czwartek, 11 kwietnia 2013

rozdział *28


Dla tych co się niecierpliwią: finał się zbliża :)) 
Następny rozdział za dwa tygodnie, zostało już kilka notek, więc muszę je dopracować. Wybaczcie. Nie przedłużam, miłego czyta. Buziaczki dla Was :**






***


Znajdowali się w dość ciasnym pomieszczeniu, zadymionym i dusznym. Ludzie ocierali się o siebie, próbując znaleźć odrobinę miejsca. Dopiero po północy większość podjęła decyzję o powrocie do domów, niekoniecznie w stanie trzeźwym. Jessie spoglądała na Zorę z delikatnym ukłuciem zazdrości. Nate raz po raz gładził ją po ramieniu a ona posyłała w jego kierunku wzrok pełen rozmarzenia i najprawdopodobniej miłości, bo jak dotąd Jessie nie udało się w specjalny sposób porozmawiać z Zorą. Od dwóch tygodni, gdy się poznali, Nate z Zorą spędzali ze sobą każdą wolną chwilą zapominając o otaczającej ich rzeczywistości.
Pociągnęła spory łyk ze szklanki i spojrzała za siebie. Nie mogła powstrzymać się od nikłego uśmiechu, widząc parę szalejącą na parkiecie po raz kolejny tego wieczoru. Przeniosła wzrok na przyjaciela. Dzisiaj wyjątkowo był jakiś milczący, czarne oczy lustrowały otoczenie, jednak nie docierały w jej kierunku. Już miała się odezwać, gdy znikąd wyrósł zmachany Nate, złapał najbliżej leżącą szklankę i opróżnił jej zawartość jednym haustem. Mlasnął przy tym tak głośno, że dwójka przyjaciół zaśmiała się cicho.
-Nawet na meczu nie spalam tylu kalorii – jęknął.
-To teraz ja idę dotrzymać jej towarzystwa.
Jessie nawet nie czekała na jakąś reakcję z ich strony, po prostu wstała i ruszyła w kierunku parkietu dołączając do uśmiechniętej Zory.
Taylor dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę, obserwował jej ruchy i mimowolnie przełknął ślinę. Widok jej w takich właśnie chwilach doprowadzał jego zmysły do szaleństwa, dodatkowo prostota ubioru, czarne legginsy i biała luźna koszulka bez rękawów. Gdyby nie była jego przyjaciółką, już dawno walczyłby o nią. Poczuł dłoń na ramieniu i odwrócił wzrok.
-Czy teraz też powiesz mi że to tylko przyjaźń?
-Jesteś idiotą – odwrócił się w stronę baru, całkowicie ignorując zwycięski uśmiech kumpla.
-Sam jesteś idiotą, ja przynajmniej spróbowałem – wskazał głową na mulatkę.
-Nie mam zamiaru próbować, bo niczego nie ma. Nate, czy ciężko zrozumieć nasze relacje? Przyjaźń. Czy to jest trudne do zrozumienia?
-Mówię co widzę.
-To nie wiem, idź do okulisty, kup okulary, zrób coś bo masz problemy.
-Z czym ma problemy?
Usłyszeli kobiecy głos i spojrzeli za siebie.
-Nie chcę ci nic mówić Zora, ale Nate ma problemy ze wzrokiem. Widzi coś czego nie ma.
-Najważniejsze, że widzi mnie. – Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, obejmując blondyna ramionami. – A wy długo jesteście ze sobą?
-My, to znaczy?
-No z Jessie.
Nate parsknął śmiechem, a Taylor o mały włos nie zakrztusił się drinkiem. Wpatrywał się teraz w oczekującą na odpowiedź dziewczynę z niedowierzaniem. Był niemal pewien, że jego oczy są nienaturalnych rozmiarów. Chwilę zajęło mu znalezienie odpowiednich słów, tak by nie urazić Zory.
-Dobraliście się jak cholera – wstał od baru – ..jesteśmy przyjaciółmi.
Oboje spojrzeli za odchodzącym w stronę parkietu chłopakiem.
-Powiedziałam coś nie tak?
-Skarbie – obrócił się przodem do niej – to cały on.
Pochylił się i pocałował ją namiętnie, uśmiechając się pod nosem, miał ją i nie zamierzał wypuszczać nigdy z rąk.

        
Taylor szedł w stronę Jessie zastanawiając się czy to aż tak widać, a jeżeli tak to czy przyjaciółka też to zauważyła. Jednak nie dostrzegał jakiejś zmiany z jej strony, zachowywała się tak jak zawsze, może była trochę zamyślona, czasami nieobecna, ale nic poza tym. Zresztą on też ostatnio nie grzeszył jakimś nadzwyczajnym humorem, także był zamyślony, z tym, że to jego zamyślenie brało się z uczucia jakim ją obdarzał, a jej było dla niego całkowitą zagadką. Z każdym krokiem przybliżał się do uśmiechającej się i nie przestającej tańczyć, Jessie.
-Mam ich dość – wyszeptał tuż do jej ucha.
-A to niby dlaczego?
Zapała za jego dłonie i obróciła się tak, że znalazła się tyłem do niego. Często tak tańczyli, ale teraz od środka wypełniał go ogień ogarniający całe ciało. Odchyliła się delikatnie opierając głowę o jego ramię, tak by go lepiej słyszeć.
-O co pytałaś? – wychrypiał.
-Dlaczego masz ich dość.
Znowu była przodem, nadal trzymając jego dłonie.
-Mogliby się zlitować chociaż przy mnie, od roku z nikim nie byłem.
-Przecież nie problem jest dla ciebie mieć kogoś. – zaśmiała się nerwowo.
-Uwierz mi że problem.
Przysunął ją bliżej siebie. Od czasu wypadku, przy takich sytuacjach starała się jak najmniej patrzeć w jego oczy, nie powinien wiedzieć o pewnych sprawach. Teraz jednak czuła, że nie tylko oczy ją zdradzają. Jej ciało drżało, serce waliło tak mocno, że zaczynało obijać się o jego tors. Mimo wszystko nie odsunęła się, poruszali się w rytm muzyki, dwa ciała idealnie zgrane z jednym ruchu.



***


Obudziła się zlana potem, nie wiedząc nawet co tak naprawdę jej się śniło. Było to bez większego znaczenia. Słońce stało już wysoko na niebie, łaskocząc ją po nosie swymi promieniami, przekręciła się więc na drugi bok, by jakoś je oszukać. Nie miała nawet siły by podnieść głowę i zobaczyć która jest godzina, ale była pewna że jest koło południa. Pamiętała powrót z klubu o świcie, nic dziwnego że spała do tej pory. Przymknęła oczy, jednak nie dane jej było nacieszyć się chwilą, gdyż usłyszała wibracje telefonu i sięgnęła dłonią do szafki.
-Halo? – wychrypiała.
-Jessie?
-Yhm.. Zora?
-Tak, cześć. Mam nadzieję że cię nie obudziłam?
-Nie, właśnie wstałam, coś się stało?
-Nie tylko.. Jessie chodzi o to, że.. Nate ma jakiś mecz na wyjeździe i przez to, że nie znam tu zbyt wielu osób, po prostu..
-Zora? – przerwała jej uśmiechając się pod nosem – Masz ochotę na pizze?
-Serio?
-Tak, daj mi pół godziny i będę w ‘Sorrino’
-Dzięki, to cześć.
Pożegnały się i Jessie zwlekła się z łóżka. Mimo, że jakoś nie była optymistycznie nastawiona na wstanie z przyjemnego i miękkiego łóżka, to jednak zrobiła to. Polubiła Zorę, pierwszy raz polubiła kogoś ot tak, bez podejrzliwości, bez żadnego ale. Wzięła szybki prysznic i nie zaprzątając sobie głowy śniadaniem, a w zasadzie już obiadem, wybiegła z domu.
Godzinę później siedziały w najlepsze przy średniej, wegetariańskiej pizzy, rozmawiając tak jakby znały się od lat. Teraz też były zadowolone z tego, że o tej porze niewielu zdecydowało, by uraczyć się pizzą. Mogły swobodnie porozmawiać.  
-Długo znasz się z Taylorem?
-Ponad półtora roku, a dlaczego pytasz?
-Wyglądacie razem wspaniale.
-Ty też? – Jessie uśmiechnęła się, mając nadzieję że rumieńce nie pojawiły się na jej twarzy, tym samym ją zdradzając. – Taylor jest moim przyjacielem, tylko i wyłącznie przyjacielem.
-Po prostu mówię jak ja to widzę, dogadujecie się praktycznie bez słów.
-Dogadujemy się to fakt i jest naprawdę wartościowym człowiekiem, ale nic poza przyjaźnią nas nie łączy. Taylor.. – zamyśliła się – to dla mnie jak wygrana na loterii, pojawił się w odpowiednim momencie.. wkurzający ale cudowny..
-Nie sądziłam że taka przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną może istnieć..
Bo nie istnieje..
-.. no wiesz, zawsze uważałam że z czasem, któreś z przyjaciół chce więcej – ciągnęła dalej zakładając nogę na nogę – widocznie, znam tylko takie przypadki.
-Własne doświadczenie?
-Aż tak widać?
Jessie uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Tak, właśnie to ja byłam tą która zapragnęła więcej – westchnęła – mam już to za sobą, ale przez to że należę do tej grupy kobiet, które są nader uczuciowe, długo się z tego leczyłam.. teraz zaczęłam z Nate’m i szczerze powiedziawszy przy nim czuję się szczęśliwa. Pierwszy raz czuję się tak szczęśliwa..
Zora spojrzała na Jessie jakby nagle ocknęła się z jakiegoś snu, letargu.
-.. przepraszam cię, że tak gadam o sobie..
-No ty chyba oszalałaś. Właśnie po to tu jesteśmy prawda? Żeby sobie pogadać. Później wybierzemy się do kina, albo gdzieś na drinka..
-Kino brzmi świetnie. Jessie dziękuję ci.
-Uwierz, że nie masz za co mi dziękować.



***

         Taylor rozmasował dłonią kark, opierając głowę o blat stołu. Myślał, że chłodny, orzeźwiający prysznic zniweluje skutki picia alkoholu, jednak nadal czuł się jakby głowa miała mu eksplodować. Trochę się temu dziwił, bo nie wypił aż tak dużo, jednak ostatni tydzień dał mu się porządnie we znaki i teraz to właśnie wychodziło. Zastanawiał się kiedy w końcu tabletki zaczną działać, by móc normalnie zacząć funkcjonować i wtedy pomyślał o Jessie. Uśmiechnął się do siebie. Wczorajszej nocy, gdy tańczyli miał nieodpartą pokusę by ją pocałować, teraz cieszył się że alkohol nie zamroczył mu umysłu. Te wszelkie rozmyślenia pochłonęły go na tyle, że nie zauważył tego iż przestał odczuwać ból. Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i wykonał połączenie.
-Śpiąca królewna wstała? – przywitał go jej ciepły głos.
-Ledwo, ale dałem radę. Co porabiasz?
-Jestem w kinie z Zorą.
-Na czymś normalnym?
-Szczerze to nie mam pojęcia co to za tytuł, jakaś komedia romantyczna.. w sumie to jakiś maraton romansów dzisiaj jest, więc siedzimy.
-Czyli, ona brzydkie kaczątko, on przystojniak z okładek, zakochują się, coś się dzieje..
-..dobra, dobra, skończ – zaśmiała się – zero romantyka w tobie.
-Kiedyś zmienisz na ten temat zdanie – otworzył drzwi do samochodu i wsiadł.
-Tak, jasne. Bardzo mi na tym zależy wiesz?
-Złośliwość nigdy cię nie opuszcza prawda Hawks?
-To moje drugie imię, muszę kończyć, Zora została sama na sali a ja chcę obejrzeć scenę kiedy przystojniak z okładki dostrzeże tą brzydulę.
-Za jakieś dziesięć minut tam będę.
-Tylko nie to – jęknęła – znowu będziesz komentować.
-Cieszy mnie twój optymizm, ale nie, tym razem powstrzymam się od komentarzy.
Uśmiechnął się gdy w słuchawce usłyszał jej śmiech. Po chwili wsadził telefon z powrotem do kieszeni i ruszył. Tęsknił. Tęsknił za widokiem jej twarzy. Wystarczyło kilka godzin, by czuł się dziwnie pusty bez niej. Pokręcił głową rozpraszając myśli, zdecydowanie stał się za miękki.

        
Wiedział gdzie szukać przyjaciółki. Ostatni rząd. Nie uznawała innych. Potrafiła czasami zrezygnować z filmu, gdy wszystkie miejsca na tyłach były zajęte. Zazwyczaj jednak starała się trafiać na takie projekcje gdzie niewielu widzów przychodziło, bądź sama zjawiała się dużo wcześniej. I tym razem też tak było, siedziały z mulatką w ostatnim rzędzie wkładając do ust białe kulki popcornu. Zsynchronizowane ruchy obu dziewczyn wywołały nikły uśmiech na jego twarzy. Pojawił się tuż za nimi, obejmując je ramionami. Odwróciły się gwałtownie.
-Głupku, straszysz – Jessie pogroziła mu palcem i skierowała wzrok na ekran.
-Cześć Taylor, jak po wczorajszym?
-Lepiej, dzięki. Wiesz o której wrócą z meczu? Szczerze to nie pamiętam, czy Nate mi wczoraj nie mówił, ale jakoś mi wyparowało z głowy..
-Późnym wieczorem..
-Higgins siadaj już, bo gadasz mi nad uchem a chcę coś usłyszeć.
-No i widzisz co z nią mam? – uśmiechnął się do Zory, siadając koło Jessie.
Poczuła ciepło jego ramienia na swojej skórze i spojrzała na niego z ukosa. Nie sądziła, że można mieć na kogoś taką ochotę. Ona miała. Przez chwilę czuła jego wzrok na sobie, ale wolała skupić się na filmie niż na jego osobie. Prawda jednak była taka, że cokolwiek by nie robiła i tak nie potrafiła zebrać przy nim myśli. Poczuła wibracje w kieszeni i spojrzała na wyświetlacz.
Taylor nawet gdyby nie chciał, to bliskość między nimi spowodowała, że widział jak sięga do kieszeni po telefon i widział kto dzwoni. Zacisnął mocniej dłonie na oparciach fotela.
-Zaraz wrócę – wyszeptała w jego kierunku.
Skinął tylko głową, bo na nic więcej nie było go stać.
Gdy znalazła się na zewnątrz telefon po raz drugi zadzwonił.
-Cześć Jason.
-Cześć Jessie, nie przeszkadzam?
-Jestem w kinie, a coś się stało?
-Będę za tydzień u babci, może zarezerwujesz kilka dni dla mnie?
-Jasne, dlaczego nie. W następną niedzielę tak?
-Tak, w sobotę wracam z Paryża, prześpię się i rano będę w Waco.
-O której dokładnie przyjeżdżasz?
-Koło dwunastej powinienem już dojechać.
-I to u ciebie jest rano? Myślałam że powiesz mi szósta godzina a ty zjawisz się w południe.
-Pamiętaj, że nie jestem rannym ptaszkiem – zaśmiał się cicho – dla mnie południe to jak rano..
Zobaczyła wychodzącego z sali Taylora. Chciała się uśmiechnąć jednak nie patrzył w jej kierunku, szedł prosto do kontuaru przy którym stała uśmiechnięta blondynka. Widziała jego uśmiech, którym obdarzył dziewczynę i poczuła ukłucie zazdrości w okolicy serca. Blondynka nasypywała popcorn raz po raz się odwracając, najwidoczniej odpowiadając na jego jakieś pytania.
-Jessie jesteś tam?
Dopiero teraz przypomniała sobie, że rozmawiała przez telefon. Odwróciła się w stronę wielkiego plakatu z Tomem Cruisem.
-Tak jestem, przepraszam zamyśliłam się. Mówiłeś coś?
-Mówiłem, że nie będę ci przeszkadzać i że odezwę się na dniach.
-A tak, jasne – wyjąkała spoglądając przez ramię, po Taylorze nie było śladu, tylko rumieńce na twarzy blondynki świadczyły, że tu był.

         Taylor wszedł na salę trzymając w dłoni papierowy kubełek z popcornem tak mocno, że niewiele brakło by wbił się w niego palcami. Wyszedł za przyjaciółką żeby zobaczyć gdzie jest, co robi, jak jakiś opętany chorą obsesją facet i jedyne co zobaczył to uśmiechniętą Jessie rozmawiającą w najlepsze z Jasonem. Usiadł na swoim miejscu i chwilę później Jessie zajęła siedzenie obok niego.
-Nawet w kinie nie odpuścisz? – uśmiechnęła się zadziornie.
-To znaczy? Bo nie rozumiem..
-Wiesz, że dziewczyna nie potrafiła zrobić kolejnej porcji popcornu?
-Przesadzasz Hawks..
-Skupiasz na sobie całą uwagę.
-Za to ja mogę skupić się tylko na tobie, jeśli chcesz – uśmiechnął się wkładając sobie do ust kilka białych kulek.
-Już się do tego palę.
-Znam was od dwóch tygodni, a po prostu kocham wasze rozmowy – usłyszeli z boku i oboje jak na komendę odwrócili głowy.
Zora uśmiechała się od ucha do ucha, całą swoją uwagę poświęcając jednak wielkiemu ekranowi, za co dostała popcornem od Jessie.
-Nie przeszkadzajcie sobie, zachowujcie się jakby mnie tu w ogóle nie było..
-Zora jesteś tego pewna?
Mulatka spojrzała w stronę uśmiechającego się złośliwie chłopaka.
-Może jednak miejcie na uwadze to, że siedzę obok.
-Zora.
-No już, już. Jessie nie zwracaj uwagi na to co mówię.
Jessie westchnęła widząc szeroki uśmiech na twarzy zarówno Zory jak i przyjaciela. Ona również nie mogła się nie uśmiechnąć. Zwłaszcza teraz, gdy miała go przy sobie.  Wpatrywała się przez chwilę w ich dłonie tak blisko siebie. Wystarczyło delikatnie przesunąć palcem, by poczuć pod opuszkami jego palce. Zacisnęła mocniej zęby, żeby tylko tego nie zrobić, żeby przejąć kontrolę nad pokusą i spojrzała z powrotem na ekran, chcąc skupić się na filmie, z którego swoją drogą niewiele już wiedziała, a nie na przyjacielu.


***


         Spojrzała przez okno, z którego widziała niewielki kawałek ogrodu, skąpanego w palącym słońcu. O dziwo, trawa mimo, że Jessie nie miała czasu na dbanie o ogród, była dość niska. Gdzieniegdzie przysychała, ale ogólnie była w dobrym stanie. Rozejrzała się po pokoju. Matka nie pojawiała się w domu od tygodnia. Niby miała spokój, jednak martwiła się czy aby wszystko z nią w porządku. Nawet gdyby coś jej się stało, ona by o tym nie wiedziała. Odgoniła od siebie czarne myśli potrząsając delikatnie głową. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej koszulkę z jakimś nadrukiem, wciągając na siebie spodenki intensywnie myślała o odwiedzeniu groby ojca. Była niedziela, a ona, gdy tylko miała wolne niedziele chodziła na cmentarz. Nie zdarzało się to często, ale starała się być tam kiedy tylko mogła. Wychodząc z domu zaciągnęła się parnym powietrzem, przekręciła klucz i odwróciła się. jej spojrzenie skrzyżowało się z czarnymi tęczówkami. Stał po drugiej stronie ulicy, niedbale oparty o barierkę. Na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Powoli zeszła ze schodów. Ile by dała, żeby nie reagować na niego jak w tej chwili. Czuła, że ręce zaczynają jej się pocić, a serce znowu przyspieszyło.
-Zastanawiam się czy jestem z tobą bezpieczna. – Zaśmiała się – Twoje zachowanie podchodzi pod jakieś wariactwo.
-Mówisz o tym, że wystaje pod twoim domem?
Skinęła głową cmokając go w policzek.
-Niedługo na ciebie czekam.
-Możesz mi wyjaśnić po co?
-Mogę jechać z tobą?
-A skąd wiesz gdzie się wybieram?
-Trochę się znamy, poza tym wspominałaś wczoraj. Mogę?
Przez chwilę nie odpowiadała i już zaczął wątpić w to czy się zgodzi.
-.. wiesz jeżeli chcesz być sama..
-Nie, wszystko w porządku. Tylko że ja nie jadę, chciałam się przejść..
-Służę ramieniem – uśmiechnął się szeroko.
Wcisnęła dłoń pod ramię nawet się nie zastanawiając. Lubiła jego dotyk, ba, kochała. Delikatny, ciepły, taki był właśnie jego dotyk. Do tego zapach, oszałamiający zmysły. Idąc z nim tak blisko i myśląc o nim, zastanawiała się dlaczego tak na niego reagowała. Dlaczego zachwycała się każdym aspektem jego osoby. Dlaczego innym mężczyznom zawsze czegoś brakowało, on miał wszystko. Milczeli idąc przed siebie, ale nie była to męcząca czy też krępująca cisza, było im dobrze. Znała Taylora na tyle, że wiedziała iż robi to dla niej. Zawsze w zadumie szła na cmentarz, pomyśleć, porozmawiać z ojcem. Teraz towarzyszył jej Taylor, który w żaden sposób nie zakłócił jej rytuału. Nie spostrzegła nawet kiedy znaleźli się przed kamienną płytą. Powoli wyplątała się z uścisku i przykucnęła, delikatnie przejeżdżając palcem po wygrawerowanym napisie. Poczuła na twarzy powiew wiatru i mimowolnie przymknęła powieki. Dla innych irracjonalnym było to co odczuwała teraz Jessie, w tym wietrze czuła obecność ojca. Za każdym razem.
-Brakuje ci go..
Słowa wypłynęły z jego ust, zanim zdążył pomyśleć nad ich sensem. Jak mógł być takim idiotą. Przecież oczywistym było to, że brakuje jej ojca. Głupek. Głupek. Głupek.
-Teraz jest inaczej..
Odpowiedź zaskoczyła go, ale milczał czekając na więcej.
-.. nie chcę żeby zabrzmiało to okropnie i egoistycznie.. brakowało mi go gdy byłam sama, bez matki, przyjaciół czy choćby nawet znajomych.. – odwróciła głowę i utkwiła w nim spojrzenie – teraz mam ciebie, mam kilku fantastycznych ludzi wokół siebie..
Pokręciła głową, mocno zaciskając pięści.
-.. jestem wyrachowana..
-Przestań. To nic złego.
Usiadła na trawie oplatając kolana ramionami, Taylor poszedł w jej ślady nie odrywając od niej wzroku. Patrzyła przed siebie, zaplątana w swoich myślach.
-Jessie, to, że nie odczuwasz silnych emocji nie oznacza, że przestałaś go kochać. Że zapomniałaś. To nie jest okropne, ale nie oszukujmy się, życie toczy się dalej, trzeba iść naprzód.. – zamilkł na chwilę, po czym zebrał się w sobie - .. cieszę się, że tak mnie odbierasz..
-Chodzi o to co powiedziałam?
-Tak..
-Zmieniłam się odkąd pojawiłeś się ty – uśmiechnęła się lekko – wkurzający..
-Ej..
-.. tata byłby szczęśliwy, wiedząc że mogę na ciebie liczyć w każdej sytuacji. Wybacz, w tym miejscu zbiera mi się na melancholię – wyglądała tak jakby chciała się tłumaczyć ze swoich rozważań wypowiedzianych na głos.
Przechylił się, cmokając ją w głowę.
-Nie przepraszaj mnie za takie rzeczy, cieszę się gdy jestem ci potrzebny.
I jak miała się w nim nie zakochać? Jak miała o wszystkim zapomnieć, o nim, o uczuciu, gdy pojawiał się w takiej odsłonie? Nie potrafiła. Była na to za słaba, a przynajmniej tak to sobie zawsze tłumaczyła. A może tak było wygodnie się wytłumaczyć. To zawsze pozostawało dla niej zagadką, na którą nawet nie szukała odpowiedzi. Siedzieli tak jeszcze jakiś czas rozmawiając na luźne tematy, po czym Jessie wstała wyciągając dłoń w stronę uśmiechniętego chłopaka.
-Zapraszam na obiad i to ja tym razem wybieram miejsce.
Pochwycił jej dłoń w swoją.
-Zaryzykuje.

***


Stojąc na dworcu zastanawiała się dlaczego Taylor nie lubił Jasona, przynajmniej takie miała odczucie sądząc po zachowaniu przyjaciela. Gdy tylko wspomniała, że chłopak ma przyjechać, czarnowłosy wymyślił na poczekaniu powody dla których nie mógł się z nimi spotkać. W momencie gdy spojrzała w lewo na horyzoncie zamajaczyła srebrna sylwetka autobusu z Dallas. W tumanach kurzu, w palącym słońcu wyglądał jak parująca, błyszcząca beczka. Wlókł się niemiłosiernie wolno i były chwile kiedy myślała iż pojazd zacznie się cofać. W końcu skręcił w zatoczkę, gdzie siedziała. Poprawiła okulary, uśmiechając się gdy tylko zobaczyła za szybą twarz Jasona. Był jedynym, który wysiadał w Waco, więc od razu znalazł się na zewnątrz.
-Cześć piękna.
-Znowu zaczynasz? – zaśmiała się stając tuż przed nim.
-A gdzie ten twój kolega? Trevor?
-Jesteś okropny, Taylor, mój przyjaciel ma na imię Taylor.
-Zresztą nieważne jak ma na imię – skrzywił się nieznacznie, co nie uszło jej uwadze.
Co się z tymi facetami działo? Czemu po jednej rozmowie, w zeszłym roku krzywili się na samo wspomnienie siebie. A może coś jej umknęło. Może wtedy powiedzieli sobie coś czego ona nie pamiętała?
-Czyli wygląda na to, że mam cię dzisiaj tylko dla siebie?
-Można tak to nazwać. Umówiłam się z twoją babcią, że cię przywiozę. Coś mi się wydaje, że obiad u niej mnie nie ominie.
-A po obiedzie pojedziemy nad jezioro, albo w nasze stare miejsce nad rzeką.
Skinęła głową wsiadając do auta, zaraz potem zajął miejsce obok, nie przestając się uśmiechać. Chwilę ignorowała takie zachowanie chłopaka, jednak nie na długo.
-Co cię tak bawi?
-Nic mnie nie bawi, po prostu stęskniłem się za twoim widokiem. Brakuje mi słów, żeby wyrazić mój podziw nad twoją urodą.
Słowa wypowiedziane przez Jasona spowodowały chwilową utratę mowy i zarazem zanik mięśni. Buzie miała rozchyloną ze zdziwienia, tak jak i oczy. W momencie odzyskania sprawności ruchowej, policzki zaczęły piec ją niemiłosiernie. Nie była przyzwyczajona do komplementów, bo w sumie tylko Taylorowi pozwalała to robić, ale on był jej przyjacielem, a Jason? No właśnie kim był Jason? Kolegą? Przyjacielem? Przyjaciel w jego stosunku, to było za wielkie słowo. Najprawdopodobniej był kimś pomiędzy jednym a drugim. Wzięła głęboki wdech i ruszyła, skupiając całą uwagę na jeździe.


***

         Taylor raz po raz zerkałv na telefon. Było grubo po północy, a od Jessie nie dostał nawet zdawkowego sms-a. Myśl, że tak dobrze bawiła się z Jasonem przepełniała jego umysł ani na chwilę nie cichnąc. Miał ochotę wsiąść na motor, albo chociaż do auta i pojechać gdzieś. Pamiętał jednak dokładnie co było ostatnim razem, gdy miał podobne myśli. Usiadł na sofie i przymknął powieki. Umysł podsuwał takie obrazy, że zerwał się z kanapy jak oparzony, przeklinając i warcząc na siebie cicho. Zwariował, jest obłąkanie chory, a wszystko przez miłość. Naciągnął w pośpiechu bluzę i po chwili znalazł się na zewnątrz. Przystanął na sekundę obserwując otoczenie, jednocześnie wyciągając z paczki papierosa. Zaciągnął się. Do jego płuc dostała się drapiąca substancja, która wywołała odruch kaszlu. Stłumił to w sobie i skierował swoje kroki w stronę centrum.


***

         Spojrzał jeszcze raz na Jessie. Spała w najlepsze z delikatnie rozchylonymi ustami. Przyznał w duchu, że mógłby patrzeć na nią godzinami. Była cudowna, może trochę trudna, ale cudowna i piękna. Mogliby nieźle razem się zabawić. Ta myśl wywołała przyjemne mrowienie i uśmiech samowolnie wdarł się na jego usta. Powoli wstał, złapał za koc leżący na fotelu i przykrył dziewczynę, nie spuszczając z niej wzroku. Najostrożniej jak tylko się dało pogładził ją po policzku.
-Jak cię dziewczyno zdobyć?
Szeptem zadał pytanie, jakby co najmniej miała mu dać odpowiedź.
Wzrokiem błądził po jej skórze, jej zamkniętych powiekach, jej włosach by spocząć na ustach. Chwilę się im przypatrywał, po czym wstał i cicho zamknął za sobą drzwi.


***

Przejechał dłonią po karku, próbując się dobudzić. Dzisiejszej nocy w ogóle nie spał, więc pewnie wyglądał strasznie. Nie miał nawet ochoty się golić, więc jego twarz pokrywał jednodniowy zarost. Spojrzał przed siebie. Widział ją jak przechodziła i jak ze zmarszczonym czołem szła w jego kierunku. Wiedział, że mu się oberwie i nie mylił się.
-Co ty wyprawiasz?
-Hawks, czy tego nie widać? – wypuścił z ust szary dymek.
-Wiesz dobrze o czym mówię.
-Czasami człowiek potrzebuje urozmaicenia.
-I to jest to twoje urozmaicenie? Kup sobie wrotki, będziesz miał urozmaicenie.
Nadal marszczyła czoło i robiła to z taką zawziętością, że parsknął śmiechem.
-No już, odpuść mi. To tylko jeden papieros. Co tam u ciebie?
Zgasił niedopałka, rozcierając go butem o kamienną powierzchnię parkowej ścieżki. Opadła ciężko na miejsce obok niego.
-Miałam ciężką noc, ale sądząc po twoim wyglądzie ty też nie miałeś lekko.
-Aż tak źle się prezentuję?
-Sęk w tym że nie, laski kręci taki nieokrzesany typ – zaśmiała się delikatnie, gładząc jego policzek. Wyczuwała pod nim maleńkie igiełki.
Lubiła go w takiej formie. Sprawiał wtedy wrażenie łobuza.
-No a co z twoją nocą?
-Spałam u pani Sloan..
-Spałaś u pani Sloan? – powtórzył.
Chore myśli powróciły ze zdwojoną siłą. Widział ją w ramionach tego.. tego..
-Siedzieliśmy z Jasonem do późna i zasnęłam na sofie. Trafiłam na cholernie niewygodną sofę – jak na potwierdzenie swoich słów pokręciła głową raz w prawo raz w lewo, starając się rozmasować bolące miejsca – a ty?
-Źle się czułem – odpowiedział beznamiętnie.
Tylko na takie kłamstwo było go stać.
Chciała już o coś się zapytać, ale usłyszała telefon. Przez chwilę grzebała w torebce próbując zlokalizować miejsce znajdowania się komórki i wreszcie ze zwycięskim uśmiechem odebrała.
-Jessie pamiętasz o obiedzie?
-Tak, tak. Pamiętam. Będę koło drugiej. Jason muszę teraz kończyć, jestem zajęta.
Rozłączyła się i spojrzała na Taylora. Usta miał zaciśnięte w wąską linię. Milczał.
-Lepiej się już czujesz?
-Jasne Jessie, ale powinienem wrócić do domu..
-Taylor.. chcesz żebym cię odwiozła?
-Nie, nie, dzięki. Przejdę się. Do zobaczenia Hawks.
Uśmiechnął się w jej stronę i ruszył przed siebie. Zachowywał się idiotycznie, ale to było silniejsze od niego. Nie mógł znieść myśli o niej i o Jasonie. Powinien ją wspierać, powinien być jej przyjacielem, ale w tym momencie nie mógł. Nie mógł ot tak przejść z tym do porządku dziennego. Chodź bardzo tego chciał. Ucieczka od niej była najlepszym, czym mógł w tej chwili zrobić.    


***


Brakowało mu Jessie. Od dwóch dni się nie widzieli, rozmawiali przez telefon, ale on wolałby ją zobaczyć. Ten uśmiech. Te iskierki w oczach. Wracał właśnie od Nate’a gdy zobaczył ją w alejkach naprzeciwko. Stała w towarzystwie Jasona. Ten facet drażnił go coraz bardziej i nawet przez chwilę nie potrafił spojrzeć na niego inaczej. Powodem była Jessie. To że uśmiechała się promiennie w jego towarzystwie. To że śmiała się przy nim głośno. To że często się rumieniła. I wszystko to było w  towarzystwie Jasona. Zacisnął pięści. Był zazdrosny, cholernie zazdrosny. Chciał już odejść ale wtedy stało się coś czego nie przewidział. Chłopak pochylił się nad nią i ją pocałował. Poczuł się tak jakby ktoś ścisnął jego serce rozgniatając je na miazgę. Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem skierował do domu.

Jessie odepchnęła Jasona patrząc na niego ze zmarszczonym czołem. W tej jednej chwili poczerwieniała ze złości, takiego obrotu spraw się nie spodziewała.
-Co to do cholery było?
-Raczej powinnaś wiedzieć – uśmiechnął się zadziornie.
-Nie o to chodzi.. dlaczego to zrobiłeś?
-Bo mi się podobasz..
-Podoba mi się masa facetów i jakoś ich nie całuje.
Głos jej drżał jednak twardo patrzyła w jego orzechowe oczy i na myśl przyszły jej oczy Taylora, tak inne od tych które miała teraz przed sobą. W tej chwili to właśnie oczy przyjaciela chciała widzieć.
-Nic z tego nie będzie Jason.
-Ale dlaczego – podszedł bliżej jednak ona zrobiła krok w tył krzyżując ręce na piersiach.
-Bo nie czuję nic do ciebie.
-Wydawało mi się że jest inaczej.
-To ci się wydawało.
-Możemy spróbować to zmienić – znów zrobił krok jednak ona powtórzyła tą samą czynność co uprzednio.
W końcu złapał ją za ramiona i przysunął bliżej siebie. Wyrwała mu się natychmiast z wściekłością wypisaną na twarzy.
-Nie waż się więcej tego robić – warknęła.
-Wysyłasz strasznie sprzeczne sygnały.
Na jego ustach zagościł perfidny uśmiech co jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.
-Ja chyba śnię!
-Uwielbiam cię taką groźną – zaśmiał się cicho pod nosem – no ale nie to nie, nic na siłę. Wybacz że omylnie to wszystko zinterpretowałem.
Wzruszył ramionami i odszedł zostawiając Jessie nadal wściekłą na niego i na siebie. Tupnęła nogą jak jakaś mała nadąsana dziewczynka, co najmniej jakby to miało pomóc w wyzbyciu się tego chorego odczucia. Najgorsze w tym wszystkim było to że przyjdzie dzień w którym obudzi się i zostanie sama. Taylor założy rodzinę, a ona ciągle będzie żyć pieprzonymi marzeniami, których kurczowo się trzymała. Jakby były jej jedyną opcją na przetrwanie, jakby były tlenem bez którego nie mogłaby funkcjonować.
W tym jednym momencie chciała go zobaczyć, chciała usłyszeć. Mechanicznie wyciągnęła telefon z kieszeni i nie wahając się ani sekundy, zadzwoniła. Nie odbierał. Spróbowała jeszcze raz, i kolejny. Cisza. Dochodziła dziesiąta więc nie było jeszcze tak późno. Zanim dotarła do Zory próbowała jeszcze dzwonić do niego. Bezskutecznie. Zrezygnowana zapukała do koleżanki. W ciągu ostatnich tygodni odkąd Zora zaczęła spotykać się z Nate’m zakolegowały się. Naprawdę się zakolegowały. Była jedyną osobą zaraz po Taylorze, z którą mogła pogadać. Drzwi otworzyła uśmiechnięta dziewczyna. Miała na sobie spodenki i zwykłą koszulkę, poza tym była ubabrana czymś białym.
-Cześć Jessie, wchodź – zaprosiła ją gestem dłoni.
-Nie przeszkadzam?
-Piekę babeczki.
-W nocy??
-Nate nie mógł przyjść więc się nudziłam, chodź skosztujesz – skierowały się do kuchni – a ty co się włóczysz po nocach?
-Muszę z kimś pogadać..
-A Taylor?
-Nie wiem co się z nim dzieje, nie poznaję go – usiadła po drugiej stronie grafitowego blatu obserwując Zorę ozdabiającą błękitnym kremem każdą z babeczek – może on sobie kogoś znalazł?
-Taylor? Ten Taylor? Nie sądzę by o to chodziło. Gdy was poznałam miesiąc temu byłam święcie przekonana że jesteście razem, nawet dałabym się za to pokroić. Potem stwierdziliście że jesteście przyjaciółmi, ok, wasza sprawa – uśmiechnęła się nie przerywając czynności – więc wtedy pomyślałam że Taylor jest gejem, bo skoro nie ciągnie go do takiej laski..
-Zora..
-No wiem, wiem. Jesteście przyjaciółmi. Więc myślałam że jest gejem, a teraz to już kompletnie się pogubiłam, jednak nie sądzę by chodziło o jakąś tam kobietę. Nie wiem jaki był wcześniej ale od tygodnia, fakt jest jakiś dziwny. No dobra, nie przyszłaś tu po to żeby rozmawiać o Taylorze, chyba że się mylę?
-Chodzi o Jasona.
Zora odłożyła szprycę i spojrzała z uśmiechem na Jessie.
-Daj mi minutę. Zrobię coś do picia i wtedy pogadamy.
Jessie skinęła głową i po chwili siedziały już na sofie z dwoma kubkami parującej cieczy.

***


Siedział sam w mieszkaniu. Otaczały go ciemności, a on wpatrywał się w szklankę trzymaną w ręce jakby cokolwiek mógł tam zobaczyć. Przed oczami przewinął się obraz uśmiechniętej Jessie. Upił siarczystego łyka i skrzywił się. Sięgnął dłonią po stojącą na podłodze butelkę. Była opróżniona w ¾ pojemności, druga pusta butelka leżała obok sofy. Nie miał już siły pić, ale w tym momencie nie widział lepszego wyjścia. Chciał zapomnieć o tym co zobaczył, chciał alkoholem wymazać sobie to z pamięci. Dlaczego człowiek nie potrafi nacisnąć jakiegoś guziczka odpowiedzialnego za wspomnienia i po prostu usunąć te sprawiające największy ból. Chciał żeby była szczęśliwa, ale nie potrafił znieść jej szczęścia przy innym. Nie potrafił cieszyć się jej szczęściem i nawet nie potrafił tego udawać. Widocznie Tony miał rację mówiąc że to tak nie działa. Znowu przechylił szklankę, wlewając całą palącą zawartość do już i tak popalonego gardła. Chwiejnym krokiem przeszedł do sypialni, strącając wszystko co stało na jego drodze. Dotarł wreszcie do łóżka i opadł na nie ciężko nie wypuszczając tego co miał w dłoniach. Znów przed oczami pojawiła się ta cholerna scena której niechcący był świadkiem i której nie potrafił wygonić ze swoich myśli. Zarastała całe jego ciało jak chwast, wywołując coraz większą frustrację. Do dzisiaj miał jeszcze nadzieję że może kiedyś.. westchnął. Uszło z niego całkowicie życie, w sumie od kilku dni tak się czuł. Cała radość i życie wyparowało, a dzisiejszy pocałunek przypieczętował wszystko. Dziwne że pocałunek potrafił wywołać u niego takie rozgoryczenie i ból, jakby co najmniej przyszła do niego wręczyła zaproszenie na ich ślub oznajmiając że jest w ciąży z mężczyzną którego kocha. Wow! Powinien pisać scenariusze, byłby świetny w melodramatach. Potrząsnął głową. Nie było mu to w tej chwili potrzebne. A przynajmniej nie ten najczarniejszy scenariusz. Cholerny Jason. Warknął w myślach i nie czekając dłużej rzucił szkłem trzymanym w dłoni. Szklanka przeleciała przez cały pokój i zatrzymała się po przeciwległej stronie. Rozprysła się na milion kawałków, tak jak i uczucie do niej. Zdecydowanie za dużo alkoholu. To zdarzenie urosło do rangi tragedii narodowej. Jakbyś co najmniej miał czternaście lat a nie dwadzieścia cztery!  Głos w głowie prawie się z niego zaśmiał. Opróżnił do końca butelkę która podzieliła los szklanki, tym razem na ścianie przy oknie. Niewiele brakowało żeby wyleciała razem z szybą, ale miał to gdzieś. Obraz przed oczami powoli się zamazywał, aż zupełnie znikł.

         Miała dość czekania pod drzwiami. Stała tutaj już od pół godziny, a doskonale wiedziała że Taylor jest w domu. W końcu zrezygnowana wyciągnęła pęczek kluczy i otworzyła drzwi. Zamarła. Mieszkanie wyglądało jak pobojowisko, jakby przed kilkoma minutami przeszła tu trąba powietrzna. Przeszła w pośpiechu przez salon i zatrzymała się przy jego sypialni. Już w progu uderzył ja odór alkoholu, jak u niej w domu. Wzdrygnęła się na to porównanie i wślizgnęła do środka. Tu było jeszcze gorzej, wszędzie szkło. Masa drobnych, błyszczących kawałeczków porozrzucanych po całym pokoju, a wśród nich Taylor. Leżał w poprzek łóżka, śpiąc w najlepsze. To było do niego niepodobne. Coś musiało go gryźć a ona nie wiedziała jak mu pomóc. Od kilku dni zachowywał się dziwnie. Był jakby nieobecny, przygaszony. Niewiele widziała uśmiechu na jego twarzy i to ją martwiło. Westchnęła i zabrała się za sprzątanie tego bałaganu.

Zbudził go potworny kac. Głowę mu rozsadzało. Otworzył powoli oczy, bojąc się tego co zastanie. Jednak w pokoju panował półmrok. Próbował przypomnieć sobie kiedy zasunął zasłony jednocześnie wstając. Potrzebował wody albo kawy. Tak, musiał się napić. Rozejrzał się po pokoju nadal trzymając za głowę i zdziwił się. Mógłby przysiąc że gdzieś tu powinny być kawałki szkła szklanki albo butelki, ale nigdzie ich nie dostrzegł. Wzruszył ramionami i wyszedł w pokoju. Nie zwracał uwagi na to że rozporek miał nie zasunięty, że włosy były w nieładzie, że cuchnęło od niego jak z najgorszej meliny. Miał to gdzieś. Szedł powłuczając nogami i wtedy jego wzrok padł na siedzącą w salonie Jessie. Przetarł oczy jednak obraz nie zniknął. Wciąż tam siedziała. Wpatrywała się w niego z lekkim uśmiechem na twarzy trzymając kubek przy ustach.
-Co ty tu robisz?
-Dzwoniłam do ciebie wczoraj, ale nie odbierałeś więc zaczęłam się martwić.
-Nie potrzebnie, jak widzisz żyję.
-Kawy?
-Nie musisz tutaj być – przeszedł przez salon nawet na nią nie patrząc.
-Nie muszę ale chcę. Wszystko w porządku?
-Nic nie jest.. – urwał w połowie zdania – .. mam kaca i tyle.
Podeszła do niego bliżej, nadal czuć było od niego alkohol.
-Weź prysznic, strasznie śmierdzisz – zaśmiała się cicho.
Nalał sobie kawy całkowicie ją ignorując.
-Zrób to albo sama cię tam zaprowadzę.
-Jason raczej nie byłby zadowolony faktem że znajdziesz się ze mną sam na sam pod prysznicem – prychnął.
-Jason? A co ma do tego Jason?
-Nic.. nieważne.
-O co ci chodzi?
Przyjrzała mu się uważnie. Wciąż unikał jej wzroku, sącząc powoli kawę. Był jakiś dziwny i w żaden sposób nie potrafiła wymyślić dlaczego.
-Chodź pod prysznic.
-Zostaw mnie.
-Wiesz że tego nie zrobię – podeszła bliżej i potrząsnęła nim delikatnie – co się z tobą dzieje do cholery.
Wreszcie spojrzał prosto w jej oczy. Była zmartwiona i zrobiło mu się głupio, przykro że tak ją traktuje.
-Przepraszam Jessie, nie jestem dzisiaj sobą..
-Zauważyłam. Weź prysznic potem pójdziemy na jakiś obiad albo zamówimy coś. Masz ochotę na..
-Przestań Jessie, nie musisz spędzać ze mną całego dnia.
-Wiesz co? Naprawdę chciałam spędzić go z tobą ale widzę że nie warto. Wczoraj nawet chciałam poprosić o przenocowanie mnie bo cię potrzebowałam. Brakuje mi przyjaciela z którym potrafiłam się śmiać, przyjaciela którym byłeś jeszcze dwa tygodnie temu ale to nie ty. Nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje, nie poznaję cię.
-Potrzebowałaś mnie? – powtórzył.
-Byłam wściekła na Jasona że mnie pocałował – chwyciła za klamkę odwracając się w stronę chłopaka – ale to nie ważne, bo wściekłość na niego ustąpiła teraz wściekłości na ciebie. Jesteś największym idiotą jakiego znam.
Wyszła trzaskając drzwiami. Zostawiając go samego z informacjami, które w zwolnionym tempie docierały do jego umysłu. Ona była wściekła na Jasona? Za pocałunek? To się nie trzymało kupy. Chciał ją zawołać, ale nie potrafił. Nie potrafił wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Zdołał tylko otworzyć usta i zaraz je zamknąć. Powinien z nią porozmawiać ale najpierw musiał doprowadzić się do porządku, bo faktycznie śmierdział.

***

-Co powiedziałaś?
-To co słyszałeś, odepchnęła go.
Siedział od pół godziny u Zory próbując dowiedzieć się czegokolwiek, co pomogłoby mu zrozumieć Jessie. Raz po raz posyłała mu spojrzenia pełne politowania. No tak, przecież wyglądał jakby dopiero co skończył pić.
-Ale jak..
-Ty jesteś naprawdę taki głupi czy tylko takiego udajesz?
-Daruj sobie – warknął – nie mam głowy dzisiaj na takie przepychanki.
Westchnęła.
-Jason chciał czegoś więcej i ją pocałował, a ona go odepchnęła. Przecież ją znasz, facet nie był nawet w jej typie. Za to ty zachowujesz się ostatnio jak rozpieszczony dzieciak, który nie dostał ulubionej zabawki.. jakbyś co najmniej.. – przerwała szeroko otwierając oczy.
-Co?
-Jakbyś był zazdrosny..
-Co? Ja? – prawie podskoczył.
-Taylor..
-Chyba zwariowałaś, Jessie jest moją przyjaciółką i tyle. Przestań wszędzie doszukiwać się jakiś romansów.
-Skoro tak twierdzisz – machnęła ręką jakby odganiała jakąś natrętną muchę – jesteś jej przyjacielem więc zacznij się tak zachowywać. 
-Muszę z nią pogadać – wstał z sofy i zdecydowanym krokiem ruszył w stronę drzwi.
-Wiesz gdzie ona jest?
-Myślę że tak.
        
Siedziała przy grobie ojca. Długo tu nie zaglądała przez co miała wyrzuty sumienia. Delikatny wietrzyk owiewał jej twarz, więc przymknęła oczy starając się ukoić nerwy. Przychodziło jej to z trudem, ale nadal się starała. Nie mogła się poddać. Gdy po dłuższej chwili z powrotem je otworzyła, mignęła jej ciemna sylwetka siedząca obok. Podskoczyła jak oparzona, jednak wyraz twarzy dziewczyny w jednym momencie diametralnie się zmienił.
-Co tu robisz? – wysyczała.
-Przepraszam, nie powinienem był tak cię traktować..
-Przeprosiny przyjęte, możesz już iść.
Nie patrzyła na niego, nie miała ochoty.
-Jessie proszę cię.
-Powiedziałam to co miałam powiedzieć, zostaw mnie..
-Nie chcę.
-Nie interesuje mnie to czego chcesz. Ja nie mam siły na.. – przerwała nagle – nie wiem co się z tobą dzieje. Nic mi nie mówisz, a ja nie jestem jakąś pieprzoną wróżką żeby się domyślić.
Otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy, więc wolał milczeć. Podciągnęła nogi pod siebie, nie spuszczając wzroku z kamiennej płyty.
-Zostaw mnie samą..
-Przykro mi ale nie spełnię twojego życzenia.
Westchnęła głośno, wyraźnie dając mu do zrozumienia że jego obecność tutaj jest co najmniej irytująca.
-Nie podziękowałem ci jeszcze za ogarnięcie całego burdelu w mieszkaniu.
-Nie masz za co dziękować – wyszeptała.
-Powiesz mi co się wydarzyło wczoraj?
Pokręciła głową, jednak nic sobie z tego nie zrobił.
-Dlaczego byłaś wściekła na Jasona? – ten ostatni wyraz, to imię wypowiedział mocniej zaciskając zęby.
-Nie odczepisz się Higgins, co?
-Znasz mnie..
-Chyba nie tak dobrze jak mi się wydawało.
-Przestań Jessie, przepraszam. Mów.
-Byłam wściekła bo przesadził..
Wstała z ziemi. Pocałowała wierzch swojej dłoni i przyłożyła ją do liter, składających się w imię jej ojca. Odwróciła się na pięcie i nie czekając na chłopaka skierowała w stronę auta. Dogonił ją już po kilku metrach.
-Przesadził?
-Tak przesadził. Pocałował mnie tak niespodziewanie.. – przystanęła na chwilę – ..nie potrafię zrozumieć siebie.. chłopak jest miły, dobry, w pewnym sensie przystojny a ja go odpycham..
Słuchając tych słów poczuł osuwający się spod nóg grunt. Miał szczerą nadzieję że będzie go wyzywać, klnąc na czym świat stoi, a ona wypowiadała się o nim w samych superlatywach, w dodatku zastanawiała się jak mogła zrobić to co zrobiła.
Prawda była taka że Jessie doskonale wiedziała w czym tkwił problem. Marzyła o osobie idącej z nią ramię w ramię. O osobie która wyciągnęła ją z kokonu, odkrywając na nowo wszelkiego rodzaju uczucia. Cudowne uczucia.
Poczuła nagle ciepło na swojej dłoni i spojrzała na nią. Taylor trzymał ją w silnym uścisku. Ten gest, ta drobna pieszczota wywołała przyjemne mrowienie w okolicy serca.
-Zapraszam na obiadokolację u mnie, pozwól mi cię przeprosić.
-Nie musisz tego robić, już przeprosiłeś.
-To daj mi się zaprosić ot tak, żebyś znowu widziała we mnie przyjaciela.
-Zawsze nim będziesz – uśmiechnęła się delikatnie mocniej ściskając jego dłoń.



6 komentarzy:

  1. Cud mió i malina :* Dosyć dużo działo się w tym rozdziale... Ale Jason mnie wkurzył -.- No, ale na szczęście wszystko się wyjaśniło :) Jejku, aż mi smutno, że to końcówka tego opowiadania, bo jest wspaniałe :(
    Czekem na kolejny rozdział, buziaczki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie łezka w oku się kręci ^^ Rozdział bardzo ale to bardzo mi się podoba :) Od dziś Jason jest wrogiem publicznym nr.1! No co za koleś! Myślałam, że go tam zastrzelę. Na szczęście Jessy go odepchnęła uff... bo już myślałam, że coś się stanie. Żal mi się zrobiło Taylora ;( Biedactwo i do tego ta kłótnia...cieszę się, że wszystko wyszło dobrze :) Pogodzili się ! To jest najważniejsze :) Mam nadzieję, że szybko staną się parą ^^
    Czekam na kolejny rozdział :))Szkoda, że pojawi się dopiero za dwa tygodnie no ale lepsze to nisz nic ;>
    Pozdrawiam i całuję ;*

    PS. Zapraszam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale czeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeemuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu ?! Czemu przyjaciele ?! Czemu tylko przyjaciele ?! Łeeeeeeeeeeeeeeeee *beczy*
    Bickslow : Ogarnij się, kobieto!
    Dobra, wszystko już ok. Yhym, yhym. Rozdział cudo, fajny i w ogóle... JASON< WON DO SWOJEGO PARYŻA ~ ! No :3
    A ty, Taylor, bierz się za Jessie ~ ! Bo jeszcze coś się stanie i będzie... Jestem cicho ~ !
    Uhhh, ale dlaczego tak późno następny rozdział?! :C Czeeeeemuuuuuu?!
    No nic, żyję... Żyję... Na szczęście jeszcze...
    Dobra, buziam cię kochana ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  4. -To daj mi się zaprosić ot tak, żebyś znowu widziała we mnie przyjaciela.
    -Zawsze nim będziesz
    ...
    Pff, jasne xD Bo w to uwierze ^.^
    Nie powiem, Jason mnie wkurzył niemiłosiernie, ale Taylor też nie lepszy. Jak dziecko, no dosłownie jak rozpieszczone dziecko. No ale to są właśnie faceci :D
    Szkoda, że następny rozdział tak późno, no i że czas tej historii dobiega do końca (bo normalnie kocham tą opwieść!), ale wiesz, że jeśli na dobre skończysz z pisaniem to cię dorew i utłuke jak ziemniaki :P No i prześlij mi na maila czy coś... wiesz co :D O tym rozmawiałyśmy ostatnio ;) Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Słodkie, kochane i awww!
    Piszesz, że to już końcówka historii? Będę strasznie za nimi tęsknić... chlip, chlip...
    Ale na szczęście jeszcze kilka rozdziałów, mam nadzieję, iż równie świetnych co ten ;)
    Ale nie skończysz całkowicie z pisaniem, prawda? Zawsze możesz przecież wymyślić jakąś nową historię i napisać na tym blogu, a jestem pewna, że już masz jakiś pomysł, a jak jeszcze nie to gwarantuję, że w najbliższym czasie coś ci wpadnie do głowy :)
    Czekam z niecierpliwością na następną notkę, pozdrowienia, buziaczki i weny kochana weny.

    ~Victress

    OdpowiedzUsuń
  6. Kończy się kończy, powoli :D
    ale ja nie kończę z pisaniem, o nie.. nie uwolnicie się tak prędko ode mnie, coś tam w głowie siedzi, coś się pisze.. zobaczymy co z tego będzie.
    Dziękuję za Wasze komentarze :**

    OdpowiedzUsuń