czwartek, 4 kwietnia 2013

rozdział *27



Witam :)
udało mi się napisać.. może nie jest to czego oczekiwałam, ale w mojej głowie jest totalna pustka jeśli chodzi o pisanie :/ może wraz z nadejściem wiosny (u mnie są już białe kwiatki na drzewach :D), zaatakuje mnie wena. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Dziękuję za komentarze, w sumie to dzięki Wam jeszcze nie zrezygnowałam z pisania i nie rzuciłam bloga w cholerę. 
Zapraszam do czytania :*:*









***


Spojrzała w kierunku z którego nadchodził Taylor i poczuła przyspieszone bicie własnego serca. Próbowała coś tym zrobić, ale im bardziej starała się opanować, tym bardziej była przerażona. To uczucie pochłaniało ją, otaczało swoimi mackami nie dając szansy odetchnąć. Wcisnęła dłonie w kieszenie bluzy i zacisnęła pięści. Jego pewny krok, jego uśmiech, tajemniczość w oczach, która wywoływała przyjemne mrowienie. Ta luźna koszulka a pod nią kryjące się idealne ciało. To wszystko składało się na jego postać. Westchnęła przygryzając wargę. Do cholery, musiała się uspokoić, zapomnieć, wyzbyć się tego. Musiała. Gdy dwa tygodnie temu znowu zamieszkała u siebie, sądziła że będzie łatwo, że się jej uda. Teraz nie była już tego taka pewna.
-Wyglądasz jakbyś myślała?
Cmoknął ją w policzek i przysiadł tuż obok.
-Spadaj Higgins.
-Milutka jak zawsze. Idziemy gdzieś? Masz na coś ochotę?
Gdyby tylko wiedział na co miała ochotę, gdyby tylko wiedział co.. do cholery. Niewiele brakło by warknęła na siebie nie tylko w myślach. Tylko jak przekonać się do tego by nie zauważać Taylora jako mężczyzny, z krwi i kości. Teraz przynajmniej wiedziała, co widziały te wszystkie dziewczyny wpatrzone w niego jak w coś świętego. Stała się jedną z nich.
-Jessie?
-T-tak? – ocknęła się, przeklinając w duchu swój brak pohamowania myśli.
-Pytałem się o coś. Co się dzieje?
-Przepraszam, zamyśliłam się. O co pytałeś?
-Stawiam kolację za twoje myśli – uśmiechnął się.
-To nie byłoby nic nowego, ciągle razem jemy..
-..romantyczną, przyjacielską kolację – przerwał jej, widząc jak delikatne rumieńce oblewają jej policzki – uwielbiam je..
-Niby co?
-To jak się czerwienisz.
Wiedziała, że z tego nie wybrnie tak łatwo. Nie biegła, nie było zimno, czy gorąco. Nie mogła znaleźć dobrego kłamstwa. Musiała to jakoś przyjąć.
-Jesteś nienormalny. Nie masz już czego uwielbiać?
-Nic nie poradzę na to, że z rumieńcami wyglądasz cudownie.
-Uspokój się.
Gdyby tylko mógł. A tu wręcz odwrotnie. Dodatkowo widząc jej zawstydzenie, nie mógł się powstrzymać. Chciał dotknąć jej policzków, poczuć ich ciepło, skosztować jej ust.
-Dasz się skusić?
-Wolałabym zjeść w domu – przełknęła bezgłośnie ślinę.
-Sama stwierdziłaś że ciągle razem jemy, ciągle w domu. Zapraszam cię na kolację i nie myśl sobie, że będzie to jakaś randka – zaśmiał się przekładając nogę przez murek, siedział teraz widząc doskonale jej profil – nie jestem taki łatwy, chociaż możemy zjeść kolację ze śniadaniem.
-To też nie byłby pierwszy raz.
Parsknął śmiechem.
-Cholernie ciężko jest ci dogodzić. Więc jak? Romantyczna kolacja, z galowym strojem, świecami, tylko bez namiętnych pocałunków i sexu, no chyba że będziesz bardzo chcieć..
-Po moim trupie.
-Myślę że sex z trupem nie jest przyjemny i nie będę sprawdzać.
-Higgins, uwierz mi że nie ma słów by opisać to jak mnie wkurzasz – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Półtora roku nie nauczyły cię ignorancji pewnych moich zachowań?
-Staram się.
-Dobra, nieważne, odbiegliśmy od tematu.
Romantyczna kolacja, brzmiało kusząco, jednak aż za bardzo. Prawie słyszała w głowie dwa głosy przekrzykujące się nawzajem w wadach i zaletach propozycji. Powinna mu odmówić, ze względu na uczucie.
-Dobrze.
Wyrwało jej się. I wtedy zobaczyła ten uśmiech na twarzy Taylora, uśmiech który zamieniał jej nogi w miękka watę. Gdyby teraz chciała wstać, upadłaby. Tego była pewna.  


Czuła się jakby wybierała się na prawdziwą randkę, brakowało jej tylko potwierdzenia ze strony przyjaciela. Na to jednak nie mogła liczyć. Spojrzała jeszcze raz na swoje odbicie w lustrze. Blado różowa sukienka idealnie kontrastowała z  miodowym odcieniem skóry, do tego wysokie szpilki w tym samym kolorze co sukienka. Stwierdziła, że nie jest tak źle. Zacisnęła pięści, oddychając szybko i modląc się żeby nie zrezygnowała z propozycji. Jedna część niej, ta która myślała rozumem, bez ustanku namawiała ją by wycofała się, ta druga, myśląca sercem, brnęła w propozycje jak ćma w ogień, by tylko się sparzyć. Na to nie mogła sobie pozwolić, wolała widzieć w Taylorze przyjaciela. Gdyby zniszczyła to wszystko.. nie! A jednak nadal brnęła.
Podniosła głowę, spoglądając sobie w oczy. Lustro nie kłamało, tak jak i jej spojrzenia, pełne rozdarcia, wahania, niepewności.
-Nie jesteś tchórzem, więc rusz dupę – wyszeptała, dodając sobie tym samym otuchy.
Niecałą godzinę później wychodziła z taksówki. Jeszcze raz wzięła głęboki wdech i odważnie weszła do środka.
        

Taylor bezsensownie wpatrywał się w menu, tak jakby w nim miał odnaleźć instrukcje jak się zachowywać, by nie zdradzić prawdziwych uczuć. Sam nie wiedział co, może jakiś dźwięk, może odgłos, a może przeczucie kazało spojrzeć mu w stronę drzwi i ujrzał ją. Piękną, zmysłową. Uśmiechnął się z czułością, ten widok przebił wszystkie obrazy, wyobrażenia jej, jakie układał sobie w głowie. Uniósł się zanim dotarła do stolika, jednak nie dane mu było odsunąć Jessie krzesła, gdyż zmierzyła go wzrokiem mordercy.
-Dzisiaj mogłabyś dać mi zachować się jak gentelman – zaśmiał się, siadając.
-Wiesz, że nie lubię być tak traktowana.
-Przecież nie często zapraszam cię na kolacje.
-Często..
-..ale nie romantyczne – przerwał jej z uśmiechem na twarzy.
-Która nie będzie różnić się od tych innych, z jednym drobnym szczegółem.. jesteśmy elegancko ubrani..
-Hawks, możemy się rozebrać jak chcesz.
-Znowu zaczynasz?
-Przy tobie nie mogę się powstrzymać.
-Czyli wygląda na to, że czar który nad tobą roztaczam zaczął działać?
-To teraz już wiem dlaczego tak dziwnie się ostatnio zachowuję.
Parsknęła śmiechem widząc jak przyjaciel z udawanym zakłopotaniem drapie się po głowie. Wpatrywał się w nią, jakby nagle stała się jakimś cennym okazem w galerii. Za to ona jedyne czego chciała to zerwać z niego to wszystko co miał na sobie, całować jego usta, kochać się z nim. Wzdrygnęła się. Za daleko to wszystko zaszło i nie wiedziała jak to pohamować. Była swego rodzaju masochistką, która świadomie zadawała sobie ból. Ból, który był niczym w porównaniu z tym co będzie gdy Taylor się zakocha. Wciąż te rozmyślenia, wywody. Mimo, że w głowie miała istny sajgon, wieczór minął w przyjemnej, luźnej atmosferze, rozmawiali, śmiali się i wygłupiali, para idealnych przyjaciół.


***


Jessie wpatrywała się w postać dyrektora wygłaszającego słowa, mające na celu wywołać zadumę u każdego siedzącego przed nim ucznia. Mówił o nowym rozdziale, nowej ścieżce życia na którą właśnie wkraczali, starając się dobierać słowa tak, by ludzie z zapartym tchem go słuchali. Fakt. Jedni byli zainteresowali, inni mieli nadzieję, że ta cała szopka szybko się zakończy i wreszcie będą mogli zacząć wakacje, a co za tym szło, jedną wielką balangę, kończącą ostatni rok, kończącą szkołę i naukę. Taylor siedział obok, znudzony, co chwilę ukradkiem ziewając. Widać było, że należał do grupy uczniów, modlących się o szybki koniec. Wreszcie dyrektor zaczął wyczytywać nazwiska, wręczając im dyplomy. Każdy z uczniów miał wsparcie rodziców, braci, sióstr, jednym słowem rodziny. Tylko ona wiedziała, że nikt z jej strony nie przyjdzie. Sama nie wiedziała na co liczyła. Na to, że matka zacznie zachowywać się jak matka i się pojawi? Będzie ocierać łzy, widząc córkę odbierającą świadectwo? Będzie bić brawo z innymi rodzicami? Już od dawna na to nie liczyła, ale nadzieja zawsze tliła się w jej sercu, tego nigdy jej nie zabrakło. Nadziei.
-Jessica Hawks.
Głos siwiejącego mężczyzny, który raz po raz wycierał chusteczką spocone czoło, wyrwał ją z zamyślenia. Powoli wstała. Gdy dotarła na podest usłyszała brawa i spojrzała w kierunku skąd dochodziły. Stała tam rodzina Taylora, uśmiechnięci od ucha do ucha, Lora ukradkiem wycierająca oczy. Nie mogła się nie uśmiechnąć, czując pod powiekami zbierające się łzy.
Jeszcze tylko szybkie gratulacje ze strony dyrektora z czającym się zawadiackim uśmiechem na twarzy i znów znalazła się na swoim miejscu. Rozpierała ją jednocześnie duma, że ktoś jednak z nią był, a zarazem wielki smutek, że to nie oni powinni tam stać tylko jej rodzina.
Ulga jaka wymalowała się na twarzach uczniów, wraz z ostatnimi słowami dyrektora Moore’a, spowodowała ciche zaśmianie się jej przyjaciela i odwróciła głowę w jego stronę.
-Wujek aż tak cię znudził?
-Mógłby darować sobie na sam koniec. Jakby nie wiedział na co wszyscy czekamy – uśmiechnął się, pochylając w jej stronę tak by tylko ona usłyszała.
-Jesteś okropny.
-W twoich ustach brzmi to jak komplement. Jedziemy do mnie po wszystkim.
Miała ochotę fuknąć jak rozjuszona kotka. Powodem było stwierdzenie faktu a nie pytanie. On nigdy nie pytał. On układał cały ich czas. Jej czas. Odwróciła gwałtownie głowę w jego stronę, jednak jej wzrok utkwił w dalszym punkcie. Tam gdzie stała Lorraine. Lora, poprawiła się. W myślach pojawiło się wspomnienie gdy kobieta przedstawiła się pełnym imieniem, zaznaczając, że nie przepada za tą formą. Z powrotem przeniosła wzrok na chłopaka.
-Czy ty kiedykolwiek zapytasz mnie o zdanie? – wyszeptała.
-No wypraszam sobie – obruszył się, zwracając na siebie uwagę siedzących najbliżej.
-Mógłbyś trochę ciszej?
-Od kiedy to przejmujesz się tym co myślą inni?
Podniósł się powoli, gdy tylko wujek zszedł z podestu chcąc przywitać się z rodzicami uczniów. Teraz już trzeba było się przekrzykiwać, by ktoś cię usłyszał. Zresztą nic nie było ważniejsze w tym momencie od końca szkoły. Okrzyki radości uniosły się tak jak wszystkie czapki studenckie.




Ubrana w zwykłe jeansowe szorty i białą bokserkę przemierzała plażę czując pod stopami grząski piasek, a zaraz potem chłód wody. Słyszała śmiechy i głośne krzyki dochodzące z tej części plaży na której bawiący się urządzili sobie mecz piłki siatkowej między dziewczynami a chłopakami. Był to dość niecodzienny widok, zwłaszcza że słońce powoli chowało się za drzewami, a oni grali przy zapalonych pochodniach. Co jakiś czas pozdrawiała kogoś gestem dłoni, bądź szczerym uśmiechem, rozglądając się za przyjacielem. Jak na złość nigdzie go nie było. Może złym pomysłem było jechać osobno? Nie, nie, nie. Pokiwała głową i dla osoby, która w tym momencie mogła ją widzieć wydałaby się zwykłą wariatką. Miała ochotę roześmiać się, ale wtedy to musieliby zamknąć ją na oddziale dla obłąkanych. Powoli ruszyła w stronę skąd dochodziła muzyka, tak szczerze to miała ochotę zaszaleć, poczuć rytm całą sobą, tak jak w Billy’m. W tej właśnie chwili brakowało jej tańca. Zdziwiła się swoimi myślami. Od ostatniego razu kiedy wspominała klub i dziewczyny minęło dobre pół roku, więc dlaczego dzisiaj te wspomnienia się nasiliły? Przez umysł przewijały się kolejno obrazy z pierwszego spotkania Taylora, przygody z tancerkami. W uszach wciąż pobrzmiewały dźwięki od których ciało samo się poruszało i wreszcie dotarła do tego miejsca. Większość tańczyła w rytm czarnej muzyki, część piła przyglądając się sexownym ruchom dziewczyn. Brakowało, żeby z ich ust pociekła ślina. Podchodząc bliżej, widziała uśmiechniętą twarz Nate’a, który zaczął śmiesznie poruszać biodrami.
-Minąłeś się z powołaniem – zaśmiała się gdy przyciągnął ją bliżej.
Teraz już się nie wygłupiał, poruszał się tak by dopasować swoje ruchy do jej ruchów. Raz była przy nim, raz poruszali rękami, jakby tańczyli ze sobą od zawsze.
-Słyszałem, że byliście z Taylorem na, jak to on określił, przyjacielskiej randce.
Jessie na chwile wstrzymała oddech widząc zadziorny uśmiech Nate’a. Czuła, że policzki jej płoną, ale nie odwróciła wzroku.
-Znowu zaczynasz?
Chłopak zaśmiał się głośno.
-Taki już jestem..


Rozejrzał się i jeszcze raz spojrzał na zegarek. Był święcie przekonany, że to przy barze był umówiony z Jessie, ale teraz stojąc tu jak kołek od kwadransa nie był już tego taki pewien. Znowu jego wzrok zatrzymał się na tarczy zegarka i w tym samym momencie poczuł dłonie, zakrywające mu oczy.
-Ile można na ciebie czekać? – z wyrzutem, ale i ulgą chwycił dłonie i odwrócił się.
-Skoro czekałeś na mnie, to już jestem. Cała twoja.
-Peyton?
-Miło mi cię widzieć Taylor.
Przed nim stała dziewczyna o platynowych, idealnie ułożonych włosach. Wyglądała jakby co dopiero zeszła z okładki Vogue’a, w dopasowanym błękitnym bikini wystającym spod białej tuniki.
-Myślałem, że to ktoś inny. Kiedy przyjechałaś?
-Przed godziną. Przejdziemy się kawałek?
Zawahał się, tylko przez chwilę.
-Jasne, chcesz coś do picia?
-Może być dietetyczna cola – uśmiechnęła się ukazując rząd białych zębów.
Gdy doszli do plaży dziewczyna gwałtownie zajęła miejsce na złamanym konarze. Nie pozostało mu nic innego jak tylko zająć miejsce obok niej, jednak wciąż rozglądał się za Jessie. Tęsknił za nią. Chciał usłyszeć jej głos. Dotknąć jej przez przypadek..
-Słuchasz mnie?
-C-co? Przepraszam, zamyśliłem się.. o co pytałaś?
-Co dalej? Dalej nauka? Praca?
-Przeprowadzam się do Austin, tam też mam zamiar zacząć kursy. Zobaczymy jak będzie szło i wtedy zdecyduję co dalej.
-Tęskniłam..
-Peyton, wiesz..
-Taylor, doskonale wiesz, że przed wyjazdem byłam w tobie zakochana, i sądząc po biciu mojego serca nadal jestem..
-Peyton, jesteś piękną kobietą, która mogłaby mieć każdego.. – zamilkł na chwilę, jakby tylko po to by cisnąć kamykiem przed siebie.
-Nie potrafię wymazać z pamięci tego co było między nami, i szczerze powiedziawszy nie chcę, bo to był najcudowniejszy okres w moim życiu..
-Przecież doskonale wiesz, że między nami nic nie było..
-Nie zaprzeczaj, czułeś coś, tak jak ja..
-Nie Peyton, nie jestem osobą.. – westchnął - ..po prostu nie trać na mnie czasu, nie ma to najmniejszego sensu..
-Ale dlaczego?
-Bo..
Nie chciał jej mówić prawdy, nie chciał by ktokolwiek inny się o tym dowiedział. Z prędkością światła, przeszukiwał zakamarki swojego umysłu jakiegoś logicznego wyjaśnienia, tylko po to, żeby dziewczyna o nic więcej go nie pytała.
-Peyton???
Usłyszeli piskliwy głos i Taylor od razu wiedział do kogo należał. Tylko Amber tu brakowało. Widząc jak dziewczyny rzucają się sobie w ramiona, przemknął niezauważony w stronę drzew. Teraz wreszcie miał czas by odnaleźć Jessie.

        
Syknęła z bólu, gdy drobniutki kamyk wbił się w jej piętę. Schyliła się z zamiarem wyrzucenia kilku przekleństw pod jego adresem i wtedy to usłyszała, kilka kroków od niej.
-Tęskniłam..
-Peyton, wiesz..
Ten głos. Znała go aż nazbyt dobrze, by pomylić go z kimś innym. Wstrzymała oddech, bojąc się że najmniejszym szmerem zdradzi swoją osobę.
-Taylor, doskonale wiesz, że przed wyjazdem byłam w tobie zakochana, i sądząc po biciu mojego serca nadal jestem..
-Peyton, jesteś piękną kobietą, która mogłaby mieć każdego..
Cisza, która zaległa po tym przyprawiła ją o szybsze bicie serca. Jedyne co sobie wyobrażała to przyjaciela całującego całą tą Peyton, kimkolwiek ona była. Nie potrafiła dalej tam siedzieć, w ukryciu, jak ostatnia kretynka szpiegując ukochanego. Powoli wycofała się w stronę plaży, czując narastający ból, gniew. Łzy cisnęły się jej do oczu, ale uparcie je powstrzymywała. Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że ten dzień nadejdzie. Dzień w którym marzenia złamią jej serce. Łyk piwa sprawił, że po ciele rozszedł się smak goryczy, a ona coraz mocniej zaciskała pięść, czując jak paznokcie wbijają się w skórę. Jedyne czego teraz pragnęła to powrót do domu, do jej czterech ścian, będących swoistego rodzaju azylem. Potrzebowała czasu na zaczerpnięcie oddechu z dala od wścibskich spojrzeń, których tutaj nie brakowało, potrzebowała minutę w samotności. Uścisk na ramieniu sprawił, że podskoczyła jak oparzona.
-Spokojnie Hawks, to tylko ja. Nie sądziłem, że taki tchórz z ciebie.
-Odwal się – warknęła, wyrywając się spod jego uścisku.
-A tobie co?
-Nie twój interes.
-Chyba wiem o co chodzi – uśmiechnął się szeroko, czym wywołał niemałe zdziwienie na twarzy dziewczyny – myślisz, że cię wystawiłem.. prawda jest taka, że chyba pomyliłem miejsca.. no i czekałem..
Patrzyła na niego, i dałby sobie ręce uciąć że patrzyła na niego jak na idiotę.
-Nie chodzi.. słuchaj, jakoś nie mam ochoty na zabawę, rozbolała mnie głowa..
-Rośnie ci nos Pinokio.. chodź opowiem ci kogo spotkałem..
-Nie interesuje mnie jakie laski.. – przycisnęła dłoń do ust, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała o wiele za dużo.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie nawzajem. On dodając wszystkie fakty, ona nadal trzymając palce przy ustach.
-Mówisz o Peyton? Tej blondynce? Widziałaś mnie?
-Słyszałam tylko..
-Ludzie tu mają długie języki – jęknął.
Była już na tyle opanowana, że bez zająknięcia mogła z nim rozmawiać, zwłaszcza o dziewczynach, które..
-To była Peyton, koleżanka, tylko i..
-Słuchaj, to nie moja sprawa – przerwała mu.
-Czy ty możesz dać mi dokończyć?
Gdy nic nie odpowiedziała, przysiadł na piasku pociągając za sobą Jessie.
-.. jak już powiedziałem to tylko koleżanka. Cholera znasz mnie, wiesz jakie mam podejście do dziewczyn..
-Ok, rozumiem. Naprawdę rozumiem. Ale to nie zmienia faktu, że chcę wracać do domu.
-Zrobiłem coś nie tak?
-Nie.
W tym sęk, że nie zrobił nic. Nic. A jednak słowa, które usłyszała zabolały, jakby co najmniej ją zdradził. Czy chciała, żeby stał się jej rzeczą, jej własnością, tak by nikt inny nie mógł mieć do niego dostępu? Nie mogła w taki sposób myśleć, ale chciała go, tylko dla siebie. Jednak wiedziała, że wtedy nie byłby tym jej Taylorem, stałby się kimś innym, a tego nie chciała.
-Zostań.. proszę..
Dłuższą chwilę milczała wpatrując się w swoje dłonie, bawiące się drobinkami piasku.
-Proszę..
-Higgins – westchnęła – masz na mnie zły wpływ.
-Jesteś kochana.
Te dwa słowa sprawiły, że serce wybijało swój własny radosny rytm, nie robiąc sobie nic z tego, że właścicielce serca wcale się to nie podobało. Rytm przyspieszył gdy do słów doszedł ciepły dotyk dłoni chłopaka na jej własnej.


***


-Proszę was – Nate błagalnie spojrzał w stronę dwójki przyjaciół, złączając dłonie jak do modlitwy – muszę mieć wsparcie.
Siedzieli przy drewnianym stole, jednym z wielu znajdujących się na tyłach pubu. W taki dzień jak ten, wszyscy raczyli się zimnym piwem, zimną colą i gorącem jaki lał się z nieba. Na szczęście co jakiś czas, słońce skrywało się za chmurami dając chwilę wytchnienia.
-Ty? Największy Casanova?
-Stary nie wkurzaj mnie, wiecie jak się denerwuję? Cholera ta dziewczyna doprowadza mnie do szybszego bicia serca.. gdy w piątek zobaczyłem ją na plaży.. wiem, że ma na imię Zora..
Taylor nie był zbyt zainteresowany monologiem jaki prowadził blondyn, spoglądał ukradkiem na uśmiechnięta Jessie, doskonale wiedząc jak czuje się ich kolega. Jej skóra delikatnie skrzyła w zetknięciu z promieniami słońca, do tego te pełne czerwone usta, coraz częściej o nich fantazjował, nie mogąc zahamować myśli. Od ich, jak to nazwał „przyjacielskiej randki” minęło kilka dni, a on przez tych kilka dni nie mógł spać i normalnie funkcjonować, wariował nie wiedząc jak wybrnąć z tej sytuacji, obsesji, która ogarnęła cały jego umysł. W dodatku wieczór na plaży..
-Koleś do cholery!
Usłyszał głos kumpla i podskoczył na swoim miejscu. Musiało wyglądać to dość komicznie bo dwójka parsknęła śmiechem.
-Ta, bardzo śmieszne – wymamrotał, przybierając najluźniejszą pozę na jaką tylko było go stać.
-Co pochłonęło cię do tego stopnia, że nas olałeś?
-Nie olałem..
-Jessie ty się pytasz co go tak pochłonęło? Powinien myśleć o zaproszeniu cię na prawdziwą randkę..
Nate nie zwracał nawet uwagi na zmieszany wyraz twarzy Jessie i wściekły wzrok Taylora, ciągnął po prostu swój wywód na ich temat. Najwidoczniej nie miał zamiaru przestać, bo jak oboje zauważyli chłopak dopiero się rozkręcał.
-Daj już spokój.. opuszczam was, skoro zakończyliśmy temat Zory.
-Nie, nie, nie. Jesteś moim kumplem, błagam!
-To przestań wtrącać się w nasze relacje. Nie sądziłem, że dla innych nasza przyjaźń będzie nie do przyjęcia.
-Skupmy się na mnie – blondyn wskazał palcami na siebie – jak mam to zrobić?
-Normalnie, zaproś ją do stolika.
Dwójka chłopaków powiodła spojrzeniem za wzrokiem Jessie. Zora pojawiła się w drzwiach ze szklanką wypełnioną bursztynowym płynem. Rozglądała się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. W momencie gdy Nate machał do zaskoczonej mulatki, Jessie zajęła miejsce obok przyjaciela. Uśmiechnęli się do siebie widząc poczynania niebieskookiego. Udało mu się, Zora zajęła miejsce obok niego.

        

Szli przez park pogrążony w zmierzchu, pachnący świeżo skoszoną trawą i przeróżnymi kwiatami. Przyjemny, chłodny wiatr pieścił delikatnie ich skórę. Minęło skrępowanie, które czuli przy stoliku. Teraz była tylko naturalność i nie wymuszony śmiech. Ich ramiona co jakiś czas się o siebie ocierały, niby przypadkiem. Jej wzrok ukradkiem padł na dłonie chłopaka, miała na tym punkcie świra, a te dłonie spodobały jej się od razu. Myśli na temat jego dłoni pochłonęły ją do tego stopnia, że nie zauważyła jak Nate zaczął się jej przyglądać. Dopiero dotyk jego palca, na jej nosie, tak jakby dał jej delikatnego pstryczka, ocucił ją na tyle, że spojrzała na niego z lekkim zażenowaniem. Z drugiej jednak strony miała ochotę dotknąć miejsca, które było pieszczotliwie potraktowane jego dotykiem.
-Na długo zostajesz?
-Sama nie wiem. Mam nadzieję, że sprawdzę się w pracy.
-Dlaczego akurat dzieci?
-A co? Nie lubisz dzieci? – spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Ależ nie – gest obronny jaki wykonał, wydobył z ust mulatki cichy śmiech – lubię dzieci. Chodzi o to, że niewiele osób chce pracować z chorymi dziećmi.
-Miałam chorego brata..
Widać było, że stąpał po cienkim lodzie, ale nie przerwał jej. Dał jej wybór.
-.. chyba dlatego chcę im pomagać.. poza tym, jak sam zauważyłeś coraz mniej osób uczy się w tym kierunku.
Jej uśmiech dosłownie go oczarował. Dziwny ucisk w żołądku sprawił, że przystanął wpatrując się w nią, jak zaczarowany, jakby coś nie pozwoliło mu spuścić z niej wzroku. Tylko przy jednej dziewczynie tak się czuł. Przy jednej, aż do tego momentu. Musiał wyglądać w tej chwili jak idiota, stojąc przed nią i nie mówiąc nic, ale miał to głęboko w nosie. Dla niej mógł wyglądać jak idiota. Powoli jego dłoń uniosła się, by dotknąć jej policzka. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wraz z dotykiem zobaczył jak przymyka oczy, zaraz też pochylił się i poczuł ciepło jej ust. Ust, które zastąpiły smak i ciepło Natalie.


***

         Dotarła do kawiarenki w momencie, gdy właściciel, pan Clemens, zmieniał wywieszkę z „zamknięte” na „otwarte”. Jessie uśmiechnęła się na widok starzejącego się mężczyzny, który za wszelką cenę chciał zatrzymać czas. Skutkiem tego były pofarbowane włosy, które nawiasem mówiąc powinny był siwe. Kolor włosów nijak pasował do całej postaci pana Clemens’a, ale był on na tyle uprzejmą i przemiłą osobą, że nikt nawet nie śmiał skomentować jego poczynań. Weszła do środka i już w progu uderzył w nią zapach świeżo zmielonej kawy, wydobywający się zapewne z buczących na ladzie maszyn, połączony ze słodyczą przeróżnych ciasteczek.
-Dzień dobry panie Clemens.
-Witaj Jessie – mężczyzna uśmiechnął się szeroko, uwydatniając zmarszczki wokół oczu – to co zwykle?
Dziewczyna skinęła głową i już po chwili wychodziła z dwoma kubkami i papierową torebką, uśmiechając się pod nosem. Zapowiadał się słoneczny dzień, co spowodowało polepszenie humoru. W dodatku matka coraz mniej bywała w domu, a co za tym szło, mniej awantur o duperele. Z niemałym utrudnieniem wyciągnęła z kieszeni telefon i wykonała połączenie.
-Jedziesz na kawę?
-Uwielbiam te twoje przywitania Hawks. Mogłabyś kiedyś przywitać mnie na przykład słowami „cześć kochanie, jak spałeś?”. Czy tak nie byłoby milej?
-O przepraszam.
Rozłączyła się i ponownie wykonała połączenie. Odebrał od razu i sądząc po głosie, wydawał się troszkę zaskoczony.
-Czy ja cię znowu wyprowadziłem..
-Cześć kochanie, jak spałeś?
-O.
-Czy tak lepiej?
-Kochanie, ale mnie zaskoczyłaś – zaśmiał się.
-Czy teraz możesz mi odpowiedzieć na moje pytanie? Kawa stygnie.
-A gdzie jesteś?
-Niedaleko. Pojechalibyśmy nad jezioro, o ile masz czas.
-Dla ciebie zawsze kochanie, daj mi dwie minuty i jestem gotowy.
Rozłączyła się. Kochanie. To słowo, nawet wypowiedziane w formie zabawy, zawsze rozlewało się ciepłem po jej ciele. Właśnie tego jej brakowało w życiu, bycia kochaną.


         Taylor odstawił pusty kubek i zwrócił głowę w bok. Widząc, że przyjaciółka w ogóle nie zwraca na to uwagi, nie mógł oprzeć się pokusie by utkwić wzrok na jej ustach. Dopiero po chwili się opanował.
-Co tak cię naszło na moje towarzystwo?
-Czy to takie dziwne? – przyjrzała mu się uważnie.
-Chyba nie muszę odpowiadać. A zmieniając temat, myślisz, że Zora i Nate?
-Nate wczoraj nie przestawał o niej mówić, widziałeś jak mu się oczy świeciły gdy siedziała z nami?
-Oczy mu się świeciły? – podrapał się po głowie z głośnym śmiechem – Czy wy kobiety naprawdę widzicie takie rzeczy? Jak dla mnie..
-Higgins, czego ja się po tobie spodziewałam..
-Żartuje Jessie, ostatni raz widziałem go takiego przy Natalie – zamyślił się patrząc przed siebie.
-Natalie? Kim jest Natalie?
-Była.. Natalie.. Natalie zginęła w wypadku samochodowym. Pamiętam, że przy niej Nate był szczęśliwy, zawsze śmialiśmy się z tego, że dobrali się imionami. Nie widzieli świata poza sobą.. – wspomnienia odżyły.

-O której umówiłeś się z Natalie?
Blondyn spojrzał na zegarek i przeklął siarczyście. Potrząsnął nim kilkakrotnie. Wskazówki zatrzymały się i ani im się śniło ruszyć, ku niezadowoleniu chłopaka.
-Która jest godzina?
-Parę minut po piątej.
-Cholera, cholera, cholera. Natalie mnie zabije. Obiecałem chociaż raz się nie spóźnić.
-Idę w tamtym kierunku, mogę cię wytłumaczyć – Taylor zaśmiał się, widząc błagalny wzrok przyjaciela.
-Dzięki. Dziwne, bo Natalie cię lubi i tylko ty możesz ją udobruchać.
-Wiem, wiem, laski za mną szaleją.
Nate szturchnął go w ramię i ze śmiechem, szybkim krokiem ruszyli w stronę umówionego miejsca. Dochodząc słyszeli syrenę ambulansu nadjeżdżającego z tyłu i skręcającego zaraz w ulicę obok nich. Widzieli ludzi biegnących w tym samym kierunku. Sam nie wiedział, co podkusiło Nate, ale puścił się pędem w stronę tłumu gapiów. Gdy wreszcie Taylor, przepchał się przez mur ciekawskich, ujrzał coś czego nie zapomni do końca życia. Ujrzał Natalie. Zakrwawioną, którą lekarze wnosili do karetki, a między nimi Nate’a. Potem dopiero dowiedział się gdzie ją zawieźli.


-Zmarła w karetce, a Nate to widział. Musiał to widzieć. Musiał widzieć ich walkę o jej życie. Nate się załamał, stracił chęć życia, pił, ćpał, robił wszystko by do niej dołączyć. Powoli, tak by jak najwięcej go bolało. Cały czas usilnie wmawiał sobie, że to jego wina, że gdyby był na czas ona nie przechodziłaby przez ulicę.. walczył ze sobą półtora roku.. wreszcie zebrał się w sobie, skończył szkołę i zaczął studia. Sport najwidoczniej dał mu powód do życia..
Zamilkł. Wszystko co miał w tej sprawie do powiedzenia, chyba już powiedział. Nie czuł się tak, jakby zdradzał przyjaciela opowiadając jego historię. W końcu nie było to żadną tajemnicą. Dawno nie wspominał Natalie i sam nie wiedział dlaczego akurat dzisiaj to zrobił. Może pojawienie się Zory, może
-Nie wiedziałam.. nie wyglądał na chłopaka, który przeżył jakąś tragedię..
-Sama doskonale wiesz, że uczucia można maskować.
-Wiem.. – upiła łyk kawy – ..nigdy nie pytałam o waszą przyjaźń..
-Z Nate’m znamy się od małego, mieszkał w sąsiedztwie. Ale tak naprawdę poznałem go dopiero po wypadku, po tym jak się podniósł. Do austin wraca tylko w rocznicę śmierci Natalie.. przepraszam, miałaś taki cudowny humor a tymi wspomnieniami to spieprzyłem – skrzywił się spoglądając w jej kierunku.
-Przestań gadać głupoty. Tym bardziej teraz im kibicuje.
-Ja też.. uwierz mi, że ja też..




12 komentarzy:

  1. Pierwsza :D Już się biore za czytanie :* I spróbuj mi rzucić tego bloga w cholere to Cię odwiedze - ale to nie bedą miłe odwiedziny :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo fajnie wyszedł Ci ten rozdział, a przy momencie gdzie opisywałaś N&N (:P) .. kurcze, straszne :( Wrażliwa jestem na takie rzeczy, aż mi się oczy zaszkliły :( Mimo wszystko bardzo fajnie, a kolacja.. aż mam ochotę na taką pójść ^.^ Chociaż to marzenia ściętej głowy, bo dziad mój zachowuje się jak stary piernik -.- No nic, zdrówka, weny i czasu życzę kochanie :*

      Usuń
  2. jejku jacy oni są słodcy, no! :D
    Jejku, ta historia Nate'a ... muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś, bo rzeczywiście nie wyglądał na takiego co by tyle przeszedł... Biedny chłopaczyna :( No, ale na szczęście pojawiła się Zora!
    Rozdział cudeńko, czekam na kolejny :*

    PS. zazdroszczę kwiatków na drzewach :< Ja za oknem mam śnieg XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejj.. ta historia Nate'a .. buuu ;(
    wzruszyła mnie na maksa..
    A teraz coś innego.. no nie ma nic gorszego niż dwóch zakochanych w sobie ludzi i nic nie wiedzących o uczuciach drugiej osoby.. kurde ;/ dołujące, ale mam nadzieję, że za niedługo ta sytuacja się poprawi ^^
    No ale jeszcze.. ta kolacja *q* też chcę na taką z Taylorem (nawet jeśli to tylko przyjacielska) ;P

    I nie rzucaj bloga w żadnym wypadku.. a co do weny, to doskonale rozumiem, sama teraz przez to przechodzę xD

    Buziaki Mordeczko :* <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ...
    ...
    ...
    Bickslow : Cicho, zaraz się zacznie. *Bierze pop-corn i siada w fotelu*
    Łeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ~ ! ;( To było takie piękne ~ ! Ludzie, czy wy to widzicie?! No nie, wy tego nie widzicie, bo to jest zbyt piękne jak na wasze nędzne, marne życia! Łeeeeeeeeeeeeeeee ~ ! To było wspaniałe! Doprowadziłaś mnie tym do płaczu, na prawdę! Płakałam jak dziecko przed monitorem i nie umiałam przestać ;( To było takie smutne, takie wspaniałe, takie... Aż brak mi słów! Kobieto, zabiłaś mnie tym, normalnie zabiłaś!
    Bickslow : Brawo! *Z gębą wypchaną pop-cornem zaczyna klaskać.*
    Na prawdę, to było wzruszające. Tak bardzo wzruszające. Załamałam się po tym. Na prawdę. Do teraz nie umiem się opanować.
    No ale... Zawsze jeszcze jest romantyczna kolacja Jessie i Taylona na poprawę humoru ~ !
    I ani mi się waż rzucać bloga! Bo się zasmucę :( A chyba nikt nie chce, by się Ren~chan zasmuciła, prawda ? *słodziaśne paczadełka*
    Buziaaaa ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział wymiata! :)
    Super :) Trochę było mi żal Jessy jak nie było żadnej rodziny przy rozdaniu dyplomów ;( dobrze, że była mama Taylora ^^
    Aggh....! Dlaczego oni nie mogą być razem!? To taka wspaniała para ! ;p Kurczę jak ja widzę te ich podchody to aż mam ochotę podejść do nich i krzyknąć " Kochacie się! " Normalnie ponosi mnie xd
    Historia Nata była taka wzruszająca! ;((
    Pozdrawiam i całuję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widze ze historia Nate'a wzruszyla kazdego z Was.. Ciesze sie ze tak na to zareagowaliscie bo to oznacza ze piszac wyzwalam jakies uczucia ;D a od poczatku o to ni chodzi :) i nie zostawie bloga :) bo jestescie Wy :** dziekuje :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to chyba my powinniśmy Tobie podziękować za prowadzenie tego bloga :) co ja bym robiła gdyby nie twój blog...zanudziłabym się na śmierć ;p szczerze to jest lepsze od książki^^ przez Ciebie nie przeczytałam Krzyżaków! ( dziękuję Ci za to bardzo xd )

      Usuń
  7. Następny fajny, luźny rozdzialik, ale ja chcę, żeby zaczęło się coś dziać, w różnym tego słowa znaczeniu ;)
    Ahh... ta kolacja, ja też bym tak chciała :3
    Ale naprawdę dwójka zakochanych w sobie ludzi i żadne się nie przyzna, bo się boi o drugie, ja rozumiem, ale to denerwujące ;p
    Nie rzucaj bloga, błagam cię, błagam!
    Jeżeli ta historia zostanie niedokończona to załamię się, wpadnę w dołek tak głęboki jak Rów Mariański!
    Błagam wszystko tylko nie to...
    A jak mówisz, że ci weny brakuje, to życzę ci jej duuuużo!!!
    Pozdrowienia i czekam na nexta :)

    ~Victress

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Victress dziekuje za komentarz :* wiem ze to zwlekanie z wyznaniem milosci moze byc juz wkurzajace ale jeszcze kilka rozdzialow i doczekasz sie.. A wraz z wyznaniem zakoncze opowiadanie :) to chyba dlatego tak to wszystko przeciagam.. Musisz mi wybaczyc :**

      Usuń
    2. Co?! Już chcesz zakończyć?? NIENIENIE.... nie ma takiej opcji! ten blog ma trwać wiecznie....!

      Usuń
    3. Alice chciałabym żeby tak było :))

      Usuń