***
Od pół godziny miał zamknięte oczy, tak by Tony przestał mu
wreszcie zawracać głowę rozmowami na temat przyjaciółki, już bez tego o niej
myślał. Przez te dwa dni nie wymyślił co się stało i dlaczego tak się stało,
dlaczego czuł się przy niej dziwnie. Możliwe, że przez to iż ostatnie trzy
tygodnie spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, tak jakby chciał jej wynagrodzić
pieprzone zachowanie Liama, jakby chciał jej pokazać, że nie każdy jest takim
kretynem jak on. Wmawiał sobie, że to musiała być właśnie ta przyczyna. Innego
wyjaśnienia nie miał, nie chciał nawet dopuszczać do siebie myśli, które na
głos wypowiedział Tony, że mógłby się zakochać. Otworzył oczy i to był jego
błąd.
-O, widzę że już nie śpisz.
-Czego – jęknął.
-Mogę się u ciebie
przekimać? Jest już późno, a nie chce mi się wracać do domu.
-Jasne.
Oparł się głową i zapatrzył
na ciemne plamy pobocza, oświetlane reflektorami lamp ich samochodu. W końcu
powieki zaczęły mu ciążyć i nie wiedząc kiedy zasnął. Obudził się dopiero gdy
Tony szarpnął go za ramię.
-Wstawaj śpiąca królewno.
-Już? – przetarł oczy i
przeciągnął się.
-Jestem padnięty, marzę
tylko o łóżku i spaniu.
-Jest dopiero jedenasta.
-Pięć godzin cholernej
jazdy za kółkiem cwaniaczku, robi swoje.
Wysiedli z auta i chwycili
torby w dłonie. Po chwili starszy z braci padł jak długi na łóżko, a Taylor
rozejrzał się po pomieszczeniu i jedyne co mu przyszło do głowy to spacer.
Trochę tlenu nikomu jeszcze nie zaszkodziło, prychnął pod nosem. Nie chodziło o
żaden spacer, czy dotlenienie. Chodziło tylko o to by wreszcie się z nią
zobaczyć. Wyszedł z mieszkania i narzucając sobie na głowę kaptur, mocniej
wcisnął dłonie w kieszeń bluzy. Zrezygnował z jazdy samochodem, więc czekało go
dobre czterdzieści minut szybkiego chodu. Nie przejmował się tym zbytnio,
potrzebował ruchu.
Niecałą godzinę później stał już pod jej domem, ukryty w
wysokich, rozłożystych sosnach. Mimo że było ciemno, on wolał nie ryzykować,
chociaż z drugiej strony, gdyby ktoś tu go nakrył od razu wylądowałby w
areszcie. Potem tłumaczenia, wyjaśnienia, czym narobiłby Jessie kłopotów.
Przeklął pod nosem, gdy nogą zahaczył o plastykową butelkę, wydającą przy tym
głośny dźwięk. Przystanął nasłuchując. Gdzieś zaszczekał pies, ale nic poza tym.
Wyciągnął z kieszeni telefon i wykonał połączenie patrząc w jej okno. Odebrała
po dwóch sygnałach.
-Śpisz?
-Prawie – ziewnęła. – Wróciłeś już?
-Mogę wejść?
-Jesteś pod oknem?
-Tak, ale wolałem najpierw
zadzwonić, żeby cię nie wystraszyć.
-Grzeczny chłopiec, no
wchodź.
Po chwili pakował się już
do pokoju. Zapaliła światło i wstała, zaplątując się przy tym w pościel, po czym
runęła tuż pod jego nogami. Pokręcił głową z uśmiechem, to właśnie cała Jessie.
-Rany, kiedyś naprawdę
zrobisz sobie krzywdę.
Przykucnął przy niej i
pomógł jej wstać. Znowu ogarnęło go to dziwne uczucie wraz z przyspieszonym
biciem serca. Gdy już wstała cmoknęła go w policzek i rzuciła pościel na łóżko.
Dopiero wtedy zobaczyła, że chłopak trzyma w ręku czteropaki piwa.
-Wybacz, ale dzisiaj nie
piję. Nie mam ochoty.
-Stało się coś?
-Nie, nie. Zostajesz czy
wracasz?
-Zostaje, już sobie
wyobrażam minę Tony’ego gdy się obudzi – zaśmiał się cicho.
-Tony jest u ciebie?
Skinął głową, siadając na
łóżku.
-Ładnie to zostawiać brata
samego w mieszkaniu, a samemu włóczyć się po sypialniach dziewczyn?
-Wypraszam sobie, nie
włóczę się, tylko dotarłem tam gdzie chciałem. Jest? – wskazał głową na drzwi.
-Tak, wróciła skądś godzinę
temu. Wydaje mi się, że z kimś się spotyka, bo wciąż rozmawia przez telefon.
Może się zmieni.. może..
Widział jej smutek i to ścisnęło
go za serce. Chciał widzieć tylko uśmiech na jej twarzy, a gdy tylko wspominała
matkę, kończyła się jej radość. To wtedy zawsze zmieniał temat, tak by oderwała
się od nieprzyjemnych rozmyślań.
-Chodź, kładziemy się.
Jutro pojedziemy do mnie i coś wymyślimy.
Położyli się, rozmawiali
jeszcze przez jakimś czas po czym oboje usnęli.
Gdy
Taylor obudził się rano jego dłonie przytulały ciało dziewczyny, jego głowa
opierała się o jej głowę i dotarł do niego zapach jej włosów. Żołądek skręcił
mu się niemiłosiernie, ale za nic w
świecie nie chciał się poruszyć. Ten widok mu się podobał, chciał się wtulić w
nią jeszcze bardziej, ale wtedy poczuł jak Jessie się przeciąga i przymknął
oczy. Nie czekał długo, aż jego dłoń zostanie strącona.
-Cholerny zboczeniec – wymamrotała
pod nosem wywołując delikatny uśmiech na ustach chłopaka.
-Która godzina?
-Koniec spania w jednym
łóżku – zaśmiała się cicho – za bardzo się do mnie przystawiasz.
-Ciesz się że obudziłaś się
w ubraniu, mogłem równie dobrze cię rozebrać – przeciągnął się.
-Coraz bardziej mnie
drażnisz. Idę wziąć prysznic, a ty się stąd nie ruszaj, żebyś czasem nie
natknął się na matkę, bo inaczej..
-Poczekam na ciebie żeby
pomóc ci się wytrzeć.
Tupnęła nogą i skierowała
swoje kroki do łazienki. Opadł z powrotem na poduszki, słysząc lejącą się wodę.
Chciałby znaleźć się tam razem z nią, mógłby.. nie! Nie mógł! Co się do cholery
działo? Przecież nie mógł myśleć o Jessie jak o kobiecie, mimo że była piękna,
sexowna.. nie! Czyżby Tony miał rację? Znowu pokręcił głową, siadając na brzegu
łóżka i ukrywając twarz w dłoniach.
-Dobrze się czujesz? –
poczuł dłoń na ramieniu i ocknął się.
Stała przed nim w obcisłych
szortach i bluzce w kratkę, która rozpięta była tuż przy piersiach ukazując
niewiele, reszta była w rękach wyobraźni. Uśmiechnął się pocieszająco, widząc
ją taką zmartwioną.
-Jasne, tylko że jestem
wyczerpany.. chyba się nie wyspałem – skłamał.
Doskonale znał przyczynę
swojego samopoczucia, stała tuż przed nim.
-Może pojedziesz do siebie
i po prostu się prześpisz.
-Nie, nie trzeba, szkoda
marnować czas na spanie. Gotowa? Jedziemy na śniadanie.
Wstał.
-Jessica!
Usłyszeli głos zza drzwi.
Kobiecy głos dochodzący z któregoś z pomieszczeń.
-Cholera..
-Mam zostać?
-Nie, ja ją zatrzymam w
kuchni i zaraz wyjdę, a ty..
-Poczekam przy moście.
-Dzięki.
Wyskoczył przez okno
chociaż miał ochotę zostać i w razie czego zareagować, ale wzrok dziewczyny
przekonał go że nie miał nawet co dyskutować. Chwilę później usiadł na murku.
Jessie
weszła do kuchni w której siedziała matka. Nie uraczyła jej spojrzeniem,
wpatrywała się w jakąś kartkę, marszcząc przy tym z niezadowolenia brwi.
Zastanawiała się co takiego skłoniło matkę do przywołania jej, przecież było
posprzątane, zakupy zrobione, tylko ta kartka w jej dłoniach.
-Wołałaś mnie?
-Jak masz zamiar to
zapłacić?
Rzuciła w jej stronę
świstkiem papieru mierząc ją wzrokiem. Dziewczyna spojrzała na rachunek za
części. Przecież wyraźnie prosiła, żeby go jej nie wysyłać. Serce zaczęło walić
jej jak oszalałe, bojąc się tego co może za chwilę się stać.
-Mam odłożone na naprawę.
-Trzeba pozbyć się tego
grata – warknęła matka.
-Ale ja nie mogę.. to
przecież taty.
-Nie będę płacić za coś co
wiecznie się psuje.
-Mamo, to jedyna rzecz
która pozostała mi po tacie, obiecuję że nie dołożysz ani grosza. Ten samochód
jeszcze pojeździ, poza tym potrzebuję go. Wiesz doskonale, że mam sporo
wyjazdów związanych z utrzymaniem stypendium – skłamała.
Matka wstała, na co Jessie
cofnęła się o krok. Jednak ta wyszła z kuchni i po chwili dało się słyszeć
trzask zamykanych drzwi. Odetchnęła z ulgą. Wytrzymać tylko rok.
Nie chciała zostawać tu
dłużej, chwyciła torbę i wypadła jak burza z domu. Kilka minut zajęło jej
dotarcie do celu. Już z oddali widziała jego sylwetkę. Pochylał się zatopiony w
swoich rozmyślaniach.
Usłyszał
kroki i podniósł głowę. Biegła w jego stronę. Zerwał się na równe nogi, sądząc
że mogło coś złego się stać, jednak ona po chwili uśmiechnęła się. Przystanęła
przy nim oddychając ciężko.
-Co chciała?
-Cholerni idioci z
warsztatu wysłali mi rachunek za części, chociaż ich prosiłam – pomachała mu
papierkiem przed nosem po czym wsadziła go niedbale do torby.
-Nic ci nie zrobiła?
-Nie. I przestań za każdym
razem myśleć że coś może mi się stać – uśmiechnęła się promiennie – został rok
i zacznę kursy, a co do twojego pomysłu to nie jest to taki zły pomysł.
-To znaczy?
-No wynajęcia czegoś razem.
Poczuł suchość w ustach,
proponował jej to kilka tygodni temu zanim poczuł to czego nie mógł zrozumieć i
mimo, że chciał z nią zamieszkać, ten pomysł na dzień dzisiejszy wydawał mu się
irracjonalny. Przecież jeżeli nie przestanie tak na nią reagować, to jak długo
będzie w stanie ją oszukiwać, no i siebie.
-Jednak patrząc na ciebie
myślę że to nie jest jednak dobry plan.
-C-co? – wyglądał na
zaskoczonego.
-Wynajmę coś w Austin..
-Zaraz, zaraz – pokręcił
głową, jakby przywołując się do porządku – jak to wynajmiesz, chciałaś chyba
powiedzieć wynajmiemy.
-Powiedziałam, ale miałeś
taki wyraz twarzy..
-Wybacz – podrapał się z
zakłopotaniem po głowie – jestem dzisiaj niewyspany.
-Taylor to że się
przyjaźnimy, nie oznacza że musimy razem wszędzie być.
-Marudzisz, jeszcze rok i
wynajmiemy coś.
Zarzucił jej rękę na
ramiona i ze śmiechem skierowali się w stronę mieszkania chłopaka.
***
Siedział na łóżku usilnie próbując dostrzec cokolwiek przez
okno, rozpętała się taka nawałnica, że świat został przysłonięty wręcz
namacalną zasłoną. Nie zazdrościł tym co znajdowali się na zewnątrz, sam był
tym szczęśliwcem, który mógł taką pogodę przesiedzieć w domu przed telewizorem.
Wpatrywał się mając nadzieję że obraz stanie się przejrzysty, szczerze to nie
lubił nie widzieć co się dzieje na dworze, no ale natura najwidoczniej miała w
dupie to co lubił a czego nie lubił. Zaklął pod nosem i zsunął nogi z łóżka.
Skierował się w stronę łazienki, musiał jakoś zabić czas, a prysznic wydał mu
się odpowiednim wyjściem, zawsze to kwadrans bądź trochę dłużej. Odkręcił
najpierw jeden kurek, potem drugi. Łazienka szybko wypełniła się parą, mgłą
utrudniającą dostrzeżenie rzeczy wyraźniejszymi. Znalazł się wreszcie pod
ciepłym strumieniem wody, obmywającym całe jego ciało. Jego myśli powędrowały w
kierunku dziewczyny, do której zapałał uczuciem, do pierwszej osoby, której się
to udało, Jessie. To ona sprawiła, że serce szybciej reagowało na wszystko co
było z nią związane. Chciał wyrzucić ją ze swojego serca, umysłu, ale nie
potrafił. Była w większości myśli, które pojawiały się w jego głowie. Oparł się
dłonią o chłodne płytki i opuścił głowę, woda spływała po włosach i ciele,
próbując jak najszybciej dostać się na sam dół. Chciał chwilę pomyśleć,
zastanowić się co ma zrobić, co będzie najlepszym wyjściem. Zacisnął powieki.
Jedynym wyjściem było ograniczenie spotkań z dziewczyną, co napawało go
strachem, bo do cholery byli przyjaciółmi. Dosłownie kipiał ze złości, ogarniającej
wszystkie komórki i wciąż pytanie kłębiące się w umyśle. Dlaczego? Dlaczego tak
się stało? Do jego uszu dotarł dźwięk dzwonka, przez chwilę zastanawiał się czy
to telefon czy ktoś przy drzwiach. Dopiero gdy usłyszał pukanie, uzmysłowił
sobie, że ten dzwonek był dzwonkiem do drzwi. Niespiesznie opuścił przyjemne
ciepło pomieszczenia i owijając się w pasie ręcznikiem skierował się do drzwi,
zastanawiając się kogo przywiało w taką pogodę. Otworzył drzwi z rozmachem i
zobaczył te oczy, ten uśmiech o których musiał, wręcz pragnął zapomnieć.
-Ubrałbyś się – zaśmiała
się wymijając go i pakując się do środka, a wraz z nią wślizgnął się zapach
kawy, tak intensywny że zaciągnął się nim, czując go od razu w płucach.
-Trzeba było mnie ostrzec.
-Nie sądziłam, że muszę
mieć zaproszenie, ale następnym razem wpiszę się na listę.
-Daj spokój – warknął.
-Stało się coś? –
przyjrzała mu się dokładniej.
-Nie, tylko..
Myśl.
-Tylko nie mam czasu,
wybieram się do Austin na kilka dni.
-To w takim razie zostawiam
ci kawę.
Uśmiechnęła się promiennie
i zamknęła za sobą drzwi. Stał tam chwilę wpatrując się w nie, nie wiedząc za
bardzo czym było to, czego się dopuścił. Był idiotą, największym idiotą jaki
stąpał po tym świecie, o ile nie w całym wszechświecie. Jak mógł się tak wobec
niej zachować, jakby była co najmniej jakąś natarczywą fanką, potraktował ją
jak Amber, a przecież to nie była jej wina. Zacisnął pięść i walną nią z całej
siły w ścianie.
-Cholera! – ból w momencie
dotarł do mózgu i rozszedł się po całym ciele.
Chwycił drugą dłonią
telefon i w pośpiechu wykonał połączenie. Zaklął, gdy w słuchawce usłyszał
pocztę. Dzisiaj nic nie szło po jego myśli, miał jednak nadzieję że kolejne dni
przyniosą jakieś ukojenie.
***
Te
kilka dni spędzonych u rodziców trochę go wyciszyły, myślał o Jessie, to nie
tak że nie, ale myślał mniej a przynajmniej tak mu się wydawało. Z drugiej
strony znajdował sobie zajęcia, by jak najmniej czasu spędzać na snuciu
domysłów dlaczego tak się stało. Pomagał rodzicom tak intensywnie, że matka
zaczęła spoglądać na niego ze zmartwieniem. Był jej jednak wdzięczny, że nie
zadręczała go pytaniami o Jessie, jakby coś przeczuwała. Podobno matki już tak
mają, wiedzą dokładnie kiedy im dzieciom coś się dzieje, pewnie było tak i w tym
przypadku.
Siedział przed domem,
bawiąc się telefonem i zastanawiając czy zadzwonić. Niby rozmawiali codziennie,
ale jakoś bał się tych rozmów. W duchu stwierdził, że był bardzo dziwnym
człowiekiem. Usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi i spojrzał przez ramię.
Uśmiechnął się, przyjmując od brata butelkę coli.
-Dzięki.
-Stary co byś powiedział na
to żebym wprosił się do ciebie na dwa, trzy dni?
-Jasne, wyjeżdżamy jutro po
śniadaniu, pasuje?
Chłopak skinął głową i
zapatrzył się na dom po drugiej stronie ulicy.
-Myślisz czasami o tym co
ona robi?
-Kto?
Nie bardzo wiedział do
czego zmierzał Tony.
-No Annie..
-Kiedyś się zastanawiałem,
teraz mam inne sprawy na głowie. Poza tym myślisz, że dlaczego tu nie
przyjeżdżałem? Bo widząc ten dom wszystko wracało, szczeniacko wtedy..
-Chłopie weź się uspokój,
ty znowu swoje. Kolejna jak ta twoja Amber..
-Moja Amber? To teraz
pojechałeś..
-Obie mają nierówno pod
sufitem, no chyba że Annie się zmieniła, ale gdy zobaczyłem i usłyszałem Amber
od razu pomyślałem o Annie. Przestań się tym zadręczać, nie odczepiłaby się
gdybyś obchodził się z nią jak z jajkiem..
-Widzę że ty jesteś
strasznie delikatny..
-Postąpiłbym tak samo..
-Możemy zmienić temat?
-Pewnie, na Jessie.
Taylor jęknął, no bo czegóż
mógł się spodziewać po Tony’m? Już i tak długo powstrzymywał się przed rozmową
o niej, w końcu jednak musiała nadejść ta chwila.
-Chcesz to zadzwoń do niej,
proste.
-Coś ty tak na nią cięty
ostatnio? Pokłóciliście się czy co?
-Nie, tylko ciągle chcesz o
niej gadać, a może ja nie chcę?
-Nie to nie, jutro się z
nią zobaczę.
-Droga wolna..
Wstał i nie odwracając się,
wszedł do domu. Wiedział, wręcz czuł na plecach spojrzenie brata, wypalające
wielkie znaki zapytania, ale miał to w nosie. Swoje kroki skierował wprost do
sypialni i rzucił się na łóżko. Głowę miał pełną. Pełną wszystkiego co go
otaczało, pełną niepewności czających się na każdym kroku a przede wszystkim
pełną obaw przed jutrzejszym powrotem.
***
Poczuł
delikatny wstrząs i spojrzał zdezorientowany na Tony’ego, który jeszcze godzinę
temu wnosząc do domu torbę gadał jak najęty o laskach a teraz rozglądał się
niespokojnie. Nie minęła chwila jak wszystko w domu zaczęło się trząść, jak potrząsana
grzechotka w rękach rozbawionego dziecka. Słyszał spadające szklanki i talerze,
ale właśnie w tej chwili uświadomił sobie że Jessie znajduje się na cmentarzu.
Musieli wydostać się na zewnątrz. Chwiejnym krokiem wyszedł za bratem przed
budynek, ludzie biegali w panice próbując znaleźć schronienie. I nagle wszystko
ucichło, wyły tylko alarmy samochodowe. Wyciągnął telefon, ale nie było
sygnału.
-Muszę odnaleźć Jessie.
-Idę z tobą..
Chciał ruszyć jednak Taylor
go powstrzymał, kładąc mu dłoń na ramieniu. Widać było, że i on się martwił,
przecież mogły być kolejne wstrząsy.
-Poczekaj tutaj, może się tu
zjawić.
Zrobił kilka kroków i
odwrócił się w stronę chłopaka.
-Tony, uważaj na siebie.
-Ty też.
Posłali sobie pokrzepiające
uśmiechy i Taylor puścił się biegiem w stronę cmentarza, nie mając pojęcia czy
nadal tam jest, bał się. Był przerażony. Widząc po drodze zranionych ludzi, nie
mógł przestać myśleć o najczarniejszym scenariuszu.
-Kretynie nie pomagasz
sobie – syknął przeskakując przez płotek.
Skracał sobie drogę jak
mógł, chciał jak najszybciej dotrzeć do celu, gdyby tylko wiedział, że tam jest
albo przynajmniej że nic się jej nie stało. Uważając by się nie przewrócić
wyciągnął z kieszeni telefon i spojrzał na wyświetlacz. Wciąż nie było sygnału,
widocznie trzęsienie uszkodziło jakiś nadajnik.
Był ulicę od cmentarza gdy
poczuł kolejne wstrząsy, tym razem nie złapał równowagi i przewrócił się,
obijając ciało. Starał się stanąć na nogi, nie było łatwo, ale nie mógł się
poddać, nie, gdy był tak blisko.
Jessie skulona siedziała przy płycie, nie bardzo wiedząc
gdzie mogłaby się schować, więc klęczała rozglądając się z przerażeniem wokoło.
Gdzieś w oddali jakaś postać przybrała tą samą pozycję co ona i mimo powagi
sytuacji, uśmiechnęła się. Jednak uśmiech zgasł tak szybko jak się pojawił, bo
trzęsienie przybrało na sile. Bała się w tym momencie o matkę i o Taylora,
miała nadzieję że są bezpieczni.
-Jessie!
Usłyszała swoje imię gdzieś
z daleka i odwróciła się. Widziała przyjaciela, dzielnie trzymającego się na
nogach i biegnącego w jej kierunku, chociaż on był bezpieczny. Dopadł jej jak
spragniony wędrowiec dopada wody, łapczywie przyciągając do siebie. Trzymając w
dłoniach jej twarz, oglądał ją sprawdzając czy nic sobie nie zrobiła.
-Stało ci się coś?
-Nie, wszystko w porządku,
o ile można nazwać tą sytuację dobrą – rozejrzała się.
-Chodź tu do mnie..
Przyciągnął ją bardziej do
siebie, nerwowo rozglądając wokoło. Tu na otwartej przestrzeni nie byli
narażeni na to że coś spadnie im na głowy tylko na szczeliny w ziemi. Równie
dobrze mogli wpaść do jakiejś i tam zginąć. Za te myśli dosłownie bił sobie
brawo. Musiał się skupić na dziewczynie, a nie na bezsensownych wizjach ich
śmierci.
-Boję się..
Jej szept dotarł do niego w
tej samej chwili gdy uniosła głowę, wpatrywała się w niego para zielonych,
wystraszonych oczu. Jego spojrzenie utkwiło na jej idealnych ustach. Czy teraz
mógł pozwolić sobie na pocałunek? Czy powinien to zrobić? Stchórzył. A może
wygrał walkę z pragnieniem? Nie potrafił w tym momencie na te pytania
odpowiedzieć, więc uśmiechnął się szeroko.
-Hawks, boisz się
trzęsienia ziemi? To ja już jestem bardziej niebezpieczny, niż jakieś tam
trzęsienie ziemi..
Parsknęła śmiechem na co mu
ulżyło, właśnie to chciał osiągnąć. Jednak inny jego cel legł w gruzach, chęć
odizolowania się od niej, ograniczenia kontaktów. Był już pewny. Był zakochany
po uszy, niezbyt szczęśliwie, ale to nie miało większego znaczenia. Kochał ją i
nie zamierzał zrezygnować z przyjaźni.
-Taylor..
Jej głos wyrwał go z
zamyślenia i dopiero wtedy dotarło do niego, że wstrząsy ustały, tylko wycie
syren nadal przypominało o przebytym strachu. Powoli podniosła się z ziemi, a
on zaraz po niej. Przytulił ją mocno do siebie.
-Uhh.. dusisz..
-Martwiłem się o ciebie –
wyszeptał poluźniając uścisk – nie wiedziałem czy nadal tu jesteś..
-Dobra koniec czułości,
miałam już wracać gdy to się zaczęło..
Zerwała się tak nagle do
biegu, że zdębiał, dogonił ją po kilku metrach i złapał za rękę, tym samym
zatrzymując ją gwałtownie.
-Nie wiem co z matką..
-Uspokój się, na pewno nic
jej nie jest..
-Taylor ja muszę wiedzieć,
tylko wiedzieć. To moja matka – spojrzała na niego błagalnie.
-Rozumiem, ale uspokój się,
zdenerwowana jeszcze więcej szkód sobie narobisz. Pójdziemy razem.
-Chyba zwariowałeś, gdyby
matka cię zobaczyła, miałabym piekło w domu.
-To chociaż daj się
podprowadzić, a później wrócę do domu i posprzątam – wziął głęboki wdech
rozglądając się – to trzęsienie było słabsze niż to ostatnie.
-Prawda? Pamiętam, jak
każdy hydrant był istną fontanną.
Mimo, że się denerwowała,
musiała zachować zimną krew. Spanikowała na początku, jednak szybko Taylor postawił
ją do pionu i była mu za to wdzięczna. Pół godziny później, idąc szybkim
krokiem rozchodzili się każdy w swoim kierunku.
***
Weszła do domu i już od progu dało się wyczuć intensywność
alkoholu, co podniosło jej żołądek do gardła. Słyszała przekleństwa matki i
zastanawiała się czy wejść dalej. Jej odważniejsza strona zwyciężyła, stanęła w
drzwiach do kuchni. Matka klęczała na podłodze przy roztrzaskanym szkle z
którego wyciekła bursztynowa ciecz. Teraz przynajmniej wiedziała skąd ten ostry
zapach.
-Mamo wstań ja to
pozbieram..
Podeszła do kobiety i
chwyciła ją za ramię, nie spodziewając się że ta ją odepchnie. Upadła dłonią na
podłogę i syknęła z bólu, złapała za nadgarstek i uniosła rękę na wysokość
oczu. Po wewnętrznej stronie tkwił odłamek szkła. Z jego gładkiej ostrej
powierzchni ściekała krew. Kropla, po kropli tworząc niewielką kałużę tuż przy
nodze, mieszającą się z alkoholem. Spojrzała na matkę. Kobieta nie patrzyła na
nią, nadal klnąc na zbitą butelkę, ale słowa docierały do niej z opóźnieniem.
Podniosła się powoli, przez upadek ciuchy nasiąknęły specyficznym zapachem
whisky. Nadal trzymając się za nadgarstek skierowała swoje kroki do swojego
pokoju, zostawiając za sobą krople świeżej krwi. Złapała za ręcznik leżący na
jej łóżku i obwinęła dłoń, czując zbierające się pod powiekami łzy. Bolało. I
to bardzo. Musiała dostać się na pogotowie. Drżąc na całym ciele pakowała do
torby ciuchy na zmianę, bo cuchnęła okropnie a nie miała siły by się przebrać.
Wyszła z domu nawet nie odwracając się żeby zobaczyć czy matka nadal klęczała
nad swoją stratą.
Gdy dotarła na pogotowie ręcznik całkowicie przesiąkł
karmazynową cieczą, w ustach czuła metaliczny posmak a w głowie zaczynało jej
się kręcić. W poczekalni było jak w ulu, ludzie z urazami na całym ciele
przemieszczali się wokół niej, jakby była niewidzialna. W końcu jednak
zaczepiła ją jakaś pielęgniarka i chwilę później lekarz wyciągał szkło z dłoni.
Z trudem powstrzymywała wymioty.
-Jeszcze chwilkę. Będziesz
musiała po kogoś zadzwonić, dostałaś silne środki znieczulające i
przeciwbólowe, więc najbezpieczniej byłoby gdyby ktoś cię odebrał.
Wyciągnęła z kieszeni
brudnych szortów telefon i spojrzała na lekarza.
-Mogę?
-Tak proszę.
Tuż po pierwszym sygnale
usłyszała głos.
-Taylor mógłbyś przyjść po
mnie na pogotowie?
-Jessie co się stało?
-Długa historia, możesz?
-Już jadę.
Rozłączyła się w momencie
gdy mężczyzna zakładał ostatni szew, zaraz potem zabandażował jej rękę i
wypisał jakąś receptę uśmiechając się przyjaźnie.
-Uważaj na siebie następnym
razem.
-Nie sądziłam, że whisky
może być taka śliska – zaśmiała się – przepraszam za ten zapach.
-Uwierz mi że alkohol nie
jest najgorszą rzeczą na którą ludzie dzisiaj wpadali, i tak jestem szczęśliwy
że mamy tak małą ilość poszkodowanych. Ostatnio było dużo więcej. Proszę.
Otworzył przed nią drzwi i
pożegnali się. Wreszcie znalazła się na świeżym powietrzu i od razu natrafiła
na zmartwionego chłopaka. W mgnieniu oka znalazł się tuż przy niej,
podtrzymując ją i przejmując torbę.
-Boże Jessie co się stało?
-Poślizgnęłam się na tej
cholernej whisky..
-Poślizgnęłaś się?
-Tak, już wiem co sobie
myślisz.
-No cóż, kiedyś też się
poślizgnęłaś, tylko że na płynie.
-Tym razem na serio –
podeszli do auta i skrzywiła się – nie wsiądę do auta.
-Dlaczego?
-Jestem cała brudna i mokra
od alkoholu, wiesz jak będzie cuchnąć twoje auto?
-Chyba zwariowałaś że będę
się tym przejmować. Wsiadaj.
Niezbyt przekonana
pozwoliła usadowić się na siedzeniu, zaraz też wnętrze wypełniło się gryzącym
odorem. Od razu otworzyła okno.
-Mówiłam..
-Znowu marudzisz Hawks.
Kwadrans później wchodzili do mieszkania Taylora, gdzie
przywitał ją uśmiechnięty a zarazem zmartwiony Tony. Spojrzała z wyrzutem na
swojego przyjaciela.
-Dlaczego nic nie
powiedziałeś, że Tony jest u ciebie? Nie fatygowałabym cię..
-Właśnie dlatego nic nie
mówiłem, poza tym jakoś też nie było okazji.
-A co przeszkadza ci moje
towarzystwo?
-Jak mógłby mi przeszkadzać
taki przystojniak..
Taylor przez cały ten czas
nie spuszczał z niej wzroku i pewnie dzięki temu widział jej zaciśniętą na
oparciu sofy pięść z pobielałymi od wysiłku kłykciami. Delikatnie złapał ją za
ramiona i powoli popchnął w stronę jednego z pokoi.
-Poromansujecie jak
odpoczniesz.
Nie odpowiedziała. Dopiero
gdy znalazła się w sypialni uśmiechnęła się nieśmiało.
-Dziękuję, że po mnie
przyjechałeś.. wiem, że ostatnio.. – zaczęła ale natychmiast jej przerwał.
-Jessie przepraszam że tak
się zachowywałem..
-Taylor nie miałeś czasu,
przecież nie jestem zła. Nie jesteś moją własnością..
-.. ale powinienem się
lepiej zachowywać..
-Daj spokój, nie jestem
typem osoby, która bezsensownie się obraża.
-Wiem, chcę żebyś wiedziała
że..
-Dobra, dobra, lepiej pomóż
mi z ciuchami.
-Mam cię rozebrać? Już
chciałem opieprzyć cię za przerwanie mi tak fantastycznej wypowiedzi, ale ta
propozycja jest nie do odrzucenia.
Zaśmiał się starając ukryć
pod maską obojętności uczucia, które uderzyły w niego jak tornado. On miał
pomóc jej się rozebrać? On, który zwariował na jej punkcie? On, który..
-Nie rozebrać zboczeńcu..
Otrząsnął się ze
wspaniałych wizji, fantazji słysząc jej rozbawienie.
-.. rozsuń tylko suwak..
Odwróciła się do niego
plecami i zdrową ręką odsunęła włosy, ukazując schowany pod nimi metalowy
zamek. Podszedł bliżej i przez chwilę zastanawiał się co zrobić. Najzupełniej w
świecie powinien go rozpiąć, to najprostsza rzecz a jednak stał za Jessie
patrząc na jej plecy jakby potrzebował instrukcji obsługi. W końcu złapał za
suwak i powoli zjechał na sam dół, z każdym centymetrem widząc idealnie gładką
skórę.
-Dzięki..
-J-jasne, przyniosę jeszcze
coś do uszczelnienia bandaża – odwrócił wzrok – wiesz.. żebyś go nie
zamoczyła.. i.. zaraz wrócę..
Wyszedł z pokoju, oparł się
o chłodną ścianę uspokajając serce. Cholera był facetem! Facetem, który nie
powinien tak reagować na kobietę, żadną. Powinien normalnie funkcjonować, a nie
wariować przy jednej dziewczynie. Tak. Wariował. A to przecież nie zdarza się
facetom takim jak on. Oparł dłonie na udach i pochylił się do przodu, dysząc
jak po jakimś maratonie.
-Stary dobrze się czujesz?
Uniósł głowę słysząc nad
sobą głos.
-Chyba przeżycia
dzisiejszego dnia dały mi porządnie popalić. Dawno nie miałem takiej dawki
adrenaliny jak dzisiaj, mam nadzieję że wyczerpałem zapas na kolejne kilka
miesięcy..
-Bracie jesteśmy stworzeni
do takich sytuacji – zaśmiał się cicho klepiąc go po ramieniu i zniknął w
kuchni.
-Mnie już wystarczy –
wyszeptał, spoglądając na drzwi obok. Zupełnie zapomniał, że miał pomóc
przyjaciółce.
***
-„Wstrząsy o sile 6,8 w skali Richtera nawiedziły
wczoraj stan Texas.. epicentrum znajdowało się w niewielkim miasteczku na
południe od Dallas, Hallisboro. Niestety nie obyło się bez ofiar śmiertelnych,
jak do tej pory mowa jest o dwudziestu trzech..”
Jessie spoglądała na
zniszczenia w samym Hallisboro, to było przerażające. Helikoptery telewizji
latały nad gruzami domów, budynków, mostów. Dziennikarze rozmawiali z samymi
poszkodowanymi, a w tle słychać było lamenty ludzi. Dym, kurz i płacz.
-Proszę, wyłącz to..
Spojrzała w bok i chwyciła
za pilota. Wyłączyła. W pokoju zaległa cisza. Tony wstał otrzepując niewidoczny
pył.
-Muszę jechać, rodzice będą
zaraz wydzwaniać, że powinienem być już w Austin. Od wczoraj siedzą przy
telewizorach i oglądają – westchnął.
W końcu pożegnali się i
Taylor znów opadł na poduszki obok Jessie. Wpatrywała się w czarny ekran
telewizora, wreszcie obdarzyła go spojrzeniem zielonych oczu.
-Ja też muszę już wracać do
domu.
-Zostań jeszcze dzisiaj..
-Jestem u ciebie od
wczoraj, czuję się dobrze więc nie ma potrzeby żebym zostawała.
-To zostań dla mnie..
Spojrzała na niego z zaskoczeniem
wypisanym na twarzy, po czym zmrużyła oczy tak jak lubił.
-Czy ty się czasem we mnie
nie podkochujesz?
-Co?? Zwariowałaś do reszty
– wychrypiał, szukając w myślach dobrego wytłumaczenia – potrzebujesz pomocy
przy ręce, poza tym wiesz, że lubię gdy ktoś u mnie jest, skąd w ogóle przyszło
ci do głowy jakieś zakochanie?
-Mogę zostać, ale ja
wybieram filmy do oglądania.
Całkowicie zignorowała
pytanie jakie zadał jej przyjaciel. Przykryła się kocem, nie przestając go
obserwować. W końcu nie wytrzymał.
-Mam coś na twarzy?
-Zastanawiam się dlaczego
facet taki jak ty nie ma dziewczyny?
-Wow Hawks zadziwiasz mnie
coraz bardziej. No i co wymyśliłaś?
-Problem w tym że nic.
-To sporo. Nie masz
większych problemów? – westchnął – Już ci mówiłem, że związki nie są dla mnie..
ja się do tego nie nadaję.. czasami chcesz czegoś czego mieć nie możesz..
-Masz kogoś na oku? –
uśmiechnęła się szeroko, jakby pobudzona tą informacją.
-To cała ty, zawsze
wyłapiesz coś z kontekstu i tego się uczepisz..
Zaśmiała się głośno, chwytając
za pilota. Zaraz na ekranie pojawił się jakiś film, którym on wcale nie był
zainteresowany, za to całą uwagę skupił na przyjaciółce kładącej swoją głowę na
jego kolanach. Zwykły, przyjacielski gest który sprawił że wszystkie problemy
ulotniły się w jednej sekundzie, zastąpione euforią.
Wow... nie wiem co napisać. Może zacznę od tego, że cholernie się ciesze na powrót twoich rozdziałów! Jak zawsze opisałaś wszystko genialnie, a to trzęsienie ziemi i wizyta w szpitalu, byłam w szoku czytają to i nadal z tego szoku wyjść nie mogę. Trochę się rozmarzyłam wyobrażając sobie Taylora pod prysznicem, kiedy krople wody z niego ściekały... po całym jego ciele... dobra, wystarczy xD Ale widać od razu, że chłopak zrobił się poważniejszy, nie brak mu dogryźliwych i żartobliwych powiedzonek jednak mówi je co raz rzadziej w obecności Jess. No ale co się dziwić, zakochał się ^.^. Czekam na kolejny poruszający mnie i wgniatający w podłoge rozdział :D:*
OdpowiedzUsuńPS. Dziękuje za dzisiejszą miłą pogawędke kochana ;)
Mega!
OdpowiedzUsuńNapiszę to co zawsze: no oh i ah!
W końcu się doczekałam i Ciebie i nowego rozdziału, przy którym o mało co w niektórych momentach moje serce nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Takie emocje! xD
Myślę, że gdyby to opowiadanie wydali jako książkę, noo dziewczyno, to byłby bestseller! ^^
Uwielbiam!
Czekam na więcej, pozdrawiam i całuję ;*
Niaaaaaaa, Taylor się zakochał ~ ! I to w Jessie ~ !
OdpowiedzUsuńBickslow : To raczej dobrze, nie?
Wcale że nie D: Co biedak teraz zrobi?! Widzi ją codziennie, pomaga jej, jest przy niej i co?! I nic! Boję się o jego biedne serduszko... Oby nie próbował się zabić, bo wtedy ja go zabiję D:
Buziaaaa ~ !
~Reneé
Rozdział przeczytałam jednym tchem. Wiem, co dolega Taylorowi - zakochał się w Jessie, a ona (chyba) nie odwzajemnia tego uczucia, powie jej to kiedyś? próbuję sobie wyobrazić taką sytuacje, reakcje dziewczyny, ale przychodzi to z trudem, Twoi bohaterowie są nieobliczalni. Nie wiadomo, czy będzie skakać ze szczęścia, czy uderzy go w twarz ;) Poza tym - Dziwnie mi było bez Twoich rozdziałów, dlatego cieszę się, że znowu mogłam poczytać o ich perypetiah. Czekam na nowy rozdział ;3
OdpowiedzUsuńOjej co tu się teraz dzieję O.o to trzęsienie ziemi nieźle mnie przeraziło... i do tego myśli Taylora <3
OdpowiedzUsuńrozdział czytałam z tak zapartym tchem że prawie się udusiłam! Bardzo się cieszę że tak szybko napisałaś bo już myślałam że cię porwano. Chociaż uprzedzałaś to i tak to zbyt długo ;( tęskniłam!
przepraszam że dopiero teraz napisałam komentarz ale nie miałam za bardzo czasu ;p
UsuńNiby rozdział długi ale dla mnie i tak za krótki! Jaki tam nudnyy?? Cudowny jest.. W życiu nie czytałam tak dobrego rozdziału. Powodzenia i wielkiej weny życzę ;333
OdpowiedzUsuńWaaaa! Jestem okropna, tak długo tego nie przeczytałam, możesz mnie pobić, będziesz usprawiedliwiona :< Rozdział jest świetny i dłuuugi <3 No i kochany Taylor w końcu się przyznał ikk! Jeszcze tylko Jessie i będzie cacy stuk stuk! xd Nie no co ja gadam to jest pierwsza miłość coś musi się spierniczyć XD nie no coś mnie dzisiaj bierze, wybacz :D A ty jesteś jeszcze okrutniejsza za to, że byłaś tak daleko :P Dobra dobra kończę bo się rozgadałam :D Całusy :*
OdpowiedzUsuń