***
Nie
potrafiła skupić się na opowieściach Zory o wspólnym wypadzie z Nate’m, z
którego wrócili dzień wcześniej. Chciała, ale wszystkie jej myśli zaprzątały te
dwa cholerne, czerwone paski. Dwa czerwone paski, wywalające jej popaprane
życie do góry nogami. Wciąż zadawała sobie pytanie, jak mogła być dobrą matką,
skoro nikt jej tego nie nauczył, nikt nie pokazał. Przed oczami migały jej
wspomnienia, z których usilnie próbowała wyłapać te odpowiednie, jednak na nic
jej się to zdało. W tym momencie obraz matki nie przypominał tego, którego do
tej pory wykreowała, teraz to była zwykła, obca kobieta i nic nie mogła na to
poradzić. Nic już nie czuła. A to właśnie ona miała stać się matką,
bezpieczeństwem dla tego maleństwa, ale nie wiedziała jak.
-Jessie! To ja się tak
produkuję, a ty po prostu mnie nie słuchasz – Zora dźgnęła palcem w ramię
dziewczyny z udawanym oburzeniem.
Wzięła głęboki wdech i ze
świstem wypuściła powietrze.
-Jestem w ciąży.
Oczy mulatki rozszerzyły
się do nienaturalnych rozmiarów i przez chwilę Jessie myślała, że będzie
wyglądać dokładnie tak samo jak postacie z kreskówek, którym to, przy byle
okazji oczy wychodziły z orbit. Niewiele brakło, by parsknęła śmiechem. I w tym
samym momencie Zora rzuciła się na nią z dzikim okrzykiem, stawiając na nogi
grupkę ludzi przy stolikach i cały personel znajdujący się w knajpce.
-Dus.. dusisz.. mnie.. –
Jessie próbowała złapać oddech, nie mogąc nadziwić się sile, posiadanej przez
przyjaciółkę.
-Przepraszam, o matko, to
cudownie! – krzyknęła.
-Boże, Zora, ciszej.
-Ciszej? Przecież to
cudowna wiadomość! A Taylor? Cieszył się? Pewnie, że się cieszył, po co ja w
ogóle pytam. Jestem taka nierozgarnięta. Byłaś już u lekarza? Mogę następnym
razem iść z tobą?
-Zo..
-Tak bardzo chciałabym już
trzymać maluszka..
-Zo..
-Od kiedy w ogóle wiesz?
Macie już imiona?
Tego było za wiele.
-Zora, do cholery –
warknęła, rozmasowując skronie opuszkami palców. – Jesteś jedyną, która wie.
-Co?! A Taylor? Przecież..
-Dziewczyno, zrobiłam test
wczoraj. Za godzinę mam wizytę, zrobią badania, będę mieć pewność..
-Nie wyglądasz na
szczególnie szczęśliwą. Co się dzieje?
-A jak myślisz? – jęknęła.
-Przepraszam, ale
najwidoczniej nie myślę – odpowiedziała Zora z przekąsem.
-Matka okazała się obcą
osobą, ojciec.. – westchnęła – sama nie wiem, co o tym myśleć. Biologiczna
matka, kim była, czy żyje, czy może umarła.. nie wiem kim jestem, nie wiem czy
nadaję się na matkę..
-Przestań! Weź się w garść
Jessie. Będziesz miała dziecko, zostaniesz najcudowniejszą matką, bo cię znam i
wiem to. Po prostu wiem. A teraz wyciągnij telefon i bez jęczenia zadzwoń do
męża. E, e.. – pokiwała palcem tuż przed nosem Jessie, widząc, że ta ma zamiar
się odezwać – bez gadania.
-Powinnaś startować w
wyborach na gubernatora stanu, ludzie baliby się nie głosować na ciebie.
Niepewnie wyciągnęła z
kieszeni kurtki telefon i powoli zaczęła wstukiwać numer. Już po kilku
sekundach w słuchawce usłyszała głos Taylora.
-Kochanie, czy moglibyśmy
się spotkać za godzinę?
***
Jessie
siedziała w poczekalni wpatrując się z uporem na wskazówki zegara. Ręce jej
drżały, gdy na chwilę skupiła na nich swój wzrok. Zacisnęła je więc w pięści,
biorąc przy tym głębszy wdech. I jeszcze jeden. Zbliżała się godzina jej
wizyty, a Taylora wciąż nie było. Może coś go zatrzymało u ojca, ale przecież
obiecał, że będzie. Nawet był nieco zaniepokojony, przynajmniej tak jej się
wydawało.
-Pani Jessica Higgins.
Miły głos wyrwał ją z
zamyślenia. Uniosła głowę. Tuż przy drzwiach stała kobieta w zielonkawym kitlu,
z idealnie ułożonym kokiem i tym szczerym uśmiechem na twarzy, który rozlał się
ciepłem po jej ciele. Takich gestów potrzebowała. Wytarła spocone dłonie w
spodnie i wstała.
-Jessie..
Odwróciła się gwałtownie.
Taylor wpadł do poczekalni, dysząc ciężko. Ten widok rozczulił ją do tego
stopnia, że nie mogła powstrzymać się od cichego chichotu.
-Może wezwać do ciebie
lekarza, bo wyglądasz jakbyś zaraz miał upaść.
-Bardzo śmieszne kochanie,
czy teraz możesz mi powiedzieć po co tu jesteśmy?
-Chodź – pociągnęła go za
rękę – teraz moja kolej.
Weszli do przestronnego
pomieszczenia w kolorze uspokajającego błękitu. Przy jednym z okien stało
niewielkie metalowe biurko, a za nim kobieta, tym razem w białym kitlu, spod
którego wystawała idealnie skrojona garsonka. Zaraz obok znajdowała się kotara,
a za nią łóżko i kilka aparatur.
-Proszę państwa, proszę
usiąść.
Para zajęła wskazane przez
kobietę krzesła, a sama podeszła do aparatury.
-Panią poproszę tutaj na
łóżko.
Jessie posłusznie wykonała
polecenie i już chwilę później w pokoju rozniósł się dudniący odgłos. BUM BUM.
BUM BUM.
Do Taylora nie od razu
doszło z czym ma do czynienia. Jednak niewiele czasu zajęło mu dodanie dwa do
dwóch, a z chwilą gdy zrozumiał sens wizyty, na chwiejnych nogach podszedł do
łóżka, na którym leżała Jessie. Miała łzy w oczach, tak samo jak on.
-Będę ojcem – wyszeptał,
jakby do siebie.
-Serce dziecka bije mocno,
zresztą to słychać – kobieta uśmiechnęła się spoglądając na obojga rodziców. –
Potrzebujemy teraz kilku badań, a przede wszystkim przyszła mama musi o siebie
dbać.
-Będziemy mieli dziecko..
-Tak kochanie, będziesz
tatą – Jessie uśmiechnęła się przez łzy i zaraz znalazła się w ramionach
mężczyzny.
Stali tak przez chwilę,
śmiejąc się i tuląc do siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na postać kobiety,
będącą obok nich i także uśmiechniętą. Chcąc dać im chwilę dla siebie, usiadła
przy biurku i zaczęła przygotowywać dokumentację dziewczyny.
***
-Jesteś jakaś inna..
Tony uważnie przyjrzał się
bratowej, a z jego twarzy nie schodził uśmiech. Jessie szczelniej opatuliła się
swetrem, wdychając świeże powietrze przesiąknięte deszczem i sosnami. Tyle razu
przyjeżdżali tu z Taylorem, tyle czasu przesiadywała na tej właśnie werandzie,
a wciąż nie mogła nadziwić się intensywności zapachów czy kolorów. Nawet
rozpadający się dom na wzgórzu miał swój wkład w urok jaki rozpościerał się nad
okolicą. Spojrzała na chłopaka z uśmiechem.
-Wciąż jestem tym wszystkim
oczarowana.. – westchnęła.
-A ja wciąż nie mogę
uwierzyć, że wybrałaś jego zamiast mnie.
Zaśmiała się szczerze,
przytulając do jego boku.
-Brakowało mi twojego
gadania.
-Jesteś szczęśliwa?
Pytanie zaskoczyło ją, więc
uniosła głowę i napotkała wzrok pełen zatroskania, powagi.
-Dlaczego mnie o to pytasz?
-Bo chcę wiedzieć – położył
swoją dłoń na jej drobnej dłoni i westchnął – chcę wiedzieć, że jesteście
szczęśliwi. Taylor dopiero przy tobie się otworzył, zmienił. Jest moim młodszym
bratem, więc rozumiesz..
-Jestem szczęśliwa, mogę z
całą pewnością stwierdzić, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie..
-Nie sądzę, to miano jest
zarezerwowane dla mnie – odezwał się głos z tyłu i jak na komendę para
obejrzała się za siebie.
W drzwiach, oparty o
futrynę stał uśmiechnięty Taylor. W czarnych spodniach, białej koszuli i w
cienkim krawacie prezentował się wyśmienicie. Jakby właśnie zszedł z okładki
Forbes’a i od niechcenia stał w tym miejscu. Jessie uśmiechnęła się czule na
ten widok, zaraz potem zmrużyła oczy.
-Długo nas podsłuchujesz?
-Szkoda, że w ogóle się
odezwałem, mógłbym coś jeszcze usłyszeć, ale mama prosiła bym cię zawołał –
zwrócił się do brata, podchodząc bliżej.
-Jasne, zostawiam was –
puścił oczko do Jessie. – Szkoda tylko, że nie usłyszał jak mówiłaś, o Tony to
ciebie kocham.
Cała trójka parsknęła
śmiechem i po chwili zostali sami, wciąż kręcąc głowami ze śmiechem.
-Ciekawe czy będzie taki
cwany, jak dowie się, że to ja miałem pomóc mamie nakrywać do stołu. Teraz to
on będzie musiał zastąpić mnie.
-Mama kazała zrobić to
tobie?
Taylor dumnie wypiął pierś,
na co dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową. Wciąż zachowywali się jak
dzieci, jak wtedy, gdy ich poznała. Może doszły pojedyncze siwe włosy, ale
wciąż byli tymi wariatami, którzy ganiali się po całym domu, czy stroili z
sobie żarty.
-Taylor!!!! Rusz to dupsko
i mi pomóż!!
Głos Tony’ego rozszedł się
po całym domu i Jessie zachichotała. Zaraz po tym poczuła ciepłą dłoń na swoim
brzuchu, delikatnie gładzącą miejsce, w którym rosło ich dziecko. Ta pieszczota
sprawiła, że z jej ust wyleciały jedyne słowa na jakie w tej chwili było ją
stać.
-Kocham was..
Taylor
porozumiewawczo spojrzał na Jessie, ale ta delikatnie pokiwała głową. Spod
przymkniętych powiek obserwowała otoczenie. Każdy był zajęty posiłkiem jaki
zaserwowała im Lora. Jakby wiedziała, jakby cała ta kolacja była właśnie z ich
powodu. Wielki stół, przy którym właśnie siedzieli, był nakryty biało srebrnym
obrusem, a na nim, pośrodku, znajdowały się trzy szklane wazony z pływającymi w
nich malusieńkimi świeczkami. Serwery i cała zastawa była w tym samym kolorze
co obrus, białe bądź srebrne dodatki dodawały całej kolacji stylu, szyku i
elegancji.
Jessie wsadziła do ust kęs
pieczeni i poczuła lekkie kopnięcie w nogę. Westchnęła. Miała go serdecznie
dość, miała ochotę wykopać go i powiedzieć, żeby wrócił jak ona skończy jeść.
Spojrzała na niego marszcząc czoło, jednak najwyraźniej on już podjął decyzję i
wiedziała co za chwilę się stanie.
Nie chciał czekać, już i tak wstrzymywał się od trzech dni
przed zadzwonieniem do rodziców, a przecież wiedział jak szczęśliwi będą, gdy
tylko się dowiedzą. Widział te mordercze spojrzenia, które Jessie posyłała w
jego kierunku, gdy tylko zaczepiał ją, niemo pytając o pozwolenie. Koniec z
czekaniem. Wstał z miejsca i znacząco odchrząknął. Wszyscy, za wyjątkiem Jessie,
unieśli na niego wzrok, ona za to wpatrywała się w swoje złączone dłonie, które
nerwowo zaciskała na kolanach. Położył rękę na jej ramieniu dodając jej tym
samym otuchy. Kąciki ust Jessie uniosły się, więc spojrzał na resztę.
Wpatrywali się w niego z wyczekiwaniem, chociaż sądząc po minie matki, musiała
się czegoś domyślać.
-Chciałbym.. to znaczy
chcielibyśmy powiedzieć wam, że zostaniemy rodzicami..
No i niczego innego się nie
spodziewał. Matka wydała z siebie dziwny pisk i szybkim krokiem zmniejszyła
odległość między nią a synową, trzymając ją teraz w mocnym uścisku, płakała i
gratulowała im obojgu. Nie obyło się bez jęczenia, że nareszcie. Po
poklepywaniu ze strony Richarda i Tony’ego, przyszedł czas na wpatrywanie się w
obrazek jaki miał przed sobą. Teraz oboje rodziców stało przy Jessie, wypytując
o badania i lekarzy, wypytując kiedy, gdzie i niewiele brakło, żeby parsknął
śmiechem bo czekał już na pytanie „jak”.
-Już myślałem, że będę
musiał pokazać ci jak to się robi.
Usłyszał tuż obok i
szturchnął brata łokciem.
-Teraz przynajmniej wiem,
że z ciebie prawdziwy mężczyzna. Nareszcie doczekamy się bobasa w domu. Ojciec –
Tony podniósł głos w stronę mężczyzny trzymającego się blisko bratowej –
wyciągaj najlepszą szkocką, trzeba to oblać.
Richard ze śmiechem pacnął
się otwartą dłonią w czoło. Wyglądało to tak, jakby sam zastanawiał się,
dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał. Przywołał tylko dłonią Taylora i
skierowali się w stronę białych drzwi, znajdujących się tuż przy wejściu do
kuchni. Już po chwili do nozdrzy chłopaka dostał się specyficzny zapach ziemi,
kurzu, wilgoci, sam dokładniej nie mógł określić czym pachniała piwniczka ojca.
Pamiętał jedynie, że lubił ten zapach - przypominał mu o czasach, gdy z bratem
próbowali się tutaj podkradać, co niejednokrotnie im się udawało. Uśmiechnął się
do własnych wspomnień.
Starszy mężczyzna
przystanął i nacisnął włącznik, zaraz zrobiło się jaśniej. Pomieszczenie nie
było duże. Kamienne ściany utrzymywały chłodniejszą temperaturę, a drewniane
półki, pokryte niewielką warstwą kurzu, mieściły na sobie dobre kilkadziesiąt butelek
wytrawnego trunku – od win po różnego rodzaju whiskey i brandy. Podszedł do
jednego ze stojaków i przez chwilę przyglądał się w milczeniu, po czym sięgnął
po jedną z butelek.
-Ta jest idealna – odwrócił
się w stronę syna. – Nie sądziłem, że doczekamy się z matką tego dnia. Jestem przeszczęśliwy..
I nagle Taylor zobaczył
coś, czego nie dane mu było zobaczyć odkąd pamiętał. Pomimo niezbyt jasnego
światła, widział to wyraźnie. Oczy ojca. Oczy, które nosiły ślady łez. I chyba
dopiero w tym momencie uświadomił sobie, jak odmieniło się życie, nie tylko
jego, ale i całej jego rodziny, odkąd poznał Jessie.
Podszedł do ojca i
przytulił go mocno do siebie, czując równie mocny uścisk.
-Grupowe przytulanie? Wyglądacie
co najmniej dziwnie.
Głos Tony’ego rozszedł się
po piwniczce, zwracając uwagę dwóch mężczyzn. Odwrócili się w jego stronę z
uśmiechami na twarzach.
-Zostawiliście mnie z dwoma
babami, z których jedna jest bombardowana pytaniami – znacząco spojrzał na
brata – mama chce wiedzieć dosłownie wszystko.
-Nie dziwcie się matce,
jest szczęśliwa..
-Dobra, dobra – Tony machnął
ręką – daj wreszcie to uczcić. Nie codziennie zostaję wujkiem, a ty dziadkiem.
Ojciec tylko ostentacyjnie
westchnął i sięgnął po trzy kryształowe szklanki, z których zdmuchnął
nieistniejący pyłek. Otworzył butelkę, przybliżył ją do nosa, powąchał, po czym
z wyraźnie zadowoloną miną rozlał. Po chwili dało się słyszeć dźwięk
obijającego się o siebie szkła.
-Za kolejne pokolenie.
Przepraszam z tak krótki rozdział i za błędy, jeżeli takowe znajdziecie. Szukałam ich i szukałam, ale w oczach mi się już przewraca. Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale na to kompletnie nie miałam wpływu, boję się, że już się wypaliłam, a jeszcze kilka spraw u Jessie i Taylora jest do wyjaśnienia. Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział. Buziollleee :*
Wypaliłaś, powiadasz? Mam co do tego totalnie inne zdanie. Rozdział krótki jak na ciebie, ale świetny, więc masz szczęście! Czekam na następny! ;>
OdpowiedzUsuńTy głuptas jesteś , a nie "wypaliłam się" :P. Cieszę się, że udało ci się napisać ten rozdział :))) Jest rewelacyjny, szczególnie spodobała mi się ostatnia część, na której nieźle się uśmiałam (faktycznie brakowało jeszcze pytania "jak" :DDD). Rozdział krótki, ale cudny :)))
OdpowiedzUsuńChciałabym coś jeszcze napisać... ale nie wiem szczerze co, mózg mi się gotuje po dawce informacji z pierwszego dnia pracy O.o (pamiętaj że trzymałam i trzymam kciuki za Ciebie :P)
Jejciu, jejciu, jejciu, jejciu! Jessie jest w CIĄŻY!!!! Dawno rozdziału nie było i już się zaczęłam martwić :D Ale w końcu jest i na dodatek zacny :3 Achhh brakowało mi twoich rozdziałów, mam nadzieję że wena wróci i wszystko się wyjaśni :D I bardzo chciałabym żebyś miała masę innych pomysłów i napisała jakieś inne opowiadanie :3 Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWpadłam i sie nie zawiodłam, tak jak pisałam w swoim niedawnym komentarzu, również z anonima, jestem przeszczęslia, że wpadłam na tą historię i mogę ją czytać dalej, bo chcesz kontynuować, czekam na więcej, znacznie, znacznie wiecej!
OdpowiedzUsuń~ I
Dziekuje Wam bardzo dziewczyny ;))
OdpowiedzUsuńKa-Chan mam juz cos nowego, ale najpierw musze skonczyc T&J ;p
uuu bedzie dzieciaczek :33 Jessie bd swietna matka :) świetny rozdział, czekam na więcej :))
OdpowiedzUsuń