czwartek, 25 kwietnia 2013

rozdział *29



 
 


***


Taylor wyskoczył z łóżka jak oparzony nie wiedząc w pierwszym momencie co się stało. Do jego uszu doszedł dźwięk telefonu i po omacku starał się go zlokalizować. W końcu udało mu się odebrać.
-Nate czy ty wiesz która godzina?
W tle usłyszał głośne śmiechy.
-Wiem stary ale nie mogę sobie z nimi poradzić. Jessie chce wracać do domu taksówką. Musisz przyjechać i zająć się nią. Nie to żebym mógł narzekać, mając dwie kobiety..
-Lepiej nie kończ.
-Tak myślałem gołąbeczku – parsknął śmiechem.
-Zamknij się kretynie. Zaraz tam będę.
Pół godziny później wszedł do mieszkania Zory i zastał niesamowity widok. Dziewczyny leżały na podłodze śmiejąc się w głos a nad nimi stał zrezygnowany Nate. Gdy tylko go zobaczył wzruszył ramionami, jednak z jego ust nie schodził uśmiech.
-Próbowała założyć buty ale przewróciła się pociągając za sobą Zorę – wytłumaczył blondyn widząc jego pytający wzrok.
-No to właśnie cała Jessie. Gdy jest trzeźwa też tak robi. Dobra zabieram ją.
Bez trudu postawił dziewczynę na nogi. O ile można było to tak nazwać. Jessie ledwo co stała na nogach, ale to samo tyczyło się jej koleżanki.
-Co ty robisz? – starała się mówić wyraźnie, ale ku uciesze wszystkich sprawiało jej to niemałą trudność.
-Koniec imprezy.
-Ale ja nie chcę.
-Dzięki Nate, pozdrów Zorę jak wytrzeźwieje. Cześć. – pożegnał się ignorując protesty obu dziewczyn.
         Niecałe czterdzieści minut później wznosił ją do mieszkania. Pod jego adresem kierowała stek przekleństw, wyzwisk na jakie ją tylko było stać ale zdawał się być tym niezrażony. Zastanawiał się nawet czy cokolwiek będzie rano pamiętać.
-Puść mnie.
-Nigdy nie widziałem cię tak pijanej – uśmiechnął się usadawiając dziewczynę na sofie.
-Jak cię zobaczyłam trzy dni temu w takim stanie też tak pomyślałam. A poza tym przecież jaka matka taka córka. Tak się to mówi?
Jego twarz nagle stężała. Mimo że bełkotała on był w stanie wyłapać każde jej słowo.
-Przestań. Nigdy nie będziesz jak twoja matka.
-Skąd wiesz? Skąd to do cholery możesz wiedzieć? Jesteś jakimś jasnowidzem?
Wstała starając się utrzymać równowagę. Stojąc naprzeciw niego wpatrywała się w czarne jak noc oczy. Próbowała odczytać z nich cokolwiek. Ale w jej stanie to graniczyło z cudem. To tak jakby dać do przeczytania coś niewidomemu. Podszedł bliżej i delikatnie założył jej kosmyk za ucho.
-Wiesz skąd wiem? Bo jesteś najcudowniejszą osobą jaką znam, mimo że czasami dostaje po łbie to wiem że jesteś dobra i nikogo nie jesteś w stanie zranić. Więc nigdy nie będziesz taka jak ona. A przynajmniej ja na to nie pozwolę..
-Czy ty chcesz mnie poderwać?
-Rano nic nie będziesz pamiętać..
-.. skorzystasz?
-Uwierz moja droga że wolę skorzystać na trzeźwo – uśmiechnął się cynicznie.
-To dlaczego przywiozłeś mnie tutaj?
-Miałem zawieźć cię do domu? U mnie przynajmniej wytrzeźwiejesz nie martwiąc się o awanturę. Chodź położysz się.
Uniósł ją ostrożnie i wszedł do sypialni. Cały czas kurczowo trzymała się jego koszuli. Milczała. Czuł jej oddech na swojej szyi i po jego ciele rozeszła się masa ciarek. Nawet jej delikatny dotyk doprowadzał jego zmysły do szaleństwa, a co dopiero jej usta na jego skórze. Przecież czuł ich ciepło tak wyraźnie. Położył ją na łóżku. Chciał odejść jednak złapała go za materiał spodni.
-Zostań..
Usłyszał jej szept i spojrzał prosto w oczy. Mimo że była pijana wyglądała oszałamiająco. Jej szmaragdowe tęczówki nawet na chwilę nie spuszczały z niego wzroku, jej włosy delikatnie okalały jej twarz. Przesunęła się. A on już się nie zastanawiał, chociaż paraliżował go strach. Bał się tego co mogło się wydarzyć, bał się konsekwencji. Wtuliła się w niego. Czuł to ciepło, ten zapach. I wtedy uniosła głowę. Jego serce zwariowało, próbując wyrwać się z piersi jakby było uwięzione w jakiejś metalowej klatce. Byli zdecydowanie za blisko. Oddychał jej oddechem, zaciągał się słodkim zapachem wina i zapewne jej ust. Nigdy nie pragnął czegoś równie mocno jak w tym momencie, ale nie mógł. Do cholery nie mógł przecież jej tego zrobić. Dosłownie czuł jej usta na swoich ustach. Dzieliły ich raptem milimetry.
-Jessie powinnaś iść już spać – wychrypiał starając się panować nad własnymi uczuciami.
-Kręci mi się w głowie – wyszeptała po czym przymknęła oczy.
-Źle się czujesz?
Zamruczała przeciągle i ucichła. Nie minęło kilka sekund jak usłyszał ciche chrapnięcie. Wreszcie odetchnął z ulgą. Najgorsze było to że nie wiedział jak długo jeszcze wytrzyma, jak długo przyjdzie mu ukrywać przed nią swoje uczucia. Ostrożnie dotknął jej policzka by zaraz skierować palec na jej usta. Chwilę po nich błądził. Nie powinien. Cofnął gwałtownie dłoń zaciskając mocniej oczy.
Przestań! Warknął na siebie w myślach.
Nie mógł usnąć wciąż mając głowie jej spojrzenie, jej oddech tak blisko niego. Wątpił czy w ogóle uda mu się po czymś takim zasnąć. Nadal była w niego wtulona. Jej włosy łaskotały go po twarzy a on bez przerwy wpatrywał się w jej spokojną, najpiękniejszą twarz jaką kiedykolwiek widział. Chciał się zachłysnąć tym widokiem, zapamiętując każdy najdrobniejszy szczegół. Delikatnie pocałował ją w czoło i przytulając policzek do niego, przymknął oczy.

Obudziła się czując niewyobrażalny ból w czaszce. Jakby stado koni ją wczoraj stratowało nie dając szansy na ucieczkę. Gardło miała wysuszone na popiół. Próbowała przełknąć ślinę, ale tylko pogorszyła swoją sytuację. W gardło wbijały jej się teraz miliony malusieńkich igiełek. Chciała otworzyć oczy, ale było to za trudne w tym momencie. Zrezygnowała więc na razie z tego pomysłu i skupiła się na wydarzeniach z wczoraj. Piły z Zorą, tego była pewna, piły dużo. Pamiętała jeszcze jak przez mgłę, Nate’a? No ale pewności nie miała. I coś jeszcze.. głos Taylora. Tylko jak, kiedy? Czarna plama. Udało jej się wreszcie otworzyć oczy i od razu je zamknęła.
-Auć – jęknęła z bólu wywołanego ostrym światłem.
-Ładnie zaszalałaś wczoraj – usłyszała głos jakby nagle ktoś przyłożył jej megafon do ucha i wrzasnął z całej siły.
-Cii – zasłoniła dłonią uszy podnosząc się do pozycji siedzącej – i błagam zgaś światło.
Doszedł ją cichy śmiech i nagle zrobiło się jej lepiej. Bo usłyszała jego. Poczuła że kładzie się obok niej.
-Wody?
-Jesteś kochany.. dzięki. Narozrabiałam wczoraj?
-Nic nie pamiętasz?
-Nic.. nie dobierałeś się do mnie, prawda? – otworzyła szeroko oczy.
-Ja nie, ale ty mmm..
Założył dłonie za głowę i przymknął oczy. Na jego twarzy pojawił się uśmiech który doprowadzał ją do wariacji serca. Waliło jak oszalałe, a jej twarz z każdą sekundą robiła się coraz bardziej czerwona.
-.. jestem idiotą że nie skorzystałem, ledwo powstrzymywałem cię od rozebrania mnie.. a te twoje pocałunki..
-J-ja.. ale.. ja..
Uniósł głowę zaskoczony zażenowaniem i zawstydzeniem jakie malowało się na jej bordowej już twarzy.
-Czy ty się właśnie zawstydziłaś?
-Nie.. ja.. tylko..
-Jessie, żartuję przecież..
-Ty głupku! – jęknęła.
-To byłoby aż tak straszne dla ciebie? Dobieranie się do mnie? – zaśmiał się nerwowo.
Nadal trzymała się za głowę. Drugą ręką sięgnęła po butelkę.
-Przyjaciele ze sobą nie sypiają, bo wtedy przestają być przyjaciółmi. Możemy nie rozmawiać na takie tematy? Głowa mi pęka.
Wstał nie odpowiadając, co wydało jej się dziwne. I do tego te pytanie. Jasne że nie byłoby straszne, wręcz tego pragnęła. Pragnęła go jak nikogo na świecie. Pragnęła dotknąć tego ciała, poczuć to ciało na swoim.. Boże, musiała zapomnieć. Zapomnieć o tym że pragnie czegoś więcej niż przyjaźń, że pragnie czegoś czego Taylor nie może jej dać. Myśli które nagle zaczęły wypełzać z jej umysłu, przyczyniły się do niewyobrażalnego bólu.
-Zjesz coś?
I nagle cisza. W głowie miała ciszę. Słyszała tylko jego miękki głos. Otworzyła powoli oczy. Stał w drzwiach patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
-Nie.. muszę jechać do domu..
-Słucham?
-Muszę jechać do domu – powtórzyła – źle się czuję.
-I myślisz że cię puszczę?
-Wiesz że nie masz prawa..
-Tu nie chodzi o prawo – warknął – co cię czeka w domu co? Kolejna awantura, kolejne oskarżenia pod twoim adresem. Dlaczego do cholery jesteś tak uparta?
-Ale..
Zaczęła ale umilkła. Niewiele było momentów kiedy podnosił na nią głos. Wiedziała że miał rację, ostatnimi czasy aż za często. Chciała wstać ale w głowie miała helikopter. I te nudności. Nasilające się. Wstała nawet na niego nie patrząc.
-Nigdzie nie pójdziesz.
-Mam dość, nie będziesz traktować mnie jak jakąś rzecz. Pójdę, nie pójdę. Tylko ja mam prawo o sobie decydować..
-Ty po prostu nie dopuszczasz do siebie myśli że ktoś może się o ciebie martwić, że ktoś chce się zatroszczyć. Nie, ty po prostu masz wszystko w dupie.
-Przeginasz..
-Ja przeginam? Ja? To ty zarzuciłaś mi że traktuję cię jak rzecz. Nigdy nikogo tak nie traktowałem a tym bardziej ciebie.
-Nie chcę tego słuchać – wyminęła go.
-Bo nie jesteś w stanie zaprzeczyć temu co mówię.
-Masz rację – wrzasnęła – nie jestem w stanie..
Usłyszał odgłos zamykanych drzwi tak głośno, że aż podskoczył. Westchnął. Nie tak miał potoczyć się dzisiejszy poranek. Nie tak to sobie wyobrażał. Usiadł na łóżku i ukrył zmartwioną twarz w dłoniach. Ostatnio coraz częściej się spierali. Zbyt często.

         Jessie szła chodnikiem, nie zastanawiając się tak naprawdę gdzie idzie. Byleby tylko iść. Przed siebie. Kilkoro ludzi mijających ją spoglądało na nią jakby z politowaniem? Nie myślała o tym jak wygląda, miała o wiele ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmazany makijaż. Taylor miał rację. Nie dopuszczała do siebie myśli, że ktoś może się o nią martwić. Miał cholerną rację. Tylko, że ona go kochała, a w momentach gdy on się o nią troszczył chciała mieć go na własności. Tak nie mogło być więc musiała zasłaniać się swoim wrednym charakterem, przez co i Taylor nie pozostawał dłużny. Głowa bolała ją coraz bardziej. Musiała gdzieś się zatrzymać, byle nie w domu, nie dałaby rady gdyby matka zobaczyła ją w takim stanie. Awantura murowana. Wyciągnęła telefon i wykonała połączenie. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Już miała się rozłączyć kiedy w słuchawce usłyszała słaby głos.
-Cześć. Obudziłam cię?
-Cześć Jessie. Nie, tylko jestem jakby martwa? Tak, to najlepsze określenie na mój obecny stan.
-A jesteś sama?
-No, Nate już wyszedł.
-Mogę się u ciebie przespać?
-Wiesz gdzie mieszkam. Czekam.
Pół godziny później Zora otwierała drzwi i sądząc po wyglądzie czuła się dokładnie tak samo jak ona sama. Może nawet gorzej. Chociaż po przypomnieniu sobie kłótni stwierdziła że zawody o najgorszy nastrój wygrała ona sama. Weszła do mieszkania.
-Z tego co mi Nate mówił to Taylor zabrał cię do domu.
-Właśnie od niego wracam, przepraszam że ci się zwalam na głowę..
-.. nie gadaj głupot – weszła jej w słowo – chodź, ja muszę spać.
Położyły się i po chwili obie usnęły.
Gdy ponownie otworzyła oczy w pokoju panowała całkowita ciemność. Nawet nie wiedziała czy jest sama czy nie. Głowa mniej ją bolała i to w pewien sposób dało jej jakieś ukojenie. Pozostawiała jeszcze jedna kwestia. Taylor. Musiała go przeprosić zanim wyjedzie. Wyciągnęła z kieszeni telefon i spojrzała na wyświetlacz. Miała wiadomość i doskonale zdawała sobie sprawę od kogo.

„Przepraszam że się uniosłem. Nie chciałem żebyś poczuła się jak rzecz, tylko że jesteśmy przyjaciółmi i lubię być ci potrzebny. xx”

To ona powinna go przepraszać a nie on ją. Dochodziła północ i zastanawiała się czy śpi. W końcu napisała kilka słów i z powrotem opadła na poduszki. Nagle drzwi się otwarły i do środka po cichu weszła Zora.
-Nie śpię już.
-Oo.. miałam nadzieję że cię nie obudzę. Jak się czujesz?
-Podle i to nie przez alkohol.
Zora sięgnęła do włącznika i po chwili pomieszczenie wypełniło blade, dodające otuchy światło. Wpatrywała się w nią zaciekawiona czekając na jakieś wyjaśnienia.
-Co się stało?
-Powiedziałam kilka słów Taylorowi, których nie powinnam była mówić.
-Już druga taka akcja w tym tygodniu. Zobaczysz pogodzicie się..
-To nie chodzi o pogodzenie – pokręciła głową – ja uparcie chcę być samodzielna, decydować sama o sobie a nie słuchać gdy ktoś mi rozkazuje. Nawet w sytuacji gdy chodzi o moje dobro.
-Taylor się o ciebie martwi..
-Wiem – wstała – muszę jechać do domu.
Usłyszała dźwięk swojego telefonu i odebrała. W słuchawce odezwał się jego cichy głos w momencie gdy za Zorą zamknęły się drzwi.
-Cześć.
-Taylor.. ja.. przepraszam.
-Nie Jessie to ja cię przepraszam, nie powinienem decydować..
-Masz czas?
-Wiesz mam cztery laski w łóżku, ale myślę że mogą poczekać.
Zaśmiała się. Wrócił jej stary Taylor.
-Pokusa przeszkodzenia ci jest naprawdę ogromna.
-Gdzie jesteś?
-Przyjechałabym za niedługo.
-Gdzie jesteś? – powtórzył.
-U Zory. Naprawdę sobie poradzę.
-Wiem, ale muszę jakoś wyrwać się od tych wszystkich dziewczyn. Za chwilę będę.
-Dzięki.
Rozłączyła się i ze świstem wypuściła powietrze. Czekała ją niezła przeprawa. Chwyciła torbę i wyszła.

         Siedzieli w parku wpatrując się w oświetloną latarniami ulicę. Noc była wyjątkowo chłodna. Co jakiś czas przejechał samochód lub ktoś spieszył się do ciepłego domu. Ona sama zaczynała marznąć, ale starała się tego nie okazywać, co nie bardzo jej wychodziło. Złączyła dłonie i chuchnęła w nie. Poczuła nagle coś na ramionach i odwróciła głowę. Taylor siedział w samej koszulce spoglądając na nią zatroskanym wzrokiem.
-Przecież zmarzniesz.
-Jestem twardzielem.
-Dzięki – uśmiechnęła się i wcisnęła głębiej w ciepły materiał jego bluzy.
-Jessie..
-.. przepraszam – przerwała mu wpatrując się w czubki swoich butów – przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam..
-Ja po prostu martwię się o ciebie.
-Wiem – uśmiechnęła się patrząc mu w oczy – i jesteś mi potrzebny, zawsze będziesz..
-Masz ochotę na gorącą czekoladę?
-Przecież wszystko zamknięte.
-Jest jeszcze moje mieszkanie.
-No nie wiem – zaśmiała się – może być tłok. Będzie nas sześcioro.
-Wygonię resztę, zostaniemy sami.. odtworzymy wczorajszy wieczór.. auć..
Szturchnęła go w bok, co wywołało szeroki uśmiech na jego twarzy.
-Jesteś zboczony! Znajdź sobie wreszcie kogoś, bo zwariuję prze ciebie.
-Marudzisz Hawks.
Godzinę później siedzieli w ciepłym mieszkaniu z kubkiem gorącej czekolady w dłoni. Wszędzie unosił się jej słodki zapach.
-Pojedziesz ze mną?
-Już na ten temat rozmawialiśmy Taylor. Nie mogę.
Westchnął, a ona starała się unikać jego spojrzenia by tylko nie wyczytał z jej oczu prawdy. Poza tym była jeszcze kwestia jego samego. Musiała ochłonąć. Od prawie dwóch lat spędzali ze sobą każdą chwilę i coraz częściej o nim myślała, coraz częściej pragnęła zrobić to na co miała ochotę już jakiś czas. Głupie serce bijące w zawrotnym tempie gdy tylko pojawiał się on. Upiła łyk czekolady i oparła głowę o oparcie.
-Niczym cię nie przekonam?
Posłała wzrok w jego kierunku i pokręciła głową.
-Ehh.. uparta bestia z ciebie.  
-Nic nowego. O której wstajesz?
-A zostaniesz? Jest już późno.. poza tym nie będziemy się widzieć całe dziesięć dni – zrobił minę męczennika.
-Rany – westchnęła – kiedyś nie byłam taka miękka, no zostanę.
-To gdzie śpimy?
Spojrzała na niego zdziwiona.
-Higgins zboczeńcu wybij to sobie z głowy.
-Co? – na jego twarzy zagościł ten cyniczny uśmiech, którego tak uwielbiała. Dodawał mu tajemniczości i w pewnym sensie demonizmu – gdybym chciał cię mieć skorzystałbym już wczoraj. I uwierz mi, nie miałbym z tym najmniejszych trudności.
-Jesteś świnią – uśmiechnęła się odkładając kubek – jakież ja miałam szczęście że trafiłam na ciebie, moja cnota była bezpieczna.
-Następnym razem się nie powstrzymam.
-Doprowadzasz mnie do szału!
-Kiedyś będziesz mogła opowiadać historię moim dzieciom o tym jak to ich tatuś cię wkurzał – zaśmiał się.
-W takim tempie to nie doczekam tej chwili, jesteś okropnie wybredny. Poszukaj sobie wreszcie kogoś.
-Ja doskonale wiem czego chcę – wziął głęboki oddech – a szukanie to nie robota dla mnie.
Wstał. Najwidoczniej dla niego temat był zamknięty.
Pół godziny później wychodziła spod prysznica. Zatrzymała się w progu drzwi do jego pokoju i oparła głowę o framugę. Taylor nadal robił pompki. Jak zresztą co wieczór. Widziała każdy jego naprężony mięsień. Miała ochotę pomarzyć o tym jakby to było gdyby znalazła się teraz pod nim, gdyby mogła jeździć dłońmi wzdłuż jego idealnie wyrzeźbionych pleców.
-Chcesz dołączyć?
-C-co? – ocknęła się i napotkała jego rozbawiony wzrok.
Zastanawiała się czy czasem nie fantazjowała na głos. Czuła że płonie. Wtedy chłopak podniósł się i powoli podszedł do niej. Gdy ją wymijał pochylił się nad nią.
-Pasują ci te rumieńce Hawks.
Zanim zdążyła zareagować Taylor już zamykał za sobą drzwi łazienki a po chwili usłyszała szum lejącej się wody. Wpatrywała się w drzwi z szeroko otwartymi ustami. Potrząsnęła głową i skierowała się do drugiego pokoju. Po jakimś czasie pojawił się tam również Taylor. Ubrany w spodenki i koszulkę z jakimś napisem. Uśmiechnął się zadziornie.
-Znajdzie się tu miejsce dla mnie?
-Jasne – przesunęła się odkrywając pościel – tylko szybko bo zimno.
-Zaraz cię rozgrzeję.
-Ani mi się waż i dla twojej wiadomości nie rumienię się.
-To skąd wzięła się czerwień na twoich policzkach? – położył się obok przyglądając się jej.
-Brałam gorącą kąpiel, stąd się wzięły.
-Skoro tak twierdzisz.
-Śpij już, zostało nam niewiele snu.
Zgasiła światło. Otoczyły ich całkowite ciemności. Nie chciała by przyglądał się jej, bo nie dałaby już rady ukryć przed nim rumieńców. 
-Ponad tydzień bez ciebie. Jak ja to zniosę – prychnął pod nosem.
-Nie będziesz miał czasu żeby pomyśleć, zwłaszcza że trochę roboty ci się tam szykuje.
-Wiesz że zawsze o tobie myślę.
Położył się na boku i mimo że było ciemno on idealnie widział zarys jej sylwetki. Była odwrócona w jego kierunku. Miał ochotę zasnąć z nią tak jak wczoraj. Miał ochotę porwać ją w ramiona i nigdy już nie wypuszczać. Miał ochotę robić z nią takie rzeczy o jakich mu się nawet nie śniło.
Dość! O czym on do licha myślał! Za wszelką cenę musiał przestać. Po prostu musiał. Znowu to samo. Wiecznie towarzyszyło mu to słowo. Musiał to, musiał tamto a przede wszystkim musiał przestać myśleć o Jessie jak o kobiecie u jego boku.
-Pusto tu będzie – wyszeptała.
-To może jednak pojedziesz?
-Może następnym razem..
-Jest ci zimno?
-Nie – zdziwiła się – a czemu pytasz?
-Bo chciałbym się przytulić.
Wstrzymała na chwilę oddech. Sposób w jaki wypowiedział to zdanie rozczulił ją. Uśmiechnęła się do siebie. Przysunęła się do niego i po chwili jej głowa spoczywała na jego ramieniu. Przytulił ją do siebie ostrożnie. Czuł jej zapach, jej oddech.
-Tylko nie wyobrażaj sobie za dużo – zaśmiała się cicho.
-Jessie jesteśmy przyjaciółmi, nie martw się nic więcej między nami nie będzie – skrzywił się na dźwięk własnych słów.
-Nie martwię się.
Mimo że wiedziała iż to tylko przyjacielski gest, cieszyła się. Była blisko niego. Serce waliło jej jak oszalałe. Przy nim nigdy nie odpoczywało. Przymknęła oczy.
Po kilku minutach usłyszał jej miarowy oddech. Zasnęła. A on czuł się w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie. Bo miał ją.


***


Siedział na tarasie patrząc tępo przed siebie. Minęło pięć dni odkąd ostatni raz widział Jessie i brakowało mu jej strasznie. Pięć długich dni. Zastanawiał się przez chwilę czy nie powinien skonsultować się z psychiatrą, bo jego umysł był przepełniony obrazami dziewczyny. To było wręcz chore. Przemknęło mu przez myśl nawet, jak zachowa się gdy Jessie pozna kogoś w kim się zakocha z wzajemnością i uświadomił sobie, że dopiero wtedy tak naprawdę przyda mu się psychiatra. Prychnął pod nosem.
-Nawet nie chcę wiedzieć o czym myślisz..
Usłyszał obok i gwałtownie odwrócił głowę. Najwidoczniej był tak tym wszystkim pochłonięty, że nie zauważył przysiadającego przy nim brata, a może już jakiś czas tam siedział? Tego nie wiedział.
-I dobrze.
-Dlaczego nie walczysz? Odkąd pamiętam byłeś wszędzie pierwszy, niczego się nie bałeś..
-Człowiek się zmienia..
-Pieprzysz, mama się martwi widząc cię w takim stanie, jakbyś co najmniej ją stracił.
-Przestań – przyjrzał mu się uważnie – ..błagam powiedz mi że ona o niczym nie wie.
-Nie powiedziałem, ale nasza mama nie jest głupia. Od dłuższego czasu widzi co się dzieje.
-Gdybym powiedział jej wprost co czuje, nie dałaby mi spokoju i na siłę próbowała nas zeswatać. Nie chcę tego, po prostu nie chcę. Mam cholerny mętlik w głowie.
Wplótł palce w swoje włosy zaciskając mocniej powieki. Gdyby tylko wszystko było takie proste.
-Może wyskoczymy do baru?
Przez dłuższą chwilę rozważał propozycję brata, po czym powoli wstał i skierował się w stronę drzwi.
-Tony jadę namówić Jessie na ślub.
-Może jednak najpierw pochodzicie?
Śmiech Tony’ego rozniósł się po okolicy tak głośno, że Taylor mimo swoich wątpliwości zaśmiał się. Poczucie humoru brata było dla niego czasami ciężkim do zrozumienia, ale najważniejszym było że potrafił rozładować najbardziej napiętą sytuację jaka tylko istniała.
-Przynajmniej rodzice nie będą truć żebyś ją przywiózł.
-Właśnie tym argumentem mam zamiar ją przekonać.
-Stary to życzę powodzenia, ja idę się napić.
Machnął na odchodne i Taylor wszedł do domu. po kuchni krzątała się Lorraine, nucąc pod nosem jakąś melodię. Oparł się o framugę i zapatrzył się na własną matkę. Ciepłą, kochającą. Dlaczego wszystkie matki nie mogły wzorować się właśnie na niej. Do ideałów nie należała, ale przecież ideałów nie było, jednak miała wielkie serce. Potrafiła wysłuchać, doradzić i skarcić wtedy kiedy było to konieczne. Pokochała Jessie od pierwszego spotkania, od pierwszego dnia roztoczyła nad nią tą niewidzialną otoczkę uczucia.
-Długo będziesz tak stał?
Głos matki wyrwał go z zamyślenia, powodując że w pierwszej sekundzie nie wiedział o czym mówiła. Dopiero po chwili dotarł do niego sens słów kobiety.
-Nic nie poradzę na to, że uwielbiam patrzeć jak pracujesz.
-Tak, tak, a walczyłyśmy o równouprawnienie. – wymamrotała pod nosem, po czym uśmiechnęła się szeroko – Coś się stało?
-Nie, tylko chciałem ci powiedzieć, że jadę na chwilę do Waco.
Jej uśmiech poszerzył się i doskonale wiedział, a przynajmniej domyślał się co siedziało teraz w głowie matki. Nie dane było mu się dłużej nad tym zastanawiać, bo kobieta praktycznie wypchała go z domu, życząc miłej podróży. Odwrócił się jeszcze raz, ale zobaczył tylko zamknięte drzwi, a zaraz po tym usłyszał głos Lory wołającej męża. No to teraz się zacznie. Z niemałym uśmiechem wsiadł do samochodu.


***

  
-Jesteś zerem!!!
Głos dotarł do niej gdy z impetem zatrzaskiwała za sobą drzwi. Wiedziała, że gdy wróci oberwie jej się za nie szanowanie tego co, jak twierdziła matka, nie należało do niej. Dom jej ojca nie należał do niej. Jakby była kimś obcym. Rozpłakała się.
Jesteś zerem..
Jesteś zerem..
Jesteś zerem..
To zdanie powtarzała sobie w głowie jak mantrę. Jakby chciała sama siebie przekonać, że to co słyszała było prawdą. Nie wiedziała nawet jak dotarła do parku. Łzy ściekały z jej twarzy rozmazując wszystko dookoła, nie chciała już płakać, ale samotność która ją dopadła wygrała. Siedziała na ławce usilnie próbując dostrzec drżące dłonie, leżące na jej kolanach. Obraz jaki sobą reprezentowała musiał być tragiczny. Promienie zachodzącego słońca okalały krajobraz czerwonymi płomieniami, chciała docenić urok otoczenia ale widziała tylko szarość jej rzeczywistości. Przetarła dłonią mokry policzek i pociągnęła nosem. Spojrzała na leżącą u jej stóp torbę. Wydarzenia sprzed kilkunastu minut znowu ją dogoniły, ściskając mocno jej serce. Na tyle mocno, że spazmatycznie zaczęła łapać powietrze. Umysł zalała fala pytań. Co ma zrobić? Gdzie iść? Do kogo iść? Nie mogła pokazać się u Zory w takim stanie, przecież nic nie wiedziała o tym co wyprawia z nią matka, a ona nie chciała jej o tym opowiadać. Taylora nie było.
Klucze.
Dłonie same skierowały się do kieszeni jej torby, zaraz potem poczuła pod opuszkami palców zimny metal.
Klucze Taylora.


***


Weszła do pustego mieszkania. Do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach, zapach drewna. I mimo tego, że w mieszkaniu nie było aż tylu drewnianych mebli to jakimś cudem zawsze tu tak pachniało. Świeżo ściętym drzewem. Rzuciła torbę na podłogę i rozejrzała się. Musiała zatrzymać się tu do jutra, nie mogła wrócić teraz do domu. Chciała przeczekać do rana, aż matka wytrzeźwieje. Wtedy wróci. Tylko jak długo będzie jeszcze to znosić? Dlaczego nie potrafiła się postawić? Podnieść wysoko głowę i przestać wreszcie chować ją w piasek. Westchnęła głośno. Do rana. Potem przetrwa kolejny dzień, i będą następne. Zostało niewiele ponad miesiąc i wszystko to co się działo przestanie mieć znaczenie. Miesiąc. Po chwili ostrożnie otworzyła drzwi do pokoju chłopaka, tak jakby bała się że ktoś tam jest. Jakby nagle okazało się że nigdzie nie pojechał. Ale nikogo nie było. Łóżko zaścielone, jego bluza na krześle i nic poza tym. Pusty pokój. Podeszła do krzesła i uniosła bluzę, przesiąkniętą jego perfumami. I znowu towarzyszyło temu dziwne uczucie. Nie zastanawiając się nawet co robi założyła ją. Usiadła na łóżku i przejechała dłonią po pościeli. Tu wszystko było nim, a ona cholernie za nim tęskniła. Uzależnił ją od siebie, tak jak uzależnia najlepszej jakości heroina. Myśli same kierowały się w stronę Taylora. Przytuliła się do poduszki i nie wiedząc kiedy, usnęła.

         Odszukał dłonią włącznik światła i po chwili w salonie zrobiło się jaśniej, rzucił kluczyki na szafkę, wtedy też zauważył torbę na podłodze. Od razu rozpoznał kogo była. Jego serce oszalało. Otworzył drzwi od pokoju w którym zawsze spała ale nikogo tam nie zastał, przeszedł w głąb korytarza. Starał się narobić jak najmniej hałasu. Drzwi od jego pokoju były lekko uchylone, pchnął je. Snop delikatnego światła sączącego się z przedpokoju oświetlił śpiącą w jego bluzie dziewczynę. Oparł się o futrynę i wpatrywał w nią. Nie mógł w żaden sposób przerwać. Takiego widoku spragniony był codziennie. Czy było coś więcej czego w tym momencie pragnął? Mógł śmiało przyznać że nie. To widoku Jessie pragnął gdy zasypiał, gdy się budził czy wracał do domu. Serce waliło mu tak głośno i mocno, że bał się iż ten dźwięk ją obudzi. Po chwili zgasił światło i położył się obok niej. Przez moment wahał się jednak pragnienie zwyciężyło. Objął ją ramieniem.
Gwałtownie zerwała się z łóżka i spadła na podłogę. Zaświecił światło.
Wpatrywała się w niego wielkimi z przerażenia oczami.
-Boże kochany, co ty tu robisz – pocierała obolały pośladek.
-Hmm.. mieszkam?
-Miałeś wrócić za kilka dni.
-Stęskniłem się, ale widzę że i ty za mną tęskniłaś.
-No pewnie, bo nikt mi nie dogryzał. Witaj w domu – zaśmiała się i usiadła na łóżku.
-Co za przywitanie. Jesteś cała?
-Dobierałeś się do mnie?
-Hawks pochlebiasz sobie. Powiedz mi co tu robisz?
-Powinnam.. wracać już.. do domu.
Chciała wstać jednak przytrzymał ją za nadgarstek.
-Wiesz że nie o to mi chodzi, chcę wiedzieć co się stało.
-A jak myślisz? Potrzebowałam oddechu.
Zrezygnowana z powrotem usiadła.
-Zostań tu do czasu wyprowadzki.
Nie odpowiadała a on znowu nie naciskał. Tą decyzję musiała podjąć sama, chociaż miał ochotę zmusić ją siłą by tu została. Zamknąć ją i nie wypuszczać. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Egoistyczne myśli dopadały go ostatnimi czasy nazbyt często.
-Napijesz się piwa?
-A mogę zostać do rana?
-Zadajesz bardzo głupie pytania. Przecież muszę się dzisiaj do kogoś poprzytulać, cały tydzień był Tony, teraz twoja kolej.
-Chyba sobie żartujesz że będziesz się dostawiać.
-Nie sądziłem że będziesz się mnie bać, no trudno – uśmiechnął się zadziornie.
-Bać? Ja? – prychnęła – Idź po piwo, śpię z tobą.
Odpowiedziała tak hardo że zaśmiał się głośno i wyszedł z pokoju, po chwili wrócił z dwoma butelkami piwa wciąż się śmiejąc.
-Przestań już głupku. A teraz powiedz mi co tu robisz, przecież za dwa dni jest wesele Lindy.
-Przyjechałem po ciebie.
-Słucham?
-Proszę bądź tam ze mną. Brakuje mi twoich kąśliwych uwag na mój temat. I mam już dość Tony’ego i rodziców którzy zadręczają mnie tym, że cię nie przywiozłem.
Przez chwilę myślała. Chciała być z dala od domu, od matki, a Taylor dał jej doskonałą okazję.
-Pojadę pod warunkiem że gdy wstaniemy wybierzesz się ze mną na zakupy. Muszę kupić jakąś sukienkę.
-Rany nie sądziłem że pójdzie mi tak łatwo, zaskakujesz mnie coraz bardziej.
-Mam zmienić zdanie?
-Wstaniemy i pojedziemy coś wybrać – zignorował jej pytanie – idziemy spać?
Skinęła głową i odłożyła pustą butelkę. Poszedł w jej ślady. Leżeli w całkowitej ciemności nie za bardzo wiedząc jak się zachować. Odwrócił głowę w jej stronę.
-Dlaczego masz na sobie moją bluzę?
Poczuła wypieki na policzkach i cieszyła się że jej nie widzi.
-Wiesz że gdy mam kiepski dzień lubię się poprzytulać.
-Jestem do twojej dyspozycji.
-Mam już bluzę.
-O nie, nie, nie. Chodź.
Przyciągnął ją do siebie. Nie oponowała. Potrzebowała tego bardziej niż przypuszczała. Poczuła ciepło jego ciała, a może tak paliło ją własne ciało, tego nie wiedziała, ale też i nie miała zamiaru dłużej się nad tym zastanawiać. Gdy jego policzek znalazł się tuż przy czubku jej głowy na chwilę wstrzymała oddech. Miała dziwne odczucie że każdy kolejny dzień przybliżał ją do tego nieuniknionego. Do tego co nie może się wydarzyć. Bała się cokolwiek powiedzieć, odetchnąć.
To samo tyczyło się Taylora. Uwielbiał, wręcz kochał mieć ją w swoich ramionach, ale do czego to wszystko zmierzało? Może w końcu powinien się odważyć? Nie, nie! To niemożliwe. Pokręcił głową i przymknął oczy.
-Cieszę się że cię tu zastałem – wyszeptał.
Tylko to pamiętał zanim usnął. Te słowa wypowiedziane gdy ona już spała.


7 komentarzy:

  1. Kurcze, chociaż oni są co raz bliżej siebie to ja Cię uduszę kiedyś za to jak nasz podpuszczasz. Już kilka razy myślałam, że się w końcu pocałują a tu nic, cholerka no! Ale jednak lubie tak się tak droczą, to ich urok ;) Dziś krótko bo i tak trzy razy odpalałam komputer (łącznie zajęło mi to ok 45min) by dokończyć ten rozdział i w końcu go skomentować :D Jak zwykle świetnie ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spelnie Twe zyczenie w czwartek kochana :***
      I mam nadzieje ze wreszcie uda Ci sie ogarnac kompa i nie bedziesz miec juz z nim takich problemow ;)):*

      Usuń
  2. Dobra... Takie pierwsze i zasadnicze pytanie...
    KIEDY SKOŃCZĄ SIĘ TE CHOLERNE PODCHODY?! *Foch z przytupem i melodyjką*
    Bickslow : Bo wiesz, ona strasznie się teraz wkurza, że każde z nich jest w sobie zakochane, ale nie umieją się do tego przyznać i cały czas "Nie, nie!"
    No właśnie! Jak można być tak okrutnym! Jesteś gorsza ode mnie ;C
    Bickslow : *Wyciąga listę i czyta* Yhym. Prawie zabicie, oślepienie, wnętrzności, przekleństwa, krew... Tak, ona na pewno jest gorsza od ciebie.
    Cicho >.< Dobra, nikt nie odbierze mi tytułu najgorszej >.< Mwah :3
    Ale błagam cię kobieto, rozdział był super, ale weź ich już spiknij ze sobą, bo nie wytrzymam...
    Buziaaa ~~ <3
    ~Smexy Reneé

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany.. noo.. dołączałam się do zażaleń poprzedniczek! ;P
    Ale rozdział fajny.. długi ^^ aż się nie chce go kończyć ^^
    Oni są tacy kochani.. no i zakochani. Kurde! xD
    Dawaj już to buzi buzi ;D

    Pisz szybko Mordko ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Z coraz to nowym rozdziałem zadziwiasz mnie :) Jesteś coraz lepsza ( o ile to możliwe ) Kurcze ;]
    Rozdział wspaniały ^^ przez tą ich "miłość" coraz bardziej się kłócą. A oni mają się kochać KOCHAĆ! <3
    Cieszę się, że Jessy pojedzie na ślub. :) Będzie impreska ;3
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie :) ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. dziewczyny wytrzymacie do czwartku .. a potem zostanę powieszona (już szykuję sobie szubienicę :D:D)
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejkuś jejkuś ;3 Niech oni się już zejdą xDD Coś czuje, że na tym ślubie między nimi się stanie :D OBY COŚ ZASZŁOO :D Przepraszam, że tak późno komentuje, ale za to widzę, że zaraz dowiem się co się stanie, bo jest kolejny rozdział :D:D Buziaczki :**

    OdpowiedzUsuń