zostawiła liścik. Tak, zostawiła ten cholerny liścik, twierdząc że popełniła błąd. To ja byłem tym błędem! Nie sądziłem, że mógłbym być błędem, zwłaszcza jej.. dla niej.. a jednak.
-Powiesz mi od początku co się stało?
-Do cholery przespaliśmy się ze sobą a ona rano uciekła i tyle ją widziałem!! Teraz rozumiesz?
Tony wpatrywał się w brata z szeroko otwartymi oczami, sens wyrzuconych z siebie słów wreszcie do niego dotarł. Przysiadł na krześle obok i zlustrował chłopaka spojrzeniem czarnych jak smoła oczu. Przez ułamek sekundy szukał w swojej pamięci chwil kiedy Taylor wyglądał tak jak teraz, ale nigdy takiego go nie widział. Był przybity gdy dowiedział się o Annie, jednak wtedy nijak miało się do tego jak zareagował teraz. Nie wiedział co powiedzieć, jak pocieszyć, czy w jakikolwiek sposób się odezwać, bo co w takich okolicznościach byłoby najodpowiedniejszym? W końcu wstał, znalazł w szafce jakąś szklankę po czym znowu usiadł, sięgnął po butelkę alkoholu i nalał sobie.
Taylor czuł na sobie wzrok brata, ale nie odezwał się, ba, nawet nie patrzył w jego kierunku. Całkowicie skupił się na czymś przed sobą, nie było to nic konkretnego. Pragnął jedynie upić się, najlepiej do nieprzytomności. Tak by zapomnieć, tak by nie czuć bólu. Poczuł dłoń na ramieniu i wzdrygnął się. Nie był na tyle pijany, by zignorować dotyk. Przekręcił nieznacznie głowę.
-Powiedziałeś jej że ją kochasz?
Głowa znowu powróciła na to samo miejsce, do tej samej czynności, patrzenia tępo przed siebie. Nie pokwapił się nawet by odpowiedzieć, by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, bądź odruch.
Nie. Nie powiedział. Nie zdążył.


***


Przymknęła oczy czując na twarzy delikatny wietrzyk i łaskoczące ją promienie słońca. Powietrze, świeże powietrze. Właśnie tego potrzebowała. Gdy wstała rano i spojrzała w lustro przeraziła się. Nie poznawała osoby po drugiej stronie. Szarawo blada skóra, podkrążone zapuchnięte oczy. Obraz nędzy i rozpaczy. Właśnie to sobą reprezentowała. I właśnie wtedy postanowiła wziąć się w garść. Szybka decyzja, która dodała jej odrobiny energii. Zaciągnęła się powietrzem, przesiąkniętym słodyczą owoców z pobliskich drzew i otworzyła oczy.
Odwróciła się tyłem, siadając na parapecie i lustrując pomieszczenie tak dokładnie, że żaden szczegół nie mógł jej umknąć. Trochę światła, które wreszcie zostało wpuszczone do mieszkania, nadało mu jakiegoś koloru.
Usłyszała dziwne dźwięki i dopiero wtedy zorientowała się, że od dłuższego czasu nie miała nic w ustach. Musiała coś zjeść, cokolwiek. Niespiesznie przeszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Światło, do połowy opróżniona butelka whiskey, którą leczyła się wczoraj i nic więcej. Matka byłaby zadowolona z takiego zaopatrzenia. W głowie zaczęły kłębić się myśli o kobiecie, co robi, jak zareagowała na jej wiadomość. Ale znając ją wiedziała, że nic ją to nie interesowała. Potrząsnęła głową by odgonić te wszystkie rozważania i drżącą dłonią sięgnęła po telefon dalej leżący w pudełku. Nowy telefon, nowy numer, nowe życie? Doskonale wiedziała, że spotka Taylora, że w końcu ten dzień nadejdzie i będą musieli porozmawiać. Nie wiedziała tylko jak spojrzeć mu w oczy. Jak wytłumaczyć mu dlaczego tak postąpiła. Bo co miała powiedzieć? Że go kocha? Nie. To nie wchodziło w rachubę. Nie mogła powiedzieć prawdy.
-Przestań wreszcie o nim myśleć.. – warknęła na siebie.
Włączony telefon zabrzęczał cicho. Przez chwilę się zastanawiała, ale nie mogła tak potraktować Zory. Musiała dać jej znać, zwłaszcza że dziewczyna nie miała o niczym pojęcia. Pewnie nawet nie wrócili z tej ich wycieczki. Szybko wstukała wiadomość i wysłała. Złapała za jabłko, które jakimś cudem uchowało się na blacie i przenosząc wzrok na okno zapatrzyła się na leniwie płynące chmury.


***






Siedział na ławce niby obserwując trening „Wild Dog’s”. Patrzył w jakiś punkt przed sobą nie bardzo wiedząc co ma dalej robić. Wszystko mu się posypało. Dlaczego nie powiedział co czuje, dlaczego zrobił to co zrobił? Mógłby przysiąc że w każdym jej ruchu, w każdym jej oddechu było uczucie, które on odwzajemniał. Był pewny tego. I to go zgubiło. Wspomnienie tamtej nocy powróciło. I ból, który czuł gdy zobaczył kartkę. Pieprzoną kartkę papieru z kilkoma słowami. Nawet nie miała odwagi by powiedzieć mu to prosto w twarz. Wściekłość ogarniała go coraz bardziej. Musiał znaleźć jakieś ujście dla niej inaczej eksploduje.
-Cześć skarbie.
Usłyszał radosny, piskliwy głosik tuż przy uchu i poczuł dłonie obejmujące go za szyję. Zerwał się na równe nogi. Gdyby nawet nie widział osoby stojącej teraz przed nim, wyczułby ją na pewno, te zbyt słodkie perfumy. Znów na myśl przyszedł zapach ciała Jessie subtelny, delikatny, kobiecy i zacisnął pięści.
-Skarbie może wyskoczylibyśmy gdzieś razem?
Świergotała nadal, nie zrażona wyglądem chłopaka. I nagle stało się coś o czym marzyła od zawsze. Złapał jej twarz w mocnym uścisku i przywarł swoimi ustami do ust Amber. Wręcz brutalnie, zaborczo. Zaciskał oczy mocno, zaciekle walcząc z samym sobą. Oderwał się po chwili od niej. Jej twarz była zarumieniona, oczy błyszczały, a jego? Jego były przepełnione wściekłością i bólem. Nadal trzymał jej twarz.
-Zrozum wreszcie że nic do ciebie nie czuje i nigdy nic nie poczuje. Daj mi wreszcie spokój – wysyczał oschle i odszedł zostawiając ją samą.
Gdy wypowiadał te słowa miała łzy w oczach, widział je ale miał to w dupie, tak samo jak miał gdzieś tych kilka osób, które im się przyglądało. W tym Zora, wyciągająca z torby telefon tak szybko, że o mały włos nie skończył roztrzaskany na betonowej płycie.


Instruowała właśnie facetów, którzy przywieźli jej sofę. Przynajmniej będzie miała na czym siedzieć i jak na razie spać. Rano podpisała umowę wynajmu z czego była zadowolona. Może powoli jej się to jakoś poukłada. W tym momencie serce przepełniała pustka, ból po utracie Taylora, ale jakoś sobie radziła. Do jej uszu dotarł dźwięk telefonu i dopiero po chwili uświadomiła sobie że to jej komórka.
-Halo?
-Jessie co się z wami dzieje?
-To znaczy? Nie rozumiem. Czwarte piętro. – Skinęła do jednego z mężczyzn. – O co chodzi Zora?
-O ciebie i Taylora.
-A co ma się dziać?
-Czy ty wiesz co on zrobił?
-Nie.
-Całował Amber.
Poczuła się tak jakby nagle ktoś z całej siły kopnął ją w brzuch. Oddychała ciężko łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Musiała wyglądać naprawdę źle, bo ktoś przechodzący obok podszedł do niej i delikatnie dotknął jej ramienia.
-Przepraszam, czy wszystko w porządku?
Skinęła głową nawet nie patrząc.
-Na pewno?
-Tak, tak.
Uniosła powoli głowę starając się dostarczyć płucom jak najwięcej tlenu. Jej oczy napotkały zmartwione oczy kobiety i uśmiechnęła się z trudem. Wciąż słyszała wołającą ją w słuchawce Zorę.
-Zakręciło mi się tylko w głowie. Dziękuję.
Kobieta odeszła a ona podniosła do ucha telefon.
-Do cholery Jessie jesteś tam?
-Tak jestem, tylko mam trochę na głowie tutaj.
-Co on wyprawia?
-Nie wiem.
-Gdzie jesteś, masz ochotę na jakąś colę?
-Zora jestem już w Austin.
-Co? Dlaczego nic o tym nie wiem? Od kiedy? – była najwyraźniej zaskoczona.
-Od kilku dni. Masz ochotę mnie odwiedzić?
-Jasne, mam przyjechać sama czy wziąć kogoś?
-Wolałabym sama, dopiero się wprowadziłam więc wyobrażasz sobie jak to mieszkanie wygląda?
-Nie ma sprawy, do dwóch godzin będę.
Pożegnały się i Jessie weszła do budynku. Starała skupić się na robocie, ale miała taki mętlik w głowie, że nie mogła niczego zrobić. Taylor i Amber. Westchnęła. Miał do tego prawo, przecież nie mogła mu niczego zabronić, a tym bardziej mieć o to pretensje. Popełnili błąd i przyszło jej za to zapłacić. Najgorsze przyjdzie gdy dojdzie do ich spotkania, ale ma jeszcze kilka tygodni. Ochłonie. On też. Chociaż najwidoczniej już ochłonął. Zabolało ją to że zrobił to tak szybko.


***

-Fajnie tu masz – Zora rozejrzała się po pomieszczeniu.
Jak na razie oprócz wielkiej czerwonej sofy i czarnego skórzanego stolika niewiele było mebli w salonie, ale i tak mieszkanie prezentowało się nienagannie. Nie licząc tych pudeł, które ustawione były pod oknem, wypełnione po brzegi pamiątkami, zdjęciami, dyplomami i tym wszystkim, co znajdowało się w jej dotychczasowym pokoju.
-Napijesz się czegoś? Wybacz bałagan ale..
-Rozumiem, rozumiem.
-Piwa?
-Prowadzę.
-To może zostań do jutra. Mam sofę, pomieścimy się..
-W takim razie poproszę piwo. – Uśmiechnęła się kierując za Jessie do kuchni. – A teraz mów.
-Co?
-Co się dzieje, dlaczego Taylor pocałował Amber?
-Nie wiem, musisz spytać o to jego.
-Co się do cholery z wami dzieje?
-Nie wiem.. – warknęła – Zora nie wiem co ci powiedzieć. Od kilku dni nie rozmawiamy ze sobą. Nie wiem.
Zora zobaczyła na twarzy koleżanki to uczucie z którym ostatnio przyszło i jej się zmierzyć i zrobiło jej się przykro że tak na nią naskoczyła. Pogładziła ją po ramieniu, by w pewien sposób dać jej do zrozumienia, że może na nią liczyć.
-Co się stało?
-Nic..
-Nie potrafię zrozumieć jak dwoje zakochanych w sobie ludzi..
-Przestań – przerwała jej gwałtownie – nie byliśmy w sobie zakochani. Jak ci idzie z Nate’m?
-On jest cudowny – rozmarzyła się – inteligentny, zabawny i taki sexowny gdy jest nago.
-Opanuj się Zora, nie chcę wyobrażać sobie za każdym razem gdy go zobaczę jak mówisz mi te słowa. Wiesz że mam wyobraźnie.
-Ok. Nie będę ci opowiadać co robiliśmy.
-Zora!
Zaśmiały się obydwie.
-Pomóc ci z kuchnią?
-Jesteś moim zbawieniem – Jessie uniosła dłonie ku górze by po chwili zabrać się za sprzątanie.
Po godzinie kuchnia błyszczała czystością. Uśmiechnięte i zmęczone opadły na sofę. Widziała że koleżanka jej nie popuści i nie myliła się.
-O co poszło?
-Uhh jesteś tak samo irytująca jak on..
-Przyciągasz tylko takich ludzi – zaśmiała się przyjaźnie.
-To właśnie moje popaprane życie.
-Nie mów tak, tyle razy się spieraliście i zawsze dochodziliście do porozumienia. Zobaczysz wszystko się ułoży..
-Teraz jest zupełnie inaczej, tego nie da się naprawić, przeprosić i po sprawie. Nic już nie będzie tak jak kiedyś i mam tego cholerną świadomość.
-Powiesz mi?
-Nie mogę, przepraszam. Nie gniewaj się na mnie, ale po prostu nie mogę..
-Rozumiem i nie gniewam się. Ale wiesz, że jestem do twojej dyspozycji gdybyś tylko miała ochotę porozmawiać, zawsze znajdę dla ciebie czas nieważne w jakiej sytuacji.
-Wiem – uśmiechnęła się przytulając dziewczynę – i dziękuję.


***


-Stary co się z tobą dzieje? Od tygodnia próbuję ugadać się na jakieś piwo, gdzieś ty się podziewał?
-Miałem trochę problemów na głowie. Ciesz się że znalazłem chwilę – skłamał.
Prawda była taka, że nie chciał nikogo widzieć, nikogo za wyjątkiem Jessie. Tylko ją chciał w tej chwili zobaczyć, porozmawiać. Z drugiej jednak strony Nate był jego najlepszym kumplem, a teraz olewał go jak zwyczajnego szczyla. Widział, że przyjaciel coś do niego mówił, kilka słów zdołał wyłapać, ale kompletnie nie mógł skupić się na rozmowie. Do momentu, aż nie usłyszał tego najważniejszego pytania.
-A ty kiedy dołączasz do Jessie?
-Słucham?
-Zaczynacie kursy na tym samym uniwersytecie, więc pytam się kiedy do niej dołączysz. Od dwóch tygodni wynajmuje mieszkanie w Austin więc myślałem że..
-Gdzie ona jest? – zerwał się na równe nogi patrząc z niedowierzaniem na kumpla.
-W Austin.
-Masz adres?
-Nie, ale Zora ma.
-Dzwoń, potrzebuje na już.
Nate wykonał połączenie i po chwili dyktował mu adres. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję wskoczył do samochodu i ruszył. Wręcz bił sobie brawo za przejaw głupoty, powinien wcześniej pomyśleć że Zora może wiedzieć gdzie jest dziewczyna. Gdyby teraz złapała go policja, poszedłby siedzieć za prędkość, ale musiał się dowiedzieć dlaczego to zrobiła. W sumie wiedział dlaczego to zrobiła, ale że był chyba największym kretynem jakiego znał, chciał to usłyszeć od niej. Chciał być świadomie zraniony. Po raz kolejny. Wreszcie stanął przed drzwiami z numerem, który miał wypisany na świstku papieru. Wziął głęboki wdech, zmiął kartkę i zapukał. Teraz już nie było odwrotu.

niedziela, 28 kwietnia 2013

rozdział *30







***

-Jessie przepraszam, nie wiedziałem że Liam tu będzie.
Taylor patrzył z odrazą na mężczyznę, który jedną ręką obejmował ładną blondynkę w długiej bordowej kreacji. Co jakiś czas rzucał w ich stronę ukradkowe spojrzenie.
-Nic się nie stało. Nie mam mu za złe że tak się to skończyło.
-Nie? – spojrzał na nią zaskoczony.
-Nie.
Uśmiechnęła się promiennie.
-Co cię tak zmieniło?
-Czas. Rok to dużo czasu i nic nie poczułam gdy go zobaczyłam, więc nie przejmuj się tym.
Po chwili podszedł do nich Tony.
-No, no Jessie, zazdroszczę mojemu bratu, że ma taką partnerkę. Rodzice całą ceremonię truli mi że tworzycie wspaniałą parę. Miałem ich już serdecznie dość.
-Przestań – zaśmiała się – jesteśmy tylko przyjaciółmi. Koniec gadania czas na przyjęcie.
Pociągnęła za rękę Taylora i weszli do ogromnego namiotu. Otaczały ich bladoróżowe lilie w tak wielkiej ilości, że zadawało się iż są w jakimś bajkowym ogrodzie. Na stołach pięknie podane potrawy cieszyły podniebienie i oko, tworząc długie pełne barw rzeki. Tace z kieliszkami szampana dźwięczały przebijając się przez muzykę. Większość ludzi się bawiła, a po Lindzie i Samie nie było już śladu.
-Chodź, porywam cię na chwilę.
Tony złapał ją w pasie i zanim zdążyła zareagować znaleźli się na parkiecie. Poruszali się tak, jakby tańczyli ze sobą od najmłodszych lat. I te uśmiechy. Taylor usiadł przy jednym ze stolików i oparł się wygodnie nie spuszczając z nich wzroku. Nie interesowały go spojrzenia kobiet pełne pożądania, pełne pragnienia. Interesowała go tylko ona. To ona sprawiła że jego serce zabiło mocniej, to ona sprawiła że chciało mu się żyć. Teraz nie mógł oderwać od niej swojego wzroku, jakby został poddany jakiejś hipnozie. Po trzeciej piosence, gdy zaczynał się wolniejszy utwór nie wytrzymał i wstał. Podszedł do świetnie bawiącej się pary.
-Odbijany, znajdź sobie inną dziewczynę – zwrócił się do brata i już miał ją w ramionach – mam nadzieję że nie masz mi za złe że wam przerwałem.
-Żartujesz? Mieliśmy właśnie do ciebie dołączyć.
Przysunął ją bliżej siebie. Poczuł jej idealnie gładką skórę i po jego ciele przeszły miliony ciarek.
-Cieszę się że jesteś tu ze mną.
-Od tego są przyjaciele.
Jessie uśmiechnęła się do niego promiennie. Wyglądała cudownie w sukience koloru jasnej pomarańczy. Włosy miała spięte dużą różą tego samego koloru co sukienka. Lekko, kobieco i cholernie pociągająco. Te słowa cisnęły mu się na usta widząc ją taką zjawiskową.  
-Twoja matka wie gdzie jesteś?
-A myślisz że ją to obchodzi?
-Wiesz co? Żadnych tematów odnośnie rodziny i nauki. Mamy się dobrze bawić.
-No nareszcie sensownie mówisz.
Czas mijał nieubłagalnie szybko. Było już grubo po północy gdy po raz kolejny wtuleni w siebie tańczyli jakiś spokojniejszy utwór. Czuła jego dłonie mocniej oplatające się na jej talii. Starała się nie dopuszczać do siebie żadnych myśli, ale to było silniejsze od niej. Była jak magnes od którego nie można było odczepić drugiego magnesu, w tym wypadku tego ogarniającego ją szybkimi krokami uczucia. Tylko że byli przyjaciółmi, którzy spędzali ze sobą wolne chwile, którzy mogli na siebie liczyć więc dlaczego chciała czegoś więcej. Taylor zawsze traktował ją jak przyjaciółkę, wiedziała że nic tego nie zmieni, a jednak chciała tej zmiany. Potrząsnęła delikatnie głową odganiając wszystkie rozważania jakie kłębiły się jej w głowie. Musiała o nim zapomnieć, by nie zepsuć tego co ich łączyło. Wciąż sama siebie przekonywała, że to najlepsze wyjście. Bo tylko on jej pozostał. Tylko on trzymał ją przy tym jej nędznym życiu. A słowa „By nie zepsuć tego co ich łączy” wryły się w jej podświadomość.
-Coś się stało?
Ocknęła się z zamyślenia i odsunęła. Spoglądał na nią uśmiechając się delikatnie. Serce Jessie w tym momencie waliło jak oszalałe. Nawet na chwilę nie odpoczywając.
-Nie – wyjąkała – dlaczego pytasz?
Znów ją przytulił.
-Bo milczysz od dłuższej chwili.
Nie odpowiedziała wdychając jego zapach. Gdy piosenka się skończyła odsunął się od niej.
-Będę cię musiał przeprosić. Zaraz wrócę więc nie oddalaj się.
Uśmiechnęli się do siebie i Jessica podeszła do baru. Zamówiła drinka. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim pośladku i gwałtownie się odwróciła. Za nią stał już dobrze podpity Darryl. Wzrok miał mętny, oddech przesiąknięty alkoholem. Na dodatek był niemiłosiernie spocony, o czym świadczyły duże plamy pod pachami.
-Nie mów że ci się to nie podoba – wybełkotał.
-Radzę ci nie dotykać mnie tymi swoimi łapskami.
-Uwielbiam takie kocice.
-Odwal się.
-Chcesz zarobić? – zaczął niezgrabnie wyciągać portfel – zapłacę za taniec z dodatkiem. Musisz być w tym niezła.
Miała dość. Błagała siebie w myślach o to by się tylko nie rozkleić. Podeszła do Darylla i złapała go za krocze. Jęknął z bólu.
-Dotknij mnie jeszcze raz a pożałujesz – wysyczała wściekła.
Chciała uciec jak najdalej stąd. Jak najdalej od tego faceta. Odwróciła się na pięcie i wyszła zostawiając mężczyznę klnącego pod nosem. Po policzku pociekły jej łzy gdy brała swoją torbę.  
Droga na dworzec zajęła jej pół godziny. W poczekalni siedziało tylko kilka osób, które teraz z zaciekawieniem przyglądało jej się. Musiała naprawdę tragicznie wyglądać. Weszła do toalety i spojrzała w lustro. Makijaż miała rozmazany, sukienka ubrudzona. No super. Wyglądała jak jakaś ofiara gwałtu. Rozpłakała się jeszcze bardziej, wyciągając koszulkę z torby.
        
Taylor po raz kolejny rozglądał się wokoło. Nigdzie jej nie widział. Sprawdzał już chyba wszystkie możliwe miejsca, ale na próżno. Wyszedł na zewnątrz i natrafił na ledwo trzymającego się na nogach Darylla.
-Nie widziałeś może Jessie?
-Ta suka pożałuje.
Złapał go mocno za koszulę.
-Coś ty powiedział?
-Ona nadaje się tylko do jednego i powiedziałem jej to. Chyba już dawno nikt jej ostro nie ze…
Nie dokończył. Uderzył go tak mocno że mężczyzna strącił ręką stojący na niewielkiej kolumnie wazon z kwiatami. Usłyszał głuchy jęk Darylla.
-Nie waż się nigdy tak o niej mówić – wrzasnął z chęcią mordu w oczach.
Wsiadł do samochodu i walnął pięściami w kierownicę. Ruszył z piskiem opon. Musiał ją odnaleźć, a jedyne miejsce jakie przychodziło mu na myśl to dworzec autobusowy. Pędził jak szalony mając nadzieję że zastanie ją na miejscu. Kwadrans później wpadł do poczekalni. Zobaczył ją siedzącą w najdalszym rogu z opuszczoną głową. Podszedł szybkim krokiem i przykucnął przed nią. Spojrzała na niego. Miała podpuchnięte oczy, świadczące o tym, że jeszcze niedawno płakała. Ten widok ścisnął go za serce. Przytulił ją mocno do siebie.
-Jessie przepraszam cię za niego.
-Nie musisz, on miał rację jestem zerem – wyszeptała czując zbierające się pod powiekami łzy.
-Przestań – przerwał jej gwałtownie odsuwając ją od siebie i potrząsając delikatnie za ramiona – przestań tak o sobie myśleć.
Kątem oka zauważył kobietę, nawet nie ukrywającą tego, że scena której była świadkiem ją interesuje. Posłał jej gniewne spojrzenie, po czym przeniósł wzrok z powrotem na dziewczynę.
-Chodź pojedziemy gdzieś.
-Jadę do domu.
-Do matki? Nie ma mowy. Będzie tylko kolejna afera że wracasz w środku nocy. Chodź.
Złapał jej torbę i pociągnął za rękę. Puścił ją dopiero gdy otwierał przed nią drzwi. Chwilę później ruszyli. Raz po raz spoglądał na nią. Nie widział jej twarzy. Wpatrywała się w widok za szybą zamknięta w swoim świecie.
-Masz ochotę coś zjeść?
-Nie.
-A masz w ogóle na coś ochotę?
-Chcę iść spać.
Nadal nie odwracała głowy. Zobaczył po lewej stronie wielki świecący napis MOTEL i skręcił. Dopiero wtedy spojrzała na niego zaskoczona.
-Mówiłaś że chcesz spać, po drugiej stronie jest pub. Wypijesz ze mną piwo i dam ci spokój. Pójdziesz spać.
Nie odpowiadając wyszła z auta. Przeszli do recepcji i pierwsze co rzucało się w oczy to ogromne poroże wiszące na ścianie. Za niewielkim kontuarem z jasnego drewna stała siwowłosa kobieta z przyjaznym uśmiechem na twarzy.
-Dobry wieczór pani, chcielibyśmy wynająć pokój.
-Jeden?
-Tak, jeden. Na dwie noce.
-120$ .
Zapłacił. Kobieta podała mu klucze i wyszli.
-Na dwie?
-Jutro jest tu pokaz rodeo i ma zaśpiewać George Strait. Nie przepuścimy takiej okazji. Poza tym spędzisz czas w miłym towarzystwie – z łobuzerskim uśmiechem otwierał przed nią drzwi.
-Za to ja nie jestem miłym towarzy..
-Powiedziałem ci już coś – znowu jej przerwał – ten sukinsyn powiedział to bo doskonale wie że dziewczyna taka jak ty to za wysokie progi jak dla niego. Jessie przyjaźnimy się od dwóch lat, jesteś cudowną osobą…
Podszedł bliżej. Na tyle blisko że bez problemu mogła go pocałować. Przygryzła mocniej wargę.
-… rzuciłaś taniec?
-T-tak.
-Bo robiłaś to tylko żeby wyrwać się od matki, zresztą sama doskonale wiesz co było powodem, chociaż przyznam że potrafiłaś rozpalić faceta do czerwoności. Wybacz przejęzyczyłem się, potrafisz rozpalić faceta..
Uśmiechnęła się delikatnie, czując że teraz ona jest rozpalona. Była pewna że jej twarz przypomina kolorem dojrzałego pomidora, ale mimo to nie spuszczała z przyjaciela wzroku.
-Jessie przestań wreszcie przejmować się tym co myślą o tobie inni, miej wszystkich głęboko w dupie.
W tej jednej chwili przypomniały jej się słowa Darylla, że tylko do jednego się nadaje. Znów poczuła cisnące się do oczu łzy. A jeżeli on miał rację, jeżeli do niczego innego się nie nadaje? Matka, Liam, Daryll, oni wszyscy mieli ją za zero, za osobę która jest nic nie warta.
-Hej, znam ten wyraz twarzy.
Głos mężczyzny wyrwał ją z zamyślenia, jakby dopiero co dotarło do niej że stoi tuż przed nią.
-Hę?
-Co on ci powiedział?
-Nic takiego – spuściła wzrok i nagle poczuła jego palce lekko unoszące jej podbródek. Wpatrywały się w nią para czarnych jak węgiel oczu. Czuła się tak jakby zaglądał do najgłębszego, do najdalszego zakątka jej duszy, czytając z niej jak z otwartej talii kart.
-Jessie..
-Chciał mi zapłacić.
Zobaczyła jak jego szczęka zacisnęła się. Widziała że jest wściekły.
-Sukinsyn – wysyczał po czym przytulił ją mocno do siebie – przepraszam, przepraszam że mam takiego znajomego.
-To nie twoja wina – wyszeptała przecierając dłonią łzę, która jakimś cudem wydostała się spod powieki – ludzie mają prawo do własnego zdania.
Odsunął ją od siebie i spojrzał prosto w oczy. Dopiero wtedy zobaczył że płacze. Otarł jej kolejną łzę.
-Proszę cię nie płacz. Uwierz mi jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką znam. Przede wszystkim nie sądziłem że będę miał dziewczynę za przyjaciółkę.
W tej chwili nie pragnął niczego innego jak tylko pochylić się i ją pocałować. Poczuć wreszcie jak smakują jej usta. Poczuć je na swoich ustach. Dlaczego jego serce musiało odezwać się właśnie przy niej, dlaczego tak usilnie chciało zniszczyć to co jest pomiędzy nimi. Odsunął się powoli, resztkami sił przywołując do porządku.
-Idziemy na piwo. Koniec dołowania się, muszę jakoś cię rozerwać. Chcesz się przebrać? Bo ja raczej powinienem.
Wskazał na swoje ubranie. Nadal był w eleganckiej koszuli i spodniach.
-Ja idę tak jak jestem.
Uwielbiał ją w takim stroju. Prosta biała koszulka na ramiączkach kontrastowała z delikatnym miodowym odcieniem jej opalenizny, a jasne jeansy idealnie uwydatniały jej kształty.
-Będę musiał wziąć ze sobą broń, żeby nikt się do ciebie nie doczepił.
-Idź ty się lepiej przebrać. Sama też potrafię się bronić.
-W to nie wątpię, do tego ten cięty języczek.
-Idź już bo pójdę sama. Ale obiecaj mi że wypijemy jedno piwo i wracamy. W sumie to jeżeli masz ochotę zostać dłużej..
-Obiecuję jedno piwo i może – przymrużył oczy jakby zastanawiając się nad czymś – może dwa tańce?
-Zatańczysz dla mnie?
-Mam zrobić striptiz? – zaczął się powoli rozbierać – mogę już teraz.
Parsknęła śmiechem i unosząc ręce do góry zaczęła się wycofywać w stronę drzwi. Widziała jak kamizelka opadła tuż obok niego, zabierał się teraz za guziki koszuli. Wzrok, który jej w tym momencie posyłał sprawił że głośno przełknęła ślinę.
-Ja wychodzę.
-Czekaj, dopiero się rozkręcam – zaśmiał się.
-O tak. Porobię zdjęcia i posprzedaję twoim fankom na uczelni. Za te pieniądze kupię sobie ferrari.
-Dobra dobra, idę się przebrać. Żałuj.
-Już żałuję.
Taylor z uśmiechem zniknął za drzwiami. Oparła się drżącą dłonią o ścianę i starała się uregulować oddech. Była spanikowana i przerażona. Nie chciała tak na niego reagować. Po prostu nie chciała. Chciała żeby było tak jak przed rokiem, tak jak jeszcze sześć miesięcy temu. Myśli pochłonęły ją tak bardzo że nie usłyszała jak mężczyzna przystanął przy niej.
-Wiedziałem że będziesz żałować.
Podskoczyła jak oparzona. Stał przed nią w jeansach i czarno-białej obcisłej koszulce. W dodatku ten jego rozbrajający uśmiech.
-Będziesz mieć mnie kiedyś na sumieniu, dostane przez ciebie zawału.
Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę pubu. Robił tak od początku jak się poznali, ale od ponad roku towarzyszy temu szybsze bicie jego własnego serca, dziwne uczucie w brzuchu i totalny mętlik w głowie. Usiedli przy wolnym stoliku. Było sporo ludzi. Część tańczyła, część siedziała rozmawiając i śmiejąc się w głos a jeszcze inni ujeżdżali byka i grali. Zaraz przy nich pojawiła się skąpo ubrana kelnerka.
-Co podać? – uśmiechnęła się promiennie do Taylora.
-Dwa piwa.
Po chwili dziewczyna oddaliła się a on spojrzał na chichoczącą przyjaciółkę.
-No co?
-Nic – zakryła dłonią usta by się nie roześmiać.
-To co cię tak bawi?
-Uwielbiam widok tych kobiet wpatrzonych w ciebie jak w coś świętego.
-Przesadzasz Jessie.
-Spójrz – przysunęła się bliżej i wskazała ruchem głowy w stronę kelnerki.
Stała przy barze rozmawiając z barmanką, która w tym momencie spoglądała na parę.
-Idę o zakład że rozmawiają o tobie.
-To dajmy im więcej tematów do rozmów – uśmiechnął się delikatnie dotykając jej policzka.
Wstrzymała oddech. Wcześniej wybuchłaby śmiechem lub podjęła grę, ale teraz nie wiedziała jak się zachować. Był tak blisko, że niemal czuła jego oddech na swojej twarzy. Czuła serce próbujące wyrwać się jej z piersi. Czuła jego ciepłą dłoń głaszczącą jej zapewne czerwony policzek, a zaraz potem wsuwającą się w jej włosy. Nakręcał na palca kosmyki jej włosów uśmiechając się przy tym delikatnie Musiała coś zrobić. Cokolwiek. Zaśmiała się nerwowo.
-Uspokój się. Ja chcę żyć. 
-Taka waleczna laska i się boi? No, no.
-Ja? – odsunęła się od niego wskazując na siebie palcem – ja się boję? O nie, nie. Jestem Jessica Hawks. Ja się niczego nie boje.
Jej teatralny ton rozbawił go. Nie mógł się powstrzymać. Zaśmiewali się do momentu aż kelnerka nie postawiła przed nimi dwóch butelek piwa.
-Coś jeszcze państwo sobie życzą?
-Masz jeszcze na coś ochotę kochanie? – Taylor spojrzał na Jessie z rozbrajającym uśmiechem, która wpatrywała się w niego z zakłopotaniem.
-Nie dziękujemy.
Jessica kierowała wzrok na dziewczynę, jednak ta nie raczyła nawet odwzajemnić uśmiechu. Gdy odeszła od stolika Jessica kopnęła chłopaka w kostkę.
-Auć .. a to za co?
-Za strojenie sobie żartów.
-Ostatnio strasznie spięta jesteś.
Nie odpowiedziała przechylając butelkę. Zaraz do jej gardła dostał się gorzki trunek. Pod jego spojrzeniem nie była w stanie się na niczym skupić. Jej umysł pracował teraz na najwyższych obrotach, próbując chociaż na moment przestać myśleć o jednym.
-Widziałem że rozmawiałaś z Liam’em.
-Tak. Przepraszał za to jak ze mną postąpił i chciał się spotkać.
-Spotkać? – powtórzył zdezorientowany.
-Yhm. Do reszty zwariował.
-Zgodziłaś się?
Spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie sądziłam że tak mało mnie znasz. I ty śmiesz nazywać się moim przyjacielem?
Zaśmiała się trącając go palcem wskazującym w ramię.
-Myślałem że może będziesz chciała z nim pogadać.
-O nie, dał mi jasno do zrozumienia rok temu. Poza tym nie wiem czym się kierowałam spotykając się z nim.
-Zdecydowanie zasługujesz na kogoś lepszego.
-Dzięki. I przepraszam że zepsułam ci zabawę.
-To nie ty ją zepsułaś Jessie. Nie mówmy już o tym. Masz ochotę zatańczyć? Czy wracamy do motelu?
-Ja już bym wróciła ale jeżeli masz chcesz zostać..
-Marudzisz Hawks.
Dopili piwo i po chwili znaleźli się w pokoju. Otworzyli sobie po jeszcze jednym i usiedli na łóżku. Wahał się z pytaniem, które ciągle go nurtowało. Jakby bał się tego co usłyszy. W końcu ciekawość zwyciężyła. Spojrzał na dziewczynę. Była blisko. Wziął głęboki oddech.
-Jessie dlaczego akurat Liam?
-Co?
Pytanie zaskoczyło ją. Jej wzrok napotkał oczy chłopaka i spuściła wzrok.
-Dlaczego Liam?
-To znaczy?
-No jaki był?
 Usiadła po turecku i zaczęła obracać butelką w dłoni.
-Jaki był? Dobre pytanie. Dlaczego chcesz wiedzieć?
-Nigdy o tym nie mówiłaś, ciekawiło mnie dlaczego taka twarda sztuka jak ty jest z kimś takim.
-Najwidoczniej nie jestem taka twarda.. – westchnęła – gdy zaczęliśmy robić zlecenia dla twojego taty, sama nie wiem jak to się stało że Liam mnie oczarował. Chyba podświadomie pragnęłam mieć taką bliską osobę. Prawił mi komplementy, zaskakiwał, był taki hmm.. inny ale to były tylko pozory by zaliczyć kolejną laskę i udało mu się – spuściła wzrok – a gdy się zabawił to zakończył ten nasz niby związek, mówiąc że nie mam tego czegoś. Nie cierpiałam, bo przyzwyczaiłam się do tego że jestem sama..
-Jessie nie jesteś sama.
-Wiem – uśmiechnęła się i położyła głowę na jego kolanach – jesteś cudowny. Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie przyjaźń z tobą. 
Pogładził ją po głowie.
-Dlaczego wtedy mi nie powiedziałaś prawdy odnośnie tego jak z tobą postąpił?
-A jakbyś zareagował?
-Tak jak na mężczyznę przystało, zabiłbym go – uśmiechnął się zadziornie.
-Strasznie dużo ludzi z mojego otoczenia chcesz zabić.
-Bo nie pozwolę by ktoś cię krzywdził.
-Mam osobistego rycerza w lśniącej zbroi..
-.. który będzie cię bronić do końca swoich dni – dokończył teatralnym tonem i oboje zaśmiali się głośno.
Godzinę później Jessie usnęła z głową na ramieniu Taylora. Dzisiejszy dzień wymęczył ją i chłopak doskonale zdawał sobie z tego sprawę, żałował tylko że musiała przeżyć taką sytuację. Gdyby mógł pozbyłby się wszystkich którzy skrzywdzili, bądź też źle myśleli o Jessie, by tylko ją chronić. Chora myśl, ale za dużo nacierpiała się już w swoim życiu. Delikatnie osunął się wraz z dziewczyną na poduszki i po chwili przymknął oczy. Zanim zasnął jeszcze raz na nią spojrzał, ten ostatni raz.




***

Spojrzała w stronę łazienki. Stał w drzwiach w wytartych jeansach i jasnej koszulce. Uniósł wzrok i dopiero wtedy ją zobaczył. Kowbojki, długie nogi, obcisłe jeansowe spodenki, biała koszulka na ramiączkach z napisem ‘Rodeo Austin’, potem już tylko widział jej cudownie zarumienioną buzię. Loki opadały jej na ramiona i piersi. Wpatrywał się w nią nie wiedząc co powiedzieć.
-Higgins przestań się gapić.
-Myślałem że już się do tego przyzwyczaiłaś – podszedł do szafy i wyciągnął z niej biały kowbojski kapelusz z brązowymi emblematami – tego brakuje do całości.
Nałożył na jej głowę kapelusz i uśmiechnął się pod nosem.
Przejechała palcami po delikatnym zamszu. Poczuła zapach nowości i drzewa sandałowego? Sama dokładnie nie wiedziała ale ta kombinacja jej się spodobała. Przejrzała się w lustrze przykręconym niezgrabnie do drzwi szafy.
-Dzięki.
-Idziemy?
Skinęła głową i chwyciła jego wyciągniętą dłoń. Uwielbiała ten dotyk. Zastanawiała się czy gdyby nie wypadek to czy czułaby teraz to co czuje. Najwidoczniej potrzebowała takiego bodźca, który uświadomił jej kim był dla niej Taylor. Nie żałowała. Nie żałowała myśli poświęconych jemu, nawet wtedy gdy było ich zdecydowanie za dużo.  


Poruszali się za ludźmi w kolejce. Już po kilku minutach byli w środku. Znajdowali się w ogromnej hali, zewsząd słychać było śmiechy i gwar przybyłych, spragnionych dodatkowej adrenaliny. Wokół areny znajdowało się kilka rzędów ławek wznoszących się w górę tak, by każdy mógł obejrzeć pokaz umiejętności. Rozejrzała się. Pierwszy raz znalazła się na rodeo i każdy szczegół przyciągał jej uwagę. W powietrzu unosił się zapach koni, siana, ziemi. Miejsce to od razu jej się spodobało. Taylor ciągnął ją w stronę ławek ale nie zwracała na niego uwagi, oczarowana tym wszystkim co się naokoło działo. Czuła tylko jak mocniej ścisnął jej dłoń. W końcu zajęli miejsce w rzędach znajdujących się gdzieś pośrodku. Spojrzała na wielki telebim zawieszony nad areną, gdzie widać było publiczność. Machali uśmiechając się radośnie. Szczęśliwi, że kamera wreszcie ich uchwyciła. Zaśmiała się cicho zwracając tym samym uwagę Taylora.
Przyglądał jej się i nie mógł wyjść z podziwu. Wyglądała jak dziecko, które pierwszy raz znalazło się w cyrku, albo w zoo. Przyjemnie było patrzeć na jej rozpromienioną twarz. Nadal trzymał jej dłoń. Wcale nie miał zamiaru jej puszczać.
-‘Proszę państwa jako pierwszy z numerem 72 pojawi się Tom McFarland – usłyszeli z głośników i spojrzeli na telebim.
Tym razem na ekranie pojawił się mężczyzna z włosami do ramion. Czarny kapelusz przysłaniał jego oczy, jednak reszta twarzy wyrażała skupienie. Poprawiał się na koniu, który niespokojnie wiercił się w boksie. Usłyszeli dźwięk otwieranej bramki i zegar ruszył. Tumany kurzu wznosiły się z każdym podskokiem konia, próbującego zrzucić jeźdźca. Było to niezłe wyzwanie zarówno dla mężczyzny jak i dla konia. Ani jedno ani drugie nie miało zamiaru odpuścić. Koń wierzgał, a on wciąż siedział w siodle. Zegar odmierzył osiem sekund i po chwili Tom był już na ziemi machając do wiwatującego i bijącego brawo tłumu. Wtedy dopiero przeniosła wzrok na przyjaciela.
-Masz ochotę się czegoś napić?
-Ja pójdę.
-Nie, nie, tym razem to ja stawiam. Piwo?
-Jedno mogę się napić.
-W takim razie za chwilę wracam.
Odprowadził ją wzrokiem i po chwili już oglądał kolejne zmagania na koniu.


Jessie podeszła do kolejki przy jednym ze stoisk. Skwierczały tu kiełbaski i bekon, a piwo dosłownie lało się strumieniami. Wszystko było takie nowe, nieznane, jakby nie z jej świata. A jednak nie wszystko..
 -Witaj piękna.
Usłyszała szept przy uchu i poczuła zapach alkoholu. Odwróciła gwałtownie głowę. Doskonale wiedziała do kogo należał głos. Przystojny, opalony z pięknym uśmiechem. Tylko, że na nią to wszystko już nie działo. Był czas kiedy myślała że Liam jest inny niż ci wszyscy, że był kimś z kim mogłaby stworzyć jakieś jutro.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Kiedyś ci się to podobało.
-Chyba wczoraj wyraziłam się jasno – syknęła strzepując jego dłoń z jej ramienia.
-Umów się ze mną.
-Ja chyba śnię. Czy ty jesteś aż tak głupi że nie rozumiesz co oznacza słowo ‘nie’?
-Jesteś z Taylorem?
-Nie twój interes.
Wyminęła go i z dwoma piwami skierowała się w stronę widowni. Po chwili już była przy Taylorze. Uśmiechnął się na jej widok.
-Co tak długo?
-Liam.
-Jest tutaj? – wyglądał na zaskoczonego.
Skinęła głową parząc przed siebie.
-Zrobił ci coś?
-No coś ty – odwróciła się gwałtownie w jego stronę – znasz mnie, nie byłby w stanie nic mi zrobić.
-Poza tym masz tu mnie.
Uśmiechnęła się delikatnie i oparła głowę o jego ramię.
-Wiem..
Godzinę później wychodzili w najlepszych humorach. Jasne niebo jakim cieszyli się do niedawna zostało przysłonięte przez ciemniejsze chmury. To dzięki tym chmurom bawiący się dostali garstkę chłodnego powietrza. Upragnionego chłodu. W tle dało się słyszeć piosenkę ‘That’s My Man’. Kierowali się w stronę sceny na której stała wysoka blondynka o pięknym uśmiechu. Ubrana w brązowe kowbojki i sukienkę w kwiaty odsłaniającą jej ramiona, prezentowała się wprost nieziemsko. Jej głos rozchodził się po placu na, którym została urządzona cała ta impreza, z taką siłą że niektórzy wstrzymywali oddechy.
Jessie poruszała delikatnie wystukując dłonią rytm, jej usta poruszały się wraz ze śpiewanym tekstem. Wpatrywała się to w ludzi to w dziewczynę na scenie. Musiała przyznać że potrafiła skraść serca wszystkim znajdującym się w zasięgu jej głosu. Zaraz na scenie pojawił się George Strait, który swoimi utworami podniósł nawet najbardziej leniwą jak i wymagającą część publiczności. Skakali, śmiali się, śpiewali razem z nim. Gdy skończył swój występ, jego miejsce zajęła ta sama blondynka co przed godziną. Tym razem jednak, przez to że był już wieczór, śpiewała ballady i wtedy to, przy jednej z takich ballad Jessie poczuła ramiona Taylora obejmujące jej ramiona. Wzrok zatrzymał się na jego dłoniach. Dłoniach silnych a zarazem delikatnych. Dłoniach, których dotyku była spragniona. Ckliwa piosenka podsycała ckliwe obrazy i scenariusze. Odwróciła głowę w jego stronę. Uśmiechnął się delikatnie i po chwili policzkiem oparł się o jej głowę. Kołysali się powoli, tkwiąc w tym przyjemnym dla nich obojga, uścisku.
Mógłby przysiąc że wyczuwał jej serce bijące w zawrotnym tempie. Mógłby też przysiąc że oddychała ciężko. Równie dobrze mogło mu się tylko wydawać, bo w końcu on sam tak się zachowywał. Przyłapał się na tym, że pragnął tych samych oznak u niej, co u siebie.
Utwór się kończył, a on nadal nie wypuszczał jej ze swoich ramion.
-Higgins czy ty się do mnie przystawiasz? – wyszeptała nagle.
-Bo to pierwszy raz.
Jej ramiona poruszyły się szybko. Dotarł do niego jej cichy śmiech. Dwa lata temu niewiele się uśmiechała, niewiele było momentów kiedy była radosna. Śmiał nawet powiedzieć że nie żyła, była jak zombie, z tą różnicą że odczuwała tylko ból, związany ze wspomnieniami o ojcu, ból związany z matką, katującą ją przy nadarzających się okazjach. Potrafiła walczyć o swoje, ale nie żyła. Teraz to co innego. Prawie zawsze była uśmiechnięta, pogodna, radosna. Czerpała z życia tą radość, której wcześniej nie znała.
Obserwowała tulące się do siebie pary. Niektóre całowały się nie zważając na otaczający ich świat. Najwidoczniej dla nich istnieli tylko oni sami. Tuż przy stoisku z piwem zobaczyła Liama. On też ją dostrzegł. Rysy jego twarzy stężały, a Jessie doskonale wiedziała co było przyczyną. Kto był przyczyną. W takim razie Taylor musiał go już wcześniej zobaczyć.
Odchyliła się delikatnie do tyłu przechylając głowę w lewo i napotkała czarne tęczówki.
-Doprowadziłeś go tym do szaleństwa.
-Kogo? I czym?
-No Liama, przecież go widziałeś.
-Nie widziałem.. – zawahał się na chwilę, po czym wyraz jego twarzy zmienił się – zaraz, ty myślisz że przytuliłem cię przez niego?
Zdziwiła się. Niemal była tego pewna, a teraz nie wiedziała co się dzieje. Dodatkowo ten jego ton. Stała tuż przed nim. Widziała jak zacisnął dłonie w pięści.
-Hawks widocznie nie znasz mnie tak dobrze jak mi się wydawało..
-.. ale..
-Liam już zniknął – burknął odwracając się do niej plecami – powinniśmy już wracać, jest po dziesiątej.
I odszedł nawet na nią nie czekając. Stała tam jeszcze przez chwilę wpatrując w jego plecy, oddalające się z każdym krokiem. Nie dochodziło do niej nic z tego, czego była świadkiem tuż przed minutą. To było dla niej tak niezrozumiałe, że nie myślała nawet o tym by zagłębić się w tym problemie. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę motelu. Gdy weszła do pokoju Taylor już wynosił torby pakując je po kolei do bagażnika.
Przez całą powrotną drogę nie odzywali się do siebie. Dopiero gdy dojeżdżali do domu Jessie nie wytrzymała.
-Taylor daj spokój przecież nie pierwszy raz udawałeś że coś nas łączy, żeby odstraszyć facetów. A tu nagle się obrażasz?
-Nie obraziłem się – westchnął siląc się na uśmiech.
-To o co chodzi?
Nawet nie zauważyła kiedy zaparkował pod jej domem. Rozejrzała się.
-Cholera zapomniałem, przepraszam.
-Nie ma sprawy matka pewnie śpi – spojrzała w okna, ale w żadnym z nich nie paliło się światło, z powrotem przeniosła wzrok na przyjaciela – o co chodzi?
-Nie zawsze jakiś facet czy jakaś dziewczyna jest przyczyną tego że cię przytulam. Lubię to robić. Bezinteresownie.
-Wiem. Wybacz mi – uśmiechnęła się szeroko poruszając śmiesznie brwiami.
Nie wytrzymał długo z powagą na twarzy. Kąciki jego ust drgnęły, a po chwili uniosły się ku górze. Odpięła pasy i przytuliła się do niego. Nie oponował. Przyjmował od niej każdy przejaw czułości, każdy czuły gest. W końcu odsunęła się. Oboje wysiedli. Wyciągnął jej torbę i postawił tuż obok jej nóg.
-Może pomóc ci z nią?
-Już i tak dużo dla mnie robisz. Dziękuję za ten czas.
-Przestań gadać głupoty, miałem szansę poprzytulać się.
-To teraz też ci ją dam.
Zanim zdążyła rozłożyć ramiona, już tkwiła w jego silnym uścisku. Znowu ten zapach. Uwielbiała go. Dla niej nikt nie pachniał równie męsko jak Taylor. Zaciągnęła się nim, mając nadzieję że utrwali jej się w pamięci. Że zawsze już będzie go pamiętać.
Odsunął się, jednak nie poluźnił uścisku. Pochylił się i pocałował ją w policzek. Dopiero po chwili uświadomili sobie że próbują przedłużyć tą chwilę. Cały czas jego policzek stykał się z jej policzkiem. Czuła jego oddech na skórze, ciepły, wręcz gorący. Musiała coś zrobić.
-Jest już późno – odchrząknęła unikając jego wzroku.
-A tak.. to dobranoc.
Cmoknął ją i pośpiesznie wsiadł do auta. Zaraz po tym zniknął za zakrętem. Teraz czekał ją powrót do rzeczywistości.

Weszła do domu i od razu w progu rzuciła jej się w oczy butelka wódki. Zaklęła pod nosem. Miała nadzieję że matka już śpi. Ale znając swoje szczęście to afera wisiała w powietrzu. I nie myliła się. Matka stała w oknie. Ta naprawdę nogi ledwo podtrzymywały jej ciężar ciała, były jak z waty. Spojrzała mętnym wzrokiem w jej kierunku. Zapewne widziała jak Taylor ją przywiózł i jak żegnali się pod domem.
-A więc to jest ten któremu dajesz?
Usłyszała te słowa i poczuła się tak jakby matka dała jej w twarz. Dlaczego to ją zdziwiło? Przecież odkąd pamięta to tak była traktowana.
-To mój kolega.
-Widzę że nie jesteś taka głupia na jaką wyglądasz skoro umiesz się ustawić. Dobry samochód, pewnie ma pieniądze, płaci ci chociaż..?
-Przestań – warknęła.
-Coś ty powiedziała?
Kobieta szła w jej kierunku jednak Jessie stała nieruchomo.
-Powiedziałam przestań.
Wtedy poczuła pierwszy cios, spodziewała się go, ale i tak zabolało. Przyłożyła do pieczącego miejsca dłoń, jednak w tym samym momencie spadł na nią drugi cios który przeciął jej wargę. Upadła na kolana. Na podłogę spadła kropla krwi. Potem druga.
-Twój ojciec w grobie się przewraca widząc jaką dziwkę spłodził – krzyknęła.
Tym razem Jessie wstała. Wściekłość i ból miała wypisaną na twarzy, co nie zraziło jej rodzicielki. Nie chciała tego słuchać. Uciekła do swojego pokoju, jak tchórz. Łoskot zamykanych z trzaskiem drzwi kołatał jej się w głowie wraz ze słowami które wykrzyczała matka. Słyszała walenie do drzwi. Nie była głupia by je otworzyć, wątpiła czy wtedy by przeżyła. Po twarzy kapały łzy, bólu, wstydu i goryczy która ją ogarnęła. I te raniące wciąż słowa.
-Otwieraj dziwko! – wrzeszczała – jesteś zerem! Jesteś nikim!
Słyszała obijające się o szybę pierwsze krople deszczu, ale nie zawahała się. Otworzyła okno.
-Twój ojciec sam by się zabił gdyby widział co z ciebie wyrosło.
To były ostatnie słowa, które do niej dotarły. Potem usłyszała szum ulewy i poczuła mokrą trawę sięgającą jej kolan. Musiała dotrzeć do jedynego bezpiecznego miejsca które znała.

Spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy. Przecież ledwo co się położył. Pukanie powtórzyło się więc wstał z łóżka i założył spodnie. Nie zaprzątał sobie nawet głowy by poszukać koszulki. Otworzył drzwi. Przed nim stała Jessica, zapłakana, z pękniętą wargą na której już zdążyła zaschnąć krew, z czerwonym opuchniętym policzkiem w dodatku przemoczona do suchej nitki. W ręku kurczowo ściskała niewielką torbę.
-O Boże Jessie wchodź, co się stało?
Był przerażony jej widokiem. Wprowadził ją do mieszkania i zamknął za nią drzwi.
-Bo.. ja.. ja nie wiedziałam.. gdzie mam iść.. – rozpłakała się na dobre.
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
-No już cii… Co się stało. Matka?
Skinęła głową nie przestając płakać.
-Pewnego dnia ją zabiję – wysyczał – mówiłem ci żebyś się już dawno od niej wyprowadziła. Jessie mam tu pokój, przecież wiesz. Może być twój choćby od zaraz. I tak za miesiąc wynajmiemy coś razem i oderwiesz się wreszcie od niej.
-Wiem.. ale.. – szlochała – to moja.. matka..
-… która traktuje cię jak śmiecia – przerwał jej – koniec z tym, jutro pojedziemy po twoje rzeczy.
-ale..
-Nie ma żadnego ale. Zostajesz tutaj.
-Dziękuję.
Dopiero teraz uświadomiła sobie że przytula się do nagiego torsu chłopaka. Czuła szaleńcze bicie jego serca, czuła bijące od niego ciepło. W dodatku ten jego zapach, męski, podniecający. Odsunęła się zawstydzona, starając za wszelką cenę unikać jego wzroku.
-Chodź zaparzę ci herbaty.
Skierowali się do kuchni i wstawił wodę.
-Jesteś cała mokra. Masz coś na przebranie?
Pokręciła głową czując zbierające się pod powiekami łzy. Wyszedł do swojego pokoju i po chwili wrócił z koszulką w dłoni. Kilka minut zajęło jej doprowadzenie się w miarę do porządku. Nie usłyszał kiedy weszła, więc gdy ją zobaczył zamarł. Dosłownie. Koszulka, którą jej dał kończyła się tuż poniżej linii bioder. Jej smukłe, gołe nogi przykuwały uwagę. Wprost nie mógł oderwać od niej oczu. Przecież widział ją w stroju kąpielowym, przecież widział ją tańczącą w klubie, ale ten widok był o wiele bardziej urzekający. Dosłownie dało się wyczuć emanujący z niej erotyzm. Odchrząknął.
-Jesteś głodna, mam coś przygotować?
-Nie, dzięki.
Stali na wprost siebie. Jedno przy jednym blacie, drugie przy drugim. Żadne się nie poruszyło. Jessie nie potrafiła na niego spojrzeć. Patrzenie na jego ciało oznaczało dla niej pewnego rodzaju wewnętrzny ból, ból że to nie jej dane będzie go zasmakować. To tak jakby ktoś wbijał w jej serce miliony małych, cienkich igiełek. Ciągle o nim myślała, był w każdej jej myśli. A przecież z całej siły starała się wybić go sobie z głowy. I dlaczego myślała o bólu związanym z inną kobietą u boku Taylora, jak miała na głowie inne problemy? Upiła łyk herbaty. Gorący napój rozlał się przyjemnym ciepłem po jej wnętrzu, ukajając nerwy.
-O co poszło?
-Standardowo.
Podszedł bliżej i dotknął jej wargi potem policzka.
-Boli?
-Nie – wyszeptała – człowiek potrafi się przyzwyczaić nawet do najgorszych rzeczy.
-Ale ty nie zasługujesz na takie traktowanie. Poszło o mnie, prawda? Że cię w nocy przywiozłem?
-To było na początku, a potem.. – przygryzła wargę i syknęła z bólu - .. potem powiedziała, że tata..
Na policzkach pojawiły się łzy.
-.. że cieszy się że tata zmarł, bo sam by się zabił gdyby zobaczył jaką dziwkę spłodził..
Już się nie powstrzymywała. Ukryła twarz w dłoniach i zalała się łzami.
-Jessie..
Usłyszała jego głos przy uchu.
-.. twój tata jest z ciebie dumny.. jest dumny że tak dzielnie znosisz te wszelkie obelgi, te szykany. Kochał cię i nadal nad tobą czuwa. Nie pozwól by ktokolwiek cię złamał. By ktokolwiek cię zmienił..
Powoli odsunął jej ręce od twarzy i przytulił ją. Wciąż była roztrzęsiona. Po chwili uniósł jej podbródek by spojrzeć w zapłakane oczy, wpatrywała się w niego raz po raz pociągając nosem. Wielkie krople spływały po jej policzkach kończąc swój żywot na koszulce. Delikatnie otarł jej łzy i pochylił się nad nią. Pocałował ją. Najpierw nieśmiało, sprawdzając jaka będzie jej reakcja ale Jessie, nawet gdy powoli językiem rozchylił jej wargi, nie cofnęła się, a wręcz przeciwnie, całkowicie poddała się uczuciu do niego. Jej usta, tak jak przypuszczał były niesamowicie kuszące i miękkie. Jego dłonie mocniej zacisnęły się na jej twarzy. Z każdym pocałunkiem wpijał się w nią bardziej, rozpalając płomień jaki tlił się w nich od dłuższego czasu. Uniósł ją lekko i posadził na blacie. Jej nogi oplotły go w pasie, jakby nie chciała go już nigdy wypuścić, jakby do końca świata chciała go przy sobie zatrzymać, tylko dla siebie. Dłonie Taylora po chwili znalazły się pod jej koszulką, dotykał jej aksamitnie gładkiej skóry, pieścił zachłannie jej ciało, a już kilka sekund później koszulka leżała na ziemi. Odchyliła głowę i jęknęła cicho gdy językiem zaczął zostawiać wilgotne ślady na jej szyi. To mu wystarczyło. Podniósł ją i nie przerywając pocałunków zaniósł do sypialni. Ułożył ją na łóżku i spojrzał na jej nogi, brzuch, piersi, ich oczy spotkały się. Wzrok miał przepełniony dziką żądzą, której nie potrafił pohamować, jakby nagle nie myślał o niczym innym jak tylko o jej ciele, o najbliższych minutach. Oddychali ciężko. Miał jeszcze szansę się wycofać, mógł jeszcze przerwać, przeprosić za zachowanie ale nie chciał, chyba nawet za cenę przyjaźni. Pragnął z nią być. Wierzył w to że będą razem. Pochylił się i pocałował ją. Z pożądaniem. Z namiętnością. Niespiesznie ściągali z siebie resztki garderoby, jakby czekali na to, aż któreś zrezygnuje, aż któreś znajdzie jeszcze w sobie resztki zdrowego rozsądku. Nic takiego nie nastąpiło. Czuł jak drżała, mimo że jej ciało było gorące, zresztą tak jak i jego. Jej jęki, jej zaciśnięte niejednokrotnie na pościeli dłonie, jej palce wbijające się w jego plecy, do tego drobne kropelki potu na jej skórze migoczące w delikatnym blasku niewielkiej lampki, to wszystko podniecało go do granic wytrzymałości. W tym momencie jego receptory wariowały ze szczęścia, z żaru jaki go ogarnął. Nie byli już w stanie się kontrolować. Ta noc była dla nich obojga długa, przesiąknięta najrozmaitszymi uczuciami. Ta noc była idealna. Gdy przed świtem usypiali wtuleni w siebie oboje myśleli nad tym co przyniesie nowy dzień. On wierzył że gdy wyzna jej miłość nic nie będzie w stanie ich rozdzielić, ona była panicznie przekonana że zniszczyła wszystko. Jej iskierka zgasła.