czwartek, 9 maja 2013

rozdział *31








Dziękuję Ani (Yasha) za pomoc z szablonem i to jej dedykuję ten rozdział. Anus dziekuję :*
a także życzę powrotu do zdrowia Renee :**** 
Nie przedłużam, czytać :D buziole :**




***


        
Taylor obudził się czując łaskoczące go promienie słońca i przypomniał sobie wczorajszą noc. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. Rozejrzał się ale nigdzie nie widział Jessie. Jego wzrok padł na kartkę papieru tuż przy nocnej lampce, wziął ją do ręki i zaczął czytać.

„Taylor,
Przepraszam za to co wydarzyło się wczoraj. To był błąd, którego żałuję i którego nie jestem w stanie naprawić. Ta wczorajsza noc nie powinna była się tak skończyć. Nie powinniśmy byli tego robić. Przepraszam.
                                                                                     Jessie

W momencie usiadł. Błąd? Jessie uważa wczorajszą noc za błąd którego żałuje? Te słowa odbijały się echem w jego głowie. Kilka chaotycznych zdań pisanych pospiesznie. Poczuł niewyobrażalny ból w sercu. To tak jakby ktoś je złapał w ręce i zgniatał z całej siły. Przyłożył dłoń do miejsca gdzie wyczuwał szaleńcze bicie serca, jednak to nie umniejszyło bólu, wręcz się nasilił. Zmiął papier i rzucił w kąt, był wściekły i zdruzgotany. Zniszczył ich przyjaźń. Zniszczył to co przez ostatnie dwa lata dawało mu radość, uszczęśliwiało. Stracił ją przez pożądanie, którego nie był w stanie pohamować. Wściekłość docierała do najdalszych zakamarków jego umysłu. Dlaczego nie pomyślał że tak może się to wszystko potoczyć? Wziął do ręki telefon i wykonał połączenie. Usłyszał miły, informujący go o tym że telefon jest wyłączony głos. Zaklął głośno pod nosem i wyskoczył z łóżka. Musiał ją odnaleźć. Wytłumaczyć. Błagać by mu wybaczyła.
Pół godziny później wpadł jak burza na werandę domu dziewczyny. Zapukał. Odpowiedziała mu cisza. Zapukał kolejny raz. Ogarniała go coraz większa wściekłość pomieszana z paniką i wtedy drzwi się otworzyły. Pierwszy raz odkąd poznał Jessie widział jej matkę, pierwszy raz miał okazję ją zobaczyć i nijak miała się do obrazu jaki stworzył sobie w głowie. Jasne włosy, stalowe zimne oczy i ten grymas twarzy.
-Nie chcę niczego kupować – warknęła.
-Szukam Jessie.
Nawet nie silił się na uprzejmy ton, wiedząc co matka z nią wyprawiała. Ile cierpień i zmartwień jej przysporzyła.
-Nie ma jej, wyprowadziła się, pewnie do tego swojego.. – spojrzała na ulicę, gdzie stał jego zaparkowany samochód i przeniosła wzrok z powrotem na Taylora, zmarszczyła brwi – .. zaraz, zaraz to ty tu wczoraj byłeś. Ciebie też wykiwała?
Zaśmiała się cierpko widząc jego zaciskające się pięści po czym nie czekając na jakikolwiek odzew zatrzasnęła drzwi, tak mocno, że zawiasy jęknęły głośno, dając wyraz jakby swojego niezadowolenia. Stał jeszcze przez chwilę wpatrując się wściekle w drzwi, miał ochotę udusić ją gołymi rękoma, zabić ją. Przestraszył się własnych myśli więc obrócił się na pięcie i w pośpiechu zaczął schodzić ze schodków. Jak można być takim człowiekiem? Jak.. Nie. Nie mógł teraz o tym myśleć i zastanawiać się nad osobą kobiety, najważniejsze było odnalezienie Jessie i przeproszenie jej. Wsiadł do auta. Przez chwilę zastanawiał się gdzie mogłaby być. Kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy, a im bardziej myślał tym coraz mniej miejsc mu zostawało. Wyprowadziła się czyli miała ze sobą jakieś bagaże, musiała mieć jakąś alternatywę, czyli on nie miał nic. Walnął pięściami o kierownice i ruszył.


***

Zatrzymała się przed oszklonym piętrowym budynkiem w samym centrum. Kolejna agencja z mieszkaniami. Ostatnia tego dnia i przyjdzie jej spać w jakimś motelu. Zrezygnowana wysiadła i skierowała się do środka. Już na wstępie z uśmiechem przywitał ją młody mężczyzna.
-Witam panią w czym mogę służyć?
-Dzień dobry, szukam mieszkania do wynajęcia jak najbliżej uniwersytetu.
-Mamy kilka, proszę za mną – podprowadził ją do niewielkiego stolika i gestem dłoni nakazał by usiadła – co panią dokładnie interesuje.
-Dwa pokoje maksimum, salon, kuchnia.
-Obecnie mamy cztery mieszkania, które mogłyby panią zainteresować.
Sięgnął do teczek leżących na szafce tuż za nim i po chwili Jessie oglądała już zdjęcia. W szczególności jedno przypadło jej do gustu. Musiała je zobaczyć.
-To – wskazała na trzecią koszulkę, która się przed nią znajdowała.
-Możemy tam jechać od razu.
-Naprawdę?
-Jak najbardziej.
Dwa kwadranse później zobaczyła czteropiętrową kamienicę z czerwonej cegły w przyjemnej dla oka okolicy. Znaleźli się w środku.
Rozejrzała się po mieszkaniu. Salon, dwie sypialnie, łazienka i aneks kuchenny, więcej nie potrzebowała. Z czasem znajdzie jakąś współlokatorkę. Pomieszczenia były przestronne, ściany nieskazitelnie białe, a podłoga czarna jak smoła, czarna jak oczy Taylora. Zadrżała na myśl o nim. Nie teraz, jeszcze nie! Głos w głowie z całej siły starał się przyćmić obrazy jakie miała przed oczami. Odwróciła się w stronę mężczyzny.
-Biorę.
-W takim razie pojedziemy do biura. Tak jak już mówiłem, wpłaca pani zaliczkę teraz a za tydzień podpisujemy umowę. Ma pani tydzień czasu na rezygnację, ale wtedy..
-Tak, wiem, zaliczka przepada. Nie zrezygnuję. Podoba mi się tutaj i stąd jest blisko na uczelnię.
-Cieszę się, jedziemy?
Jessie mocniej chwyciła torbę i pozwoliła otworzyć przed sobą drzwi.
Godzinę później jej rzeczy leżały już na podłodze w salonie. Przyszedł czas na pozałatwianie najważniejszych spraw i zakupy. Wieczorem gdy siedziała nad pudełkiem z chińszczyzną nie miała siły nawet jej zacząć. Wpatrywała się w nie jakby było czymś dziwacznym, po czym ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się przypominając sobie ucieczkę, bo tego nie można było nazwać inaczej jak tylko ucieczką.  


Odczekała aż Taylor uśnie i dopiero wtedy ostrożnie wyślizgnęła się z jego objęć, łzy niekontrolowanie zaczęły spływać po jej policzkach. Straciła przyjaciela, straciła go. Przeklinała siebie za to co zrobiła, za to że dała ponieść się emocjom. A teraz nie ma już nikogo. Ubierając się nie spuszczała wzroku z chłopaka i mogłaby przysiąc, że się uśmiechał. Wyciągnęła z torebki notes i naskrobała kilka słów starając się zapanować nad łzami, nad bólem który przeszywał każdy zakamarek jej ciała. Na palcach przeszła przez cały pokój i po cichu tak by go w żadnym wypadku nie obudzić położyła kartkę tuż koło lampki, spoglądając jeszcze na niego. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku ale zaraz ją cofnęła. Pośpiesznie wyszła z jego mieszkania, znalazła się na ulicy, spojrzała na zegarek. Dochodziła szósta. Szła przez park nie zadając sobie nawet trudu by omijać kałuże, miała to gdzieś. Dochodziła właśnie do swojego domu, gdy na podjeździe zobaczyła stojącą taksówkę i czekającego przy niej George’a. Przystanęła chowając się za krzaki, które idealnie ją skryły. Zaraz potem usłyszała głos matki.
-..nie wiem czy ta gówniara jest w domu, mam jej serdecznie dość..
Dlaczego nie potrafiła ze sobą skończyć, odebrać sobie tego jej pieprzonego życia? Miałaby przynajmniej spokój, nikt już by jej nie ranił, nikt by nie wyzywał, nie bił i byłaby z ojcem. Paradoksalnie była za słaba by to zrobić albo też za twarda by to zrobić? Do jej uszu dotarł męski głos.
-..zostaw ją, koło południa wrócisz to pogadacie, a teraz nie mamy na to czasu..
-..masz rację..
Trzask zamykanych drzwi samochodu i jego dźwięk gdy odjeżdżał. Wcisnęła się bardziej w krzaki i dopiero gdy taksówka zniknęła jej z oczu, odetchnęła głęboko. Nie wierzyła w to, że trafiła jej się taka okazja. Wiedziała co chce zrobić i wyjazd matki był jak zrządzenie losu, jak wygrana na loterii. Jednak musiała się pospieszyć, nie miała ochoty natknąć się na Taylora, mógł przecież wcześniej się obudzić. Znów na myśl przyszła jej ostatnia noc i mimowolnie poczuła skurcz w brzuchu. Z nerwów chciało jej się wymiotować, jakby co najmniej to miało pomóc. Wbiegła po schodach do domu i skierowała się wprost do swojego pokoju. W pośpiechu wyciągnęła torby jakie miała i zaczęła się pakować. Nie zaprzątała sobie głowy by cokolwiek w nich układać, wrzucała ciuchy jedne na drugie. Znalazła także stare tekturowe pudła w których kładła książki, zeszyty i płyty. Biegała w tę i z powrotem, pakując wszystko do auta. Na końcu wcisnęła jeszcze na tylnie siedzenie swoją pościel. Jej wzrok powiódł w stronę zegara. Kilka minut po dziewiątej. Starała się za wiele nie myśleć, by nie odczuwać bólu, jednak na niewiele jej się to zdawało. Stanęła jeszcze raz w drzwiach swojej sypialni i westchnęła. Pokój świecił pustkami, łóżko, szafa, komoda, wszystko puste. Jedyną oznaką tego, że ktoś tu mieszkał były jaśniejsze ślady po zdjęciach na ścianie. Tylko to wskazywało na to, że pokój był kiedyś zamieszkalny, nic poza tym. Zostawiła matce krótką informację na lodówce, że znalazła sobie mieszkanie i zamknęła za sobą drzwi.
Jechała od godziny czując na policzkach delikatny powiew wiatru, który bawił się także w jej włosach, rozwiewając je na wszystkie strony. Raz po raz je poprawiała, ale nie zamknęła okna. Spojrzała we wsteczne lusterko. Nie widziała nic prócz sterty piętrzących się rzeczy z jej pokoju. Dwadzieścia dwa lata ściśnięte na tylnim siedzeniu jej starego mustanga. Oczy znowu zaszły jej mgłą i zamrugała gwałtownie. Będzie czas by sobie popłakać jak tylko znajdzie jakieś lokum, a potem już będzie z górki, do ich spotkania..


***


Bolało. Ból rozsadzał ją od środka czyniąc pustą. Kolejna noc, gdy budziła się z wrzaskiem. Przez swoją głupotę i uczucie straciła osobę, którą kochała ponad własne życie. Czuła się tak jakby spadała w otchłań, tylko ból i żal. Skuliła się chcąc to przeczekać. Mając nadzieję, że zdarzy się cud i przestanie cierpieć. Nie sądziła, że istnieje tak silne uczucie, uczucie które w tym momencie ją zabijało. Przez te trzy dni leżała na łóżku płacząc i śpiąc, jednak sen nie przynosił ukojenia, zadręczał ją jeszcze bardziej. Wiła się na łóżku, próbując schować w najciemniejszy zakamarek, tak by macki tego co zrobiła nie dosięgły jej, jednak one znajdywały ją wszędzie i oplatały jak bluszcz oplata ściany domów, szybko i gęsto. Zasłużyła sobie.
Palące łzy znów pociekły po policzkach i wsiąknęły w wilgotną już poduszkę. Próbowała znowu zasnąć, ale gdy tylko zamykała oczy widziała twarz Taylora. Uśmiechniętą. Pełną życia. Widziała jego oczy. Tajemnicze. Widziała jego ciało. Idealne. I tak niesamowicie pociągające, że mimowolnie przełknęła ślinę. Widziała obrazy z ich wspólnej nocy.
Kolejne łzy. Kolejny ból. Kolejny jęk.
Boże, proszę pomóż mi..
Te słowa wypowiedziane w myślach, nie zdołały zagłuszyć cierpienia, wypalającego jej wielką dziurę w sercu.
Zasnąć. Nie czuć. Nie żyć.
Przez moment, przez ułamek sekundy zastanawiała się czy tego chciała, ale odpowiedź była prosta. Nie. Nie chciała tego. Taylor był wart każdego bólu, z jakim przyjdzie jej się zmierzyć.


         Po raz kolejny wykonał połączenie. Bezskutecznie. Trzeci dzień próbował, jakby co najmniej miało to jakiś sens. Musiała zmienić numer, innego wyjścia nie widział.
Błąd.
To słowo zakorzeniło się w jego umyśle, sercu jak jakiś chwast. Zastanawiał się gdzie mogła teraz być, gdzie się znajdowała. Tak naprawdę mogła być wszędzie. Sięgnął dłonią po butelkę whisky leżącą na stole i nalał sobie do połowy szklanki. Koski lodu obiły się od ścianek wydając przyjemny dla ucha dźwięk, zapatrzył się w nie, jakby były czymś naprawdę interesującym. Do jego umysłu w zwolnionym tempie dotarł dzwonek telefonu. Spojrzał na wyświetlacz i skrzywił się. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Zanim jego komórka przestała wibrować, usłyszał walenie do drzwi.
-Taylor otwieraj, wiem że tam jesteś. Nie odejdę dopóki mi nie otworzysz, a jak nie otworzysz to za dziesięć minut wyważę drzwi.
Z ledwością się podniósł i chwiejnym krokiem podszedł do drzwi. Otworzył je z rozmachem.
-Czy tobie ciężko zrozumieć? – warknął wściekły.
-Trzeba było rano mnie nie zbywać, że nie masz ochoty gadać.
Pakował się do mieszkania nawet nie pytając o pozwolenie.
-Co się z tobą do cholery dzieje? Próbowałem dzwonić nawet do Jessie ale telefon ma wyłączony.
-Od trzech dni – prychnął upijając siarczystego łyka.
Skrzywił się delikatnie, po czym znowu sobie dolał. Tony wpatrywał się w brata nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Musiał zapytać go wprost co było powodem picia, bo kombinowanie i domysły na nic mu się zdadzą.
-Co jest?
-Nic..
-Taylor!
-Daj mi spokój.
-Chyba sobie ze mnie kpisz. Nie zostawię cię w takim stanie.
-Nie jestem dzieckiem.
-To powiedz mi wreszcie co ci się stało?
-Jessie się wyprowadziła..
-Jezu to dlatego użalasz się nad sobą jak jakiś szczeniak?
-Wyprowadziła się – prychnął – uciekła ode mnie, nie wiem nawet gdzie jest. Uciekła bo nie mogłem pohamować swoich uczuć. Uciekła. Jak pieprzony tchórz!
Mówił chaotycznie, z ledwością składając sensowne zdania. Tony wpatrywał się w niego w osłupieniu. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał, to się nie trzymało kupy, nic z tego co powiedział brat nie trzymało się kupy.
-Jak to uciekła, o czym ty mówisz?
-Najnormalniej w świecie, spakowała się i uciekła. Zero wyjaśnień.. a nie – klepnął się otwartą dłonią w czoło i zaśmiał gorzko – przepraszam, zostawiła liścik. Tak, zostawiła ten cholerny liścik, twierdząc że popełniła błąd. To ja byłem tym błędem! Nie sądziłem, że mógłbym być błędem, zwłaszcza jej.. dla niej.. a jednak.
-Powiesz mi od początku co się stało?
-Do cholery przespaliśmy się ze sobą a ona rano uciekła i tyle ją widziałem!! Teraz rozumiesz?
Tony wpatrywał się w brata z szeroko otwartymi oczami, sens wyrzuconych z siebie słów wreszcie do niego dotarł. Przysiadł na krześle obok i zlustrował chłopaka spojrzeniem czarnych jak smoła oczu. Przez ułamek sekundy szukał w swojej pamięci chwil kiedy Taylor wyglądał tak jak teraz, ale nigdy takiego go nie widział. Był przybity gdy dowiedział się o Annie, jednak wtedy nijak miało się do tego jak zareagował teraz. Nie wiedział co powiedzieć, jak pocieszyć, czy w jakikolwiek sposób się odezwać, bo co w takich okolicznościach byłoby najodpowiedniejszym? W końcu wstał, znalazł w szafce jakąś szklankę po czym znowu usiadł, sięgnął po butelkę alkoholu i nalał sobie.
Taylor czuł na sobie wzrok brata, ale nie odezwał się, ba, nawet nie patrzył w jego kierunku. Całkowicie skupił się na czymś przed sobą, nie było to nic konkretnego. Pragnął jedynie upić się, najlepiej do nieprzytomności. Tak by zapomnieć, tak by nie czuć bólu. Poczuł dłoń na ramieniu i wzdrygnął się. Nie był na tyle pijany, by zignorować dotyk. Przekręcił nieznacznie głowę.
-Powiedziałeś jej że ją kochasz?
Głowa znowu powróciła na to samo miejsce, do tej samej czynności, patrzenia tępo przed siebie. Nie pokwapił się nawet by odpowiedzieć, by wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, bądź odruch.
Nie. Nie powiedział. Nie zdążył.


***


Przymknęła oczy czując na twarzy delikatny wietrzyk i łaskoczące ją promienie słońca. Powietrze, świeże powietrze. Właśnie tego potrzebowała. Gdy wstała rano i spojrzała w lustro przeraziła się. Nie poznawała osoby po drugiej stronie. Szarawo blada skóra, podkrążone zapuchnięte oczy. Obraz nędzy i rozpaczy. Właśnie to sobą reprezentowała. I właśnie wtedy postanowiła wziąć się w garść. Szybka decyzja, która dodała jej odrobiny energii. Zaciągnęła się powietrzem, przesiąkniętym słodyczą owoców z pobliskich drzew i otworzyła oczy.
Odwróciła się tyłem, siadając na parapecie i lustrując pomieszczenie tak dokładnie, że żaden szczegół nie mógł jej umknąć. Trochę światła, które wreszcie zostało wpuszczone do mieszkania, nadało mu jakiegoś koloru.
Usłyszała dziwne dźwięki i dopiero wtedy zorientowała się, że od dłuższego czasu nie miała nic w ustach. Musiała coś zjeść, cokolwiek. Niespiesznie przeszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Światło, do połowy opróżniona butelka whiskey, którą leczyła się wczoraj i nic więcej. Matka byłaby zadowolona z takiego zaopatrzenia. W głowie zaczęły kłębić się myśli o kobiecie, co robi, jak zareagowała na jej wiadomość. Ale znając ją wiedziała, że nic ją to nie interesowała. Potrząsnęła głową by odgonić te wszystkie rozważania i drżącą dłonią sięgnęła po telefon dalej leżący w pudełku. Nowy telefon, nowy numer, nowe życie? Doskonale wiedziała, że spotka Taylora, że w końcu ten dzień nadejdzie i będą musieli porozmawiać. Nie wiedziała tylko jak spojrzeć mu w oczy. Jak wytłumaczyć mu dlaczego tak postąpiła. Bo co miała powiedzieć? Że go kocha? Nie. To nie wchodziło w rachubę. Nie mogła powiedzieć prawdy.
-Przestań wreszcie o nim myśleć.. – warknęła na siebie.
Włączony telefon zabrzęczał cicho. Przez chwilę się zastanawiała, ale nie mogła tak potraktować Zory. Musiała dać jej znać, zwłaszcza że dziewczyna nie miała o niczym pojęcia. Pewnie nawet nie wrócili z tej ich wycieczki. Szybko wstukała wiadomość i wysłała. Złapała za jabłko, które jakimś cudem uchowało się na blacie i przenosząc wzrok na okno zapatrzyła się na leniwie płynące chmury.


***






Siedział na ławce niby obserwując trening „Wild Dog’s”. Patrzył w jakiś punkt przed sobą nie bardzo wiedząc co ma dalej robić. Wszystko mu się posypało. Dlaczego nie powiedział co czuje, dlaczego zrobił to co zrobił? Mógłby przysiąc że w każdym jej ruchu, w każdym jej oddechu było uczucie, które on odwzajemniał. Był pewny tego. I to go zgubiło. Wspomnienie tamtej nocy powróciło. I ból, który czuł gdy zobaczył kartkę. Pieprzoną kartkę papieru z kilkoma słowami. Nawet nie miała odwagi by powiedzieć mu to prosto w twarz. Wściekłość ogarniała go coraz bardziej. Musiał znaleźć jakieś ujście dla niej inaczej eksploduje.
-Cześć skarbie.
Usłyszał radosny, piskliwy głosik tuż przy uchu i poczuł dłonie obejmujące go za szyję. Zerwał się na równe nogi. Gdyby nawet nie widział osoby stojącej teraz przed nim, wyczułby ją na pewno, te zbyt słodkie perfumy. Znów na myśl przyszedł zapach ciała Jessie subtelny, delikatny, kobiecy i zacisnął pięści.
-Skarbie może wyskoczylibyśmy gdzieś razem?
Świergotała nadal, nie zrażona wyglądem chłopaka. I nagle stało się coś o czym marzyła od zawsze. Złapał jej twarz w mocnym uścisku i przywarł swoimi ustami do ust Amber. Wręcz brutalnie, zaborczo. Zaciskał oczy mocno, zaciekle walcząc z samym sobą. Oderwał się po chwili od niej. Jej twarz była zarumieniona, oczy błyszczały, a jego? Jego były przepełnione wściekłością i bólem. Nadal trzymał jej twarz.
-Zrozum wreszcie że nic do ciebie nie czuje i nigdy nic nie poczuje. Daj mi wreszcie spokój – wysyczał oschle i odszedł zostawiając ją samą.
Gdy wypowiadał te słowa miała łzy w oczach, widział je ale miał to w dupie, tak samo jak miał gdzieś tych kilka osób, które im się przyglądało. W tym Zora, wyciągająca z torby telefon tak szybko, że o mały włos nie skończył roztrzaskany na betonowej płycie.


Instruowała właśnie facetów, którzy przywieźli jej sofę. Przynajmniej będzie miała na czym siedzieć i jak na razie spać. Rano podpisała umowę wynajmu z czego była zadowolona. Może powoli jej się to jakoś poukłada. W tym momencie serce przepełniała pustka, ból po utracie Taylora, ale jakoś sobie radziła. Do jej uszu dotarł dźwięk telefonu i dopiero po chwili uświadomiła sobie że to jej komórka.
-Halo?
-Jessie co się z wami dzieje?
-To znaczy? Nie rozumiem. Czwarte piętro. – Skinęła do jednego z mężczyzn. – O co chodzi Zora?
-O ciebie i Taylora.
-A co ma się dziać?
-Czy ty wiesz co on zrobił?
-Nie.
-Całował Amber.
Poczuła się tak jakby nagle ktoś z całej siły kopnął ją w brzuch. Oddychała ciężko łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Musiała wyglądać naprawdę źle, bo ktoś przechodzący obok podszedł do niej i delikatnie dotknął jej ramienia.
-Przepraszam, czy wszystko w porządku?
Skinęła głową nawet nie patrząc.
-Na pewno?
-Tak, tak.
Uniosła powoli głowę starając się dostarczyć płucom jak najwięcej tlenu. Jej oczy napotkały zmartwione oczy kobiety i uśmiechnęła się z trudem. Wciąż słyszała wołającą ją w słuchawce Zorę.
-Zakręciło mi się tylko w głowie. Dziękuję.
Kobieta odeszła a ona podniosła do ucha telefon.
-Do cholery Jessie jesteś tam?
-Tak jestem, tylko mam trochę na głowie tutaj.
-Co on wyprawia?
-Nie wiem.
-Gdzie jesteś, masz ochotę na jakąś colę?
-Zora jestem już w Austin.
-Co? Dlaczego nic o tym nie wiem? Od kiedy? – była najwyraźniej zaskoczona.
-Od kilku dni. Masz ochotę mnie odwiedzić?
-Jasne, mam przyjechać sama czy wziąć kogoś?
-Wolałabym sama, dopiero się wprowadziłam więc wyobrażasz sobie jak to mieszkanie wygląda?
-Nie ma sprawy, do dwóch godzin będę.
Pożegnały się i Jessie weszła do budynku. Starała skupić się na robocie, ale miała taki mętlik w głowie, że nie mogła niczego zrobić. Taylor i Amber. Westchnęła. Miał do tego prawo, przecież nie mogła mu niczego zabronić, a tym bardziej mieć o to pretensje. Popełnili błąd i przyszło jej za to zapłacić. Najgorsze przyjdzie gdy dojdzie do ich spotkania, ale ma jeszcze kilka tygodni. Ochłonie. On też. Chociaż najwidoczniej już ochłonął. Zabolało ją to że zrobił to tak szybko.


***

-Fajnie tu masz – Zora rozejrzała się po pomieszczeniu.
Jak na razie oprócz wielkiej czerwonej sofy i czarnego skórzanego stolika niewiele było mebli w salonie, ale i tak mieszkanie prezentowało się nienagannie. Nie licząc tych pudeł, które ustawione były pod oknem, wypełnione po brzegi pamiątkami, zdjęciami, dyplomami i tym wszystkim, co znajdowało się w jej dotychczasowym pokoju.
-Napijesz się czegoś? Wybacz bałagan ale..
-Rozumiem, rozumiem.
-Piwa?
-Prowadzę.
-To może zostań do jutra. Mam sofę, pomieścimy się..
-W takim razie poproszę piwo. – Uśmiechnęła się kierując za Jessie do kuchni. – A teraz mów.
-Co?
-Co się dzieje, dlaczego Taylor pocałował Amber?
-Nie wiem, musisz spytać o to jego.
-Co się do cholery z wami dzieje?
-Nie wiem.. – warknęła – Zora nie wiem co ci powiedzieć. Od kilku dni nie rozmawiamy ze sobą. Nie wiem.
Zora zobaczyła na twarzy koleżanki to uczucie z którym ostatnio przyszło i jej się zmierzyć i zrobiło jej się przykro że tak na nią naskoczyła. Pogładziła ją po ramieniu, by w pewien sposób dać jej do zrozumienia, że może na nią liczyć.
-Co się stało?
-Nic..
-Nie potrafię zrozumieć jak dwoje zakochanych w sobie ludzi..
-Przestań – przerwała jej gwałtownie – nie byliśmy w sobie zakochani. Jak ci idzie z Nate’m?
-On jest cudowny – rozmarzyła się – inteligentny, zabawny i taki sexowny gdy jest nago.
-Opanuj się Zora, nie chcę wyobrażać sobie za każdym razem gdy go zobaczę jak mówisz mi te słowa. Wiesz że mam wyobraźnie.
-Ok. Nie będę ci opowiadać co robiliśmy.
-Zora!
Zaśmiały się obydwie.
-Pomóc ci z kuchnią?
-Jesteś moim zbawieniem – Jessie uniosła dłonie ku górze by po chwili zabrać się za sprzątanie.
Po godzinie kuchnia błyszczała czystością. Uśmiechnięte i zmęczone opadły na sofę. Widziała że koleżanka jej nie popuści i nie myliła się.
-O co poszło?
-Uhh jesteś tak samo irytująca jak on..
-Przyciągasz tylko takich ludzi – zaśmiała się przyjaźnie.
-To właśnie moje popaprane życie.
-Nie mów tak, tyle razy się spieraliście i zawsze dochodziliście do porozumienia. Zobaczysz wszystko się ułoży..
-Teraz jest zupełnie inaczej, tego nie da się naprawić, przeprosić i po sprawie. Nic już nie będzie tak jak kiedyś i mam tego cholerną świadomość.
-Powiesz mi?
-Nie mogę, przepraszam. Nie gniewaj się na mnie, ale po prostu nie mogę..
-Rozumiem i nie gniewam się. Ale wiesz, że jestem do twojej dyspozycji gdybyś tylko miała ochotę porozmawiać, zawsze znajdę dla ciebie czas nieważne w jakiej sytuacji.
-Wiem – uśmiechnęła się przytulając dziewczynę – i dziękuję.


***


-Stary co się z tobą dzieje? Od tygodnia próbuję ugadać się na jakieś piwo, gdzieś ty się podziewał?
-Miałem trochę problemów na głowie. Ciesz się że znalazłem chwilę – skłamał.
Prawda była taka, że nie chciał nikogo widzieć, nikogo za wyjątkiem Jessie. Tylko ją chciał w tej chwili zobaczyć, porozmawiać. Z drugiej jednak strony Nate był jego najlepszym kumplem, a teraz olewał go jak zwyczajnego szczyla. Widział, że przyjaciel coś do niego mówił, kilka słów zdołał wyłapać, ale kompletnie nie mógł skupić się na rozmowie. Do momentu, aż nie usłyszał tego najważniejszego pytania.
-A ty kiedy dołączasz do Jessie?
-Słucham?
-Zaczynacie kursy na tym samym uniwersytecie, więc pytam się kiedy do niej dołączysz. Od dwóch tygodni wynajmuje mieszkanie w Austin więc myślałem że..
-Gdzie ona jest? – zerwał się na równe nogi patrząc z niedowierzaniem na kumpla.
-W Austin.
-Masz adres?
-Nie, ale Zora ma.
-Dzwoń, potrzebuje na już.
Nate wykonał połączenie i po chwili dyktował mu adres. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję wskoczył do samochodu i ruszył. Wręcz bił sobie brawo za przejaw głupoty, powinien wcześniej pomyśleć że Zora może wiedzieć gdzie jest dziewczyna. Gdyby teraz złapała go policja, poszedłby siedzieć za prędkość, ale musiał się dowiedzieć dlaczego to zrobiła. W sumie wiedział dlaczego to zrobiła, ale że był chyba największym kretynem jakiego znał, chciał to usłyszeć od niej. Chciał być świadomie zraniony. Po raz kolejny. Wreszcie stanął przed drzwiami z numerem, który miał wypisany na świstku papieru. Wziął głęboki wdech, zmiął kartkę i zapukał. Teraz już nie było odwrotu.

11 komentarzy:

  1. Jeeee nowy rozdział :D Zaraz będę czytać ^.^ (tylko sfajcze ;D).
    I widzę strony są, mądralo ty moja :* :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO JAK MOGŁAŚ SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE! NO JAK!!!
      Kobieto przypawisz mnie o zawał...
      Amber i matka Jess doprowadziły mnie do furii, a widząc co odwala Jessi... no nic tylko popukać się w czoło. Tayora mi żal w cholere, ale po kiego grzyba całował tego babszytla? No po co? Faceci... tego nie ogarniesz.
      Wzuszałam się nie raz, na przemian się wkurzając. Co był super epicki rozdział i wrócę do niego nie raz, tego możesz być pewna! Ale czemu musiałaś teraz skończyć... :....(

      Usuń
  2. Jessie jest głupia. Lubię ją, ale teraz przegina. Sama czuje to samo, co on, więc w czym problem? Ucieczka w niczym jej nie pomoże. Oby się jakoś dogadali, szkoda tracić taką znajomość, nawet jeśli biegnie różnymi ścieżkami.

    OdpowiedzUsuń
  3. (Uwaga, nawalam CapsLockiem)
    Yhym, yhym...
    JESSIE, CZYŚ TY DO CHOLERY CAŁKIEM ZGŁUPIAŁA!? MYŚLISZ, ŻE ON POSZEDŁBY Z TOBĄ DO ŁÓŻKA, GDYBY CIĘ NIE KOCHAŁ?! DO CHOLERY ZNASZ SIĘ Z NIM JUŻ TYLE CZASU I DALEJ NIE UMIESZ POJĄĆ TEJ JEDNEJ, PROSTEJ RZECZY?! DO CHOLERY, KIM TRZEBA BYĆ, BY MIEĆ TAK CIĘŻKI I TĘPY OGAR?!
    Bickslow : Ma tak wolny tok rozumowania jak Ren~chan. Ale Reni nic nie pobije...
    Coś ty powiedział?!
    Bickslow : Nic, nic, mała.
    No ja mam nadzieję ._.
    A ty Taylor, nie bój boja, zaraz sobie z nią pogadasz, wszystko sobie wyjaśnicie i będzie Happy end (Aye, sir!)
    Buziam kochanie mocno ~~ <3
    ~Smexy Reneé, Queen of Hearts i Bickslow
    ...
    JESSIE, WEŹ SIĘ OGARNIJ, BO BĘDZIESZ JAK JA!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jessie, Jessie, co ty wyrabiasz powiedz mi :< Przecież on Cie kocha, a TY JEGO ! :(:( *smutas*
    A ty Taylor?! Całować tą świnię?! Przecież kochasz Jessie!!
    Faceci-.-


    Zeby kończyć w takim momencie... Serce mi stanęło prawie przez ciebie kobieto! :D Nie mogę się doczekać czwartku, ojjj nie moge *.*
    Chociaż w sumie oni dwoje -> rozmawiają poważnie w jednym mieszkaniu -> Coś może się wydarzyć ;> ;>
    Oj gomen gomen jestem zboczuchem xD
    Cokolwiek wymyślisz pewnie mi się spodoba i znów będę siedzieć jak na szpilkach podenerwowana, raz smutna raz wesoła... :D
    Dużo weny i buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział! :) Jejku co za problemy i te przeżycia. Sama się prawie popłakałam, ale dałam radę xd
    Jak Taylor pocałował Amber to na mojej twarzy widniał szok! Normalnie aż zapomniałam jak się oddycha. Wiedziałam, że Taylor nie zrobił tego z miłości do niej no ale i tak szok xd
    Widzę, że zmieniłaś wystrój bardzo ładnie :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością:]

    OdpowiedzUsuń
  6. Yasha: jak mogłam skończyć w takim momencie?? Chyba kochana mamy coś wspólnego :D:D:D

    Heladas: nie nie lub jej :D bała.. boi się :D ale że jestem zwolenniczką happy endów, będzie dobrze :D

    Renee: ten Caps mnie przeraził O.O :D "zabałam" się Ciebie :D a tam na marginesie uwielbiam te Wasze komenty (Bicks x Renee):D

    Harumi: zboczuszku Ty mój, co Ci też chodzi po głowie co?:D:D albo lepiej nie odpowiadaj bo się zaczerwienie :D:D:D

    Alice: cieszę się że szablon Ci się podoba, gdyby nie pomoc Yashy (w zasadzie to zrobiła wszystko) byłabym w czarnej d... :D:D

    Dziewczyny moje kochane widzę że wzburzyłam w Was krew :D wpadłam ostatnio na pomysł (zaświeciła mi się taka żarówka nad głową czego skutkiem jest kilka kolejnych rozdziałów.. niekoniecznie miłych.. tak czy siak, żeby za dużo nie napisać, jeszcze będzie się działo :D
    buziolki i dziękuję Wam :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochanie, a dałoby radę, byś zrobiła ciemniejsze tło pod komenty? Bo nie wiem jak innych, ale mnie ten beż w tle i oczobijny biały biją po oczach i źle mi się to potem czyta :C
      Bickslow : Ciebie wszystko bije po oczach, ale nie przejmuj się! Kupię ci okulary przeciwsłoneczne!
      Ta, i będę nosiła okulary na okularach ._. Jesteś genialny.
      Bickslow : Wiem, pozwalam ci mnie wielbić.
      *Wyciąga patelnię* Ty mnie facet nie wkurzaj...
      Buziam, darling <3
      ~Reneé

      Usuń
  7. Noo to teraz mam nadzieję na szybkie wytłumaczenie się, przeprosiny, rzucenie się w sobie ramiona itp itd.. ^^
    Rozdział ekstra! Najlepszy! A kolejny.. no cóż jeszcze go nie ma, ale czuję, że również będzie mega! ;P

    Trochę krótko.. muszę nadrobić to i owo ^^
    Tak, że ciao Mordko! Weny! Czasu! :*
    <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, jaki cudowny rozdział! Bardzo mi się tutaj podoba! Oby się tylko pogodzili! Zapraszam do mnie :) ( http://ifyouneversee.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielkie dzięki! Tak się cieszę, że przeczytałaś!

    OdpowiedzUsuń