***
Słyszała płacz matki chociaż od jej własnego łkania
rozbolała ją głowa. Głos pastora docierał do niej z dość sporym opóźnieniem.
-.. będziemy zawsze mieć go w sercu..
Przetarła dłonią łzy i potrząsnęła burzą ciemnych
loków.
-.. zostawił dwie najważniejsze dla niego osoby..
Chciała poczuć dotyk matki, ale była poza zasięgiem
jej ręki, więc się rozejrzała. Dostrzegła ją metr dalej, podtrzymywał ją jakiś
kolega ojca. Bladą, zapłakaną, z białą chusteczką przy twarzy. A ona stała
sama..
-.. wszystkim nam pomagał..
Sama, otoczona ludźmi, których tak do końca dobrze
nie znała.
Prostokątne drewniane pudło powoli zjeżdżało w dół,
zabierając najważniejszą dla niej osobę, pochłaniając go w nicość. W miejsce,
gdzie nie ma kompletnie nic.
Coraz niżej.
Kolejne łzy spadły na jej dłonie, uporczywie
trzymające żółtą różę, nie zważając na to że kolce wbijały się w jej delikatną
skórę, raniąc ją do krwi.
Coraz niżej.
Nie mogła się ruszyć, nie potrafiła. Nogi nie
chciały słuchać rozumu, ani serca. Zacisnęła piąstkę jeszcze mocniej, kilka
kropel karmazynowej cieczy spadło na trawę, starała się unieść nogę.
Coraz niżej.
Udało się. Noga zrobiła to co Jessie chciała,
wykonała krok, potem drugi. Trumna wciąż była opuszczana, jednak tak wolno,
jakby nikt nie chciał go pochować. Stanęła wreszcie nad dołem. Kilka grudek,
czarnej jak smoła ziemi spadło na jasne drewno z głuchym dźwiękiem, wpatrywała
się przez chwilę po czym przetarła oczy i rzuciła różę. Bała się że kwiat
spadnie, jednak tak się nie stało.
- Tatusiu..
Rozpłakała się na dobre, mimo że ojciec powtarzał
jej że ma być twarda i uśmiechnięta. Poczuła dłonie na ramionach, odwróciła się
mając nadzieję, że wtuli się w matkę, by złagodzić trochę ból, jednak za nią
stała pani Newton, nauczycielka matematyki.
-Jessie, chodź kochanie..
Drgnęła na czyjś dotyk
wracając do teraźniejszości, czuła tak dobrze znane jej ramiona, które trzymały
ją w mocnym uścisku, czuła zapach, bicie serca i oddech. Taylor. Wtuliła się w
niego dając upust emocjom, nie zważając na to, że zmoczy mu koszulę. Nie
sądziła, że wspomnienia odżyją, że dzisiaj będą boleć tak jak jedenaście lat
temu. Pamiętała każde wypowiedziane słowo tamtego dnia, każdy przyjazny gest,
którym ktoś ją obdarzył. Obcy ludzie, bo matka już wtedy miała ją gdzieś. Słowa
wypowiedziane dzisiejszego poranka przez matkę doprowadziły do kolejnej fali
łez, wypływały z niej, jakby już nigdy nie miała przestać płakać.
-..zabierz mnie stąd..
Taylor usłyszał jej szept i
podniósł się powoli nie wypuszczając jej z ramion, podprowadził ją do samochodu
i otworzył przed nią drzwi. Wślizgnęła się do środka i skuliła się na
siedzeniu. Chwilę później siedział obok, nie potrafiąc znaleźć odpowiednich słów, pogładził ją więc delikatnie po
mokrym policzku. Oczy miała przymknięte, co nie zatrzymało kolejnego potoku
łez.
-Chcesz pojechać do mnie?
Skinęła głową, nawet nie
otwierając oczu, bała się że jak je otworzy to naprawdę nigdy nie skończy. Ból
głowy rozsadzał jej czaszkę, powodując mdłości. Gdyby nie była tak tym
wykończona, pewnie zaśmiałaby się w głos. Łzy, głowa, mdłości. Pełnia
szczęścia.
Taylor zatrzymał się pod
budynkiem i spojrzał na przyjaciółkę. Wyglądała tak jakby spała, po łzach
zostały tylko mokre ścieżki, nadal miała zarumienione policzki a kosmyki
poprzyklejały się jej do wilgotnej twarzy. I mimo, że wyglądała jak półtora
nieszczęścia po prostu ją kochał. Nie bał się przyznać tego przed sobą, bał się
powiedzieć to na głos. Gdy tak się w nią wpatrywał, zobaczył w końcu te zielone
tęczówki i jedyne co mu przyszło na myśl widząc teraz ich kolor, to świeża
trawa po deszczu.
-Skąd wiedziałeś gdzie
jestem..
Mówiła tak cicho, że musiał
dobrze się wsłuchać by rozróżnić poszczególne słowa, by cokolwiek zrozumieć.
-Wiem, że dzisiaj jest
rocznica.. nie odbierałaś telefonów. Chodź.
Chwilę później znaleźli się w mieszkaniu i dziewczyna od
razu wcisnęła się w sofę opierając głowę na wielkich poduszkach. Usiadł obok
stawiając na stoliku dwa kubki i przykrywając ją kocem. Spojrzała na niego.
-Taylor.. ja..
-Jeżeli masz zamiar mnie za
coś przepraszać, to wybij sobie to z głowy..
Jej źrenice powiększyły się
i tym samym utwierdziły go w przekonaniu, że miał rację. Chciała go przepraszać
za swoje zachowanie, z chęcią teraz pacnąłby ją w głowę.
-Wkurzasz mnie.
-Nic nowego, jadłaś coś?
Jesteś głodna?
-Nie, dzięki. Potrzebuję
tylko na chwilę się położyć, strasznie rozbolała mnie głowa.
Pomasowała delikatnie
opuszkami palców skronie, starając się przy tym uśmiechnąć, ale jakoś nie szło
to w parze z bólem i ogólnym nastrojem, więc zrezygnowała z uśmiechu. Obserwowała
jak chłopak wstaje i podchodzi do jednej z szafek.
-Chcesz się położyć w
pokoju?
-Tutaj mi pasuje, no chyba
że masz jakieś plany i..
-Skończ marudzić – posłał
jej pełen ciepła uśmiech i podał jej dwie tabletki.
-Dziękuję ci..
Przez chwilę się wahała ale
chyba potrzebowała wyrzucić to z siebie.
-..ja pokłóciłam się z
matką – westchnęła czując zbierające się pod powiekami łzy – dlatego tak się..
-Jessie wiem, a
przynajmniej tak myślałem..
-Czytasz mi w myślach czy
co? To nie jest pierwszy raz kiedy tak mnie zaskakujesz..
-Przyjmijmy że jestem
dobrym obserwatorem – pochylił się nad nią i pocałował ją w czoło – prześpij
się, ja coś pooglądam.. pogadamy na spokojnie jak wstaniesz, dobrze?
Nieznacznie skinęła głową i
przykryła się kocem po samą szyję. Po chwili usłyszała ciche rozmowy i dźwięki
płynąc z telewizora, poczuła dłoń Taylora na łydce i mimo, że oddzielał ich koc
ona wyraźnie czuła jego ciepło, była bezpieczna. Przyjaciel dawał jej to
potrzebne w tym momencie poczucie bezpieczeństwa. Z tą myślą zasnęła.
***
Jessie obudziła się i przetarła oczy, w pierwszej chwili
zastanowiła się gdzie jest, ale wtedy, w świetle sączącym się z korytarza,
dostrzegła czarne włosy. Uniosła lekko głowę i rozejrzała się. Zegar wskazywał
kilka minut po drugiej, co wywołało u niej grymas zdenerwowania. Powinna być w
domu, a tymczasem ona zwaliła się ze swoimi problemami, na głowę Taylora.
Zresztą jak zwykle. Spojrzała na niego, spał na plecach z głową zwróconą w jej
stronę, marszcząc przy tym czoło, jakby śniło mu się coś nie po jego myśli.
Uśmiechnęła się pod nosem na ten obrazek, po chwili przetarła oczy i powoli
wstała, starając się narobić przy tym jak najmniej hałasu. Przeszła na palcach
przez cały pokój i powoli chwyciła za klamkę.
-Wymykasz się jak po
nieudanym sexie.
Zatrzymała się z dłonią tuż
przy gałce i odwróciła się. Chłopak leżał z założonymi pod głową rękoma,
wpatrując się w nią wyczekująco. Najprawdopodobniej chciał wyjaśnienia tego
skradania się.
-Czy tobie tylko jedno
chodzi po głowie?
-Przecież zawsze powtarzasz
mi, że jestem tylko facetem, który niekoniecznie myśli głową. Gdzie uciekasz?
-Jest już późno, bardzo
późno.
-Zostań chociaż do rana..
pogadajmy..
-Taylor ja.. – głos jej się
załamał i spuściła głowę – nie ma o czym..
Westchnął. Wiedział że tak
będzie, wstał z łóżka i przyciągnął ją do siebie.
-Coraz częściej to robisz..
-Gdy wymaga tego sytuacja,
jestem do dyspozycji.
-Taylor zwaliłam ci się na
głowę..
Odsunął się od niej,
gwałtownie przerywając.
-Zaraz, zaraz, poczekaj.
Powinienem dać ci w łeb, tak jak ja dostaję za gadanie głupot, bo teraz właśnie
to robisz. Nigdy – ujął jej twarz w jego ciepłe dłonie i spojrzał prosto w oczy
– zapamiętaj to sobie, przenigdy nie będziesz dla mnie ciężarem. Dla mnie
przyjaźń jest czymś więcej niż wypadem do kina i zjedzeniem pizzy, każdego dnia
staram się to udowadniać ale widzę, że jeszcze za mało..
-To.. nie o to chodzi..
ja..
-W takim razie chodź
napijemy się wina i opowiesz mi co się stało.
Pociągnął ją w stronę sofy
nie przyjmując żadnych sprzeciwów. Krzątał się chwilę po kuchni poczym wrócił
do salonu niosąc wino, dwa kieliszki i drewnianą okrągłą deskę na której było
kilka rodzajów sera. Przysiadł obok niej i spojrzał w jej stronę, uśmiechała
się promiennie co go zaskoczyło. Uniósł wysoko brwi, oczekując odpowiedzi.
-Mówiłam ci, że jesteś
ideałem?
-Zdecydowanie za mało.
-Chyba muszę się poprawić.
Mam nadzieję, że w końcu zakochasz się w odpowiedniej dziewczynie, tak żeby..
-Jessie mieliśmy rozmawiać
o czymś innym.
Uciął ze
zniecierpliwieniem, wiedząc że chciała odłożyć tą rozmowę w czasie. Za to on
nie miał zamiaru wysłuchiwać o dziewczynach, które byłyby szczęśliwe będąc z
nim. Chciał Jessie, tylko jej, nikogo innego. Nikogo. Był pewny swoich uczuć
jak tego, że po dniu przychodzi noc. Poruszył się niespokojnie na siedzeniu gdy
usłyszał jej głos.
-Matka źle wypowiadała się
o tacie – mówiła spokojnie, panując nad łzami – nie potrafię tego zrozumieć,
pamiętam, że byli szczęśliwi. Pamiętam przecież ich zachowanie względem siebie,
a teraz wygląda to tak jakby to wszystko mi się przywidziało.. jakby nigdy nie
istniało..
Przerwała na chwilę by upić
wina, nie patrzyła na Taylora. Unikała kontaktu, ale potrzebowała powiedzieć
więcej, z każdym słowem czuła się lżejsza, wolniejsza, spokojniejsza. Chłopak
słuchał, nie przerywając jej. Za to była mu wdzięczna. Po prostu dał jej
możliwość wyrzucenia wszystkiego co gromadziło się w niej, a teraz znalazło
ujście.
***
Wyszła z zajęć na tyle pochłonięta gmeraniem w swojej torbie
i szukaniem drobnych, że nie zauważyła Taylora siedzącego na parapecie w
towarzystwie kilku kolegów. Obserwował ją z uśmiechem. Uwielbiał ten jej wyraz
twarzy, zafrasowany z domieszką złości. Nic dziwnego, że nie miała taką minę,
nikt nie znalazłby nic w kobiecej torebce. Po chwili przystanęła przy maszynie
z napojami i triumfalnie uśmiechnęła się wrzucając kilka monet do przegrody, w
międzyczasie wyciągając z torby jakąś książkę. W końcu przysiadła na podłodze
podkładając sobie sweter pod tyłek, by chociaż w taki sposób zmniejszyć
niedogodności związane z remontem biblioteki. Jedynym miejscem gdzie można było
w cieple i na spokojnie oddać się przyjemnościom czytania. Po kilku minutach
towarzystwo rozeszło się i skierował swoje kroki w stronę Jessie, nie będącej
na pewno w tym świecie.
Była
cholernie zaciekawiona książką, z każdym słowem, z każdym przeczytanym wyrazem
coraz bardziej oddalała się od rzeczywistości. Kochała to uczucie, więc
pochłaniała strony jedna za drugą, do momentu gdy pewne sytuacje, zdania nie
zaczęły jej się składać w jedną całość. Gdyby nie przyjaciel, który przysiadł
się obok na pewno zatraciłaby się bez reszty, a co gorsza ktoś na pewno
zebrałby grubą książką w łeb.
-Nienawidzę takich książek.
-Niezłe przywitanie –
uśmiechnął się – cześć Jessie.
-Wiesz co mnie najbardziej
wkurza?
Jego uśmiech poszerzył się
w momencie gdy zignorowała to co do niej mówił.
-To, że gdy mam swoją ulubioną
postać, w tym przypadku chłopaka, który kocha główną bohaterkę to okazuje się
że nie będą razem tylko zwiąże się z
jakąś ciapą bo inaczej nie mogę tego nazwać. Nawet nie mam zamiaru doczytać
tego do końca..
Wskazała ruchem głowy na
książkę spoczywającą przy jej nodze. „Kosogłos”.
-Nie doczytałaś do końca i
się już wściekasz?
-Nie wytrzymałam i
przeczytałam ostatnią stronę.
-Co zrobiłaś? – parsknął
śmiechem.
Czego się po niej
spodziewał, przecież była do tego zdolna, ale jej mina go rozbroiła. Była
wściekła, rozczarowana i bóg raczył wiedzieć co jeszcze, a wszystko przez nie
takie zakończenie jakiego się spodziewała.
-Bardzo śmieszne –
warknęła, przymykając oczy – musiałam sprawdzić. I dobrze, przynajmniej wiem,
że nie tknę tej książki, a przynajmniej nie teraz.
-No a co takiego zrobił ten
facet, czy kto tam, że wybrała, jak to określiłaś, ciapę?
-A skąd mam wiedzieć, nie
wiem.
-To może warto sprawdzić?
Może czymś ją zdenerwował?
-Gale to uosobienie męstwa,
odwagi, czułości.. ach.. – westchnęła z uśmiechem – wolę mieć o nim takie
zdanie. Nie przeczytam, koniec kropka.
-Jesteś dziwna.
-Pff, strasznie mnie to
martwi, wiesz?
-No domyślam się.
Taylor oparł się wygodnie o
ścianę, o ile taką pozycję można było nazwać wygodną, i obrócił głowę w jej
stronę, nadal widząc jej zaciętą minę. Pamiętał kiedy pierwszy raz zastał ją
płaczącą przy książce. Już wtedy wiedział, że wkłada całe serce w czytanie, a
dopiero później zauważył że wszystko co czyta wsiąka w nią jak w gąbkę. Gdy
przeczytała coś, co źle się skończyło potrafiła przez dzień, dwa chodzić jak
zombie. Jednak większość kończyła się happy
endem i to przyczyniało się do tego, że tryskała takim optymizmem jakim nie
widział jeszcze u nikogo. To była cała ona.
-Daj już spokój, jedźmy po
zajęciach gdzieś to ci przejdzie.
-Jak może mi przejść?
Rozczarowałam się. Pierwsza część trylogii, Igrzyska
śmierci były cudowne. Kolejna W
pierścieniu ognia, rewelacja, ale to nie może się tak skończyć, ona miała
być z Gale’m a nie z tym.. – jęknęła niezadowolona – chyba bardziej nie byłam
rozczarowana.
-Chodź.
Wstał i wyciągnął w jej
kierunku rękę. Spojrzała na niego z zainteresowaniem i domieszką wściekłości,
której nie udało się do końca zatuszować. Jednak po chwili wstała, pozwalając
sobie pomóc. Nie minęła chwila jak znaleźli się na parkingu.
-Gdzie masz auto?
-Pod domem, opona.
-To czemu nie dałaś znać,
przywiózłbym.. dobra nieważne. Wsiadaj.
-Co?
-Wsiadaj i nie gadaj, limit
jęczenia na dzisiaj, już wyczerpałaś.
Posłusznie wsiadła chociaż
nie była do tego skora, poddała się. Wystarczająco się dzisiaj nawściekała,
żeby jeszcze teraz to robić. Godzinę później parkowali przy molo. I musiała
przyznać, że widok poprawił jej nastrój, nie przysłoniła tego nawet wizja
opuszczenia zajęć. Kochała to miejsce.
-Przeszło ci?
-Dlaczego zawsze przywozisz
mnie nad wodę?
-Bo tylko to cię uspokaja.
-Nie sądziłam, że aż tak
dobrze mnie znasz – zaśmiała się grzebiąc w torbie – gdzież ona jest?
-Naukowcy udowodnili, że z
zawartością damskiej torebki w dżungli można przeżyć pół roku..
-Naukowcy nie wiedzieli o istnieniu
mojej torebki, nic w niej do cholery nie mogę znaleźć.
W końcu wyciągnęła szminkę
i przejechała nią po ustach, czując jak kremowa konsystencja nawilża wargi.
Taylor przyglądał się tej czynności przez chwilę po czym wysiadł. Były momenty
kiedy nie mógł na to patrzeć, bo pragnął jej jeszcze bardziej, jakby teraz było
za mało zamieszania z tym całym uczuciem do niej. W pamięci miał obraz sprzed
kilku dni, gdy znalazł ją na cmentarzu zapłakaną, załamaną, samą. Fala uczucia
uderzyła go wtedy z podwójną, nie, z potrójną siłą niszcząc postanowienia jakie
wciąż sobie stawiał. Postanowienie zapomnienia o Jessie.
Westchnął bezgłośnie
przeklinając na siebie w duchu i dołączył do uśmiechniętej dziewczyny.
***
Pierwsze krople zaczęły uderzać o szybę i parapet wydając
głuche dźwięki. Wpatrywała się w nierówną drogę jaką pokonywały by dotrzeć do,
tylko im znanego celu. Pędziły jedna przed drugą, a wraz z nimi jej palec na
szybie. Jednak po chwili już nie odróżniała poszczególnych ścieżek, więc
niechętnie wstała i przeniosła się na łóżko. Dzisiejszego dnia jej energia
życiowa była równa zeru, o ile nie mniej, dlatego też siedziała teraz w swoich
czterech ścianach. Czasami potrzebowała czasu tylko dla siebie, zastanowić się
nad przyszłością, w spokoju.
Usłyszała dźwięk tłuczonego
szkła i głośne przekleństwo gdzieś z głębi domu i jej spokój prysł jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Siedziała na łóżku, prawie nie oddychając,
nie ruszając się nawet o milimetr, nasłuchując. Po ostatniej pomocy jakiej
chciała udzielić matce, wylądowała na pogotowiu z ręką do szycia, to ją
nauczyło jednego. Dwa razy pomyśl zanim zaproponujesz matce pomoc. Na każdym
kroku uzmysławiała sobie, że matka od dłuższego czasu nic do niej nie czuła,
gdyby tylko można było pozbyć się ot tak dzieciaka, na pewno zrobiłaby to już
dawno, ale ojciec zadbał o to by matka tego nie zrobiła. Co miesiąc, od
prawnika dostawała pieniądze na córkę i na nią samą, miała z niej dodatkowe
pieniądze. Jessie zdawała sobie z tego sprawę już od dawna, jednak nadal takie
myśli powodowały nieprzyjemny ucisk w żołądku. Przekleństwa ucichły na wskutek
pukania do drzwi. Jessie nadal nasłuchiwała, ani myśleć rezygnować z
ostrożności. Usłyszała męski głos.
-.. cholerna pogoda, na pewno chcesz tam.. w taką..
Słowa stawały się
niewyraźne, zagłuszane przez deszcz. Ostrożnie podeszła pod drzwi, jak
najciszej stawiając kroki. Głos matki odezwał się dopiero po chwili, albo
mówiła już wcześniej tylko ona nie była w stanie wyłapać słów. Miała ochotę
obrócić się w stronę okna i zrobić głośnie „ciiii” tak by chociaż na chwilę
mogła podsłuchać rozmowę.
-.. się stąd wyrwać..
-..wszystko?
-..tak..
Odgłos
zamykanych drzwi był na tyle głośny, że podskoczyła w miejscu, po czym pacnęła
się otwartą dłonią w czoło, nie przestając podziwiać swojej odwagi. Opadła z
powrotem na łóżko, wypuszczając ze świstem powietrze. Ledwo przyłożyła głowę do
poduszki, jej telefon zawibrował. Spoglądając na wyświetlacz, zastanawiała się
czy odebrać, w końcu jednak nacisnęła zieloną słuchawkę.
-Chyba
cię nie obudziłem?
-Nie,
chociaż przy takiej pogodzie nie chce się robić nic innego jak tylko spać.
-Hawks
szkoda czasu na spanie.. masz ochotę na chińszczyznę?
-Nie
mam na nic ochoty, tylko spać.
-Wystarczyłoby
mi twoje towarzystwo, możesz spać. Tylko ty mi zostałaś – jęknął – chłopaki na
wyjeździe.. Jessie..
-Rany,
Taylor, twoje jęczenie doprowadzi mnie kiedyś do szaleństwa..
Wiedziała,
że chłopak, mimo iż uraczyła go złośliwościami, nie weźmie sobie tego do serca,
wręcz obracał wszystko w żart. Może to właśnie była jedna z rzeczy które w nim
tak lubiła? Może dlatego miała ochotę na jego towarzystwo?
-..
za ile będziesz?
-Stoję
na parkingu obok mostu..
-Czyli
mam jakieś kilka minut na ubranie się – westchnęła.
-No
wiesz Hawks.. jak dla mnie możesz być nago.. nie będzie mi to w żaden sposób
przeszkadzać.
-Spadaj
idioto.
Rozłączyła
się narzucając na gołe ramiona szary, wyciągnięty sweter, będący zaskakująco miękkim,
jak na ilość prań, którymi został potraktowany. Do nozdrzy dotarł zapach
jaśminu, odetchnęła głębiej, tak by słodycz wypełniła całe jej płuca, po czym
skierowała się w stronę drzwi wejściowych.
***
Siedziała
zamyślona przy grobie. Jej głowę zaprzątały obrazy z przeszłości, ojca, matki,
starała znaleźć jakieś dowody na potwierdzenie słów jej rodzicielki. Nie wierzyła
w to, że ojciec był kłamcą. Nie wierzyła. Zaczynało się robić chłodno, ale nie
zwracała na to najmniejszej uwagi, tylko mocniej zacisnęła dłonie na ramionach.
Dzisiejszego dnia przynajmniej nie pokłóciła się z matką, ale dzień się jeszcze
nie skończył więc wszystko mogło się wydarzyć.
-Jessie?
Usłyszała znajomy głos za
sobą. Głos, którego nie słyszała od dobrych kilku lat. Odwróciła się
gwałtownie. Za nią stał chłopak o orzechowych misternie ułożonych włosach i
tego samego koloru oczach, uśmiechał się przyjaźnie, ale i nieśmiało, jakby nie
był pewny czy trafił na dobrą osobę.
-Jason?
Chłopak uśmiechnął się
szerzej.
-To naprawdę ty?
Podniosła się i po chwili
wahania przytulił ją. Czuła się dziwnie i niepewnie, przeszłość znowu powróciła..
Trzynastoletnia dziewczyna siedziała na trawie przed
grobem kogoś bliskiego, płakała ukrywając swoje łzy w drobnych dłoniach. Nie
chciała by ktoś jej współczuł, by się litował, by ktoś to widział. A jednak
widział. Czternastoletni wesoły chłopak idący z babcią pod rękę, wracając z
grobu swojego dziadka. Obserwował ją i zrobiło mu się przykro. Wtedy też jego
babcia skierowała kroki na pogrążoną w smutku ciemnowłosą.
-Jessie?
Dziewczynka wzdrygnęła się, unosząc na nich zamglony
wzrok. Podpuchnięte i zaczerwienione oczy wydobyły głuchy jęk z kobiety.
Pochyliła się nad nią i pomogła jej wstać.
-Chodź kochanie, jest zimno, zabieram cię na
herbatę.
-Cześć Jessie, jestem Jason – wesoły chłopak
wyciągnął dłoń w stronę przygarbionej, smutnej Jessie.
-Cześć – uścisnęła jego dłoń, chłodną ale dziwnie
przyjemną.
-Zadzwonię do twojej mamy, żeby się nie martwiła.
Wraz z wypowiedzianym zdaniem, jej oczy zrobiły się
wielkie jak spodki. Już wtedy matka krzyczała na nią o co tylko mogła,
znajdując coraz to więcej sposobności. Bałagan, nie umyty talerz, oceny,
skarpetka leżąca na podłodze, dosłownie wszystko. Awantury były na porządku
dziennym.
-Mama pracuje do późna – skłamała pocierając
zmarznięte ramiona na co chłopak ściągnął swoją kurtkę i podał ją dziewczynie.
-Masz.
-D-dziękuję – wyjąkała.
-W takim razie jedziemy na herbatę, odwiozę cię za
godzinę do domu. Dobrze?
-Dziękuję pani Sloan – wyszeptała uśmiechając się
przyjaźnie.
Wpatrywała się teraz w
niego nie mogąc uwierzyć, że przez pięć lat, ponad pięć lat można się tak
zmienić. Stał przed nią mężczyzna, bo już nie chłopiec, który nijak nie
przypominał jej tego zapamiętanego. Jedyne co się nie zmieniło to pełne życia
wesołe oczy i szeroki uśmiech.
-Zmieniłaś się.
-Ty też – uśmiechnęła się –
co ty w ogóle tu robisz?
-Musiałem odwiedzić babcie,
zdecydowanie za długo schodziło mi z tym.
-A jak Paryż? Twoja babcia
mówiła mi że tam dostałeś się na studia.
-Masz czas na babeczkę?
Skinęła głową.
-W zajeździe nadal podają
te pyszne babeczki i torciki?
-No pewnie, to się nie
zmieniło.
-To chodźmy – spojrzał na
nią – Nie wierzę że cię spotkałem..
Uśmiechnęła się nie odpowiadając.
Ona też nie wierzyła.
Kwadrans później siedzieli naprzeciwko siebie przy jednym ze
stolików. Buzie im się nie zamykały,
wspominając przeszłość, przygody, wygłupy.
-A to drzewo nad rzeką z
naszą huśtawką?
-Przykro mi ale jakiś rok
temu po burzy złamało się, tak samo jak nie ma już tego mostku z kamieni przy
nim.
-Szkoda, trochę tam przygód
zostało. Pamiętam jak wpadłaś tam w tą wielką sadzawkę – zaśmiał się głośno –
wyglądałaś bajecznie.
-Przestań, myślałam że w
ogóle się stamtąd nie wydostanę. A ty zamiast mi pomóc to stałeś jak głupek na
brzegu i tarzałeś się ze śmiechu, umierałam ze strachu.
-Ale w końcu ci pomogłem.
-Tak, jak zaczęłam ryczeć.
Wsadził sobie do ust
kawałek babeczki i spojrzał na nią.
-Cieszę się, że cię
spotkałem. Pytałem się babci o ciebie, powiedziała mi że często jesteś na
cmentarzu.
-To się nie zmieniło..
-Masz kogoś?
-Bezpośredni jak zawsze.
Nie, nie mam, a ty?
-Spotykałem się ostatnio z
pewną Francuzką, gorąca jak..
-Przestań – szturchnęła go
w ramię – nie mam ochoty znowu wysłuchiwać o twoich podbojach łóżkowych i
sercowych..
-.. jak chcesz – uśmiechnął
się, ukazując rząd bielusieńkich zębów – rozeszliśmy się niedawno, przyjechałem
na kilka dni i znowu wracam.
-Zostajesz tam na stałe?
-Nie wiem, zobaczymy za pół
roku. Cholernie tęsknię za rodziną, za znajomymi, za Dallas, ale nie wiem, nie
mam najmniejszego pojęcia co zrobię. Paryż jest piękny, ale to nie Dallas.. –
machnął dłonią – a ty? Co dalej?
-Myślałam o jakiś kursach
na architekturze, robię projekty dla ojca mojego przyjaciela i jak na razie
jakoś daję radę..
-Przyjaciela? – zdziwi się.
-Tak, mam przyjaciela,
kilku znajomych. Zmieniło się sporo, ale wciąż jestem tą samą dziewczyną którą
znasz..
-Cieszę się – przykrył
swoją dłonią jej dłoń leżącą na stoliku, po czym uśmiechnął się szeroko.
Tak, ten uśmiech
zapamiętała najbardziej.
Taylor
przechodził przez ulicę gdy jego wzrok dostrzegł znajomą sylwetkę dziewczyny.
Serce zabiło mu mocniej, ale wtedy jego wzrok zatrzymał się na osobie siedzącej
na wprost niej i trzymającej jej dłoń. Chyba śnił, nie zawierzał temu co
widział. A jednak. Już chciał się wycofać, jednak Jessie spostrzegła go i
pomachała radośnie, przez co i towarzysz się obejrzał. Nie zostało mu nic
innego jak odmachać, udawać twardziela. Zobaczył że Jessie macha na niego,
dając mu znaki by do nich dołączył. Jęknął głucho. Wszedł do kawiarni z
przyklejonym do ust uśmiechem i stanął przy stoliku i pochyliwszy się
nieznacznie, cmoknął Jessie w policzek.
-To jest właśnie mój
przyjaciel o którym mówiłam, Taylor, a to jest Jason, wnuczek pani Sloan –
przedstawiła ich sobie i mężczyźni uścisnęli sobie dłonie.
-Wybaczcie, ale muszę
uciekać.
-Stało się coś?
-Nie, jadę do Austin na
weekend. Także miło było poznać – spojrzał w stronę chłopaka, po czym przeniósł
wzrok na Jessie – widzimy się w poniedziałek.
-Jasne – przypatrywała się
mu przez kilka sekund, jakby z jego oczu miała wyczytać czy nie kłamie –
pozdrów rodziców, no i Tony’ego.
-Załatwione, cześć.
Pożegnał się i w pośpiechu
opuścił lokal. Nie mógł znieść tego spojrzenia, którym Jason obdarował jego
przyjaciółkę. Chociaż z drugiej strony powinien być szczęśliwy, widząc ją
radosną, uśmiechniętą. Przełknął ślinę. Znowu postanowił wyzbyć się tego chorego
uczucia, bo to go wyniszczało, zastanawiał się tylko który to już raz miał
takie postanowienie. Pięty? Dziesiąty? To nie miało najmniejszego znaczenia.
***
Jason wyjechał po kilku dniach. Było jej w pewien sposób
smutno. Lubiła go, może nie było to coś większego ale lubiła z nim przebywać.
Przez te kilka dni, spędzali możliwie jak najwięcej czasu, śmiejąc się do łez
ze wszystkiego, co przyszło im do głowy. Dziwiło ją jedynie zachowanie Taylora,
miał wrócić w poniedziałek, a tu była już środa a on wciąż siedział u rodziców,
dodatkowo dziwił ją fakt, że nie dzwonił, nie pisał tak jak zwykle. Wysłał jej
tylko jakiegoś zdawkowego sms-a z informacją, że przedłuża sobie weekend. W
sumie nie musieli się martwić o zajęcia, mieli tydzień wolnego, ale myślała że
gdzieś się wybiorą. Brakowało jej go. Musiała przyznać, że Taylor przyzwyczaił
ją do siebie, do tego swojego temperamentu.
Zawsze był, ot tak po prostu był. Najlepszy przyjaciel pod słońcem. A
teraz nagle czuła się tak jakby go zabrakło. Chyba najzwyczajniej w świecie się
nudziła. Przeciągnęła się na łóżku i wtuliła głowę w poduszkę. Po chwili
powieki same zaczęły ciążyć.
Wpatrywał się w telefon, bijąc z myślami. Jedne myśli
zagłuszały drugie, ani na chwilę nie cichnąc, istna batalia. Przekręcił się na
plecy i utkwił wzrok w sklepieniu sufitu. Wciąż w pamięci miał jej uśmiech,
rumieńce gdy zobaczył ją z tym całym Jasonem. Zacisnął pięści. I nagle dotarło
do niego to jak się zachowuje, był zazdrosny. Pierwszy raz był świadomie
zazdrosny o swoją przyjaciółkę, w której najzwyczajniej w świecie się zakochał.
Chciał w jakiś logiczny sposób przeanalizować to uczucie, ale to była jak walka
z wiatrakami. Serce biło mu jak szalone, gdy uniósł dłoń z komórką i wykonał
połączenie. Jeden sygnał, drugi.
-Nareszcie znalazłeś czas?
– wychrypiała zaspanym głosem.
Zatkało go w pierwszej chwili.
-C-co?
-Zapomniałeś już o mnie
Higgins?
-Ta – prychnął pod nosem –
tak wkurzającej i poplątanej osoby nie da się zapomnieć, to ci zostaje na
psychice.
-Wypchaj się. Dzwonisz po
to żeby o sobie przypomnieć i podnieść mi ciśnienie?
-Co tam u ciebie?
-Moje życie osobiste nie
jest zbytnio ekscytujące, więc niewiele się tu dzieje.
-Jeżeli nie masz nic do
roboty to przyjadę po ciebie, co ty na to?
-Jest późno..
-To nie problem Jessie.
Rodzice by się ucieszyli..
Ja też..
dodał w myślach, nie odważając się wypowiedzieć tego na głos. Wstał z łóżka
szybko się ubierając. Chciał jak najszybciej zobaczyć Jessie.
-No nie wiem.
-Dobra, ja wyjeżdżam a ty
się spakuj, z tobą inaczej się nie da. Za godzinę powinienem być na miejscu,
będę czekać przy moście.
-To widzimy się za godzinę.
-No, grzeczna dziewczynka.
Zaśmiał się cicho,
otwierając już drzwi do auta, po czym skierował się na międzystanową. Spieszył
się, cholernie spieszył się by wreszcie ją zobaczyć, przytulić, poczuć.
Zdecydowanie zasługiwał na miano świra.
***
Jessie nasłuchiwała czy matka już śpi, ale co jakiś czas zza
drzwi dało się usłyszeć jakieś dźwięki. Wolała nie ryzykować spotkania jej,
więc uchyliła okno. Do środka wdarło się chłodne powietrze, zadrżała. Z zimna,
a może ze strachu? Nie, nie bała się, bo takie wymykanie stało się pewnego
rodzaju rutyną. Matka i tak nie zwracała najmniejszej uwagi na to co się z nią
działo, pochłonięta w swoim zamroczonym świecie pełnym alkoholu i bóg raczył
wiedzieć czego jeszcze. Zrzuciła torbę nadal nasłuchując. Nic. Znalazła się w
wilgotnej trawie, mocząc do łokci rękawy swojej kurtki. To było bez znaczenia.
Obracając się i zakradając, w końcu biegła przed siebie. Kilka minut zajęło jej
dotarcie do mostku, gdzie stał już przyjaciel. Przyjemnie było wreszcie go
zobaczyć. Otworzyła drzwi i wślizgnęła się do środka, całując go w policzek.
-Higgins stęskniłam się za
twoją buźką.
-No proszę, chyba częściej
będę robić sobie takie wypady.
-Mam dla ciebie wiadomość.
Twoja przyjaciółka – wskazała palcem na siebie gdy tylko ruszył – czyli ja,
zapisała się na hiszpański.
-Na co?
-Na hiszpański.
-Za dużo hiszpańskich
seriali.
-Nic na to nie poradzę, że
rajcuje mnie hiszpański aktor – zaśmiała się – ale nie o to chodzi,
postanowiłam coś zmienić i hiszpański wydał mi się dobrym pomysłem. Myślałam że
mnie pochwalisz.
Zrobiła naburmuszoną minę
co skomentował głośnym parsknięciem.
-Jak dziecko.
-Przymknij się.
-Wiesz że będziesz chodzić
z Nate’m? Zastanawiam się nawet czy nie zmówiliście się, bo zaczął z początkiem
semestru.
-Nie rozmawiałam z nim i
raczej się na to nie zanosi.
-Nie przesadzaj, Nate jest
w porządku.
-Nie będę się spierać o to.
Powiedz mi lepiej co rodzice mówili gdy oświadczyłeś im że znowu przyjeżdżam,
bo powiedziałeś im prawda?
Spojrzała na niego,
wyczekując odpowiedzi. Uśmiechnął się. Gdyby powiedział dokładnie słowo w słowo
to jak zareagowali rodzice, chyba ze wstydu by się spaliła, zwłaszcza że nie
powiedział jej o tym iż przyjdzie jej spać z nim.
-Rodzice? Ucieszyli się,
jedynym problemem i zapewne tylko dla ciebie, będzie to że rodzice mają
znajomych w domu..
-Co???
-Wiedziałem.. kilku
znajomych to dla ciebie ogromny problem, przecież inaczej nie mogłoby być –
wciąż uśmiechał się widząc jej ściągnięte brwi – ale to jeszcze nie wszystko..
najlepsze zostawiłem na koniec.
-Coś ty wymyślił?
-Noc spędzisz z cudownym
mężczyzną, który się za tobą stęsknił.
-No to mnie przekonałeś –
wymamrotała pod nosem odwracając głowę – mogłeś powiedzieć mi to gdy dzwoniłeś.
-Czy wtedy dałabyś się
namówić na wyjazd?
-Nie.
-Właśnie. Już wiesz
dlaczego tego nie zrobiłem.
-Wkurzasz mnie tak bardzo,
że nie znajduje słów by to wyrazić.
-Hawks, przyzwyczaiłem się
i tobie też radzę to zrobić.
Prychnęła pod nosem,
wpatrzona w ciemność za oknem. Wolała oglądać to, niż ten cwaniacki uśmiech przyjaciela.
Czasami, częściej niż czasami wyprowadzał ją z równowagi do tego stopnia, że
miała ochotę wrzeszczeć i bić, by tylko wyładować frustrację. Tak było i w tym
momencie. Miała ochotę mu przyłożyć, i to porządnie.
Siedziała na podłodze, przyszykowana już do spania, próbując
wrzucić sobie kulkę popcornu do buzi. Na dziesięć rzutów miała jedno trafienie,
reszta lądowała na podłodze i na niej samej. Taylor robił dokładnie to samo, z
tym że jego statystyki wyglądały dużo lepiej. Mieli przy tym sporo śmiechu, co
i tak nie zagłuszało dźwięków dochodzących z dołu. Impreza trwała w najlepsze.
-Chyba nie było tak źle?
-Mówię ci Carmen miała na
ciebie ochotę – zachichotała znowu nie trafiając do buzi.
Kulka potoczyła się w
stronę siedzącego naprzeciwko chłopaka.
-Jesteś nienormalna.
-To ty nie widzisz pewnych
rzeczy..
-A ty je niby dostrzegasz?
-Pewnie.. a Sharon –
zamruczała – niezła kocica z niej.
-Hawks uspokój się, ta baba
ma ze czterdzieści lat i nieudany botoks.
-To i tak nie zmienia
faktu, że miała na ciebie ochotę.
-No popatrz, popatrz. Nie
sądziłem, że jesteś w stanie dostrzec takie rzeczy – zaśmiał się cicho myśląc o
swoim uczuciu do niej.
-No pewnie, wyczuwam to
nosem.
Posłała w jego kierunku
kulkę popcornu, nie przestając się uśmiechać.
-Zdecydowanie powinnaś
sprawdzić co z twoim węchem.
Przestała się uśmiechać,
patrząc na niego podejrzliwie, jakby doszukując się sensu tego co powiedział.
-Możesz mi to wytłumaczyć?
-Widzisz coś czego nie ma.
-Naprawdę nie widziałeś
tego jak ona na ciebie patrzyła? Dosłownie pożerała cię wzrokiem.. nieważne –
podniosła się z podłogi, by po chwili schylić się zbierając okruchy, dowody ich
zabawy.
Poszedł w jej ślady
ukradkiem ją obserwując. Miała zmarszczone brwi, najwyraźniej intensywnie o
czymś milczała, i to zawzięcie, bo kompletnie wyłączyła się na otoczenie. Zadał
jej pytanie, ale nie odpowiedziała, więc usiadł na łóżku wpatrując się w nią
bez mrugnięcia okiem. Chwila minęła zanim ich spojrzenia spotkały się, pierwsza
spuściła wzrok kierując swoje kroki w stronę niewielkiego wiklinowego kosza, w
którym zaraz potem znalazły się śmieci. Między nimi dało się wyczuć swoistego
rodzaju napięcie, taka dziwna atmosfera. Wstał i podszedł do szafy, w której
był telewizor.
-Masz ochotę na film? Może
być nawet hiszpański.
Widząc jego szeroki
uśmiech, Jessie nie mogła się nie uśmiechnąć.
-Głupek.
-Horror? Będziesz mogła się
we mnie wtulać.
-Niedoczekanie twoje
zboczeńcu jeden. Sharon jest na dole, mogę ją zawołać – uśmiechnęła się
złośliwie.
-Spadaj Hawks.
Wcisnęła się pod kołdrę,
nie przestając chichotać, co chłopak skwitował głośnym prychnięciem,
ociekającym niezadowoleniem i zniecierpliwieniem jednocześnie.
Obudził się czując gładzące go po
torsie dłonie i oddech tuż przy szyi. Zdębiał. Był święcie przekonany, że
Jessie śpi i robi to nieświadomie, ale wtedy poczuł jak delikatnie przygryza
płatek jego ucha. Tym razem wstrząsnął nim silny dreszcz podniecenia, którego w
żaden sposób nie mógł opanować. Dotknął jej dłoni, a ona tylko mocniej splotła
ich palce przysuwając się bliżej. Odwrócił się powoli nie puszczając jej.
Napotkał spojrzenie szmaragdowych tęczówek. Przejechał wzrokiem po jej ciele.
Miała na sobie białą, prześwitującą koszulkę, a pamiętał że usnęła w tej
śmiesznej pidżamie w miśki. Kretyn, powinien palnąć się w czoło. Miał ją w
łóżku, ubraną tak że wszystko widział jak na dłoni, w dodatku robiła to o czym
tylko marzył, a on myślał o jakiejś durnej pidżamie w miśki. No naprawdę
prawdziwy mężczyzna. Poczuł jej usta na swoich, trochę zimne co go zdziwiło,
jednak zaraz zrobiły się ciepłe, a potem gorące. Widział jak pozbyła się
koszulki i zapłonął żywym ogniem, niczego bardziej nie pragnął. Położyła się na
nim, miał przed oczami jej ciało w całej okazałości. Tyle razy fantazjował o
niej, tyle razy wyobrażał sobie ją nagą, skąpaną w delikatnym świetle księżyca,
ale ten obraz nijak miał się do tego co miał teraz przed sobą. Jej cudowna
twarz, delikatnie drżące usta i to ciało, które doprowadzało go do czystego
szaleństwa. Kochali się. Zapamiętywał wszystkimi zmysłami tą chwilę.
-Chodź pokaże ci coś – pochyliła się nad nim
szepcząc do ucha.
Chciał zaprotestować, chciał trwać z nią w
splecionym uścisku, jednak ona nie czekając na nic wstała i założyła tą swoją
koszulkę i po prostu wybiegła na taras.
-Hawks jest zimno..
W odpowiedzi usłyszał jej cichy śmiech. Zerwał się z
łóżka, w pośpiechu zakładając na siebie spodnie i koszulkę. Gdy znalazł się na
zewnątrz zdziwił się temperaturą, mógłby śmiało wybiec nago, tak było ciepło.
Gdzieś w oddali mignęła mu koszulka dziewczyny i przeskoczył przez barierkę,
chcąc ją dogonić.
-Wariatka – mamrotał pod nosem.
Raz po raz dostrzegał jej sylwetkę, po czym znikała
za drzewem. Wciąż słyszał jej śmiech. Gdzież ona do cholery biegła? W końcu
wybiegł na skraju lasu. Rozejrzał się. Nigdy tu nie był, ale wyraźnie słyszał odgłos
obijających się o skały fal.
-Co to za miejsce..
Uśmiechnęła się rozkładając na boki ręce, pochyliła
się do tyłu i spadła w przepaść.
-Jessie – krzyknął.
Obudził się zlany potem,
cały zdyszany i przerażony. Spojrzał w bok. Jessie spała zawinięta w pościel
tak, że ledwo ją dostrzegł. To był sen, pieprzony koszmar, a przynajmniej ta
druga część snu. Opadł z powrotem na poduszkę wciąż z trudem łapiąc oddech. Miał
w tym momencie gdzieś czy to co teraz zrobi, skończy się prawym sierpowym
dziewczyny, ale musiał ją przytulić. Nie zastanawiając się dłużej objął ją
ramieniem. Przebudziła się.
-Higgins coś ci już mówiłam
– wymamrotała.
-Jessie proszę, miałem zły
sen, po prostu tego potrzebuję.
-Bierzesz mnie na litość?
-Proszę..
-Ten jeden jedyny raz się
zgodzę, ale..
-Przestań już gadać –
uśmiechnął się – śpij.
Mimo, że była blisko i na
pewno już spała, on nadal nie potrafił przymknąć powiek. Wpatrywał się w Jessie
nie mogąc przestać myśleć o śnie, w nim była taka realna, ten dotyk, czuł go na
sobie. Przejechał dłonią po czole wyczuwając pod opuszkami palców drobne
kropelki potu. Nie pozostało mu nic więcej, jak tylko wtulić się w dziewczynę,
by znów poczuć jej ciepło.
Zostałaś nominowana do Liebster Award ~ !
OdpowiedzUsuńBickslow : Więcej informacji znajdziesz tutaj -> http://fairy-tail-love.blogspot.com/p/liebster-award.html
Pozdrawiam ~ !
~Reneé
PS. Zaraz biorę się za czytanie tego cuda ~ !
AH ten Taylor i jego fantazje :D No nie można go winić przecież to facet, ale to ty to napisałaś więc ty jesteś zboczona a nie on :D
OdpowiedzUsuńDobra Dobra koniec o zboczeniu bo przecież każdy wie że jesteś zboczona :D Rozdział jest piękny począwszy od Igrzysk śmierci przez Jasona (który może spadać na krzaki xd) aż do tych snów Taylora. No więc to tyle z mojej strony, jak będę cię za bardzo chwalić to jeszcze sodówka ci uderzy do głowy :D Buziaki salaterko :*:*:*
Nareszcie ci ja to przeczytałam ~ ! Gomene, wcześniej brakło po prostu czasu :(
OdpowiedzUsuńYhym, yhym...
Rozdział cudny ~ ! Tak jak przewidywałam.
Hmm... Jason... Lubić go, czy nie?
Bickslow : Lepiej nie, bo jak go polubisz to jeszcze będziesz później żałować tego, znając ciebie.
W sumie masz rację. Jak ty mnie znasz... Lepiej paringować Jessie z Taylorem xD
Ale on miał koszmar. Znaczy najpierw było fajnie, a potem strasznie...
Kochana, buziam, życzę weny ~ !
~Reneé
Ja pierd....
OdpowiedzUsuńJason? Niech spada cholerny żabojad, Taylor zawału przez niego dostanie! Jak Jessie może mu to robić -.-
Historie z ojcem, wspomnienia i jej łzy - aż chciało mi się płakać, tak mi jej żal było. Coż poradzić, twoje opowiadanie cholernie silnie na mnie oddziaływuje...
Nieudane zakończenie książki i hiszpiański? Powinnaś dobrze wiedzieć dlaczego przy tym śmiałam się jak idiotka - szczególnie przy tym pierwszym :D Kochanie moje :* ^^
No a końcówka... jak zaczęłam czytać początek napaliłam się zapewne bardziej niż Taylor hahaha xD Ale po chwili pomyślałam - to nie możliwe, ona na pewno robi z nas... (wyraże się pewnym imieniem z mojego opowiadania) robi z nas Fuyu :D I to jest sen. I co? Miałam racje :P Ale końcówke miałam przed oczami jak żywą, przeraziłam się! Ale boski T zachował się tak słodko, że sama miałabym ochotę go wytulić :D Normalnie co raz bardziej go uwielbiam <3 A co do snów, wiem jak można się przerazić, ostatnio mi się śniło (w skrócie) że mój kochany chce mnie zostawić bo jest gejem O.o Boże, to co widziałam w tym śnie... mimo, że miał faceta wyglądający prawie jak pewien hiszpański aktor o którym tu pisałaś to było straszne (jak ten mój mógł go wziąść dla siebie, to nie wybaczalne hahahaha ^.^ - ale tak na serio, masakra...)
Dobra nie spamię ci już i nie zanudzam, rozdział jak zwykle tryska wszechobecną zajebistością i chwała Ci za to, życzę tobie i pewnej księżniczce duuuużo zdrówka :* Twoja Yasha :D
Ale długi koment wyszedł :O Ale tak dobry i długi rozdział zasługuje na to :* Buziaczki ^.^
UsuńOjejku co za rozdział! Nie wiem od czego zacząć ;p
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta rozmowa matki z jakimś goście. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale dowiem się co nieco. :) Już myślałam, że Jessy zakocha się w tym chłopaku! Normalnie już szykowałam więzy aby cię udusić, kiedy okazało się, że on tylko na kilka dni i wyjeżdża do Paryża. Uff... ulżyło mi i odstawiłam więzy na bok. Jednak wtedy Tayler nie pojawia się. No to biorę kija i mówię " Teraz to już mi się nie wywiniesz" No ale wtedy do niej dzwoni i zaprasza do rodziców xd No i do tego ten sen! O matko aż zaprało mi dech przy początku! Koniec był jeszcze straszniejszy! To było takie słodkie jak się do niej przytulił ^^ miałam ochotę zrobić " OOO..." :)
Pozdrawiam i całuję ;* Czekam na kolejny rozdział :)
W Taylorze lubię jego fantazje o Jessie, droczenie się z nią mimo uczucia, jakie w nim panuje, to sprawia, że chłopak jest sobą ;3 A Jessie... Przynajmniej odwzajemnia przyjaźń i jest dobrze, chociaż ciekawi mnie, jakby wyglądał rozdział o tym, że w końcu są razem. I naprawdę, jak ty to robisz? Jeden rozdział, a zawsze jest długi i wyczerpujący, kiedy się skończy, mam wyraźny niedosyt. Pozdrawiam ciepło i cierpliwie czekam na nowy rozdział! ;3
OdpowiedzUsuńJezu...to opowiadanie jest świetne! Na twojego bloga trafiłam przypadkowo, ale z ciekawości zaczęłam czytać pierwszy rozdział, potem drugi, trzeci... i tak w ten oto sposób w trzy dni połknęłam całą historię i teraz jestem na bieżąco. Brak mi słów, żeby powiedzieć jak bardzo mi się to podoba :) bohaterowie wspaniali, a ich teksty czy zachowania nie raz zwalały mnie z krzesła, strasznie się uśmiałam. No niech mi ktoś wytłumaczy dlaczego opowieści takich jak te nie wydają jako książki, a nie to co niektóre będące teraz w księgarniach. Twoje dzieło przebija wiele książek, które udało mi się przeczytać, a czytam sporo, więc...no szacun :) Mam nadzieję, że przez długi czas nie zakończysz tego opowiadania i będziesz pisać tak świetnie jak do tej pory. Weny życzę i nie mogę się doczekać następnej notki.
OdpowiedzUsuń~Vi-chan
Nova: kochana przeciez wiesz ze jestem zboczona ale nadal wmawiam sobie ze tylko w malym stopniu :D a z ta salaterka to mnie rozbroilas hahaha.. :*
OdpowiedzUsuńRenee: mam plany wzgledem Jasona wiec kto wie, moze paring Taylor Jessie nie bedzie juz taki oczywisty :x :* heh nie zdziwie sie jak mnie zlinczujesz :P
Yasha: ufff dzieki ze ja nie mam takich snow, toz to koszmar :O :D co do ksiazki i hiszpanskiego hmm czasami sytuacje w realu znajduja sie tutaj :P i ciesze sie ze tak na Ciebie wplynely wspomnienia :* o to w tym chodzilo :)
Alice: Ty mi nikogo do cholery nie usmiercaj i nie bij (zwlaszcza teraz, a przy tym co szykuje powinnas zachowac sily :D) hahaha.. Oni maja zyc :D i obiecuje ze facet sie jeszcze pojawi :*
Heladas: dzieki za mile slowa :) tak na serio boje sie tego ich zblizenia zeby Was nie rozczarowac.. Mam nadzieje ze wszystko mi sie uda :D i jeszcze raz gratuluje ksiazki :*
Vi-chan: gdy przeczytalam Twoj komentarz zakrztusilam sie napojem a moja geba z sekundy na sekunde stawala sie coraz szersza :D strasznie dziekuje za tak cudowne slowa i mam nadzieje ze kolejne rozdzialy przypadna Ci do gustu :*
Moje kochane, z calego serducha chcialabym Wam podziekowac za te slowa. Komentarze ktore tu zostawiacie sprawiaja ze chce mi sie pisac i wiem ze to co robie ma sens. Dziekuje jeszcze raz :* caluje i sciskam kazda z osobna :*