Witam :)
udało mi się napisać.. może nie jest to czego oczekiwałam, ale w mojej głowie jest totalna pustka jeśli chodzi o pisanie :/ może wraz z nadejściem wiosny (u mnie są już białe kwiatki na drzewach :D), zaatakuje mnie wena. Taką przynajmniej mam nadzieję.
Dziękuję za komentarze, w sumie to dzięki Wam jeszcze nie zrezygnowałam z pisania i nie rzuciłam bloga w cholerę.
Zapraszam do czytania :*:*
***
Spojrzała
w kierunku z którego nadchodził Taylor i poczuła przyspieszone bicie własnego
serca. Próbowała coś tym zrobić, ale im bardziej starała się opanować, tym
bardziej była przerażona. To uczucie pochłaniało ją, otaczało swoimi mackami
nie dając szansy odetchnąć. Wcisnęła dłonie w kieszenie bluzy i zacisnęła
pięści. Jego pewny krok, jego uśmiech, tajemniczość w oczach, która wywoływała
przyjemne mrowienie. Ta luźna koszulka a pod nią kryjące się idealne ciało. To
wszystko składało się na jego postać. Westchnęła przygryzając wargę. Do cholery,
musiała się uspokoić, zapomnieć, wyzbyć się tego. Musiała. Gdy dwa tygodnie
temu znowu zamieszkała u siebie, sądziła że będzie łatwo, że się jej uda. Teraz
nie była już tego taka pewna.
-Wyglądasz jakbyś myślała?
Cmoknął ją w policzek i
przysiadł tuż obok.
-Spadaj Higgins.
-Milutka jak zawsze. Idziemy
gdzieś? Masz na coś ochotę?
Gdyby tylko wiedział na co
miała ochotę, gdyby tylko wiedział co.. do cholery. Niewiele brakło by warknęła
na siebie nie tylko w myślach. Tylko jak przekonać się do tego by nie zauważać
Taylora jako mężczyzny, z krwi i kości. Teraz przynajmniej wiedziała, co
widziały te wszystkie dziewczyny wpatrzone w niego jak w coś świętego. Stała
się jedną z nich.
-Jessie?
-T-tak? – ocknęła się, przeklinając
w duchu swój brak pohamowania myśli.
-Pytałem się o coś. Co się
dzieje?
-Przepraszam, zamyśliłam
się. O co pytałeś?
-Stawiam kolację za twoje
myśli – uśmiechnął się.
-To nie byłoby nic nowego,
ciągle razem jemy..
-..romantyczną,
przyjacielską kolację – przerwał jej, widząc jak delikatne rumieńce oblewają
jej policzki – uwielbiam je..
-Niby co?
-To jak się czerwienisz.
Wiedziała, że z tego nie
wybrnie tak łatwo. Nie biegła, nie było zimno, czy gorąco. Nie mogła znaleźć
dobrego kłamstwa. Musiała to jakoś przyjąć.
-Jesteś nienormalny. Nie
masz już czego uwielbiać?
-Nic nie poradzę na to, że
z rumieńcami wyglądasz cudownie.
-Uspokój się.
Gdyby tylko mógł. A tu
wręcz odwrotnie. Dodatkowo widząc jej zawstydzenie, nie mógł się powstrzymać.
Chciał dotknąć jej policzków, poczuć ich ciepło, skosztować jej ust.
-Dasz się skusić?
-Wolałabym zjeść w domu –
przełknęła bezgłośnie ślinę.
-Sama stwierdziłaś że
ciągle razem jemy, ciągle w domu. Zapraszam cię na kolację i nie myśl sobie, że
będzie to jakaś randka – zaśmiał się przekładając nogę przez murek, siedział
teraz widząc doskonale jej profil – nie jestem taki łatwy, chociaż możemy zjeść
kolację ze śniadaniem.
-To też nie byłby pierwszy
raz.
Parsknął śmiechem.
-Cholernie ciężko jest ci
dogodzić. Więc jak? Romantyczna kolacja, z galowym strojem, świecami, tylko bez
namiętnych pocałunków i sexu, no chyba że będziesz bardzo chcieć..
-Po moim trupie.
-Myślę że sex z trupem nie
jest przyjemny i nie będę sprawdzać.
-Higgins, uwierz mi że nie
ma słów by opisać to jak mnie wkurzasz – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Półtora roku nie nauczyły
cię ignorancji pewnych moich zachowań?
-Staram się.
-Dobra, nieważne,
odbiegliśmy od tematu.
Romantyczna kolacja,
brzmiało kusząco, jednak aż za bardzo. Prawie słyszała w głowie dwa głosy
przekrzykujące się nawzajem w wadach i zaletach propozycji. Powinna mu odmówić,
ze względu na uczucie.
-Dobrze.
Wyrwało jej się. I wtedy
zobaczyła ten uśmiech na twarzy Taylora, uśmiech który zamieniał jej nogi w
miękka watę. Gdyby teraz chciała wstać, upadłaby. Tego była pewna.
Czuła
się jakby wybierała się na prawdziwą randkę, brakowało jej tylko potwierdzenia
ze strony przyjaciela. Na to jednak nie mogła liczyć. Spojrzała jeszcze raz na
swoje odbicie w lustrze. Blado różowa sukienka idealnie kontrastowała z miodowym odcieniem skóry, do tego wysokie
szpilki w tym samym kolorze co sukienka. Stwierdziła, że nie jest tak źle.
Zacisnęła pięści, oddychając szybko i modląc się żeby nie zrezygnowała z
propozycji. Jedna część niej, ta która myślała rozumem, bez ustanku namawiała
ją by wycofała się, ta druga, myśląca sercem, brnęła w propozycje jak ćma w
ogień, by tylko się sparzyć. Na to nie mogła sobie pozwolić, wolała widzieć w
Taylorze przyjaciela. Gdyby zniszczyła to wszystko.. nie! A jednak nadal brnęła.
Podniosła głowę,
spoglądając sobie w oczy. Lustro nie kłamało, tak jak i jej spojrzenia, pełne
rozdarcia, wahania, niepewności.
-Nie jesteś tchórzem, więc
rusz dupę – wyszeptała, dodając sobie tym samym otuchy.
Niecałą godzinę później
wychodziła z taksówki. Jeszcze raz wzięła głęboki wdech i odważnie weszła do
środka.
Taylor
bezsensownie wpatrywał się w menu, tak jakby w nim miał odnaleźć instrukcje jak
się zachowywać, by nie zdradzić prawdziwych uczuć. Sam nie wiedział co, może
jakiś dźwięk, może odgłos, a może przeczucie kazało spojrzeć mu w stronę drzwi
i ujrzał ją. Piękną, zmysłową. Uśmiechnął się z czułością, ten widok przebił
wszystkie obrazy, wyobrażenia jej, jakie układał sobie w głowie. Uniósł się
zanim dotarła do stolika, jednak nie dane mu było odsunąć Jessie krzesła, gdyż
zmierzyła go wzrokiem mordercy.
-Dzisiaj mogłabyś dać mi
zachować się jak gentelman – zaśmiał się, siadając.
-Wiesz, że nie lubię być
tak traktowana.
-Przecież nie często
zapraszam cię na kolacje.
-Często..
-..ale nie romantyczne –
przerwał jej z uśmiechem na twarzy.
-Która nie będzie różnić
się od tych innych, z jednym drobnym szczegółem.. jesteśmy elegancko ubrani..
-Hawks, możemy się rozebrać
jak chcesz.
-Znowu zaczynasz?
-Przy tobie nie mogę się
powstrzymać.
-Czyli wygląda na to, że
czar który nad tobą roztaczam zaczął działać?
-To teraz już wiem dlaczego
tak dziwnie się ostatnio zachowuję.
Parsknęła śmiechem widząc
jak przyjaciel z udawanym zakłopotaniem drapie się po głowie. Wpatrywał się w
nią, jakby nagle stała się jakimś cennym okazem w galerii. Za to ona jedyne
czego chciała to zerwać z niego to wszystko co miał na sobie, całować jego
usta, kochać się z nim. Wzdrygnęła się. Za daleko to wszystko zaszło i nie
wiedziała jak to pohamować. Była swego rodzaju masochistką, która świadomie
zadawała sobie ból. Ból, który był niczym w porównaniu z tym co będzie gdy
Taylor się zakocha. Wciąż te rozmyślenia, wywody. Mimo, że w głowie miała istny
sajgon, wieczór minął w przyjemnej, luźnej atmosferze, rozmawiali, śmiali się i
wygłupiali, para idealnych przyjaciół.
***
Jessie
wpatrywała się w postać dyrektora wygłaszającego słowa, mające na celu wywołać
zadumę u każdego siedzącego przed nim ucznia. Mówił o nowym rozdziale, nowej
ścieżce życia na którą właśnie wkraczali, starając się dobierać słowa tak, by
ludzie z zapartym tchem go słuchali. Fakt. Jedni byli zainteresowali, inni
mieli nadzieję, że ta cała szopka szybko się zakończy i wreszcie będą mogli
zacząć wakacje, a co za tym szło, jedną wielką balangę, kończącą ostatni rok,
kończącą szkołę i naukę. Taylor siedział obok, znudzony, co chwilę ukradkiem
ziewając. Widać było, że należał do grupy uczniów, modlących się o szybki
koniec. Wreszcie dyrektor zaczął wyczytywać nazwiska, wręczając im dyplomy.
Każdy z uczniów miał wsparcie rodziców, braci, sióstr, jednym słowem rodziny.
Tylko ona wiedziała, że nikt z jej strony nie przyjdzie. Sama nie wiedziała na
co liczyła. Na to, że matka zacznie zachowywać się jak matka i się pojawi? Będzie
ocierać łzy, widząc córkę odbierającą świadectwo? Będzie bić brawo z innymi
rodzicami? Już od dawna na to nie liczyła, ale nadzieja zawsze tliła się w jej
sercu, tego nigdy jej nie zabrakło. Nadziei.
-Jessica Hawks.
Głos siwiejącego mężczyzny,
który raz po raz wycierał chusteczką spocone czoło, wyrwał ją z zamyślenia.
Powoli wstała. Gdy dotarła na podest usłyszała brawa i spojrzała w kierunku
skąd dochodziły. Stała tam rodzina Taylora, uśmiechnięci od ucha do ucha, Lora
ukradkiem wycierająca oczy. Nie mogła się nie uśmiechnąć, czując pod powiekami
zbierające się łzy.
Jeszcze tylko szybkie
gratulacje ze strony dyrektora z czającym się zawadiackim uśmiechem na twarzy i
znów znalazła się na swoim miejscu. Rozpierała ją jednocześnie duma, że ktoś
jednak z nią był, a zarazem wielki smutek, że to nie oni powinni tam stać tylko
jej rodzina.
Ulga jaka wymalowała się na
twarzach uczniów, wraz z ostatnimi słowami dyrektora Moore’a, spowodowała ciche
zaśmianie się jej przyjaciela i odwróciła głowę w jego stronę.
-Wujek aż tak cię znudził?
-Mógłby darować sobie na
sam koniec. Jakby nie wiedział na co wszyscy czekamy – uśmiechnął się,
pochylając w jej stronę tak by tylko ona usłyszała.
-Jesteś okropny.
-W twoich ustach brzmi to
jak komplement. Jedziemy do mnie po wszystkim.
Miała ochotę fuknąć jak
rozjuszona kotka. Powodem było stwierdzenie faktu a nie pytanie. On nigdy nie
pytał. On układał cały ich czas. Jej czas. Odwróciła gwałtownie głowę w jego
stronę, jednak jej wzrok utkwił w dalszym punkcie. Tam gdzie stała Lorraine.
Lora, poprawiła się. W myślach pojawiło się wspomnienie gdy kobieta
przedstawiła się pełnym imieniem, zaznaczając, że nie przepada za tą formą. Z
powrotem przeniosła wzrok na chłopaka.
-Czy ty kiedykolwiek
zapytasz mnie o zdanie? – wyszeptała.
-No wypraszam sobie –
obruszył się, zwracając na siebie uwagę siedzących najbliżej.
-Mógłbyś trochę ciszej?
-Od kiedy to przejmujesz
się tym co myślą inni?
Podniósł się powoli, gdy
tylko wujek zszedł z podestu chcąc przywitać się z rodzicami uczniów. Teraz już
trzeba było się przekrzykiwać, by ktoś cię usłyszał. Zresztą nic nie było
ważniejsze w tym momencie od końca szkoły. Okrzyki radości uniosły się tak jak
wszystkie czapki studenckie.
Ubrana
w zwykłe jeansowe szorty i białą bokserkę przemierzała plażę czując pod stopami
grząski piasek, a zaraz potem chłód wody. Słyszała śmiechy i głośne krzyki
dochodzące z tej części plaży na której bawiący się urządzili sobie mecz piłki
siatkowej między dziewczynami a chłopakami. Był to dość niecodzienny widok,
zwłaszcza że słońce powoli chowało się za drzewami, a oni grali przy zapalonych
pochodniach. Co jakiś czas pozdrawiała kogoś gestem dłoni, bądź szczerym
uśmiechem, rozglądając się za przyjacielem. Jak na złość nigdzie go nie było. Może
złym pomysłem było jechać osobno? Nie, nie, nie. Pokiwała głową i dla osoby,
która w tym momencie mogła ją widzieć wydałaby się zwykłą wariatką. Miała
ochotę roześmiać się, ale wtedy to musieliby zamknąć ją na oddziale dla
obłąkanych. Powoli ruszyła w stronę skąd dochodziła muzyka, tak szczerze to
miała ochotę zaszaleć, poczuć rytm całą sobą, tak jak w Billy’m. W tej właśnie chwili brakowało jej tańca. Zdziwiła się
swoimi myślami. Od ostatniego razu kiedy wspominała klub i dziewczyny minęło
dobre pół roku, więc dlaczego dzisiaj te wspomnienia się nasiliły? Przez umysł
przewijały się kolejno obrazy z pierwszego spotkania Taylora, przygody z tancerkami.
W uszach wciąż pobrzmiewały dźwięki od których ciało samo się poruszało i
wreszcie dotarła do tego miejsca. Większość tańczyła w rytm czarnej muzyki,
część piła przyglądając się sexownym ruchom dziewczyn. Brakowało, żeby z ich
ust pociekła ślina. Podchodząc bliżej, widziała uśmiechniętą twarz Nate’a,
który zaczął śmiesznie poruszać biodrami.
-Minąłeś się z powołaniem –
zaśmiała się gdy przyciągnął ją bliżej.
Teraz już się nie wygłupiał,
poruszał się tak by dopasować swoje ruchy do jej ruchów. Raz była przy nim, raz
poruszali rękami, jakby tańczyli ze sobą od zawsze.
-Słyszałem, że byliście z
Taylorem na, jak to on określił, przyjacielskiej randce.
Jessie na chwile wstrzymała
oddech widząc zadziorny uśmiech Nate’a. Czuła, że policzki jej płoną, ale nie
odwróciła wzroku.
-Znowu zaczynasz?
Chłopak zaśmiał się głośno.
-Taki już jestem..
Rozejrzał
się i jeszcze raz spojrzał na zegarek. Był święcie przekonany, że to przy barze
był umówiony z Jessie, ale teraz stojąc tu jak kołek od kwadransa nie był już
tego taki pewien. Znowu jego wzrok zatrzymał się na tarczy zegarka i w tym
samym momencie poczuł dłonie, zakrywające mu oczy.
-Ile można na ciebie
czekać? – z wyrzutem, ale i ulgą chwycił dłonie i odwrócił się.
-Skoro czekałeś na mnie, to
już jestem. Cała twoja.
-Peyton?
-Miło mi cię widzieć
Taylor.
Przed nim stała dziewczyna
o platynowych, idealnie ułożonych włosach. Wyglądała jakby co dopiero zeszła z
okładki Vogue’a, w dopasowanym
błękitnym bikini wystającym spod białej tuniki.
-Myślałem, że to ktoś inny.
Kiedy przyjechałaś?
-Przed godziną. Przejdziemy
się kawałek?
Zawahał się, tylko przez
chwilę.
-Jasne, chcesz coś do
picia?
-Może być dietetyczna cola
– uśmiechnęła się ukazując rząd białych zębów.
Gdy doszli do plaży
dziewczyna gwałtownie zajęła miejsce na złamanym konarze. Nie pozostało mu nic
innego jak tylko zająć miejsce obok niej, jednak wciąż rozglądał się za Jessie.
Tęsknił za nią. Chciał usłyszeć jej głos. Dotknąć jej przez przypadek..
-Słuchasz mnie?
-C-co? Przepraszam,
zamyśliłem się.. o co pytałaś?
-Co dalej? Dalej nauka?
Praca?
-Przeprowadzam się do
Austin, tam też mam zamiar zacząć kursy. Zobaczymy jak będzie szło i wtedy
zdecyduję co dalej.
-Tęskniłam..
-Peyton, wiesz..
-Taylor, doskonale wiesz,
że przed wyjazdem byłam w tobie zakochana, i sądząc po biciu mojego serca nadal
jestem..
-Peyton, jesteś piękną
kobietą, która mogłaby mieć każdego.. – zamilkł na chwilę, jakby tylko po to by
cisnąć kamykiem przed siebie.
-Nie potrafię wymazać z
pamięci tego co było między nami, i szczerze powiedziawszy nie chcę, bo to był
najcudowniejszy okres w moim życiu..
-Przecież doskonale wiesz,
że między nami nic nie było..
-Nie zaprzeczaj, czułeś
coś, tak jak ja..
-Nie Peyton, nie jestem
osobą.. – westchnął - ..po prostu nie trać na mnie czasu, nie ma to
najmniejszego sensu..
-Ale dlaczego?
-Bo..
Nie chciał jej mówić
prawdy, nie chciał by ktokolwiek inny się o tym dowiedział. Z prędkością
światła, przeszukiwał zakamarki swojego umysłu jakiegoś logicznego wyjaśnienia,
tylko po to, żeby dziewczyna o nic więcej go nie pytała.
-Peyton???
Usłyszeli piskliwy głos i
Taylor od razu wiedział do kogo należał. Tylko Amber tu brakowało. Widząc jak
dziewczyny rzucają się sobie w ramiona, przemknął niezauważony w stronę drzew.
Teraz wreszcie miał czas by odnaleźć Jessie.
Syknęła
z bólu, gdy drobniutki kamyk wbił się w jej piętę. Schyliła się z zamiarem
wyrzucenia kilku przekleństw pod jego adresem i wtedy to usłyszała, kilka
kroków od niej.
-Tęskniłam..
-Peyton, wiesz..
Ten głos. Znała go aż
nazbyt dobrze, by pomylić go z kimś innym. Wstrzymała oddech, bojąc się że
najmniejszym szmerem zdradzi swoją osobę.
-Taylor, doskonale wiesz, że przed wyjazdem byłam w
tobie zakochana, i sądząc po biciu mojego serca nadal jestem..
-Peyton, jesteś piękną kobietą, która mogłaby mieć
każdego..
Cisza, która zaległa po tym
przyprawiła ją o szybsze bicie serca. Jedyne co sobie wyobrażała to przyjaciela
całującego całą tą Peyton, kimkolwiek ona była. Nie potrafiła dalej tam siedzieć,
w ukryciu, jak ostatnia kretynka szpiegując ukochanego. Powoli wycofała się w
stronę plaży, czując narastający ból, gniew. Łzy cisnęły się jej do oczu, ale
uparcie je powstrzymywała. Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że ten dzień
nadejdzie. Dzień w którym marzenia złamią jej serce. Łyk piwa sprawił, że po
ciele rozszedł się smak goryczy, a ona coraz mocniej zaciskała pięść, czując
jak paznokcie wbijają się w skórę. Jedyne czego teraz pragnęła to powrót do
domu, do jej czterech ścian, będących swoistego rodzaju azylem. Potrzebowała
czasu na zaczerpnięcie oddechu z dala od wścibskich spojrzeń, których tutaj nie
brakowało, potrzebowała minutę w samotności. Uścisk na ramieniu sprawił, że
podskoczyła jak oparzona.
-Spokojnie Hawks, to tylko
ja. Nie sądziłem, że taki tchórz z ciebie.
-Odwal się – warknęła,
wyrywając się spod jego uścisku.
-A tobie co?
-Nie twój interes.
-Chyba wiem o co chodzi –
uśmiechnął się szeroko, czym wywołał niemałe zdziwienie na twarzy dziewczyny – myślisz,
że cię wystawiłem.. prawda jest taka, że chyba pomyliłem miejsca.. no i
czekałem..
Patrzyła na niego, i dałby
sobie ręce uciąć że patrzyła na niego jak na idiotę.
-Nie chodzi.. słuchaj,
jakoś nie mam ochoty na zabawę, rozbolała mnie głowa..
-Rośnie ci nos Pinokio..
chodź opowiem ci kogo spotkałem..
-Nie interesuje mnie jakie
laski.. – przycisnęła dłoń do ust, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała o
wiele za dużo.
Przez chwilę wpatrywali się
w siebie nawzajem. On dodając wszystkie fakty, ona nadal trzymając palce przy
ustach.
-Mówisz o Peyton? Tej
blondynce? Widziałaś mnie?
-Słyszałam tylko..
-Ludzie tu mają długie
języki – jęknął.
Była już na tyle opanowana,
że bez zająknięcia mogła z nim rozmawiać, zwłaszcza o dziewczynach, które..
-To była Peyton, koleżanka,
tylko i..
-Słuchaj, to nie moja
sprawa – przerwała mu.
-Czy ty możesz dać mi
dokończyć?
Gdy nic nie odpowiedziała,
przysiadł na piasku pociągając za sobą Jessie.
-.. jak już powiedziałem to
tylko koleżanka. Cholera znasz mnie, wiesz jakie mam podejście do dziewczyn..
-Ok, rozumiem. Naprawdę
rozumiem. Ale to nie zmienia faktu, że chcę wracać do domu.
-Zrobiłem coś nie tak?
-Nie.
W tym sęk, że nie zrobił
nic. Nic. A jednak słowa, które usłyszała zabolały, jakby co najmniej ją
zdradził. Czy chciała, żeby stał się jej rzeczą, jej własnością, tak by nikt
inny nie mógł mieć do niego dostępu? Nie mogła w taki sposób myśleć, ale
chciała go, tylko dla siebie. Jednak wiedziała, że wtedy nie byłby tym jej
Taylorem, stałby się kimś innym, a tego nie chciała.
-Zostań.. proszę..
Dłuższą chwilę milczała
wpatrując się w swoje dłonie, bawiące się drobinkami piasku.
-Proszę..
-Higgins – westchnęła –
masz na mnie zły wpływ.
-Jesteś kochana.
Te dwa słowa sprawiły, że
serce wybijało swój własny radosny rytm, nie robiąc sobie nic z tego, że
właścicielce serca wcale się to nie podobało. Rytm przyspieszył gdy do słów
doszedł ciepły dotyk dłoni chłopaka na jej własnej.
***
-Proszę was – Nate
błagalnie spojrzał w stronę dwójki przyjaciół, złączając dłonie jak do modlitwy
– muszę mieć wsparcie.
Siedzieli przy drewnianym
stole, jednym z wielu znajdujących się na tyłach pubu. W taki dzień jak ten,
wszyscy raczyli się zimnym piwem, zimną colą i gorącem jaki lał się z nieba. Na
szczęście co jakiś czas, słońce skrywało się za chmurami dając chwilę
wytchnienia.
-Ty? Największy Casanova?
-Stary nie wkurzaj mnie,
wiecie jak się denerwuję? Cholera ta dziewczyna doprowadza mnie do szybszego
bicia serca.. gdy w piątek zobaczyłem ją na plaży.. wiem, że ma na imię Zora..
Taylor nie był zbyt
zainteresowany monologiem jaki prowadził blondyn, spoglądał ukradkiem na
uśmiechnięta Jessie, doskonale wiedząc jak czuje się ich kolega. Jej skóra
delikatnie skrzyła w zetknięciu z promieniami słońca, do tego te pełne czerwone
usta, coraz częściej o nich fantazjował, nie mogąc zahamować myśli. Od ich, jak
to nazwał „przyjacielskiej randki” minęło kilka dni, a on przez tych kilka dni
nie mógł spać i normalnie funkcjonować, wariował nie wiedząc jak wybrnąć z tej
sytuacji, obsesji, która ogarnęła cały jego umysł. W dodatku wieczór na plaży..
-Koleś do cholery!
Usłyszał głos kumpla i
podskoczył na swoim miejscu. Musiało wyglądać to dość komicznie bo dwójka
parsknęła śmiechem.
-Ta, bardzo śmieszne –
wymamrotał, przybierając najluźniejszą pozę na jaką tylko było go stać.
-Co pochłonęło cię do tego
stopnia, że nas olałeś?
-Nie olałem..
-Jessie ty się pytasz co go
tak pochłonęło? Powinien myśleć o zaproszeniu cię na prawdziwą randkę..
Nate nie zwracał nawet
uwagi na zmieszany wyraz twarzy Jessie i wściekły wzrok Taylora, ciągnął po
prostu swój wywód na ich temat. Najwidoczniej nie miał zamiaru przestać, bo jak
oboje zauważyli chłopak dopiero się rozkręcał.
-Daj już spokój.. opuszczam
was, skoro zakończyliśmy temat Zory.
-Nie, nie, nie. Jesteś moim
kumplem, błagam!
-To przestań wtrącać się w
nasze relacje. Nie sądziłem, że dla innych nasza przyjaźń będzie nie do
przyjęcia.
-Skupmy się na mnie –
blondyn wskazał palcami na siebie – jak mam to zrobić?
-Normalnie, zaproś ją do
stolika.
Dwójka chłopaków powiodła
spojrzeniem za wzrokiem Jessie. Zora pojawiła się w drzwiach ze szklanką
wypełnioną bursztynowym płynem. Rozglądała się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego
miejsca. W momencie gdy Nate machał do zaskoczonej mulatki, Jessie zajęła
miejsce obok przyjaciela. Uśmiechnęli się do siebie widząc poczynania niebieskookiego.
Udało mu się, Zora zajęła miejsce obok niego.
Szli
przez park pogrążony w zmierzchu, pachnący świeżo skoszoną trawą i przeróżnymi
kwiatami. Przyjemny, chłodny wiatr pieścił delikatnie ich skórę. Minęło
skrępowanie, które czuli przy stoliku. Teraz była tylko naturalność i nie
wymuszony śmiech. Ich ramiona co jakiś czas się o siebie ocierały, niby
przypadkiem. Jej wzrok ukradkiem padł na dłonie chłopaka, miała na tym punkcie
świra, a te dłonie spodobały jej się od razu. Myśli na temat jego dłoni
pochłonęły ją do tego stopnia, że nie zauważyła jak Nate zaczął się jej
przyglądać. Dopiero dotyk jego palca, na jej nosie, tak jakby dał jej
delikatnego pstryczka, ocucił ją na tyle, że spojrzała na niego z lekkim
zażenowaniem. Z drugiej jednak strony miała ochotę dotknąć miejsca, które było
pieszczotliwie potraktowane jego dotykiem.
-Na długo zostajesz?
-Sama nie wiem. Mam
nadzieję, że sprawdzę się w pracy.
-Dlaczego akurat dzieci?
-A co? Nie lubisz dzieci? –
spojrzała na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Ależ nie – gest obronny
jaki wykonał, wydobył z ust mulatki cichy śmiech – lubię dzieci. Chodzi o to,
że niewiele osób chce pracować z chorymi dziećmi.
-Miałam chorego brata..
Widać było, że stąpał po
cienkim lodzie, ale nie przerwał jej. Dał jej wybór.
-.. chyba dlatego chcę im
pomagać.. poza tym, jak sam zauważyłeś coraz mniej osób uczy się w tym
kierunku.
Jej uśmiech dosłownie go
oczarował. Dziwny ucisk w żołądku sprawił, że przystanął wpatrując się w nią,
jak zaczarowany, jakby coś nie pozwoliło mu spuścić z niej wzroku. Tylko przy
jednej dziewczynie tak się czuł. Przy jednej, aż do tego momentu. Musiał
wyglądać w tej chwili jak idiota, stojąc przed nią i nie mówiąc nic, ale miał
to głęboko w nosie. Dla niej mógł wyglądać jak idiota. Powoli jego dłoń uniosła
się, by dotknąć jej policzka. Uśmiechnął się pod nosem, gdy wraz z dotykiem
zobaczył jak przymyka oczy, zaraz też pochylił się i poczuł ciepło jej ust.
Ust, które zastąpiły smak i ciepło Natalie.
***
Dotarła do kawiarenki w momencie, gdy właściciel, pan
Clemens, zmieniał wywieszkę z „zamknięte” na „otwarte”. Jessie uśmiechnęła się
na widok starzejącego się mężczyzny, który za wszelką cenę chciał zatrzymać
czas. Skutkiem tego były pofarbowane włosy, które nawiasem mówiąc powinny był
siwe. Kolor włosów nijak pasował do całej postaci pana Clemens’a, ale był on na
tyle uprzejmą i przemiłą osobą, że nikt nawet nie śmiał skomentować jego
poczynań. Weszła do środka i już w progu uderzył w nią zapach świeżo zmielonej
kawy, wydobywający się zapewne z buczących na ladzie maszyn, połączony ze
słodyczą przeróżnych ciasteczek.
-Dzień dobry panie Clemens.
-Witaj Jessie – mężczyzna
uśmiechnął się szeroko, uwydatniając zmarszczki wokół oczu – to co zwykle?
Dziewczyna skinęła głową i
już po chwili wychodziła z dwoma kubkami i papierową torebką, uśmiechając się
pod nosem. Zapowiadał się słoneczny dzień, co spowodowało polepszenie humoru. W
dodatku matka coraz mniej bywała w domu, a co za tym szło, mniej awantur o
duperele. Z niemałym utrudnieniem wyciągnęła z kieszeni telefon i wykonała
połączenie.
-Jedziesz na kawę?
-Uwielbiam te twoje
przywitania Hawks. Mogłabyś kiedyś przywitać mnie na przykład słowami „cześć
kochanie, jak spałeś?”. Czy tak nie byłoby milej?
-O przepraszam.
Rozłączyła się i ponownie
wykonała połączenie. Odebrał od razu i sądząc po głosie, wydawał się troszkę
zaskoczony.
-Czy ja cię znowu
wyprowadziłem..
-Cześć kochanie, jak
spałeś?
-O.
-Czy tak lepiej?
-Kochanie, ale mnie
zaskoczyłaś – zaśmiał się.
-Czy teraz możesz mi
odpowiedzieć na moje pytanie? Kawa stygnie.
-A gdzie jesteś?
-Niedaleko. Pojechalibyśmy
nad jezioro, o ile masz czas.
-Dla ciebie zawsze
kochanie, daj mi dwie minuty i jestem gotowy.
Rozłączyła się. Kochanie. To słowo, nawet wypowiedziane
w formie zabawy, zawsze rozlewało się ciepłem po jej ciele. Właśnie tego jej
brakowało w życiu, bycia kochaną.
Taylor odstawił pusty kubek i zwrócił głowę w bok. Widząc,
że przyjaciółka w ogóle nie zwraca na to uwagi, nie mógł oprzeć się pokusie by
utkwić wzrok na jej ustach. Dopiero po chwili się opanował.
-Co tak cię naszło na moje
towarzystwo?
-Czy to takie dziwne? –
przyjrzała mu się uważnie.
-Chyba nie muszę
odpowiadać. A zmieniając temat, myślisz, że Zora i Nate?
-Nate wczoraj nie
przestawał o niej mówić, widziałeś jak mu się oczy świeciły gdy siedziała z
nami?
-Oczy mu się świeciły? –
podrapał się po głowie z głośnym śmiechem – Czy wy kobiety naprawdę widzicie
takie rzeczy? Jak dla mnie..
-Higgins, czego ja się po
tobie spodziewałam..
-Żartuje Jessie, ostatni
raz widziałem go takiego przy Natalie – zamyślił się patrząc przed siebie.
-Natalie? Kim jest Natalie?
-Była.. Natalie.. Natalie
zginęła w wypadku samochodowym. Pamiętam, że przy niej Nate był szczęśliwy,
zawsze śmialiśmy się z tego, że dobrali się imionami. Nie widzieli świata poza
sobą.. – wspomnienia odżyły.
-O której umówiłeś się z Natalie?
Blondyn spojrzał na zegarek i przeklął siarczyście.
Potrząsnął nim kilkakrotnie. Wskazówki zatrzymały się i ani im się śniło ruszyć,
ku niezadowoleniu chłopaka.
-Która jest godzina?
-Parę minut po piątej.
-Cholera, cholera, cholera. Natalie mnie zabije.
Obiecałem chociaż raz się nie spóźnić.
-Idę w tamtym kierunku, mogę cię wytłumaczyć –
Taylor zaśmiał się, widząc błagalny wzrok przyjaciela.
-Dzięki. Dziwne, bo Natalie cię lubi i tylko ty
możesz ją udobruchać.
-Wiem, wiem, laski za mną szaleją.
Nate szturchnął go w ramię i ze śmiechem, szybkim
krokiem ruszyli w stronę umówionego miejsca. Dochodząc słyszeli syrenę
ambulansu nadjeżdżającego z tyłu i skręcającego zaraz w ulicę obok nich.
Widzieli ludzi biegnących w tym samym kierunku. Sam nie wiedział, co podkusiło
Nate, ale puścił się pędem w stronę tłumu gapiów. Gdy wreszcie Taylor,
przepchał się przez mur ciekawskich, ujrzał coś czego nie zapomni do końca
życia. Ujrzał Natalie. Zakrwawioną, którą lekarze wnosili do karetki, a między
nimi Nate’a. Potem dopiero dowiedział się gdzie ją zawieźli.
-Zmarła w karetce, a Nate
to widział. Musiał to widzieć. Musiał widzieć ich walkę o jej życie. Nate się
załamał, stracił chęć życia, pił, ćpał, robił wszystko by do niej dołączyć.
Powoli, tak by jak najwięcej go bolało. Cały czas usilnie wmawiał sobie, że to
jego wina, że gdyby był na czas ona nie przechodziłaby przez ulicę.. walczył ze
sobą półtora roku.. wreszcie zebrał się w sobie, skończył szkołę i zaczął
studia. Sport najwidoczniej dał mu powód do życia..
Zamilkł. Wszystko co miał w
tej sprawie do powiedzenia, chyba już powiedział. Nie czuł się tak, jakby
zdradzał przyjaciela opowiadając jego historię. W końcu nie było to żadną
tajemnicą. Dawno nie wspominał Natalie i sam nie wiedział dlaczego akurat
dzisiaj to zrobił. Może pojawienie się Zory, może
-Nie wiedziałam.. nie
wyglądał na chłopaka, który przeżył jakąś tragedię..
-Sama doskonale wiesz, że
uczucia można maskować.
-Wiem.. – upiła łyk kawy –
..nigdy nie pytałam o waszą przyjaźń..
-Z Nate’m znamy się od
małego, mieszkał w sąsiedztwie. Ale tak naprawdę poznałem go dopiero po
wypadku, po tym jak się podniósł. Do austin wraca tylko w rocznicę śmierci Natalie..
przepraszam, miałaś taki cudowny humor a tymi wspomnieniami to spieprzyłem –
skrzywił się spoglądając w jej kierunku.
-Przestań gadać głupoty. Tym
bardziej teraz im kibicuje.
-Ja też.. uwierz mi, że ja
też..
Pierwsza :D Już się biore za czytanie :* I spróbuj mi rzucić tego bloga w cholere to Cię odwiedze - ale to nie bedą miłe odwiedziny :p
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie wyszedł Ci ten rozdział, a przy momencie gdzie opisywałaś N&N (:P) .. kurcze, straszne :( Wrażliwa jestem na takie rzeczy, aż mi się oczy zaszkliły :( Mimo wszystko bardzo fajnie, a kolacja.. aż mam ochotę na taką pójść ^.^ Chociaż to marzenia ściętej głowy, bo dziad mój zachowuje się jak stary piernik -.- No nic, zdrówka, weny i czasu życzę kochanie :*
Usuńjejku jacy oni są słodcy, no! :D
OdpowiedzUsuńJejku, ta historia Nate'a ... muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś, bo rzeczywiście nie wyglądał na takiego co by tyle przeszedł... Biedny chłopaczyna :( No, ale na szczęście pojawiła się Zora!
Rozdział cudeńko, czekam na kolejny :*
PS. zazdroszczę kwiatków na drzewach :< Ja za oknem mam śnieg XD
Ejj.. ta historia Nate'a .. buuu ;(
OdpowiedzUsuńwzruszyła mnie na maksa..
A teraz coś innego.. no nie ma nic gorszego niż dwóch zakochanych w sobie ludzi i nic nie wiedzących o uczuciach drugiej osoby.. kurde ;/ dołujące, ale mam nadzieję, że za niedługo ta sytuacja się poprawi ^^
No ale jeszcze.. ta kolacja *q* też chcę na taką z Taylorem (nawet jeśli to tylko przyjacielska) ;P
I nie rzucaj bloga w żadnym wypadku.. a co do weny, to doskonale rozumiem, sama teraz przez to przechodzę xD
Buziaki Mordeczko :* <3
...
OdpowiedzUsuń...
...
Bickslow : Cicho, zaraz się zacznie. *Bierze pop-corn i siada w fotelu*
Łeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee ~ ! ;( To było takie piękne ~ ! Ludzie, czy wy to widzicie?! No nie, wy tego nie widzicie, bo to jest zbyt piękne jak na wasze nędzne, marne życia! Łeeeeeeeeeeeeeeee ~ ! To było wspaniałe! Doprowadziłaś mnie tym do płaczu, na prawdę! Płakałam jak dziecko przed monitorem i nie umiałam przestać ;( To było takie smutne, takie wspaniałe, takie... Aż brak mi słów! Kobieto, zabiłaś mnie tym, normalnie zabiłaś!
Bickslow : Brawo! *Z gębą wypchaną pop-cornem zaczyna klaskać.*
Na prawdę, to było wzruszające. Tak bardzo wzruszające. Załamałam się po tym. Na prawdę. Do teraz nie umiem się opanować.
No ale... Zawsze jeszcze jest romantyczna kolacja Jessie i Taylona na poprawę humoru ~ !
I ani mi się waż rzucać bloga! Bo się zasmucę :( A chyba nikt nie chce, by się Ren~chan zasmuciła, prawda ? *słodziaśne paczadełka*
Buziaaaa ~ !
~Reneé
Ten rozdział wymiata! :)
OdpowiedzUsuńSuper :) Trochę było mi żal Jessy jak nie było żadnej rodziny przy rozdaniu dyplomów ;( dobrze, że była mama Taylora ^^
Aggh....! Dlaczego oni nie mogą być razem!? To taka wspaniała para ! ;p Kurczę jak ja widzę te ich podchody to aż mam ochotę podejść do nich i krzyknąć " Kochacie się! " Normalnie ponosi mnie xd
Historia Nata była taka wzruszająca! ;((
Pozdrawiam i całuję :)
Widze ze historia Nate'a wzruszyla kazdego z Was.. Ciesze sie ze tak na to zareagowaliscie bo to oznacza ze piszac wyzwalam jakies uczucia ;D a od poczatku o to ni chodzi :) i nie zostawie bloga :) bo jestescie Wy :** dziekuje :***
OdpowiedzUsuńto chyba my powinniśmy Tobie podziękować za prowadzenie tego bloga :) co ja bym robiła gdyby nie twój blog...zanudziłabym się na śmierć ;p szczerze to jest lepsze od książki^^ przez Ciebie nie przeczytałam Krzyżaków! ( dziękuję Ci za to bardzo xd )
UsuńNastępny fajny, luźny rozdzialik, ale ja chcę, żeby zaczęło się coś dziać, w różnym tego słowa znaczeniu ;)
OdpowiedzUsuńAhh... ta kolacja, ja też bym tak chciała :3
Ale naprawdę dwójka zakochanych w sobie ludzi i żadne się nie przyzna, bo się boi o drugie, ja rozumiem, ale to denerwujące ;p
Nie rzucaj bloga, błagam cię, błagam!
Jeżeli ta historia zostanie niedokończona to załamię się, wpadnę w dołek tak głęboki jak Rów Mariański!
Błagam wszystko tylko nie to...
A jak mówisz, że ci weny brakuje, to życzę ci jej duuuużo!!!
Pozdrowienia i czekam na nexta :)
~Victress
Victress dziekuje za komentarz :* wiem ze to zwlekanie z wyznaniem milosci moze byc juz wkurzajace ale jeszcze kilka rozdzialow i doczekasz sie.. A wraz z wyznaniem zakoncze opowiadanie :) to chyba dlatego tak to wszystko przeciagam.. Musisz mi wybaczyc :**
UsuńCo?! Już chcesz zakończyć?? NIENIENIE.... nie ma takiej opcji! ten blog ma trwać wiecznie....!
UsuńAlice chciałabym żeby tak było :))
Usuń