środa, 6 lutego 2013

rozdział *20











***

         Od pół godziny miał zamknięte oczy, tak by Tony przestał mu wreszcie zawracać głowę rozmowami na temat przyjaciółki, już bez tego o niej myślał. Przez te dwa dni nie wymyślił co się stało i dlaczego tak się stało, dlaczego czuł się przy niej dziwnie. Możliwe, że przez to iż ostatnie trzy tygodnie spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, tak jakby chciał jej wynagrodzić pieprzone zachowanie Liama, jakby chciał jej pokazać, że nie każdy jest takim kretynem jak on. Wmawiał sobie, że to musiała być właśnie ta przyczyna. Innego wyjaśnienia nie miał, nie chciał nawet dopuszczać do siebie myśli, które na głos wypowiedział Tony, że mógłby się zakochać. Otworzył oczy i to był jego błąd.
-O, widzę że już nie śpisz.
-Czego – jęknął.
-Mogę się u ciebie przekimać? Jest już późno, a nie chce mi się wracać do domu.
-Jasne.
Oparł się głową i zapatrzył na ciemne plamy pobocza, oświetlane reflektorami lamp ich samochodu. W końcu powieki zaczęły mu ciążyć i nie wiedząc kiedy zasnął. Obudził się dopiero gdy Tony szarpnął go za ramię.
-Wstawaj śpiąca królewno.
-Już? – przetarł oczy i przeciągnął się.
-Jestem padnięty, marzę tylko o łóżku i spaniu.
-Jest dopiero jedenasta.
-Pięć godzin cholernej jazdy za kółkiem cwaniaczku, robi swoje.
Wysiedli z auta i chwycili torby w dłonie. Po chwili starszy z braci padł jak długi na łóżko, a Taylor rozejrzał się po pomieszczeniu i jedyne co mu przyszło do głowy to spacer. Trochę tlenu nikomu jeszcze nie zaszkodziło, prychnął pod nosem. Nie chodziło o żaden spacer, czy dotlenienie. Chodziło tylko o to by wreszcie się z nią zobaczyć. Wyszedł z mieszkania i narzucając sobie na głowę kaptur, mocniej wcisnął dłonie w kieszeń bluzy. Zrezygnował z jazdy samochodem, więc czekało go dobre czterdzieści minut szybkiego chodu. Nie przejmował się tym zbytnio, potrzebował ruchu.
         Niecałą godzinę później stał już pod jej domem, ukryty w wysokich, rozłożystych sosnach. Mimo że było ciemno, on wolał nie ryzykować, chociaż z drugiej strony, gdyby ktoś tu go nakrył od razu wylądowałby w areszcie. Potem tłumaczenia, wyjaśnienia, czym narobiłby Jessie kłopotów. Przeklął pod nosem, gdy nogą zahaczył o plastykową butelkę, wydającą przy tym głośny dźwięk. Przystanął nasłuchując. Gdzieś zaszczekał pies, ale nic poza tym. Wyciągnął z kieszeni telefon i wykonał połączenie patrząc w jej okno. Odebrała po dwóch sygnałach.
-Śpisz?
-Prawie – ziewnęła. – Wróciłeś już?
-Mogę wejść?
-Jesteś pod oknem?
-Tak, ale wolałem najpierw zadzwonić, żeby cię nie wystraszyć.
-Grzeczny chłopiec, no wchodź.
Po chwili pakował się już do pokoju. Zapaliła światło i wstała, zaplątując się przy tym w pościel, po czym runęła tuż pod jego nogami. Pokręcił głową z uśmiechem, to właśnie cała Jessie.
-Rany, kiedyś naprawdę zrobisz sobie krzywdę.
Przykucnął przy niej i pomógł jej wstać. Znowu ogarnęło go to dziwne uczucie wraz z przyspieszonym biciem serca. Gdy już wstała cmoknęła go w policzek i rzuciła pościel na łóżko. Dopiero wtedy zobaczyła, że chłopak trzyma w ręku czteropaki piwa.
-Wybacz, ale dzisiaj nie piję. Nie mam ochoty.
-Stało się coś?
-Nie, nie. Zostajesz czy wracasz?
-Zostaje, już sobie wyobrażam minę Tony’ego gdy się obudzi – zaśmiał się cicho.
-Tony jest u ciebie?
Skinął głową, siadając na łóżku.
-Ładnie to zostawiać brata samego w mieszkaniu, a samemu włóczyć się po sypialniach dziewczyn?
-Wypraszam sobie, nie włóczę się, tylko dotarłem tam gdzie chciałem. Jest? – wskazał głową na drzwi.
-Tak, wróciła skądś godzinę temu. Wydaje mi się, że z kimś się spotyka, bo wciąż rozmawia przez telefon. Może się zmieni.. może..
Widział jej smutek i to ścisnęło go za serce. Chciał widzieć tylko uśmiech na jej twarzy, a gdy tylko wspominała matkę, kończyła się jej radość. To wtedy zawsze zmieniał temat, tak by oderwała się od nieprzyjemnych rozmyślań.
-Chodź, kładziemy się. Jutro pojedziemy do mnie i coś wymyślimy.
Położyli się, rozmawiali jeszcze przez jakimś czas po czym oboje usnęli.
         Gdy Taylor obudził się rano jego dłonie przytulały ciało dziewczyny, jego głowa opierała się o jej głowę i dotarł do niego zapach jej włosów. Żołądek skręcił mu się niemiłosiernie,  ale za nic w świecie nie chciał się poruszyć. Ten widok mu się podobał, chciał się wtulić w nią jeszcze bardziej, ale wtedy poczuł jak Jessie się przeciąga i przymknął oczy. Nie czekał długo, aż jego dłoń zostanie strącona.
-Cholerny zboczeniec – wymamrotała pod nosem wywołując delikatny uśmiech na ustach chłopaka.
-Która godzina?
-Koniec spania w jednym łóżku – zaśmiała się cicho – za bardzo się do mnie przystawiasz.
-Ciesz się że obudziłaś się w ubraniu, mogłem równie dobrze cię rozebrać – przeciągnął się.
-Coraz bardziej mnie drażnisz. Idę wziąć prysznic, a ty się stąd nie ruszaj, żebyś czasem nie natknął się na matkę, bo inaczej..
-Poczekam na ciebie żeby pomóc ci się wytrzeć.
Tupnęła nogą i skierowała swoje kroki do łazienki. Opadł z powrotem na poduszki, słysząc lejącą się wodę. Chciałby znaleźć się tam razem z nią, mógłby.. nie! Nie mógł! Co się do cholery działo? Przecież nie mógł myśleć o Jessie jak o kobiecie, mimo że była piękna, sexowna.. nie! Czyżby Tony miał rację? Znowu pokręcił głową, siadając na brzegu łóżka i ukrywając twarz w dłoniach.
-Dobrze się czujesz? – poczuł dłoń na ramieniu i ocknął się.
Stała przed nim w obcisłych szortach i bluzce w kratkę, która rozpięta była tuż przy piersiach ukazując niewiele, reszta była w rękach wyobraźni. Uśmiechnął się pocieszająco, widząc ją taką zmartwioną.
-Jasne, tylko że jestem wyczerpany.. chyba się nie wyspałem – skłamał.
Doskonale znał przyczynę swojego samopoczucia, stała tuż przed nim.
-Może pojedziesz do siebie i po prostu się prześpisz.
-Nie, nie trzeba, szkoda marnować czas na spanie. Gotowa? Jedziemy na śniadanie.
Wstał.
-Jessica!
Usłyszeli głos zza drzwi. Kobiecy głos dochodzący z któregoś z pomieszczeń.
-Cholera..
-Mam zostać?
-Nie, ja ją zatrzymam w kuchni i zaraz wyjdę, a ty..
-Poczekam przy moście.
-Dzięki.
Wyskoczył przez okno chociaż miał ochotę zostać i w razie czego zareagować, ale wzrok dziewczyny przekonał go że nie miał nawet co dyskutować. Chwilę później usiadł na murku.
        
Jessie weszła do kuchni w której siedziała matka. Nie uraczyła jej spojrzeniem, wpatrywała się w jakąś kartkę, marszcząc przy tym z niezadowolenia brwi. Zastanawiała się co takiego skłoniło matkę do przywołania jej, przecież było posprzątane, zakupy zrobione, tylko ta kartka w jej dłoniach.
-Wołałaś mnie?
-Jak masz zamiar to zapłacić?
Rzuciła w jej stronę świstkiem papieru mierząc ją wzrokiem. Dziewczyna spojrzała na rachunek za części. Przecież wyraźnie prosiła, żeby go jej nie wysyłać. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe, bojąc się tego co może za chwilę się stać.
-Mam odłożone na naprawę.
-Trzeba pozbyć się tego grata – warknęła matka.
-Ale ja nie mogę.. to przecież taty.
-Nie będę płacić za coś co wiecznie się psuje.
-Mamo, to jedyna rzecz która pozostała mi po tacie, obiecuję że nie dołożysz ani grosza. Ten samochód jeszcze pojeździ, poza tym potrzebuję go. Wiesz doskonale, że mam sporo wyjazdów związanych z utrzymaniem stypendium – skłamała.
Matka wstała, na co Jessie cofnęła się o krok. Jednak ta wyszła z kuchni i po chwili dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi. Odetchnęła z ulgą. Wytrzymać tylko rok.
Nie chciała zostawać tu dłużej, chwyciła torbę i wypadła jak burza z domu. Kilka minut zajęło jej dotarcie do celu. Już z oddali widziała jego sylwetkę. Pochylał się zatopiony w swoich rozmyślaniach.
        
Usłyszał kroki i podniósł głowę. Biegła w jego stronę. Zerwał się na równe nogi, sądząc że mogło coś złego się stać, jednak ona po chwili uśmiechnęła się. Przystanęła przy nim oddychając ciężko.
-Co chciała?
-Cholerni idioci z warsztatu wysłali mi rachunek za części, chociaż ich prosiłam – pomachała mu papierkiem przed nosem po czym wsadziła go niedbale do torby.
-Nic ci nie zrobiła?
-Nie. I przestań za każdym razem myśleć że coś może mi się stać – uśmiechnęła się promiennie – został rok i zacznę kursy, a co do twojego pomysłu to nie jest to taki zły pomysł.
-To znaczy?
-No wynajęcia czegoś razem.
Poczuł suchość w ustach, proponował jej to kilka tygodni temu zanim poczuł to czego nie mógł zrozumieć i mimo, że chciał z nią zamieszkać, ten pomysł na dzień dzisiejszy wydawał mu się irracjonalny. Przecież jeżeli nie przestanie tak na nią reagować, to jak długo będzie w stanie ją oszukiwać, no i siebie.
-Jednak patrząc na ciebie myślę że to nie jest jednak dobry plan.
-C-co? – wyglądał na zaskoczonego.
-Wynajmę coś w Austin..
-Zaraz, zaraz – pokręcił głową, jakby przywołując się do porządku – jak to wynajmiesz, chciałaś chyba powiedzieć wynajmiemy.
-Powiedziałam, ale miałeś taki wyraz twarzy..
-Wybacz – podrapał się z zakłopotaniem po głowie – jestem dzisiaj niewyspany.
-Taylor to że się przyjaźnimy, nie oznacza że musimy razem wszędzie być.
-Marudzisz, jeszcze rok i wynajmiemy coś.
Zarzucił jej rękę na ramiona i ze śmiechem skierowali się w stronę mieszkania chłopaka.

***

         Siedział na łóżku usilnie próbując dostrzec cokolwiek przez okno, rozpętała się taka nawałnica, że świat został przysłonięty wręcz namacalną zasłoną. Nie zazdrościł tym co znajdowali się na zewnątrz, sam był tym szczęśliwcem, który mógł taką pogodę przesiedzieć w domu przed telewizorem. Wpatrywał się mając nadzieję że obraz stanie się przejrzysty, szczerze to nie lubił nie widzieć co się dzieje na dworze, no ale natura najwidoczniej miała w dupie to co lubił a czego nie lubił. Zaklął pod nosem i zsunął nogi z łóżka. Skierował się w stronę łazienki, musiał jakoś zabić czas, a prysznic wydał mu się odpowiednim wyjściem, zawsze to kwadrans bądź trochę dłużej. Odkręcił najpierw jeden kurek, potem drugi. Łazienka szybko wypełniła się parą, mgłą utrudniającą dostrzeżenie rzeczy wyraźniejszymi. Znalazł się wreszcie pod ciepłym strumieniem wody, obmywającym całe jego ciało. Jego myśli powędrowały w kierunku dziewczyny, do której zapałał uczuciem, do pierwszej osoby, której się to udało, Jessie. To ona sprawiła, że serce szybciej reagowało na wszystko co było z nią związane. Chciał wyrzucić ją ze swojego serca, umysłu, ale nie potrafił. Była w większości myśli, które pojawiały się w jego głowie. Oparł się dłonią o chłodne płytki i opuścił głowę, woda spływała po włosach i ciele, próbując jak najszybciej dostać się na sam dół. Chciał chwilę pomyśleć, zastanowić się co ma zrobić, co będzie najlepszym wyjściem. Zacisnął powieki. Jedynym wyjściem było ograniczenie spotkań z dziewczyną, co napawało go strachem, bo do cholery byli przyjaciółmi. Dosłownie kipiał ze złości, ogarniającej wszystkie komórki i wciąż pytanie kłębiące się w umyśle. Dlaczego? Dlaczego tak się stało? Do jego uszu dotarł dźwięk dzwonka, przez chwilę zastanawiał się czy to telefon czy ktoś przy drzwiach. Dopiero gdy usłyszał pukanie, uzmysłowił sobie, że ten dzwonek był dzwonkiem do drzwi. Niespiesznie opuścił przyjemne ciepło pomieszczenia i owijając się w pasie ręcznikiem skierował się do drzwi, zastanawiając się kogo przywiało w taką pogodę. Otworzył drzwi z rozmachem i zobaczył te oczy, ten uśmiech o których musiał, wręcz pragnął zapomnieć.
-Ubrałbyś się – zaśmiała się wymijając go i pakując się do środka, a wraz z nią wślizgnął się zapach kawy, tak intensywny że zaciągnął się nim, czując go od razu w płucach.
-Trzeba było mnie ostrzec.
-Nie sądziłam, że muszę mieć zaproszenie, ale następnym razem wpiszę się na listę.
-Daj spokój – warknął.
-Stało się coś? – przyjrzała mu się dokładniej.
-Nie, tylko..
Myśl.
-Tylko nie mam czasu, wybieram się do Austin na kilka dni.
-To w takim razie zostawiam ci kawę.
Uśmiechnęła się promiennie i zamknęła za sobą drzwi. Stał tam chwilę wpatrując się w nie, nie wiedząc za bardzo czym było to, czego się dopuścił. Był idiotą, największym idiotą jaki stąpał po tym świecie, o ile nie w całym wszechświecie. Jak mógł się tak wobec niej zachować, jakby była co najmniej jakąś natarczywą fanką, potraktował ją jak Amber, a przecież to nie była jej wina. Zacisnął pięść i walną nią z całej siły w ścianie.
-Cholera! – ból w momencie dotarł do mózgu i rozszedł się po całym ciele.
Chwycił drugą dłonią telefon i w pośpiechu wykonał połączenie. Zaklął, gdy w słuchawce usłyszał pocztę. Dzisiaj nic nie szło po jego myśli, miał jednak nadzieję że kolejne dni przyniosą jakieś ukojenie.

***

Te kilka dni spędzonych u rodziców trochę go wyciszyły, myślał o Jessie, to nie tak że nie, ale myślał mniej a przynajmniej tak mu się wydawało. Z drugiej strony znajdował sobie zajęcia, by jak najmniej czasu spędzać na snuciu domysłów dlaczego tak się stało. Pomagał rodzicom tak intensywnie, że matka zaczęła spoglądać na niego ze zmartwieniem. Był jej jednak wdzięczny, że nie zadręczała go pytaniami o Jessie, jakby coś przeczuwała. Podobno matki już tak mają, wiedzą dokładnie kiedy im dzieciom coś się dzieje, pewnie było tak i w tym przypadku.
Siedział przed domem, bawiąc się telefonem i zastanawiając czy zadzwonić. Niby rozmawiali codziennie, ale jakoś bał się tych rozmów. W duchu stwierdził, że był bardzo dziwnym człowiekiem. Usłyszał za sobą dźwięk otwieranych drzwi i spojrzał przez ramię. Uśmiechnął się, przyjmując od brata butelkę coli.
-Dzięki.
-Stary co byś powiedział na to żebym wprosił się do ciebie na dwa, trzy dni?
-Jasne, wyjeżdżamy jutro po śniadaniu, pasuje?
Chłopak skinął głową i zapatrzył się na dom po drugiej stronie ulicy.
-Myślisz czasami o tym co ona robi?
-Kto?
Nie bardzo wiedział do czego zmierzał Tony.
-No Annie..
-Kiedyś się zastanawiałem, teraz mam inne sprawy na głowie. Poza tym myślisz, że dlaczego tu nie przyjeżdżałem? Bo widząc ten dom wszystko wracało, szczeniacko wtedy..
-Chłopie weź się uspokój, ty znowu swoje. Kolejna jak ta twoja Amber..
-Moja Amber? To teraz pojechałeś..
-Obie mają nierówno pod sufitem, no chyba że Annie się zmieniła, ale gdy zobaczyłem i usłyszałem Amber od razu pomyślałem o Annie. Przestań się tym zadręczać, nie odczepiłaby się gdybyś obchodził się z nią jak z jajkiem..
-Widzę że ty jesteś strasznie delikatny..
-Postąpiłbym tak samo..
-Możemy zmienić temat?
-Pewnie, na Jessie.
Taylor jęknął, no bo czegóż mógł się spodziewać po Tony’m? Już i tak długo powstrzymywał się przed rozmową o niej, w końcu jednak musiała nadejść ta chwila.
-Chcesz to zadzwoń do niej, proste.
-Coś ty tak na nią cięty ostatnio? Pokłóciliście się czy co?
-Nie, tylko ciągle chcesz o niej gadać, a może ja nie chcę?
-Nie to nie, jutro się z nią zobaczę.
-Droga wolna..
Wstał i nie odwracając się, wszedł do domu. Wiedział, wręcz czuł na plecach spojrzenie brata, wypalające wielkie znaki zapytania, ale miał to w nosie. Swoje kroki skierował wprost do sypialni i rzucił się na łóżko. Głowę miał pełną. Pełną wszystkiego co go otaczało, pełną niepewności czających się na każdym kroku a przede wszystkim pełną obaw przed jutrzejszym powrotem.


***

Poczuł delikatny wstrząs i spojrzał zdezorientowany na Tony’ego, który jeszcze godzinę temu wnosząc do domu torbę gadał jak najęty o laskach a teraz rozglądał się niespokojnie. Nie minęła chwila jak wszystko w domu zaczęło się trząść, jak potrząsana grzechotka w rękach rozbawionego dziecka. Słyszał spadające szklanki i talerze, ale właśnie w tej chwili uświadomił sobie że Jessie znajduje się na cmentarzu. Musieli wydostać się na zewnątrz. Chwiejnym krokiem wyszedł za bratem przed budynek, ludzie biegali w panice próbując znaleźć schronienie. I nagle wszystko ucichło, wyły tylko alarmy samochodowe. Wyciągnął telefon, ale nie było sygnału.
-Muszę odnaleźć Jessie.
-Idę z tobą..
Chciał ruszyć jednak Taylor go powstrzymał, kładąc mu dłoń na ramieniu. Widać było, że i on się martwił, przecież mogły być kolejne wstrząsy.
-Poczekaj tutaj, może się tu zjawić.
Zrobił kilka kroków i odwrócił się w stronę chłopaka.
-Tony, uważaj na siebie.
-Ty też.
Posłali sobie pokrzepiające uśmiechy i Taylor puścił się biegiem w stronę cmentarza, nie mając pojęcia czy nadal tam jest, bał się. Był przerażony. Widząc po drodze zranionych ludzi, nie mógł przestać myśleć o najczarniejszym scenariuszu.
-Kretynie nie pomagasz sobie – syknął przeskakując przez płotek.
Skracał sobie drogę jak mógł, chciał jak najszybciej dotrzeć do celu, gdyby tylko wiedział, że tam jest albo przynajmniej że nic się jej nie stało. Uważając by się nie przewrócić wyciągnął z kieszeni telefon i spojrzał na wyświetlacz. Wciąż nie było sygnału, widocznie trzęsienie uszkodziło jakiś nadajnik.
Był ulicę od cmentarza gdy poczuł kolejne wstrząsy, tym razem nie złapał równowagi i przewrócił się, obijając ciało. Starał się stanąć na nogi, nie było łatwo, ale nie mógł się poddać, nie, gdy był tak blisko.

         Jessie skulona siedziała przy płycie, nie bardzo wiedząc gdzie mogłaby się schować, więc klęczała rozglądając się z przerażeniem wokoło. Gdzieś w oddali jakaś postać przybrała tą samą pozycję co ona i mimo powagi sytuacji, uśmiechnęła się. Jednak uśmiech zgasł tak szybko jak się pojawił, bo trzęsienie przybrało na sile. Bała się w tym momencie o matkę i o Taylora, miała nadzieję że są bezpieczni.
-Jessie!
Usłyszała swoje imię gdzieś z daleka i odwróciła się. Widziała przyjaciela, dzielnie trzymającego się na nogach i biegnącego w jej kierunku, chociaż on był bezpieczny. Dopadł jej jak spragniony wędrowiec dopada wody, łapczywie przyciągając do siebie. Trzymając w dłoniach jej twarz, oglądał ją sprawdzając czy nic sobie nie zrobiła.
-Stało ci się coś?
-Nie, wszystko w porządku, o ile można nazwać tą sytuację dobrą – rozejrzała się.
-Chodź tu do mnie..
Przyciągnął ją bardziej do siebie, nerwowo rozglądając wokoło. Tu na otwartej przestrzeni nie byli narażeni na to że coś spadnie im na głowy tylko na szczeliny w ziemi. Równie dobrze mogli wpaść do jakiejś i tam zginąć. Za te myśli dosłownie bił sobie brawo. Musiał się skupić na dziewczynie, a nie na bezsensownych wizjach ich śmierci.
-Boję się..
Jej szept dotarł do niego w tej samej chwili gdy uniosła głowę, wpatrywała się w niego para zielonych, wystraszonych oczu. Jego spojrzenie utkwiło na jej idealnych ustach. Czy teraz mógł pozwolić sobie na pocałunek? Czy powinien to zrobić? Stchórzył. A może wygrał walkę z pragnieniem? Nie potrafił w tym momencie na te pytania odpowiedzieć, więc uśmiechnął się szeroko.
-Hawks, boisz się trzęsienia ziemi? To ja już jestem bardziej niebezpieczny, niż jakieś tam trzęsienie ziemi..
Parsknęła śmiechem na co mu ulżyło, właśnie to chciał osiągnąć. Jednak inny jego cel legł w gruzach, chęć odizolowania się od niej, ograniczenia kontaktów. Był już pewny. Był zakochany po uszy, niezbyt szczęśliwie, ale to nie miało większego znaczenia. Kochał ją i nie zamierzał zrezygnować z przyjaźni.
-Taylor..
Jej głos wyrwał go z zamyślenia i dopiero wtedy dotarło do niego, że wstrząsy ustały, tylko wycie syren nadal przypominało o przebytym strachu. Powoli podniosła się z ziemi, a on zaraz po niej. Przytulił ją mocno do siebie.
-Uhh.. dusisz..
-Martwiłem się o ciebie – wyszeptał poluźniając uścisk – nie wiedziałem czy nadal tu jesteś..
-Dobra koniec czułości, miałam już wracać gdy to się zaczęło..
Zerwała się tak nagle do biegu, że zdębiał, dogonił ją po kilku metrach i złapał za rękę, tym samym zatrzymując ją gwałtownie.
-Nie wiem co z matką..
-Uspokój się, na pewno nic jej nie jest..
-Taylor ja muszę wiedzieć, tylko wiedzieć. To moja matka – spojrzała na niego błagalnie.
-Rozumiem, ale uspokój się, zdenerwowana jeszcze więcej szkód sobie narobisz. Pójdziemy razem.
-Chyba zwariowałeś, gdyby matka cię zobaczyła, miałabym piekło w domu.
-To chociaż daj się podprowadzić, a później wrócę do domu i posprzątam – wziął głęboki wdech rozglądając się – to trzęsienie było słabsze niż to ostatnie.
-Prawda? Pamiętam, jak każdy hydrant był istną fontanną.
Mimo, że się denerwowała, musiała zachować zimną krew. Spanikowała na początku, jednak szybko Taylor postawił ją do pionu i była mu za to wdzięczna. Pół godziny później, idąc szybkim krokiem rozchodzili się każdy w swoim kierunku.


***

         Weszła do domu i już od progu dało się wyczuć intensywność alkoholu, co podniosło jej żołądek do gardła. Słyszała przekleństwa matki i zastanawiała się czy wejść dalej. Jej odważniejsza strona zwyciężyła, stanęła w drzwiach do kuchni. Matka klęczała na podłodze przy roztrzaskanym szkle z którego wyciekła bursztynowa ciecz. Teraz przynajmniej wiedziała skąd ten ostry zapach.
-Mamo wstań ja to pozbieram..
Podeszła do kobiety i chwyciła ją za ramię, nie spodziewając się że ta ją odepchnie. Upadła dłonią na podłogę i syknęła z bólu, złapała za nadgarstek i uniosła rękę na wysokość oczu. Po wewnętrznej stronie tkwił odłamek szkła. Z jego gładkiej ostrej powierzchni ściekała krew. Kropla, po kropli tworząc niewielką kałużę tuż przy nodze, mieszającą się z alkoholem. Spojrzała na matkę. Kobieta nie patrzyła na nią, nadal klnąc na zbitą butelkę, ale słowa docierały do niej z opóźnieniem. Podniosła się powoli, przez upadek ciuchy nasiąknęły specyficznym zapachem whisky. Nadal trzymając się za nadgarstek skierowała swoje kroki do swojego pokoju, zostawiając za sobą krople świeżej krwi. Złapała za ręcznik leżący na jej łóżku i obwinęła dłoń, czując zbierające się pod powiekami łzy. Bolało. I to bardzo. Musiała dostać się na pogotowie. Drżąc na całym ciele pakowała do torby ciuchy na zmianę, bo cuchnęła okropnie a nie miała siły by się przebrać. Wyszła z domu nawet nie odwracając się żeby zobaczyć czy matka nadal klęczała nad swoją stratą.
         Gdy dotarła na pogotowie ręcznik całkowicie przesiąkł karmazynową cieczą, w ustach czuła metaliczny posmak a w głowie zaczynało jej się kręcić. W poczekalni było jak w ulu, ludzie z urazami na całym ciele przemieszczali się wokół niej, jakby była niewidzialna. W końcu jednak zaczepiła ją jakaś pielęgniarka i chwilę później lekarz wyciągał szkło z dłoni. Z trudem powstrzymywała wymioty.
-Jeszcze chwilkę. Będziesz musiała po kogoś zadzwonić, dostałaś silne środki znieczulające i przeciwbólowe, więc najbezpieczniej byłoby gdyby ktoś cię odebrał.
Wyciągnęła z kieszeni brudnych szortów telefon i spojrzała na lekarza.
-Mogę?
-Tak proszę.
Tuż po pierwszym sygnale usłyszała głos.
-Taylor mógłbyś przyjść po mnie na pogotowie?
-Jessie co się stało?
-Długa historia, możesz?
-Już jadę.
Rozłączyła się w momencie gdy mężczyzna zakładał ostatni szew, zaraz potem zabandażował jej rękę i wypisał jakąś receptę uśmiechając się przyjaźnie.
-Uważaj na siebie następnym razem.
-Nie sądziłam, że whisky może być taka śliska – zaśmiała się – przepraszam za ten zapach.
-Uwierz mi że alkohol nie jest najgorszą rzeczą na którą ludzie dzisiaj wpadali, i tak jestem szczęśliwy że mamy tak małą ilość poszkodowanych. Ostatnio było dużo więcej. Proszę.
Otworzył przed nią drzwi i pożegnali się. Wreszcie znalazła się na świeżym powietrzu i od razu natrafiła na zmartwionego chłopaka. W mgnieniu oka znalazł się tuż przy niej, podtrzymując ją i przejmując torbę.
-Boże Jessie co się stało?
-Poślizgnęłam się na tej cholernej whisky..
-Poślizgnęłaś się?
-Tak, już wiem co sobie myślisz.
-No cóż, kiedyś też się poślizgnęłaś, tylko że na płynie.
-Tym razem na serio – podeszli do auta i skrzywiła się – nie wsiądę do auta.
-Dlaczego?
-Jestem cała brudna i mokra od alkoholu, wiesz jak będzie cuchnąć twoje auto?
-Chyba zwariowałaś że będę się tym przejmować. Wsiadaj.
Niezbyt przekonana pozwoliła usadowić się na siedzeniu, zaraz też wnętrze wypełniło się gryzącym odorem. Od razu otworzyła okno.
-Mówiłam..
-Znowu marudzisz Hawks.
         Kwadrans później wchodzili do mieszkania Taylora, gdzie przywitał ją uśmiechnięty a zarazem zmartwiony Tony. Spojrzała z wyrzutem na swojego przyjaciela.
-Dlaczego nic nie powiedziałeś, że Tony jest u ciebie? Nie fatygowałabym cię..
-Właśnie dlatego nic nie mówiłem, poza tym jakoś też nie było okazji.
-A co przeszkadza ci moje towarzystwo?
-Jak mógłby mi przeszkadzać taki przystojniak..
Taylor przez cały ten czas nie spuszczał z niej wzroku i pewnie dzięki temu widział jej zaciśniętą na oparciu sofy pięść z pobielałymi od wysiłku kłykciami. Delikatnie złapał ją za ramiona i powoli popchnął w stronę jednego z pokoi.
-Poromansujecie jak odpoczniesz.
Nie odpowiedziała. Dopiero gdy znalazła się w sypialni uśmiechnęła się nieśmiało.
-Dziękuję, że po mnie przyjechałeś.. wiem, że ostatnio.. – zaczęła ale natychmiast jej przerwał.
-Jessie przepraszam że tak się zachowywałem..
-Taylor nie miałeś czasu, przecież nie jestem zła. Nie jesteś moją własnością..
-.. ale powinienem się lepiej zachowywać..
-Daj spokój, nie jestem typem osoby, która bezsensownie się obraża.
-Wiem, chcę żebyś wiedziała że..
-Dobra, dobra, lepiej pomóż mi z ciuchami.
-Mam cię rozebrać? Już chciałem opieprzyć cię za przerwanie mi tak fantastycznej wypowiedzi, ale ta propozycja jest nie do odrzucenia.
Zaśmiał się starając ukryć pod maską obojętności uczucia, które uderzyły w niego jak tornado. On miał pomóc jej się rozebrać? On, który zwariował na jej punkcie? On, który..
-Nie rozebrać zboczeńcu..
Otrząsnął się ze wspaniałych wizji, fantazji słysząc jej rozbawienie.
-.. rozsuń tylko suwak..
Odwróciła się do niego plecami i zdrową ręką odsunęła włosy, ukazując schowany pod nimi metalowy zamek. Podszedł bliżej i przez chwilę zastanawiał się co zrobić. Najzupełniej w świecie powinien go rozpiąć, to najprostsza rzecz a jednak stał za Jessie patrząc na jej plecy jakby potrzebował instrukcji obsługi. W końcu złapał za suwak i powoli zjechał na sam dół, z każdym centymetrem widząc idealnie gładką skórę.
-Dzięki..
-J-jasne, przyniosę jeszcze coś do uszczelnienia bandaża – odwrócił wzrok – wiesz.. żebyś go nie zamoczyła.. i.. zaraz wrócę..
Wyszedł z pokoju, oparł się o chłodną ścianę uspokajając serce. Cholera był facetem! Facetem, który nie powinien tak reagować na kobietę, żadną. Powinien normalnie funkcjonować, a nie wariować przy jednej dziewczynie. Tak. Wariował. A to przecież nie zdarza się facetom takim jak on. Oparł dłonie na udach i pochylił się do przodu, dysząc jak po jakimś maratonie.
-Stary dobrze się czujesz?
Uniósł głowę słysząc nad sobą głos.
-Chyba przeżycia dzisiejszego dnia dały mi porządnie popalić. Dawno nie miałem takiej dawki adrenaliny jak dzisiaj, mam nadzieję że wyczerpałem zapas na kolejne kilka miesięcy..
-Bracie jesteśmy stworzeni do takich sytuacji – zaśmiał się cicho klepiąc go po ramieniu i zniknął w kuchni.
-Mnie już wystarczy – wyszeptał, spoglądając na drzwi obok. Zupełnie zapomniał, że miał pomóc przyjaciółce.

***

-„Wstrząsy o sile 6,8 w skali Richtera nawiedziły wczoraj stan Texas.. epicentrum znajdowało się w niewielkim miasteczku na południe od Dallas, Hallisboro. Niestety nie obyło się bez ofiar śmiertelnych, jak do tej pory mowa jest o dwudziestu trzech..”
Jessie spoglądała na zniszczenia w samym Hallisboro, to było przerażające. Helikoptery telewizji latały nad gruzami domów, budynków, mostów. Dziennikarze rozmawiali z samymi poszkodowanymi, a w tle słychać było lamenty ludzi. Dym, kurz i płacz.
-Proszę, wyłącz to..
Spojrzała w bok i chwyciła za pilota. Wyłączyła. W pokoju zaległa cisza. Tony wstał otrzepując niewidoczny pył.
-Muszę jechać, rodzice będą zaraz wydzwaniać, że powinienem być już w Austin. Od wczoraj siedzą przy telewizorach i oglądają – westchnął.
W końcu pożegnali się i Taylor znów opadł na poduszki obok Jessie. Wpatrywała się w czarny ekran telewizora, wreszcie obdarzyła go spojrzeniem zielonych oczu.
-Ja też muszę już wracać do domu.
-Zostań jeszcze dzisiaj..
-Jestem u ciebie od wczoraj, czuję się dobrze więc nie ma potrzeby żebym zostawała.
-To zostań dla mnie..
Spojrzała na niego z zaskoczeniem wypisanym na twarzy, po czym zmrużyła oczy tak jak lubił.
-Czy ty się czasem we mnie nie podkochujesz?
-Co?? Zwariowałaś do reszty – wychrypiał, szukając w myślach dobrego wytłumaczenia – potrzebujesz pomocy przy ręce, poza tym wiesz, że lubię gdy ktoś u mnie jest, skąd w ogóle przyszło ci do głowy jakieś zakochanie?
-Mogę zostać, ale ja wybieram filmy do oglądania.
Całkowicie zignorowała pytanie jakie zadał jej przyjaciel. Przykryła się kocem, nie przestając go obserwować. W końcu nie wytrzymał.
-Mam coś na twarzy?
-Zastanawiam się dlaczego facet taki jak ty nie ma dziewczyny?
-Wow Hawks zadziwiasz mnie coraz bardziej. No i co wymyśliłaś?
-Problem w tym że nic.
-To sporo. Nie masz większych problemów? – westchnął – Już ci mówiłem, że związki nie są dla mnie.. ja się do tego nie nadaję.. czasami chcesz czegoś czego mieć nie możesz..
-Masz kogoś na oku? – uśmiechnęła się szeroko, jakby pobudzona tą informacją.
-To cała ty, zawsze wyłapiesz coś z kontekstu i tego się uczepisz..
Zaśmiała się głośno, chwytając za pilota. Zaraz na ekranie pojawił się jakiś film, którym on wcale nie był zainteresowany, za to całą uwagę skupił na przyjaciółce kładącej swoją głowę na jego kolanach. Zwykły, przyjacielski gest który sprawił że wszystkie problemy ulotniły się w jednej sekundzie, zastąpione euforią.

8 komentarzy:

  1. Wow... nie wiem co napisać. Może zacznę od tego, że cholernie się ciesze na powrót twoich rozdziałów! Jak zawsze opisałaś wszystko genialnie, a to trzęsienie ziemi i wizyta w szpitalu, byłam w szoku czytają to i nadal z tego szoku wyjść nie mogę. Trochę się rozmarzyłam wyobrażając sobie Taylora pod prysznicem, kiedy krople wody z niego ściekały... po całym jego ciele... dobra, wystarczy xD Ale widać od razu, że chłopak zrobił się poważniejszy, nie brak mu dogryźliwych i żartobliwych powiedzonek jednak mówi je co raz rzadziej w obecności Jess. No ale co się dziwić, zakochał się ^.^. Czekam na kolejny poruszający mnie i wgniatający w podłoge rozdział :D:*
    PS. Dziękuje za dzisiejszą miłą pogawędke kochana ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega!
    Napiszę to co zawsze: no oh i ah!
    W końcu się doczekałam i Ciebie i nowego rozdziału, przy którym o mało co w niektórych momentach moje serce nie wyskoczyło z klatki piersiowej. Takie emocje! xD
    Myślę, że gdyby to opowiadanie wydali jako książkę, noo dziewczyno, to byłby bestseller! ^^
    Uwielbiam!
    Czekam na więcej, pozdrawiam i całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Niaaaaaaa, Taylor się zakochał ~ ! I to w Jessie ~ !
    Bickslow : To raczej dobrze, nie?
    Wcale że nie D: Co biedak teraz zrobi?! Widzi ją codziennie, pomaga jej, jest przy niej i co?! I nic! Boję się o jego biedne serduszko... Oby nie próbował się zabić, bo wtedy ja go zabiję D:
    Buziaaaa ~ !
    ~Reneé

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział przeczytałam jednym tchem. Wiem, co dolega Taylorowi - zakochał się w Jessie, a ona (chyba) nie odwzajemnia tego uczucia, powie jej to kiedyś? próbuję sobie wyobrazić taką sytuacje, reakcje dziewczyny, ale przychodzi to z trudem, Twoi bohaterowie są nieobliczalni. Nie wiadomo, czy będzie skakać ze szczęścia, czy uderzy go w twarz ;) Poza tym - Dziwnie mi było bez Twoich rozdziałów, dlatego cieszę się, że znowu mogłam poczytać o ich perypetiah. Czekam na nowy rozdział ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej co tu się teraz dzieję O.o to trzęsienie ziemi nieźle mnie przeraziło... i do tego myśli Taylora <3
    rozdział czytałam z tak zapartym tchem że prawie się udusiłam! Bardzo się cieszę że tak szybko napisałaś bo już myślałam że cię porwano. Chociaż uprzedzałaś to i tak to zbyt długo ;( tęskniłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam że dopiero teraz napisałam komentarz ale nie miałam za bardzo czasu ;p

      Usuń
  6. Niby rozdział długi ale dla mnie i tak za krótki! Jaki tam nudnyy?? Cudowny jest.. W życiu nie czytałam tak dobrego rozdziału. Powodzenia i wielkiej weny życzę ;333

    OdpowiedzUsuń
  7. Waaaa! Jestem okropna, tak długo tego nie przeczytałam, możesz mnie pobić, będziesz usprawiedliwiona :< Rozdział jest świetny i dłuuugi <3 No i kochany Taylor w końcu się przyznał ikk! Jeszcze tylko Jessie i będzie cacy stuk stuk! xd Nie no co ja gadam to jest pierwsza miłość coś musi się spierniczyć XD nie no coś mnie dzisiaj bierze, wybacz :D A ty jesteś jeszcze okrutniejsza za to, że byłaś tak daleko :P Dobra dobra kończę bo się rozgadałam :D Całusy :*

    OdpowiedzUsuń