czwartek, 21 lutego 2013

rozdział *22



 





***


Słyszała płacz matki chociaż od jej własnego łkania rozbolała ją głowa. Głos pastora docierał do niej z dość sporym opóźnieniem.
-.. będziemy zawsze mieć go w sercu..
Przetarła dłonią łzy i potrząsnęła burzą ciemnych loków.
-.. zostawił dwie najważniejsze dla niego osoby..
Chciała poczuć dotyk matki, ale była poza zasięgiem jej ręki, więc się rozejrzała. Dostrzegła ją metr dalej, podtrzymywał ją jakiś kolega ojca. Bladą, zapłakaną, z białą chusteczką przy twarzy. A ona stała sama..
-.. wszystkim nam pomagał..
Sama, otoczona ludźmi, których tak do końca dobrze nie znała.
Prostokątne drewniane pudło powoli zjeżdżało w dół, zabierając najważniejszą dla niej osobę, pochłaniając go w nicość. W miejsce, gdzie nie ma kompletnie nic.

Coraz niżej.

Kolejne łzy spadły na jej dłonie, uporczywie trzymające żółtą różę, nie zważając na to że kolce wbijały się w jej delikatną skórę, raniąc ją do krwi.

Coraz niżej.

Nie mogła się ruszyć, nie potrafiła. Nogi nie chciały słuchać rozumu, ani serca. Zacisnęła piąstkę jeszcze mocniej, kilka kropel karmazynowej cieczy spadło na trawę, starała się unieść nogę.

Coraz niżej.

Udało się. Noga zrobiła to co Jessie chciała, wykonała krok, potem drugi. Trumna wciąż była opuszczana, jednak tak wolno, jakby nikt nie chciał go pochować. Stanęła wreszcie nad dołem. Kilka grudek, czarnej jak smoła ziemi spadło na jasne drewno z głuchym dźwiękiem, wpatrywała się przez chwilę po czym przetarła oczy i rzuciła różę. Bała się że kwiat spadnie, jednak tak się nie stało.
- Tatusiu..
Rozpłakała się na dobre, mimo że ojciec powtarzał jej że ma być twarda i uśmiechnięta. Poczuła dłonie na ramionach, odwróciła się mając nadzieję, że wtuli się w matkę, by złagodzić trochę ból, jednak za nią stała pani Newton, nauczycielka matematyki.
-Jessie, chodź kochanie..

Drgnęła na czyjś dotyk wracając do teraźniejszości, czuła tak dobrze znane jej ramiona, które trzymały ją w mocnym uścisku, czuła zapach, bicie serca i oddech. Taylor. Wtuliła się w niego dając upust emocjom, nie zważając na to, że zmoczy mu koszulę. Nie sądziła, że wspomnienia odżyją, że dzisiaj będą boleć tak jak jedenaście lat temu. Pamiętała każde wypowiedziane słowo tamtego dnia, każdy przyjazny gest, którym ktoś ją obdarzył. Obcy ludzie, bo matka już wtedy miała ją gdzieś. Słowa wypowiedziane dzisiejszego poranka przez matkę doprowadziły do kolejnej fali łez, wypływały z niej, jakby już nigdy nie miała przestać płakać.
-..zabierz mnie stąd..
Taylor usłyszał jej szept i podniósł się powoli nie wypuszczając jej z ramion, podprowadził ją do samochodu i otworzył przed nią drzwi. Wślizgnęła się do środka i skuliła się na siedzeniu. Chwilę później siedział obok, nie potrafiąc         znaleźć odpowiednich słów, pogładził ją więc delikatnie po mokrym policzku. Oczy miała przymknięte, co nie zatrzymało kolejnego potoku łez.
-Chcesz pojechać do mnie?
Skinęła głową, nawet nie otwierając oczu, bała się że jak je otworzy to naprawdę nigdy nie skończy. Ból głowy rozsadzał jej czaszkę, powodując mdłości. Gdyby nie była tak tym wykończona, pewnie zaśmiałaby się w głos. Łzy, głowa, mdłości. Pełnia szczęścia.
Taylor zatrzymał się pod budynkiem i spojrzał na przyjaciółkę. Wyglądała tak jakby spała, po łzach zostały tylko mokre ścieżki, nadal miała zarumienione policzki a kosmyki poprzyklejały się jej do wilgotnej twarzy. I mimo, że wyglądała jak półtora nieszczęścia po prostu ją kochał. Nie bał się przyznać tego przed sobą, bał się powiedzieć to na głos. Gdy tak się w nią wpatrywał, zobaczył w końcu te zielone tęczówki i jedyne co mu przyszło na myśl widząc teraz ich kolor, to świeża trawa po deszczu.
-Skąd wiedziałeś gdzie jestem..
Mówiła tak cicho, że musiał dobrze się wsłuchać by rozróżnić poszczególne słowa, by cokolwiek zrozumieć.
-Wiem, że dzisiaj jest rocznica.. nie odbierałaś telefonów. Chodź.
         Chwilę później znaleźli się w mieszkaniu i dziewczyna od razu wcisnęła się w sofę opierając głowę na wielkich poduszkach. Usiadł obok stawiając na stoliku dwa kubki i przykrywając ją kocem. Spojrzała na niego.
-Taylor.. ja..
-Jeżeli masz zamiar mnie za coś przepraszać, to wybij sobie to z głowy..
Jej źrenice powiększyły się i tym samym utwierdziły go w przekonaniu, że miał rację. Chciała go przepraszać za swoje zachowanie, z chęcią teraz pacnąłby ją w głowę.
-Wkurzasz mnie.
-Nic nowego, jadłaś coś? Jesteś głodna?
-Nie, dzięki. Potrzebuję tylko na chwilę się położyć, strasznie rozbolała mnie głowa.
Pomasowała delikatnie opuszkami palców skronie, starając się przy tym uśmiechnąć, ale jakoś nie szło to w parze z bólem i ogólnym nastrojem, więc zrezygnowała z uśmiechu. Obserwowała jak chłopak wstaje i podchodzi do jednej z szafek.
-Chcesz się położyć w pokoju?
-Tutaj mi pasuje, no chyba że masz jakieś plany i..
-Skończ marudzić – posłał jej pełen ciepła uśmiech i podał jej dwie tabletki.
-Dziękuję ci..
Przez chwilę się wahała ale chyba potrzebowała wyrzucić to z siebie.
-..ja pokłóciłam się z matką – westchnęła czując zbierające się pod powiekami łzy – dlatego tak się..
-Jessie wiem, a przynajmniej tak myślałem..
-Czytasz mi w myślach czy co? To nie jest pierwszy raz kiedy tak mnie zaskakujesz..
-Przyjmijmy że jestem dobrym obserwatorem – pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło – prześpij się, ja coś pooglądam.. pogadamy na spokojnie jak wstaniesz, dobrze?
Nieznacznie skinęła głową i przykryła się kocem po samą szyję. Po chwili usłyszała ciche rozmowy i dźwięki płynąc z telewizora, poczuła dłoń Taylora na łydce i mimo, że oddzielał ich koc ona wyraźnie czuła jego ciepło, była bezpieczna. Przyjaciel dawał jej to potrzebne w tym momencie poczucie bezpieczeństwa. Z tą myślą zasnęła.


***

         Jessie obudziła się i przetarła oczy, w pierwszej chwili zastanowiła się gdzie jest, ale wtedy, w świetle sączącym się z korytarza, dostrzegła czarne włosy. Uniosła lekko głowę i rozejrzała się. Zegar wskazywał kilka minut po drugiej, co wywołało u niej grymas zdenerwowania. Powinna być w domu, a tymczasem ona zwaliła się ze swoimi problemami, na głowę Taylora. Zresztą jak zwykle. Spojrzała na niego, spał na plecach z głową zwróconą w jej stronę, marszcząc przy tym czoło, jakby śniło mu się coś nie po jego myśli. Uśmiechnęła się pod nosem na ten obrazek, po chwili przetarła oczy i powoli wstała, starając się narobić przy tym jak najmniej hałasu. Przeszła na palcach przez cały pokój i powoli chwyciła za klamkę.
-Wymykasz się jak po nieudanym sexie.
Zatrzymała się z dłonią tuż przy gałce i odwróciła się. Chłopak leżał z założonymi pod głową rękoma, wpatrując się w nią wyczekująco. Najprawdopodobniej chciał wyjaśnienia tego skradania się.
-Czy tobie tylko jedno chodzi po głowie?
-Przecież zawsze powtarzasz mi, że jestem tylko facetem, który niekoniecznie myśli głową. Gdzie uciekasz?
-Jest już późno, bardzo późno.
-Zostań chociaż do rana.. pogadajmy..
-Taylor ja.. – głos jej się załamał i spuściła głowę – nie ma o czym..
Westchnął. Wiedział że tak będzie, wstał z łóżka i przyciągnął ją do siebie.
-Coraz częściej to robisz..
-Gdy wymaga tego sytuacja, jestem do dyspozycji.
-Taylor zwaliłam ci się na głowę..
Odsunął się od niej, gwałtownie przerywając.
-Zaraz, zaraz, poczekaj. Powinienem dać ci w łeb, tak jak ja dostaję za gadanie głupot, bo teraz właśnie to robisz. Nigdy – ujął jej twarz w jego ciepłe dłonie i spojrzał prosto w oczy – zapamiętaj to sobie, przenigdy nie będziesz dla mnie ciężarem. Dla mnie przyjaźń jest czymś więcej niż wypadem do kina i zjedzeniem pizzy, każdego dnia staram się to udowadniać ale widzę, że jeszcze za mało..
-To.. nie o to chodzi.. ja..
-W takim razie chodź napijemy się wina i opowiesz mi co się stało.
Pociągnął ją w stronę sofy nie przyjmując żadnych sprzeciwów. Krzątał się chwilę po kuchni poczym wrócił do salonu niosąc wino, dwa kieliszki i drewnianą okrągłą deskę na której było kilka rodzajów sera. Przysiadł obok niej i spojrzał w jej stronę, uśmiechała się promiennie co go zaskoczyło. Uniósł wysoko brwi, oczekując odpowiedzi.
-Mówiłam ci, że jesteś ideałem?
-Zdecydowanie za mało.
-Chyba muszę się poprawić. Mam nadzieję, że w końcu zakochasz się w odpowiedniej dziewczynie, tak żeby..
-Jessie mieliśmy rozmawiać o czymś innym.
Uciął ze zniecierpliwieniem, wiedząc że chciała odłożyć tą rozmowę w czasie. Za to on nie miał zamiaru wysłuchiwać o dziewczynach, które byłyby szczęśliwe będąc z nim. Chciał Jessie, tylko jej, nikogo innego. Nikogo. Był pewny swoich uczuć jak tego, że po dniu przychodzi noc. Poruszył się niespokojnie na siedzeniu gdy usłyszał jej głos.
-Matka źle wypowiadała się o tacie – mówiła spokojnie, panując nad łzami – nie potrafię tego zrozumieć, pamiętam, że byli szczęśliwi. Pamiętam przecież ich zachowanie względem siebie, a teraz wygląda to tak jakby to wszystko mi się przywidziało.. jakby nigdy nie istniało..
Przerwała na chwilę by upić wina, nie patrzyła na Taylora. Unikała kontaktu, ale potrzebowała powiedzieć więcej, z każdym słowem czuła się lżejsza, wolniejsza, spokojniejsza. Chłopak słuchał, nie przerywając jej. Za to była mu wdzięczna. Po prostu dał jej możliwość wyrzucenia wszystkiego co gromadziło się w niej, a teraz znalazło ujście.

***


         Wyszła z zajęć na tyle pochłonięta gmeraniem w swojej torbie i szukaniem drobnych, że nie zauważyła Taylora siedzącego na parapecie w towarzystwie kilku kolegów. Obserwował ją z uśmiechem. Uwielbiał ten jej wyraz twarzy, zafrasowany z domieszką złości. Nic dziwnego, że nie miała taką minę, nikt nie znalazłby nic w kobiecej torebce. Po chwili przystanęła przy maszynie z napojami i triumfalnie uśmiechnęła się wrzucając kilka monet do przegrody, w międzyczasie wyciągając z torby jakąś książkę. W końcu przysiadła na podłodze podkładając sobie sweter pod tyłek, by chociaż w taki sposób zmniejszyć niedogodności związane z remontem biblioteki. Jedynym miejscem gdzie można było w cieple i na spokojnie oddać się przyjemnościom czytania. Po kilku minutach towarzystwo rozeszło się i skierował swoje kroki w stronę Jessie, nie będącej na pewno w tym świecie.
        
Była cholernie zaciekawiona książką, z każdym słowem, z każdym przeczytanym wyrazem coraz bardziej oddalała się od rzeczywistości. Kochała to uczucie, więc pochłaniała strony jedna za drugą, do momentu gdy pewne sytuacje, zdania nie zaczęły jej się składać w jedną całość. Gdyby nie przyjaciel, który przysiadł się obok na pewno zatraciłaby się bez reszty, a co gorsza ktoś na pewno zebrałby grubą książką w łeb.
-Nienawidzę takich książek.
-Niezłe przywitanie – uśmiechnął się – cześć Jessie.
-Wiesz co mnie najbardziej wkurza?
Jego uśmiech poszerzył się w momencie gdy zignorowała to co do niej mówił.
-To, że gdy mam swoją ulubioną postać, w tym przypadku chłopaka, który kocha główną bohaterkę to okazuje się że nie będą razem tylko zwiąże się  z jakąś ciapą bo inaczej nie mogę tego nazwać. Nawet nie mam zamiaru doczytać tego do końca..
Wskazała ruchem głowy na książkę spoczywającą przy jej nodze. „Kosogłos”.
-Nie doczytałaś do końca i się już wściekasz?
-Nie wytrzymałam i przeczytałam ostatnią stronę.
-Co zrobiłaś? – parsknął śmiechem.
Czego się po niej spodziewał, przecież była do tego zdolna, ale jej mina go rozbroiła. Była wściekła, rozczarowana i bóg raczył wiedzieć co jeszcze, a wszystko przez nie takie zakończenie jakiego się spodziewała.
-Bardzo śmieszne – warknęła, przymykając oczy – musiałam sprawdzić. I dobrze, przynajmniej wiem, że nie tknę tej książki, a przynajmniej nie teraz.
-No a co takiego zrobił ten facet, czy kto tam, że wybrała, jak to określiłaś, ciapę?
-A skąd mam wiedzieć, nie wiem.
-To może warto sprawdzić? Może czymś ją zdenerwował?
-Gale to uosobienie męstwa, odwagi, czułości.. ach.. – westchnęła z uśmiechem – wolę mieć o nim takie zdanie. Nie przeczytam, koniec kropka.
-Jesteś dziwna.
-Pff, strasznie mnie to martwi, wiesz?
-No domyślam się.
Taylor oparł się wygodnie o ścianę, o ile taką pozycję można było nazwać wygodną, i obrócił głowę w jej stronę, nadal widząc jej zaciętą minę. Pamiętał kiedy pierwszy raz zastał ją płaczącą przy książce. Już wtedy wiedział, że wkłada całe serce w czytanie, a dopiero później zauważył że wszystko co czyta wsiąka w nią jak w gąbkę. Gdy przeczytała coś, co źle się skończyło potrafiła przez dzień, dwa chodzić jak zombie. Jednak większość kończyła się happy endem i to przyczyniało się do tego, że tryskała takim optymizmem jakim nie widział jeszcze u nikogo. To była cała ona.
-Daj już spokój, jedźmy po zajęciach gdzieś to ci przejdzie.
-Jak może mi przejść? Rozczarowałam się. Pierwsza część trylogii, Igrzyska śmierci były cudowne. Kolejna W pierścieniu ognia, rewelacja, ale to nie może się tak skończyć, ona miała być z Gale’m a nie z tym.. – jęknęła niezadowolona – chyba bardziej nie byłam rozczarowana.
-Chodź.
Wstał i wyciągnął w jej kierunku rękę. Spojrzała na niego z zainteresowaniem i domieszką wściekłości, której nie udało się do końca zatuszować. Jednak po chwili wstała, pozwalając sobie pomóc. Nie minęła chwila jak znaleźli się na parkingu.
-Gdzie masz auto?
-Pod domem, opona.
-To czemu nie dałaś znać, przywiózłbym.. dobra nieważne. Wsiadaj.
-Co?
-Wsiadaj i nie gadaj, limit jęczenia na dzisiaj, już wyczerpałaś.
Posłusznie wsiadła chociaż nie była do tego skora, poddała się. Wystarczająco się dzisiaj nawściekała, żeby jeszcze teraz to robić. Godzinę później parkowali przy molo. I musiała przyznać, że widok poprawił jej nastrój, nie przysłoniła tego nawet wizja opuszczenia zajęć. Kochała to miejsce.
-Przeszło ci?
-Dlaczego zawsze przywozisz mnie nad wodę?
-Bo tylko to cię uspokaja.
-Nie sądziłam, że aż tak dobrze mnie znasz – zaśmiała się grzebiąc w torbie – gdzież ona jest?
-Naukowcy udowodnili, że z zawartością damskiej torebki w dżungli można przeżyć pół roku..
-Naukowcy nie wiedzieli o istnieniu mojej torebki, nic w niej do cholery nie mogę znaleźć.
W końcu wyciągnęła szminkę i przejechała nią po ustach, czując jak kremowa konsystencja nawilża wargi. Taylor przyglądał się tej czynności przez chwilę po czym wysiadł. Były momenty kiedy nie mógł na to patrzeć, bo pragnął jej jeszcze bardziej, jakby teraz było za mało zamieszania z tym całym uczuciem do niej. W pamięci miał obraz sprzed kilku dni, gdy znalazł ją na cmentarzu zapłakaną, załamaną, samą. Fala uczucia uderzyła go wtedy z podwójną, nie, z potrójną siłą niszcząc postanowienia jakie wciąż sobie stawiał. Postanowienie zapomnienia o Jessie.
Westchnął bezgłośnie przeklinając na siebie w duchu i dołączył do uśmiechniętej dziewczyny.


***

         Pierwsze krople zaczęły uderzać o szybę i parapet wydając głuche dźwięki. Wpatrywała się w nierówną drogę jaką pokonywały by dotrzeć do, tylko im znanego celu. Pędziły jedna przed drugą, a wraz z nimi jej palec na szybie. Jednak po chwili już nie odróżniała poszczególnych ścieżek, więc niechętnie wstała i przeniosła się na łóżko. Dzisiejszego dnia jej energia życiowa była równa zeru, o ile nie mniej, dlatego też siedziała teraz w swoich czterech ścianach. Czasami potrzebowała czasu tylko dla siebie, zastanowić się nad przyszłością, w spokoju.
Usłyszała dźwięk tłuczonego szkła i głośne przekleństwo gdzieś z głębi domu i jej spokój prysł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Siedziała na łóżku, prawie nie oddychając, nie ruszając się nawet o milimetr, nasłuchując. Po ostatniej pomocy jakiej chciała udzielić matce, wylądowała na pogotowiu z ręką do szycia, to ją nauczyło jednego. Dwa razy pomyśl zanim zaproponujesz matce pomoc. Na każdym kroku uzmysławiała sobie, że matka od dłuższego czasu nic do niej nie czuła, gdyby tylko można było pozbyć się ot tak dzieciaka, na pewno zrobiłaby to już dawno, ale ojciec zadbał o to by matka tego nie zrobiła. Co miesiąc, od prawnika dostawała pieniądze na córkę i na nią samą, miała z niej dodatkowe pieniądze. Jessie zdawała sobie z tego sprawę już od dawna, jednak nadal takie myśli powodowały nieprzyjemny ucisk w żołądku. Przekleństwa ucichły na wskutek pukania do drzwi. Jessie nadal nasłuchiwała, ani myśleć rezygnować z ostrożności. Usłyszała męski głos.
-.. cholerna pogoda, na pewno chcesz tam.. w taką..
Słowa stawały się niewyraźne, zagłuszane przez deszcz. Ostrożnie podeszła pod drzwi, jak najciszej stawiając kroki. Głos matki odezwał się dopiero po chwili, albo mówiła już wcześniej tylko ona nie była w stanie wyłapać słów. Miała ochotę obrócić się w stronę okna i zrobić głośnie „ciiii” tak by chociaż na chwilę mogła podsłuchać rozmowę.
-.. się stąd wyrwać..
-..wszystko?
-..tak..
Odgłos zamykanych drzwi był na tyle głośny, że podskoczyła w miejscu, po czym pacnęła się otwartą dłonią w czoło, nie przestając podziwiać swojej odwagi. Opadła z powrotem na łóżko, wypuszczając ze świstem powietrze. Ledwo przyłożyła głowę do poduszki, jej telefon zawibrował. Spoglądając na wyświetlacz, zastanawiała się czy odebrać, w końcu jednak nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Chyba cię nie obudziłem?
-Nie, chociaż przy takiej pogodzie nie chce się robić nic innego jak tylko spać.
-Hawks szkoda czasu na spanie.. masz ochotę na chińszczyznę?
-Nie mam na nic ochoty, tylko spać.
-Wystarczyłoby mi twoje towarzystwo, możesz spać. Tylko ty mi zostałaś – jęknął – chłopaki na wyjeździe.. Jessie..
-Rany, Taylor, twoje jęczenie doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa..
Wiedziała, że chłopak, mimo iż uraczyła go złośliwościami, nie weźmie sobie tego do serca, wręcz obracał wszystko w żart. Może to właśnie była jedna z rzeczy które w nim tak lubiła? Może dlatego miała ochotę na jego towarzystwo?
-.. za ile będziesz?
-Stoję na parkingu obok mostu..
-Czyli mam jakieś kilka minut na ubranie się – westchnęła.
-No wiesz Hawks.. jak dla mnie możesz być nago.. nie będzie mi to w żaden sposób przeszkadzać.
-Spadaj idioto.
Rozłączyła się narzucając na gołe ramiona szary, wyciągnięty sweter, będący zaskakująco miękkim, jak na ilość prań, którymi został potraktowany. Do nozdrzy dotarł zapach jaśminu, odetchnęła głębiej, tak by słodycz wypełniła całe jej płuca, po czym skierowała się w stronę drzwi wejściowych.


***

Siedziała zamyślona przy grobie. Jej głowę zaprzątały obrazy z przeszłości, ojca, matki, starała znaleźć jakieś dowody na potwierdzenie słów jej rodzicielki. Nie wierzyła w to, że ojciec był kłamcą. Nie wierzyła. Zaczynało się robić chłodno, ale nie zwracała na to najmniejszej uwagi, tylko mocniej zacisnęła dłonie na ramionach. Dzisiejszego dnia przynajmniej nie pokłóciła się z matką, ale dzień się jeszcze nie skończył więc wszystko mogło się wydarzyć.  
-Jessie?
Usłyszała znajomy głos za sobą. Głos, którego nie słyszała od dobrych kilku lat. Odwróciła się gwałtownie. Za nią stał chłopak o orzechowych misternie ułożonych włosach i tego samego koloru oczach, uśmiechał się przyjaźnie, ale i nieśmiało, jakby nie był pewny czy trafił na dobrą osobę.
-Jason?
Chłopak uśmiechnął się szerzej.
-To naprawdę ty?
Podniosła się i po chwili wahania przytulił ją. Czuła się dziwnie i niepewnie, przeszłość znowu powróciła..

Trzynastoletnia dziewczyna siedziała na trawie przed grobem kogoś bliskiego, płakała ukrywając swoje łzy w drobnych dłoniach. Nie chciała by ktoś jej współczuł, by się litował, by ktoś to widział. A jednak widział. Czternastoletni wesoły chłopak idący z babcią pod rękę, wracając z grobu swojego dziadka. Obserwował ją i zrobiło mu się przykro. Wtedy też jego babcia skierowała kroki na pogrążoną w smutku ciemnowłosą.
-Jessie?
Dziewczynka wzdrygnęła się, unosząc na nich zamglony wzrok. Podpuchnięte i zaczerwienione oczy wydobyły głuchy jęk z kobiety. Pochyliła się nad nią i pomogła jej wstać.
-Chodź kochanie, jest zimno, zabieram cię na herbatę.
-Cześć Jessie, jestem Jason – wesoły chłopak wyciągnął dłoń w stronę przygarbionej, smutnej Jessie.
-Cześć – uścisnęła jego dłoń, chłodną ale dziwnie przyjemną.
-Zadzwonię do twojej mamy, żeby się nie martwiła.
Wraz z wypowiedzianym zdaniem, jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Już wtedy matka krzyczała na nią o co tylko mogła, znajdując coraz to więcej sposobności. Bałagan, nie umyty talerz, oceny, skarpetka leżąca na podłodze, dosłownie wszystko. Awantury były na porządku dziennym.
-Mama pracuje do późna – skłamała pocierając zmarznięte ramiona na co chłopak ściągnął swoją kurtkę i podał ją dziewczynie.
-Masz.
-D-dziękuję – wyjąkała.
-W takim razie jedziemy na herbatę, odwiozę cię za godzinę do domu. Dobrze?
-Dziękuję pani Sloan – wyszeptała uśmiechając się przyjaźnie.

Wpatrywała się teraz w niego nie mogąc uwierzyć, że przez pięć lat, ponad pięć lat można się tak zmienić. Stał przed nią mężczyzna, bo już nie chłopiec, który nijak nie przypominał jej tego zapamiętanego. Jedyne co się nie zmieniło to pełne życia wesołe oczy i szeroki uśmiech.
-Zmieniłaś się.
-Ty też – uśmiechnęła się – co ty w ogóle tu robisz?
-Musiałem odwiedzić babcie, zdecydowanie za długo schodziło mi z tym.
-A jak Paryż? Twoja babcia mówiła mi że tam dostałeś się na studia.
-Masz czas na babeczkę?
Skinęła głową.
-W zajeździe nadal podają te pyszne babeczki i torciki?
-No pewnie, to się nie zmieniło.
-To chodźmy – spojrzał na nią – Nie wierzę że cię spotkałem..
Uśmiechnęła się nie odpowiadając. Ona też nie wierzyła.
         Kwadrans później siedzieli naprzeciwko siebie przy jednym ze stolików.  Buzie im się nie zamykały, wspominając przeszłość, przygody, wygłupy.
-A to drzewo nad rzeką z naszą huśtawką?
-Przykro mi ale jakiś rok temu po burzy złamało się, tak samo jak nie ma już tego mostku z kamieni przy nim.
-Szkoda, trochę tam przygód zostało. Pamiętam jak wpadłaś tam w tą wielką sadzawkę – zaśmiał się głośno – wyglądałaś bajecznie.
-Przestań, myślałam że w ogóle się stamtąd nie wydostanę. A ty zamiast mi pomóc to stałeś jak głupek na brzegu i tarzałeś się ze śmiechu, umierałam ze strachu.
-Ale w końcu ci pomogłem.
-Tak, jak zaczęłam ryczeć.
Wsadził sobie do ust kawałek babeczki i spojrzał na nią.
-Cieszę się, że cię spotkałem. Pytałem się babci o ciebie, powiedziała mi że często jesteś na cmentarzu.
-To się nie zmieniło..
-Masz kogoś?
-Bezpośredni jak zawsze. Nie, nie mam, a ty?
-Spotykałem się ostatnio z pewną Francuzką, gorąca jak..
-Przestań – szturchnęła go w ramię – nie mam ochoty znowu wysłuchiwać o twoich podbojach łóżkowych i sercowych..
-.. jak chcesz – uśmiechnął się, ukazując rząd bielusieńkich zębów – rozeszliśmy się niedawno, przyjechałem na kilka dni i znowu wracam.
-Zostajesz tam na stałe?
-Nie wiem, zobaczymy za pół roku. Cholernie tęsknię za rodziną, za znajomymi, za Dallas, ale nie wiem, nie mam najmniejszego pojęcia co zrobię. Paryż jest piękny, ale to nie Dallas.. – machnął dłonią – a ty? Co dalej?
-Myślałam o jakiś kursach na architekturze, robię projekty dla ojca mojego przyjaciela i jak na razie jakoś daję radę..
-Przyjaciela? – zdziwi się.
-Tak, mam przyjaciela, kilku znajomych. Zmieniło się sporo, ale wciąż jestem tą samą dziewczyną którą znasz..
-Cieszę się – przykrył swoją dłonią jej dłoń leżącą na stoliku, po czym uśmiechnął się szeroko.
Tak, ten uśmiech zapamiętała najbardziej.

         Taylor przechodził przez ulicę gdy jego wzrok dostrzegł znajomą sylwetkę dziewczyny. Serce zabiło mu mocniej, ale wtedy jego wzrok zatrzymał się na osobie siedzącej na wprost niej i trzymającej jej dłoń. Chyba śnił, nie zawierzał temu co widział. A jednak. Już chciał się wycofać, jednak Jessie spostrzegła go i pomachała radośnie, przez co i towarzysz się obejrzał. Nie zostało mu nic innego jak odmachać, udawać twardziela. Zobaczył że Jessie macha na niego, dając mu znaki by do nich dołączył. Jęknął głucho. Wszedł do kawiarni z przyklejonym do ust uśmiechem i stanął przy stoliku i pochyliwszy się nieznacznie, cmoknął Jessie w policzek.
-To jest właśnie mój przyjaciel o którym mówiłam, Taylor, a to jest Jason, wnuczek pani Sloan – przedstawiła ich sobie i mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
-Wybaczcie, ale muszę uciekać.
-Stało się coś?
-Nie, jadę do Austin na weekend. Także miło było poznać – spojrzał w stronę chłopaka, po czym przeniósł wzrok na Jessie – widzimy się w poniedziałek.
-Jasne – przypatrywała się mu przez kilka sekund, jakby z jego oczu miała wyczytać czy nie kłamie – pozdrów rodziców, no i Tony’ego.
-Załatwione, cześć.
Pożegnał się i w pośpiechu opuścił lokal. Nie mógł znieść tego spojrzenia, którym Jason obdarował jego przyjaciółkę. Chociaż z drugiej strony powinien być szczęśliwy, widząc ją radosną, uśmiechniętą. Przełknął ślinę. Znowu postanowił wyzbyć się tego chorego uczucia, bo to go wyniszczało, zastanawiał się tylko który to już raz miał takie postanowienie. Pięty? Dziesiąty? To nie miało najmniejszego znaczenia.


***

         Jason wyjechał po kilku dniach. Było jej w pewien sposób smutno. Lubiła go, może nie było to coś większego ale lubiła z nim przebywać. Przez te kilka dni, spędzali możliwie jak najwięcej czasu, śmiejąc się do łez ze wszystkiego, co przyszło im do głowy. Dziwiło ją jedynie zachowanie Taylora, miał wrócić w poniedziałek, a tu była już środa a on wciąż siedział u rodziców, dodatkowo dziwił ją fakt, że nie dzwonił, nie pisał tak jak zwykle. Wysłał jej tylko jakiegoś zdawkowego sms-a z informacją, że przedłuża sobie weekend. W sumie nie musieli się martwić o zajęcia, mieli tydzień wolnego, ale myślała że gdzieś się wybiorą. Brakowało jej go. Musiała przyznać, że Taylor przyzwyczaił ją do siebie, do tego swojego temperamentu.  Zawsze był, ot tak po prostu był. Najlepszy przyjaciel pod słońcem. A teraz nagle czuła się tak jakby go zabrakło. Chyba najzwyczajniej w świecie się nudziła. Przeciągnęła się na łóżku i wtuliła głowę w poduszkę. Po chwili powieki same zaczęły ciążyć.

         Wpatrywał się w telefon, bijąc z myślami. Jedne myśli zagłuszały drugie, ani na chwilę nie cichnąc, istna batalia. Przekręcił się na plecy i utkwił wzrok w sklepieniu sufitu. Wciąż w pamięci miał jej uśmiech, rumieńce gdy zobaczył ją z tym całym Jasonem. Zacisnął pięści. I nagle dotarło do niego to jak się zachowuje, był zazdrosny. Pierwszy raz był świadomie zazdrosny o swoją przyjaciółkę, w której najzwyczajniej w świecie się zakochał. Chciał w jakiś logiczny sposób przeanalizować to uczucie, ale to była jak walka z wiatrakami. Serce biło mu jak szalone, gdy uniósł dłoń z komórką i wykonał połączenie. Jeden sygnał, drugi.
-Nareszcie znalazłeś czas? – wychrypiała zaspanym głosem.
Zatkało go w pierwszej chwili.
-C-co?
-Zapomniałeś już o mnie Higgins?
-Ta – prychnął pod nosem – tak wkurzającej i poplątanej osoby nie da się zapomnieć, to ci zostaje na psychice.
-Wypchaj się. Dzwonisz po to żeby o sobie przypomnieć i podnieść mi ciśnienie?
-Co tam u ciebie?
-Moje życie osobiste nie jest zbytnio ekscytujące, więc niewiele się tu dzieje.
-Jeżeli nie masz nic do roboty to przyjadę po ciebie, co ty na to?
-Jest późno..
-To nie problem Jessie. Rodzice by się ucieszyli..
Ja też.. dodał w myślach, nie odważając się wypowiedzieć tego na głos. Wstał z łóżka szybko się ubierając. Chciał jak najszybciej zobaczyć Jessie.
-No nie wiem.
-Dobra, ja wyjeżdżam a ty się spakuj, z tobą inaczej się nie da. Za godzinę powinienem być na miejscu, będę czekać przy moście.
-To widzimy się za godzinę.
-No, grzeczna dziewczynka.
Zaśmiał się cicho, otwierając już drzwi do auta, po czym skierował się na międzystanową. Spieszył się, cholernie spieszył się by wreszcie ją zobaczyć, przytulić, poczuć. Zdecydowanie zasługiwał na miano świra.


***

         Jessie nasłuchiwała czy matka już śpi, ale co jakiś czas zza drzwi dało się usłyszeć jakieś dźwięki. Wolała nie ryzykować spotkania jej, więc uchyliła okno. Do środka wdarło się chłodne powietrze, zadrżała. Z zimna, a może ze strachu? Nie, nie bała się, bo takie wymykanie stało się pewnego rodzaju rutyną. Matka i tak nie zwracała najmniejszej uwagi na to co się z nią działo, pochłonięta w swoim zamroczonym świecie pełnym alkoholu i bóg raczył wiedzieć czego jeszcze. Zrzuciła torbę nadal nasłuchując. Nic. Znalazła się w wilgotnej trawie, mocząc do łokci rękawy swojej kurtki. To było bez znaczenia. Obracając się i zakradając, w końcu biegła przed siebie. Kilka minut zajęło jej dotarcie do mostku, gdzie stał już przyjaciel. Przyjemnie było wreszcie go zobaczyć. Otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka, całując go w policzek.
-Higgins stęskniłam się za twoją buźką.
-No proszę, chyba częściej będę robić sobie takie wypady.
-Mam dla ciebie wiadomość. Twoja przyjaciółka – wskazała palcem na siebie gdy tylko ruszył – czyli ja, zapisała się na hiszpański.
-Na co?
-Na hiszpański.
-Za dużo hiszpańskich seriali.
-Nic na to nie poradzę, że rajcuje mnie hiszpański aktor – zaśmiała się – ale nie o to chodzi, postanowiłam coś zmienić i hiszpański wydał mi się dobrym pomysłem. Myślałam że mnie pochwalisz.
Zrobiła naburmuszoną minę co skomentował głośnym parsknięciem.
-Jak dziecko.
-Przymknij się.
-Wiesz że będziesz chodzić z Nate’m? Zastanawiam się nawet czy nie zmówiliście się, bo zaczął z początkiem semestru.
-Nie rozmawiałam z nim i raczej się na to nie zanosi.
-Nie przesadzaj, Nate jest w porządku.
-Nie będę się spierać o to. Powiedz mi lepiej co rodzice mówili gdy oświadczyłeś im że znowu przyjeżdżam, bo powiedziałeś im prawda?
Spojrzała na niego, wyczekując odpowiedzi. Uśmiechnął się. Gdyby powiedział dokładnie słowo w słowo to jak zareagowali rodzice, chyba ze wstydu by się spaliła, zwłaszcza że nie powiedział jej o tym iż przyjdzie jej spać z nim.
-Rodzice? Ucieszyli się, jedynym problemem i zapewne tylko dla ciebie, będzie to że rodzice mają znajomych w domu..
-Co???
-Wiedziałem.. kilku znajomych to dla ciebie ogromny problem, przecież inaczej nie mogłoby być – wciąż uśmiechał się widząc jej ściągnięte brwi – ale to jeszcze nie wszystko.. najlepsze zostawiłem na koniec.
-Coś ty wymyślił?
-Noc spędzisz z cudownym mężczyzną, który się za tobą stęsknił.
-No to mnie przekonałeś – wymamrotała pod nosem odwracając głowę – mogłeś powiedzieć mi to gdy dzwoniłeś.
-Czy wtedy dałabyś się namówić na wyjazd?
-Nie.
-Właśnie. Już wiesz dlaczego tego nie zrobiłem.
-Wkurzasz mnie tak bardzo, że nie znajduje słów by to wyrazić.
-Hawks, przyzwyczaiłem się i tobie też radzę to zrobić.
Prychnęła pod nosem, wpatrzona w ciemność za oknem. Wolała oglądać to, niż ten cwaniacki uśmiech przyjaciela. Czasami, częściej niż czasami wyprowadzał ją z równowagi do tego stopnia, że miała ochotę wrzeszczeć i bić, by tylko wyładować frustrację. Tak było i w tym momencie. Miała ochotę mu przyłożyć, i to porządnie.

         Siedziała na podłodze, przyszykowana już do spania, próbując wrzucić sobie kulkę popcornu do buzi. Na dziesięć rzutów miała jedno trafienie, reszta lądowała na podłodze i na niej samej. Taylor robił dokładnie to samo, z tym że jego statystyki wyglądały dużo lepiej. Mieli przy tym sporo śmiechu, co i tak nie zagłuszało dźwięków dochodzących z dołu. Impreza trwała w najlepsze.
-Chyba nie było tak źle?
-Mówię ci Carmen miała na ciebie ochotę – zachichotała znowu nie trafiając do buzi.
Kulka potoczyła się w stronę siedzącego naprzeciwko chłopaka.
-Jesteś nienormalna.
-To ty nie widzisz pewnych rzeczy..
-A ty je niby dostrzegasz?
-Pewnie.. a Sharon – zamruczała – niezła kocica z niej.
-Hawks uspokój się, ta baba ma ze czterdzieści lat i nieudany botoks.
-To i tak nie zmienia faktu, że miała na ciebie ochotę.
-No popatrz, popatrz. Nie sądziłem, że jesteś w stanie dostrzec takie rzeczy – zaśmiał się cicho myśląc o swoim uczuciu do niej.
-No pewnie, wyczuwam to nosem.
Posłała w jego kierunku kulkę popcornu, nie przestając się uśmiechać.
-Zdecydowanie powinnaś sprawdzić co z twoim węchem.
Przestała się uśmiechać, patrząc na niego podejrzliwie, jakby doszukując się sensu tego co powiedział.
-Możesz mi to wytłumaczyć?
-Widzisz coś czego nie ma.
-Naprawdę nie widziałeś tego jak ona na ciebie patrzyła? Dosłownie pożerała cię wzrokiem.. nieważne – podniosła się z podłogi, by po chwili schylić się zbierając okruchy, dowody ich zabawy.
Poszedł w jej ślady ukradkiem ją obserwując. Miała zmarszczone brwi, najwyraźniej intensywnie o czymś milczała, i to zawzięcie, bo kompletnie wyłączyła się na otoczenie. Zadał jej pytanie, ale nie odpowiedziała, więc usiadł na łóżku wpatrując się w nią bez mrugnięcia okiem. Chwila minęła zanim ich spojrzenia spotkały się, pierwsza spuściła wzrok kierując swoje kroki w stronę niewielkiego wiklinowego kosza, w którym zaraz potem znalazły się śmieci. Między nimi dało się wyczuć swoistego rodzaju napięcie, taka dziwna atmosfera. Wstał i podszedł do szafy, w której był telewizor.
-Masz ochotę na film? Może być nawet hiszpański.
Widząc jego szeroki uśmiech, Jessie nie mogła się nie uśmiechnąć.
-Głupek.
-Horror? Będziesz mogła się we mnie wtulać.
-Niedoczekanie twoje zboczeńcu jeden. Sharon jest na dole, mogę ją zawołać – uśmiechnęła się złośliwie.
-Spadaj Hawks.
Wcisnęła się pod kołdrę, nie przestając chichotać, co chłopak skwitował głośnym prychnięciem, ociekającym niezadowoleniem i zniecierpliwieniem jednocześnie.

Obudził się czując gładzące go po torsie dłonie i oddech tuż przy szyi. Zdębiał. Był święcie przekonany, że Jessie śpi i robi to nieświadomie, ale wtedy poczuł jak delikatnie przygryza płatek jego ucha. Tym razem wstrząsnął nim silny dreszcz podniecenia, którego w żaden sposób nie mógł opanować. Dotknął jej dłoni, a ona tylko mocniej splotła ich palce przysuwając się bliżej. Odwrócił się powoli nie puszczając jej. Napotkał spojrzenie szmaragdowych tęczówek. Przejechał wzrokiem po jej ciele. Miała na sobie białą, prześwitującą koszulkę, a pamiętał że usnęła w tej śmiesznej pidżamie w miśki. Kretyn, powinien palnąć się w czoło. Miał ją w łóżku, ubraną tak że wszystko widział jak na dłoni, w dodatku robiła to o czym tylko marzył, a on myślał o jakiejś durnej pidżamie w miśki. No naprawdę prawdziwy mężczyzna. Poczuł jej usta na swoich, trochę zimne co go zdziwiło, jednak zaraz zrobiły się ciepłe, a potem gorące. Widział jak pozbyła się koszulki i zapłonął żywym ogniem, niczego bardziej nie pragnął. Położyła się na nim, miał przed oczami jej ciało w całej okazałości. Tyle razy fantazjował o niej, tyle razy wyobrażał sobie ją nagą, skąpaną w delikatnym świetle księżyca, ale ten obraz nijak miał się do tego co miał teraz przed sobą. Jej cudowna twarz, delikatnie drżące usta i to ciało, które doprowadzało go do czystego szaleństwa. Kochali się. Zapamiętywał wszystkimi zmysłami tą chwilę.
-Chodź pokaże ci coś – pochyliła się nad nim szepcząc do ucha.
Chciał zaprotestować, chciał trwać z nią w splecionym uścisku, jednak ona nie czekając na nic wstała i założyła tą swoją koszulkę i po prostu wybiegła na taras.
-Hawks jest zimno..
W odpowiedzi usłyszał jej cichy śmiech. Zerwał się z łóżka, w pośpiechu zakładając na siebie spodnie i koszulkę. Gdy znalazł się na zewnątrz zdziwił się temperaturą, mógłby śmiało wybiec nago, tak było ciepło. Gdzieś w oddali mignęła mu koszulka dziewczyny i przeskoczył przez barierkę, chcąc ją dogonić.
-Wariatka – mamrotał pod nosem.
Raz po raz dostrzegał jej sylwetkę, po czym znikała za drzewem. Wciąż słyszał jej śmiech. Gdzież ona do cholery biegła? W końcu wybiegł na skraju lasu. Rozejrzał się. Nigdy tu nie był, ale wyraźnie słyszał odgłos obijających się o skały fal.
-Co to za miejsce..
Uśmiechnęła się rozkładając na boki ręce, pochyliła się do tyłu i spadła w przepaść.
-Jessie – krzyknął.

Obudził się zlany potem, cały zdyszany i przerażony. Spojrzał w bok. Jessie spała zawinięta w pościel tak, że ledwo ją dostrzegł. To był sen, pieprzony koszmar, a przynajmniej ta druga część snu. Opadł z powrotem na poduszkę wciąż z trudem łapiąc oddech. Miał w tym momencie gdzieś czy to co teraz zrobi, skończy się prawym sierpowym dziewczyny, ale musiał ją przytulić. Nie zastanawiając się dłużej objął ją ramieniem. Przebudziła się.
-Higgins coś ci już mówiłam – wymamrotała.
-Jessie proszę, miałem zły sen, po prostu tego potrzebuję.
-Bierzesz mnie na litość?
-Proszę..
-Ten jeden jedyny raz się zgodzę, ale..
-Przestań już gadać – uśmiechnął się – śpij.
Mimo, że była blisko i na pewno już spała, on nadal nie potrafił przymknąć powiek. Wpatrywał się w Jessie nie mogąc przestać myśleć o śnie, w nim była taka realna, ten dotyk, czuł go na sobie. Przejechał dłonią po czole wyczuwając pod opuszkami palców drobne kropelki potu. Nie pozostało mu nic więcej, jak tylko wtulić się w dziewczynę, by znów poczuć jej ciepło.  

9 komentarzy:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award ~ !
    Bickslow : Więcej informacji znajdziesz tutaj -> http://fairy-tail-love.blogspot.com/p/liebster-award.html
    Pozdrawiam ~ !
    ~Reneé

    PS. Zaraz biorę się za czytanie tego cuda ~ !

    OdpowiedzUsuń
  2. AH ten Taylor i jego fantazje :D No nie można go winić przecież to facet, ale to ty to napisałaś więc ty jesteś zboczona a nie on :D
    Dobra Dobra koniec o zboczeniu bo przecież każdy wie że jesteś zboczona :D Rozdział jest piękny począwszy od Igrzysk śmierci przez Jasona (który może spadać na krzaki xd) aż do tych snów Taylora. No więc to tyle z mojej strony, jak będę cię za bardzo chwalić to jeszcze sodówka ci uderzy do głowy :D Buziaki salaterko :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie ci ja to przeczytałam ~ ! Gomene, wcześniej brakło po prostu czasu :(
    Yhym, yhym...
    Rozdział cudny ~ ! Tak jak przewidywałam.
    Hmm... Jason... Lubić go, czy nie?
    Bickslow : Lepiej nie, bo jak go polubisz to jeszcze będziesz później żałować tego, znając ciebie.
    W sumie masz rację. Jak ty mnie znasz... Lepiej paringować Jessie z Taylorem xD
    Ale on miał koszmar. Znaczy najpierw było fajnie, a potem strasznie...
    Kochana, buziam, życzę weny ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja pierd....
    Jason? Niech spada cholerny żabojad, Taylor zawału przez niego dostanie! Jak Jessie może mu to robić -.-
    Historie z ojcem, wspomnienia i jej łzy - aż chciało mi się płakać, tak mi jej żal było. Coż poradzić, twoje opowiadanie cholernie silnie na mnie oddziaływuje...
    Nieudane zakończenie książki i hiszpiański? Powinnaś dobrze wiedzieć dlaczego przy tym śmiałam się jak idiotka - szczególnie przy tym pierwszym :D Kochanie moje :* ^^
    No a końcówka... jak zaczęłam czytać początek napaliłam się zapewne bardziej niż Taylor hahaha xD Ale po chwili pomyślałam - to nie możliwe, ona na pewno robi z nas... (wyraże się pewnym imieniem z mojego opowiadania) robi z nas Fuyu :D I to jest sen. I co? Miałam racje :P Ale końcówke miałam przed oczami jak żywą, przeraziłam się! Ale boski T zachował się tak słodko, że sama miałabym ochotę go wytulić :D Normalnie co raz bardziej go uwielbiam <3 A co do snów, wiem jak można się przerazić, ostatnio mi się śniło (w skrócie) że mój kochany chce mnie zostawić bo jest gejem O.o Boże, to co widziałam w tym śnie... mimo, że miał faceta wyglądający prawie jak pewien hiszpański aktor o którym tu pisałaś to było straszne (jak ten mój mógł go wziąść dla siebie, to nie wybaczalne hahahaha ^.^ - ale tak na serio, masakra...)
    Dobra nie spamię ci już i nie zanudzam, rozdział jak zwykle tryska wszechobecną zajebistością i chwała Ci za to, życzę tobie i pewnej księżniczce duuuużo zdrówka :* Twoja Yasha :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale długi koment wyszedł :O Ale tak dobry i długi rozdział zasługuje na to :* Buziaczki ^.^

      Usuń
  5. Ojejku co za rozdział! Nie wiem od czego zacząć ;p
    Zaciekawiła mnie ta rozmowa matki z jakimś goście. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dowiem się co nieco. :) Już myślałam, że Jessy zakocha się w tym chłopaku! Normalnie już szykowałam więzy aby cię udusić, kiedy okazało się, że on tylko na kilka dni i wyjeżdża do Paryża. Uff... ulżyło mi i odstawiłam więzy na bok. Jednak wtedy Tayler nie pojawia się. No to biorę kija i mówię " Teraz to już mi się nie wywiniesz" No ale wtedy do niej dzwoni i zaprasza do rodziców xd No i do tego ten sen! O matko aż zaprało mi dech przy początku! Koniec był jeszcze straszniejszy! To było takie słodkie jak się do niej przytulił ^^ miałam ochotę zrobić " OOO..." :)
    Pozdrawiam i całuję ;* Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. W Taylorze lubię jego fantazje o Jessie, droczenie się z nią mimo uczucia, jakie w nim panuje, to sprawia, że chłopak jest sobą ;3 A Jessie... Przynajmniej odwzajemnia przyjaźń i jest dobrze, chociaż ciekawi mnie, jakby wyglądał rozdział o tym, że w końcu są razem. I naprawdę, jak ty to robisz? Jeden rozdział, a zawsze jest długi i wyczerpujący, kiedy się skończy, mam wyraźny niedosyt. Pozdrawiam ciepło i cierpliwie czekam na nowy rozdział! ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jezu...to opowiadanie jest świetne! Na twojego bloga trafiłam przypadkowo, ale z ciekawości zaczęłam czytać pierwszy rozdział, potem drugi, trzeci... i tak w ten oto sposób w trzy dni połknęłam całą historię i teraz jestem na bieżąco. Brak mi słów, żeby powiedzieć jak bardzo mi się to podoba :) bohaterowie wspaniali, a ich teksty czy zachowania nie raz zwalały mnie z krzesła, strasznie się uśmiałam. No niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego opowieści takich jak te nie wydają jako książki, a nie to co niektóre będące teraz w księgarniach. Twoje dzieło przebija wiele książek, które udało mi się przeczytać, a czytam sporo, więc...no szacun :) Mam nadzieję, że przez długi czas nie zakończysz tego opowiadania i będziesz pisać tak świetnie jak do tej pory. Weny życzę i nie mogę się doczekać następnej notki.

    ~Vi-chan

    OdpowiedzUsuń
  8. Nova: kochana przeciez wiesz ze jestem zboczona ale nadal wmawiam sobie ze tylko w malym stopniu :D a z ta salaterka to mnie rozbroilas hahaha.. :*

    Renee: mam plany wzgledem Jasona wiec kto wie, moze paring Taylor Jessie nie bedzie juz taki oczywisty :x :* heh nie zdziwie sie jak mnie zlinczujesz :P

    Yasha: ufff dzieki ze ja nie mam takich snow, toz to koszmar :O :D co do ksiazki i hiszpanskiego hmm czasami sytuacje w realu znajduja sie tutaj :P i ciesze sie ze tak na Ciebie wplynely wspomnienia :* o to w tym chodzilo :)

    Alice: Ty mi nikogo do cholery nie usmiercaj i nie bij (zwlaszcza teraz, a przy tym co szykuje powinnas zachowac sily :D) hahaha.. Oni maja zyc :D i obiecuje ze facet sie jeszcze pojawi :*

    Heladas: dzieki za mile slowa :) tak na serio boje sie tego ich zblizenia zeby Was nie rozczarowac.. Mam nadzieje ze wszystko mi sie uda :D i jeszcze raz gratuluje ksiazki :*

    Vi-chan: gdy przeczytalam Twoj komentarz zakrztusilam sie napojem a moja geba z sekundy na sekunde stawala sie coraz szersza :D strasznie dziekuje za tak cudowne slowa i mam nadzieje ze kolejne rozdzialy przypadna Ci do gustu :*


    Moje kochane, z calego serducha chcialabym Wam podziekowac za te slowa. Komentarze ktore tu zostawiacie sprawiaja ze chce mi sie pisac i wiem ze to co robie ma sens. Dziekuje jeszcze raz :* caluje i sciskam kazda z osobna :*

    OdpowiedzUsuń